Rezultaty wyszukiwania dla: J.
Nie wiesz wszystkiego
„Jeżeli ktoś wyklucza cię z powodu twojej inności, to robi to tylko dlatego, że uważa cię za zagrożenie.”
Powieść wypełniona ciekawymi wątkami oscylującymi wokół losów licznych bohaterów. Postaci przedstawiają swoją wersję zdarzeń, zakotwiczają we własnej perspektywie świata, stopniowo odkrywają mroczne tajemnice z ich życia. Książka naszpikowana sekretami z przeszłości i teraźniejszości, zajmująco przeskakuje się od jednego do drugiego, chce się jak najszybciej je poznać, poddać interpretacji. Trochę przypomina to zbieranie grzybów, czyli informacji, podczas deszczowej jesiennej aury, czyli ciemnych ponurych stron losów, a potem tworzenia frapujących potraw, czyli strawy dla duszy spragnionej intrygujących tematów. Epicentrum scenariusza zdarzeń, od którego rozbiegają się ścieżki bohaterów, to samobójstwo pary nastolatków. Bo właśnie młodzież, a w zasadzie jej rozległe społeczne problemy, stają się łącznikiem historii, dają uderzający przesłaniem obraz i zmuszają do poważnych refleksji.
Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że współczesne nastolatki mają gorzej od poprzedników. Niezrozumienie przez dorosłych, wygórowane oczekiwania wobec dzieci. Idealizowanie roli rodziców, roszczeniowa postawa, brak wzajemnego szacunku, niezdrowa rywalizacja rówieśników, brutalne akty przemocy psychicznej i fizycznej, defektowa gospodarka emocjami, to aspekty, z którymi zmierzyć się musi każde młode pokolenie. Okres dorastania, określania tożsamości, budowania poczucia własnej wartości, definiowania mocnych i słabych stron, należy do trudnych etapów osiągania dojrzałości, wiąże się z wieloma niebezpieczeństwami i pułapkami, łatwo w nie wpaść. Tym bardziej, gdy narastająca presja ze strony otoczenia jest na tyle silna i bezwzględna, że młodzi ludzie uznają, że jedynym sposobem na poradzenie sobie z nią jest samobójstwo. Teraz mamy ideał życia kreowany przez social media, rozmycie się prawdziwej codzienności z teatrem iluzji, błyskawiczne rozsiewanie się plotek dzięki nowym kanałom komunikacyjnym. Natomiast kiedyś był choćby czynnik nierównych praw płci, wojenne zawieruchy, komunistyczne realia, czyli walka o równouprawnienie, przetrwanie, wolność i godność.
Marta, Julia, Sara, Zuza, Otylia, Wiktoria, Zuza, Kuba, Alan, Aleksander, Kuba, to postawy i relacje, które dają wgląd czytelnikowi w to, co tak naprawdę wydarzyło się pewnej nocy na dachu budynku. Dlaczego dziewczyna i chłopak zdecydowali się odejść z tego świata na własnych warunkach, czy można było zapobiec tragedii. Podobała mi się wielogłosowa narracja, ujrzenie trudnych spraw z odmiennych ujęć, zbliżenia na incydenty, przebicie się przez otoczkę pozorów i kłamstw, niepowierzanie narracji tylko uczniom, ale również nauczycielom. Fabuła obejmuje wiele zagadnień, którym warto uważnie przyjrzeć się, poddać wnikliwej analizie, zrobić odniesienia do domowych wzorców wychowania, zaangażowania szkół, współpracy obu środowisk, kondycji cywilizacji naznaczonej pospiechem i pobieżnością, nie tylko w polskim rzucie. W tej przygodzie czytelniczej najlepiej odnajdą się młode umysły, poszukujące odpowiedzi na życiowe pytania, pragnące znaleźć właściwe miejsce w przestrzeni społecznej, ale książka to także materiał do zamysłu dla starszych odbiorców. Postawy zachowań dorosłych zbliżone do prawdy, jednak nie wszystkie uzasadnienia wydawały się w pełni przekonujące, brakowało głębszej esencji, aby uznać je za kompletne, zbyt jednostronne podejście do Zuzy Haman i Julii Wolskiej. Jednakże kreacje portretów reprezentantów młodzieży odmalowano pierwszorzędnie.
