Rezultaty wyszukiwania dla: 12

poniedziałek, 14 grudzień 2020 16:53

Paprocany

Miałam okazję czytać kilka poprzednich książek Pauliny Świst, dlatego bez większej zachęty, zdecydowałam się sięgnąć po jej ostatnią powieść - „Paprocany”. Zdradzę, że kiedy rozpoczęłam lekturę, nie mogłam się od niej oderwać, obiecując sobie, że „skończę tylko ten rozdział i pójdę spać”.

Pierwszą rzeczą, jaka mnie zastanowiła to jej tytuł. Na szczęście Google pośpieszyło z pomocą, ujawniając, że jest to nazwa ośrodka wypoczynkowego w Tychach. Okładka nawiązuje głównie do tytułu, nie zdradzając niczego z treści i przedstawia pomost oraz idącą po nim kobietę. Umiejętnie dobrana fotografia w tym przypadku spotęgowała tajemnicę i emocje ukryte w treści.

W śląskich Tychach wybucha ogromny skandal – kilku policjantów pobiło i brutalnie zgwałciło jedną z prostytutek, pracujących w lokalnym burdelu. Wskazywany przez kobietę sprawca to wzorowy funkcjonariusz Krzysztof Strzelecki, który zostaje zawieszony w pracy. W jego niewinność wierzy jedynie przełożony, którego bratanica zniknęła w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach. Mając dużo wolnego czasu, główny bohater rozpoczyna śledztwo.

Styl Pauliny Świst jest specyficzny i wyrazisty. Łatwo go rozpoznać i polubić. Podoba mi się sposób, w jaki autorka dojrzewa, tworząc coraz to ciekawe historie. Bohaterowie, przynajmniej ci główni, to postacie nieoczywiste, mocno rozbudowane, a jednocześnie bardzo ludzkie. Mistrzostwem jest Zofia – pyskata pani adwokat. Podobał mi się w sposób, w jaki bohaterka, oczywiście z pomocą tworzącej ją pisarki, bawiła się własnym wizerunkiem, kształtując go wyłączenie na potrzeby sytuacji i otoczenia.

Książka reklamowana jest trzema hasłami: ”Ostry seks. Ostry język. Ostra jazda”. Sceny erotyczne faktycznie są, ale nie można ich nazwać przesadnie rozbudowanymi, ani wulgarnymi. Stanowią uzupełnianie akcji i całkiem naturalnie wpasowują się w akcję samej historii. Jeśli chodzi o język, nie zauważyłam zbytniego nagromadzenia słownictwa powszechnie uznawanego za obraźliwe. Moim zdaniem bardziej chodzi tu o sarkastyczne komentarze bohaterów, które doskonale wpasowały się w moje własne doświadczenia, dlatego uznaję je za jedną z największych zalet tej powieści. Co do ostrej jazdy – kilka wątków bez trudu da się przewidzieć, inne będą dla czytelników sporym zaskoczeniem.

Podsumowując: przyjemny, lekki kryminał z dużą dawką sarkazmu oraz specyficznego poczucia humoru, wzbogacony o kilka „pieprznych” scen.

