czerwiec 26, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: własne

poniedziałek, 30 wrzesień 2019 23:09

Pani Dymu

Gdy osiągasz dno przeciwnik zaczyna powoli odpuszczać i wycofywać wszystkie siły. To twoja przewaga. Nagle odnajdujesz w sobie siłę, którą latami tłamszono, ale ucieczka spod władzy to dopiero początek trudnej drogi ku wyzwoleniu. Był popiół, jednak teraz wyraźnie widać dym. Gotowi, by odkryć siłę drzemiącą w Pani Dymu?

Theodosia jest prawowitą władczynią Astrei, która niegdyś była krainą spokojną i pełną magii pochodzącej z przepięknych klejnotów. Jako sześciolatka była świadkiem brutalnej śmierci swojej matki z rąk Kalovaxianów, by kolejne lata spędzić w niewoli z mianem Księżniczki popiołów. Musiała patrzeć na cierpienie swojego ludu, wtedy poprzysięgła, że zmieni ich los. Teraz gdy jest daleko od własnej ojczyzny musi stworzyć armię, z której pomocą uwolni Astreianów. Porwanie Prinza Sorena i ucieczka to początek trudnej drogi do wolności, którą według ciotki dziewczyny osiągnąć można tylko zawierając sojusz przez małżeństwo. Komu zaufać? Utracić siebie w zamian za niepewny sukces? Czy ożenek jest potrzebny?

Pani Dymu nadchodzi, a wraz z nią recenzja. Czy historia poznana w poprzednim tomie pochłonęła mnie i tym razem?

Laura Sebastian stworzyła powieść pełną dworskich intryg, niebezpieczeństwa i przygód, w których księżniczki nie potrzebują siły męskiego ramienia, by walczyć o dobro ludu. Nasza bohaterka nabiera barw z każdym porywem wiatru smagającym jej włosy. Tworzenie armii, szukanie rozwiązań, które będą najlepszym z możliwych rozwiązań, a nie jedynym, jakie posiada. Tak, ten tom mocno skupia się na postaci Theo, jej przemianie i woli walki o swoich ludzi.

Pani Dymu odznacza się świetnie skonstruowaną fabułą i napięciem, które autorka buduje od pierwszych stron. Zmienia się trochę nastrój, czuć w powietrzu nadchodzące zmiany, ale i zaciętość w dążeniu do nich. Bez problemu powracamy do wydarzeń, które urwały się wraz z końcem poprzedniego tomu. Wiemy, kto jest kim i czego możemy się spodziewać. Do czasu, aż na scenie pojawiają się kolejne postaci, które nieźle namieszają w głowach i planach.

To jedna z takich powieści, których stajemy się częścią. Obdarzamy bohaterów sympatią i liczymy na rozwiązania, które pokryją się z naszym wyobrażeniem historii. Laura Sebastian nie pozwala na chwilę oddechu. Akcja nabiera rozpędu, wydarzenia kolorów, a bohaterowie głębi, jakiej czasem brakowało mi podczas pierwszego spotkania z nimi. Pierwszoosobowa narracja podkreśla nagromadzenie emocji i otwiera nas na bohaterkę. Powieść przesycona jest intrygami, miłością i kłamstwem. Theodosia dosięga dna, by na nowo odnaleźć w sobie siłę do działania. Uczy się siebie, równocześnie walcząc o innych.

Kreacja bohaterów świetnie wpisuje się w tematykę powieści. Każdy odgrywa inną rolę, ma do zaoferowania inny charakter i jest naturalny, ale i nieprzewidywalny. To sprawia, że przez powieść się płynie, a każda postać tworzy spójną całość i daje mnóstwo przyjemności.

Jesteś miłośnikiem mocnych, charakternych kobiet? Stawiasz akcje ponad romantyzm, a może lubisz połączenie obu wątków? Pani Dymu świetnie wpisuje się w twoje gusta porywając cię w podróż, której koniec jeszcze nas zaskoczy.

