Krople zwilżyły język Starling. Były słonawe.
Smakowała wyrwane z korzeniami starożytne drzewa, oceany wdzierające się na ląd. Smakowała czarną wodę na wybrzeżach, zatopione zatoki. Więdnące dzikie kwiaty, wysuszone wyżyny, wszystko zatrute solą. Miliony gnijących trupów.
Dokonały tego łzy Eureki – i nie tylko tego.
Starling cmoknęła wargami, smakując deszcz w poszukiwaniu czegoś jeszcze. Zamknęła oczy i obróciła krople w ustach, jak sommelier próbujący wino. Nie wyczuwała jeszcze wieżyc Atlantydy wbijających się w niebo. Nie wyczuwała Atlasa, Złego.
Co było dobre, ale ją dezorientowało. Łzy wylane przez Córkę Łez Selene miały doprowadzić do powrotu Atlantydy. Powstrzymanie tych łez było jedynym celem Tragarzy Ziarna.
Zawiedli.
I cóż się stało? Nadeszła powódź, ale gdzie był jej władca? Eureka sprowadziła wierzchowca, ale nie jeźdźca? Czyżby Córka Łez zboczyła ze ścieżki? Czyżby coś poszło nie tak na właściwej drodze?
Starling kuliła się przy ognisku i wpatrywała w mapy morskie. Łzy spływały falami po ścianach kordonu, kontrastując z ciepłem i jasnością w pachnącym geranium wnętrzu. Gdyby Starling była kimś innym, mogłaby się zwinąć w kłębek z kubkiem kakao i powieścią, pozwolić, by deszcz przeniósł ją do innego świata.
Gdyby Starling była kimś innym, umarłaby ze starości przed tysiącami lat.
W Lesie Narodowym Kisatchie w środkowej Luizjanie dochodziła północ. Starling od południa czekała na pozostałych. Wiedziała, że przybędą, choć nie ustalili wcześniej miejsca. Dziewczyna rozpłakała się tak nagle. Wywołana przez nią powódź rozproszyła Tragarzy Ziarna po całym tym nowym, paskudnym bagnisku i nie mieli czasu zaplanować ponownego spotkania. Ale tu miało się to wydarzyć.
Poprzedniego dnia, zanim Eureka zapłakała, to miejsce leżało prawie dwieście pięćdziesiąt kilometrów od zatoki.
Teraz było fragmentem zanikającej linii brzegowej. Bayou, jego brzegi, bite drogi, tancbudy, rezydencje z czasów przed wojną domową i pick-upy – wszystko utonęło w morzu samolubnych łez.
Gdzieś tam płynął Ander, zakochany w dziewczynie, która do tego doprowadziła. Starling czuła głęboką urazę na myśl o zdradzie chłopaka.
Za płomieniem ogniska, na tle padającego ukośnie deszczu z lasu wyłonił się cień. Critias nosił swój kordon jak płaszcz przeciwdeszczowy, widoczny jedynie dla Tragarzy. Starling uznała, że wydawał się mniejszy. Wiedziała, co myślał: „Co poszło nie tak? Gdzie jest Atlas? Dlaczego wciąż żyjemy?".
Kiedy dotarł do krawędzi kordonu Starling, zawahał się. Oboje przygotowali się na ostry podmuch oznaczający moment połączenia ich kordonów.
Złączenie uderzyło jak błyskawica. Starling skrzyżowała ręce na piersi, by wytrzymać wichurę, Critias zacisnął powieki i z trudem ruszył naprzód. Jej włosy falowały jak pajęczyna wokół głowy, jego obwisłe policzki kołysały się jak flagi.
Starling zauważyła te niekorzystne cechy wyglądu Critiasa; on bez wątpienia widział w niej to samo. Pocieszyła się myślą, że Tragarze Ziarna starzeli się tylko wtedy, gdy czuli sympatię.
– Wenecji już nie ma – powiedziała Starling, kiedy Critias zaczął ogrzewać ręce nad ogniskiem. Powiązała to, co powiedział jej smak, z mapami. – Większość Manhattanu, cała zatoka...
– Zaczekaj na pozostałych. – Critias pokiwał głową. – Są tutaj.
Chora dotarła do nich od wschodu, Albion od zachodu; burza odbijała się od ich kordonów. Dotarli do kordonu Starling i zesztywnieli, przygotowując się na nieprzyjemne
wejście. Kiedy znaleźli się wewnątrz, Chora odwróciła wzrok, a Starling zrozumiała, że kuzynka nie chce ryzykować uczucia nostalgii lub żałości. Wolała w ogóle nie ryzykować uczuć. Dzięki temu przeżyła tysiące lat i przez cały ten czas czuła się i wyglądała jak kobieta w średnim wieku.
– Starling wymienia zniszczone krainy – powiedział Critias.
– To bez znaczenia. – Albion usiadł. Jego siwe włosy były przemoczone, elegancki szary garnitur zabłocony i podarty.
– Milion zabitych nie ma znaczenia? – spytał Critias. – W drodze tutaj nie widzieliście zniszczeń, jakie wywołały jej łzy? Zawsze mówiliście, że jesteśmy obrońcami Świata Jawy.
