Kasia: Teściowe muszą zniknąć to książka z dwiema, świetnie wykreowanymi postaciami. Mówię oczywiście o tytułowych teściowych, czyli Kazimierze i Mai. Skąd wziąłeś inspiracji na wykreowanie tych postaci? I skąd pomysł, aby te komediowe teściowe uczynić bohaterkami kryminału?
Alek: Pomysł narodził się w… tramwaju. Jechałem za dwiema paniami, jak to się grzecznie mówi – w kwieciu wieku, które najpierw przez kilkanaście minut zawzięcie kłóciły się o politykę, pewne radio oraz LGBT. O mało co sobie oczu przy tym nie wydrapały! A potem jednej przypomniało się, że jeszcze nie wybrały kwiatów do udekorowania stołów weselnych. Okazało się, że ich dzieci biorą ślub. I nagle owe panie zaczęły się ze sobą we wszystkim zgadzać, a już najbardziej w opinii, że ich pociechy to ciapciaki i gdyby zostawić im kwestie organizacyjne, to wesele odbyłoby się na trawniku w parku miejskim, a goście zostaliby uraczeni piwem, popcornem i paluszkami. Wysłuchałem ich rozmów i od razu po powrocie do domu spisałem pomysł na książkę!
Kasia: Oprócz Kazimiery i Mai w książce pojawia się wiele ciekawych postaci – czy gdy zacząłeś pisać Teściowe muszą zniknąć wiedziałeś, kto i kiedy ma pojawić się na konstruowanej przez Ciebie scenie, czy też może ktoś niespodziewanie „wpadł Ci do głowy”?
Alek: Z reguły robię sobie z góry spis postaci, żeby się potem nie pogubić. Nauczyłem się też, i poniekąd jest to teraz mój znak firmowy, umieszczać ten spis na początku każdej książki. W przypadku „Teściowych...” tylko Róża Krull wyskoczyła mi nagle niczym Diabeł z pudełka. Ale ona tak ma. Swoją drogą przeczytałem ostatnio w jednej z opinii o moich książkach, że mam strasznie dużo postaci i pomyślałem, że taka konstatacja może być niestety spowodowana faktem, że od razu wykładam kawę na ławę. Jakby zrobić spis postaci w każdej książce, okazałoby się pewnie, że w tych moich wcale nie jest ich aż tak dużo. No chyba, że dla pani, która dała mi dwie gwiazdki na dziesięć i opatrzyła to komentarzem: „W powieści było więcej niż dwoje bohaterów, co znacznie utrudniało mi śledzenie ich losów”.
Kasia: Czy doczekamy się kontynuacji losów Kazimiery i Maji oraz ich bliskich czy też może to zamknięta historia?
Alek: Planowaliśmy to z wydawnictwem W.A.B. jako zamkniętą historię, ale…
Kasia: Napisałam ostatnio, że jak nikt potrafisz wypatrzeć wszystkie nasze narodowe przywary i wady i w fenomenalny sposób je wyolbrzymić tak, że nie sposób się nie zaśmiać. Czy gdy przygotowywałeś się do pisania tej książki, wiedziałeś, które polskie wady chcesz wyraźniej zaznaczyć?
Alek: To akurat wychodziło na bieżąco, kiedy pracowałem nad kwestiami, wypowiadanymi przez obie panie. Co ciekawe, kiedy tworzyłem dialogi, czasem wydawało mi się, że trochę przeszarżowuję, że niektóre kwestie rysuję zbyt grubą kredką. Ale potem przyszła kampania prezydencka i znienacka okazało się, że w porównaniu z tym, co ględzą piąte przez dziesiąte niektórzy kandydaci na najważniejszy urząd w państwie, to moje bohaterki są bardzo stonowane. Wziąwszy pod uwagę, jak daleko zostały przekroczone granice dobrego smaku w głoszeniu swoich opinii, to może to i lepiej, że Kazimierę i Maję obdarowałem jednak większą dawką kultury osobistej i racjonalności.
Kasia: Przyznam, że musiałam się posiłkować mapą Warszawy, tej obecnej i przedwojennej, żeby nie pogubić się w rozpisce ulic. Pokazałeś, że bardzo dobrze znasz stolicę. Lubisz Warszawę?
Alek: Mieszkam w niej od urodzenia i, jak w każdym długim związku, nauczyłem się z nią żyć i chodzić na kompromisy. Przymykam więc oczy na wieczne korki, na wyrastające jak grzyby po deszczu ohydne przeszklone drapacze chmur, które nijak do niej nie pasują i robią z niej drugi Hongkong, na fakt, że czasem opieszałość władz jest po prostu zatrważająca (ósmy rok remontu Sali Kongresowej to po prostu skandal!) i staram się cieszyć urokliwą Starówką, pięknymi Łazienkami, gdzie można odpocząć od hałasu miasta, coraz większą liczbą sympatycznych knajpek, w których można usiąść z dobrą kawą nad laptopem i zapomnieć o całym świecie. Warszawa ma swój urok. Ja w ogóle jestem dzieckiem miasta. Najlepiej relaksuję się w metropoliach i gdyby to tylko ode mnie zależało, to spędzałbym każde wakacje a to w Paryżu, a to w Rzymie, a to w Lizbonie... Na plaży wytrzymuję średnio godzinę, a potem i tak wyglądam jak łaciata krowa, góry mnie męczą, wiecznie trzeba się tam wspinać i pocić, a na wsi zawsze coś mnie pogryzie.
Kasia: Róża Krull i Darski to postacie, którzy Twoi czytelnicy bardzo dobrze znają. Można powiedzieć, że puściłeś oko do wszystkich fanów tej dwójki. Czy ta książka będzie jakoś powiązana z kolejną o przygodach Róży Krul?