Warcraft. Przebudzenie Cieni
Dodatek do najbardziej znanej gry MMORPG - World of Warcraft: Battle For Azeroth - dobiega końca. Wszyscy z niecierpliwością czekamy już na ósme rozszerzenie o nazwie Shadowlands. W najnowszym dodatku będziemy mohgli przenieść się do tytułowych krain cienia zamieszkanych przez umarłych. Jednak zanim to nastąpi, czeka nas jeszcze pre-patch, czyli łatka do gry stanowiąca pewnego rodzaju wstęp. Wprowadzone w nim mechaniki z najnowszego dodatku pozwolą wczuć się w klimat nowej przygody, a poszczególne epizody pomogą zrozumieć, jak wielkie niebezpieczeństwo zawisło nad całym światem Warcrafta.
Lecz zanim będziemy świadkami tych wszystkich wydarzeń, trzeba odpowiedzieć na pytanie: Co się dzieje teraz? Co z wydarzeniami poprzedzającymi zniszczenie korony dominacji przez Sylvanas Windrunner? Odpowiedzi należy szukać w najnowszej książce pani Madeline Roux "Przebudzenie Cieni", której fabuła odnosi się do wydarzeń od czasów zebrania się przywódców Hordy po niesławnym Mak'gora, między słynnym Varokiem Saurfangiem a Sylvanas Windrunner, aż do momentu rozbicia korony dominacji i wkroczenia w wymiar śmierci przez Mroczną Panią.
Historia skupia się głównie na dwóch wątkach. Pierwszy dotyczy Talanji, królowej Zandalari, oraz Zekhana, młodszego szamana z klanu Darkspear. Akcja rozpoczyna się w orgrimmarze, gdzie możemy obserwować kształtowanie się nowej polityki Hordy. Z powodu wypaczeń spowodowanych zbyt wielką władzą Warchiefa przywódcy Hordy przeszli na demokrację, gdzie każdy lider danej rasy członkowskiej jest równy. Podczas zebrania staje się rzecz niespotykana - ktoś próbuje unicestwić królową Talanji. Niedoszłym zabójcą okazuje się troll Zandalari. Władczyni Zuldazaru wraca do domu, a za nią w roli ambasadora zostaje wysłany Zekhan, którego zadaniem jest być uszami i oczami rady w niegościnnym kraju. Tam bohater wplątuje się w intrygę, której kompletnie nie był w stanie przewidzieć. W dżunglach Zuldazaru kryje się bowiem jeszcze jedna siła - Nathanos Blightcaller wysłany wraz z elitarnymi oddziałami w celu zabicia potężnego Ioa śmierci Bwonsamdiego. W międzyczasie Thrall dostaje iformację od szamanów z The Earthen Ring na temat niepokojących sygnałów z wymiaru duchów. Były lider Hordy wyrusza w krótką podróż do góry Hyjal pod drzewo Nordrassil, by porozmawiać o tym z kapłankami Elune. Niestety Tyrande, którą pochłonęły żal i wściekłość po stracie Teldrassila i śmierci tysięcy niewinnych kaldorei, zmieniła się w Night Warrior i nie jest już tą samą osobą co wcześniej. Kierowana nienawiścią do całej Hordy odprawia Go'ela z kwitkiem.
Drugi wątek stanowi historia widziana oczami Przymierza. Anduin Vrynn, władca Stormwind, nakazuje void elfce Allerii Windrunner i czempionowi światłości Turalyonowi odnalezienie i pochwycenie Sylvanas. Podczas ich podróży dowiadujemy się, że żadne z nich nie cofnie się przed niczym, by doprowadzić byłego Warchiefa Hordy przed oblicze króla, nawet gdyby musieli torturować świadków. Zagłębiając się coraz dalej w historię szybko dostrzegamy, że Bwonsamdi jest mocno związany z królową Zandalary, której życie zależy od jego życia, oraz że loa śmierci nie jest tylko psotliwym bogiem. To on właśnie chroni dusze trolli po śmierci i nie pozwala im zostać skazanym na The Maw, w miejsce, gdzie trafiają dusze, których nie da się odkupić. Dlatego właśnie Sylvanas tak bardzo pragnie śmierci Bwonsamdiego, kłóci się to bowiem z planami, które snuje wraz z tajemniczą postacią pociągającą za sznurki.
Książka w moim odczuciu jest bardzo dobrze napisana, ciągłość fabularna została zachowana. Powieść czyta się bardzo przyjemnie, powiem więcej - historia niesamowicie wciąga. Pięknie opisano rodzącą się w bólach demokrację w Hordzie, a także rozterki przywódców Przymierza. W ciekawy sposób ukazano fakt, że nawet bohaterowie służący nie są bez wad. Jest to bardzo dobra powieść z rewelacyjnie poprowadzonymi wątkami splatającymi się w końcu w jedną spójną całość. Lektura tej książki sprawiła mi dużo radości i bez wahania polecam ją każdemu. Nawet jeżeli nie jesteś fanem Warcrafta , spokojnie odnajdziesz się w tej historii i spędzisz miłe chwile na czytaniu i odkrywaniu tajemnic w niej zawartych.
