Rezultaty wyszukiwania dla: 12

Poniżej prezentujemy listę opowiadań, które zostały zgłoszone do udziału w Konkursie na Fantastyczne Opowiadanie, oraz opublikowane w dziale Opowiadania na Secretum. Lista została ułożona w kolejności publikowania tekstów na Secretum.

Dział: Zakończone
piątek, 08 maj 2015 07:46

"Sense8" - nowy serial od Wachowskich

W sieci pojawił się pierwszy trailer serialu "Sense8", przygotowanego przez rodzeństwo Wachowskich dla kanału Nefliks. Jego fabuła skupia się na perypetiach ośmiu bohaterów zamieszkujących różne części świata. Każdy z stracił kogoś bliskiego w przeszłości. Związany ze śmiercią ból psychiczny jaki doświadczyli, sprawił, iż bohaterowie są w stanie odczuwać siebie nawzajem emocjonalnie i mentalnie.

Dział: Seriale

Jestem Tina i jestem mondrom i inteligenentnom blondynkom i jestem bardzo wyskoka... Znaczy wysoka i uadna. Mam uadne i durze niebiezkie oka, a znajomii muwiom, że mam jakieś ajkju ponirzej zera, co chyba jest komplemenentem. Wyszyscy muwiom mi, że jestem barydzo uadna i hóda jak... eee... chiba jak sztacheta, co chyba też komplemenentem było...

No dobra... Jaja jajami, ale teraz tak na serio... Siedzę w jakimś ciemnym pomieszczeniu w nieznanym mi miejscu. Mimo, że jestem jako tako uzbrojona to co z tego, jak wokół jest pełno czegoś, co z wyglądu przypomina ludzi, ale zachowuje się jak zwierzęta. Jestem tu sama, ponieważ mojego przyjaciela rozszarpały te stwory. Fakt faktem mam tu trochę jedzenia, znalazłam jakiś pusty zeszyt i latarkę, a że siedzę tu już trochę, zaczęło mi się nudzić, więc zaczęłam opisywać to co mi się przytrafiło, wyobrażając sobie, że tak na serio jest to opowiadanie, książka, czy coś w tym stylu, więc nie będzie to przypominać wpisów do pamiętnika.

Chyba zacznę od przedstawienia się. Nie, nie mam na imię Tina, ani nie mam IQ poniżej zera. Mam na imię Ambrellia, ale znajomi mówią mi Ambrella (tak, wiem że Umbrella to parasol), albo Amb. Jestem niską dziewczyną (156 cm), która ma krótkie brązowe włosy, brązowe oczy i jest strasznie blada. Mam 19 lat, a IQ mam chyba w miarę wysokie (o ile pamiętam, to dostawałam dość dobre oceny w szkole i nie wygadywałam jakichś szczególnych głupot). Niestety przez mój wzrost ludzie mają tendencję do zaniżania mi wieku (znaczna część znajomych mówi mi, że wyglądam na 14 lat...). Lubię rock, rock średniowieczny, gotyk, metal i punk. Mam skłonności sadystyczne (ale tylko w niektórych sytuacjach, więc tym bym się zbytnio nie przejmowała). Uwielbiam fantasy, science-fiction i Johnnego Deppa. Jestem uzależniona od gier komputerowych i książek. Potrafię kręcić kulami (tymi na łańcuchu... Tak dla jasności), rzucać nożami i strzelać z różnorodnej broni palnej.

No... To chyba na tyle jeśli o mnie chodzi. Teraz może opiszę moją rodzinkę.

Matka jest kucharką (bardzo lubi eksperymentować z przyprawami. Nie powiem, jak na razie wszystko jej wychodzi). Często woła mnie do pomocy przy gotowaniu i uczy mnie coraz to nowych rzeczy. To właśnie po niej mam oczy (jeśli chodzi o włosy, to szczerze powiem, że nie wiem po kim mam kolor. Rodzice mają ciemne, a ja mam w miarę jasne). Ojciec jest informatykiem (po nim mam charakterek, plus, minus niektóre cechy). Gdy ojciec miał naście lat, dziadek nauczył go strzelać (dziadek był wojskowym. Nic więcej nie mogę o nim napisać i to nie dlatego, że nie chcę. Zmarł przed moimi narodzinami z niewyjaśnionych przyczyn, więc mało o nim wiem), a ojciec z kolei nauczył tego mnie. Aktualnie mamy w domu mały „arsenał". Często jeździmy razem na strzelnicę. Mam jeszcze siostrę Anitę i szwagra Damiana. Anita aktualnie studiuje psychologię. Zapewne jest to rzadkością między rodzeństwem, ale bardzo dobrze się rozumiemy. Anita jest starsza o 10 lat i wyższa o jakieś 20 cm. Uwielbia rzucać nożami. Gdy miałam jakieś 12 lat, zaczęła mnie tego uczyć. Damian natomiast woli kule, choć też potrafi rzucać nożami. Często bierze udział w fireshowach. Ostatnio namówił mnie, żebym też wzięła w tym udział i ja głupia oczywiście musiałam się zgodzić. Teraz tego żałuję...