Dział: Książki
środa, 09 grudzień 2020 18:03

Śreżoga

Za kwartał minie pięć lat, gdy sięgnęłam po pierwszą powieść Katarzyny Puzyńskiej i weszłam w groźne progi Lipowa. Nadmienię, że byłam dosyć zapóźniona i gdy ja sięgałam po "Motylka", na rynku było już przynajmniej pięć powieści z tej serii. Po tomie pierwszym następnego dnia pobiegłam po następne trzy, bo piąty miałam już w domu. Teraz dostajemy dwunasty. To trudne utrzymać doskonałą passę przez tyle tomów, nie mogę powiedzieć, że autorce zawsze udawało się trzymać mnie na granicy stanu przedzawałowego. Czasami uważałam, że przesadza, że za bardzo plącze akcję. Jednak wydaje te książki w takich odstępach czasowych, że zwykle zostaje mi w głowie, że chciałam wiedzieć co u bohaterów dalej, a jakieś drobiazgi niby mam z tyłu głowy, ale ciekawość wygrywa. Byłam pewna, że "Śreżoga" to nazwa nowej miejscowości, jakaż była moja konsternacja, gdy okazało się, że moja Rodzicielka je zna, ba moja Babcia lubiła go używać. To tyle w temacie dumy z zasobu słów. Zaczęłam czytać i byłam trochę zła, że autorka idzie w taką stronę, że tak pogrywa i już miałam rzucić książkę w kąt i zablokować Katarzynę Puzyńską na wszystkich social mediach, ale! Jakby powiedziała Klementyna. Spoko. Po kolei.
 
Mamy rok 2020, dwa lata po samobójstwie Emilii Strzałkowskiej brodnicka policja żyje po staremu, policjanci tropią tych złych, a Daniel rzucił alkohol, papierosy i nie umie zapełnić pustki, po kobiecie, którą kochał, a która zabiła się, bo on nie miał na tyle siły, by wybrać dobrze.  O co jego syn, który po śmierci matki wstąpił również do policji, także ma do niego pretensje. Zostają znalezione nowe zwłoki, o ironio zwłoki znajduje Weronika Podgórska, która wybrała się na przechadzkę z Klementyną, aby porozmawiać o tym, co się dzieje z Danielem, znikąd pojawia się Maria Podgórska, przekonana, że skoro będą rozmawiać o jej Danielku, powinno to być w jej obecności. Gdy kobiety deliberują nad zwłokami, docelowy obiekt ich rozmów, zostaje wezwany do zajazdu, gdzie znaleziono zwłoki, a zaraz się okazuje, że również jest i drugi denat. Szybko się okazuje, że wiele wątków wraca do sprawy sprzed dwóch lat, nad którą pracowała Emilia, tylko że sprawca tamtego zabójstwa siedzi w więzieniu. Wracamy do roku 2018 towarzyszyć Emilii w ostatnim śledztwie...
 
Coś, za co na początku byłam na Puzyńską wściekła, bo już opłakałam Emilię, uznałam, że autorka gra na emocjach no i cóż. Tak Katarzyna Puzyńska zagra na emocjach do tego stopnia, że polecam do książki valium. Do niektórych książek dawali kiedyś płyty, do tej powinni dawać skrzyneczkę z valium w takim zestawie jak do zastrzyków przeciwzakrzepowych. Co za emocje! Po pierwsze pod koniec, gdy dochodziło do rozwiązania, byłam skołowana, a nikt mną tak nie obrócił w ciemno od kilkunastu lat, gdy ostatni raz bawiłam się w ciuciubabkę. Po drugie się popłakałam. Po trzecie Katarzyna Puzyńska musi ewidentnie lubić Daniela Podgórskiego, bo on w każdej sytuacji budzi ciepłe uczucia, wiem, co mówię, śledzę go już od kilkunastu tomów. Dałam się porwać tej historii, intensywnie próbowałam zgadnąć, kto i dlaczego zabił, ale czegoś takiego się nie spodziewałam. Mam teraz ochotę wrócić do tej serii od pierwszego tomu. Pewnie będę wierna tej serii do końca!
Dział: Książki
piątek, 20 listopad 2020 16:16

Władcy czasu

Mogą być drzwiami do innego świata, pocieszać i łagodzić smutek. Bawić i uczyć, rozgrzewać i studzić zarówno złość, jak i ekscytacje. Być dodatkiem do naszych działań lub stanowić ich podstawę. Książki. W historię w nich zapisane możemy nie wierzyć lub czerpać z nich pełnymi garściami.

