grudzień 14, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: fantasy

sobota, 13 grudzień 2025 20:52

Czarownica z Gór Olbrzymich

 

Mieszka sobie spokojnie pośród leśnych ostępów, nie czyniąc nikomu krzywdy, wręcz przeciwnie, pomagając mieszkańcom pobliskiej wioski samej nie wchodząc z nimi w bliższe interakcje. Czarownica, znachorka. Ulfa.

Nie znajdziecie w tej książce wielkiej magii, piorunów trzaskających we wrogie armie czy zaklęć powalających najtęższych wojowników. Znajdziecie w niej spokój w każdym słowie, jedność z naturą, zarówno tą dziką, jak i ludzką. Ulfa bowiem żyje w zgodzie z lasem, ludźmi, ale przede wszystkim ze sobą. Nie buntuje się, nie złorzeczy, choć los nie jest dla niej zawsze łaskawy. Po prostu jest, wykonuje swoją pracą i poddaje się temu, co niesie życie. Jednak myli się ten, kto sądzi, że czarownica jest złamana, nie, jest pokorna, ale silna, świadoma swej mocy, ale i swych ograniczeń, zjednoczona z duchami Gór. To od nich czerpie moc, choć czasem się z nimi spiera. To z natury bierze i daje dalej - bogatsze o jej wiedzę.

„Czarownica z Gór Olbrzymich" to opowieść o samotności, która, podjęta z wyboru i podobno oswojona, ustępuje pola miłości. I to delikatne uczucie zmienia wszystko jak kropla drążąca skałę. Małymi krokami zmienia czarownicę z tej, co sama mieszka w lesie i sama sobie radzi w tą, co ma kogoś, kto się nią opiekuje. I kim opiekować może się ona. I choć książka opowiada o zaledwie roku życia czarownicy, to zmiany są ogromne. Autorka przepięknie pokazuje, jak miłość otwiera człowieka, zmienia nie tylko jego, ale cały świat wokół. Choć czasem ten świat nie rozumie ani czarownic, ani ich miłości.

Książka zostawia was z wieloma pytaniami i nie chodzi mi wcale o to, czy fabuła mogła potoczyć się inaczej. We mnie zostało przede wszystkim to, czym jest magia. Czy to zbiór umiejętności, dar dany od kogoś, czy może zwykłą uważność, empatia, wsłuchanie się w siebie i świat wokół, by móc widzieć i czuć więcej? A może coś zupełnie innego. Jaką moc ma miłość i do czego można się posunąć, by ratować istotę, którą się kocha. I w końcu, czy warto podjąć ryzyko, wiedząc, że cały świat do tej pory znany się zmieni? Bo ta książka jest też o wychodzeniu ze swojej strefy komfortu, o zrobieniu kroku w nieznane, choćby i najpiękniejsze, bo zrodzone z uczucia.

Nie znajdziecie w tej książce wielkiego romansu, zwalającego z nóg. Znajdziecie w niej przepiękne opisy przyrody, na których tle rodzi się piękna miłość. Rozumna, dojrzała, namiętna i czuła. Znajdziecie w niej ukojenie po ciężkim dniu, wiadomość, że wszystko da się poukładać, wystarczy zaufać sobie. Nie pędzić, nie gnać na oślep, tylko wsłuchać się w siebie, podążyć za tym głosem i w końcu zrobić to, co w sercu gra, a nie to, co należy. Bo tylko żyjąc w spokoju ze sobą, można odnaleźć szczęście.

I tego Wam życzę, z życzeniami spokojnej, dobrej lektury.

Dział: Książki
czwartek, 02 październik 2025 14:41

Błogosławieństwo Niebios 2

 

Na szczęście wydawnictwo Czarna Owca nie kazało czekać czytelnikom zbyt długo. Drugi tom „Błogosławieństwa niebios” to powrót do świata duchów, demonów i bogów, który fascynuje, wciąga i potrafi wywołać gęsią skórkę. Mo Xiang Tong Xiu nie zwalnia tempa – fabuła staje się jeszcze bardziej dynamiczna, a bohaterowie dostają przestrzeń, by pokazać się z nowych, nieoczywistych stron.