Śmierć na Nilu
„Śmierć na Nilu” to piąty komiks, który ukazał się z okazji świętowania stulecia książek Agathy Christie. Jest on oczywiście graficzną adaptacją słynnej na całym świecie powieści, z detektywem Herkulesem Poirot w roli głównej.
Akcja dzieje się w Egipcie, podczas podróży statkiem wycieczkowym po Nilu. Młoda pani Doyle zostaje zamordowana we śnie, a niemalże każdy z pasażerów ma motyw, by się jej pozbyć. Wraz z Herkulesem Poirot krok po kroku odkrywamy szczegóły tej zagadkowej zbrodni. Główna podejrzana, czyli zazdrosna była narzeczona męża pani Doyle, ma niepodważalne alibi.
„Śmierć na Nilu” była jedną z pierwszych powieści spod pióra Agathy Christie, jakie w życiu przeczytałam i bardzo mocno zapadła mi w pamięć. Fabuła komiksu nie była więc dla mnie niespodzianką. Mimo tego przeczytałam go z przyjemnością. Miło było oglądać interpretację, którą przedstawili czytelnikom scenarzystka Isabelle Bottier i ilustrator Damien Callixte. Artyści zadbali o najdrobniejsze szczegóły, zachowując przy tym niezwykły klimat książki i dostosowując się pod względem graficznym do pozostałych komiksów z serii, które tworzone są przez innych artystów. Jestem dla nich pełna podziwu.
Komiks ma broszurowe wydanie i format A4. Został wydrukowany w pełnym kolorze. Jak już wspomniałam wcześniej, pod względem szaty graficznej, jest spójny z pozostałymi tomami serii, mimo że każdy narysowany jest przez innego artystę. Mimo że wszystkie komiksy tłumaczył pan Paweł Łapiński, to jednak „Śmierć na Nilu” oraz „Tajemnicza historia w Styles” są tłumaczone znacznie lepiej od pierwszych trzech tomów. Komiksowe dymki stały się zgrabne i nabrały prawdziwego wdzięku, podczas gdy tłumaczenie pierwszych trzech tomów wydaje się po prostu toporne.
Agatha Christie tworzyła historie ponadczasowe, które bez trudu potrafią wciągnąć nawet wymagającego czytelnika. Do tej pory nie znalazłam żadnej innej autorki lub autora, który dorównałby jej pomysłami na fabułę i nietypowym urokiem osobistym bohaterów. Jej książki po prostu trzeba przeczytać, nawet jeżeli nie lubi się kryminałów.
„Śmierć na Nilu” to udana adaptacja graficzna świetnej powieści. Komiks przeczytałam z prawdziwą przyjemnością i niecierpliwie czekam na kolejne tytuły. Mam nadzieję, że jakieś zeszyty ukażą się jeszcze w tym roku, a ja również będę miała okazję po nie sięgnąć. Polecam! Zdecydowanie warto!
Saturnin
Jakub Małecki ma już od dawna ugruntowaną pozycję w polskiej literaturze, a jednak Saturnin to pierwsza powieść jego autorstwa, jaką dane mi było przeczytać. Z pewnością nie będzie też ostatnią. Odłożyłam ją na półkę już kilka dni temu, ale nadal siedzi we mnie bardzo głęboko, wywołała mnóstwo emocji, a jednocześnie jest tak trudna do przedstawienia bez zbędnego spoilerowania, że będzie to wyjątkowo krótka recenzja.
Zaczyna się dosyć niepozornie. Tytułowy Saturnin to stosunkowo młody mężczyzna, pod trzydziestkę. Pracuje jako przedstawiciel handlowy, walczy z kompleksami, nadmiernym apetytem na słodycze i nieśmiałością wobec kobiet. Pewnego dnia dostaje telefon od matki, która informuje go, że zniknął jego dziadek. Satek wyrusza więc w podróż w rodzinne strony na poszukiwania, nie zdając sobie przy okazji sprawy, jak wiele podróż ta zmieni w jego postrzeganiu własnej rodziny.
