Rezultaty wyszukiwania dla: akcji
Adam Krypczyk - Słońce
Gdzie jestem? Sunę z niemożliwą do pojęcia prędkością ku odległej plamie światła. Czy to tunel prowadzący do kresu istnienia? Nie mam ciała. Z trudem próbuję wspomnieć przeszłość, lecz jest pusta. Czas płynie. Wiem, że tuż za drzwiami podświadomości leży odpowiedź. Wystarczy tylko przekręcić klucz. Najpierw jednak należy go odnaleźć. Kolejne chwile upływają na dławiącej bezsilności. Niespodziewany błysk wynurza mnie na ląd zrozumienia. Pęcznieje pojęcie. Laboratorium. Tak. Zostałem podpięty do jakiejś chorej maszyny. Kolejne kondygnacje wspomnień błyskawicznie wypełniły pustkę, tworząc kompletną konstrukcję przeszłego życia. Jeśli ten lśniący w oddali punkt jest końcem to z pewnością spłonę w piekle. Może jednak plan tego wariata się powiedzie?
*
– Plan się powiódł! – wrzasnął Henry. – Za niespełna piętnaście minut dusza naszego wybrańca dotrze wprost na Słońce – dodał z uśmiechem.
– A co z powrotem? – zapytała asystentka Anna, prywatnie córka ekscentrycznego naukowca.
– Jakim powrotem? I tak był skazany na śmierć. Wróci sam, kiedy nauczy się kontrolować, choć pewnie zajmie to trochę czasu.
– Znowu mnie okłamałeś – dziewczyna syknęła złowieszczo. – Czasem wydaje mi się, że pod tą stalową kopułą siedzi ktoś zupełnie obcy.
– Przestań kochanie. Wiesz, że mnie nie stać na rekonstrukcję ciała, a te refundowane blachy nie są wcale takie złe.
– Nie stać – parsknęła śmiechem. – Mama wydaje tyle na zabiegi, że wygląda młodziej ode mnie, a ty zastępujesz skórę kawałkiem żelastwa, bo nie masz czasu polecieć do lepszej kliniki. Ta praca cię wykończy...
– Wierzę, że moje geny pozwolą ci uniknąć próżności, która skazuje tę pustą sukę na rozpustę – rzekł z lekkim smutkiem, ciągle wpatrzony w ekran. – Dusza dotrze na Słońce za niespełna trzy minuty.
– Może gdybyś...
– Przestań – przerwał zdecydowanie. – Nie wtrącaj się w sprawy, o których nie masz pojęcia. Nie obchodzą mnie jej nowe cycki ani sztuczni kochankowie. Kiedyś świat był lepszy, a ludzie potrafili godnie dojrzewać.
– Jesteś niemożliwy, tatku. Przecież byłeś jednym z odkrywców transplantacji dusz, a to najbardziej skrajny przypadek odmładzania.
– Patrz na ekran, zaraz dotrze na miejsce – Henry oblizał wargi i z podnieceniem spojrzał na rosnącą plamę światła.
*
Chciałbym zacisnąć dłonie na żelaznej szyi tego zmechanizowanego skurwiela. Rząd powinien eksterminować psychopatycznych kombinatorów, zamiast wypłacać im milionowe odszkodowania. Przecież eksplozja okaleczyła go w jego własnym mieszkaniu z jego własnej winy. Pieprzone układy. Dlaczego wybrał właśnie mnie? Pewnie nigdy nie będę miał okazji o to zapytać. Wokoło nie ma już mroku. Może wewnątrz Słońca mieści się niebo? Jak stąd powrócę? Przecież nie potrafię się poruszać. Wszechobecna jasność w żaden sposób nie razi, choć temperatura przekracza pewnie kilkanaście milionów stopni. Pragnę jedynie zniknąć, lub wrócić do swego ciała. Czy zostanę tu na wieczność? Jakim cudem udało mu się nadać mojej duszy takiego pędu? Nie wiem. To bez sensu. Teraz z pewnością stoję w miejscu, chociaż stoję to chyba złe określenie.
– Kim jesteś?
Czy naprawdę to usłyszałem? Rozpaczliwie próbuję nawiązać kontakt z nieznaną istotą. Chyba udało mi się wykonać niewielki ruch, lecz jednolita przestrzeń w asyście nieczułości, uniemożliwia jakąkolwiek ocenę.
– To ludzka dusza – głos zabrzmiał identycznie, choć musiał należeć do innej osoby.
– Słyszy co mówimy?
– Pewnie tak, ale nie potrafi mówić, więc nie przybyła tu z własnej woli.
– Sugerujesz, że ktoś próbuje nas odkryć?
To bez znaczenia i ta k nigdy nie dotrą tu w cielesnej formie.
– Kilka tysięcy lat temu mówiłeś, że nigdy nie wylecą w kosmos.
– Od tego czasu Marsjanie zesłali tam kilkaset tysięcy dusz. Jak mam ograniczyć ich rozwój, skoro nie mam kontroli nad zarządcami pozostałych planet?
