listopad 21, 2024

poniedziałek, 22 wrzesień 2014 08:10

Retrowizja odc. 2 - "Metropolis" (1927)

By 
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Witam Was z drugim odcinku cyklu „Retrowizja". Ci, którzy czytali mój poprzedni tekst już wiedzą o co chodzi, a tym, którzy trafili na ten tu po raz pierwszy wyjaśniam – mam zamiar pisać dla Was kilka słów od siebie na temat starych, a czasami bardzo starych filmów S-F, fantasy. Co jakiś czas zdarzy się też horror. Redaktorzy „Secretum" dwoją się i troją, by przekazywać Wam jak najświeższe informacje ze świata filmu, a ja odnoszę się do może już nieco zakurzonego archiwum. Tak jak napisałem dzieła, które mam zamiar tutaj opisywać są stare lub bardzo stare. „Podróż na księżyc" z odcinka pierwszego i dzisiejsze „Metropolis" kwalifikują się do tej drugiej kategorii.

Często powtarzanym w tym cyklu motywem będzie zapewne fakt, że filmy, nad którymi się tutaj pochylamy były ogromną inspiracją dla innych twórców. Opisana w poprzednim odcinku „Podróż na księżyc" była w tym względzie szczególna, bo odnosiła się nie tylko do jednego gatunku filmowego, ale do niemal całej kinematografii. „Metropolis" nie ma się czego wstydzić, gdyż wizja miasta przyszłości pokazana w filmie przemawia do wyobraźni i inspiruje. Do inspiracji jeszcze wrócimy, ale teraz chciałbym się zająć tym, co moim zdaniem jest jednym z najsłabszych elementów obrazu Langa – fabułą.

Z resztą to nie tylko moje zdanie, bo prostotę fabuły podkreślało wielu krytyków. Zbudowana wokół dychotomii dobro-zło oraz prostych religijnych metafor z wieżą Babel na czele. Świat przyszłości pokazany w „Metropolis" dzieli ludzi na tych, którzy stanowią klasę twórczą - elitę społeczeństwa żyjącą w wieżowcach - oraz robotników, którzy niemal jak maszyny pracują w fabryce u podnóży metropolii dbając o to, by całe miasto nie legło w gruzach. Film rozpoczyna się od tego, że Freder (Gustav Fröhlich) – syn właściciela i twórcy Metropolis Joh Fredersena (Alfred Abel) poznaje Marię (Brigitte Helm), która razem z grupką dzieci pojawia się w „dzielnicy bogaczy". Urzeczony dziewczyną młody chłopak zjeżdża na sam dół, by odnaleźć ją wśród robotników. Przy okazji staje się świadkiem wypadku, co sprawia, że postanawia zmienić swoje życie i pomagać ludowi pracującemu. Znajduje też Marię, która okazuje się być opiekunką robotników i agitatorką, snującą przed ludźmi wizję nadejścia „Pośrednika" pomiędzy „klasą twórczą" na górze i robotnikami na dole. Jak się okazuje oboje darzą się uczuciami, choć niestety nie będzie im dane nacieszyć się sobą w spokoju. Ojciec Fredera ma nieco inne poglądy od syna i postanawia rozbić grupy robotników zebrane wokół Marii i sprowokować ich do walki, by możliwe było użycie siły wobec nich. Aby tego dokonać potrzebuje pomocy naukowca imieniem Rotwang (Rudolf Klein-Rogge), który skonstruował Mechanicznego Człowieka i może mu nadać formę dowolnej innej istoty. Wybór pada na Marię. Joh Fredersen nie wie jednak jakie konsekwencje mogą wyniknąć z jego zaślepienia.

metropolis-2Tutaj fabułę zostawię, bo i tak już sporo powiedziałem, a przecież mam Was zachęcić do obejrzenia, a nie opowiedzieć całość. Ostrzegam – film jest bardzo długi. Nie każdy widz wysiedzi przed ekranem dwie i pół godziny współczesnego filmu, a co dopiero mówić o filmie niemym, który niejako z zasady ma swoją specyfikę. Ale musicie wziąć pod uwagę, że to też jest jednym z czynników, które składają się na całą magię filmu. To w sumie dość ciekawe. Kiedy powstawała „Podróż na księżyc" krytycy zarzucali twórcy, że to bez sensu tworzyć tak długi (ok. 15 minutowy) film, bo nikt tyle nie wysiedzi w kinie. 25 lat później mamy widowisko dziesięć razy dłuższe i ludzie nie dość, że nie wychodzą z kina to jeszcze chcą więcej. Czasy się zmieniają.

Wspominałem wcześniej o inspiracji, którą wielu twórców kina czerpało z dzieła Fritza Langa. Nie dziwię im się, bo pomysł i wykonanie gigantycznego Metropolis jest po prostu świetne, żeby nie powiedzieć piękne. Kto raz zobaczy panoramę górnej części miasta, w której nad wieżowcami góruje Wieża Babel jak z Breugela (w tym wypadku wieża pełni też funkcję siedziby Joh Fredersena i jego syna). Te mosty, które rozpięte są między budynkami. Przelatujące obok nich sterowce i dwupłatowce. Albo scena, która pokazuje neony „górnej dzielnicy". No co tu dużo mówić: piękny retro-futuryzm. No i postać Mechanicznego Człowieka, który stał się niemal ikoną wyglądu androida. Ciekawe, jak wiele filmów wyglądałoby zupełnie inaczej (lub w ogóle by nie powstało) gdyby nie „Metropolis".

metropolis-3A steampunk? No właśnie, ten barwny i prężnie rozwijający się gatunek ma swoje korzenie m.in. w „Metropolis". Oczywiście, że niemal idealnym przykładem opowieści steampunkowej jest chociażby bohater poprzedniej „Retrowizji", ale myślę, że niejeden twórca piszący czy rysujący w tym nurcie musiał w zachwycie oglądać film Langa. Nawet, jeżeli był to jedynie zachwyt nad estetyką i ideą, a nie fabułą czy postaciami. Chociaż postać „androida" w latach 20. i 30. musiał być co najmniej zaskakujący. I z tej perspektywy nabiera dodatkowego uroku.

Pora kończyć, bo i tak się rozpisałem. Czy polecam „Metropolis"? Zdecydowanie tak. Czy każdemu? Nie. Wbrew pozorom obejrzenie tego typu widowiska wymaga samozaparcia, bo choć nie jest to spektakl trudny w odbiorze, to jego specyfika może być dla niektórych męcząca. Wydaje mi się jednak, że jeżeli ktoś lubi filmy science-fiction i ma chęć dotrzeć do „rdzenia" gatunku to powinien poświęcić swój czas i energię na „Metropolis" Z całą pewnością się nie zawiedzie.

Na dziś to już wszystko. Do zobaczenia wkrótce, w następnym odcinku „Retrowizji".