Rezultaty wyszukiwania dla: opowiadania
Na psa urok
Co byście zrobili, gdyby Wasz najlepszy zwierzęcy przyjaciel, czy to kot, czy to pies, umarł po wielu latach, które spędziliście razem? Wylalibyście z pewnością morze łez i przez wiele dni, tygodni nie mogli pogodzić się ze stratą. Anna Sokalska postanowiła dodatkowo uczcić pamięć ukochanego psa Jerry'ego czyniąc go jednym z głównych bohaterów swojej najnowszej powieści. Sam pomysł wydał mi się urzekający, bo zdaję sobie sprawę, jak silną więź może łączyć człowieka z jego czworonożnym przyjacielem. „Na psa urok" to współczesna komedia fantastyczna, która okazała się dla mnie całkiem przyjemnym czytadłem. Jednak ciężki do zaakceptowania styl polskiej autorki odjął jej sporo uroku oraz zaprzepaścił jej potencjał.
Biała okładka książki z narysowanymi: psem yorkiem, gwiazdami, księżycem i bliżej niezidentyfikowanymi liniami w kolorze ciemnogranatowym oraz ciemnoróżowym została stworzona przez samą autorkę. Całość, w połączeniu z doborem czcionki, prezentuje się dość infantylnie, sprawiając wrażenie, jakby została skomponowana przez dziecko. Widząc ją na półce w księgarni z pewnością sklasyfikowałabym ją jako książkę dla najmłodszych (choć po jej lekturze nadal nie wiem, czy to raczej lektura dla młodzieży, czy dla dorosłych). Po stronie tytułowej zostajemy także uraczeni sympatycznym zdjęciem psa Sokalskiej, któremu dedykuje swoją książkę.
Ania jest nieśmiałą, młodą dziewczyną pracującą w korporacji. Jej życie wywraca się do góry nogami, gdy pewnego wieczora jej pies Jerry okazuje się być... człowiekiem. 400 lat temu wiedźma o imieniu Wanda zamieniła go w czworonoga, a teraz termin ważności klątwy zaczyna mijać. W tym samym czasie Anię postanawia odwiedzić przyjaciółka, robiąca obecnie karierę w showbiznesie i będąca jedną z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd w Polsce – Iza. Okazuje się, że Jerry i wiedźma chcą załatwić między sobą dawne konflikty, a biznesy Wandy łączą się z karierą gwiazdy ekranu. Co wyniknie z tego zamieszania? Czy wszyscy bohaterowie wyjdą cało z czekających ich problemów? Czy „tym dobrym" uda się powstrzymać złowrogą wiedźmę?
Podobnie jak Alicja Górska w swojej recenzji „Mojej ukochanej zmory" zadawałam sobie pytanie: „i co z tego, że Wrocław?". Stało się to pierwszą wskazówką do zwracania uwagi na wtrącanie przez trzecioosobowego narratora mnóstwa bezużytecznych informacji. W dodatku niejednokrotnie autorka traktuje swojego czytelnika jako niezbyt rozgarniętego osobnika. Po co pisać „następnego popołudnia (niedziela, 17 sierpnia 2014)"? Czytelnik pamięta, że 20 stron temu był 16 sierpnia, nie trzeba mu o tym po raz kolejny przypominać. Taki brak wiary w inteligencję odbiera część przyjemność, nieważne, jak dobrą okazałaby się książka.
Sama koncepcja powieści mnie nie przekonuje (co innego pomysł napisania książki dla swojego psa)– połączenie komedii i fantasy z elementami kryminału nieco konfuduje czytelnika. Skutkuje to również tym, że autorce nie udaje się doprowadzić wszystkich wątków do końca. Nie rozwiązuje niektórych zagadek dotyczących głównych bohaterów, co wynika prawdopodobnie z nieumiejętności prowadzenia tak wielu wątków na raz.
Pomimo wszelkich nielogiczności oraz niedoprowadzeniu niektórych wątków do końca, muszę przyznać, że lektura powieści młodej autorki zapewniła mi dobrą rozrywkę. Same rozwiązania fabularne pozytywnie mnie zaskoczyły, a całość trzymała w napięciu od początku do końca (zelżało, gdy niektóre z tajemnic pozostały na końcu tajemnicami). Nie można znaleźć u Sokalskiej przesadnego dramatyzmu, co zdecydowanie działa na plus. Choć w początkowych rozdziałach miałam nadzieję, że obowiązkowo podejmie temat niespełnionej miłości albo wpadnie w romantyczny ton – znakomicie z tego motywu wybrnęła, przez co zaskarbiła sobie nieco więcej mojej sympatii.