Małecki oddaje głos Saturninowi, ale też jego matce i samemu dziadkowi. Czytamy listy, słuchamy opowieści i wspomnień. Do głosu dochodzą też osoby, których nie ma już dawno wśród żywych. Każda z przedstawionych historii to opowieść podszyta do pewnego stopnia lękiem bądź też pokazująca, jak łatwo można zaprzepaścić szansę na szczęście i coś dobrego. Jak łatwo możemy utracić to, co naprawdę cenne i jak kruche jest nasze życie. Jak wiele osób nosi maski, by dostosować się do wymogów społeczeństwa i jak wiele skrywa za nimi bólu, strachu przed życiem i poczucia winy.
Saturnin to opowieść zupełnie współczesna, ale mająca swoje główne źródło w czasach II Wojny Światowej. Jest to również historia bardzo osobista, o czym autor zdradza w posłowiu, które zmienia postrzeganie zarówno samej powieści, jak i poszczególnych jej elementów.
Mówiąc krótko, lektura Saturnina porusza bardzo głęboko. Wywołuje mnóstwo emocji, od wzruszenia i współczucia aż po poczucie ogromnej niesprawiedliwości i bezsilności. Nie pozwala na łatwą ani jednoznaczną ocenę wydarzeń i ludzi, co tak często jesteśmy skłonni robić.
Gorąco polecam. Na pewno nie pozostawi Was obojętnymi.
Star Trek – kultowe wydanie encyklopedii gwiezdnej floty
Nakładem HarperCollins Polska 14 października br. do sprzedaży trafił „Star Trek. Statki Gwiezdnej Floty od 2294 do przyszłości”.
Złowrogie niebo
[…] przeżywa całą masę wewnętrznych burz. A niektóre z nich potrafią rozerwać człowieka od środka.*
Cały czas coś robimy, gdzieś pędzimy i coś planujemy. Nigdy jednak nie zastanawiamy się, co może zdarzyć się za chwilę i jak wpłynie to na naszą przyszłość. W pewnych sytuacjach naprawdę lepiej by było, gdybyśmy nie dotarli do celu...
Zarys fabuły
Frankie odbiera video rozmowę od swojego współpracownika, który przekazuje jej swoje najnowsze odkrycie. Znany koncern spożywczy używa w swoich produktach składnika zagrażającemu życiu - przez niego wzrasta prawdopodobieństwo zachorowań na raka. Komuś jednak bardzo zależy na tym, by prawda nie wyszła na jaw i na oczach kobiety zabija jej kolegę. Pech chce, że Frankie dokładnie widzi postać mężczyzny, przez co i ona staje się celem mordercy. Przerażona prosi o pomoc przyjaciółkę z dawnych lat, która ma znajomości i umawia Frankie na spotkanie z agentką FBI - Maggie O'Dell. Podążając na spotkanie, nie jest świadoma tego, że nie powinna bać się tylko mordercy, ale również nieprzewidywalnej siły natury. Nad Alabamą szaleje tornado, które niszczy wszystko, co napotka na swej drodze.
Swego czasu bardzo często sięgałam po książki Alex Kavy i zawsze spędzałam z nimi kilka ciekawych godzin. Szczególnie upodobałam sobie cykl o Maggie, ale wiadomo, że nie da się tworzyć tylko jednego. Powstała nowa seria, a ja… jak to ja, zaczęłam czytać gdzieś od środka. Czy zabieranie się za Złowrogie niebo bez znajomości poprzednich części było dobrym krokiem?
Moje przemyślenia
Nie da się odmówić autorce, że w dalszym ciągu potrafi pisać, tak, by zaciekawić czytelnika. Od pierwszych stron Złowrogie niebo mnie zainteresowało i byłam ciekawa, jaki będzie rozwój wydarzeń. Alex Kava ma swój styl pisania i to nadal widać. Skupia się na wybranym wątku i jemu poświęca większość historii. Tym razem pokazuje, jak bezsilni jesteśmy w starciu z naturą, ale porusza również wątki kryminalne. Muszę jednak przyznać, że czuję lekki zawód. Motyw kryminalny był dość słabo opisany i praktycznie sam się rozwiązał. Drugim minusem było dla mnie powtarzanie bez przerwy różnych kwestii. To wygląda, jakby czytelnik nie był w stanie zrozumieć czemu jakaś rzecz dzieje się tak, a nie inaczej. I trzeba mu to za każdym razem tłumaczyć. No i chociaż dzieje się sporo w tej książce, to jednak brakuje mi w niej napięcia, niepewności i zagadek.
Słów kilka o bohaterach
Trudno mi tym razem stwierdzić, co myślę o postaciach, bo naprawdę mało się o nich dowiedziałam. Nie mogłam za bardzo się połapać w tym, kto jest kim. W głównych postaciach zrzucam to na krab braku znajomości poprzednich części. Czuć, że autorka tutaj kontynuuje odkrywanie tego, jacy są, jak postępują i co czują. Ja tutaj czułam się rzucona w sam środek. Nie są jednak źle wykreowani. Różne charaktery widać mimo wszystko. Ot, za mało o nich wiedziałam i tyle.
