marzec 13, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Nowe Strony

niedziela, 18 maj 2014 22:07

Buntownik

„Bo nigdy nie ufam nikomu przez cały czas. Zwykle największą krzywdę robią ludzie, na których mi najbardziej zależy.”*

Każdy człowiek jest inny, można mieć wspólne cechy, podobne zainteresowania, identyczny wygląd, ale zawsze jest coś, co różni ludzi od siebie, co sprawia, że stają się indywidualni. Lubimy to, cenimy bycie sobą, swoją odrębność i gdy zdarza się, że jest ktoś, kto chce zmienić nas na siłę, sprawić byśmy byli, jak ktoś inny, to zaczynamy się buntować. Bo takich zmian dokonywać trzeba tylko, jeśli się chce, a nie bo ktoś sobie tego życzy lub wymaga. Nikomu nie wyjdzie to na dobre.

Rule Archer to dwudziestojednolatek, który nie ma łatwych relacji z rodziną - zawsze był uważany za czarną owcę i porównywany do swojego brata bliźniaka, Remy’ego. Gdy trzy lata temu Remy zginął w wypadku, winą za jego śmierć obarczono Rule, od tej chwili kontakt z rodziną stał się jeszcze słabszy i gdyby nie Shaw - dziewczyna zmarłego i przyjaciółka rodziny - zapewne ustałby całkowicie. To ona co niedzielę jechała po najmłodszego Archera, znosiła jego wieczne docinki, zły humor, zawsze nową panienkę w łóżku i zawoziła do rodziców. Postawiła sobie za cel zjednoczyć na nowo rodzinę, dla nich i dla siebie, bo nie może znieść myśli, że ci, którzy okazali jej tyle serca, tak bardzo cierpią. Nie jest jej łatwo, bo musi dochować tajemnicy zmarłego i tylko ona wie, że w jej sercu zawsze był Rule.

Od jakiegoś czasu rynek wydawniczy zalewają powieści nowej fali New Adult, są one o ludziach wchodzących w dorosłe życie (19-25 lat), zmagających się z trudną przeszłością za pomocą miłości we wszystkich odcieniach. W skład tych książek wchodzi „Buntownik” autorstwa Jay Crownover, który otwiera serię "Naznaczeni Mężczyźni".

Jay Crownover nie pisze może o niczym nowym, ale robi to na tyle dobrze, że nie czuje się znużenia powtarzanym materiałem. Bo chociaż o miłości i zmaganiach z przeszłością napisano już wiele, to amerykańska powieściopisarka potrafi zainteresować swoją twórczością. „Buntownik” jest książką, którą czyta się spokojnie, bez porywów emocji czy też obgryzania paznokci ze zdenerwowania, ale pomimo tego jest w nim zawartych mnóstwo emocji, które przechodzą na czytelnika. Tylko odbywa się to bez takiego wielkiego „wow”. Może na to nie wygląda, ale historia wciąga od samego początku, intryguje i sprawia, że nie wiadomo kiedy już się kończy. Crownover pisze ciekawie, równomiernie, snuta przez nią opowieść jest logiczna i spójna, nie ma w niej niedokończonych wątków (chyba, że te poboczne, które jak podejrzewam będą kontynuowane w dalszych częściach), akcja toczy się równomiernie, a jej przebieg, chociaż przewidywalny, powoduje, że i tak z prawdziwym zaciekawieniem przewraca się kolejne strony.

Podobał mi się kontrast między dwójką głównych bohaterów. Rule, który ma swój indywidualny styl bycia, wyglądu i ubioru, to cały w tatuażach, żyjący chwilą, zawsze robiący, co chce, mający co chwilę inną dziewczynę, a raczej towarzyszkę na jedną noc, zimny, nie angażujący się i niedostępny twardziel. To jednak pozory, bo wewnątrz jest chłopakiem, który cierpi po stracie brata, odtrąceniu i nieakceptowaniu przez rodziców, to oddany przyjaciel i ktoś, kogo można pokochać. Widzi to jednak tylko Shaw, dziewczyna z tak zwanego dobrego domu. Jej rodzice to ludzie, dla których liczy się pozycja i pieniądze, ale ona jest inna, patrzy na wnętrze człowieka, to jaki ktoś jest, a nie ile ma pieniędzy. Silna i wytrwała, uparta i z pazurem. Tylko ona oprócz przyjaciół i starszego brata chłopaka widzi, jaki naprawdę jest Rule. Połączenie tych dwoje jest jak ogień i woda, ale mieszanka ta jest bardzo udana. Ogólnie mówiąc o postaciach, są one dopracowane i wyraziste, każda jest inna, z wadami oraz zaletami. Widać, że poświęcono im dość dużo czasu.