Vitoria roku 2019. Nikomu nieznany autor skrywający się pod pseudonimem Diego Veilaz, publikuje powieść Władcy czasu. Wydarzenia w niej zawarte mają miejsce w średniowiecznej Vitorii i z miejsca podbijają czytelnicze serca. Unai López de Ayala- Kraken prowadzi kolejne śledztwo, które składa się z zagadkowych morderstw popełnianych zgodnie ze średniowiecznym modus operandi. Dotychczasowe wydarzenia łudząco przypominają te spisane na kartach powieści tajemniczego autora. Krok po kroku śledztwo zaczyna nabierać mocy i prowadzi Krakena wprost do wieży Nograro, którą od niemalże tysiąca lat nieprzerwanie zamieszkuje pierworodny rodu. Jego główny podejrzany cierpi na dysocjacje psychiczne, a każda kolejna poszlaka prowadzi inspektora w nieznane. Władcy czasu łączą się z jego przeszłością, czy jest na nią gotowy?

Vitoria roku 1192. Tu rozgrywa się pozornie odmienna historia. Legendarny hrabia don Vela właśnie wraca z wyprawy trwającej dwa lata, na której to wypełniał obowiązki powierzone mu przez króla Nawarry. Po powrocie nie czeka go jednak ciepłe przywitanie. Mężczyzna dowiaduje się, że podczas jego nieobecności jego brat zdążył mu odebrać narzeczoną. Co łączy oba okresy? Jak losy hrabiego mogą wpłynąć na wydarzenia kilka wieków później?

Cisza białego miasta kupiła mnie mnóstwem Hiszpanii, zagadkami i świetną kreacją postaci. Całość pochłaniałam z ciekawością. Teraz przyszedł czas na rozwiązanie wątków i spięcie dużą klamrą losów Krakena. Czy Władcy czasu przekonały mnie do siebie równie mocno, co poprzednie dwa tomy serii?

Mogłabym się przyczepić do rozciągania niektórych wątków, czy ciągłego popełniania błędów w śledztwach, jednak każde niedociągnięcie zdaje się tkwić w odpowiednim miejscu i świetnie współgrać z całością historii. Władcy czasu nie trzymają już w tak dużym napięciu, jednak wciąż wszechobecny jest klimat baskijskiej społeczności i przeszłości, która tym razem odegra w fabule sporą rolę. Autorka postawiła na nietypowe i dość ryzykowne połączenie gatunków i podwójną linię wydarzeń. Na szczęście wyszło nieźle. Czytelnik nie czuje się przytłoczony wątkiem historycznym, a wręcz chłonie go całym sobą. Z ciekawością śledziłam zarówno wydarzenia współczesnej Vitorii, jak i tej średniowiecznej.

Nie zabrakło też zagadek, poszlak i tajemnic, które połączone z klimatem tego rejonu Hiszpanii wypada świetnie. Jest lżej niż wcześniej, ale nadal czuć niepewność i lęk przed wydarzeniami, które ktoś z lekkością opisał, a drugi postanowił wprowadzić je w życie. Całość nie jest skomplikowana, ale czyta się ją z przyjemnością. Klimatycznie i szczegółowo przedstawiona powieść z pewnością się broni i jest godnym zakończeniem serii.

Bohaterowie

Nowi i ci już dobrze znani. Jak zwykle autorka wyważyła idealną proporcję w ich kreacji. Niesztampowi i realni zarazem. Czasem się gubią, popełniają masę błędów i uciekają przed problemami. To właśnie to czyni ich tak łatwymi do polubienia. Kraken z tomu na tom pokazywał ciut inne oblicze. Jego skomplikowana przeszłość odbijała się na jego pracy, jednak życiowo wypada dużo lepiej. Zresztą trzeba go poznać w każdej części i śledzić jego przemianę.