Sokalska niejako umieszcza samą siebie w powieści. Iza stara się o angaż do roli w „Mojej ukochanej zmorze" (poprzedniej powieści polskiej pisarki), co staje się okazją do autokrytyki oraz skromnego przybliżenia postaci autorki.
Jednak najsłabszym elementem powieści jest mocno irytujący styl autorki, który bardzo trudno jest przełknąć oraz stosowane przez nią zabiegi w warstwie językowej. Od pierwszej strony w oczy rzucają się intertekstualne, odautorskie komentarze zaznaczone kursywą przeplatające się między właściwą narracją oraz dialogami. W dużej mierze mają wprowadzać element humorystyczny, jednak w moim odczuciu autorce w większości nie udaje się osiągnąć wytyczonego celu. Polska pisarka często decyduje się także na przekreślanie niektórych słów, po to aby zaznaczyć, że niekiedy sama koloryzuje stworzony przez siebie świat. Już z takim zabiegiem spotykamy się na tylnej okładce powieści „Ania jest szczurkiem szarą myszką pracującą w korporacji". Denerwowało mnie również nadmierne używanie przymiotników, co niekiedy wywoływało wrażenie czytania opowiadania gimnazjalisty, a nie autorki, która ma za sobą napisanych już kilka powieści. Zamienianie przekleństw na niezidentyfikowany ciąg znaków bądź „kwa, kwa" sprawia, że nie mam pojęcia, do jakiego czytelnika miała ta powieść dotrzeć w założeniu autorki.
Choć od początku byłam sceptycznie nastawiona do najnowszej książki Anny Sokalskiej, zakończyłam lekturę z całkiem pozytywnymi odczuciami. „Na psa urok" okazało się być niedopracowanym, lecz przyjemnym czytadłem, idealnym na wakacje. Jednak gdyby nie usilne próby przekombinowania stylu oraz brak rozwiązań niektórych wątków byłoby zdecydowanie lepiej.
Wrocław 2033
Wielkimi krokami zbliża się premiera nowej książki z Uniwersum Metro 2033! 26 sierpnia do księgarń trafi „Otchłań" Roberta J. Szmidta, druga po „Dzielnicy obiecanej" Pawła Majki książka w serii Uniwersum Metro 2033 w polskich realiach.
Wrocław 20 lat po wojnie nuklearnej. Z niemal siedmiuset tysięcy wrocławian przetrwała ledwie garstka w ciągnących się pod miastem kanałach. Tworzą oni niewielkie zamknięte społeczności, zwane enklawami. Mimo upływu lat, powierzchnia wciąż nie nadaje się do ponownego zasiedlenia. Promieniowanie jest tam wciąż zbyt silne, a co gorsza, zmutowane rośliny i zwierzęta stworzyły w ruinach nowy, wyjątkowo nieprzyjazny człowiekowi ekosystem.
Patronat: X Dni Jakuba Wędrowycza w Wojsławicach
W dniach 17-19 lipca 2015 roku Lubelskie Stowarzyszenie Fantastyki „Cytadela Syriusza" organizuje w Wojsławicach (woj. lubelskie, 23 km od Chełma) X Dni Jakuba Wędrowycza.
Pokłosie. Antologia opowiadań w hołdzie Stephenowi Kingowi.
Pomyśl przez chwilę, drogi Czytelniku, czego się boisz? Co wzbudza w Tobie pierwotny lęk? Strach tak ogromny, że aż paraliżujący...?
Czy znajdziesz w sobie odwagę, aby spotkać się z morderczym klaunem, opętanymi przedmiotami, zjawami oraz innymi istotami, które nie powinny istnieć?
Prawdą jest, że wielu z nas lubi się bać- oglądamy horrory, czytamy przerażające historie. Na rynku wydawniczym istnieje wiele książek grozy, nie wszystkie jednak powinny się ukazać. Pokłosie do tej grupy na szczęście nie należy.