Dział: Książki
czwartek, 26 wrzesień 2019 20:20

Kandydatka

Nogi się pode mną ugięły i ześlizgnęłam się na podłogę, przyciskając kolana do piersi. Moja skóra była lepka i trzęsły mi się ręce, gdy wzięłam od Blayne’a buteleczkę. Nie mogłam przestać wyobrażać sobie sześcioletniego Darrena w kałuży własnej krwi, kopanego, bitego i smaganego biczem z ostrzami przez człowieka, którego nazywał ojcem. Mały chłopiec próbował uratować brata.

Zabierając się za „Kandydatkę” autorstwa Rachel E. Carter byłam pełna sceptycyzmu. Drugi tom serii „Czarny Mag” zawiódł mnie odrobinę tym, że więcej w nim było romansu i ślepego miotania się głównej bohaterki, niż samej fantastyki. Muszę jednak przyznać, że trzeci tom mnie zaskoczył i to pozytywnie. Bo ta część, moi mili, jest pełna intryg, walki o władze i szukania powodów przez Koronę do wszczęcia wojny. Sama główna bohaterka Ryiah, gdzieś pomiędzy drugim, a trzecim tomem przeszła niewyobrażalną przemianę i z dziewczyny strzelającej oczami za księciem, stała się prawdziwą maginią bojową, która nie boi się wyrażać swojego zdania, i która dzielnie walczy o to by pokazać, że nie jest tylko książęcą ozdobą.

Ale od początku. „Kandydatka” zaczyna się kiedy paczka naszych przyjaciół rozdziela się – każdy jedzie do fortu, który wybrał po egzaminach. Ryiah wybrała fort wysunięty najbardziej na północ – Ferren Keep, podczas gdy jej narzeczony Darren musiał został w pałacu. Główna bohaterka nie została zbyt dobrze przyjęta przez współtowarzyszy, którzy uważali, że swój tytuł i pozycję zdobyła tylko i wyłącznie dzięki narzeczeństwu z księciem. Motywem przewodnim całej książki jest przygotowanie się przez magów i maginie do naboru Kandydatów, czyli turnieju który ma wyłonić nowego Czarnego Maga oraz magów frakcji Uzdrawiania i Alchemii. W tle głównej fabuły rozwija się również wątek zbliżającej się wojny z Caltoth’em oraz szukaniem sojuszy, które mogłyby dać zwycięstwo Jerar’owi.

Muszę przyznać, że czytając ten tom serii odczuwałam dużo większą satysfakcję i przyjemność z tego. Autorka postawiła na rozwijanie intryg, szlifowanie talentu głównej bohaterki oraz pokazaniu jej bardziej z tej walecznej strony. Natomiast sam romans między Ryiah i Darrenem stał się wątkiem pobocznym, drugoplanowym, który nadawał tylko całości smaczku, co jak dla mnie, jest ogromnym plusem. Niestety, autorka dalej stosuje straszne przeskoki czasowe, przez co czasem trudno jest poznać czym bohaterzy zajmują się w poszczególnych momentach książki.

Co do kreacji bohaterów. Tak jak mówiłam – rozwój Ryiah jak najbardziej na plus. Z nastolatki z burzą hormonów i rozchwianym sercem stała się kobietą, gotową bronić swojego kraju, nawet za cenę osobistych poświęceń. Natomiast odniosłam wrażenie, że drugi główny bohater – Darren - został strasznie spłycony i potraktowany trochę jako taka postać dodatkowa, która niewiele wnosi do fabuły. Brakowało mi również postaci drugoplanowych, którzy byli obecni w drugim tomie – Alex’a i Elli – jednak rozumiem, że nie dało się dać im „więcej czasu antenowego”. Z czystym sercem jednak mogę powiedzieć, że nienawidzę postaci Króla Luciusa i jego pierworodnego syna Blayne’a. Tak złych postaci, dla których dobro królestwa jest tak właściwie nie ważne, dawno nie widziałam. Ale dzięki temu mamy naprawdę świetnych antagonistów.

Czy Ryiah uzyskała tytuł Czarnego Maga? I czy wybuchła wojna między Jerarem i Caltoth’em? Tego nie zdradzę, żeby nie zabierać radości z czytania. Czy polecam „Kandydatkę”? Oczywiście, ale na pewno najpierw trzeba przebrnąć przez dwa poprzednie tomy. Bo potem jest już tylko lepiej. I mam nadzieję, że ta tendencja zostanie zachowania i czwarta część będzie już totalnym majstersztykiem, na który czekam ze zniecierpliwieniem.