To opowieść, która mimo tego spokojnego czytania, niesamowicie wciąga. Pełna sprzecznych emocji, niedomówień, tajemnic, wyrzutów sumienia, bolesnych słów, oczekiwań nie możliwych do spełnienia… Mogłabym tak chyba wymieniać bez końca, ale gdzieś pomiędzy tym całym bagnem przebija się nadzieja i miłość. I mnie to porwało, nie mogłam oderwać się od lektury, strony przewracały się praktycznie same, a ja zżywałam się z bohaterami, przeżywałam z nimi ich wzloty i upadki, cieszyłam się i smuciłam. Autorka porusza w niej tematy trudne, ale ważne i często spotykane. Robi to porządnie i widać, że wczuwa się w położenie bohaterów. Podoba mi się to, bo chociaż książka jest taka spokojna to zarazem nie jest pozbawiona emocji i uczuć. Fabuła jest też w sam raz, nie jest ani naciągana ani przesłodzona, nie wieje w niej sztucznością. Nie żałuję ani sekundy na nią poświęconej, nieraz będę też do niej powracać i już niecierpliwie oczekuję na kolejny tom z tej serii.

Moje pierwsze spotkanie z New Adult uważam za bardzo udane, romans z trudnymi wątkami pobocznymi, który z pewnością spodoba się wielbicielom tego gatunku. Język oraz styl pisania Jay Crownover na początku jest trochę słabszy, ale z biegiem czasu staje się coraz lepszy. Historię czyta się szybko oraz przyjemnie, jest idealna na odstresowanie po ciężkim dniu lub leniwe popołudnie.

*str. 228

Dział: Książki
wtorek, 13 maj 2014 20:37

Dziewczyna w mechanicznym kołnierzu

Przedziwne maszyny, wynalazki, automaty, mechaniczne konie, sterowce oraz niesamowita magia ze świata duchów. Niezwykłe tajemnice i cudowny klimat. To wszystko i wiele innych rzeczy kryją w sobie stronice "Dziewczyny w mechanicznym kołnierzu" - steampunkowej, świetnie napisanej książki.

Tym razem, wraz z bohaterami, z Londynu podróżować będziemy aż do Nowego Jorku. Oczywiście nawet droga również musi być oryginalna, ponieważ wycieczkę zaplanował nie kto inny, a sam Griffin King. Także za morze udamy się na pokładzie prywatnego sterowca, w towarzystwie księcia Greythorne, zadziornej Finley, silnego Sama i niezwykle mądrej Emily. Tam natomiast czeka na nich nowa zagadka i kolejna przygoda. Przede wszystkim jednak przyjaciele muszą uratować Jaspera, który wpadł w bagno kłopotów po same uszy.

Nowy Jork w wizji pisarki, która, choć to fantastyka, wiele rzeczy (miejsc i wydarzeń) oparła na prawdziwych faktach, jest miejscem klimatycznym i pełnym barw. Do tego wszystko zostało opisane w niezwykle plastyczny sposób i bez trudu można sobie to wyobrazić. Choć i tym razem najcudowniej stworzone w książce zostały przeróżne wynalazki. Mimo że nie wszystkie opisane są ze szczegółami, to jednak większość z nich bez trudu można sobie wyobrazić. Osobiście najbardziej lubię mechanicznego kota Em i tą małą, pomysłową, latającą niespodziankę, jaką zrobiła pewnej nocy Griffinowi (tu, o co dokładnie mi chodzi, niestety przeczytać musicie sami).