Na zakończenie
Złowrogie niebo to dobra książka, ale nieco słabsza w całym dorobku autorki. Czytało mi się ją szybko i dość przyjemnie, ale nie do końca dostałam to, czego oczekiwałam. Nawet sceny z tornadem były nijakie. Brak emocji oraz lepszej intrygi kryminalnej. To mój główny zarzut wobec tej książki. Nie czułam nic w trakcie czytania. Miło było na nowo spotkać Maggie i z nią „działać”, ale jednak było mi za mało. Nie jest źle, bo to nadal stara Alex Kava, ale jednak wiem, że stać ją na o wiele więcej.
Dla kogoś, kto dopiero zaczyna przygodę z kryminałami, to Złowrogie niebo może być dobrym wyborem. Polecam jednak zacząć od pierwszego tomu - Mrocznego tropu. Niby każda książka, to inna sprawa, ale postacie łączące je też mają sporo do powiedzenia i dobrze jest je poznać.
Myszard w Wenecji
Nie wiem czemu po przeczytaniu pierwszego tomu pt. „Myszard” stwierdziłam, że to skończone dzieło. Nic nie zapowiadało, że słynny mysi pianista Myszard będzie miał europejskie tournée i zagości w Wenecji w czasie karnawału.
No ale po kolei. Jeśli by połączyć sposób doboru zwierząt w antropomorficznym komiksie, jaki zaproponował Art Shpiegelman w dziele „Maus” oraz zaproponować przeniesienie się do czasów działalności Mozarta, zapewne wyszłaby z tego seria niczym Myszard. Tu niebezpieczeństwa świata i życia poszczególnych klas symbolizują rasy zwierząt. Świat ten stworzyli wspólnie scenarzysta Thierry Joor z rysownikiem Gradimirem Smudją.
Nasz mysi muzyk przybywa na zaproszenie pana Sassina - szanowanego i wpływowego kota. Zapewniany jest, że przyczyną zaproszenia jest talent muzyczny, ale czy kotom, nawet tym wpływowym, można ufać? W oczekiwaniu na koncert Myszard zwiedza miasto i spotyka ciekawą kobietę. Jednak w plątaninie ulic tego włoskiego miasta lepiej by było, gdyby kobiety i karnawałowe maski nie rozpraszały jego uwagi, ponieważ czai się w cieniu niebezpieczeństwo.
Na szczęście w drugim tomie przygód Myszarda nie ma krwi, śmierci i przemocy, co sprawia, że książką może z pełną rodzicielską aprobatą trafić w ręce dzieci. Do tego zachowuje raczej szczery ton i liniową historię, którą łatwo będzie śledzić. Podobnie jak w pierwszym tomie, drugi też kończy się szczęśliwie.
Mocną stroną pierwszego i drugiego tomu przygód Myszarda jest graficzne przedstawienie historii. Miasto tętni życiem, kolorami, kobietami w strojnych sukniach balowych, falbankami, żabotami, szczegółami architektonicznymi, luksusem. Okres jest odtwarzany w każdym szczególe. Do tego zwierzęce postacie są świetnie zaprojektowane i, co wcale łatwe nie jest, cieszą oko niesamowitą pieczołowitością wykonania, doskonałą mimiką czy naturalnymi ruchami ciała.
Opowieść „Myszart w Wenecji” to wspaniały, porywający i mający wiele do zaoferowania czytelnikowi w każdym wieku bajkowy komiks. Tu świeży jest nie tylko pomysł na fabułę, ale zachwyca też perfekcyjnym, pieczołowicie szczegółowym przedstawieniem epoki od strony graficznej. Gorąco polecam i zachęcam do sięgnięcia po ten tytuł nie tylko młodego czytelnika, ale i każdego entuzjastę komiksów.
Śledztwa Enoli Holmes: Sprawa lady Alistair
Na podstawie serii powieści Nancy Springer.
Niedawno nakładem wydawnictwa Egmont ukazał się drugi tom komiksowej adaptacji przygód nastoletniej Enoli Holmes, młodszej siostry sławnego Sherlocka Holmesa. Co stanie się z dziewczynką, która w niezwykle nieprzyjaznych dla kobiet czasach, w Wiktoriańskiej Anglii, postanowiła uciec z domu? Jak Enola sobie poradzi i czy odnajdzie swoje powołanie (którym z pewnością nie jest pensja dla grzecznych dziewcząt i przyszłych żon)?