Siedem opowiadań, pięcioro autorów- Kacper Kotulak (To nie TO!, Death Metal), olsztynianin, z wykształcenia inżynier geodeta. Pierwsze literackie kroki stawiał na portalu Fantastyka.pl, zaś jego "papierowym" debiutem było opowiadanie Full Plastic Jacket. Znany również z publikacji w Małych problemach wielkich bohaterów oraz na portalu ExFabula. Jarosław Turowski (Cierniowy Dwór), spod którego pióra powstają głównie horrory, redaktor magazynu Via- Appia. Wielki fan sagi Stephena Kinga o Rolandzie Rewolwerowcu i Mrocznej Wieży. Juliusz Wojciechowicz (Świniak), współautor zbioru Człowiekiem jestem, Toystories, Księgi wampirów. Publikuje także m.in. na portalu Horror masakra, Via Appia, Niedobre Literki, Szortal, ExFabula. Marek Zychla (Fhabhtanna, Chyba), obecnie mieszkający w Irlandii, gdzie zajmuje się księgowością w domu kultury. Co prawda coraz rzadziej tworzy, ale miłość do literatury nigdy w nim nie osłabnie. Oczywiście w tak doborowej grupie nie mogłoby zabraknąć kobiety- Paulina J. Król (Status quo) zadebiutowała w cyfrowej antologii Zombiefilia, publikowała również w Horror masakrze oraz Krypcie. Autorka, recenzentka, nałogowa czytelniczka. Dodatkowym atutem książki staje się Wstęp, napisany przez coraz popularniejszego pisarza grozy, Stefana Dardę ( m.in. Czarny Wygon, Opowiem Ci mroczną historię). Chyba po raz pierwszy w mojej czytelniczej karierze nie ominęłam wstępu, rzucając nań tylko okiem. Byłam ciekawa, jak do sięgnięcia po antologię zachęca ów pisarz.
Często spotykam się z tym, że gdy ktoś przeczyta informację "to zbiór opowiadań", "antologia"- od razu ucieka gdzie pieprz rośnie. Po części rozumiem te czytelnicze lęki, choć osobiście takowe zbiory preferuję. I mimo, że do fanów Stephena Kinga nie należę, to zachęcona opisami sięgnęłam po antologię poświęconą królowi grozy. Moja nieznajomość całej twórczości Mistrza nie przeszkodziła mi w wyłapaniu wątków zaczerpniętych z jego książek. Pewien klaun z opowiadania "To nie TO!" od razu rzucił się w oczy, nasunął pewne skojarzenie, ba- sam tytuł niejako Czytelnika naprowadza. Nie znaczy to oczywiście, że wszysko było "żywcem" odgapione, nie- raczej określiłabym to jako wybranie innej drogi do poprowadzenia danej historii. Możemy więc nie tylko poznać wersję Stephena Kinga, ale także wszelkie wariacje polskich autorów.
Po prostu dotarło do mnie, jak kruche jest życie. To taki banał, ale mimo, iż wiedziałem o tym cały czas, to nigdy nie wiedziałem tego z całą świadomością. Żyłem bezwiednie, przyjmując to za pewnik. Tak jak oddychanie. Zaczynamy o tym myśleć dopiero wtedy, kiedy brakuje nam tchu.
- Kochanie, ale nieustanna myśl o śmierci powoduje, że nigdy nie żyjemy prawdziwie.
Byłoby nie lada wyczynem, gdyby na 358 stron nie pojawiło się ani jedno słabsze opowiadanie. Niestety, także i w tym przypadku tak było. Nie porwała mnie historia dziwnego roweru, zwanego Świniakiem, nie poruszył specjalnie klaun, nie do końca przekonała mnie historia pana Zychla- Fhabhtanna (choć muszę przyznać, że była dość zabawna- a miałam się bać!). Patrząc surowym okiem, te trzy uznaję za nieco słabszą stronę książki. Moim ulubieńcem został bez żadnych wątpliwości Status quo, historia raczej nieprawdopodobna... a gdybym miała przeżyć to, co bohaterowie- przerażająca. Nie ukrywam, że czasem przelewająca się krew to dla mnie za mało, a wolę, gdy ktoś próbuje sięgnąć głębiej, oddziaływać na moją psychikę. Tak uczyniła pani Król swym opowiadaniem, po skończeniu jeszcze długo nad nim rozmyślałam. Podobnie rzecz się ma z utworem Chyba, gdzie podczas czytania właściwie nie wiem, co się dzieje (zresztą mam wrażenie, że bohaterka raczej też nie). Lektura owego opowiadania nasunęła mi skojarzenie z filmem Inni, ale nie zdradzę szczegółów.
