Rezultaty wyszukiwania dla: Red Book
"Miasto schodów" już w sprzedaży!
„Robert Jackson Bennett zasługuje na szeroką publiczność. Tą książką sobie na nią zapracuje. Historią, która wciąga, kapitalną konstrukcją świata oraz, mój Boże, Sigrudem. Pokochacie Sigruda.”
– Brent Weeks, autor Drogi Cienia, bestselleru z listy New York Timesa
Klimatyczna, pełna intryg powieść – o martwych bogach, ukrytej historii i tajemniczym mieście o wielu obliczach – autorstwa jednego z najbardziej uznanych młodych pisarzy science fiction.
"Wrota obelisków" już za kilka dni w księgarniach!
14 czerwca w księgarniach pojawi się kontynuwacja "Piątej pory roku" Nory K. Jemisin od Wydawnictwa SQN.
Przypominamy, że recenzje pierwszego tomu mozecie przeczytać tutaj.
Tak właśnie kończy się świat – po raz ostatni.
Nastaje Sezon, a ludzkość pogrąża się w długiej, zimnej nocy.
Essun – kiedyś opiekuńcza matka, obecnie mścicielka – znalazła schronienie, nie zdołała jednak odszukać córki. Spotyka dziesięciopierściennika Alabastra, który ma do niej prośbę. Jeśli Essun ją spełni, los Bezruchu zostanie przypieczętowany na zawsze.
Daleko stamtąd jej córka, Nassun, rośnie w siłę, a jej wybory mogą doprowadzić do rozerwania świata.
Kontynuacja trylogii rozpoczętej Piątą Porą Roku:
– uhonorowaną nagrodą Hugo,
– nominowaną do nagród Nebula, Audie i Locus,
– będącą pierwszą książką wyróżnioną przez Wired.com,
– nagrodzoną tytułem Notable Book of 2015 magazynu „New York Times”.
Fragment ksiązki można przeczytać na stronie wydawcy: tutaj
Pisarze na Warsaw Comic Con!
Warsaw Comic Con to nie tylko film, serial i komiks – to również miejsce, w którym fani pisanej fantastyki będą mogli spotkać ulubionych pisarzy!
Miło nam ogłosić, że do grona autorów, którzy odwiedzą nasze wydarzenie dołączyła Maja Lidia Kossakowska oraz Jarosław Grzędowicz. Obydwoje to znane nazwiska w literaturze fantastycznej. Kossakowska zaczynała w latach 90. Tworząc opowiadania dla magazynu „Feniks”. Zaowocowało to późniejszymi licznymi nagrodami literackimi oraz wydawnictwami – nie tylko zbiorów opowiadań („Żarna niebios”, „Obrońcy Królestwa”), ale i powieści – „Siewcy wiatru” czy sagi „Upiór Południa”. Oprócz twórczości pisanej, Maja Lidia Kossakowska maluje obrazy oraz jest dziennikarką telewizyjną.
Powstanie
Mechaniczna rewolucja nadciąga! Powstanie to drugi tom Wojen Alchemicznych autorstwa amerykańskiego pisarza Iana Tregillisa, które kilka miesięcy temu w bardzo obiecujący sposób wkroczyły na polski rynek fantastyczny za sprawą powieści Mechaniczny.
Autor ponownie przenosi czytelnika do alternatywnej wersji Europy, w której to Królestwo Niderlandów dzierży niepodzielną władzę. Na placu boju pozostała już jedynie Francja, która broniąc się resztkami sił zdaje się nie mieć wielkich szans na dalszą niezależność. Swą potęgę Holandia zawdzięcza niezwykłemu wynalazkowi naukowca i zegarmistrza Christiaana Huygensa, który trzysta lat wcześniej stworzył mechanicznych ludzi zwanych klakierami, napędzanych precyzyjnym mechanizmem i formułami alchemicznymi. Niewymagająca żołdu, niezwykle szybka i silna armia maszyn zdaje się niepokonana, a już z pewnością nie stanowi dla niej wielkiego zagrożenia garstka broniących się Francuzów.