Alek: Nie zdradzajmy tajemnic! A tak na marginesie, to zauważyłem, że część księgarni potraktowała moją poprzednią powieść, „Miłość ci nie nie wybaczy” jako czwarty tom serii o Róży Krull. Nie wiem, czy słusznie, bo wtedy należałoby przyjąć, że częścią cyklu jest także „Raz, dwa, trzy… giniesz ty!”, gdzie bohaterka ta też odgrywa dość istotną dla akcji rolę. Może zresztą należy to tak klasyfikować? Sam nie wiem. Dla mnie nie jest to ważne. Róża i komisarz Darski są po prostu bardzo, nazwijmy to, plastycznymi postaciami, które bez trudu wpasowują się w akcje kolejnych książek. A dodatkowo odkąd zobaczyłem Różę Krull w interpretacji Aleksandry Kowalczyk w przedstawieniu teatralnym na podstawie „Raz, dwa, trzy… giniesz ty!” i nagle moja bohaterka stała się kobietą z krwi i kości, to tym łatwiej przychodzi mi wymyślać dla niej kolejne przygody i kwestie.
Kasia: Skąd wziąłeś pomysł na skarb ukryty w piwnicy kamienicy? Jest to bardzo intrygujący wątek, dla fanów historii i tajemnic, jak ja, to gratka, która rozpala ciekawość. Nie boisz się, że teraz ludzie będą masowo wchodzić do kamienic i wiercić dziury w piwnicy? ☺
Alek: Kiedy to już się stało! Kilka lat temu w bloku, w którym mieszkam, pojawił się jakiś pan. Powiedział, że przysłała go administracja i ma się zająć przygotowaniami do remontu piwnicy. Te faktycznie domagały się wtedy odświeżenia i to wielkim głosem. Nie modernizowano ich chyba od chwili postawienia budynku mniej więcej od półwiecza. Pan przez kilka dni wiercił i łomotał, po czym zniknął, zostawiając po sobie kilka dziur w piwnicznej posadzce. A zaraz potem okazało się, że administracja nie ma pojęcia, kto zacz. To wtedy powstała teoria, że pan szukał skarbu. Wziąwszy pod uwagę, że na miejscu bloku stały przed wojną budynki dwóch banków, polskiego i żydowskiego, kto wie, czy nie była słuszna. W końcu w każdej plotce kryje się ponoć ziarnko prawdy.
Kasia: Zaplanowałam sobie, że zapytam Cię o zaplecze Twojej pracy. Czy po wysłaniu książki do wydawcy odcinasz się od słowa pisanego i odpoczywasz? Czy od razu szukasz inspiracji do kolejnej historii?
Alek: Staram się odpocząć, acz przez najbliższe miesiące nie będzie to proste, bo mam takie deadline’y, że właściwie nie mogę zaplanować nawet tygodnia z dala od komputera. Ale za to potem, jesienią, planuje kilka tygodni wolnego. Mam nadzieję, że nie sprawdzą się pogłoski o drugiej fali pandemii, bo chciałbym trochę pojeździć po Europie.
Kasia: Uwielbiam Twoje posty na Facebooku i obserwuje Twój fanpage od kilku lat. Podoba mi się to, że piszesz nie tylko zabawne sytuacje z Twojego życia, ale także poruszasz tematy bardzo poważne. Czy spotykasz się z pozytywnym odbiorem czy też walczysz z popularnymi ostatnio „hejterami?”
Alek: Bardzo dziękuję za miłe słowa. A co do hejterów, konsekwentnie pozbywam się ich od lat. Wychodzę z założenia, że moje media społecznościowe to nie Hyde Park, tylko mój wirtualny dom. Więc jeśli ktoś wchodzi tam tylko po to, aby skrytykować kolor zasłon i ścian, tudzież rozplanowanie mebli, stwierdzić, że jestem grafomanem i przygłupem, a na koniec, za przeproszeniem, beknąć i nie przeprosić – to żegnamy się bez cienia żalu z mojej strony. Nie mam nic przeciw krytyce. Ba! Rozumiem od bidy nawet to, że niektórzy są tak sfrustrowani, że napisanie bzdury typu „Krystyna Janda to marna aktorka”, „Beata Kozidrak nie umie śpiewać” albo „Roksana Węgiel powinna już iść na emeryturę” pozwala im przez moment poczuć się w swoich oczach lepiej. Niech sobie to robią, wolna wola. Nikt nikomu nie zabrania czuć się dumnym ze swojej głupoty. Ale nie u mnie! Moje zasady są proste: bawimy się, szanujemy, dzielimy pozytywną energią, a nie hejtujemy.
Kasia: Jesteś nazywany Królem Polskiej Komedii Kryminalnej albo Księciem Polskiego Kryminału. Jak się czujesz z tymi tytułami, które nadali Ci czytelnicy?
Alek: Dokładnie rzecz ujmując Księciem Komedii Kryminalnej. Choć… Masz rację, magazyn „Fanbook” ostatnio awansował mnie na król. To pewnie kwestia tej straszliwej siwej brody… A tak serio – to wszystko zabawa. Przyjmuję to z przymrużeniem oka, jak większość spraw w życiu. To moja choroba: nie umiem niczego potraktować serio. Nie wiem, czy jest na to lekarstwo, ale nawet jeśli tak – to nie chcę go zażywać!
Kasia: Życzę kolejnych sukcesów wydawniczych ☺
Alek: A ja pozdrawiam serdecznie wszystkie Czytelniczki i wszystkich Czytelników Secretum!