Zazwyczaj wymagam od horroru tego, aby do ostatniej strony trzymał mnie w niemalejącym napięciu, żeby coś się działo. Jestem w stanie zadowolić się pokracznymi istotami nie z tej ziemi, potępionymi duszami czy okrutnymi mordami, jeśli kryje się w tym jakiś sens, zaś akcja wartko się toczy (chyba nie jestem wybredna, co?). Do tej pory uważałam, że tylko takie rzeczy są w stanie mnie choć odrobinkę "ruszyć" nawet, jeśli film/ książka tym samym mnie obrzydzała. Wyjaśniając- Pokłosie to zbiór opowiadań, w którym właściwie tylko jedno ocieka posoką. Nie ma zbyt wielu wymarzonych przeze mnie duchów (choć nie mówię, że wcale tam nie występują!). Ale... każdy kolejny utwór był ciekawszy od poprzedniego i mimo, że nie "straszył" w pierwotny sposób, to dają Czytelnikowi coś więcej- skłaniają do zastanowienia. Życie jest kruche, ulotne, a my nie zwracamy na to uwagi żyjąc, jakby Kostucha miała nas nigdy nie złapać. Dopiero ta antologia, a konkretniej Status quo uświadamia nam, że kiedyś umrze każdy, kogo dziś kochamy. I czyż sama ta myśl nie jest prawdziwie przerażająca?
Uważam, że Pokłosie to pozycja godna uwagi, polecam!
Tajemnice Zatoki Delfinów, Tajemnice Świstakowej Polany
Obecnie na rynku wydawniczym jest naprawdę mnóstwo publikacji skierowanych do małego czytelnika trudno jest wybrać najlepsze spośród tylu tytułów. Niektóre są tylko po to by móc dostarczyć naszym pociechom odrobinę rozrywki, a jeszcze inne łączą przyjemne z pożytecznym i poprzez z pozoru zwykłe historyjki czegoś uczą. Sama nie mam dzieci, ale w moim otoczeniu są szkraby bliskie mojemu sercu, którym chce zaszczepić miłość do słowa pisanego dlatego też sprawdzam co w trawie piszczy jeśli chodzi o literaturę dziecięcą. Dzięki temu trafiłam na twórczość Magdy Podbylskiej, o której wcześniej nie miałam w ogóle pojęcia.
Bezimienną narratorką obu książeczek jest mała dziewczynka, która wraz z ciocią Ellie i kuzynką Jo spędza wspólnie lato w Zatoce Delfinów oraz ferie w Świstakowej Polanie. Zarówno w jednym, jak i w drugim miejscu małe detektywki spotykają na swojej drodze ogrom zagadek i niewyjaśnionych sytuacji, którymi postanawiają się zająć. I tak musiały między innymi rozwiązać sprawy takie jak: zniszczenie ogródka, złapanie złodzieja, odkrycie czemu z sklepu znikają jabłka lub kto mógł zniszczyć podwórka mieszkańców Świstakowej Polany. Śledztwo za każdym razem jest prowadzone dokładnie i nawet najmniejsza poszlaka nie zostaje pominięta, a wszystko czego się dziewczynki dowiedzą skrupulatnie zapisane.
Ponieważ obie książeczki przeczytałam w krótkim odstępie czasu moje opinie o nich są bardzo zbliżone dlatego też aby się nie powtarzać opisze je razem. Magda Podbylska może nie napisała niczego nowego, ale zrobiła to niezwykle ciekawie i z polotem. Opowiadania są przemyślane, dopracowane i zrozumiałe nawet dla młodego czytelnika. Niektóre zagadki są łatwiejsze, inne trudniejsze, ale najważniejsze, że czytelnik wraz z bohaterkami może dociekać rozwiązania kolejnej sprawy. Nieraz można się przy czytaniu pośmiać czegoś dowiedzieć, a najważniejsze, że autorka kładzie nacisk na to by być dobrym i pomagać, dokarmiać zwierzęta w zimie, zaopiekować się zbłąkanym kotem, a w lato pamiętać, że w czasie dużych upałów szczególnie trzeba dbać o zwierzęta i wystawiać im coś do picia – nie tylko psom i kotkom, ale na przykład też ptaszkom.
Jako że to pozycje skierowane do młodszego czytelnika nie można nie zwrócić uwagi na wydanie oraz ilustracje, w tym wypadku autorstwa Katarzyny Bajerowicz, które są równie ważne, co treść. Twarde okładki utrzymane w klimacie lata i zimy, a na nich nie tylko główne bohaterki, ale i mała zapowiedź tego co czeka nas po zajrzeniu do wnętrza. I przyznać muszę, że zawartość jest równie kolorowa jak okładka. Niemal na każdej stronie są obrazki wierne tekstowi, które przyciągają oko paletą barw i „zwariowaną" – że tak powiem – kreską, ilustratorka rzetelnie odwzorowała wygląd bohaterów czy też emocje im towarzyszące. Mnie osobiście one oczarowały i nie byłam wstanie oderwać od nich wzroku. Ogromnym plusem jest również duży druk oraz krótkie rozdziały, dzięki czemu maluchy nie stracą zainteresowania treścią w środku opowiadania
Jestem jak najbardziej na tak dla bajek w wykonaniu Magdy Podbylskiej, są ciekawe i nie nużą – nawet starszego odbiorcy – a co najważniejsze, bawią i sprawiają, że dziecko może zacząć zadawać pytania, co jest fajnym wstępem do rozpoczęcia rozmowy. Opis postaci jest minimalny, ale dopracowany i doprawdy nie sposób nie polubić tych głównych, jak i pobocznych. Całość jest przemyślana i doszlifowana, z pewnością sięgnę po inne pozycje autorki jeśli tylko ujrzą światło dzienne.