Dział: Książki
piątek, 06 wrzesień 2019 10:00

Oblicze mroku

Często patrząc w lustro nie możemy znieść tego, co widzimy. Nie zawsze za sprawą naszego wyglądu, lecz rzeczy, które zrobiliśmy. W końcu mówi się, że "nie możemy patrzeć na siebie w lustrze". Zwierciadło odbija tylko nasze oblicze, wykrzywione złością, poczuciem winy, smutkiem. Ten -bądź co bądź- element wystroju domu wielokrotnie słyszał nasze wyrzuty względem siebie, słowa pocieszenia. Jest jak "martwy przyjaciel", przed którym stajemy każdego dnia, z lepszym lub gorszym nastawieniem. Widzi nas. Słucha. I na szczęście nie odpowiada. Chyba...

Maria jest nieśmiałą licealistką, która w żaden sposób nie może nawiązać relacji z rówieśnikami. Jej jedyną przyjaciółką jest jednocześnie jej sąsiadka, Lily, szkolna gwiazda- o ile tę relację można określić jako przyjaźń. Nękana przez kolegów, wyśmiewana przez koleżanki i zupełnie niezrozumiana przez rodziców, Maria z dnia na dzień coraz bardziej zamyka się w sobie, a jedynym powiernikiem jej łez staje się lustro. I w końcu postanawia odpowiedzieć. Dziewczyna z drugiej strony tafli przedstawia się jako Airam; wie o Marii wszystko, bowiem towarzyszy jej wszędzie tam, gdzie może dotrzeć odbicie. Jest odważna, pełna złości i chętna na zemszczenie się na prześladowcach w imieniu głównej bohaterki. Maria musi tylko zgodzić się na zamianę miejscami, która ma potrwać tylko do chwili, w której Airam odniesie zwycięstwo nad jej wrogami, oczyszczając tym samym drogę dla nieśmiałej nastolatki. Później każda z nich ma wrócić na swoje miejsce. A jednak czy istota, która przez tak wiele lat tkwiła za szklaną taflą będzie chciała ponownie wrócić do swojego więzienia... ?

Kilka miesięcy temu na Instagramie wyświetlił mi się krótki filmik, fragment jakiegoś filmu, który już wtedy mnie zainteresował. Otóż w owej cząstce dwie przyjaciółki umówiły się na naukę jazdy na łyżwach. Jedna z nich od razu wyglądała dla mnie podejrzanie- miała coś tak mrocznego w oczach... zainteresował mnie ów ułamek treści. Jak się okazało później, był to właśnie fragment filmu Oblicze mroku. Nie muszę chyba wspominać, że byłam ogromnie zaciekawiona, jak reżyser przedstawi swój pomysł. Ostatecznie w kinematografii już pojawiały się filmy z motywem lustra i tkwiącego za nim zła. Czy obecnie przedstawiono nam jakąś inną wizję?

Od pierwszych minut czuć w tej produkcji mrok; widza otacza zimowa aura, a sceny kręcone są w dość zimnej, przyciemnionej kolorystyce. Bohaterowie nie żartują między sobą, a na pierwszy plan wysuwa się to, jak Maria jest traktowana przez otoczenie. Wyobraźcie sobie, że Wasi rodzice nie akceptują Was takimi, jakimi jesteście, starając się nawet namówić Was do chirurgicznej poprawy urody (!). Ten fragment naprawdę mną wstrząsnął, zaś naszą główną bohaterkę ostatecznie przekonał do zamiany miejsc z Airmą. Od początku miałam podejrzenie kim tak naprawdę jest dziewczyna z lustra i czego chce od nieświadomej tajemnic skrytych skrzętnie przez rodziców Marii. Oblicze mroku nie należy może do oryginalnych produkcji, bo tak naprawdę nic nowego tam nie zobaczycie, ale mimo to niesamowicie wciąga. Airam jest zła do szpiku kości; prawie tak, jakby całe poczucie niesprawiedliwości oraz inne negatywne emocje Marii trafiały prosto do niej, dając jej siłę. Choć istota zza lustra twierdzi, że zrobi wszystko wyłącznie w dobrym interesie głównej bohaterki, to jak widz się spodziewa- wcale tak nie jest. 