O czym jest książka

Historia zaczyna się od odkrycia, że czarujący San Lang to tak naprawdę Hua Cheng – jeden z Czterech Wielkich Gróz i legendarny demon, budzący lęk wśród bogów i ludzi. Wraz z Xie Lianem trafiamy do Miasta Duchów, miejsca mrocznego, ale i pełnego barw, w którym rozrywka przeplata się z grozą, a na każdym kroku czai się intryga. To właśnie tutaj Xie Lian staje twarzą w twarz z własną przeszłością i starymi winami, których cień ciągnie się za nim od wieków. Pomiędzy opowieściami o upadłym królestwie, duchach szukających ukojenia i bezwzględnych rozgrywkach w Domu Gry rodzi się coś jeszcze – delikatne, ale coraz wyraźniejsze zaufanie pomiędzy bohaterami.

Moja opinia i przemyślenia

Drugi tom podobał mi się jeszcze bardziej niż pierwszy. Styl jest tutaj jakby pewniejszy, dialogi mają więcej lekkości, a retrospekcje nie spowalniają akcji, tylko dodają jej głębi. Sceny w Mieście Duchów były w moim odczuciu najmocniejszym punktem – pełne napięcia, ironii, ale i symboliki. Xie Lian został ukazany jako bohater tragiczny, noszący na barkach ogromny ciężar, a jednocześnie nadal zdolny do empatii i troski o innych. Hua Cheng natomiast fascynuje swoją lojalnością i oddaniem. Jego uczucia do Xie Liana są czyste i szczere, a jednocześnie podszyte tajemnicą. Relacja tej dwójki wypada niezwykle naturalnie: subtelne gesty, niedopowiedzenia, napięcie w rozmowach. To zdecydowanie element, dla którego chce się czytać dalej.

Podsumowanie

„Błogosławieństwo niebios 2” to tom, który rozwija świat i bohaterów, a jednocześnie sprawia, że trudno oderwać się od lektury. Pełen emocji, humoru, akcji i refleksji nad odpowiedzialnością, wolnością i poświęceniem. Dla mnie to przykład, jak kontynuacja potrafi przewyższyć pierwszy tom i zostawić czytelnika z ogromną potrzebą sięgnięcia po kolejną część. Jeśli lubicie historie, które łączą epicką opowieść z intymnym portretem bohaterów, ta seria jest strzałem w dziesiątkę.

Dział: Książki

 

Ilustracje do twórczości J.R.R. Tolkiena bywają naprawdę piękne, a czołowymi artystami, którzy je tworzą są Alan Lee, John Howe i Ted Nasmith. Właśnie ich twórczość znalazła się we wznowieniu „Niedokończonych opowieści Śródziemia i Numenoru”. Pięknie wydana książka ukazała się nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka.

O czym jest książka

„Niedokończone opowieści” to swoista kronika, obejmująca różne epoki. Od Pierwszej Ery, przez czasy Númenoru, aż po wydarzenia znane z Trzeciej Ery. Na co możemy liczyć? Wśród opowieści znajdziemy m.in. relację o tym, jak Ulmo ukazał się Tuorowi. Jest też opis sił Rohanu, wędrówka Nazgûli w poszukiwaniu Pierścienia, czy barwna historia Gandalfa i krasnoludów podczas pamiętnej kolacji w Bag End. Co jeszcze? To także jedyna zachowana opowieść o dziejach Númenoru przed jego upadkiem, fragmenty dotyczące Pięciu Czarodziejów czy opowieść o Amrothcie. Dlaczego wydanie jest tak wyjątkowe? Każdy tekst uzupełniają komentarze Christophera Tolkiena. Dzięki nim łatwiej zrozumieć kontekst i powiązać poszczególne fragmenty z resztą legendarium.