Myślę, że książeczki przypadną do gustu zarówno chłopcom, jak i dziewczynkom w wieku 6-12 lat (starszym także) ponieważ każda historyjka nowa przygoda i kolejna tajemnica do rozwikłania. Ładnie wydane, kolorowe, interesująco napisane – idealne na prezent czy nawet bez okazji dla każdego dziecka.
Konkurs na Fantastyczne Opowiadanie - Lista opowiadań
Poniżej prezentujemy listę opowiadań, które zostały zgłoszone do udziału w Konkursie na Fantastyczne Opowiadanie, oraz opublikowane w dziale Opowiadania na Secretum. Lista została ułożona w kolejności publikowania tekstów na Secretum.
Agata Beker - Pierwszy wpis do pamiętnika
Jestem Tina i jestem mondrom i inteligenentnom blondynkom i jestem bardzo wyskoka... Znaczy wysoka i uadna. Mam uadne i durze niebiezkie oka, a znajomii muwiom, że mam jakieś ajkju ponirzej zera, co chyba jest komplemenentem. Wyszyscy muwiom mi, że jestem barydzo uadna i hóda jak... eee... chiba jak sztacheta, co chyba też komplemenentem było...
No dobra... Jaja jajami, ale teraz tak na serio... Siedzę w jakimś ciemnym pomieszczeniu w nieznanym mi miejscu. Mimo, że jestem jako tako uzbrojona to co z tego, jak wokół jest pełno czegoś, co z wyglądu przypomina ludzi, ale zachowuje się jak zwierzęta. Jestem tu sama, ponieważ mojego przyjaciela rozszarpały te stwory. Fakt faktem mam tu trochę jedzenia, znalazłam jakiś pusty zeszyt i latarkę, a że siedzę tu już trochę, zaczęło mi się nudzić, więc zaczęłam opisywać to co mi się przytrafiło, wyobrażając sobie, że tak na serio jest to opowiadanie, książka, czy coś w tym stylu, więc nie będzie to przypominać wpisów do pamiętnika.
Chyba zacznę od przedstawienia się. Nie, nie mam na imię Tina, ani nie mam IQ poniżej zera. Mam na imię Ambrellia, ale znajomi mówią mi Ambrella (tak, wiem że Umbrella to parasol), albo Amb. Jestem niską dziewczyną (156 cm), która ma krótkie brązowe włosy, brązowe oczy i jest strasznie blada. Mam 19 lat, a IQ mam chyba w miarę wysokie (o ile pamiętam, to dostawałam dość dobre oceny w szkole i nie wygadywałam jakichś szczególnych głupot). Niestety przez mój wzrost ludzie mają tendencję do zaniżania mi wieku (znaczna część znajomych mówi mi, że wyglądam na 14 lat...). Lubię rock, rock średniowieczny, gotyk, metal i punk. Mam skłonności sadystyczne (ale tylko w niektórych sytuacjach, więc tym bym się zbytnio nie przejmowała). Uwielbiam fantasy, science-fiction i Johnnego Deppa. Jestem uzależniona od gier komputerowych i książek. Potrafię kręcić kulami (tymi na łańcuchu... Tak dla jasności), rzucać nożami i strzelać z różnorodnej broni palnej.
No... To chyba na tyle jeśli o mnie chodzi. Teraz może opiszę moją rodzinkę.