Każda machina wymaga sprawnej pracy wszystkich trybików, a czasem awaria najmniejszego z nich może doprowadzić do nieprzewidzianych w skutkach wydarzeń. Tak jest i tym razem, a owym trybikiem okazuje się Jax, mechaniczny, który w niecodziennych okolicznościach zyskał wolną wolę, uciekł swym właścicielom i za swój cel obrał uwolnienie swych pobratymców z niewoli. Wbrew temu, co sądzą ludzie, klakierzy nie są bowiem bezwolnymi maszynami, a nieoczekiwanie – za sprawą alchemicznych formuł – okazuje się, że to istoty myślące i czujące, spętane jednak nakazami posłuszeństwa, których nie mogą przełamać.
Powstanie jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń przedstawionych w Mechanicznym, a dalsze losy bohaterów poznajemy z perspektywy trojga z nich. Pierwsze skrzypce gra wspomniany Jax, w poprzednim tomie w pewnym momencie nieco odstawiony na boczny tor. Tym razem widzimy jego działania, wędrówkę i ucieczkę, śledzimy przemyślenia, wahanie i wątpliwości odnośnie własnej natury i moralności. Znaczną rolę odgrywa również hrabina Berenice Charlotte de Mornay-Périgord, dawna szpieg mistrzyni, odpowiedzialna za francuskie siatki szpiegowskie. Po katastrofalnych w skutkach wydarzeniach, podczas których zginął jej mąż, a ona sama została nie tylko okaleczona, ale i skazana na wygnanie, przeklinająca siarczyściej niż szewc z wieloletnim stażem Berenice opracowuje plan, który może zmienić losy historii. Trzecim bohaterem poprzedniego tomu był ksiądz Luuk Visser, brutalnie pozbawiony swej tożsamości i duszy, zmieniony w maszynę do zabijania. Jego wątek pojawia się w Powstaniu zaledwie kilkukrotnie, co może niektórych rozczarować, w zamian zaś wyeksponowano rolę kapitana Hugona Longchampana, dowodzącego obroną Zachodniej Marsylii w decydującym starciu z holenderskimi siłami. Choć początkowo byłam nastawiona sceptycznie do tej zmiany, ostatecznie kreacja francuskiego kapitana okazała się naprawdę mocnym punktem powieści.
Podczas lektury Mechanicznego można było dostrzec pewną nierówność stylu i akcentów postanowionych przez autora, które sprawiały, że lektura przynajmniej pierwszych rozdziałów powieści bywała dosyć mozolna. Miłym zaskoczeniem jest fakt, że Powstanie nie sprawia takiego problemu. Akcja jest tu znacznie bardziej dynamiczna, a poprzednie zarzuty tracą rację bytu. Tregillis w precyzyjny i przemyślany sposób rozwija nakreślone wcześniej wątki, wprowadzając nowe postaci, jak choćby tajemniczą królową Mab oraz zmienia sposób postrzegania wykreowanego przez siebie świata, ujawniając kilka wcześniej nieznanych szczegółów dotyczących samych mechanicznych, ich tożsamości i walki o wolność.
Podsumowując, drugi tom Wojen Alchemicznych to świetna kontynuacja, w pełni utrzymująca wysoki poziom pierwszej części, a nawet w niektórych punktach ją przewyższająca. Ian Tregillis stworzył fascynującą historię w klimatach steampunk, w której nie brak zarówno dynamicznej akcji, jak i okazji do rozważań na temat tego, co czyni nas ludźmi, czym jest prawdziwa wolność i czy jest ona czymś realnym do osiągnięcia, czy jedynie idealistyczną mrzonką. Mówiąc krótko, polecam.