Dużą rolę w całej historii odgrywa także głowa rodziny, Dan, czyli ojciec dziewczyny. Na co dzień zajmuje się poprawianiem urody, a tak w pracy, jak i w życiu- jest perfekcyjny aż do przesady. Wspominałam już, że chciał poprawić urodę własnej córki? No właśnie. Nie ma w nim cieplejszych uczuć, a jego żona codziennie musi wyglądać jak z żurnala. Co oczywiście nie wpływa na jego większe zainteresowanie nią. To on w ich trzyosobowej rodzinie dyktuje warunki, matka nie ma nic do gadania. To on sprawia, że Maria czuje się jeszcze bardziej nieatrakcyjna, niezrozumiana. To on wiele lat temu podjął decyzję, która -jak się okazuje w trakcie filmu- rzutuje na obecne wydarzenia. Esteta, który uwielbieniem piękna terroryzuje rodzinę. 

Oblicze mroku to bardzo ciekawy film dla osób, które lubią thriller psychologiczny z wątkami horroru. Nie będziecie się nudzić podczas seansu, obiecuję. 

Dział: Filmy
czwartek, 05 wrzesień 2019 00:41

Konkurs: Imperium ciszy

Galaktyczny rozmach „Diuny” połączony z epickim klimatem „Imienia wiatru”.

Genialna wizja bohatera-tyrana w kosmosie – pierwszy tom nowej serii science fiction „Pożeracz Słońc”.

Ludzkość ma go za bohatera: człowieka, który zmiótł z nieba ostatnich obcych, Cielcinów. Oni uważają go za potwora: diabła, który zniszczył słońce, przy okazji unicestwiając miliony istnień. Ale Hadrian nie był bohaterem ani potworem. Nie był nawet żołnierzem.

Dział: Zakończone
poniedziałek, 02 wrzesień 2019 21:08

Całkowite zaćmienie serca

Ach! Jakże ja kocham ilustracje spod pędzelka Marco B. Bucci’ego! To właśnie w głównej mierze nazwisko tegoż twórcy przyczyniło się do mojej fascynacji serią „Nomen Omen” i koniecznością zapoznania się z nią. Nie będę ukrywać, że i sam opis komiksu zachęcił mnie do lektury – pozycje fantastyczne pożeram zawsze z przyjemnością. Dodajcie do tego interesujący motyw achromatopsji, połączenia baśniowego świata z realnym, magię – to był wręcz przepis na sukces! A jednak czegoś temu dzieło zabrakło, a wręcz zabrakło dość sporo…

„Nomen Omen. Całkowite zaćmienie serca” jest z całą pewnością ucztą dla oczu i jestem przekonana, że niejeden miłośnik komiksu zachwyci się szatą graficzną tej serii. Jest dosłownie bajeczna i przemyślana, absolutnie pod każdym względem. Zastosowano w niej ciekawy zabieg – czytelnik wręcz doświadcza tu achromatopsji na własnej skórze – tak jak główna bohaterka, Rebecca, widzimy świat w szarych barwach i tak jak ona, dopiero gdy pojawia się magia, świat nabiera barw. A jest to nietuzinkowy świat – z jednej strony mamy zwyczajny Nowy Jork, a z drugiej baśniowy świat, pełen niebezpieczeństw oraz dziwaczności. Sama nasza misja okazuje się dość absurdalna, bowiem wyruszamy na poszukiwania serca, które skradziono Rebecce. Dosłownie, bowiem w „Całkowitym zaćmieniu serca” nie ma miejsca na wielką miłość – no, może poza tą pomiędzy mami głównej bohaterki (tak, wątku homo również tu nie zabrakło, a to zaledwie jeden z nich).

