Rezultaty wyszukiwania dla: Youn In Wan
Premiera: "Ember in the Ashes. Imperium ognia" Saba Tahir
Literacki fenomen, o którym pisały największe amerykańskie gazety. „New York Times" porównywał go do „Igrzysk śmierci", „Harry'ego Pottera" i „Gry o tron". Na pięć gwiazdek oceniły go dziesiątki tysięcy użytkowników Amazona i Goodreads. Książkę gorąco przyjęli czytelnicy na całym świecie. Bijąca rekordy popularności powieść Saby Tahir doczekała się polskiej premiery. „Ember in the Ashes. Imperium ognia" na długie godziny przygwoździ do foteli wszystkich fanów powieści z gatunku young adult i fantasy.
Źródło
Dzięki udanemu spotkaniu z twórczością Horna, oczekiwałam ze zniecierpliwieniem i ciekawością dalszych losów mieszkańców Savannah. Ród wpasował się w moje gusta literackie, więc z pewną obawą wyczekiwałam kolejnego tomu. Jak każdemu wiadomo, nie zawsze kontynuacja utrzymuje poziom. Prawdą jednak jest, że autor pokazał się z jak najlepszej strony, więc po otrzymaniu Źródła zasiadłam do lektury i znowu przeniosłam się do miejsca gdzie prawami rządziła magia...
Mercy próbuje dojść do ładu z jakże odmienionym życiem. Do tej pory była przekonana, że jest zwykłą nastolatką, nie posiada żadnych umiejętności władania mocami, tylko jej siostra bliźniaczka. Kiedy prawda w dość brutalny sposób wyszła na jaw, dziewczyna nie dość, że musiała pogodzić się z poważną oraz odpowiedzialną rolą kotwiczącej, to w dodatku utraciła siostrę. Gdy myślała, że już nic się nie wydarzy odkryła, że jest w ciąży. Zbyt wiele, w zbyt krótkim czasie. Nie ma czasu na rozczulanie. Mercy musi działać, uczyć się wszystkiego czego powinna była przez całe swoje dzieciństwo. Nie jest łatwo zaufać tym, którzy okazali się zdrajcami, albo nawet wrogami, Tęsknota za Maisie jest dotkliwa, trudno pogodzić się ze zdradą i utratą ukochanej bliźniaczki. Młoda kotwicząca chce za wszelką ceną ją uratować. Niestety sprawa nie jawi się prosto. Przede wszystkim musi zdobyć odpowiednią wiedzę, nauczyć się posługiwać magią no i znaleźć miejsce do którego została pochłonięta dziewczyna.
By naszej bohaterce nie było łatwo, sprawy obiorą nieoczekiwany zwrot, gdy już nic nie będzie wstanie zaskoczyć, na horyzoncie pojawi się zmarła matka. Dlaczego przez tyle lat ukrywała swojej istnienie? Co było powodem ucieczki i porzucenia własnych dzieci? Kim są nowo przybyli ludzie o podejrzanych intencjach, dlaczego coraz częściej nastolatka odczuwa dziwny niepokój względem własnej rodziny oraz ukochanego? Ile jeszcze ukrytych tajemnic wypłynie na światło dzienne?
Pamiętam chwile gdy opisywałam wrażenia po zakończeniu Rodu, byłam pod ogromnym wrażeniem tego w jaki sposób autor zaprezentował klimat i cała otoczkę kojarzoną z wiedźmami, magią, a nawet demonami. Nie była to książka nijaka, od początku do końca trzymała w napięciu. Biorąc do ręki kolejną zastanawiałam czy tym razem poczuje ten dreszczyk emocji, czy znowu będę miała ciarki podczas czytania.