W powieści najbardziej zabrakło mi Dandy'ego i uroku, który swoją osobą roztaczał. Dalton - nowy przestępca - nie był nawet w połowie tak interesującą postacią. Powiedziałabym nawet, że rysował się dość bezosobowo - owszem, autorka starała się nadać jakiś ciekawy kształt jego postaci, wyszedł jednak nieco nijaki, zwłaszcza na tle pozostałych bohaterów. Brakowało mi także przemyśleń Sama, który w drugim tomie nadmiernie złagodniał. Prym w tej części wiedli zdecydowanie Griffin i Finley oraz oczywiście, oskarżony o morderstwo, Jasper. Z jednej strony to dobrze, ponieważ naprawdę lubię te postacie, z drugiej jednak brakowało mi tej wielowątkowości, która zdominowała cały, pierwszy tom.

"Dziewczyna w mechanicznym kołnierzu" to lektura lekka, przyjemna i niezbyt wymagająca. Bohaterowie, choć posiadają wiele mrocznych stron, zachowują się zawsze nienagannie - żeby nie powiedzieć grzecznie i kurtuazyjnie. Przynajmniej jeżeli chodzi o niektóre sprawy. Widać przez to, że autorka starała sie stworzyć książkę młodzieżową i to zdecydowanie dla tej porządnej części młodzieży, także powieści zabrakło nieco pikanterii. Nie chodzi mi tylko o to, że Fin rumieni się po same uszy, gdy ujrzy Griffina bez koszuli, bo to można by było jakoś wytłumaczyć epoką i jej młodym wiekiem (choć po tym co przeżyła wydaje się to być dość irracjonalne), ale także o to, że postacie co chwila ocierają się o śmierć, albo kogoś bezlitośnie biją do utraty przytomności, a jednak morderstwo, nawet nieumyślne, wydaje się im rzeczą przerażającą i nie do pomyślenia. Brakuje mi w tym wypadku konsekwencji.

Oczywiście nie twierdzę, że książka jest zła, bo wcale taka nie jest. Wręcz przeciwnie. Czyta się ją szybko, lekko i przyjemnie. Przygody bohaterowie mają barwne i ciekawe. Od lektury trudno się oderwać, a postaci nie sposób nie pokochać. Każda ma swój specyficzny urok, charakter i barwne wnętrze. Zżyłam się z nimi i będę tęskniła do ich perypetii, póki w moje ręce nie trafi kolejna część - którą, jestem pewna, pochłonę z takim samym zapałem, jak "Dziewczynę w stalowym gorsecie" oraz jej kontynuację.

"Dziewczynę w mechanicznym kołnierzu" serdecznie wszystkim polecam. Powieść, choć lekka, ma swój niepowtarzalny urok, kryje w sobie wiele tajemnic i zaskakujących wydarzeń oraz zwrotów akcji. Fabuła książki została przez autorkę dobrze przemyślana, a zakończenie zostawia po sobie jedynie kilka drobnych niedopowiedzeń - żeby czytelnik niecierpliwie wyczekiwał kolejnej części. Jedno wiem na pewno - powieść ta stanie na półce w gronie mojej ulubionej twórczości. Jestem nią - bardziej niż tylko trochę - oczarowana.

Dział: Książki
środa, 07 maj 2014 22:45

Druga szansa

Szpitale psychiatryczne przerażały mnie chyba od zawsze. Choć może od wtedy, kiedy obejrzałam "Requiem for a Dream". Druga Szansa to na dodatek ośrodek wyjątkowo specyficzny. Ogrodzony wysokim murem. Umierają w nim ludzie. Natomiast bohaterowie zupełnie nie wiedzą co dookoła nich się dzieje.