Człowiek, który spadł na Ziemię
Walter Tevis był membraną swoich czasów. Jego powieści charakteryzują się prostotą, bezpośredniością i szczerością. Naiwność jego historii niesie ze sobą tęsknotę za światem prostszym i łagodniejszym.
„Człowiek, który spadł na Ziemię” to druga, po „Przedrzeźniaczu”, powieść Waltera Tevisa wydana przez Wydawnictwo Mag w ramach serii Artefakty. Jest to też druga powieść w dorobku autora, wydana oryginalnie w 1963 roku, cztery lata po literackim sukcesie „The Hustler”. Historia Anteańczyka, którzy przybył na Ziemię, nie przypadła początkowo wydawcom do gustu i została przez nich odrzucona. Było ona zaskoczeniem dla środowiska literackiego, grzechem szanowanego pisarza, który odważył się zabrać za literaturę fantastyczną. Dopiero Gold Medal Books opublikowało tę powieść, którą uważa się obecnie za jedną z najlepszych powieści science fiction, jakie kiedykolwiek napisano.
Wyobraźcie sobie przybysza z odległej planety, który został wysłany z misją ratowniczą. Obcego, który szczęśliwie dzięki drobnej charakteryzacji, przypomina człowieka i może spokojnie poruszać się między ludźmi. Wyobraźcie sobie zdesperowanego przedstawiciela swojej rasy, który pozostawił wszystko, co kocha, lata świetlne za sobą, niesie na swych barkach wielkie brzemię, będąc jedyną nadzieją dla swoich bliskich i pobratymców. Główny bohater, Thomas Jerome Newton, dzięki nadzwyczajnej inteligencji oraz zdobyczom technologicznym Anteańczyków, dochodzi do ogromnego bogactwa, które ma mu pomóc w realizacji tajemniczego projektu naukowego. Pytanie brzmi, czy samotny obcy, obarczony wielką odpowiedzialnością, żyjący między ludźmi, zdoła zrealizować swój plan? Pytanie brzmi, co bardziej mu przeszkodzi, agencje rządowe, czy jego własne słabości?
Pisarstwo Waltera Tevisa charakteryzuje się prostotą, szczerością i bezpośredniością, jest w swoim przekazie bardzo dosłowne, a kreacja świata bardzo naiwna. Walter Tevis pisząc powieść przelał na papier swoje doświadczenia z dzieciństwa, mając bowiem dziesięć lat, jego rodzina pozostawiła go w szpitalu samego na rok czasu (chorował na gorączkę reumatyczną), sama przeprowadzając się z San Francisco do Kentucky. Tą bolesną dziecięcą samotność zaszczepił głęboko w postać Thomasa Jeroma Newtona, obcego, który musiał żyć wśród obcych. Walter Tevis nie byłby sobą, gdyby w swojej twórczości nie odbijał, jak w lustrze, niepokojów społecznych i politycznych, które go otaczały. W „Przedrzeźniaczu”, napisanym dużo później nawiązywał do swobody obyczajowej okresu hipisowskiego, w „Człowieku, który spadł na Ziemię”, pisanym w latach sześćdziesiątych, opisywał zagrożenia zimnowojenne. Przez całą powieść przewija się motyw lęku o militarne wykorzystywanie wynalazków. Postać Nathana Bryce'a, naukowca, jest jakby sumieniem tamtych czasów, będąc bowiem badaczem pracującym nad skomplikowanymi projektami, obawiał się cały czas o to, że owoce jego pracy, a także zaskakujące wynalazki Newtona, będą narzędziem do krzywdzenia ludzi. Widać, że pisarz mocno reagował na wyścig zbrojeń, jakie towarzyszyło Zimnej Wojnie. Przypomnę, ze powieść została wydana w 1963 roku, czyli niedługo po kryzysie kubańskim. Jednocześnie autor zwraca uwagę, w sposób bardzo prostolinijny, na nadużywanie władzy przez różne agencje rządowe; więzienie bez wyroku sądowego, tortury, inwigilacja, te wszystkie szeroko w tamtych czasach rozwinięte działania organów państwowych, które nadal są aktualne.
