grudzień 21, 2024

wtorek, 02 sierpień 2016 07:42

Retrowizja odc. 6 - "Furman śmierci" (1921)

By 
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Witam po raz kolejny w "Retrowizji", w której zajmuję się opisywaniem dla Was zakurzonych filmów fantasy, s-f lub horrorów - to oczywiście informacja dla tych, którzy wpadli tu po raz pierwszy. Nie będę jednak przedłużał wstępu, bo czeka na nas bardzo interesujący film będący jednym z filarów kinematografii kraju, do którego przeciętny widz nie zagląda często. Chodzi o Szwecję - ojczyznę legendarnego Ingmara Bergmana. To imię pojawia się tutaj zresztą nieprzypadkowo, bo twórca "Siódmej Pieczęci" nie ukrywa swojej fascynacji bohaterem dzisiejszego odcinka - "Körkarlen" w reżyserii Victora Sjöströma z 1921 roku. Zresztą, jak się okazuje, nie tylko on... O tym jednak za moment.

Już pierwsze sceny pokazują, że będzie interesująco. Poznajemy umierającą Siostrę Miłosierdzia Edit (Astrid Holm), która w ostatnich chwilach życia prosi o to, by do jej łóżka przybył niejaki David Holm (Victor Sjöström). Na jego poszukiwanie zostaje wysłany policjant. W tym czasie przenosimy się na cmentarz, na którym trójka pijaków świętuje ostatnie chwile starego roku. Jednym z nich jest wspomniany wcześniej Holm. Opowiada historię swojego dawnego znajomego, który zmarł poprzedniego sylwestra. Mężczyzna ów imieniem Georges (Tore Svennberg) bardzo bał się nocy z 31 grudnia na 1 stycznia, gdyż obawiał się, że wypełni się pewna ponura przepowiednia. Mówiła ona o tym, iż ten kto tej szczególnej nocy wyzionie ducha, gdy zegar będzie wybijał dwunastą, będzie musiał stać się woźnicą ponurego furgonu i przez rok być na usługach Śmierci. Woźnica ów ma pojawiać się wszędzie tam, gdzie ktoś umiera i zabierać uwolnioną duszę na swój wóz, aż nie zwolni go kolejna osoba umierająca w sylwestra. Jak można się domyślić towarzysze nie wierzą Davidowi. Rozmowę na cmentarzu przerywa przybycie policjanta, który prosi Holma, by poszedł przy umierającej. Ten odmawia i między niedawnymi przyjaciółmi od butelki dochodzi do bójki, z której bohater nie wychodzi cało. Jak łatwo się domyślić, gdy zegar wybija północ dusza Davida oddziela się od ciała, a chwilę później pojawia się ponury furman. Po zdjęciu kaptura okazuje się, że cała legenda jest prawdziwa a obecnym woźnicą jest Georges. Holm rozpoczyna paktowanie z wysłannikiem śmierci, a ten niczym "Duch minionych świąt" w "Opowieści wigilijnej" zabiera bohatera w umoralniającą podróż. Szybko okazuje się, że życie Davida nie było usłane różami, a on sam nie jest typem człowieka, który byłby wzorem cnót...

Bardzo trudno jest opisać film, w którym przeplata się wiele wątków i wiele płaszczyzn. Co i raz jesteśmy przenoszeni do różnych momentów w życiu Davida i widzimy, jak decyzje bohatera wpływają zarówno na niego samego, jak i inne postacie. Holm widzi się z perspektywy biernego obserwatora i nic nie może zrobić, by zapobiec podejmowaniu złych decyzji. Dodajmy, że David jest bohaterem, którego bardzo ciężko polubić. Choć w kilku momentach budzi litość i przez to staje się jakby sympatyczniejszy, to po chwili znów dzieje się coś, co sprawia, że widz zaczyna Holma szczerze nie cierpieć i czuć, że jego marny los należy mu się jako logiczna konsekwencja popełnionych czynów. Żałuję, że twórcy nie zdecydowali się na dość kontrowersyjne zakończenie i wybrali wariant umoralniający, bo to w moim odczuciu znacznie pogłębiłoby cały film. Przyznam jednak, że nie znam na tyle specyfiki tamtej kinematografii i nie jestem pewien, czy reżyser i tak nie zrobił wszystkiego, by wycisnąć ze swojego dzieła wszystkiego, na co pozwalały ówczesne realia, jeśli chodzi o ujęcie moralności czy problematyki odkupienia win.