Tę część absolutnie pokochałam za historię rodów, ciągłość przekazywania zarówno genów, jak i losów poszczególnych jej członków. Zakorzenienie i siła rodziny plus niesamowicie realne przedstawienie realiów średniowiecza z pewnością stanowią mocną podstawę Władców czasu. Czuje jednak niedosyt. Wizja niespotkania już na kartach powieści Krakena trochę mnie smuci, a rozwiązanie zagadki, cóż, ciut naciągane, ale i tak dałam się porwać tejże opowieści całkowicie. Władcy czasu stanowią ciekawy i dość satysfakcjonujący finał trylogii, który zaraził mnie na nowo miłością do Hiszpanii i kryminałów.

Dział: Książki
wtorek, 17 listopad 2020 02:01

"Wigilijne opowieści" i fantastyka

12 opowiadań i 12 przepisów na popisowe świąteczne dania świetnych polskich autorów.

Dział: Książki

Bogaty program spotkań, paneli dyskusyjnych, prelekcji i wideo-wywiadów, a także galeria prac konkursowych z tegorocznych edycji konkursu dla dzieci i na krótką formę komiksową, rozgrywki turniejowe w League of Legends i możliwość otrzymania specjalnej antologii komiksowej. To wszystko czeka na uczestników wirtualnej edycji tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier, który odbędzie się on-line, w dniach 14 i 15 listopada br. na platformie www.komiksfestiwal-cyberedition.com 

Dział: Wydarzenia
środa, 11 listopad 2020 16:43

Wiosna zaginionych

Do tej pory znałam Annę Kańtoch przede wszystkim jako autorkę doskonałych powieści fantastycznych. Teraz przekonałam się, że równie dobrze pisarka czuje się w kryminalnych klimatach.  

Wiosna zaginionych to pierwszy tom trylogii o emerytowanej policjantce, Krystynie Lesińskiej. Przed laty straciła starszego brata, a wydarzenie to odcisnęło piętno na całym jej życiu. W latach 60. dwudziestokilkuletni Romek wybrał się z grupą przyjaciół w góry. Wkrótce odnaleziono ciała trojga z nich. Po Romku zaginął ślad, a z wyprawy powrócił jedynie jeden człowiek, Jacek Kotulak. Nie potrafił wyjaśnić, co przydarzyło się reszcie grupy. I chociaż nie udowodniono mu żadnej winy, opinia publiczna wydała swój wyrok – to on musiał być mordercą.  

Mija blisko pięćdziesiąt lat, gdy pewnego dnia Krystyna przypadkiem wpada na Kotulaka. Okazuje się, że mieszkają w tej samej dzielnicy. Kobieta jest zdesperowana, by odkryć, co stało się z jej bratem i postanawia użyć wszelkich środków, by wydobyć z dawnego znajomego prawdę. Jednak kiedy zakrada się do jego domu, okazuje się, że mężczyzna nie żyje. Został brutalnie zamordowany, a sama Krystyna może stać się podejrzaną. Rozpoczyna więc prywatne śledztwo, lecz każde kolejne odkrycie, zdaje się jedynie komplikować sprawę.  

Anna Kańtoch stworzyła wciągającą, pełną zagadek i zwrotów akcji fabułę, w której nic nie jest oczywiste i niczego nie możemy uznać za pewnik. Gdy jedna tajemnica zdaje się wyjaśniona, na horyzoncie majaczą już trzy kolejne. Dlaczego Jacek Kotulak ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem? Dlaczego ludzie oskarżali go o porywanie miejscowych psów? Czy jest związek z tymi wydarzeniami a pewnym telefonem, który odbiera pracownik infolinii 112 i podczas którego pewien starszy mężczyzna skarży się, że ktoś chce ukraść jego życie? Jedno jest pewne, aż do ostatnich stron nie będziecie się nudzić.  