Matka jest kucharką (bardzo lubi eksperymentować z przyprawami. Nie powiem, jak na razie wszystko jej wychodzi). Często woła mnie do pomocy przy gotowaniu i uczy mnie coraz to nowych rzeczy. To właśnie po niej mam oczy (jeśli chodzi o włosy, to szczerze powiem, że nie wiem po kim mam kolor. Rodzice mają ciemne, a ja mam w miarę jasne). Ojciec jest informatykiem (po nim mam charakterek, plus, minus niektóre cechy). Gdy ojciec miał naście lat, dziadek nauczył go strzelać (dziadek był wojskowym. Nic więcej nie mogę o nim napisać i to nie dlatego, że nie chcę. Zmarł przed moimi narodzinami z niewyjaśnionych przyczyn, więc mało o nim wiem), a ojciec z kolei nauczył tego mnie. Aktualnie mamy w domu mały „arsenał". Często jeździmy razem na strzelnicę. Mam jeszcze siostrę Anitę i szwagra Damiana. Anita aktualnie studiuje psychologię. Zapewne jest to rzadkością między rodzeństwem, ale bardzo dobrze się rozumiemy. Anita jest starsza o 10 lat i wyższa o jakieś 20 cm. Uwielbia rzucać nożami. Gdy miałam jakieś 12 lat, zaczęła mnie tego uczyć. Damian natomiast woli kule, choć też potrafi rzucać nożami. Często bierze udział w fireshowach. Ostatnio namówił mnie, żebym też wzięła w tym udział i ja głupia oczywiście musiałam się zgodzić. Teraz tego żałuję...
I to tyle. Zastanawiam się, czy ktoś jeszcze przeżył. Mam nadzieję, że tak. Bo przecież życie z samymi zombiakami jest taaakie nudne... Tiaa... To może teraz opowiem co się wydarzyło...
Było to bodajże miesiąc temu. Przyjechali Anita i Damian. Trochę dziwnie się zachowywali. Po przywitaniu się Damian powiedział, że ma pewną propozycję. Opowiedział mi, że organizują festiwal, na którym występują kapele rockowe, metalowe i punkowe. Można tam też posłuchać i potańczyć do dubstepu i oglądać fireshow. Powiedział, że odbywa się to w Mroczkach i że potrzebują jeszcze jednej osoby do fireshowu - kręcenia płonącymi kulami, plucia ogniem, itd. Byłam zachwycona, ale musiałam przekonać rodziców, żeby pozwolili mi jechać, bo do wakacji pozostało jeszcze trochę czasu, a ja miałam szkołę.
Po tym jak wszyscy już pojechali, zadzwoniłam do przyjaciela - Alexa z zapytaniem, czy nie chciałby ze mną jechać, kiedy już rodzice się zgodzą. Był jak najbardziej chętny do tego. Poszłam więc zapytać, czy mogę iść na imprezę. Ku mojemu zdziwieniu, otrzymałam zgodę na wyjazd.
Jakieś 15 min po rozmowie z rodzicami zadzwoniłam do Alexa i przekazałam mu dobre nowiny. Uzgodniliśmy, że wyjazd ma być w piątek po szkole. Gdy skończyliśmy wszystko omawiać coś mi się przypomniało. Po chwili zapytałam Alexa czy zauważył, że ostatnio ludzie są bardzo chorowici. Odpowiedział, że tak i że większość ludzi z naszej szkoły albo zostaje w domu, albo chodzi po szkole, wyglądając jak żywe trupy (w przenośni oczywiście... jak na razie przynajmniej). Opowiedziałam mu wtedy o mojej przyjaciółce Basi. Też zachorowała. Alex pocieszał mnie mówiąc, że za kilka dni pewnie będzie zdrowa. Nie wiem czemu, ale nie wierzyłam w to i dalej w to nie wierzę. Tego samego dnia zadzwoniłam też do mamy Basi. Dowiedziałam się, że przyjaciółka czuje się coraz gorzej.
***
Wczoraj zadzwoniła moja siostra. Już po jej pierwszym słowie wiedziałam, że chce powiedzieć mi coś, co mi się nie spodoba. Nie myliłam się... Powiedziała, że ona i Damian nie mogą przyjechać na festiwal, bo szwagier już od jakiegoś czasu źle się czuje. Nie zbyt ciekawie się zapowiadało...
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Nie wiedziałam dlaczego, ale czułam dziwny niepokój za każdym razem, kiedy choć przez chwilę myślałam o wyjeździe. Na przekór moim przeczuciom postanowiłam jednak zadzwonić do Alexa. Było ok 1:00 w nocy, ale on, tak samo jak ja jeszcze nie spał. Zapytałam, czy chciałby już w czwartek przed szkołą pojechać do Mroczków. Zgodził się bez namysłu. Ustaliliśmy, że będzie kierowcą.