Enola wynajmuje biuro i mianuje się samozwańczo asystentką nieistniejącego doktora Ragostina, który według opisu jest specjalistą do odnajdowania osób zaginionych. Ku jej ogromnemu zaskoczeniu, ze sprawą przychodzi do niej niejaki doktor Watson, doskonale wszystkim znany asystent Sherlocka Holmesa. Za plecami słynnego detektywa próbuje Enoli zlecić sprawę odnalezienia… samej siebie. Ona jednak oczywiście ma ciekawsze rzeczy do roboty, takie jak odnalezienie zaginionej w tajemniczych okolicznościach lady Cecily. Nigdy jednak nie zamyka się na przypływ nowych informacji i bezwzględnie wodzi doktora Watsona oraz swoich starszych braci za nos.
Komiks został wydany w twardej oprawie, pełnym kolorze i formacie A4. Pod względem graficznym świetnie oddaje klimat całej historii. Ilustracje wydrukowane zostały na grubym papierze, a całość prezentuje się naprawdę okazale. To jeden z tych komiksów, które z przyjemnością stawia się na półce, by były niebanalną ozdobą naszych biblioteczek.
Myślę, że pani Maria Mosiewicz doskonale i niezwykle literacko poradziła sobie z przekładem, który bardzo bolał mnie na przykład w komiksach z serii Agathy Christie. Przez historię zawartą w komiksowej adaptacji przygód Enoli Holmes po prostu płynie się wraz z nurtem, a zawdzięczamy to nie tylko świetnym ilustracjom pani Sereny Blasco, ale też doskonale przetłumaczonym z francuskiego słowom.
Jestem już po lekturze trzech książek spod pióra Nancy Springer, dwóch komiksów z serii i po obejrzeniu jednej adaptacji filmowej. Przyznam szczerze, że nie mogę doczekać się ciągu dalszego przygód młodej Enoli. Jej postać bez trudu przykuła moją uwagę i mam nadzieję, że jeszcze w wieku przygodach będę mogła jej towarzyszyć.
Komiksy Sereny Blasco to bardzo udana adaptacja graficzna. Warto do nich zajrzeć, szczególnie gdy po lekturze książek czujemy pewien niedosyt. Polecam! Fani serii na pewno nie poczują się zawiedzeni.
Dla jej dobra
Lata 30. XX wieku; mała Lilly Blackwood nie rozumie, dlaczego jej matka patrzy na nią z taką odrazą, a ojciec -choć kochający dziewczynkę- zgadza się na jej przetrzymywanie na strychu. Wie, że coś jest z nią nie tak, a jednak nie może odkryć powodów niechęci i odosobnienia. Za jedyną przyjaciółkę ma małą kotkę. A jednak tej nocy to, o czym dziewczynka marzyła od tak dawna, wreszcie się spełnia- opuszcza swój pokój i wraz z matką udaje się do rozbitego nieopodal cyrku. Jeszcze nie wie, że rodzicielka wcale nie prowadzi jej na spotkanie z ojcem.
Dwie dekady po tych wydarzeniach Julia Blackwood nieoczekiwanie dowiaduje się o śmierci rodziców i spadku, jakim jest ogromna posiadłość, w której żyła aż do ucieczki spod pieczy apodyktycznej matki. Dziewiętnastoletnia dziewczyna zastanawia się, czy da radę żyć wśród nieprzyjemnych wspomnień, czy znajdzie w sobie siłę, by odpowiednio zarządzać przynależną do posiadłości stadniną. Czuje, że musi chociaż spróbować. Szukając papierów dotyczących domostwa, odnajduje w biurze ojca liczne informacje odnośnie cyrku Braci Barlow oraz zdjęcie nieznanej jej kobiety. Czy jej ojciec ukrywał romans? Czy to dlatego, odkąd Julia pamięta, pił i był tak bardzo nieszczęśliwy... ?
W zeszłym roku, po wielu entuzjastycznych recenzjach, postanowiłam sięgnąć po To, co zostawiła. Książka przeszła w mojej literackiej codzienności bez większego echa, a jednak skusiłam się na kolejną pozycję od pani Ellen Marie Wiseman- prezentowaną dziś Dla jej dobra. I muszę przyznać, że o ile poprzedniczka mnie nie porwała, o tyle od tej pozycji nie mogłam się oderwać. Szczególnie, że motyw cyrku zdarza się w literaturze niezwykle rzadko, tak więc ów wątek stał się kolejnym plusem na mojej liście. No i oczywiście czy jest coś lepszego niż mroczny budynek, kryjący w swoim sercu mnóstwo sekretów?