I to tyle. Zastanawiam się, czy ktoś jeszcze przeżył. Mam nadzieję, że tak. Bo przecież życie z samymi zombiakami jest taaakie nudne... Tiaa... To może teraz opowiem co się wydarzyło...

Było to bodajże miesiąc temu. Przyjechali Anita i Damian. Trochę dziwnie się zachowywali. Po przywitaniu się Damian powiedział, że ma pewną propozycję. Opowiedział mi, że organizują festiwal, na którym występują kapele rockowe, metalowe i punkowe. Można tam też posłuchać i potańczyć do dubstepu i oglądać fireshow. Powiedział, że odbywa się to w Mroczkach i że potrzebują jeszcze jednej osoby do fireshowu - kręcenia płonącymi kulami, plucia ogniem, itd. Byłam zachwycona, ale musiałam przekonać rodziców, żeby pozwolili mi jechać, bo do wakacji pozostało jeszcze trochę czasu, a ja miałam szkołę.

Po tym jak wszyscy już pojechali, zadzwoniłam do przyjaciela - Alexa z zapytaniem, czy nie chciałby ze mną jechać, kiedy już rodzice się zgodzą. Był jak najbardziej chętny do tego. Poszłam więc zapytać, czy mogę iść na imprezę. Ku mojemu zdziwieniu, otrzymałam zgodę na wyjazd.

Jakieś 15 min po rozmowie z rodzicami zadzwoniłam do Alexa i przekazałam mu dobre nowiny. Uzgodniliśmy, że wyjazd ma być w piątek po szkole. Gdy skończyliśmy wszystko omawiać coś mi się przypomniało. Po chwili zapytałam Alexa czy zauważył, że ostatnio ludzie są bardzo chorowici. Odpowiedział, że tak i że większość ludzi z naszej szkoły albo zostaje w domu, albo chodzi po szkole, wyglądając jak żywe trupy (w przenośni oczywiście... jak na razie przynajmniej). Opowiedziałam mu wtedy o mojej przyjaciółce Basi. Też zachorowała. Alex pocieszał mnie mówiąc, że za kilka dni pewnie będzie zdrowa. Nie wiem czemu, ale nie wierzyłam w to i dalej w to nie wierzę. Tego samego dnia zadzwoniłam też do mamy Basi. Dowiedziałam się, że przyjaciółka czuje się coraz gorzej.

***

Wczoraj zadzwoniła moja siostra. Już po jej pierwszym słowie wiedziałam, że chce powiedzieć mi coś, co mi się nie spodoba. Nie myliłam się... Powiedziała, że ona i Damian nie mogą przyjechać na festiwal, bo szwagier już od jakiegoś czasu źle się czuje. Nie zbyt ciekawie się zapowiadało...

Tej nocy nie mogłam zasnąć. Nie wiedziałam dlaczego, ale czułam dziwny niepokój za każdym razem, kiedy choć przez chwilę myślałam o wyjeździe. Na przekór moim przeczuciom postanowiłam jednak zadzwonić do Alexa. Było ok 1:00 w nocy, ale on, tak samo jak ja jeszcze nie spał. Zapytałam, czy chciałby już w czwartek przed szkołą pojechać do Mroczków. Zgodził się bez namysłu. Ustaliliśmy, że będzie kierowcą.