– Inne układy słoneczne nie mają takich problemów. Myślę, że pomysł zbierania wszystkich niespełnionych dusz na ziemi był nietrafiony. Mogliśmy po prostu pracować nad nimi tutaj a planetę pozostawić dinozaurom.
– Przestań. Relacje tamtejszych zdarzeń są najchętniej odtwarzanym programem we wszystkich najbliższych układach słonecznych. Niemal cały wszechświat z zaciekawieniem obserwuje okrucieństwo tych zbłąkanych dusz o niemal zerowym stopniu rozwoju.
– Mają nas za sadystów. Dusze należy leczyć, a nie katować w niespełnieniu. Są dobrą przestrogą, ale już dawno osiągnęliśmy przesyt. Inne układy niedługo oficjalnie nas potępią, a może nawet kompletnie unicestwią, jeśli uznają, że sobie nie radzimy.
– Nonsens. I tak niedługo Eurazja wysadzi w powietrze Amerykę.
– Jeśli dobrze pamiętam to amerykanie podłożyli w jądrze ziemi ładunek wybuchowy, który zniszczy planetę, kiedy przestaną działać ich główne komputery, prawda?
– Rakiety umieszczone są w oceanie arktycznym, nie w jądrze, ale mniejsza z tym. Rozwalić rozwalą, więc nasz problem niebawem się rozwiąże.
– A co z duszami? W innych układach z pewnością nie przyjmą tak pokracznie rozwiniętych istnień, a nasze pozostałe planety już dawno temu zakazały wstępu ziemianom.
– Nie wiem. Ci kretyni nie rozumieją, że dusze są nieśmiertelne. Nawet boję się pomyśleć ile miliardów przyszło na świat przez zwykły przypadek. Niczego z nimi nie zrobimy. Będą dryfować w pustce aż nie osiągną wyższego poziomu świadomości; wtedy można eksportować je do jakiegoś opustoszałego układu.
– Wierzysz, że samoistnie wzejdą na odpowiednio wysoki pułap?
– To nie mój problem. Skoro jeden mimo cielesnych ograniczeń zdołał wysłać tu duszę, może wszyscy doznają kiedyś olśnienia.
– Prędzej nas stąd wywalą. Myślisz, że wyrzucenie ich wszystkich do pustej przestrzeni rozwiąże problem?
– Daj mi na razie spokój. Zlokalizuję mądralę, który próbuje nas odkryć i odeślę tego biedaka z powrotem do ciała. Pewnie latami uczyłby się samokontroli. Nie mam zamiaru znosić jego obecności.
*
– Jakim prawem dusza wróciła? – rozczarowany Henry był bliski płaczu. Nie mógł uwierzyć, że plan zawiódł. Gdzie popełnił błąd? Dlaczego nie znalazł wewnątrz Słońca żadnych istot i jakim prawem morderca niemal natychmiast znalazł się w ciele bez pokonywania drogi powrotnej? – Wyślę go jeszcze raz – zdecydował z nadzieją, że tym razem ujrzy na ekranie monitora poszukiwane istoty. Za pomocą zainstalowanego w mózgu chipu błyskawicznie przygotował ponowną podróż, lecz nagle komputer przestał reagować na polecenia.
– Co się stało, ojcze? – Anna ze strachem spojrzała na niezawodne do tej pory urządzenie. Nerwowo poprawiła kasztanowe włosy, kątem błękitnego oka rejestrując niewielki ruch ciała skazańca, który na szczęście ciągle był unieruchomiony platynowymi kajdanami.
– To niemożliwe – Henry z niedowierzaniem spoglądał jak komputer automatycznie wykonuje sekwencję budzenia i oswabadzania groźnego przestępcy. Przez kilka najbliższych chwil przez jego głowę przeszło tysiące myśli. Może mieszkańcy Słońca poczuli zagrożenie i zechcą go teraz zabić? Spojrzał niechętnie na ohydnego kryminalistę o przystojnej twarzy i wydatnej muskulaturze. Właśnie podnosił się flegmatycznie ze szklanego stołu.
– Zastrzel go! – krzyknął naukowiec.
– Dobrze się czujesz, tatku? – Anna z niepokojem podeszła do roztrzęsionego ojca.
– Gdzie on jest? – wyszeptał Henry. Jakim prawem ciało zniknęło w ciągu ułamka sekundy?
– Chodzi ci o tego biedaka, którego chciałeś wysłać na Słońce?
– Tak.
– Przecież przed drzemką kazałeś go przenieść z powrotem do więzienia. Komputer nie dał rady. Urządzenie nie jest gotowe do takich akcji. Powiedziałaś, że należy sporo dopracować. – dziewczyna sprawiała wrażenie mocno zdziwionej. – Powinieneś więcej odpoczywać.
– Przenieść? Wydawało mi się, że komputer się zepsuł, a on nagle wstał i...
– Przestań wygadywać takie głupoty! – przerwała zdecydowanie. – Naprawdę niczego nie pamiętasz? Powinieneś zrobić sobie wakacje.