Dużym plusem książki jest główna bohaterka, dość nietypowa w przypadku powieści kryminalnej. Zwykle, gdy mamy do czynienia z powieściową śledczą, jest to kobieta między trzydziestką a czterdziestką, twarda i walcząca o uznanie w przeważająco męskim gronie. Często też borykająca się z problemami rodzinnymi, czasem z nałogami. W tym przypadku otrzymujemy siedemdziesięciokilkuletnią staruszkę, która staruszką wcale się jednak nie czuje. Wprawdzie zdrowie i forma już nie te, co przed laty, nadal jednak pozostał jej wnikliwy i bystry umysł. W pracy cieszyła się opinią zdolnej, przenikliwej policjantki i nadal cieszy się szacunkiem i sympatią śledczych, którzy pamiętają ją z dawnych lat. Jednocześnie też możemy dostrzec pokłosie dawnych problemów rodzinnych, Krystyna nie była dobrą matką, przynajmniej sama się za taką nie uważa. Nie teraz, nie z perspektywy lat... 

Wreszcie, nieco na marginesie pojawia się jeszcze jedna kwestia – praw zwierząt i konsekwencji, jakie powinny być wyciągane wobec osób, które się nad nimi znęcają. Czy świadome zabicie zwierzęcia może być zrównane z zamordowaniem człowieka? Czy prawo jest wystarczająco surowe, a jego przestrzeganie konsekwentne, by ukarać sadystów znęcających się nad zwierzętami? Czy lepiej może wziąć sprawy w swoje ręce i wymierzyć sprawiedliwość, jakkolwiek może być ona pojmowana? 

Mówiąc krótko, Wiosna zaginionych to świetna, wciągająca lektura. Nie będziecie rozczarowani! 

Dział: Książki

W relacji łączącej człowieka ze zwierzęciem jest coś prawdziwego, coś starego, coś mądrego i coś pięknego. I temu, kogo nigdy nie budził ostrożny dotyk pyska ani nie słyszał ogona uderzającego energicznie o nocny stolik, umknęło w życiu coś naprawdę cennego. Bo jak mówi indiańskie przysłowie, „Bóg stworzył ziemię, niebo i wodę, księżyc i słońce. Stworzył człowieka, ptaki i zwierzęta. Ale psa nie stworzył. Bo psa już miał”.

Dział: Książki
niedziela, 01 listopad 2020 17:51

ESCAPE QUEST - ekscytujące gry książkowe

Tych tomów nie czyta się w klasyczny sposób, od deski do deski. By w pełni cieszyć się fabułą, należy wykazać się spostrzegawczością, pomysłowością i sprytem podczas rozwiązywania zadań ukrytych na kartach książki. To wszystko po to, by przeżyć niesamowitą przygodę i przy okazji potrenować logiczne myślenie i kreatywność. 

Dział: Komiksy
czwartek, 29 październik 2020 13:52

Polowanie

Kadrian wraca do Bermeld jako znienawidzona Wstęga. Znienawidzona głównie przez to, co mieszkańcom wioski mówi stara Elkra, podobno słysząca głosy, stojąca na straży Rygoru. Ma swoją misję, postanawia też zapolować na bestię i odebrać jej dziecko, które porwała.

Okładka piękna. Opis też niczego sobie. A w środku… jeszcze więcej opisów. Opisów, które może i wnoszą dużo, bo kreują świat, ale w środku akcji są zwyczajnie uciążliwe. Inna sprawa, że autor ma tendencję do powtórzeń. Ja rozumiem, że Kadrian jest cudowny i przedstawia sobą wszelkie cnoty, jest ucieleśnieniem rycerza bez skazy, ale jednak z dodatkowym rysem ludzkim, bo daje się ponosić emocjom i robić rzeczy, z których jego bóg nie byłby zadowolony. Ja to wszystko rozumiem, bo uwielbiam go od pierwszej strony, a nawet okładki. Jednak Issera mogłaby czasem zrobić coś innego, niż wpadać w trans na jego widok - nie wiem, rozmarzyć się, zamyślić… To tylko jeden przykład z wielu takich przyklejonych, wciąż używanych określeń do konkretnej osoby. Niestety jest ich więcej i w połączeniu z długaśnymi opisami niszczą klimat książki. Początkowo tak bardzo mnie to nużyło, że miałam ochotę rzucić książką. Na szczęście „Polowanie” to też dziwna przyjaźń Kadriana z Zankeldem, która dużo ratuje, ma ogromny potencjał i jest zdecydowanym hitem tej książki. Trafia do mnie cięty humor, trafia do mnie zderzenie charakterów. Podobała mi się też retrospekcja, która, choć wklejona w dość wartką akcję, wiele wyjaśnia. To z niej dowiadujemy się, kto był kim, gdzie i dlaczego się znalazł, a dodatkowo dostajemy kolejną dozę pytań.