W tej części zagłębiamy się w tajemnicę rodziny Taylorów, i chociaż nie wszystko zostaje nam ukazane to możemy utwierdzić się w przekonaniu co do swoich typów. Wielkim zaskoczeniem było pojawienie się mamusi bliźniaczek. Tak, Emily zagościła po cichutku i dość niepewnie, ale bardzo szybko nadgoniła "straty". Chyba dawno nie byłam w tak wielkim szoku, jak właśnie dzięki tej bohaterce.
Muszę wspomnieć o Jilo, którą polubiłam od samego początku, mało tego niesamowicie zżyłam się z niezbyt przyjemną staruchą, której bał się każdy w mieście. Podświadomie czułam sympatię do tej postaci. Intrygował mnie Emmet, odnoszę wrażenie, że jeszcze sporo namiesza w życiu głównej bohaterki.
Teraz zastanawiam się dlaczego przez chwile poczułam zwątpienie. Tak naprawdę bezpodstawne, bo kto miał styczność z piórem autora powinien przyznać, że na bardzo wysokim poziomie prowadzi czytelnika po wykreowanym przez siebie świecie, o ile przy pierwszym spotkaniu opowiadałam, że byłam zafascynowana i pochłonięta, tak teraz Horn mnie po prostu wrzucił do pralki. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Kiedy rozpoczęłam czytanie okazało się, że nie ma mowy o chwili wytchnienia. Praktycznie od pierwszych stron zaczyna się akcja, rozpędza się, nabiera tempa i zwalnia dosłownie na chwilę, by później znowu rzucić nas w przepaść. I tak do samego końca. Bywały momenty gdy byłam przerażona, tym co wydarzy się na kolejnej stronie. Śledziłam poczynania bohaterów, czułam strach i niepewność. Chyba już dawno nie bałam się czytania, odwracałam strony i czułam niepewność.
Podsumowując, książka utrzymuje naprawdę bardzo, bardzo wysoki poziom. Wydaje mi się, że autor dopiero w finale pokaże na co go stać, w pewnym sensie bardzo mnie to cieszy, z drugiej strony już czuję wychodzącą gęsią skórkę. Bo wiedźmy nie są jakąś tam bajeczką, jak wspomniałam autentyczność i klimat są głównymi atutami, przez co możemy poczuć strach i napięcie. Czyli wszystko czego potrzeba do odwzorowania mrocznej historii. Cóż mogę powiedzieć, po Źródło po prostu trzeba sięgnąć. Nie ma mowy o rozczarowaniu, wręcz przeciwnie. Szczerze polecam.
Premiera "Plagi samobójców" coraz bliżej
Nasze życie składa sięc ze wspomnień: dobrych złych i nawet tych pośrednich. Wspomnień, które nas kształtują i są częścią naszej przeszłości. Co jednak gdyby zabierano nam je, bo są uważane za "zarażone" i zagrażające naszemu życiu. W świecie gdzie dochodzi do coraz liczniejszych samobójstw wśród nastolatków mieszka Sloane, która sama walczy z ogarniającą ją depresją uważa, że powstały Program mający na celu ratować nie do końca się sprawdza... Jaki będzie finał tejże historii?
Plaga samobójców
Zaczęło się od młodej osoby, który postanowiła się zabić. Nie była jednak wyjątkiem- jej śladem ruszyli inni, przyjaciele, ukochani i całkiem nieznajome osoby. Wskaźnik samobójstw wśród młodzieży rósł w zastraszającym tempie, aż przerażone głosy zaczęły mówić o... epidemii. Pladze samobójców. Strach padł na cały świat, zaś rodzice w trosce o swoje ukochane pociechy poczęli pilnie przyglądać się ich gestom, relacjom z innymi, przysłuchiwać słowom. Jedynym właściwym wyjściem był Program. Młodzi, którzy załamywali się, zostali wysyłani do specjalnego ośrodka, gdzie w całkowitej izolacji od świata zewnętrznego usuwano im zagrażające ich spokojnej egzystencji wspomnienia. Byli puści, wydrążeni, ponoć bezpieczni. A nie wszyscy chcieli pozbyć się tego, co dla nich najważniejsze...