– Pamiętam – skłamał i spojrzał z niedosytem na ekran, który niedawno odbierał pewnie obraz mieszkańców Słońca. Widocznie nie zamierzali się ujawniać, dokonując manipulacji czasowej lub rzeczywiście był tak przemęczony, że wszystko pomieszał. Drażniąca niemożność poznania prawdy nigdy nie zostanie ugaszona.
* opowiadanie bierze udział w konkursie http://secretum.pl/konkursy/item/282-konkurs-na-fantastyczne-opowiadanie
Pierwszy Dotyk Ognia
„-Wszyscy jesteśmy czymś więcej niż sumą naszych grzechów".*
Zdarzają się różne wypadki, śmiertelne, groźne, lekkie. Z niektórych można wyjść bez szwanku, a czasem pozostawiają po sobie trwały ślad. Blizne, wspomnienia, trwałe uszkodzenie ciała bądź psychiki, mogą także wywołać jakieś dziwne umiejętności utrudniające normalne funkcjonowanie. I właśnie ciebie spotkało to ostatnie, a co gorsza, ktoś teraz chce wykorzystać twoje zdolności do własnych celów.
Leila Dalton w dzieciństwie uległa wypadkowi, na skutek którego jej ciało było naładowane elektrycznością (dotyk porażał prądem) i potrafiła nawet poprzez zwykłe muśnięcie prawą dłonią poznać przeszłość i przyszłość danej osoby. Nauczyła się z tym żyć, tak by nikogo nie skrzywdzić, może jej sposób przetrwania nie był idealny, ale sobie radziła. Dni mijały jeden po drugim i w ogóle nie spodziewała się, że w pewnym momencie zostanie porwana przez wampirów i zmuszona, by za pomocą swojego dotyku odnalazła innego. Vladislav Basarab Dracula – Vlad – jest bardzo potężny i niebezpieczny, a ona musi go znaleźć i wydać. Jak potoczą się jej losy?
O wampirach napisano setki, a może i więcej książek. Na początku był na nie szał, któremu i ja uległam, ale z czasem te krwiożercze istoty się przejadły i przez dłuższy czas od nich stroniłam. Mało który autor jest w stanie mnie zaskoczyć czy chociaż zaciekawić w tym temacie. „Pierwszy dotyk ognia" miał w sobie jednak coś co nie pozwalało mi pozostać obojętną wobec tej powieści. Czy sięgnięcie po nią było dobrym pomysłem?
Jeaniene Frost bez wątpienia potrafi przykuć moją uwagę od niemal samego początku. Akcja zaczyna się już na pierwszych stronach, a dalej jest tylko coraz lepiej. Stopniowo poznawałam losy głównej bohaterki, jej przeszłość i jak ona wpłynęła na życie kobiety. Obserwowałam świat, w którym żyje, to jak funkcjonuje i sobie radzi. Podobało mi się to jak naturalnie zostały połączone światy, ten magiczny i zwykły. Frost idealnie sobie z tym poradziła, wampiry są mroczne, niebezpieczne, piją krew i posiadają... pewne moce. Może nie są całkowicie inne od tych dotąd opisanych, ale mają w sobie coś takiego, co fascynuje. Vlad jest odrobinę inspirowany słynnym Draculą, ale nie jest jego wierną kopią. Powieściopisarka miała świetny pomysł i go doskonale zrealizowała. Fabuła jest dopracowana i przemyślana, cały czas coś się dzieje i nie ma miejsca na nudę – to jest niewątpliwym atutem książki.
Kolejnym jej plusem są bohaterowie. Vlad to postać pełna kontrastów. Z jednej strony nieufny i brutalny, gotowy zabić bez mrugnięcia okiem, a z drugiej posiadający duszę potrafiącą kochać (chociaż jeszcze tego nie wie). W trakcie czytania poznawałam jego przeszłość i powody jego zachowywania się. Są zrozumiałe i do zaakceptowania, ma w sobie coś takiego, że nie sposób go nie polubić. Leila od czasu wypadku zmaga się z jego konsekwencjami oraz podjętymi przez siebie decyzjami. Musi sobie radzić i robi to jak najlepiej potrafi, chociaż nie jest łatwo gdy nie można dotknąć kogokolwiek bez obawy, że się go skrzywdzi i pozna najgorsze sekrety. Frost poświęciła tej dwójce, jak i pozostałym, dużo czasu. Dzięki temu każdy jest inny i wyróżniający się na tle reszty. Podobała mi się relacja między Leilą i Vladem – to przyciąganie, pasja między nimi, jacy dla siebie są. Nigdy nie było wiadomo czym w danej chwili zaskoczą.