Moja opinia i przemyślenia

Nie jest to książka, którą „pochłania się” jednym tchem. To raczej lektura wymagająca skupienia – pełna przypisów, komentarzy i szczegółowych opisów. Ale właśnie w tym tkwi jej siła. To swojego rodzaju zaproszenie do podróży po mniej znanych zakamarkach Śródziemia. Dla fana Tolkiena książka powinna być bezcenna. Każda niedopowiedziana scena, każda notatka czy szkic otwiera nowe perspektywy. Szczególne wrażenie robi wydanie ilustrowane. Cudowne — pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że epickie — rysunki Lee, Howe’a i Nasmitha pogłębiają odbiór tekstu. Dzięki nim łatwiej poczuć monumentalność elfich królestw, grozę wojen czy magię pradawnych legend.

Cenię też ogrom pracy Christophera Tolkiena. Z jednej strony zachował ostrożność i szacunek wobec spuścizny ojca, z drugiej – stworzył przewodnik, który porządkuje i wyjaśnia często skomplikowaną materię. Bez jego komentarzy lektura byłaby dużo trudniejsza, a momentami wręcz hermetyczna.

Podsumowanie

„Niedokończone opowieści Śródziemia i Númenoru. Wydanie ilustrowane” to książka, która nie jest dla każdego – początkujący czytelnik może się w niej zgubić. Jednakże dla fanów Tolkiena to absolutny skarb. Otrzymujemy teksty, których nie dane było ukończyć mistrzowi. Podziwiamy piękne wizualne dopełnienie jego wizji. To lektura, która pozwala jeszcze głębiej zanurzyć się w świecie Śródziemia i odkrywać jego tajemnice. Czy cenisz sobie „Władcę Pierścieni” i „Silmarillion”? Jeżeli tak, to opisywana przeze mnie księga stanie się naturalnym i niezwykle satysfakcjonującym uzupełnieniem. Zdecydowanie warto po niego sięgnąć! 

Dział: Książki
niedziela, 14 wrzesień 2025 12:45

Zapowiedź: Zwiastun burz. Elryk z Melniboné

 

Elryk z Melniboné, jeden z najbardziej intrygujących bohaterów w historii fantasy, wyrusza na wojnę między Ładem a Chaosem

Dział: Patronaty
niedziela, 14 wrzesień 2025 05:09

Piaseczniki

„Ale prawda jest zimna, pusta i straszna, a kłamstwa bywają piękne i pokrzepiające”.

Czytanie twórczości George R.R. Martina sprawia wiele przyjemności i radości, dotyczy to krótkich i długich form literackich. Na antologię „Piaseczniki” zwróciłam uwagę wiedziona pragnieniem ponownego spotkania z niezwykłymi niby insektami, jakże mocno wkraczającymi w znajomość psychiki człowieka. Osobliwe stworki, będące odbiciem myśli i czynów gatunku ludzkiego, zaimponowały mi już wiele lat temu. Chętnie do nich powracam, gdyż opowiadanie ma wszystko to, co lubię w solidnie napisanej fantastyce, świetny pomysł na fabułę, znakomitą prezentację twórczej wyobraźni, rewelacyjnie sportretowanego złego bohatera, garść ciekawych refleksji do podchwycenia. Zachęcam gorąco do poznania, wejścia w klimat ubarwiony thrillerem, mroczną odsłoną konsekwencji czynów, szczególną aurą obcego kosmicznego życia.