– Teraz liczy się tylko Atlas!
Starling odwróciła wzrok zażenowana wybuchem Albiona, choć podzielała jego zdenerwowanie. Przez tysiące lat Tragarze Ziarna z trudem powstrzymywali powrót wroga, którego nigdy nie widzieli osobiście. Długo musieli znosić wytwory jego straszliwego umysłu.
Uwięzieni w zatopionej krainie Świata Snu Atlas i jego królestwo nie starzeli się i nie umierali. Gdyby Atlantyda znów się wyłoniła, jej mieszkańcy powróciliby do życia dokładnie w takim stanie, w jakim byli, gdy wyspa zatonęła. Atlas byłby dwudziestoletnim mężczyzną, pełnym młodzieńczej siły. Dzięki Wzniesieniu czas zacząłby się dla niego od nowa.
Mógłby swobodnie dążyć do Napełnienia.
Jednak do chwili Wzniesienia w Świecie Jawy poruszały się jedynie śniące, intrygujące, chore umysły. Przez lata umysł Atlasa wiele razy udawał się do Świata Jawy. Zawsze gdy pojawiała się dziewczyna spełniająca warunki bycia Córką Łez, umysł Atlasa starał się znaleźć blisko niej, wywołać w jej oczach łzy, które doprowadziłyby do odrodzenia jego
królestwa. Teraz znajdował się wewnątrz Brooksa, przyjaciela dziewczyny.
Tragarze Ziarna byli jedynymi, którzy rozpoznawali Atlasa za każdym razem, gdy zamieszkiwał ciało osoby bliskiej Córce Łez. Atlasowi nigdy się nie udało – po części dlatego że Tragarze Ziarna zamordowali trzydzieści sześć Córek Łez, zanim Atlas zdołał sprowokować je do płaczu. Mimo to każde jego odwiedziny sprowadzały na Świat Jawy wyjątkowe zło.
– Wszyscy pamiętamy te same mroczne rzeczy – stwierdził Albion. – Jeśli umysł Atlasa był tak niszczycielski wewnątrz innych ciał, wywołując wojny i mordując niewinnych, wyobraźcie sobie jego umysł i ciało zjednoczone, przebudzone i w naszym świecie. Wyobraźcie sobie, co się stanie, jeśli uda mu się Napełnienie.
– W takim razie gdzie on jest? – spytał Critias. – Na co czeka?
– Nie wiem. – Albion zaciskał pięść nad ogniskiem do chwili, gdy smród palonego ciała kazał mu ją cofnąć. – Wszyscy tam byliśmy. Widzieliśmy jej płacz!
Starling wróciła myślami do tego ranka. Kiedy płynęły łzy Eureki, jej smutek wydawał się bezdenny, jakby miał się nigdy nie skończyć. Wydawało się, że każda wylana łza dziesięciokrotnie zwiększa zniszczenia na świecie...
– Zaczekajcie – powiedziała. – Po wypełnieniu warunków zapisanych w przepowiedni musiała wylać trzy łzy.
– Dziewczyna całkiem się rozkleiła – stwierdził lekceważąco Albion. Nikt nie traktował Starling poważnie. – Oczywiście, że wylała trzy wymagane łzy.
– I jeszcze trochę. – Chora podniosła wzrok w stronę deszczu.
Critias podrapał się po siwym zaroście.
– Jesteśmy pewni?
Zapadła cisza, którą przerwał grzmot. Przez otwór w kordonie wpadał deszcz.
– „Jedna łza, by strzaskać Świata Jawy skórę". – Critias zanucił cicho wers z Kronik, pochodzących od ich twórcy Leandra. – Ta łza zaczęła potop.
– „Druga, by w ziemi wsączyć się podnóże". – Starling czuła smak rozrastającego się dna morskiego. Wiedziała, że wylano drugą łzę.
Ale co z trzecią, najważniejszą?
– „Trzecia, by Świat Snu zbudzić, królestwa odrodzić" – zaśpiewała jednym głosem czwórka Tragarzy Ziarna.
Ta łza się liczyła. Ta łza miała sprowadzić Atlasa z powrotem.
Starling spojrzała na pozostałych.
– Czy trzecia łza spadła na ziemię, czy nie?
– Coś musiało ją pochwycić – mruknął Albion. – Jej kamień gromu, jej dłonie...
– Ander – przerwał mu Critias.
– Nawet jeśli pomyślał, by ją pochwycić, nie wiedziałby, co z nią zrobić – powiedział Albion wysokim, zdenerwowanym głosem.
– Jest teraz z nią, nie z nami – zauważyła Chora. – Jeśli trzecia łza została wylana i pochwycona, chłopak panuje nad jej przeznaczeniem. Ander nie wie, że los Córki Łez wiąże się z cyklem księżycowym. Nie będzie gotów na Atlasa, który nie cofnie się przed niczym, by zdobyć trzecią łzę przed następną pełnią...
– Starling – odezwał się ostro Albion. – Dokąd wiatr zabrał Andera i Eurekę?
Starling wyciągnęła język, przeżuła i połknęła, czknęła cicho.