Miałam obawy co do tego tytułu, ale bardzo szybko się rozmyły. Historia wciągnęła mnie od pierwszych stron i nawet nie wiem kiedy przeczytałam ostatnie zdanie. Strony przewracały się praktycznie same, a ja chłonęłam zdanie po zdaniu i przeżywałam wszystkie wydarzenia. A było co, bo dzieje się dużo. Porwania, tortury, intrygi, nieoczekiwane zwroty akcji, zemsta i masa przeróżnych emocji. Do tego jeszcze burza uczuć między główną bohaterką, a wampirem, ich słowne utarczki, dogryzanie sobie i godzenie się. „Pierwszy dotyk ognia" pochłonął mnie bez reszty i śmiało mogę powiedzieć, że wręcz go połknęłam. Już dawno żadna powieś o wampirach mnie tak nie zafascynowała. Frost pisze lekko i ciekawie, potrafi stworzyć świat, który nie nuży i nie irytuje. Nie mogę doczekać się już kolejnego tomu – oby został wydany! – a tym czasem już zacieram rączki na myśl o lekturze „W pół drogi do grobu".
Pierwszy tom „Nocnego Księcia" spodoba się fanom twórczości Jeaniene Frost, wampirów, szybkiej i nieprzewidywalnej akcji, miłośnikom romansów oraz intryg. Autorka stworzyła opowieść od której nie sposób się oderwać i której nie da się nie przeżywać. Pełna napięcia, namiętności i humoru. Polecam serdecznie!
*Jeaniene Frost, „Pierwszy dotyk ognia", s. 251
Premiera: "Kroniki Ferrinu. Tom 5. Pani Ferrinu"
"Pani Ferrinu" to piąta, ostatnia część cyklu o bogatej i żywej fabule, zaskakujących zwrotach akcji, której bohaterowie są intrygującymi i niepokojącymi postaciami. Premiera już 11 lutego.
Czerwone jak krew
Nigdy nie byłam wielką miłośniczką kryminalnych zagadek czy powieści akcji. Tytuł "Czerwone jak krew" jednak w jakiś sposób mnie do siebie przyciągnął. Może to dzięki temu, że w powieści występują nastoletni bohaterowie, a może dlatego, że spodobało mi się wydanie. Tego nie jestem w stanie określić, za to chętnie opowiem nieco o samej lekturze. Podobno właśnie skandynawskie thrillery należą do najlepszych na świecie.
Lumikki Andersson w szkolnej ciemni odkrywa ubrudzone krwią pieniądze. Instynkt bierze górę i dziewczyna ucieka. Gdy po chwili wraca, banknotów już tam nie ma. Ciekawość wygrywa. Siedemnastoletnia uczennica elitarnej szkoły artystycznej zostaje wplątaną w bardzo niebezpieczny wyścig i kryminalne tango. Czy jednak chodzi w nim tylko o fortunę?
Akcja powieści toczy się wartko, a fabuła trzyma w napięciu. Salla Simukka bez wątpienia potrafi skupić uwagę czytelnika na opowiadanej przez siebie historii. Książka jest mroczna i pełna krwi. Potrafi przyprawić o dreszcze. Padają trupy. Po raz kolejny okazało się, że skandynawscy pisarze naprawdę znają się na rzeczy i posiadają umiejętności w kreowaniu naprawdę świetnych, intrygujących thrillerów.
Pisarka położyła duży nacisk na kreację głównej bohaterki i to ona jest słońcem wokół którego krążą inne planety, ale fabuła przedstawiona została nie tylko z jej punktu widzenia, a narrator jest wszechwiedzący. Wydaje mi się, że dzięki temu konstrukcja powieści zyskała swoje własne, oryginalne elementy.
Lumikki jest postacią ciekawą. Posiada urodę Królewny Śnieżki i swoje zdanie na każdy temat. Dziewczyna jest typem samotnika, outsiderki, która unika problemów. Ma swój własny sposób na życie i konsekwentnie się go trzyma. Wszystko układało się tak jak tego chciała. Dopiero wydarzenia przedstawione w powieści zachwieją posadami jej świata, a czytelnicy powoli zaczynają rozumieć motywy jej działania.
W tym wypadku zwróciłam również uwagę na samo wydanie książki. Niewiele odbiega od typowych standardów, ale jednak. Posiada skrzydełka, wypukłości na ciekawej graficznie okładce i dodające nastroju, grafitowe strony, które oddzielają rozdziały. Niewiele było trzeba by, dzięki ciekawej szacie graficznej, książka stała się niezwykle zachęcająca do czytania.
"Czerwone jak krew" to powieść napisana w lekkim, przyjemnym stylu. Jej treść niejednokrotnie potrafi wywołać wrażenie w czytelniku. Ta książka to świetny kryminał, który ma szansę spodobać się nie tylko miłośnikom gatunku, ale również takim osobom jak ja, które sporadycznie po tego typu literaturę sięgają. Jestem zadowolona, że udało mi się tak dobrze trafić i niecierpliwie czekam na drugą część, noszącą tytuł "Białe jak śnieg".