Atutem całości zdecydowanie są malownicze ilustracje i wykonanie, ale moją uwagę pochłonęły również intrygujące wizje bohaterki (akurat w jednej z nich traci wizje). Akurat ten element przedstawiony był doprawdy fenomenalnie, ponieważ do pozostałej części fabuły mam wiele „ale”. Wydarzenia przedstawione są bardzo chaotycznie, brakuje tutaj wyjaśnień wielu spraw, a niektóre zostają pominięte i zostawiają czytelnika ze zmarszczonymi brwiami i pytaniem „co u licha właśnie się wydarzyło?!”. I o ile lubię być zaskakiwana i w prozie, i w komiksach, tak tutaj zdecydowanie za często byłam zdziwiona – brakiem choćby drobnego wyjaśnienia. Być może najlepsze autorzy zostawili na później? Mam taką nadzieją. Drugą niezrozumiałą kwestią jest zachowanie głównej bohaterki – jest impulsywna i często działa bezmyślnie. Bardzo bezmyślnie. Najgorsze w tym jest to, że mimo jej głupiutkich poczynań i tak ją uwielbiam – jest kapitalnie bezczelna. Zupełnie jak ja. Ostatnią wadą pierwszego tomu „Nomen omen” jest humor. Miejscami jest zabawnie, ale większość dowcipu opiera się na aluzjach na temat seksu. Co prawda, na stronach komiksu nie brakuje odrobiny erotyki, ale nie gryzie ona w oczy tak bardzo, jak właśnie słabe, sprośne żarty. A fe! Wstydźcie się autorzy!

Krótko podsumowując, „Nomen Omen. Całkowite zaćmienie serca” to komiks warty uwagi. Pod wieloma względami można go pokochać, pod równie wieloma znienawidzić. Według mnie warto po niego sięgnąć, ponieważ - pomimo niedociągnięć - to pozycja niebanalna, fantastyczna i nawet przyjemna. Dla młodzieży i młodych dorosłych oraz miłośników oryginalnych komiksów pozycja idealna. Ja – mimo zgrzytów – z pewnością po kolejny tom sięgnę.

Dział: Komiksy
piątek, 30 sierpień 2019 13:28

Greta

Nie bez przyczyny nazywa się samotność plagą XXI wieku, zaś szpitale i kozetki psychoanalityków pełne są ofiar tego znaku naszych czasów. Nie odnajdujemy się w stałych związkach, nie potrafimy nawet koegzystować z przyjaciółmi, zastępując relację z nimi wirtualnymi kontaktami, zaś nasze dzieci zwykle są daleko od nas, realizując własne zawodowe i życiowe plany. Cóż zatem nam pozostaje? Samotne poranki oraz wieczory i powolne popadanie w stan szaleństwa? A może znalezienie sposoby, by jednak kogoś do siebie przywiązać?

O samotności (i szaleństwie) jest właśnie film Neila Jordana „Greta”, którego akcja rozgrywa się w Nowym Jorku, mieście wielu możliwości, w którym ilość mieszkańców i rezydentów jest większa, niż w niejednym państwie europejskim, zaś tęsknota za drugim człowiekiem jest tu większa i bardziej dotkliwa niż gdziekolwiek. Właśnie tu zaczyna nowy etap młoda i naiwna Frances (Chloë Grace Moretz), uciekając od tęsknoty i zagubienia po śmierci matki i od ojca, któremu nie potrafi wybaczyć, że próbuje dalej żyć bez żony. Znajduje pracę w charakterze kelnerki i zamieszkuje w luksusowym mieszkaniu swojej przyjaciółki, Ericy (Maika Monroe), błyskotliwej, przebojowej i charyzmatycznej dziewczyny. Mimo iż przyjaciółki dobrały się na zasadzie przeciwieństw, doskonale się dogadują, choć już znajomi Ericy i imprezy, na które chodzi, niezbyt pasują skromnej Frances. Może właśnie dlatego tak szybko zbliża się ona Grety (Isabelle Huppert), kobiety w średnim wieku, która z powodzeniem mogłaby być jej matką.