Wstałam dzisiaj po 6:00, żeby przygotować wszystko, co było mi potrzebne na wyjazd. Godzinę później przyjechał Alex. Po wpakowaniu wszystkiego do auta, pojechaliśmy. Dotarliśmy tam około 10:00 (wszystko działo się na jakiejś polanie). Nie mając nic innego do roboty zaczęliśmy wszystko rozkładać. Czas mijał i pojawiało się coraz więcej ludzi do pomocy. Niektórzy przyjechali nawet z bardzo daleka, żeby móc spotkać się ze starymi znajomymi, ale też żeby się zabawić. Sama spotkałam wielu znajomych. Poznałam nawet pewną Patrycję. Strasznie dobrze się rozumiałyśmy. Alex stracił mi się z oczu, kiedy zaczęliśmy ustawiać ze znajomymi ogrodzenie. Było ono nam potrzebne, żeby ludzie nie wjeżdżali nam na polanę samochodami.

Dziwne rzeczy zaczęły dziać się dopiero po 16:00. Właśnie rozmawiałam z Patrycją, gdy zauważyłam przy ogrodzeniu jakiegoś faceta sięgającego ręką w stronę Ani - córki znajomych. Widząc to, od razy ruszyłam w tamtą stronę biegiem nawołując, żeby Ania odsunęła się od ogrodzenia. Posłuchała mnie. Kiedy tylko tam dotarłam, powiedziałam jej, żeby poszukała Alexa i z nim została. Gdy odeszła zwróciłam się do mężczyzny przy ogrodzeniu. Zaczęłam mówić, żeby sobie poszedł, ponieważ niepokoi innych. Przerwałam jednak w pół zdania i zaczęłam się mu przyglądać. Wyglądał na chorego i miał czymś poplamione ubranie. Plama była dość duża i miała czerwony kolor. Gdy spojrzałam mu w oczy, sparaliżował mnie strach. W tych oczach nie było żadnej emocji. Idealna pustka. Tak, jakby mógł do mnie podejść, rozszarpać mi gardło i odejść, jak gdyby nigdy nic. Przez dobre pół minuty tylko się na niego gapiłam. Gdy odzyskałam głos, powiedziałam mu, żeby odszedł, bo zawołam ochronę, a sama poszłam zająć się swoimi sprawami. Po drodze zorientowałam się, że nie tylko jego oczy były dziwne. Miał też tak jakby... No nie wiem... Wygłodniały wyraz twarzy... Jak gdyby miał ochotę mnie zjeść... Wtedy myślałam, że to absurd. Niestety teraz myślę inaczej...

Godzinę po tym wydarzeniu całkowicie o nim zapomniałam. Pomagałyśmy z Patrycją postawić namiot nad sceną, a było to dość czasochłonne. W pewnym momencie przyszedł Alex z Anią i zapytał co sądzę o ludziach, którzy poustawiali się wokół ogrodzenia. Powiedział, że są bardzo dziwni i wydają bliżej nieokreślone odgłosy. Gdy się rozejrzałam, zobaczyłam ich. Napierali na ogrodzenie tak, że lada moment mogło się wszystko przewrócić. Wyciągali ręce w stronę przechodzących wewnątrz ludzi. W tej chwili byłam bardzo zadowolona z tego, że postanowiliśmy ogrodzić cały plac, a nie tylko jego część. Ci na zewnątrz wyglądali tak samo jak mężczyzna, którego wcześniej spotkałam. Mieli tak samo pusty wzrok i wygłodniały wyraz twarzy. Nie miałam zielonego pojęcia co się dzieje, ale wiedziałam, że nie powinniśmy podchodzić do tych osób.

W pewnym momencie usłyszeliśmy rozdzierający krzyk. Gdy spojrzeliśmy w kierunku z którego dochodził, zobaczyliśmy, że pewna kobieta ma odgryziony wielki kawał mięsa z lewego ramienia. Patrzyliśmy na to w osłupieniu, jakbyśmy byli w transie. W międzyczasie drugie coś - coś, bo nie umiem sobie wyobrazić, by człowiek był zdolny do czegoś tak okrutnego - wgryzło jej się w kark i odgryzło następny kawał mięsa. Zdaliśmy sobie sprawę, że kobieta była przyciśnięta do szpary w ogrodzeniu i że właśnie dlatego jednemu z nich udało się sięgnąć jej szyi. Trwało to mniej niż minutę. Krzyki kobiety szybko ucichły, a my oprzytomnieliśmy w momencie, w którym rozpętało się piekło...