Po napisaniu „Człowieka, który spadł na Ziemię” Walter Tevis popadł w alkoholizm i na bardzo długo zarzucił karierę pisarską. W jednym z wywiadów wyjaśniał, że odrzucenie rękopisu książki, spowodowało w nim długotrwałe zblokowanie twórcze. Jednak bardziej prawdopodobne byłoby stwierdzenie, że nałóg miał na to znacznie większy wpływ. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ sam Tevis twierdził, że jego powieść jest właśnie o stawaniu się alkoholikiem. Proces popadania w nałóg został pięknie, choć to niewłaściwe słowo, odmalowany. Thomas Jerome Newton niosąc wielkie brzemię i odpowiedzialność, dążący do uratowania swoich bliskich, nie ma możliwości podzielenia się swoim ciężarem z nikim, co więcej czuje się osamotniony między dziwnymi, nieprzewidywalnymi i głupszymi od niego ludźmi. W wyniku drobnego wypadku i towarzystwa Mery Jo, zdeklarowanej alkoholiczki na zasiłku, stopniowo popada w alkoholizm i niemoc. Czuje, że za słabo chce zrealizować swój projekt, popada w końcu w permanentną obłomowszczyznę.
O czym jest właściwie powieść? Początkowo, z wierzchu wydaje się to prosta, anachroniczna historia kosmity na Ziemi. Jednak gdy bardziej się przyjrzeć temu, co chciał przekazać autor znajdziemy tam bolesny krzyk słabego, chorego dziecka pozostawionego samemu sobie pośród obcych, lęk dorosłego mężczyzny o zimnowojenną rzeczywistość, aż w końcu obraz artysty, złamanego niepowodzeniem, odczuwającym wielką prywatną porażką, wynikłą z niemocy twórczej.
Zaskakujące jest, że ta krótka powieść o prostej i naiwnej fabule, napisana z taką delikatnością, jest bolesną autobiografią, pełną niemocy, rozpaczy i lęków. Dla mnie historia Anteańczyka jest nazbyt osobista, za bardzo dotyka szczegółu, a nie ogółu, dlatego zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu „Przedrzeźniacz” niż „Człowiek, który spadł na Ziemię”. Jest to powieść, która nie wszystkim się spodoba, nie każdy doszuka się w niej tej głębi, którą umiejętnie Tevis zawarł w swej twórczości, ale tak naprawdę trzeba samemu przeczytać, aby się o tym przekonać.
* Większość informacji biograficznych zaczerpnęłam z : https://www.sfsite.com/fsf/2000/js0007.htm
Fantasto, dorośnij!
Ćwierćwiecze minęło jak kolarz Fiata 126p - trochę się pomęczyłem, ale w końcu się udało. Jestem już dorosły, ale co robiłem, gdy całe otoczenie chciało wkroczyć w dorosłość, czego wyznacznikiem była ilość zdobytych dziewczyn czy wypitych piw bez zwymiotowania? Oglądałem "Pokemony"...
Media Rodzina wyda w Polsce edycję książkową scenariusza Fantastyczne Zwierzęta I Jak Je Znaleźć
MEDIA RODZINA ogłosiła, że w ramach nowego programu wydawniczego obejmującego książki J.K. Rowling ze świata czarodziejów wyda polską edycję książkową oryginalnego scenariusza filmu pt. Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć.
"Silence" już niedługo w sprzedaży!
Gracz wciela się w szesnastoletniego chłopaka imieniem Noah, poszukującego swojej młodszej siostry Renie, która zaginęła w czasie wojny. Wyrusza za nią do świata snów Silence, gdzie przywdziewa kostium klauna Sadwicka, znanego fanom pierwszej części. Na miejscu okazuje się, że magiczna kraina również jest pustoszona przez wojnę, więc chłopak dołącza do grupy rebeliantów walczących ze złą False Queen. Fantastyczna przygoda obfituje w poruszające momenty i tajemnice.