Wiem jednak, że "Körkarlen" wyróżniał się już wtedy na płaszczyźnie technicznej. Istoty paranormalne, czyli w tym wypadku widmowy furman i dusza Davida Holma, przenikają ściany, drzwi oraz żywych ludzi dzięki zastosowaniu dość nowatorskiej jak na tamte czasy metody nakładania dwóch taśm na siebie. I myślę, że nawet teraz efekty mogą robić wrażenie (tak, moim zdaniem w czasach, kiedy wszędzie królują komputery, możliwość uzyskania specyficznych środków metodami "analogowymi" jest warta więcej niż kiedykolwiek wcześniej). Warto zwrócić też uwagę na oświetlenie, które niemal punktowo podkreśla najistotniejsze elementy danej sceny, resztę pozostawiając w cieniu. Jeśli chodzi o narrację, to w przeciwieństwie do większości recenzentów nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że przeskakiwanie z wątku na wątek wyszło filmowi na dobre. To z pewnością nowatorskie wtedy rozwiązanie wymaga od widza większego skupienia niż zwykły film niemy, a chwilowe odwrócenie uwagi sprawia, że można stracić wątek. Nie uważam, by każdy film (szczególnie taki, który ma niemal sto lat) był obrazem łatwym, ale bardzo łatwo sprawić, by konieczność absolutnego skupienia uwagi nieco zaburzała przyjemność z oglądania filmu. Moja wersja miała wyjątkowo dobrze dobraną muzykę. Niestety nie udało mi się dowiedzieć, w którym roku zremasterowano ścieżkę dźwiękową, ale jestem pewien, że dodanie do "Furmana" mrocznych, wolnych, dark ambientowych utworów podkreślało ponury klimat filmu.

furman smierci 2We wstępie wspomniałem o tym, że " Körkarlen" był inspiracją dla Ingmara Bergmana. To prawda, legendarny twórca zapożyczył z obrazu Sjöströma na przykład słynne paktowanie ze śmiercią, które u niego przyjęło formę gry w szachy (Siódma Pieczęć). Kolejnym sławnym twórcą szukającym inspiracji w "Furmanie" był Stanley Kubrick. Słynna scena w "Lśnieniu", podczas której Jack Nicholson wyrębuje drzwi siekierą, jest niemal kopią sceny z " Körkarlen". Udało mi się także znaleźć informację, że inspiracji w "Furmanie Śmierci" szukał też F.W. Murnau, czyli twórca mającego premierę rok później "Nosferatu - Symfonia Grozy", opisywanego już na łamach tej rubryki. Byłbym jednak raczej ostrożny z takim sądem, chyba, że ograniczylibyśmy się do warstwy technicznej obu filmów. Lecz podobieństwa, o ile istnieją faktycznie, a nie są wynikiem sugestii, są raczej delikatne.

Jak zwykle na koniec "Retrowizji" zadaję sobie sam pytanie: "Czy mogę polecić...?". Jak będzie z dzisiejszym filmem? Myślę, że choć " Körkarlen" to świetny film, poruszający dość istotne kwestie to nie sądzę, że każdy powinien go obejrzeć. Oczywiście, jeżeli uwielbia stare, nieme kino i chce zobaczyć coś ciekawego - to może sięgnąć śmiało. Widz mniej zdecydowany, szukający filmu na wieczór, który nie jest przekonany, czy chce spędzić ponad półtorej godziny przed ekranem powinien się poważnie zastanowić. "Furman Śmierci" to z całą pewnością filmowy kanon, ale według mnie nie musi się znaleźć w podręcznej kolekcji skojarzeń i odniesień każdego, kto po prostu lubi oglądać filmy. Tym samym żegnam Was i mam nadzieję, że wrócicie tu na kolejny odcinek "Retrowizji"!