Zdezorientowana dziewczyna budzi się i nie poznaje własnej twarzy. Dziwnie się czuje we własnym ciele. Okazuje się, że po pożarze domu, w którym zginęli jej rodzice, znalazła się w szpitalu psychiatrycznym o nazwie Druga Szansa. Imię, którym nazywa ją lekarka brzmi jakoś obco. Niewłaściwie. Bez przerwy towarzyszą jej przerażające kruki, a gdy nie zażywa przypisanych jej lekarstw, również surrealistyczne, napawające strachem wizje. Z czasem dziewczyna dowiaduje się, że to nie jest wyłącznie jej historia. To samo spotkało już i ciągle spotyka różnych innych pacjentów. Do tego wszystko wskazuje na to, że w Drugiej Szansie we wszystkim ją okłamują, chcąc sprawić by naprawdę zwariowała. Chyba, że to już się stało...

Kolejna książka spod pióra Katarzyny Bereniki Miszczuk i oczywiście kolejna znakomita powieść. Choć tym razem w zupełnie innych klimatach. Nie jest tak naiwna i lekka jak "Wilk" czy "Wilczyca", nie jest również tak pełna humoru jak "Ja, diablica" i dalsze części niezwykłej trylogii. "Druga Szansa" to coś zupełnie nowego, świeżego, w kompletnie odmiennym klimacie. Choć pewne podobieństwa by się znalazły. Mam nieodparte wrażenie, że Julia, choć ma zupełnie inny temperament, nieco przypomina Wiktorię Biankowską. Tego się chyba jednak nie dało uniknąć, ponieważ autorka pisze swoje książki zawsze w pierwszej osobie. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo Julii z pewnością nie można zarzucić braku charakteru.

Powieść, od początku do końca, jest niezwykle surrealistyczna. Ze strony na stronę coraz bardziej wciąga. Styl pisarki i język, którym się posługuje są lekkie i przyjemne. Bez trudu można sobie wyobrazić to o czym pisze. Podczas czytania nieco przeszkadzał mi fakt, że akcja się wydłużała, nie prowadząc do żadnych konkretnych wniosków. W pewnym momencie byłam już tym faktem znużona. Kilkanaście stron za długo i niecierpliwe oczekiwanie przemieniło się w irytującą chęć przerzucenia paru stron. Bohaterowie, choć jest ich niewielu, mają swoje własne barwy i wyróżniają się na tle nieco groteskowej fabuły. Julia czasami postępowała wbrew rozsądkowi i bardzo nierozważnie, ale takie zachowanie można wytłumaczyć tym, że przecież straciła pamięć no i została zamknięta w szpitalu psychiatrycznym. Może też nadmierna ufność, granicząca z naiwnością, były po prostu cechami jej osobowości.

"Druga Szansa" to książka którą z czystym sumieniem mogę polecić każdemu. Fabuła jest ciekawa i przemyślana, a akcja toczy się wartko. Czytelnik nie wie co wydarzy się na kolejnej stronie, w następnym rozdziale czy jak w ogóle skończy się ta historia. Tego nie sposób przewidzieć. Z powieścią spędziłam kilka naprawdę przyjemnych chwil i ani odrobiny nie żałuję tego, że jeszcze przed premierą była na mojej liście "muszę przeczytać". Mimo kilku drobnych wad "Druga Szansa" jest genialna! Polecam!

Dział: Książki
wtorek, 29 kwiecień 2014 14:36

Joker

Joker – najbardziej rozpoznawalny złoczyńca uniwersum DC i wróg zamaskowanego, mrocznego rycerza – Batmana. Charakterystycznie oszpecona twarz, zielone włosy i mordercze, wręcz psychodeliczne, poczucie humoru. Przez ponad 70 lat (Joker pierwszy raz pojawił się na kartach  komiksu z Batmanem w 1940r.) poznawaliśmy jego różne oblicza. Historie komiksowe i animowane oraz filmowe kreacje Jacka Nicholsona czy  Heatha Ledgera stworzyły wizerunek Jokera, który wywoływał mieszane i skrajne uczucia. Z jednej strony nienawiść i obrzydzenie, z drugiej zaś sympatia i współczucie. Brian Azzarell w swoim albumie prezentuje nam inne oblicze Jokera. Jokera niepoczytalnego, którego psychika przeraża i wywołuje strach.