Poznała ją zupełnie przez przypadek (a raczej tak by się mogło wydawać), zwracając znalezioną w metrze torebkę. Pragnąc w swojej uczciwości ją zwrócić, trafia do domu Grety, zakochanej w muzyce klasycznej i wciąż wspominającej męża wdowy. Jej jedyna córka wyjechała do Paryża, gdzie uczęszcza do konserwatorium, a choć rozmawia z matką często, nie zagłusza to samotności kobiety. Mimo wszystko Greta dzielnie próbuje żyć dalej, korzysta nawet z propozycji Frances, by zaadoptować psa, wspólnie zresztą wybierają się do schroniska. Dziewczyna nie wie jeszcze, że taka postawa jest w istocie próbą zmanipulowania jej i przejęciem kontroli nad jej życiem i nią samą.

Frances spędza z Gretą coraz więcej czasu, co złości Ericę, która dość nieufnie podchodzi do tej dziwnej znajomości. Mimo wszystko jej reakcję można uznać za zazdrość, dlatego też ani Frances ani my sami niezbyt przejmujemy się jej słowami. Przynajmniej do chwili, kiedy Frances podczas kolacji u swojej nowej przyjaciółki znajduje w kredensie kolekcje torebek, podobnych do tej, którą zwróciła. Czy zatem pozostawienie osobistych rzeczy w metrze było celowym zabiegiem? Czy w ten sposób kobieta próbuje zapewnić sobie towarzystwo? Okazuje się, że tak i byłby to bardzo smutny, wręcz dramatyczny przykład samotności w tłumie, gdyby nie fakt, że Greta nie zgadza się na to, by Frances zniknęła z jej życia. Zaczyna ją na wiele sposobów nękać, pojawia się u dziewczyny w restauracji, pod drzwiami apartamentu, śledzi nawet Ericę. Zgłoszenia na policję nic nie pomagają, a nawet nasilają aktywność Grety, dla której to zachowanie stalkera to dopiero wstęp do bardziej złożonego planu…

„Greta” porównywana jest do „Misery” na podstawie powieści Stephena Kinga, a choć brakuje jej też świeżości i dramatyzmu, to rzeczywiście można odnaleźć pewne analogię. I choć mimo iż obraz nie należy do wybitnych, choć wiele scen jest w nim niepotrzebnych i / lub niedopracowanych, to jednak robi on wrażenie i z pewnością warto go obejrzeć. Chociażby z uwagi na mistrzowską grę Isabelle Huppert, która na naszych oczach pogrąża się w odmętach szaleństwa, wciągając w skomplikowaną grę którą prowadzi również nas.

Dział: Filmy
środa, 28 sierpień 2019 10:11

Skrzynia ofiarna

Te wakacje były zupełnie inne; to właśnie wtedy Sep poczuł, że nie jest zupełnie sam. Piątka całkowicie różnych od siebie dzieciaków nawiązała nić przyjaźni: sportowiec Mack, inteligentny Sep, cicha Hadley, wojownicza Lamb oraz żartowiś Arkle. Magiczny czas, który zapisał się w ich pamięci jako jeden z najszczęśliwszych okresów. Ukoronowaniem pączkującej przyjaźni stało się złożenie pamiątek do skrzyni ofiarnej, znalezionej zupełnym przypadkiem na polanie przez Sepa. Ale jeszcze wtedy piątka przyjaciół nie zdawała sobie sprawy z tego, że ich przyjaźń zostanie skryta pod gąszczem nowego roku szkolnego. I że ta zwykła, stara skrzynia będzie chciała zemścić się za złamaną przysięgę. 

Pochłonę horror w każdej postaci, choć szczerze przyznam, że odnośnie Skrzyni ofiarnej nie miałam zbyt dużych oczekiwań. Jako że jest to młodzieżowa powieść grozy, spodziewałam się bardziej nastoletniego love story, nie zaś powieści z dreszczykiem. A tu proszę, totalne zaskoczenie! Co z tego, że bohaterowie to młodzież? Jak się okazuje, w dobrej lekturze wiek nie ma znaczenia.