Wstałam dzisiaj po 6:00, żeby przygotować wszystko, co było mi potrzebne na wyjazd. Godzinę później przyjechał Alex. Po wpakowaniu wszystkiego do auta, pojechaliśmy. Dotarliśmy tam około 10:00 (wszystko działo się na jakiejś polanie). Nie mając nic innego do roboty zaczęliśmy wszystko rozkładać. Czas mijał i pojawiało się coraz więcej ludzi do pomocy. Niektórzy przyjechali nawet z bardzo daleka, żeby móc spotkać się ze starymi znajomymi, ale też żeby się zabawić. Sama spotkałam wielu znajomych. Poznałam nawet pewną Patrycję. Strasznie dobrze się rozumiałyśmy. Alex stracił mi się z oczu, kiedy zaczęliśmy ustawiać ze znajomymi ogrodzenie. Było ono nam potrzebne, żeby ludzie nie wjeżdżali nam na polanę samochodami.
Dziwne rzeczy zaczęły dziać się dopiero po 16:00. Właśnie rozmawiałam z Patrycją, gdy zauważyłam przy ogrodzeniu jakiegoś faceta sięgającego ręką w stronę Ani - córki znajomych. Widząc to, od razy ruszyłam w tamtą stronę biegiem nawołując, żeby Ania odsunęła się od ogrodzenia. Posłuchała mnie. Kiedy tylko tam dotarłam, powiedziałam jej, żeby poszukała Alexa i z nim została. Gdy odeszła zwróciłam się do mężczyzny przy ogrodzeniu. Zaczęłam mówić, żeby sobie poszedł, ponieważ niepokoi innych. Przerwałam jednak w pół zdania i zaczęłam się mu przyglądać. Wyglądał na chorego i miał czymś poplamione ubranie. Plama była dość duża i miała czerwony kolor. Gdy spojrzałam mu w oczy, sparaliżował mnie strach. W tych oczach nie było żadnej emocji. Idealna pustka. Tak, jakby mógł do mnie podejść, rozszarpać mi gardło i odejść, jak gdyby nigdy nic. Przez dobre pół minuty tylko się na niego gapiłam. Gdy odzyskałam głos, powiedziałam mu, żeby odszedł, bo zawołam ochronę, a sama poszłam zająć się swoimi sprawami. Po drodze zorientowałam się, że nie tylko jego oczy były dziwne. Miał też tak jakby... No nie wiem... Wygłodniały wyraz twarzy... Jak gdyby miał ochotę mnie zjeść... Wtedy myślałam, że to absurd. Niestety teraz myślę inaczej...
Godzinę po tym wydarzeniu całkowicie o nim zapomniałam. Pomagałyśmy z Patrycją postawić namiot nad sceną, a było to dość czasochłonne. W pewnym momencie przyszedł Alex z Anią i zapytał co sądzę o ludziach, którzy poustawiali się wokół ogrodzenia. Powiedział, że są bardzo dziwni i wydają bliżej nieokreślone odgłosy. Gdy się rozejrzałam, zobaczyłam ich. Napierali na ogrodzenie tak, że lada moment mogło się wszystko przewrócić. Wyciągali ręce w stronę przechodzących wewnątrz ludzi. W tej chwili byłam bardzo zadowolona z tego, że postanowiliśmy ogrodzić cały plac, a nie tylko jego część. Ci na zewnątrz wyglądali tak samo jak mężczyzna, którego wcześniej spotkałam. Mieli tak samo pusty wzrok i wygłodniały wyraz twarzy. Nie miałam zielonego pojęcia co się dzieje, ale wiedziałam, że nie powinniśmy podchodzić do tych osób.
W pewnym momencie usłyszeliśmy rozdzierający krzyk. Gdy spojrzeliśmy w kierunku z którego dochodził, zobaczyliśmy, że pewna kobieta ma odgryziony wielki kawał mięsa z lewego ramienia. Patrzyliśmy na to w osłupieniu, jakbyśmy byli w transie. W międzyczasie drugie coś - coś, bo nie umiem sobie wyobrazić, by człowiek był zdolny do czegoś tak okrutnego - wgryzło jej się w kark i odgryzło następny kawał mięsa. Zdaliśmy sobie sprawę, że kobieta była przyciśnięta do szpary w ogrodzeniu i że właśnie dlatego jednemu z nich udało się sięgnąć jej szyi. Trwało to mniej niż minutę. Krzyki kobiety szybko ucichły, a my oprzytomnieliśmy w momencie, w którym rozpętało się piekło...