Azzarell swojego antybohatera wykreował, prowadząc narrację pierwszoosobową z pozycji oddanego, choć naiwnego kompana Jokera, Johnny'ego Frosta. Dzięki temu, stojąc nieco z boku wszystkich wydarzeń, po raz pierwszy poznajemy charakter złoczyńcy widziany oczami innego złoczyńcy.

Sam początek historii jest nieco niespodziewany i dziwny. Joker zostaje wypuszczony z zakładu Arkham. Bez niczyjej interwencji, bez ucieczki czy więziennej rewolty, wychodzi dumny jak więzień po resocjalizacji. Dlaczego tak? Nie wiadomo. Sam stwierdza, że lekarze uznali, że nie jest obłąkany. Przy samochodzie czeka na niego nowy pomagier – Frost, człowiek, który ma ochotę stać się grubą rybą w mieście.  Podczas odsiadki Jokera w zakładzie, w Gotham zapanował nowy „porządek”. Przestępcy podzielili między siebie tort, nie zostawiając jemu nawet przysłowiowej wisienki. Nie przypuszczali, że opuści on jeszcze kiedykolwiek mury Arkham. Joker chcąc powrócić na tron, zaczyna w brutalny sposób eliminować konkurencję, odzyskując to, co według niego mu się należy. Zło walczy ze złem.

Oprawa graficzna „Jokera” jest mroczna jak jej bohater. Za rysunki odpowiadał Lee Bermejo, kolor i tusz to robota Patricii Mulvihill i Micka Gray'a, choć scenarzysta również graficznie ozdobił kilka stron albumu. Przedstawione przez nich Gotham City przypomina amerykańskie metropolie z okresu II wojny światowej. Spowite w ciemnych chmurach, zimne, brudne i śmierdzące. Na ulicach spotykamy tylko rzezimieszków, narkomanów i tanie dziwki. Odwiedzamy kluby nocne, pralnie brudnych pieniędzy, doki i gangsterskie meliny. Ze stron albumu emanuje duszny, mroczny i niepokojący nastrój filmów noir. Wizja twórców bliska jest wizji Christophera Nolana w „The Dark Night”. Choć rozpoczęli prace nad albumem przed powstaniem filmu (album ukazał się dwa miesiące po premierze kinowej obrazu), wizualnie postać Jokera przypomina kreację stworzoną przez Heatha Ledgera.

Warto dodać, że na kartach komiksu pojawiają się inni znani przestępny Gotham. Mamy tutaj prawie całą plejadę „gwiazd”. Od Killer Croca, Pingwina, poprzez Człowieka Zagadkę i Dwie Twarze po seksowną pomagierkę Jokera - Harley Quinn. Oczywiście nie zabrakło również Batmana, choć autorzy poświęcili mu zaledwie kilka ostatnich kadrów.

W Polsce album ukazał się w serii Obrazy Grozy wydawnictwa Egmont. Podobnie jak inne jej tytuły („Hellraiser”, „Hellboy”) został wydany w twardej oprawie, w kolorze na kredowym papierze, co niezwykle pozytywnie wpływa na odczucia estetyczne podczas lektury.

Azzarell nie wyjaśnia wszystkich wątków, niektóre traktuje wręcz wzmiankowo, ale i tak całość układa w ciekawą gangsterską historię.  Choć czytelnik nie otrzyma pełnej psychoanalizy głównego bohatera (przy tak barwnej postaci raczej jest to niewykonalne), sam może zdefiniować charakter śledząc jego postępowania.

„Joker” jest doskonałym uzupełnieniem uniwersum Batmana.  Fani DC, jak i Mrocznego Rycerza na pewno nie będą zawiedzeni, choć z uwagi na brutalny charakter komiksu, radzę chować go przed młodymi czytelnikami.

Dział: Komiksy
niedziela, 27 kwiecień 2014 21:06

Świat z Papieru i Stali

Japonia - Niezwykły i tajemniczy Kraj Kwitnącej Wiśni. Kraj w którym supernowoczesna cywilizacja, pełna nowinek technologicznych, łączy się z bogatą tradycją i kulturą. Te oby dwie strony, czyli świat ze stali i świat z papieru próbuje przybliżyć nam bardzo oryginalny przewodnik. Autorzy pod redakcją Martyny Taniguchi i Aleksandry Watanuki poruszają wiele zagadnień, aby ukazać czytelnikom obraz „wspaniałego dalekiego świata, w którym każdy może znaleźć coś dla siebie”.