Nadciąga burza
„Historia zmienia się nieustannie. Nie jest jak prosta linia. To raczej skomplikowana, wciąż ewoluująca struktura."*
Gdy pewnego dnia twoje normalne życie okazuje się być tylko złudzeniem, rodzice, którzy niby wyjechali w sprawach służbowych znikają, a co najistotniejsze poznajesz całą prawdę o waszej rodzinie wiesz już, że nic nie będzie takie samo. To co ci mówią wydaje się być nieprawdopodobne oraz nie do przyjęcia, ale jeśli jednak tak jest to masz umiejętność, której pozazdrościłaby ci nie jedna osoba.
Nastoletni Jake Djones wraca ze szkoły do ciotki, która opiekuje się nim w czasie nieobecności rodziców. Chłopak nie dociera jednak do domu, bo po drodze porywa go dziwny człowiek, który mówi, że należy do Tajnych Służb Straży Historii, tak jak jego rodzice. Okazuje się, że zaginęli podczas ostatniej misji, a jego i ciotki życie jest w niebezpieczeństwie, dlatego musi wyruszyć do świata, o którym nic nie wie. Wraz z całą resztą udaje się do tajemniczego „Punktu Zero" gdzie poznaje całą prawdę o swojej rodzinie, i choć wydaje się to być snem w jakiś dziwny sposób wydaje mu się właściwe. Gdy grupa agentów udaje się w miejsce gdzie zaginęli jego rodzice wbrew zakazowi ukrywa się na statku by wraz z nimi wyruszyć do Wenecji w roku 1506. Czy chłopak odnajdzie się w nowoodkrytym świecie? Czy wyruszenie na misję bez pozwolenia oraz potrzebnej wiedzy było dobrym pomysłem?
Muszę przyznać, że na początku książka ta w ogóle mnie nie zainteresowała, dopiero z czasem, gdy przeczytałam kilka opinii o niej stwierdziłam, że może jednak się myliłam. Uwielbiam powieści gdzie coś się dzieje, a świat realny jest połączony z tym wymyślonym, a gdy już ostatnio trafiam na książki związane z podróżowaniem w czasie jestem przeszczęśliwa. Po rewelacyjnej „Trylogii Czasu" nabrałam strasznej ochoty na tego typu historie. Czy „Nadciąga burza" mi się podobała? Za chwilę sami to ocenicie.
Damian Dibben stworzył historię, w której niemalże od pierwszej strony zaczyna się dziać, dużo i ciekawie, a z każdą kolejną stroną coraz więcej i więcej. Widać, że autor się postarał w trakcie pisania, bo stworzył wszystko bardzo rzetelnie i z pomysłem. Strażnicy Historii, Punkt Zero, sposób przemieszczania się w czasie, fabuła oraz postacie. Wszystko tutaj ma tak zwane „ręce i nogi", jest opisane barwnie i szczegółowo dzięki czemu wyobraźnia sama z siebie ukazuje obrazy zapierające dech w piersiach. Opisy miejsc i ludzi nawiązujące do różnych czasów w historii są jak niezapomniana przygoda. Wszystko zderza się w jednym punkcie i tworzy coś czego nie da się do końca przewidzieć. Przeniósł mnie on do miejsca, w którym pewne osoby mają w sobie coś co pozwala im podróżować w czasie i choć nie mogą zapobiegać toczącej się historii i zmieniać tak jakby tego chcieli, mogą zadbać o to by ktoś inny tego nie zrobił. Bo w historii wszystko ma swój czas i miejsce, nie można w nią wpychać się buciorami.
Jestem oczarowana światem, który Dibben stworzył. Jest on taki zwyczajny, a zarazem inny i niesamowity. Widać, że bez wielkiego wysiłku porusza się po tym co stworzył i nie ma problemów z powiązaniem poszczególnych wątków w taki sposób by zaciekawić, ale również za dużo nie zdradzić. Dodatkowo muszę wspomnieć o akcji, która nigdy nie ustaje i nie męczy. Cały czas coś się dzieje i każda strona jest pełna wydarzeń. I możecie być spokojni bo cała ta pędząca akcja i nawał wydarzeń nie jest nic nie wnoszącym bełkotem. Autor na wszystko poświęcił tyle czasu i tekstu ile trzeba. To co zwróciło moją uwagę to znajomość historii, tego jak ludzie żyli w danym okresie: strój, zachowanie, poglądy. Każda postać jest inna i wyjątkowa ze swoją osobowością. Mają sekrety, grają kogoś innego na potrzeby swoje lub otoczenia, oszukują, ale i są sympatyczni i szczerzy. Są tu chyba wszystkie typy osobowości jakie istnieją, co tworzy niesamowity splot różnych charakterów.
Jak wspominałam powyżej książka od początku wciąga i intryguje, ale dopiero gdzieś w połowie na dobre z nią przepadam i nie mogę się oderwać od czytanego tekstu. Wszystko toczy się szybko i wiele razy byłam zaskoczona przebiegiem wydarzeń. W całej historii nie zabrakło wrażeń, a co za tym idzie, towarzyszyły temu emocje, raz słabsze, a raz mocniejsze, ale zawsze były. Zaintrygowała mnie fabuła i świat stworzony przez Dibbena, wraz z Jake'm odkrywałam go kawałek po kawałku. Też wraz z głównym bohaterem przeżywałam wydarzenia i choć były niesamowite jego uczucia były bardzo zwyczajne. Czuł nie pewność, lęk, rozdrażnienie, złość ale i radość oraz nadzieję. „Nadciąga burza" czyta się szybko i przyjemnie dzięki wciągającej fabule, dobrze wykreowanym postacią, ale i stylu pisania autora. Lekki i przyjemny, potrafi budować napięcie, ale i rozśmieszać.