Właśnie, pytania. Sporo ich od samego początku, ale... nic się nie wyjaśnia. No, może prawie nic. Pojawiają się nowe kwestie. Nie wiem, czy autor zaplanował dalsze części, oby mniej obfite w opisy, czy po prostu pozapominał o otwartych wątkach, ale koniec przynosi rozczarowanie. Można sobie co prawda dopowiedzieć parę kwestii, ale to nie są proste domysły.

Nie wiem, czy polecić tę książkę. Jest to na pewno niezła powieść pod względem tematu, choć można jej zarzucić, że oklepana, bo wielka wojna, rozłam i tak dalej. Jednak mierzenie się z przeszłością, stawianie jej czoła i przezwyciężanie tego, co ktoś bohaterom narzucił jest dobrze napisane i to się czyta z przyjemnością. Bohaterowie pod względem psychologicznym też są nieźle przedstawieni, bo nie ma nikogo kryształowo dobrego i demonicznie złego. Kadrian ma napady litości, czy też miłosierdzia, choć dobry łowca przygód nazwałby to głupotą, Zankeld opuszcza czasem maskę okrutnika. Jednak te opisy mogą zniechęcić. Wybór pozostawiam Wam. Ja, choć ciekawość mnie zżera i zastanawiam się po co Kadrian wrócił i co się stanie z bestią i wiele innych jeszcze, nie wiem, czy przeczytam dalszą część, jak taka będzie.

Dział: Książki
piątek, 23 październik 2020 10:18

Gaz do dechy

Gdy Twoje życie wisi na włosku, jaka będzie Twoja ostatnia myśl? Będziesz panikować, uciekać, a może właśnie wtedy ogarnie Cię śmiertelny spokój? Będziesz żałować swoich decyzji, płakać, pytać Boga: "Dlaczego ja?!". A może po prostu wciśniesz gaz do dechy i odmówisz pod nosem modlitwę zarezerwowaną dla tych, którzy stracili wszelką nadzieję... ?

Ta grupa motocyklistów nie wiedziała, dlaczego potężna ciężarówka ruszyła ich tropem i zdecydowanie planuje zrobić im krzywdę. Czwórka przyjaciół uznała przejażdżkę na karuzeli pełnej dziwacznych stworzeń za niecodzienną zabawę, a okradzenie gospodarza cyrku za konieczność. Nie zdawali sobie jednak sprawy z tego, że cyrkowe zabawki ruszą ich śladem. Odwiedziliście kiedykolwiek stację Wolverton? Jeżeli nie, to trzymajcie się od niej z daleka... dla własnego dobra.

Trzynaście opowiadań, trzynaście różnych historii, które Was przerażą, zaciekawią lub rozkochają w sobie. Trzynaście strzępków rzeczywistości, okraszonych wydarzeniami oraz istotami nie z tej ziemi. Trzynaście historii, po których będziecie mieć nadzieję, że nigdy nie spotka Was to, co ich bohaterów. 