Ogrodzenie nie wytrzymało i w końcu się przewróciło, wpuszczając te stwory. W naszą stronę ruszyły więc hordy tych istot. Alex wspomniał wcześniej, że wydają one dziwne odgłosy. Zdałam sobie sprawę, że tymi odgłosami są warczenia i pojękiwania. Pojękiwanie ok, ale warczenie?! Żadna istota ludzka nie jest zdolna do takiego warczenia! Przypominało ono bardziej warczenie zwierzęcia, choć też nie do końca. Gdy Alex mną potrząsnął zdałam sobie sprawę z tego, że stoję i wpatruję się w to wszystko (czyli rozrywanie ludzi żywcem przez bliżej nieokreślone istoty) jak zaklęta. Tak się składało, że stała tu pewna chatka, w której zostawiliśmy wszelkie narzędzia, rekwizyty, itd. Było tam więc coś czego mogliśmy użyć jako broń, jak np. moje noże i kule. Alex pociągnął mnie w tamtą stronę. Biegliśmy najszybciej jak mogliśmy. Nie wiedzieliśmy, gdzie podziała się Ania. Nie mogliśmy jej znaleźć w tym tłumie.

Przeglądając za nią tłum, zauważyłam Patrycję. To coś dopadło ją tak samo, jak większość tutejszej ludności. Widziałam jak jest zjadana żywcem. Patrząc na to potknęłam się i upadłam. Alex chciał mi pomóc i gdy już mnie podnosił, to coś rzuciło się na niego i wgryzło się w bark. Za nim przyszły inne, przyciągnięte zapachem świeżej krwi. Alex krzyczał bym się ukryła, że nie mogę mu pomóc. Było ich zbyt dużo. Widziałam jeszcze jak go rozszarpują. Rozszarpywali go żywcem. Wyszarpywali kończyny. Widziałam jego twarz gdy to robili. Wdać było, że przeżywał niewyobrażalne katusze, a trwało to około kilku minut. Nie wiem dokładnie, bo jak tylko oprzytomniałam, ruszyłam się z miejsca i pobiegłam do chatki. Gdy tam dotarłam, zatrzasnęłam za sobą drzwi. Stwory próbowały dostać się do środka, ale po pewnym czasie chyba o mnie zapomniały. Nie mogę uwierzyć w to, że to wszystko trwało zaledwie  kilkanaście minut. Wydawało mi się, że trwało to kilka godzin. Może, gdybym powiedziała komuś o tym mężczyźnie, to sprawy potoczyłyby się inaczej. A jeśli to naprawdę wszystko tylko i wyłącznie moja wina? Nie wiem i nie wiem czy chcę wiedzieć...

Gdy wszystko się skończyło zaczęłam przeszukiwać chatkę. Znalazłam jedzenie, latarkę, zeszyt i inne mniej lub bardziej przydatne rzeczy. Później nie wiedziałam co z sobą zrobić, więc zaczęłam słuchać muzyki... Przez słuchawki... Na fulla... Jeśli coś weszłoby do chatki, byłoby po mnie. Jak widać, nic się jednak nie stało. Po jakimś czasie zaczęłam pisać ten tu pamiętnik w stylu opowiadania.

I oto jestem... Cała i zdrowa... Niezbyt wiem czy mam się z tego powodu cieszyć...


* opowiadanie bierze udział w konkursie http://secretum.pl/konkursy/item/282-konkurs-na-fantastyczne-opowiadanie

Dział: Opowiadania
czwartek, 07 maj 2015 10:27

Fantastyczny weekend w Lublinie

W najbliższy weekend Lubelskie Stowarzyszenie Fantastyki „Cytadela Syriusza" zaprasza na swoje imprezy, które odbędą się w Lublinie:

Dział: Wydarzenia
wtorek, 05 maj 2015 12:54

Robert J. Szmidt zabójcą zombie?

Niedawno na półki polskich księgarń trafiły „Szczury Wrocławia" – niezwykle oryginalna powieść Roberta J. Szmidta, w której ten dobrze znany miłośnikom ambitnej literatury SF autor wykorzystał popkulturowy motyw zombie do sportretowania Wrocławia w roku 1963, kiedy to w mieście panowała epidemia czarnej ospy.

Dział: Patronaty

Obudziły mnie promienie słońca, które jakimś cudem przebiły się przez brudne jak nogi diabła szyby.  Spojrzałem na ekran swojego telefonu, który pokazywał godzinę 12:13 i osiem nieodebranych połączeń od papieża. Cholera, znów zapomniałem w tym gównie włączyć dźwięków. Do czego to podobne, żeby ktoś o moich zdolnościach, który jest podległy samemu ojcu świętemu mieszkał w ohydnej kawalerce i użerał się ze starą Nokią. Szybko wybrałem numer i kliknąłem zieloną słuchawkę. Telefon opornie przetworzył polecenie, ale po chwili usłyszałem sygnał. Odebrał Franciszek:

- Niech będzie pochwalony...