Damian Dibben, swoją powieścią "Nadciąga burza", zapoczątkował serię, która jeśli tylko w kolejnych częściach utrzyma poziom pierwszej lub będzie lepsza, stanie się warta uwagi poświęcenia jej czasu. Autor przygotował się do napisania tego utworu i wdać, że sprawiło mu to radość. W tej książce natknęłam się na wiele atrakcji, które niewątpliwie umiliły mi czas z nią spędzony. Polecam miłośnikom podróży czasie, wartkiej akcji i nietuzinkowych postaci.
*cytat pochodzi z książki „Nadciąga burza" D. Dibben
Black Ice
Becca Fitzpatrick to pisarka znana z fantastyczne sagi "Szeptem", która została przetłumaczona na kilkadziesiąt języków. Tym razem jednak postanowiła stworzyć coś zupełnie innego. "Black Ice" to lodowato-zimna powieść akcji z kryminalnymi zagadkami i delikatnym wątkiem romantycznym w tle.
Podczas gdy wszystkie jej koleżanki spędzają przerwę wiosenną na Hawajach, Britt wybiera się na wyprawę w góry. Z początku zaplanowała ją by wykazać sie przed swoim byłym chłopakiem. Miała nadzieję, że znów będą razem. Jednak wraz z upływem miesięcy przebycie górskiego szlaku stało się jej prywatną krucjatą. Gdy jednak wraz z przyjaciółką rozpoczęły podróż do domku w górach, niespodziewanie zastała ich śnieżyca. Musiały błąkać się po okolicy, szukając jakiegokolwiek domku. Pech chciał, że trafiły do miejsca, w którym ukrywało się dwóch młodych przestępców. którzy postanowili zatrzymać dziewczyny jako zakładniczki.
Do powieści podchodziłam odrobinę sceptycznie i w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałam, że tak bardzo mnie wciągnie. Akcja toczy się wartko, niekiedy bywa naprawdę groźnie. Fabuła przeplatana jest przemyśleniami głównej bohaterki. Bez przerwy coś się dzieje i w tej historii nie ma miejsca na nudę. Książkę czyta się z niecierpliwością - bez chwili wytchnienia. Jest w niej wszystko. Od spraw zwyczajnej młodzieży, takich jak trudy przyjaźni, zauroczenie czy ból po rozstaniu, po wątek czysto kryminalny, w którym główną rolę odgrywają tajemnicze morderstwa.
Britt jest zwyczajną nastolatką, niekiedy dość bystrą, innym razem zupełnie głupiutką. Mającą swoje zalety i wady. Jest bohaterką prawdziwą, zupełnie realistyczną. To nie Mary Sue, ani żadna super bohaterka. Niekiedy się pogubi, nie do końca rozumie swoje uczucia, postępuje pochopnie i lekkomyślnie. Uważam, że została wykreowana naprawdę rewelacyjnie. W Calvinie natomiast nieco brakowało mi pewnej spójności, kilku drobnych szczegółów, które łączyłyby całą układankę. Pozostali jednak również przedstawieni zostali perfekcyjnie.
"Black Ice" określiłabym mianem młodzieżowego thrillera. Od pierwszej do ostatniej strony książka trzyma w napięciu. Powieść posiada intrygującą fabułę, dobrze skonstruowaną akcję i wiele ciekawych wątków pobocznych. Mroźny klimat gór, w którym dzieją się wydarzenia, jest niesamowity. Do tego historia została opowiedziana w taki sposób, że bez trudu można sobie wyobrazić co czuła podczas swojej wędrówki Britt. Lekturą jestem zauroczona, a tytuł "Black Ice" wszystkim serdecznie polecam, to naprawdę świetnie napisana książka.
Lil i Put. Jak przelać kota do kieliszka?
"Lil i Put" to niezwykle barwny i pełen humoru komiks. Został nagrodzony w pierwszej edycji "Konkursu im. Janusza Christy na komiks dla dzieci". Autorzy sześciu wyróżnionych prac otrzymali propozycje stworzenia pełnowymiarowych albumów.