Bardzo spodobało mi się „W Domu Robaka”, akcja nasycona sensacją, mrokiem i wilgocią podziemnych korytarzy, bezwzględną walką o przetrwanie, frapującą przemianą obcych ras. Cenne, że utwór zachęcał do poświęcenia chwili na myśl, że zemsta może prowadzić ku temu, co dotąd było niezrozumiałe. Z kolei, „Mroźne kwiaty” przenikały lodowatym zimnem, przedziwnym letargiem pragnień i marzeń, światem iluzji łapiącym w pułapkę wymieszania prawdziwości i nieprawdziwości, wampirów i wiatrowilków. Autor frapująco oddał wątek samotności i ponownie, odbicia walki o życie. Rewelacyjnie od strony psychologicznej poprowadził z jednej strony unikalną, z drugiej całkiem zwyczajną, przewrotną grę wymieszania kłamstw i prawd, wiary i niewiary, herezji i prawowierności. A wszystko w kosmicznej otoczce klimatycznej.

Koncepcja rozwijania wyjątkowych zdolności przez człowieka, podstaw powstawania nowego gatunku, pragnienia przemierzania wszechświata w zdobywaniu wiedzy i władzy, pojawiła się w „Szybkich pomocnikach”. Zamysł roli anielicy jako odpowiedzi na samotność w pozaziemskiej podróży ciekawie ubarwił opowiadanie, podobnie jak spotkanie energii i materii, ale nie w pełni przekonał. Wędrówka po gwiazdach, po pajęczynie czasu i przestrzeni, zatrzymanie się na skrzyżowaniu kosmicznych szlaków, wejście w długie cienie „Kamiennego miasta” wyrzutków, poznanie lisoludków, przyciągnęło uwagę od strony narodzin, trwania i przemijania światów różnorodnych cywilizacji. Nie poczułam się wygodnie w towarzystwie „Gwiezdnej Pani”, jednak doceniłam pomysłowość pisarza na zobrazowanie gwiezdnych slumsów i utrzymanie się przy życiu w skrajnie niesprzyjających warunkach.

Zerknijcie również na wrażenia po spotkaniu z innymi książkami George R.R. Martina „Gra o tron” (marzę, aby wreszcie wpadła w moje ręce jej komiksowa wersja), „Starcie królów”, „Nawałnica mieczy: stal i śnieg”, „Nawałnica mieczy: krew i złoto”, „Panowanie smoka” (pierwszy tom ilustrowanej historii dynastii Targaryenów), „Aforyzmy i mądrości Tyriona Lannistera”, a także odrębną powieścią, choć także z gatunku fantastyki, „Światło się mroczy”. Natomiast miłośnikom krótkich form literackich utrzymanych w klimacie fantasy proponuję spotkanie z „Księgą magii”.

Dział: Książki
wtorek, 26 sierpień 2025 12:44

Witajcie w moim Piekle

 

Jacek Piekara to nazwisko, którego polskim fanom fantastyki przedstawiać nie trzeba. Autor znany głównie z Cyklu Inkwizytorskiego postanowił sięgnąć do swoich literackich początków i oddać w ręce czytelników drugi już tom wczesnych opowiadań – Witajcie w moim Piekle. To powrót do lat 80. i 90.. Czasów, kiedy polska fantastyka szukała własnej tożsamości, a krótkie formy publikowane w czasopismach były czymś na wagę złota.

O czym jest książka

Zbiór prezentuje opowiadania, w których jak w soczewce skupiają się lęki tamtych czasów – strach przed totalitaryzmem, zniewoleniem jednostki, obłędnymi ideologiami, które potrafią pociągnąć za sobą tłumy. To fantastyka „bliskiego zasięgu”: światy, które przypominają naszą codzienność, tyle że poprzetykaną groźnymi systemami i eksperymentami społecznymi. Bohaterowie tych historii próbują ocalić własną wolność, buntują się przeciw opresji albo – przeciwnie – ulegają jej i płacą za to wysoką cenę. W tomie znajdziemy zarówno teksty znane, drukowane przed laty, jak i zupełne premiery, nigdy wcześniej niepublikowane.