- Dzień dobry!- Odparłem szybko, jako, że nie lubiłem tych kościelnych formułek. Zawsze rozmawialiśmy ze sobą po angielsku.

- Dzwoniłem do Ciebie chyba z dziesięć razy! Gdzieś ty się podziewał?! Ale do rzeczy. Jesteś mi potrzebny.

- Jak zawsze, Franciszku. . – Byłem jedną z nielicznych osób, które mogły sobie pozwolić na taką poufałość z papieżem.  - Czy zadzwoniłeś kiedyś do mnie i spytałeś jak się czuję, albo jak mi minął dzień?

- Leon!

- Ech, czym zawinił ten delikwent? – Spytałem powoli podnosząc się z łóżka.

- Dobrze wiesz, że Ci nie powiem. Czemu więc zawsze o to pytasz?

- Bo warto próbować.

***

Zawsze interesowało mnie jak mogłoby potoczyć się moje życie, gdybym urodził się, jako normalny człowiek. Może udałoby mi się założyć dom, znaleźć żonę i takie tam. Znając jednak moje szczęście, zlokalizowałbym sobie ciepły kącik na pobliskim dworcu i w letnie dni popijałbym najtańsze świństwo, jakie tylko udałoby mi się dorwać w supermarkecie. W sumie moje życie wygląda teraz podobnie, z tą różnicą, że alkohol sponsoruje mi Watykan.

Mój cel znajdował się w Czechach. Jakiś świeży wikariusz na prowincjonalnej parafii, który pewnie nie do końca zrozumiał swoje powołanie. Musiał sporo nabroić, skoro do akcji miałem wkroczyć ja. Wsiadłem na parkingu do swojej zielonej mazdy i ruszyłem w kierunku obwodnicy. Czekała mnie długa i męcząca podróż. W sumie to lubiłem swoją posadę – prawa ręka papieża do zadań specjalnych. Dzięki temu miałem ten samochód, mieszkanie, pieniądze – oczywiście wszystko w polskich standardach, żeby nie wzbudzać czyichś podejrzeń.  Zawsze lepsze to niż praca, jako buldożer na cudzej budowie. Watykan zadbał też o specjalną przykrywkę dla mnie, dzięki temu żaden urząd nie czepiał się mnie o źródło moich zarobków. Po prostu żyć nie umierać.

Pędziłem trasą E75 w stronę Katowic. Krajobraz wokół mnie ograniczał się do lasów iglastych i ekranów wyciszających. Czułem się jakbym jechał w jakimś tunelu, bez możliwości zobaczenia chociaż kawałka świata. Z nudów włączyłem radio i przypadkowo nastroiłem je na jakiś katolicki program. Mówiono o wzroście zgłoszeń mówiących o nawiedzeniach, duchach i demonach. Jakiś ksiądz ostrzegał, że może mieć to związek ze zbliżającym się dniem apokalipsy. Zaśmiałem się w duchu i przełączyłem na stację muzyczną.

***

Dotarłem na miejsce w środku nocy. Miasteczko oświetlone było zaledwie kilkoma latarniami, które nadawały temu miejscu niezwykle mroczny charakter. Wydawało mi się, że te stare, ceglane kamieniczki obserwowały mnie - zupełnie jakby wiedziały, że za chwilę trochę tu narozrabiam

Zaparkowałem auto dwie uliczki od plebanii, w miejscu, gdzie nie sięgało światło latarń. Byłem zmęczony podróżą, ale chciałem mieć to szybko za sobą. Zamknąłem oczy i skoncentrowałem całą swoją świadomość na zaklęciu. Po kilku chwilach poczułem, że wszystko poszło zgodnie z planem. Moje ciało zniknęło – stałem się niematerialnym bytem. Teraz wszystko zależało od mojej siły woli. Uniosłem się ku górze przenikając dach mazdy i popłynąłem w kierunku plebanii. Był to dom znacznie nowszy od kamieniczek, które do tej pory mijałem. Wykonany był z drewna, z jednospadowym dachem pokrytym blachodachówką. Ścieżka do drzwi otoczona była zgrabnie przyciętym żywopłotem, a po prawej stronie dumnie egzystował zadbany ogródek. Bez problemu wniknąłem przez drzwi do wnętrza domu i rozpocząłem poszukiwania mojego celu. Musiałem się śpieszyć, albowiem moja moc nie była nieograniczona. W końcu będą musiał wrócić do normalnego stanu i oby się to nie stało podczas przenikania jakiejś ściany, czy dachu.