Lil i Put to dwa "małoludy", które wiecznie głodne wędrują sobie po świecie, pakując się w przeróżne tarapaty. Komiks zawiera trzy, niezbyt długie historie, obrazujące ich przygody. "Goście Centauropolis" to opowieść o tym, jak w pogoni za orłem - złodziejem, dwójka bohaterów znalazła przez przypadek miasto centaurów. Przeszkodzili w igrzyskach, niemal zostali zabici, a na koniec sprowadzili zagładę na całe miasto - normalny dzień z życia wzięty, przynajmniej w przypadku tej dwójki wesołych indywiduum. "Zagadka Entów" zaprowadziła Lila i Puta do sadu pełnego owoców (a może raczej zaprowadziły ich tam burczące brzuchy). Niestety entowie niekoniecznie chcieli się nimi z małoludami podzielić. "Jak przelać kota do kieliszka?" to ostatnia i najdłuższa historia o tym jak dwójka bohaterów przeszkodziła elfce-czarodziejce w zaliczeniu nietypowego testu. Miało to dziwne i dość zabawne konsekwencje.
Jak można się zorientować, w komiksie akcji nie brakuje, pojawia się również sensowna i nieco złożona fabuła oraz naprawdę spora dawka (nieco czarnego) humoru. "Lil i Put. Jak przelać kota do kieliszka" to kilka ciekawych i sympatycznych historii. Jedna tylko rzecz wydaje mi się przemawiać na niekorzyść publikacji. Z założenia jest to komiks dla dzieci, a mnie wydaje się dla nich niezbyt odpowiedni. Dowcipne opowieści sprawiają wrażenie skierowanych raczej do osób dorosłych lub nieco starszej młodzieży - czytelników chociaż w niewielkim stopniu zaznajomionych z fantastyką, która niejednokrotnie została wykorzystana by stworzyć z niej interesujące żarty.
Pod względem graficznym wydanie jest również bardzo dobre. Ilustracje są barwne i pełne szczegółów. W perfekcyjny sposób oddają założenia przedstawionego świata. Jestem przekonana, że sami autorzy doskonale się bawili tworząc kolejne sceny. W skrócie rzecz ujmując - takie małe, nieudaczne, zabawne coś, wędruje po świecie, siejąc zamęt wszędzie tam, gdzie się pojawi. I jak tu takiej historii nie pokochać?
Podsumowując - "Lil i Put" to ciekawy, zabawny komiks i dobra zarówno pod względem graficznym jak i fabularnym publikacja. Nie jest to natomiast wydanie idealnie nadające się dla dzieci. Pojawia się w nim wiele elementów, które zwyczajnie gryzą się z tym targetem. Biorąc jednak pod uwagę przekaz wielu dzisiejszych animacji nie stawiam tego tytułu na zupełnie spalonej pozycji. Natomiast osobom, które lubią pełne humoru historie i barwne, wesołe ilustracje, jak najbardziej komiks polecam.
Odwet
"Odwet" to kolejna część cyklu "CHERUB", o nastoletnich szpiegach - osieroconych dzieciach, którymi zaopiekował się brytyjski rząd. Tak zwani "Cherubini" mieszkają i szkolą się w tajnym ośrodku ukrytym na angielskiej prowincji. W wieku dziesięciu lat zaczynają brać udział w przeróżnych, często niebezpiecznych misjach.
Fay Hoyt, od dzieciństwa żyjąca "na granicy", planuje poważną zemstę na człowieku, który zamordował jej matkę. Gdy Ryan i Ning wyruszają na misję by walczyć przeciwko handlarzom narkotyków, to właśnie ona może im pomóc. Problem polega na tym, że dziewczyna chce zrealizować swoje własne plany, a nie mają one nic wspólnego z działaniem zgodnie z prawem. Do czego to doprowadzi oraz czy agenci CHERUB'a i tym razem wykonają swoje zadanie?
Chociaż była to pierwsza część cyklu, którą czytałam, bardzo szybko wciągnęłam się w fabułę powieści. Całe założenie, już na samym początku, zostało bardzo starannie wyjaśnione i jedyne czego mi brakowało to historie niektórych bohaterów (zapewne poznam je, gdy uda mi się sięgnąć po pozostałe tomy). "Odwet" trafił do mnie właściwie zupełnie przypadkiem, ale jestem naprawdę zadowolona, że miałam okazję ten tytuł przeczytać. Robert Muchamore posiada dar tworzenia wciągającej historii, która bez trudu pochłania czytelnika, przenosząc go do zupełnie innej rzeczywistości - pełnej pościgów, bijatyk i niebezpiecznych wydarzeń.
Akcja w książce toczy się wartko, a prowadzona jest ciekawie i pomysłowo. Niczego w niej nie brakuje. Obserwować możemy brutalny, nierzadko przerażający świat, w którym bohaterowie jakoś muszą sobie radzić. Myślę, że "Odwet" (a zapewne również cały cykl "CHERUB") to idealna powieść dla nieco starszej młodzieży. Czyta się ją tak, jakby oglądało się barwny film akcji - tylko fabułę ma znacznie lepiej skonstruowaną. Zdecydowanie jest to pozycja, po którą warto sięgnąć i sądzę, że to właśnie jedna z tych książek, które bez trudu zachęcą do czytania, nawet tych opornych, twierdzących, że tego nie lubią.