Layers of fear
Tytuł „Layers of Fear", mimo że od jego premiery upłynęło już nieco czasu, wciąż nie schodzi z ust graczy na całym świecie. Trzeba przyznać, że to ogromny sukces, bowiem nieczęsto zdarza się, by akurat horror (i to horror polski) cieszył się tak powszechnym i długotrwałym zainteresowaniem. Ośmielę się nawet stwierdzić (jeżeli na wyrost, to tylko odrobinkę), że to jeden z najtrudniejszych gatunków, gdy wziąć pod uwagę potencjalne zadowolenie – tudzież jego brak – odbiorców. Chociaż z natury nie jestem strachliwa, a filmy o strzygach, duchach i zmutowanych mordercach łykam jak młody pelikan, śmiejąc się przy tym w głos, to mój kontakt z podobnymi grami zawsze należał do skomplikowanych. Jak skomplikowanych? A tak, że zwykle porzucałam „zabawę" po kilku minutach. Pamiętacie pierwszego „Dooma"? Lata temu potrafiłam jedynie poruszać się po planszy z latarką w dłoni i dokonywać aktów mordu wyłącznie przy jej pomocy. Na szczęście z wiekiem udało mi się wygrać ze strachem i teraz, chociaż się trzęsę i często patrzę na ekran przez palce, to kończę wszystkie rozpoczęte tytuły. Tak, jak ukończyłam „Layers of Fear". A łatwo nie było.
Produkt krakowskiego studia Bloober Team to horror FPP (z ang. first-person perspective), w którym gracz wciela się w postać artysty-malarza. Chociaż w tym miejscu chciałoby się o nim i jego historii napisać znacznie więcej, by potencjalnego odbiorcę tego tekstu zainteresować i zaintrygować, to trudno byłoby obejść się w podobnym opisie bez spoilerów, więc... Jedyne, co musicie wiedzieć, to to, że nasz bohater ma nie tylko mroczną i tajemniczą przeszłość, ale też w nietypowy sposób postrzega rzeczywistość. Chociaż słowo „nietypowy" niekoniecznie oddaje stopień przerażenia, jakiego z powodu tegoż postrzegania, doświadcza gracz.
Rozgrywka polega na eksplorowaniu przestrzeni domu bohatera i zbieraniu wskazówek w postaci fragmentów tekstowych (np. listów, wycinków z gazet itp.), wizualnych (np. fotografii czy rysunków) oraz różnorodnych przedmiotów. Te czynności pozwalają odtworzyć szokującą historię wymyśloną przez projektantów gry. Kolejne epizody rozdzielają krótkie filmiki dotyczące przeszłości głównej postaci lub jej aktualnej sytuacji. Dodatkowo, każdy etap rozgrywki poprzedza wizyta w pracowni malarskiej, w której bohater kończy swój najważniejszy obraz. Obraz, który tylko pozornie wydaje się na początku ckliwym landszaftem.
Malarstwo jest zresztą aspektem znacznie bardziej eksploatowanym w „Layers of fear" niż tylko poprzez uczynienie artystą głównego bohatera. Dom, w którym toczy się akcja gry, wypełniony jest po brzegi różnej maści obrazami. I to nie byle jakimi. Mroczne przestrzenie pękają w szwach od najznamienitszych dzieł z historii światowej sztuki. Jeżeli interesujecie się tematem, to wierzcie mi, że po zakończonej rozgrywce na wiele z nich nie spojrzycie już tak samo. A dlaczego?