Przygodę z Japonią rozpoczynamy od szczegółowego zapoznania się z historią i tradycją. Poza informacjami o kulturze i społeczeństwie japońskim przed dziewiętnastoma wiekami, felietony prezentują historię mangi, tradycję hucznego obchodzenia Nowego Roku, ceremonię herbacianą czy przybliżą nam postać wielkiego reżysera – Hayao Miyazakiego, autora m.in. „W krainie bogów”.

Kolejny rozdział przedstawia obraz współczesnej Japonii widzianej oczami jej mieszkańców , jak i cudzoziemców i turystów. Poza uczestniczeniem w życiu zwykłych Japończyków czy podziwianiem ich poglądów na życie, będziemy mogli dowiedzieć się co mieszkańcy  Kraju Kwitnącej Wiśni sądzą o nas – Polakach.

Redaktorka książki – Aleksandra Watanuki - w rozdziale „W normalnej Japonii” stara podzielić się z czytelnikami swoimi spostrzeżeniami i wspomnieniami z kilkuletniego okresu studiowania i poznawania tegoż kraju. Możemy poznać jej pierwsze kroki w tak obcej, a zarazem jak się okazuje bliskiej nam Japonii. Na koniec możemy przeczytać wywiad z panią Watanuki na temat mangi i zwyczajów Japończyków.

Kolejny, obszerny rozdział dotyczy prawd i mitów związanych z mangą. Ten japoński komiks często nieprzychylnie jest odbierany w Polsce (chociaż mało kto wiem, że Pszczółka Maja powstała w Japonii), dlatego autorzy felietonów próbują ukazać nam mangę jako gałąź współczesnej literatury i sztuki. Poznamy tajniki powstawania tych historii obrazkowych oraz przeczytamy wywiady z Fuyumi Soryo i Presem Nevinsem, Amerykaninem, który został twórcą mangi.

Na koniec nauczymy się przyrządzać tradycyjne dania japońskie oraz poznamy Savoir vivre dla wyjeżdżających do Kraju Kwitnącej Wiśni.

Podsumowując „Świat z papieru i stali – okruchy Japonii” to bardzo oryginalny przewodnik. Choć część artykułów jest zaczerpnięta z  Mangamixu tego samego wydawnictwa, znajdziemy w nim informacje, które nie czytaliśmy wcześniej w żadnych kolorowych magazynach czy pracach naukowych. Poza tym książka zawiera bardzo dużo czarno-białych, jak i kolorowych ilustracji, które znacznie przybliżą nam kraj. Duża liczba autorów felietonów, wbrew pozorom wpływa na plus, gdyż mamy okazję poznać refleksje nie tylko Japończyków ale i Polaków.

Na koniec chciałbym przytoczyć krótką informację od wydawnictwa, która powinna być dopełnieniem moich słów i namówić każdego interesującego się kulturą japońską do zapoznania się z tą pozycją:

„A oto czego m.in. można się będzie dowiedzieć z książki:

- Gdzie można zobaczyć uśmiech niebiańskiego smoka?

- Jakie bóstwo mieszka w "lisiej świątyni"?

- Co myślą o życiu młode Japonki?

- Gdzie można zjeść najlepszy ramen?

- Gdzie w Japonii rośnie lawenda?

- Jak wyglądają japońskie kafejki internetowe?

- W którym zakątku Japonii cofa się czas...

- Gdzie w Japonii znajdziemy wiatraki?

- Jaka była rola Pszczółki Mai w świecie nazistowskiej propagandy?

- W jaki sposób dziewczyna z ludu Ainu daje chłopakowi kosza?

- Co robią Japonki aby wyglądać 10 lat młodziej?

- Ile razy przebiera się japońska panna młoda?

- i wiele innych rzeczy.”

Dział: Książki