Tworząc cykl o młodych, tajnych agentach, Robert Muchamore trafił w dziesiątkę. Mimo że pojawiało się wiele tego typu książek, filmów i seriali, to jednak jedyną dobrą, którą wspominam jest historia "Detektywa Blomkvist" znanej wszystkim doskonale Astrid Lindgren, która jednak z zupełnie innej perspektywy podchodzi do kreowania napięcia i niebezpieczeństwa. "Odwet" znacznie lepiej przemówi do współczesnej młodzieży. Lekturę książki jak najbardziej polecam, a sama chyba będę musiała zaprzyjaźnić się z wcześniej wydanymi tomami.
Fragment: "Czarownice z Wolfensteinu. Wstęga i kamień"
I
W taką noc ktoś się zjawia
Śnieg padał cicho, usypując na zewnątrz okna małą zaspę, która niespiesznie sobie rosła. Zasłaniała już czwartą część wnęki i zaczynała przykrywać też dolną część framugi uchylonego okna. Drewniany parapet w pokoju zaczął błyszczeć małymi śniegowymi brylancikami, chwytającymi światło księżyca. Ostre górskie powietrze, wnikając przez lufcik, skutecznie wychładzało pokój, zapobiegając zmianie owych brylancików w o wiele mniej urocze kropelki wody. Zimno objęło w panowanie małą, wykończoną drewnem sypialnię. Skotłowana, przepocona pościel, leżąca na podłodze obok łóżka, zaczynała powoli twardnieć pod wpływem niskiej temperatury, ale skulona na nagim materacu postać nie wyglądała na zziębniętą. Z jej ust przy każdym oddechu wydo-bywały się obłoki pary. I przy każdym jęku. Mokre od potu włosy, przyklejone miejscami do rozgrzanej gorączką twarzy, tworzyły zmieniającą się czarną siateczkę fantazyjnych wzorów na jasnej skórze za każdym razem, gdy dziewczyna gwałtownie obracała się z boku na bok. Coraz szybciej.
Zabrana o zmierzchu
"Zabrana o zmierzchu" to trzeci tom cyklu noszącego tytuł "Wodospady Cienia". Seria opowiada historię nastoletniej Kylie Galen, która z dnia na dzień znalazła się w świecie nadnaturalnych stworzeń, sama dokładnie nie wiedząc czym jest - wszyscy byli zgodni wyłącznie co do jednego - nie była zwyczajnym człowiekiem.
Kylie zdecydowała się na umawianie z Lucasem - przystojnym wilkołakiem, choć wciąż przeszkadza jej, że nic nie zostało powiedziane oficjalnie. Gdy jednak Derek - elf z którym umawiała się wcześniej - powraca do obozu przy Wodospadach Cienia, serce i myśli dziewczyny znów zaczynają wariować. Zwłaszcza, że chłopak nie wrócił sam. Przywiózł ze sobą naprawdę bliską jego sercu, wampirzą przyjaciółkę. Gdyby jednak pojawiające się problemy były jedynie tego rodzaju... W snach Kylie wciąż pojawia się Red - wampir, morderca, który koniecznie chce ją poślubić. Towarzyszy jej również nowy duch i wszystko wskazuje na to, że jest to wzbudzająca strach, od dawna nie żyjąca, dzieciobójczyni.
W każdym tomie, pod koniec, coś się dzieje i Kylie grozi niebezpieczeństwo. Nie inaczej fabuła potoczyła się i tym razem. Choć przez większość czasu rozstrzygają się rozterki miłosne głównej bohaterki i jej przyjaciółek, to w rezultacie i tak nie zabraknie w książce akcji. Przyznam, że pierwsza połowa powieści była wręcz nudna, dopiero później historia powróciła do swojego klimatu z poprzednich tomów i dalej już czytało się ją lekko i z przyjemnością.
To już nieco irytujące, że w dalszym ciągu nic nie wiadomo. Pod koniec Kylie wreszcie dowiaduje się kim jest, co jednak oczywiście niczego jej nie tłumaczy, a dziewczyna dalej pozostaje w drażniącej niewiedzy. Wszystko krzyczy - "Wodospady Cienia" będą miały kolejne tomy. Cóż... pozostaje jedynie cierpliwie na nie czekać, a z tego co można znaleźć na oficjalnej stronie autorki, będzie ich całkiem sporo. Mimo kilku niedociągnięć historia przypadła mi do gustu i chętnie będę ją kontynuować.
"Zabrana o zmierzchu" to jak do tej pory część w której dzieje się najmniej, nie jest jednak kiepska, po prostu zależy kto co lubi. Znam wiele osób, które z wypiekami na twarzy czytały będą o romantycznych rozterkach bohaterki, a niekoniecznie zainteresują je opisy bijatyk czy sceny porwania. Trzeci tom serii będzie właśnie idealny dla nich.
"Wodospady Cienia" to przyjemny, niewymagający cykl. Stworzone przez C.C. Hunter powieści wciągają i można się przy nich naprawdę dobrze bawić. Myślę, że niejedna nastoletnia czytelniczka zakocha się bez pamięci w przygodach, które bezustannie przytrafiają się Kylie Galen.