Julie Blackwood, choć wychowała się w tym gmaszysku przez dziewiętnaście lat, tak naprawdę nie znała rodzinnej historii. Wolała odejść i sama dbać o swoje utrzymanie niż żyć pod palącym spojrzeniem apodyktycznej matki, która zabraniała jej wszystkiego, argumentując swoje zachowanie wersetami z Biblii. Stąd też zdziwienie dziewczyny, że jej dom rodzinny wraz ze stadniną trafił właśnie do niej. Jako że chwilowo ma problemy z pracą i mieszkaniem, postanawia wrócić w miejsce, z którym związane są niemalże same złe wspomnienia. Co prawda jeszcze dużo nauki przed bohaterką w związku z prowadzeniem stadniny, ale na szczęście ma przy sobie zarządcę oraz znajomego weterynarza. Kwestia domu nie frapuje jej tak bardzo, jak odnalezione w gabinecie ojca zdjęcia młodej kobiety oraz pamiętnik ojca, niestety zawierający w sobie zbyt mało sensownych informacji. Dziewczyna zrobi wszystko, aby poznać sekrety jej rodziców. A te mogą okazać się zbyt mroczne...
Historia prowadzona jest dwutorowo: poznajemy Lilly Blackwood, zamkniętą na strychu a później sprzedaną do cyrku przez własną matkę oraz wspomnianą już Julię. Początkowo czytelnik skupia się wyłącznie na okrucieństwie matki, która nie dość, że więziła kilkunastoletnią dziewczynkę na strychu, to jeszcze postanowiła za odpowiednią opłatą oddać ją do cyrku Braci Barlow. Do pewnego momentu nie wiemy, co budzi taką nienawiść w kobiecie względem Lilly, a gdy poznajemy prawdę, jest ona szokująca. Bardzo łatwo jest znienawidzić tę kobietę za to, co uczyniła. Z drugiej strony sprzedając własne dziecko tak naprawdę dała jej wolność, choć się na to nie zapowiadało- po latach spędzonych w cyrku Lilly nawiązuje przyjaźnie nie tylko ze współpracownikami, ale przede wszystkim zwierzętami. Można powiedzieć, że wyszło jej to na dobre.
Gdy w książce pojawia się motyw zwierząt jestem jednocześnie zachwycona i przerażona. Dlaczego? Otóż każdy z nas wie, że większość z pupili w trakcie opowieści umiera. Tutaj również -niestety- natykamy się na śmierć. Dlatego też ta powieść tak bardzo zapadła mi w serce- wywołała prawdziwy smutek, wypełniła oczy łzami, a ból, jaki odczuwali bohaterowie, jest nie do opisania. Zresztą cała ta lektura jest wypełniona emocjami, w znacznej części negatywnymi, choć i tych dobrych nie zabrakło. Okazuje się, że światem nie rządzą wyłącznie źli ludzie, lecz można natrafić wśród tłumu także na dobrą duszę. Szczęście w nieszczęściu że cyrk, do którego oddano Lilly okazał się dla niej wybawieniem.
Mamy tutaj tragiczne wydarzenia, mroczną przeszłość, rodzinne sekrety, ale i dużo, dużo miłości oraz przywiązania, ufności. Dla jej dobra to pozycja, która wciągnie Was bez reszty, a przy tym przynajmniej kilka razy rozszarpie Wasze serce na kawałki. Kto już zna twórczość pani Wiseman, na pewno skusi się i na tę pozycję. Polecam!
Pokój tajemnic
Co byś zrobił, gdybyś trafił na przysłowiową złotą rybkę, spełniającą wszystkie twoje marzenia? Czego byś sobie życzył? Markowych ciuchów? Mnóstwa pieniędzy? Cennych naszyjników? A może obrazów wielkich mistrzów malarstwa? Niezależnie od tego, jakie są twoje preferencje i potrzeby, możesz prosić o wszystko i wszystko dostaniesz. Brzmi jak spełnienie twoich marzeń? Zapewne tak i dodatkowo jest na wyciągnięcie ręki, wystarczy tylko we właściwym miejscu wypowiedzieć życzenie. Pamiętaj jednak, że wszystko ma swoją cenę i prędzej czy później będziesz musiał za to zapłacić. W życiu nie ma bowiem nic za darmo.
