Przyszła pora, by pożegnać się z cyklem Materia Prima i alternatywną wizją historii Europy z początku XX wieku. Cień okazał się satysfakcjonującym zakończeniem i w znacznej mierze wynagradza potknięcia, jakie zaliczył autor przy okazji Namiestnika. Co ciekawe, czytając opinie na różnych portalach literackich, można łatwo dostrzec, że zbiera najbardziej zróżnicowane noty spośród wszystkich trzech tomów cyklu.
Aby nie spoilerować, na temat fabuły będzie tylko kilka słów. Wbrew swej niechęci do polityki, Rudnicki zostaje wciągnięty w samo centrum politycznych rozgrywek w Warszawie. Za sprawą swego odkrycia i dostępu do materia prima, staje się jednym z najbogatszych i najbardziej wpływowych postaci. Nie bez znaczenia są też jego kontakty z Przeklętymi. Wspomnę jedynie, że przyjdzie mu wywrócić swoje dotychczasowe życie do góry nogami, ale czy będzie tego żałował? Przekonacie się sami.
O ile wcześniej wątek Rudnickiego był mniej więcej równoważony przez historię rosyjskiego hrabiego, Samarina, o tyle teraz Sasza pojawia się raczej epizodycznie. Plusem tej sytuacji jest zdecydowanie mniejsza liczba niezbyt udanych dialogów między głównymi bohaterami, które w poprzednich tomach irytowały dziwną, pseudo-młodzieżową manierą. Nie da się jednak nie zauważyć, że Rudnicki, nadal niemal nigdy nie „mówi”, a „warczy”, „burczy” i „parska”. Ot, taki chyba gburowaty typ.
Na zdecydowany plus trzeba zaliczyć wykreowany przez autora świat. To zresztą największa zaleta całego cyklu. Magiczne enklawy, magia, potężne słowa mocy i obecność Przeklętych to smaczki, które mocno urozmaicają życie w i tak barwnych czasach, pełnych odkryć i wynalazków. Cień obfituje w liczne zwroty akcji, niemal nieustannie coś się dzieje, a głównemu bohaterowi przyjdzie mierzyć się z nowymi przeciwnikami i sytuacjami pozornie bez wyjścia. Z jednej strony, sprawia to, że przez książkę wręcz się płynie, a lektura jest lekka i wciągająca. Z drugiej, gdy na chwilę się od niej oderwiemy, nasuwa się refleksja, czy dawnemu aptekarzowi – jakkolwiek by nie był inteligentny – nie udaje się aby zbyt łatwo rozwiązywać problemów nie tylko całej Rzeczpospolitej Warszawskiej, ale i Carskiej Rosji, a nawet Europy. Wygląda na to, że z nikomu nieznanego, przeciętnego mieszczanina, Rudnicki staje się personą, z którą liczą się wszystkie rządy i carska rodzina. Ekhm, jak wspomniałam, może to nieco uwierać, chociaż jeśli nie będziemy się nad tym specjalnie rozwodzić, to lekkie pióro autora może odwrócić od tego naszą uwagę.
Jedna rzecz pozostaje jednak irytująca i niezmiennie taka sama od pierwszego tomu – kreacja postaci kobiecych. Niby cieszy fakt, że większość tych, które się pojawiają, jest jak na swoje czasy wyzwolona, nie boją się samodzielnie myśleć i w pełni czerpią radość z seksu. Wszystkie, a przynajmniej te młodsze, zdają się jednak pisane pod jeden schemat – są piękne, uwodzicielskie i wojownicze, przy swoich mężach nieodmiennie „figlarne” i „zalotne”, a jednocześnie gotowe skręcić kark każdemu, kto zagraża ich ukochanym. Tyle że nie wypada to zbyt przekonująco.
Podsumowując, uważam Cień za bardzo dobre udane zwieńczenie całego cyklu. Pojawiają się tu nowe, interesujące postaci, zaczęte wątki splatają się ze sobą i znajdują finał, a całość czyta się lekko i przyjemnie.