Joe'go Hill'a nie muszę nikomu przedstawiać; oczywiście, pierwsze co nasuwa się na myśl to fakt, iż znany autor jest synem mistrza grozy, Stephen'a King'a. Ale wiecie, co jest w tym wszystkim najlepsze? To, że ów autor wcale nie wybił się na swoim sławnym ojcu, a jego powieści grozy wciągają równie mocno. Sam zapracował na swoje wysokie miejsce wśród pisarzy parających się horrorem. Oficjalnie mogę się określić jako fanka jego twórczości, a przygodę z nią rozpoczęłam dawno temu od książki pt. Rogi.  Sięgając po jego kolejne literackie dzieci wiem, że się nie zawiodę. Pierwsze, co oczywiście rzuca się w oczy odnośnie Gaz do dechy, to fantastyczne wydanie- twarda oprawa, przyciągająca wzrok okładka. Aż ma się ochotę rzucić wszystko i zasiąść do lektury. Wydawnictwo Albatros naprawdę się postarało w tym temacie. 

Wielu spośród nas, czytelników, stara się omijać zbiory opowiadań szerokim łukiem. Szczerze, wcale się temu nie dziwię- do pewnego czasu sama miałam z nimi pewien problem. Ciężko się wczuć w historię, gdy dwie strony później już się kończy, nie mówiąc już o polubieniu bohaterów. Jedne za krótkie, drugie za długie, rozwleczone. Opowiadanie jest jednak gatunkiem, który po kilku próbach da się polubić. A szczególnie, gdy te krótkie formy literackie trafiają w nasze gusta w kontekście tego, co ze sobą niosą- strach, refleksje lub inne, silne emocje.

U pana Hill'a możemy "przebierać" między trzynastoma opowiadaniami: od baaardzo fantastycznych po bardziej racjonalne (o ile można tak określić opowiadania grozy). Chyba jeszcze nie spotkałam się z takim zbiorem, w którym spodobałyby mi się wszystkie historie. W tym przypadku było podobnie, tak więc bez trudu wyłoniłam swoich "zwycięzców". Pierwszym z nich jest opowiadanie pt. Spóźnialscy. Wbrew pozorom dla czytelnika nie jest ono przerażające, a wręcz przeciwnie- czujemy co prawda delikatne ciarki na całym ciele, lecz skłania ono bardziej do refleksji nad życiem, nad ostatnimi chwilami na tym ziemskim padole. Oczywiście, gdyby w prawdziwym życiu spotkało mnie to, co głównego bohatera, to na pewno byłabym nieźle wystraszona, aczkolwiek on poradził sobie z zaistniałą sytuacją bardzo dobrze. Kolejnym z moich ulubionych jest Chryzantemamy, w którym to do końca nie wiadomo, czy to chłopczyk po stracie matki oszalał, czy rzeczywiście znalazła sposób, by kontaktować się z nim z zaświatów. Z kolei opowiadanie Jesteś dla mnie najważniejsza wywołało we mnie ogromny... smutek. Podkreśla, jak bardzo staliśmy się egoistyczni, nie szanujemy uczuć drugiego człowieka (lub robota), liczy się dla nas tylko uroda, gadżety i błyszczenie w towarzystwie. Choć rzecz dzieje się w dalekiej przyszłości, to i tak owa historia jak najbardziej wpasowuje się w czasy nam współczesne.

A na koniec niespodzianka- jakiś czas temu na Netflixie można było obejrzeć horror W wysokiej trawie. Nie miałam pojęcia, że ów film powstał na podstawie jednego z opowiadań Joe'go Hill'a, którym możecie się rozkoszować właśnie w tej książce. Choć przyznam, że ani film, ani literacka wersja nie przypadły mi szczególnie do gustu.

Dla każdego fana grozy Gaz do dechy będzie ciekawą podróżą wgłąb siebie. Poznacie różne wersje koszmaru; nawet na zwykłe pole trawy spojrzycie zupełnie inaczej.

 

Dział: Książki