– Osłania ją kamień. Ledwie wyczuwam jej smak, ale sądzę, że Ander kieruje się na wschód.
– To oczywiste, dokąd się udaje – stwierdziła Chora – i kogo szuka. Poza naszą czwórką tylko jeden zna odpowiedzi, których szukają Ander i Eureka.
Albion wpatrywał się ze złością w ogień. Kiedy wypuścił powietrze, płomienie rozrosły się dwukrotnie.
– Wybaczcie mi. – Odetchnął ostrożnie, by zapanować nad ogniem. – Kiedy myślę o Solonie... – Odsłonił zęby, stłumił coś paskudnego. – Już dobrze.
Starling od wielu lat nie słyszała imienia zaginionego Tragarza Ziarna.
– Ale Solon zaginął – zauważyła. – Albion szukał go i nie zdołał go znaleźć...
– Może Ander będzie szukał dokładniej – stwierdził Critias.
Albion chwycił Critiasa za szyję, podniósł go i zawiesił nad ogniskiem.
– Sądzisz, że nie szukałem Solona od chwili, gdy uciekł? Zgodziłbym się postarzeć o kolejne stulecie, gdybym tylko w zamian go odnalazł.
Critias szarpał się w powietrzu. Albion go uwolnił. Wygładzili ubrania.
– Spokojnie, Albionie – powiedziała Chora. – Nie poddawajcie się starej rywalizacji. Ander i Eureka muszą kiedyś wyjść, by zaczerpnąć powietrza. Wtedy Starling ich zlokalizuje.
– Pytanie brzmi – wtrącił Critias – czy Atlas nie zrobi tego wcześniej. W ciele Brooksa będzie miał sposoby, by ją przyciągnąć.
Wokół kordonu uderzały błyskawice. Woda lizała kostki Tragarzy Ziarna.
– Musimy znaleźć coś, co da nam przewagę. – Albion wpatrzył się w ogień. – Nie ma nic potężniejszego od jej łez. Ander nie może mieć takiej mocy. Nie jest taki jak my.
– Musimy skupić się na tym, co wiemy – stwierdziła Chora. – A wiemy, że Ander powiedział Eurece, iż jeśli jeden Tragarz Ziarna umrze, razem z nim umrą wszyscy.
Starling pokiwała głową. Taka była prawda.
– Wiemy, że chroni ją przed nami za pomocą piołunu, który zabiłby nas wszystkich, gdyby jedno nim odetchnęło. – Chora postukała palcem w wargi. – Eureka nie użyje piołunu. Za bardzo kocha Andera, by go zabić.
– Dziś go kocha – sprzeciwił się Critias. – Wymień coś bardziej zmiennego od uczuć nastoletniej dziewczyny.
– Ona go kocha. – Starling wydęła wargi. – Kochają się. Czuję to na wietrze wokół tego deszczu.
– Dobrze – stwierdziła Chora.
– Jak miłość może być dobra? – Starling czuła się zaskoczona.
– Trzeba kochać, by mieć złamane serce. Złamane serce doprowadza do łez.
– Jeśli jeszcze jedna łza dotknie ziemi, Atlantyda powróci – stwierdziła Starling.
– A gdybyśmy zdobyli łzy Eureki, zanim Atlas do niej dotrze? – Chora pozwoliła, by inni przetrawili to pytanie.
Na twarzy Albiona powoli pojawił się uśmiech.
– Atlas by nas potrzebował, żeby dokończyć wznoszenie Atlantydy.
– Uznałby nas za bardzo cennych – dodała Chora.
Starling strzepnęła grudkę błota z plisy sukienki.
– Sugerujecie, że powinniśmy sprzymierzyć się z At la sem?– Jak sądzę, Chora sugeruje, byśmy szantażowali Złego – powiedział Critias ze śmiechem.
– Nazywajcie to, jak chcecie – stwierdziła Chora. – Przynajmniej mamy jakiś plan. Odnajdziemy Andera, zdobędziemy łzy, może wywołamy kolejne. Wykorzystamy je, by uwieść Atlasa, który będzie musiał nam podziękować za wielki dar swojej wolności.
Ziemią wstrząsały grzmoty. Przez otwór w kordonie wznosił się czarny dym.
– Oszalałaś – powiedział Critias.
– Jest genialna – sprzeciwił się Albion.
– Boję się – dodała Starling.
– Strach jest dla mięczaków. – Chora usiadła na piętach i dorzuciła mokry patyk do ognia. – Ile czasu do pełni?
– Dziesięć nocy – odparła Starling.
– Dość czasu – Albion uśmiechnął się w mrok – by wszystko zmieniło się wraz z ostatnim słowem.
1
TRZECIA ŁZA
Niebo płakało. Ziemię zalewał smutek.
Starling otworzyła usta, by pochwycić krople wpadające przez otwór w ich kordonie. Przezroczysta osłona Tragarzy Ziarna wznosiła się nad ogniskiem jak przytulny namiot. Odcinała je od potopu, poza niewielkim otworem na szczycie, który wypuszczał na zewnątrz dym i pozwalał zdobyć próbkę deszczu.
Dział:
Patronaty