Moja opinia i przemyślenia

Czytając Witajcie w moim Piekle, miałam poczucie obcowania z surową, ale niesamowicie szczerą literaturą. To nie są dopracowane, rozbudowane historie na kilkaset stron – to krótkie, mocne uderzenia. Pisarz nie owija w bawełnę, nie bawi się w półtony. Pokazuje człowieka poddanego presji systemu, zderzonego z ideologią, która depcze indywidualność. I choć część opowiadań można potraktować jako ciekawą wprawkę pisarską, inne uderzają z siłą, która do dziś potrafi poruszyć.

Zdecydowaną zaletą jest różnorodność – raz lądujemy w kosmosie, innym razem w alternatywnej rzeczywistości, by za chwilę znów wrócić na ulice, które wyglądają podejrzanie znajomo. Widać, jak autor eksperymentował z konwencją, szukał języka i tematów, które z czasem doprowadziły go do powstania słynnego Cyklu Inkwizytorskiego. Jednak widać też, że od początku interesował go człowiek i pytania o granice wolności, moralności i lojalności wobec samego siebie.

Nie wszystkie opowiadania są równe – to naturalne przy tego typu antologii – ale nawet te słabsze mają swój klimat i miejsce w całości. Najciekawsze zaś zostają w pamięci na długo, skłaniając do refleksji, jak łatwo jednostka może stać się ofiarą systemu i jak cienka jest granica między wolnością a zniewoleniem.

Podsumowanie

Witajcie w moim Piekle to książka, którą warto przeczytać nie tylko jako ciekawostkę dla fanów Jacka Piekary, ale też jako dokument pewnego czasu w polskiej fantastyce. To zbiór różnorodny, mocny i pełen niepokoju, który pokazuje początki autora, ale też udowadnia, że jego obsesje – wolność, władza, ideologia – to tematy ponadczasowe. Jeśli lubicie krótką formę i nie boicie się literatury, która potrafi wbić szpilkę, ten tom na pewno was zainteresuje.

Dział: Książki

Zapomnijcie o wieżowcach, batmobilach i niewidzialnych odrzutowcach – w tym świecie Superman przeskakuje strzeliste zamki, Batman dosiada rączego rumaka, a Wonder Womanszybuje na dostojnym pegazie. W tym alternatywnym uniwersum DC nic – ani nikt – nie jest tym, czym się wydaje.

Dział: Komiksy
wtorek, 12 sierpień 2025 12:19

Catwoman. Rzymskie wakacje

 

Wakacje w Rzymie? Brzmi jak marzenie. Ale jeśli nazywasz się Selina Kyle i jesteś najlepszą złodziejką w Gotham, to nawet urlop zamienia się w ryzykowną rozgrywkę. „Catwoman. Rzymskie wakacje” to nieformalny spin-off znanych fanom Batmana serii „Długie Halloween” i „Mroczne zwycięstwo” — tyle że bez Batmana na pierwszym planie. Tym razem wszystko kręci się wokół Catwoman i jej osobistej wyprawy do Włoch, gdzie zamiast słońca i spokoju czeka ją mafia, toksyny Jokera i więcej pytań niż odpowiedzi.

Selina opuszcza Gotham — z jednej strony chce odpocząć, z drugiej: ma konkretny cel. Pragnie poznać prawdę o swoim pochodzeniu, a Rzym wydaje się kluczem do rodzinnych tajemnic. W podróży towarzyszy jej Człowiek-Zagadka (Riddler), który równie często przeszkadza, co pomaga. Na miejscu szybko okazuje się, że Włochy też mają swoje cienie: toksyczne relacje z rodziną Falcone, trupy, dziwne sny z Batmanem, płatny zabójca, a do tego Cheetah – złowieszcza i ostra jak brzytwa.

Każdy rozdział odpowiada kolejnemu dniu tygodnia, choć chronologia momentami się rozjeżdża. Mimo to historia ma wyraźny rytm – prowadzona z narracją pierwszoosobową, daje wgląd w myśli i emocje Seliny. To ważne, bo właśnie ten osobisty ton odróżnia „Rzymskie wakacje” od innych komiksów Loeba i Sale’a.