Sloane każdego dnia walczy, by utrzymać na twarzy maskę, chroniącą ją przed troską rodziców. Od czasu samobójstwa jej brata, Brady'ego, dziewczyna musi kryć prawdziwe uczucia za fasadą kłamstwa. Nie chce zostać odesłana, nie chce zostawić ukochanego Jamesa samego. Tylko wsparcie chłopaka pomaga jej przetrwać każdy kolejny dzień. Do czasu...
Jakiś czas temu po raz pierwszy o moje uszy obił się intrygujący tytuł Plaga samobójców. Można by rzec, iż depresja, a często w następstwie także odbieranie sobie życia stało się chorobą współczesności, dotykającą coraz liczniejsze grupy, niezależnie, czy chodzi o młodzież, czy osoby starsze. Temat więc jak najbardziej aktualny, pozostało tylko jedno pytanie- jak poradzi sobie autorka?
Wiecie, przeraził mnie świat tak skrzętnie nakreślony przez panią Young. Z jednej strony nikt nie może być pewien, że następnego dnia w szkole spotka swojego przyjaciela (w każdej chwili może albo się zabić, albo zostać oznakowany przez agentów jako osoba zarażona, co skutkuje natychmiastowym odesłaniem do ośrodka), z drugiej zaś ochrona jest tak intensywna, młodzież musi tak bardzo starać się nic po sobie nie pokazać, że to musi być niezwykle bolesne. Każda łza może zaprowadzić ich prostą drogą ku Programowi, nawet, jeśli to tylko krótki wyraz smutku. Życie zamienia się w egzystencję, gdy nie możesz znaleźć ujścia dla emocji. Może to właśnie odgórny nacisk cudownego Programu sprawił, że krwawa fala nadal zbierała żniwo? Kto wie...
A życie bez wspomnień? Wykasowanie wszelkich złych, a nawet dobrych momentów to dopiero okrutne rozwiązanie. I nie dziwi już to, jak często Sloane zastanawia się, kim była PRZED. Wyleczeni zamieniają się w armię na siłę uszczęśliwionych robotów. Jeden plus całej sytuacji- wciąż żyją. W tym akurat leczenie zyskuje pozytywne efekty.
Oczywiście spotykamy się także z wątkiem miłosnym, ba, uczuciowym trójkątem. Czy główna bohaterka wybierze dawną miłość, Jamesa, czy może da się skusić mrocznemu spojrzeniu niejakiego Realma? Choć takie miłosne trio już mi się przejadło, to w tym wypadku zupełnie mi nie przeszkadzało. Pewnie dlatego, że Sloane jest osobą pewną tego, co czuje. Nie kokietuje każdego napotkanego na swej drodze mężczyzny. Dzięki tej damskiej postaci możemy poczuć całą gamę uczuć- począwszy od rozpaczy, poprzez miłość, aż do niekontrolowanej wściekłości. Sloane żyje, a za jej sprawą żyje cała książka. Ciężko oderwać się od tej historii, los rzuca bohaterom coraz to większe kłody pod nogi, a oni niczym niezrażeni, trzymający się mocno za ręce, twardo kroczą przed siebie. Chcą wolności, chcą znowu czuć, a tylko zbuntowanie się przeciwko nowym prawom może pomóc im uwolnić się z siatki kłamstw, oplątanej wokół społeczeństwa.
Z niecierpliwością czekam na kolejne tomy i mam nadzieję, że dowiem się, co obudziło do życia plagę samobójców. Sięgnijcie, bo warto!
"Plaga samobójców" - trzeci fragment
Zapraszamy na trzeci, niestety już ostratni fragment "Plagi samobójców". Na pocieszenie wybraliśmy trochę dłuższy fragment,
"Plaga samobójców" - drugi fragment
Premiera "Plagi samobójców" autorstwa Suzanne Young coraz bliżej a my prezentujemy drugi fragment powieści, która już zbiera pozytywne opinie. Czekacie na ten tytuł?