Małe miasteczko na wyspie, gdzie każdy zna każdego. Jeżeli w szkole nie nawiążesz żadnych relacji z rówieśnikami, to nie masz co liczyć na inne przyjaźnie. Sep był typowym odludkiem- skupionym na nauce, niesłyszącym na jedno ucho nastolatkiem. A do tego jego mama -miejscowy szeryf- spotykała się z dyrektorem szkoły, do której uczęszczał. Chłopak czuł urazę do osób, z którymi cztery lata wcześniej połączyła go przyjaźń- teraz, w szkolnej dżungli, każde z nich powróciło na swoje miejsca w szkolnej hierarchii, zupełnie zapominając o tym, że obiecywali sobie przyjaźń na całe życie. I wydawałoby się, że sytuacja już się nie zmieni, aż każde z nich pójdzie w swoją stronę, opuszczając wyspę. A jednak coś, o czym bohaterowie kompletnie zapomnieli, uaktywniło się. Wokół tej piątki zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a wrony (na pozór martwe) śledzą każdy ich krok. 

Jak już wspominałam, nie spodziewałam się tak ciekawej historii. Jestem fanką mrocznych opowieści, ale groza w wersji młodzieżowej zawsze (bezwiednie) kojarzy mi się z filmami, pseudo- horrorami, gdzie grupę młodzieży ściga seryjny morderca, ewentualnie jakieś monstrum nie z tego świata. Co w takich filmach dzieje się dalej, nie muszę Wam mówić. Dlatego do Skrzyn ofiarnej podchodziłam z lekkim dystansem. Rozpoczęłam przygodę, przeniosłam się na tę małą wysepkę i nawet nie wiem w którym momencie tak wciągnęłam się w toczące wydarzenia, że inny świat zdawał się dla mnie nie istnieć. Każdego dnia kolejna osoba spośród tej piątki doświadczała rzeczy, powiązanych z darami, które złożyli w tajemniczej skrzyni. Nie mieli pojęcia, kto był na tyle głupi, by ją otworzyć; z drugiej strony nie spodziewali się, że za niedotrzymanie obietnicy czeka ich jakakolwiek kara. Ale skrzynia pamięta i co więcej, bardzo agresywnie reaguje na łamanie obietnic, celując w każdego, kogo kochali.

Bardzo, bardzo dobra książka. Skrzynia okazała się być nie tyle starym, ukrytym przez kogoś pudłem, ale rzeczą wypełnioną pradawną magią. Otworzona, wypuszcza na świat kłęby zła, kóre przywracają zmarłych do życia. Karmi się krwią, polując nawet na zwierzęta. Nikt nie jest w stanie uciec przed jej mocą, choć wiele lat temu, zupełnie innej grupie przyjaciół, udało się to. Oczywiście do czasu, aż Sep, Arkle, Mac, Hadley lub Lamb otworzyli ją ponownie. Autor nie bawi się z nami w żadne sentymenty, dokładnie opisując kolejne wydarzenia. Zdecydowanie jest tu bardzo dużo krwawych opisów, aż przez chwilę miałam wrażenie, że trafiłam w sam środek apokalipsy zombie. W ogóle nie dał nam odczuć tego, że bohaterami są nastolatkowie, bowiem od razu ruszają na ratunek ich małej mieścinie, jednocześnie starając się ocalić własne życia. Ostatecznie mają świadomość, że skrzynia idzie właśnie po nich. Niestety, pradawne zło zdążyło zebrać już krwawe plony wśród bliskich im osób. Ranni, wytarzani w błocie, z niepojętymi obrazami pod powiekami przyjaciele wciąż walczą. Poniekąd to doświadczenie sprawiło, że ich więź "obudziła się" z letargu. Nigdy do końca nie zapomnieli o tych wakacjach, które ich połączyły. Tęsknili za sobą, choć żadne z nich przez te cztery lata nie zrobiło najmniejszego ruchu, by wszystko naprawić. Dopiero groźba skrzyni obudziła w nich to, co wydawało się zapomniane.

Nie dajcie się oszukać. Owszem, to po części jest powieść młodzieżowa, ale tylko ze względu na głównych bohaterów. Poza tym spotkacie się tam tylko z mrokiem i okrucieństwem, jakiego możecie szukać wyłącznie w książkach autorstwa m.in. Grahama Mastertona. Dla horrorożercy to bardzo dobry... smakołyk. Polecam i smacznego!

Dział: Książki
wtorek, 27 sierpień 2019 21:32

Pani Dymu - zapowiedź

Epicka powieść fantasy o brutalnym strąceniu z tronu i dziewczynie, która musi walczyć o jego odzyskanie dla dobra własnego ludu.