Znalazłem wikarego w małym, ale przytulnym pokoiku z jednym łóżkiem i biurkiem, na którym leżał włączony laptop. Zerknąłem na ekran i zobaczyłem kilka plików torrent, które pobierał młody ksiądz – gry i filmy pornograficzne. Pomyślałem, że to chyba nie był główny powód, dla którego mnie tu przysłano. Rozejrzałem się jeszcze szybko po pokoju, ale w tych ciemnościach nie dostrzegłem niczego interesującego.

Musiałem się śpieszyć, albowiem czułem, że moja moc z minuty na minutę słabnie. Siłą woli zrzuciłem komputer z biurka. Mężczyzna zbudzony hałasem wstał z łózka i zacząć podnosić zniszczony sprzęt z podłogi. Pewnie był na tyle śpiący, że do końca nie zdawał sobie sprawy z tego co się właściwie stało. Następnie skupiłem swoją wolą na zamkniętych drzwiach, by te w końcu otworzyły się z głuchym zgrzytem. Wikary jęknął i niepewnie wyjrzał przez nie na korytarz. Wiedziałem, że każdy człowiek w takich sytuacjach powoli traci głowę, nawet, jeśli jest to osoba duchowna. Najlepszą rzecz zostawiłem jednak na koniec. Gdy młody ksiądz wreszcie zamknął drzwi i chciał wrócić do łóżka, zobaczył wyryty przeze mnie w pościeli kształt odwróconego pentagramu. Mężczyzna musiał rękami zdusić krzyk, który mimowolnie cisnął mu się na usta. Odpłynąłem stamtąd, zostawiając go sam na sam z jego grzechami.

Zmaterializowałem się tuż przed bramą plebanii. Byłem osłabiony, ale również zadowolony z powodzenia mojego zadania. Jeśli ten księżulek faktycznie czymś zawinił, to po dzisiejszej przygodzie będzie musiał poświęcić sporo czasu, żeby uporządkować sobie ten mętlik w głowie. Swoją drogą to ciekawe, że tak łatwo było naprowadzać księży na właściwą drogę. Kilka gestów, niewytłumaczalnych zjawisk i pojawiających się znaków – wszystko traktowali, jako przekaz od Boga. W sumie czułem się jak zastępca Najwyższego. Brzmi to dosyć dziwnie, ale liczy się, że robiłem coś pożytecznego dla świata.

Słońce powoli już wschodziło, a jego promienie przebijały się przez otaczający mieścinę las. Odpaliłem silnik i zacząłem kręcić się po drogach w poszukiwaniu miejsca, gdzie można kupić jakąś kawę. Oczywiście zakładając, że na tym zadupiu znają taki napój. Kofeina pomoże mi dojechać do Polski, a tam będę musiał się przez chwilę zdrzemnąć. Liczyłem, że Watykan szybko wyśle mi gotówkę. Czułem, że muszę się napić.


* opowiadanie bierze udział w konkursie http://secretum.pl/konkursy/item/282-konkurs-na-fantastyczne-opowiadanie

Dział: Opowiadania
niedziela, 03 maj 2015 09:22

Kroniki Amberu. Tom 2

Zaledwie trzy miesiące temu fani Rogera Zelaznego mogli cieszyć się wznowieniem pierwszego tomu Kronik Amberu, a Wydawnictwo Zysk i S-ka już wypuściło na rynek tom drugi - w równie świetnym wydaniu. To się nazywa dobre tempo, w przeciwieństwie do polityki niektórych wydawnictw, wydających serie w odstępach co najmniej roku (i nie mówię tu o sytuacjach, gdy autor dopiero skrobie kolejne tomy na bieżąco).