"Plaga samobójców" - pierwszy fragment
23 września swoją premierę będzie miała pierwsza część serii Program. Ponieważ "Plaga samobójców" autorstwa Suzanne Young, ukaże się pod patronatem medialnym Secretum mamy dla naszych czytelników trzy fragmenty powieści, tak na zachętę. Dziś prezentujemy pierwszy z nich. Miłego czytania!
Plaga samobójców już niebawem!
Już niebawem, 23 września, nakładem wydawnictwa Feeria ukarze się pierwszy tom cyklu "Program" - "Plaga samobójców". Nastolatki masowo popełniają samobójstwa. W niektórych szkołach władze wprowadzają więc pilotażowy program przeciwdziałania tej epidemii. Wszelkie objawy depresji są skrupulatnie notowane, a ci, którzy się załamują, są poddawani leczeniu w odizolowanych klinikach. Leczenie wydaje się skuteczne, ale każdy, kto brał udział w programie, wraca do zwykłego życia kompletnie pozbawiony wspomnień.
Powracają Wiedźmy z Savannach
Wydawnictwo Feeria Young nie próżnuje i już po trzech miesiącach od premiery "Rodu" - pierwszej części serii Wiedzmy z Savannach autorstwa J. D. Horna oddaje w ręce czytelników jej kontynuację. "Źródło" (premiera 12 sierpnia) zapowiada się równie interesujące co poprzedniczka, pełna tajemnic, rodzinnych sekretów oraz magii.
Między życiem, a życiem
Niekiedy wydaje mi się, że jedno życie to za mało, a innym razem, że zdecydowanie za dużo. Czasami chciałabym wydłużyć dobę, rozciągnąć godzinę, zyskać dodatkowy tydzień, miesiąc albo rok. Innym razem spoglądam na zegar lub kalendarz wyczekująco. Mój żołądek zwija się w stresie z bólu, w ustach zasycha, a oddech się spłyca. Pragnę, aby czas przyspieszył i minął bezpowrotnie. Żeby już było po. Nieważne, po czym. To trochę jak dwa życia, prawda? Nie, wcale nie. Bo nie zmieniają się ludzie, nie zmieniają się krajobrazy, nie zmieniają się bezpieczne kąty i zapach pościeli. A co, gdyby się zmieniały?
Sabine mogłaby uchodzić za absolutnie przeciętną uczennicę. Zarówno w Wellesley, jak i Roxbury. Zarówno w jednym życiu, jak i w drugim. Bo chociaż dziewczyna nie potrafi zrozumieć natury swojego istnienia, to każdej doby, o północy dokonuje „przeskoku". Czas w jednym życiu zatrzymuje się na chwilę, a minuty w drugim zaczynają płynąć. Do osiemnastych urodzin wszystko, co wydarzyło się w jednym życiu z ciałem Sabine, powtarzało się w drugim. Skaleczenia, złamania, a nawet farbowanie włosów. Lecz wraz z osiągnięciem pełnoletniości ta niesamowita zależność zostaje zerwana. Jeżeli zechce, dziewczyna może wybrać jedno z żyć. Wybierze wyższe sfery, czy klasę średnią? Jedno i drugie ma swoje zalety, ale seria zbiegów okoliczności doprowadza do zadziwiającej klarowności w tej sprawie. Przynajmniej do chwili, gdy w jednym z żyć Sabine poznaje Ethana...
Okładkę „Między życiem, a życiem" Jessici Shirvington nazwałabym typową i przeciętną. Na froncie tomu znajduje się urodziwa, acz pogrążona w melancholii młoda kobieta. W oknie odbija się jej twarz. Całość na zasadzie kontry wypełniono złamanym różem i chłodnym błękitem. Z kolei tył okładki nie zawiera nic poza blurbem. To obwoluta, która nieszczególnie przyciąga, ale i nie odstręcza. Pewnie pominęłabym ją, przeglądając regały w księgarni. A szkoda.
