grudzień 22, 2024

piątek, 19 czerwiec 2015 11:19

Na psa urok

By 
Oceń ten artykuł
(1 głos)

Co byście zrobili, gdyby Wasz najlepszy zwierzęcy przyjaciel, czy to kot, czy to pies, umarł po wielu latach, które spędziliście razem? Wylalibyście z pewnością morze łez i przez wiele dni, tygodni nie mogli pogodzić się ze stratą. Anna Sokalska postanowiła dodatkowo uczcić pamięć ukochanego psa Jerry'ego czyniąc go jednym z głównych bohaterów swojej najnowszej powieści. Sam pomysł wydał mi się urzekający, bo zdaję sobie sprawę, jak silną więź może łączyć człowieka z jego czworonożnym przyjacielem. „Na psa urok" to współczesna komedia fantastyczna, która okazała się dla mnie całkiem przyjemnym czytadłem. Jednak ciężki do zaakceptowania styl polskiej autorki odjął jej sporo uroku oraz zaprzepaścił jej potencjał.

Biała okładka książki z narysowanymi: psem yorkiem, gwiazdami, księżycem i bliżej niezidentyfikowanymi liniami w kolorze ciemnogranatowym oraz ciemnoróżowym została stworzona przez samą autorkę. Całość, w połączeniu z doborem czcionki, prezentuje się dość infantylnie, sprawiając wrażenie, jakby została skomponowana przez dziecko. Widząc ją na półce w księgarni z pewnością sklasyfikowałabym ją jako książkę dla najmłodszych (choć po jej lekturze nadal nie wiem, czy to raczej lektura dla młodzieży, czy dla dorosłych). Po stronie tytułowej zostajemy także uraczeni sympatycznym zdjęciem psa Sokalskiej, któremu dedykuje swoją książkę.

Ania jest nieśmiałą, młodą dziewczyną pracującą w korporacji. Jej życie wywraca się do góry nogami, gdy pewnego wieczora jej pies Jerry okazuje się być... człowiekiem. 400 lat temu wiedźma o imieniu Wanda zamieniła go w czworonoga, a teraz termin ważności klątwy zaczyna mijać. W tym samym czasie Anię postanawia odwiedzić przyjaciółka, robiąca obecnie karierę w showbiznesie i będąca jedną z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd w Polsce – Iza. Okazuje się, że Jerry i wiedźma chcą załatwić między sobą dawne konflikty, a biznesy Wandy łączą się z karierą gwiazdy ekranu. Co wyniknie z tego zamieszania? Czy wszyscy bohaterowie wyjdą cało z czekających ich problemów? Czy „tym dobrym" uda się powstrzymać złowrogą wiedźmę?

Podobnie jak Alicja Górska w swojej recenzji „Mojej ukochanej zmory" zadawałam sobie pytanie: „i co z tego, że Wrocław?". Stało się to pierwszą wskazówką do zwracania uwagi na wtrącanie przez trzecioosobowego narratora mnóstwa bezużytecznych informacji. W dodatku niejednokrotnie autorka traktuje swojego czytelnika jako niezbyt rozgarniętego osobnika. Po co pisać „następnego popołudnia (niedziela, 17 sierpnia 2014)"? Czytelnik pamięta, że 20 stron temu był 16 sierpnia, nie trzeba mu o tym po raz kolejny przypominać. Taki brak wiary w inteligencję odbiera część przyjemność, nieważne, jak dobrą okazałaby się książka.

Sama koncepcja powieści mnie nie przekonuje (co innego pomysł napisania książki dla swojego psa)– połączenie komedii i fantasy z elementami kryminału nieco konfuduje czytelnika. Skutkuje to również tym, że autorce nie udaje się doprowadzić wszystkich wątków do końca. Nie rozwiązuje niektórych zagadek dotyczących głównych bohaterów, co wynika prawdopodobnie z nieumiejętności prowadzenia tak wielu wątków na raz.

Pomimo wszelkich nielogiczności oraz niedoprowadzeniu niektórych wątków do końca, muszę przyznać, że lektura powieści młodej autorki zapewniła mi dobrą rozrywkę. Same rozwiązania fabularne pozytywnie mnie zaskoczyły, a całość trzymała w napięciu od początku do końca (zelżało, gdy niektóre z tajemnic pozostały na końcu tajemnicami). Nie można znaleźć u Sokalskiej przesadnego dramatyzmu, co zdecydowanie działa na plus. Choć w początkowych rozdziałach miałam nadzieję, że obowiązkowo podejmie temat niespełnionej miłości albo wpadnie w romantyczny ton – znakomicie z tego motywu wybrnęła, przez co zaskarbiła sobie nieco więcej mojej sympatii.

Sokalska niejako umieszcza samą siebie w powieści. Iza stara się o angaż do roli w „Mojej ukochanej zmorze" (poprzedniej powieści polskiej pisarki), co staje się okazją do autokrytyki oraz skromnego przybliżenia postaci autorki.

Jednak najsłabszym elementem powieści jest mocno irytujący styl autorki, który bardzo trudno jest przełknąć oraz stosowane przez nią zabiegi w warstwie językowej. Od pierwszej strony w oczy rzucają się intertekstualne, odautorskie komentarze zaznaczone kursywą przeplatające się między właściwą narracją oraz dialogami. W dużej mierze mają wprowadzać element humorystyczny, jednak w moim odczuciu autorce w większości nie udaje się osiągnąć wytyczonego celu. Polska pisarka często decyduje się także na przekreślanie niektórych słów, po to aby zaznaczyć, że niekiedy sama koloryzuje stworzony przez siebie świat. Już z takim zabiegiem spotykamy się na tylnej okładce powieści „Ania jest szczurkiem szarą myszką pracującą w korporacji". Denerwowało mnie również nadmierne używanie przymiotników, co niekiedy wywoływało wrażenie czytania opowiadania gimnazjalisty, a nie autorki, która ma za sobą napisanych już kilka powieści. Zamienianie przekleństw na niezidentyfikowany ciąg znaków bądź „kwa, kwa" sprawia, że nie mam pojęcia, do jakiego czytelnika miała ta powieść dotrzeć w założeniu autorki.

Choć od początku byłam sceptycznie nastawiona do najnowszej książki Anny Sokalskiej, zakończyłam lekturę z całkiem pozytywnymi odczuciami. „Na psa urok" okazało się być niedopracowanym, lecz przyjemnym czytadłem, idealnym na wakacje. Jednak gdyby nie usilne próby przekombinowania stylu oraz brak rozwiązań niektórych wątków byłoby zdecydowanie lepiej.

Czytany 2330 razy