Mówienie o drugim tomie Kronik Amberu może być nieco mylące, bowiem oryginalnie składają się one z dziesięciu powiązanych ze sobą tomów. Pierwszych pięć to tak zwane Kroniki Corwina, a pozostałe to Kroniki Merlina. W najnowszym wydaniu zostały one podzielone na pół, co osobiście uznaję za doskonały pomysł. Bieżąca pozycja to nic innego jak pięknie wydane Kroniki Merlina (w ich skład wchodzą: Atuty zguby, Krew Amberu, Znak Chaosu, Rycerz Cieni, Książę Chaosu), stanowiące spójną i zamkniętą – przynajmniej do pewnego stopnia – całość.

Zapytacie, czym jest Amber. Jedyną – obok Dworców Chaosu - prawdziwą rzeczywistością, którą niepodzielnie rządzi książęcy ród, przy którego intrygach, podstępach i zdradach wszelkie znane nam historie wydają się jedynie wyblakłymi, mdłymi opowiastkami dla dziewiętnastowiecznych pensjonarek. Amber otaczają setki, możliwe nawet, że tysiące Cieni, będących jego odbiciem, bądź po prostu wytworem wyobraźni książąt, Amberytów. Na marginesie dodam, że Ziemia również do nich należy. Podobnie jak miejsca, które znamy z legend i mitów, a czasem literatury (w Kronikach Merlina Zelazny złożył ukłon m.in. prozie Lewisa Carolla).

Wspomniany Merlin, główny bohater i narrator drugiego tomu Kronik, to syn księcia Amberu Corwina i władczyni Dworców Chaosu, Dary. Mieszane pochodzenie daje mu podwójne umiejętności oraz prawo do sukcesji na obydwu dworach. Jednocześnie podwójnie zwiększa liczbę śmiertelnych wrogów, z których zdecydowana większość to bliscy krewni, którzy również ostrzą sobie zęby na tron i objęcie władzy.

Merlina poznajemy, gdy od kilku już lat zażywa życia na Cieniu-Ziemi jako utalentowany informatyk. Niemal od samego początku jego pobytu tutaj dokładnie 30 kwietnia ktoś urządza zamachy na jego życie. Pomysłowe, ale niezbyt – jak widać – udane. Tym razem jednak wydarzenia przybierają bardziej dramatyczny, niż zazwyczaj, przebieg – Julia, była dziewczyna Merlina zostaje zamordowana przez wilkopodobną bestię, przez co on sam nie ma już złudzeń odnośnie natury swojego prześladowcy – gdy do gry wkracza czarna magia, oznacza to, że podpadłeś komuś potężniejszemu niż przeciętny mafioso czy psychopata.

Zelazny ponownie zabiera czytelnika w niezwykłą podróż, pokazując, że pokłady jego wyobraźni są niewyczerpane i jednocześnie potwierdzając, że niewielu jest pisarzy, którzy tak sprawnie i zręcznie snują swoje opowieści. Kilkaset stron pochłania się w dwa-trzy dni, by ze zdziwieniem przywitać w końcu ostatnią stronę. Tym, co odróżnia go na tle wielu innych, jest też lekki, mocno ironiczny i zabarwiony czarnym humorem styl, który dodaje smaczku pasjonującej historii. Muszę jednak przy tym przyznać, że w porównaniu z historią Corwina, opowieść o Merlinie – a zwłaszcza jej zakończenie - wypada nieco gorzej. Choć i tak ogólna ocena jest niezaprzeczalnie wysoka.

Mówi się, że nie szata zdobi człowieka, a książki nie powinno oceniać się po okładce (co w przypadku pierwszego wydania Kronik... jest jak najbardziej adekwatne i prawdziwe), jednak w przypadku nowego treść doskonale komponuje się z szatą graficzną. Podobnie jak w przypadku pierwszego tomu, tak i tym razem dostajemy do ręki książkę w nieco większym niż standardowo rozmiarze, w sztywnej oprawie z obwolutą. Grafika też jest przyjemna dla oka, choć akurat ta z pierwszego tomu bardziej mi odpowiadała.

Krótko mówiąc, fanów autora z pewnością nie trzeba namawiać do odnowienia przygody z Amberem w końcu w porządnym wizualnie wydaniu. Z kolei osoby, dla których Zelazny to jeszcze tajemnica, gorąco zachęcam do jego poznania – jego powieści to jeden z filarów fantastyki i to całkowicie zasłużenie. Polecam.