Przestrzeń i wyposażenie kolejnych pokojów domu bohatera ulegają nieustannym przemianom. Co więcej, ów przemiany nasilają się i intensyfikują wraz z każdym kolejnym epizodem gry. Jak łatwo się domyślić po gatunku produkcji, nie są to przemiany przyjemne, a raczej odstręczające i budzące grozę. Wysypujące się z ramy jakiejś martwej natury, gnijące owoce, to drobnostka w porównaniu z tym, co dzieje się z niektórymi portretami. Przemieszczające się pokoje i zmiany lokacji po każdym otworzeniu drzwi, to nic, gdy zestawić rzecz z wpadaniem w pętlę zdarzeń, którą odwrócić może tylko... nie, nie zdradzę. Sama, przez kilkanaście czy kilkadziesiąt minut, musiałam znosić jazgot telefonu zanim zorientowałam się, jak się uwolnić z kleszczy tej schizofrenicznej przestrzeni.
Poza niesamowitą oprawą wizualną i intrygującą fabułą na gracza czekają jeszcze interesujące zagadki logiczne (chociaż nie w jakimś ogromnym natężeniu) oraz wgniatająca w fotel warstwa muzyczna. Początkowo wydaje się, że wszystkie te elementy należą do nudnych przeciętniaków, jednak historia tak naprawdę rozkręca się dopiero po ukończeniu wstępnego epizodu. Wtedy średniak nabiera rozpędu i wkrótce staje się jedną z najciekawszych gier ostatnich lat. Przynajmniej w swoim gatunku.
Niestety, nie obeszło się bez wad. Muszę przyznać, że „Layers of fear" dość szybko gracza nudzi. Kolejne epizody zasadzają się na podobnym schemacie konstrukcyjnym, tak, że wiadomo, kiedy mniej więcej nadejdzie finał rozdziału albo jak odnaleźć kolejną wskazówkę. Pod tym względem gra cierpi na tę samą wadę, co „Amnesia", która wraz z upływającymi na rozgrywce minutami, pozwalała się do siebie przyzwyczaić i traciła na mocy strachu. Wciąż jednak trzyma gracza przy ekranie chęć poznania puenty historii. No i może fakt, że mknie się przez „Layers of fear" jak burza – dla szczególnie niecierpliwych wystarczy i pięć godzin, by poradzić sobie ze wszystkimi epizodami. Dodam jeszcze, że Techland postarał się o wydanie edycji konesera. Zawiera ono: artbook, cyfrowy soundtrack, plakat oraz cyfrowy fankit. Wszystko to zdecydowanie wzbogaca rozgrywkę, a właściwie utrzymuje stan nią wywołany, jeszcze długo po wyłączeniu okna samego programu.
„Layers of fear" to zdecydowanie jeden z najciekawszych i najbardziej klimatycznych horrorów, w jakie dane mi było grać. Jasne, kilka rzeczy dałoby się jeszcze poaprawić – np. mnożąc ilość zagadek, czy starając się zaburzyć wypracowany dla rozdziałów schemat – niemniej to wciąż rozrywka w najwyższej półki. Jestem pewna, że zmrozi krew w żyłach nawet bardziej wymagającym z graczy. Szczególnie, jeżeli pozwolicie sobie na wkroczenie w ten nietypowy malarski świat już po zmroku i z słuchawkami na uszach.
Vivid Games pokazuje pierwsze materiały z "Metal Fist".
Vivid Games po raz pierwszy zaprezentował dziś materiały z gry Metal Fist: Urban Domination. Soft launch gry zaplanowany jest na drugą połowę 2016 roku – podobnie jak „Nox Raiders", pierwsza gra w programie wydawniczym spółki. Bydgoski developer gier ogłosił dziś także wyniki finansowe za I kwartał. Do 0,22 USD wzrósł średni miesięczny przychód aktywnego użytkownika z mikropłatności (ARPMAU) w kwietniu 2016 r., po wprowadzeniu na rynek Real Boxing 2 ROCKY™. To aż dwukrotnie więcej niż w poprzednich dwóch kwartałach. Ostatni okres Vivid Games zakończył sprzedażąna poziomie 6,63 mln zł, o 35% wyższą niż w pierwszym kwartale 2015 r.