Zanim zaczęłam pisać recenzję zajrzałam do komentarzy pod opisem „Dziewiątego Maga" na Secretum.pl. Na trzynaście wypowiedzi znalazłam dwie niepochlebne. Moim zdaniem taki stosunek opinii pozytywnych do negatywnych o czymś świadczy. Zawodowym krytykiem nie jestem, zresztą najczęściej jest tak, że im coś większe cięgi zbiera od takich zawodowych krytyków, tym większy komercyjny sukces odnosi. I proszę Państwa - tu zdecydowanie będzie widoczny ten komercyjny sukces. „Dziewiąty Mag" A.R. Reystone zdecydowanie mi się podobał.
Kilka słów na temat fabuły: Ariel - trzydziestoletnia z okładem pani doktor weterynarii, w realnym świecie prowadzi ze wspólnikiem klinikę dla zwierząt. Mieszka razem z dziesięcioletnią córką - Amandą w domu na przedmieściach, z którego całkiem niedawno wyniósł się mąż. Pani doktor jest w trakcie niezbyt przyjemnego rozwodu. Pewnego razu do kliniki przychodzi tajemniczy mężczyzna, wypytując o Ariel. Spotykają się później, ale kobieta nie chce uwierzyć w jego opowieść. Że niby jest jakiś równoległy świat, w którym oprócz ludzi żyją elfy, krasnoludy, centaury, chimery i... smoki! I ten świat potrzebuje jej pomocy, bo smoki chorują i są coraz słabsze? Nieprawdopodobne. Czyste wariactwo! Ale kolejny wysłannik z tamtego świata - Marcus, przybywa w towarzystwie najprawdziwszego smoka. Ariel po prostu nie ma wyboru - przechodzi przez portal do magicznego świata i zostaje konsultantem do spraw smoków jednego z dziewięciu miast. Choć początkowo ten świat wydaje się aż nadmiernie bajkowy ze względu na ilość zasiedlających go magicznych istot, Ariel powoli przekona się, że ma i swoje ciemne strony. A powtarzające się ataki złych istot na ochronne kopuły miast oraz chorujące i słabnące smoki to tylko część problemu. Wzajemna fascynacja Ariel i Marcusa, rodzące się między nimi uczucie, w zasadzie nie mają szans na powodzenie. W świecie smoków tylko zwierzęta i istoty mieszkające poza miastami mają prawo tworzyć rodziny. Prokreacja podlega dziwacznym i okrutnym zasadom Losowania, a rodzice nie mają prawa wychowywać własnych dzieci. System sprawia, że o nich po prostu... zapominają. Ariel ujawnia niezwykłe zdolności magiczne, co sprawia, że władze Trzeciego Miasta, w którym pracuje, układają dla niej plan, jakiego z pewnością nigdy sama by nie zaakceptowała. Dlatego nie jest o nim informowana, a Naczelny Mag i Wszechwiedząca bez skrupułów spiskują i manipulują, by wmanewrować konsultantkę w jego wykonanie. W dodatku z jakiegoś powodu źródła magicznej wody, dające moc podtrzymującą kopuły ochronne miast, zdają się wysychać. Ich śmierć oznacza dla miast zagładę. Ariel musi ratować smoki, ale nie jest to jej najważniejsze zadanie... Przede wszystkim musi przeżyć, ponieważ komuś bardzo nie podoba się jej obecność i działania.
A. R. Reystone to pseudonim polskiej pisarki i to da się wyczuć w osobliwym doborze imion bohaterów. Jakoś tak podskórnie dają nie-anglojęzyczny, jak dla mnie dość uroczy, efekt. Początek trochę mnie rozczarował, ale akcja błyskawicznie wciąga, książkę czyta się niezwykle lekko - pomimo ponad 500 stron, mojej przeciętnej szybkości czytania i ponad ośmiogodzinnego dnia pracy, mnie wystarczyły dwa dni.
A czemu początek rozczarowuje? Ze względu na oczywistość i czarno-białe relacje między bohaterami. Dopiero po kilku pierwszych akapitach pojawiają się na tej idealnej powierzchni interesująco wyglądające rysy (rozgrywki Naczelnych Magów i wszechwiedzącej Oriany, dyskryminacja kobiet, Losowanie, izolowanie społeczeństwa od informacji i inne).
Panowie, nie będę zdziwiona, jeśli książka się Wam nie spodoba. Powiedzmy sobie szczerze - to książka pisana przez kobietę i bardziej dla kobiet. No chyba, że jesteście w stanie przełknąć wątek miłosny, którego nie powstydziłby się Harlequin. Jeden z komentujących opis książki na Secretum.pl (Borys, post #7) porównuje „Dziewiątego Maga" do „Zmierzchu" (ze względu na koncentrowanie się na emocjach bohaterów) i muszę przyznać, że bardzo trafnie. Mam jednak nadzieję, że „Dziewiąty Mag" nie zmęczy swoich czytelników tak szybko, jak historia romansu śmiertelniczki i wampira.
„Dziewiąty Mag" to przyjemna, odprężająca opowieść. W porównaniu z brutalną prozą „Gry o tron" zdaje się wręcz nieco naiwna - to jak porównywać rafaello z krwistym stekiem... Ale przyjemnie co jakiś czas smakować i to, i to. „Dziewiątego Maga" polecam łakomczuchom. Ja z niecierpliwością czekam na kolejne tomy tej trylogii.