Dział: Książki
piątek, 01 maj 2015 17:04

Gotyckie crossovery XXI wieku

Wprowadzenie

W czasach, o których najprościej mówi się jako o okresie wyczerpania materiału i nieustannego kopiowania oraz powtarzania i wykorzystywania tego, co już w świecie zaistniało, umocnić musiały swoją pozycje idee dublowania istniejących koncepcji. Doskonały przykład stanowi tutaj crossover, który nie jest może pomysłem XXI wieku, ale (zwłaszcza w ostatnich latach) coraz częściej uwydatnia się w propozycjach kinowych. Sam ten termin stosuje się do opisania produkcji, w której dochodzi do spotkania postaci z, przynajmniej, dwóch różnych utworów (książki, filmu, komiksu) lub, w której znaną już fabułę przedstawia się z perspektywy nowego bohatera.

Dział: Felietony
czwartek, 30 kwiecień 2015 02:44

Rok 1356

„Rok 1356" to już czwarta powieść z serii, którą łączy ten sam bohater - Thomas z Hookton. Bernard Cornwell, pisarz, którego chyba nikomu nie trzeba już przedstawiać, ma upodobanie do tworzenia cykli powieści historycznych, których akcja rozgrywa się w różnych latach. Od wikingów poprzez krucjaty krzyżowe, do czasów prawie zupełnie nowożytnych.

Tym razem niezwykła, historyczna powieść brytyjskiego pisarza kończy się bitwą pod Poitiers w tytułowym, 1356 roku. Thomas z Hookton, weteran z pod Cercy i wielu innych bitew, jest dowódcą kompani najemników. Wspólnie pustoszą ziemie na wschód od Gaskonii. Edward, książę Walii, później znany również jako Czarny Książę, zbiera armię do ponownej walki z Francją. Jednak nim Thomas stawi się na wezwanie broni musi wypełnić jeszcze jedno, niezwykle ważne zadanie - odnaleźć miecz świętego Piotra. Nie jest jednak jedynym, który go poszukuje.

Powieść jak zwykle została świetnie napisana. Ma dynamiczną akcję i rozbudowaną, przemyślaną fabułę, w której Mistrz z prawdziwym wyczuciem wykorzystuje historyczne fakty. W doskonały sposób zostały również przedstawione realia ówczesnego życia oraz potężne wpływy Kościoła. Biedni, bogaci, książęta, rycerze, najemnicy i chłopi - wszyscy oni mają swoje miejsce w tej barwnej powieści.

„Rok 1356" to książka, którą można czytać jako osobną powieść, mimo wszystko polecam jednak sięgnąć po „Trylogię Świętego Graala", która rzuci nieco więcej światła na życie i problemy Thomasa z Hookton. Bohaterowie Bernarda Cornwella nigdy nie byli postaciami bez skazy, zawsze mieli ciekawe motywy swojego postępowania i mocno rozbudowane charaktery. Tak jest i tym razem. Thomas Hookton to postać nietuzinkowa, przyciągająca uwagę i z pewnością zdolna do tego, by w prosty sposób zaintrygować czytelnika.

Dzięki udanemu połączeniu historii i fikcji Bernard Cornwell stał się w krajach anglosaskich jednym z najpoczytniejszych autorów powieści historycznych. Jako ciekawostkę dodam, że w dowód uznania dla jego twórczości, królowa Elżbieta II, z okazji swoich osiemdziesiątych urodzin, w czerwcu 2006 roku nadała Bernardowi Cornwellowi Order Imperium Brytyjskiego.

Powieść „Rok 1356", jak zawsze, została świetnie napisana, dopracowana pod względem warsztatu oraz pomysłów fabularnych i rozgrywek batalistycznych. Bernard Cornwell posiada ogromną wiedzę historyczną i w doskonały sposób potrafi ją wykorzystać. Jego książki są barwne i niezwykle wciągające. „Rok 1356" to lektura, od której nie sposób się oderwać. Polecam! Osoby nie znające twórczości tego niezwykłego pisarza naprawdę wiele tracą.

Dział: Książki
środa, 29 kwiecień 2015 03:37

Premiera: "Kiksy klawiatury"

12 marca 2015 roku z ogromnym smutkiem pożegnaliśmy Terry'ego Pratchetta, jednego z najznakomitszych pisarzy na świecie. Pratchett trafił do serc czytelników przede wszystkim dzięki bestsellerowemu cyklowi o Świecie Dysku, jednak w ostatnich latach zyskał równie wielką sławę i szacunek jako zaangażowany bojownik o takie sprawy, jak problem choroby Alzheimera czy prawa zwierząt.

Dział: Książki