Fabuła jest prosta, momentami przewidywalna – tajemnica pochodzenia Seliny nie zaskakuje szczególnie mocno, a zakończenie nie wywraca stolika. Ale tu nie o twisty chodzi. Największym atutem komiksu jest atmosfera: duszna, elegancka, zmysłowa. I sama Catwoman, która w końcu dostaje przestrzeń, by być sobą – nie tylko jako obiekt fascynacji Batmana, ale jako pełnoprawna bohaterka z własnym konfliktem wewnętrznym.

Jeph Loeb prowadzi narrację lekko, z przymrużeniem oka, balansując pomiędzy pulpą a dramatem. Mamy tu trochę humoru, trochę flirtu, trochę melancholii. A rysunki Tima Sale’a? Rewelacja. To jeden z tych duetów scenarzysta–rysownik, który rozumie się bez słów. Styl Sale’a – miękki, przerysowany, a jednocześnie elegancki – idealnie pasuje do klimatu tej opowieści. Selina wygląda świetnie w każdym kadrze (i wie o tym), ale nie jest to nachalne – to część jej tożsamości. Kadry z Rzymem potrafią oczarować, podobnie jak sekwencje akcji i sceny snów.

Nieco kuleje struktura – pomysł z dniami tygodnia jako tłem rozdziałów wydaje się zbędny, bo nie wnosi realnej konsekwencji w narracji. Na szczęście nie przeszkadza to w czytaniu.

„Catwoman. Rzymskie wakacje” to nie obowiązkowy punkt w batmańskim uniwersum, ale bardzo przyjemna „przerwa od Gotham”. Komiks, który daje Catwoman zasłużony moment w centrum uwagi, a czytelnikom szansę spojrzeć na nią z nowej strony: mniej jako złodziejkę, więcej jako kobietę z pytaniami bez odpowiedzi.

Nie jest to historia, która zostaje na długo, ale na pewno warta przeczytania – szczególnie jeśli lubisz dobrze narysowane opowieści z klimatem noir, lekką dawką intrygi i bohaterką, która wie, czego chce. Albo przynajmniej bardzo się stara to odkryć.

Dział: Komiksy
czwartek, 07 sierpień 2025 19:44

Dni Demonów

 

Wyobraź sobie Marvel, ale przefiltrowany przez japoński folklor i baśniową estetykę. „Dni Demonów” to nie kolejny klasyczny komiks superbohaterski – to podróż przez mglistą Japonię, pełną demonów, pradawnych duchów i tajemnic rodowych. Główna bohaterka, Mariko Yashida, zostaje wciągnięta w opowieść o wojnie ludzi i oni – potężnych istot z legend. A wszystko zaczyna się od niepokojących snów i potrzeby odkrycia własnych korzeni.

Z jednej strony mamy retrospekcje: feudalna Japonia, Psylocke jako Sai z wiernym wilkiem Loganem, demoniczne postaci Marvela przemienione w yokai. Z drugiej – współczesność: nastoletnia Mariko, która – odcięta od prawdziwej przeszłości – wyrusza na mityczną górę Kirisaki. Po drodze spotyka boginię wiatru, zielonego olbrzyma, zmiennokształtne kobiety i śmiercionośne wojowniczki. Każde spotkanie to nie tylko walka, ale też starcie z tożsamością i przeznaczeniem.

Styl Peach Momoko to przede wszystkim malarska opowieść – bardziej nastrojowa niż narracyjna. Jej kadry pomalowane akwarelami wyglądają jak żywe obrazy ukiyo-e. Format albumu (powiększony, twarda tłoczona okładka, wysokiej jakości papier) świetnie eksponuje szczegóły ilustracji: każdy obraz działa jak osobna scena artystyczna.