Te wszystkie marzenia, dotyczące pieniędzy, ubrań, najlepszego jedzenia czy oryginałów obrazów wielkich malarzy, spełnili Matt i Kate. Życie dotąd ich nie rozpieszczało, on niespełniony malarz wciąż czeka na swój pierwszy sukces, ona jako tłumaczka zarabia zbyt mało, jak na swoje kompetencje. Najgorsze jest jednak to, że ci młodzi ludzie już dwukrotnie byli zmuszeni borykać się ze stratą, Kate bowiem dwa razy poroniła, tracąc rozwijające się w łonie dzieci. Dlatego też przenoszą się z Nowego Jorku do wielkiej rezydencji na odludziu, gdzie Matt ma zamiar tworzyć, a Kate być perfekcyjną panią domu, choć bez dziecka. Chcą zacząć wszystko od nowa, ale w momencie zakupu domu nie wiedzą jednak, że ma on swoją mroczną historię, zostało w nim bowiem zamordowane młode małżeństwo Shaefferów. Sprawca, John Doe, trafił zaś do zakładu psychiatrycznego, w którym przebywa do dzisiaj.
Zbyt późno Matt odkrywa historię domu, wcześniej bowiem – w trakcie urządzania – trafił na zastawiony meblami tajemniczy pusty pokój. Kiedy przypadkowo wypowiedziane w nim życzenie się spełnia, a on może cieszyć się pełną butelką, zaczyna eksperymentować z możliwościami, jakie owo pomieszczenie daje. Co więcej, wciąga w swoją zabawę również żonę i wspólnie pławią się w niespodziewanym luksusie. Szampan zaczyna lać się u nich w domu strumieniami, dom zostaje wyposażony, w kolekcję dziel sztuki cenniejszą niż w niejednym muzeum, a Kate nosi najlepsze suknie i biżuterię. Tyle tylko, że te dobra materialne nie są w stanie zagłuszyć pustki w ich sercu. Tak naprawdę ponad wszystko pragną oni dziecka, ale kobieta boi się spróbować zajść w ciążę po raz kolejny naturalnymi metodami. Decyduje się zatem na szalony krok, prosząc o dziecko... pokój.
Każda decyzja ma jednak swoje konsekwencje. Kate nie wie bowiem, że wszystko, co zostaje wytworzone w tajemniczym pokoju w domu, istnieje tylko... w domu. Tym samym małżeństwo wpada w pułapkę, na dodatek skazując dziecko na życie w złotej klatce. Kiedy bowiem kobieta próbuje wyjść na spacer, niemowlę nagle zaczyna się starzeć, przemieniając się na jej oczach w chłopca w wieku szkolnym.
Shane, dziecko stworzone dzięki mocy pokoju, jest niezwykle inteligentne i obserwując rodziców, wkrótce sam odkrywa możliwości pokoju, tworząc sobie alternatywną rzeczywistość, do której wejście znajduje się właśnie w magicznym pomieszczeniu. Świadomość tego, jak dalece sięga moc pokoju i jakie może, to nieść ze sobą zagrożenia sprawia, że Matt popada w paranoję, usilnie starając się zrozumieć działanie pokoju, ale i zaczynając bać się swojego dziecka oraz jego życzeń. Co bowiem, jeśli zdenerwowany zażyczy sobie, by rodzice zniknęli?
Jak potoczy się ta historia? Co warte jest w życie w luksusie, w otoczeniu zabawek i pięknych przedmiotów, kiedy nie można poczuć wiatru we włosach czy słonecznych promieni na twarzy? Kiedy jest się zamkniętym w luksusowym więzieniu i nie rozumie się powodów tego stanu? Odpowiedzi na te pytania szukać będziemy w trakcie filmu pt. „Pokój tajemnic”, z Olgą Kurylenko i Kevinem Janssensem w rolach głównych. Wyreżyserowany przez Christiana Volckmana firm kryje w sobie ogromny potencjał, który niestety nie został w pełni wykorzystany. Obraz łatwo mógł stać się paranoiczną historią o chciwości i konsekwencjach swoich wyborów, tymczasem skończyło się na dość frapującej opowieści, której jednak brak jest konsekwencji czy kompleksowego spojrzenia na fakt istnienia tego pokoju – skąd się wziął, skąd się bierze fenomen jego działania. Bohaterowie co prawda przez chwilę się nad tym zastanawiają, ale wątek ten szybko zostaje porzucony, jak zresztą wiele innych.
Mocnym punktem jest zakończenie pozwalające snuć domysły i tworzyć tak naprawdę wiele wariantów tego, jak ta historia może się dalej potoczyć. Mimo tego film można określić mianem nieprzemyślanego i niespójnego. A szkoda...