Kaiser zamordował matkę Theodosii, Królową Ognia, gdy Theo miała zaledwie sześć lat. Zawłaszczył kraj Theo, a ją samą trzymał jako więźnia, ogłaszając ją Księżniczką Popiołu. Traktował ją jak zabawkę i obiekt upokarzania przez dziesięć długich lat. Ta epoka dobiegła końca. Kaiser uważał swojego więźnia za słabego i bezbronnego. Nie zdawał sobie sprawy, że błyskotliwy umysł stanowi najbardziej śmiercionośną broń.

Dział: Patronaty
poniedziałek, 19 sierpień 2019 15:29

Imperium ciszy - zapowiedź

Galaktyczny rozmach „Diuny” połączony z epickim klimatem Imienia wiatru

Galaktyczny rozmach i genialna wizja bohatera-tyrana w kosmosie – pierwszy tom nowej serii science fiction „Pożeracz Słońc”

Ludzkość ma go za bohatera: człowieka, który zmiótł z nieba ostatnich obcych, Cielcinów. Oni uważają go za potwora: diabła, który zniszczył słońce, przy okazji unicestwiając miliony istnień.

Ale Hadrian nie był bohaterem ani potworem. Nie był nawet żołnierzem.

Dział: Patronaty
sobota, 10 sierpień 2019 15:24

Przykładny obywatel

Moja absolutna słabość do Liama Neesona jest nieuleczalna, toteż nic dziwnego, że również po “Przykładnego obywatela” sięgnąć musiałam. I chociaż, co stwierdzam z bólem serca, rozmienia się Neeson na drobne przez ostatnie lata, to szczęśliwie ten film jest naprawdę dobry. Może także dlatego, że to remake skandynawskiego “Obywatela roku” z 2014 r., a co by tu dużo nie pisać - Skandynawowie thrillery tworzyć potrafią.

Historia w miarę prosta - dealerzy narkotyków zabijają syna kierowcy pługa śnieżnego. Cała akcja toczy się w północnej części Kanady, w kurorcie Gór Skalistych i właśnie krajobrazy są jednym z atutów filmu. Wracając do akcji - kierowca pługa - Nels (grany przez Liama Nessona) po stracie syna, odejściu żony, przez moment nawet mierzy ze strzelby w kierunku własnej twarzoczaszki, ale na szczęście zmienia zdanie i postanawia się zemścić. Robi to, jak na postaci grane przez Liama, w imponującym stylu. Wywołuje to oczywiście wojnę pomiędzy środowiskiem dealerów, lokalnych Indian prowadzących również swoje szemrane interesy i samym Nelsem. Trup ściele się gęsto, każdy zaś zabity otrzymuje swój króciutki nekrolog. Po finałowej jatce, ledwie nazwiska mieszczą się na ekranie...

Jak to często bywa, wśród bohaterów trzecioplanowych trafia się perełka, która nadaje całości wyjątkowego charakteru. W przypadku "Przykładnego obywatela" postacią taką jest Ahn - koncertowo zagrana przez Elizabeth Thai. Ujęła mnie już od pierwszych swoich sekund na ekranie i stan ten utrzymała do swoich ostatnich sekund w tej historii. Ma babka i klasę i charakterek. 

Film jest poprawny. Akcja może i naiwna, ale toczy się szybko, bohaterowie nie marnują czasu na jałowe monologi o tym, dlaczego zaraz kogoś zabiją, tylko po prostu robą użytek z pistoletu lub domowej produkcji obrzyna. Czasem trafia się jakaś przypadkowa ofiara, ale cóż - takie są realia wojny. Nels konsekwentnie realizuje swój plan zemsty, nawet na chwilę nie zmieniając swojej miny - faceta, który po całym dniu odśnieżania, chciałby się w nocy wyspać, a tu musi bandziorów po górach ganiać.
Reasumując - film polecam. To taka dobra rozrywka na chłodny, deszczowy/śnieżny wieczór. Można usiąść, dobrze się bawić, a jak na moment stracimy wątek i umknie nam kto zginął, to nekrolog podpowie.

Dział: Filmy