Ogrodzenie nie wytrzymało i w końcu się przewróciło, wpuszczając te stwory. W naszą stronę ruszyły więc hordy tych istot. Alex wspomniał wcześniej, że wydają one dziwne odgłosy. Zdałam sobie sprawę, że tymi odgłosami są warczenia i pojękiwania. Pojękiwanie ok, ale warczenie?! Żadna istota ludzka nie jest zdolna do takiego warczenia! Przypominało ono bardziej warczenie zwierzęcia, choć też nie do końca. Gdy Alex mną potrząsnął zdałam sobie sprawę z tego, że stoję i wpatruję się w to wszystko (czyli rozrywanie ludzi żywcem przez bliżej nieokreślone istoty) jak zaklęta. Tak się składało, że stała tu pewna chatka, w której zostawiliśmy wszelkie narzędzia, rekwizyty, itd. Było tam więc coś czego mogliśmy użyć jako broń, jak np. moje noże i kule. Alex pociągnął mnie w tamtą stronę. Biegliśmy najszybciej jak mogliśmy. Nie wiedzieliśmy, gdzie podziała się Ania. Nie mogliśmy jej znaleźć w tym tłumie.
Przeglądając za nią tłum, zauważyłam Patrycję. To coś dopadło ją tak samo, jak większość tutejszej ludności. Widziałam jak jest zjadana żywcem. Patrząc na to potknęłam się i upadłam. Alex chciał mi pomóc i gdy już mnie podnosił, to coś rzuciło się na niego i wgryzło się w bark. Za nim przyszły inne, przyciągnięte zapachem świeżej krwi. Alex krzyczał bym się ukryła, że nie mogę mu pomóc. Było ich zbyt dużo. Widziałam jeszcze jak go rozszarpują. Rozszarpywali go żywcem. Wyszarpywali kończyny. Widziałam jego twarz gdy to robili. Wdać było, że przeżywał niewyobrażalne katusze, a trwało to około kilku minut. Nie wiem dokładnie, bo jak tylko oprzytomniałam, ruszyłam się z miejsca i pobiegłam do chatki. Gdy tam dotarłam, zatrzasnęłam za sobą drzwi. Stwory próbowały dostać się do środka, ale po pewnym czasie chyba o mnie zapomniały. Nie mogę uwierzyć w to, że to wszystko trwało zaledwie kilkanaście minut. Wydawało mi się, że trwało to kilka godzin. Może, gdybym powiedziała komuś o tym mężczyźnie, to sprawy potoczyłyby się inaczej. A jeśli to naprawdę wszystko tylko i wyłącznie moja wina? Nie wiem i nie wiem czy chcę wiedzieć...
Gdy wszystko się skończyło zaczęłam przeszukiwać chatkę. Znalazłam jedzenie, latarkę, zeszyt i inne mniej lub bardziej przydatne rzeczy. Później nie wiedziałam co z sobą zrobić, więc zaczęłam słuchać muzyki... Przez słuchawki... Na fulla... Jeśli coś weszłoby do chatki, byłoby po mnie. Jak widać, nic się jednak nie stało. Po jakimś czasie zaczęłam pisać ten tu pamiętnik w stylu opowiadania.
I oto jestem... Cała i zdrowa... Niezbyt wiem czy mam się z tego powodu cieszyć...
* opowiadanie bierze udział w konkursie http://secretum.pl/konkursy/item/282-konkurs-na-fantastyczne-opowiadanie
Nowa Fantastyka 05/15
W kioskach i salonach prasowych dostępny jest już najnowszy, majowy, numer pisma "Nowa Fantastyka". Tematem przewodnim numeru jest powrót, pod postacią miniserialu, jak również komiksu, kultowego "Z Archiwum X". Dodatkowo przeczytamy m.in. artykuł o nowych postaciach z gwardii Marvela oraz opowiadania m.in. Neila Gaimana (z uniwersum powieści "Nigdziebądź"), Petera Wattsa i Jacka Komudy.
Patronat: "Łowca. Zapomniana księga"
Postapokaliptyczna przygoda, której nigdy nie zapomnisz! Trzeci tom fantastycznej serii ukaże się już 24 czerwca!
Jubileusz twórczości Jakuba Ćwieka!
Rok 2015 jest bardzo wyjątkowym okresem czasu dla Jakuba Ćwieka, a także dla fanów popularnej serii Kłamca. 10 lat temu ukazał się bowiem pierwsza książka, która powołała do życia charyzmatycznego nordyckiego boga kłamstwa na usługach aniołów. Ten powieściowy debiut zapewnił Jakubowi Ćwiekowi status jednego z najpoczytniejszych twórców fantastycznych młodego pokolenia. 6 maja nakładem Wydawnictwa SQN ukaże się jubileuszowy Kłamca. Papież sztuk. Książki będą jednak dostępne wcześniej na poznańskim Pyrkonie!