Szkoda, bo sama powieść jest całkiem ciekawa. Podchodziłam do niej z pewną rezerwą. Na początku, ponieważ nie byłam przekonana, co do jej gatunkowości. Zastanawiałam się, czy opis na okładce traktować dosłownie, czy to jedynie metafora podwójnego życia. Później z powodu nijakiego opakowania i tytułu, który brzmiał tak jakoś infantylnie i niemądrze. Ostatecznie, gdy wreszcie usiadłam do lektury, skończyłam ją w niespełna trzy godziny. Bo to właśnie taka lektura – jak zaczniesz, to skończysz dopiero wraz z ostatnią stroną.
Umówmy się, opowieść o kimś, kto wiedzie wiele żywotów jednocześnie, nie jest już szczególnie oryginalna. Zmienia się nieco mechanizm, problem bohatera; fakt, czy podróżuje w czasie czy też nie, ale zasadniczy koncept pozostaje ten sam. To jednak doskonały przykład tego, że pozornie wyświechtane pomysły, wciąż mogą sprawiać czytelnikowi przyjemność. „Między życiem, a życiem" czyta się przede wszystkim lekko, z napięciem (może niedoprowadzającym na skraj omdlenia, ale jednak napięciem), a nawet z chęcią kibicowania głównej bohaterce. Nietrudno zrozumieć podstawy jej dylematów, jakkolwiek niełatwo też pojąć niektóre decyzje.
Sabine jest bowiem całkiem dobrze wykreowaną postacią. W teorii jest dwukrotnie starsza od swoich rówieśników w obu wymiarach (żyje przecież podwójnie), ale nie daje tego do końca po sobie poznać. Najdojrzalszą z decyzji, jaką podjęła – co jednak świadczy o wyprzedzeniu „dorosłością" znajomych – wydaje się próba dostosowania w obu „wymiarach" oraz nie zdradzanie własnego problemu. Przynajmniej przez większość czasu. Jej perfekcyjne wtapianie się w realizm sytuacji, było dla mnie nieco zbyt idealistyczne i z tego powodu nieco przerażające, ale w pewnym sensie logicznie do przyjęcia. Sama Sabine to trochę egoistka, a trochę zagubione dziecko, w którym odwaga trwa w odwiecznej wojnie z brawurą. Z kolei Ethan to postać raczej papierowa. Swoisty nośnik prawdy a'la Paulo Coelho i bodziec, który napędza działanie Sabine.
Sposób prowadzenia narracji i język jest tutaj naprawdę nieskomplikowany. Żadnej finezji, czy zgrabności. To rzetelnie zrealizowany pomysł oraz uczciwie poprowadzona fabuła, która w warstwie technicznej nie oferuje nic ponad miłą przeciętność. Bardzo dobrze, bo Jessica Shirvington nikogo w ten sposób nie oszukuje. To lekka lektura, która tylko odrobinę gra na emocjonalnych strunach. Pozycja doskonała, gdy chce się odpocząć, zrelaksować i niezobowiązująco zająć wolny czas.
Nie mam żadnych wątpliwości, że „Między życiem, a życiem" bardzo szybko zyska rzeszę może nie tyle fanów, co ludzi, którzy uznają ją za sympatyczną odskocznię. Niestety lekka opowiastka z gatunku new czy young adult bardzo szybko wyleci czytelnikowi z głowy. Bo chociaż gwarantuje pewne emocje i niemal zmusza do skończenia lektury na jednym posiedzeniu, to brakuje jej swoistego pazura lub zachęty do refleksji. Zdaje się być tak lekka i niezobowiązująca, że po prostu niczym bańka mydlana ulatuje i... bardzo szybko pęka nie pozostawiając po sobie nawet najsubtelniejszego śladu.