Fabuła jest prosta i przewidywalna – typowa podróż bohaterki od snów ku poznaniu silniejszego przeznaczenia, z kolejnymi potyczkami z demonami. Narracja bywa schematyczna: Mariko spotyka postać, konfrontacja, idzie dalej. Brakuje głębokiego rozwoju postaci i zaskakujących zwrotów – opowieść pełni raczej funkcję wizualnego nośnika niż emocjonalnej historii.

Najciekawsze są reinterpretacje postaci Marvela – Psylocke jako Sai, Logan jako wilk, symbiont jako Jadun z demonicznym pierwiastkiem. Ten miks popkultury i mitologii jest świeży i oryginalny, choć nie zawsze wykorzystany w pełni.

„Dni Demonów” to dzieło przede wszystkim dla oka. Jeśli lubisz Marvela, japoński folklor i piękne krajobrazy demonicznych legend – znajdziesz tu wiele do odkrycia. Jeśli szukasz gęstej fabuły, zapadających w pamięć postaci i dramatycznych zwrotów – możesz się rozczarować.

To album, który bardziej podziwia się niż przeżywa. Dla mnie zaletą są ilustracje i klimat, słabością – narracja. Ale jeśli chce się po prostu zajrzeć do alternatywnego Momokowersum, warto. Szczególnie jako przerywnik między klasycznymi opowieściami superbohaterskimi.

 

PLUSY
• Przepiękne, akwarelowe ilustracje w baśniowym stylu
• Pomysłowa reinterpretacja postaci Marvela z japońskim folklorem
• Wysoka jakość wydania: powiększony format, tłoczona okładka, dodatki i bestiariusz yokai

MINUSY
• Fabuła powtarzalna i schematyczna, pozbawiona narracyjnego napięcia
• Bohaterowie poboczni pojawiają się tylko epizodycznie, brak głębokich motywacji

Dział: Komiksy
niedziela, 03 sierpień 2025 01:19

Dzieciołap

 

Agnieszka Miela to autorka, która konsekwentnie buduje swoje miejsce w polskiej fantastyce, sięgając po mroczne klimaty, grozę i mitologię w nietuzinkowy sposób. Jej twórczość charakteryzuje się wyraźnym zamiłowaniem do poetyckiego języka, silnych emocji i bohaterów z pogranicza światów – żywych i martwych, ludzkich i nadprzyrodzonych. „Dzieciołap” to kolejna odsłona tego literackiego uniwersum, w którym ciemność nie jest jedynie tłem, ale pełnoprawnym bohaterem.

Fabuła książki przenosi nas do ponurego, brudnego miasta, w którym dzieci giną w tajemniczych i brutalnych okolicznościach. Główny bohater, Samuel – istota balansująca na granicy śmierci i życia – powraca, by wraz z osobliwą towarzyszką Raon stawić czoła tytułowemu Dzieciołapowi. To opowieść przesycona niepokojem, w której nie brakuje odwołań do dawnych wierzeń i legend, a także bardzo fizycznie odczuwalnej grozy. Autorka z wprawą buduje napięcie i prowadzi czytelnika przez miasto pełne przemocy, tajemnic i przeklętej historii, nie bojąc się brutalnych scen i emocjonalnego rozdarcia bohaterów.

„Dzieciołap” to lektura dla tych, którzy lubią, gdy powieść nie tylko opowiada historię, ale też wciąga w duszny klimat i nie pozwala zapomnieć o sobie długo po zakończeniu lektury. Mroczny, sugestywny język i gęsta atmosfera z pewnością przypadną do gustu miłośnikom dark fantasy i grozy. Z drugiej strony, nie jest to książka dla każdego – niektórych może przytłoczyć ciężar emocjonalny, surowość opisu czy specyficzny styl narracji. To powieść wymagająca, ale jeśli dasz jej szansę, odwdzięczy się opowieścią, która drąży pamięć jak cierń w świadomości.

Dział: Książki