czerwiec 17, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: akcji

Pewnego lata dwoje dzieci odkrywa pośrodku miejskiego zgiełku zaczarowaną krainę…

Ware nie może się doczekać wakacji, kiedy będzie wreszcie mógł do woli bujać w obłokach i rozmyślać o średniowiecznych rycerzach.

Dział: Książki
wtorek, 13 październik 2020 21:01

Ostatni lot

Napisanie thrillera psychologicznego nie jest prostym zadaniem. Trzeba umieć odpowiednio wyważyć wszystkie składniki, aby wzbudzić u czytelnika konkretne emocje – strach, lęk, niepokój i wielką ciekawość, która nie pozwala oderwać się od książki. Intryga musi elektryzować, otumaniać i wzbudzać wielkie zainteresowanie. Czy Ostatni lot to dobry thriller?

Clarie Cook powinna czuć się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Powinna, ale nie jest. Wszystko przez agresję i ataki przemocy męża, Rory’ego Cooka. Niestety, Clarie nie może po prostu odejść, a wszystko z powodu obrazu małżeństwa, jaki buduje jej partner w przed całym narodem. Kobieta chce się uwolnić i opracowuje plan, który ma pomóc jej zniknąć. Niestety, w wyniku jednej decyzji Rory’ego jej misternie planowana intryga, wali się jak domek z kart przy podmuchu mocniejszego wiatru. Zdesperowana kobieta na lotnisku poznaję Evę – pogrążoną w żałobie żonę, która chcę zniknąć. Kobiety postanawiają zamienić się miejscami i lotami. Eva leci do Portoryko, a Clarie do Berkeley. Obie stawiają wszystko na jedną kartę. Czy kobietom uda się zniknąć? I która z nich kłamie?

Nie czytajcie blurba, bo on za wiele zdradza i odbiera niemal całą radość z poznawania fabuły. Ostatni los to świetny materiał na film – przy wszystkich dodatkach może zachwycić. Jednak w tej wersji ma kilka wad. Akcja jest prowadzona nierówno – przyśpiesza, aby za chwilę zwolnić. W niektórych fragmentach wszystko było zawieszone, co osłabiało mój zapał i ciekawość. Autorka zdecydowała się na dwutorowe prowadzenie akcji. Jedną perspektywę, teraźniejszą, oddała Clarie, a w retrospekcjach poznawałam prawdziwe życie Evy. Obie kobiety niosły ze sobą bagaż doświadczeń i uciekały. Obie chciały lepszego, innego życia. W postaci Eve coś mi nie zagrało – nie wszystko było spójne.

Ostatni lot to historia, przy której można się dobrze bawić, bo pomimo kilku wad, to przyjemna książka. Fabuła i intryga wywołuje dreszczyk, a jedno pytanie wciąż nie daje spokoju. Żeby poznać odpowiedź, musimy przeczytać książkę do końca. Alternatywne scenariusze układałam w głowie niemal przez cały Ostatni lot i byłam zaskoczona ostateczną wersją. 

Dział: Książki
czwartek, 08 październik 2020 11:26

Kieszonkowiec

"Świadomie przeżyj strach przed śmiercią. W momencie gdy zdołasz to zrobić, przekroczysz samego siebie."

Za pośrednictwem "Kieszonkowca" wpadłam w nieco inny niż zazwyczaj klimat kryminału, dałam się fantastycznie poprowadzić po japońskich brzmieniach kultury i sposobie postrzegania świata. Wnikając w przestępczy świat śledziłam losy jednego z jego reprezentantów. Azjatyckie nuty w zgodnym rytmie przebijały się przez barwne życie złodzieja, czasem silniej wybrzmiały zwykłą osobliwą codziennością, kiedy indziej zwracały uwagę na pragnienia i marzenia, zawsze przywołując barwne emocje i delikatny niepokój. Obyczajowe akcenty silnie zwróciły na siebie uwagę w zgrabnym połączeniu kryminału i thrillera.

Melodia złożonej ludzkiej psychiki, ponurego marazmu życia, wyrzekania się istotnych wartości, początkowo niezauważalny zwrot akcji, a potem świat głównego bohatera ukazuje się mu z innej niż dotąd perspektywy. Coś zmienia się nieoczekiwanie, aby za chwilę, za sprawą zaskakujących zbiegów okoliczności, ulec kolejnej znaczącej przemianie. Uważnie wsłuchiwałam się w odczucia Nishimury, perfekcyjnego zawodowego kieszonkowca funkcjonującego w tokijskiej przestrzeni publicznej. Jak długo człowiek zdolny jest wieść całkowicie samotne życie i przy tym nadać mu sens? Skąd siła do wyrzeczenia się słabości w konfrontacji ze złem? Dlaczego trudno przywołać do życia ziarenko dobra tkwiące w duszy? Czy łatwo udzielić pomocy zupełnie obcej osobie?

Frapująco nakładają się obrazy przeszłości i teraźniejszości, postać chłopca w odniesieniu do dorosłego, zaś mężczyzny w powiązaniu z jego dzieciństwem. Ciekawie wkrada się na pierwszy plan znaczenie wymykającego się regułom prawa autorytetu i mentorstwa, a przy tym usilna chęć nauki i pozostawienia czegoś po sobie. Fuminori Nakamura z wyczuciem dotyka niewygodnych tematów, obaw nękających jednostkę, zahamowań przenoszących w alternatywną przestrzeń społeczną w stosunku do powszechnej rzeczywistości, niejako z góry przypisanej do niewiary i poczucia bezsilności. Czy sami decydujemy o kierunku ścieżki życia, często skazując się na porażkę, lub walcząc z determinacją w imię szczęścia, a może ktoś lub coś nam ją narzuca, nie dbając o równość i sprawiedliwość? Jak poradzić sobie z własnym i cudzym odrzuceniem?

Zakończenie wypadło perfekcyjne. Nic bym nie ujęła, doskonała puenta. Nic bym nie dodała, jedynie własne przemyślenia i refleksje. Mała objętościowo powieść, a zrobiła zaskakująco duże wrażenie, nie przypuszczałam, że tak uroczo się w nią zaangażuję. Kolejny raz potwierdza się, że blisko mi do twórczości japońskich pisarzy, starego i młodego pokolenia. A to bardzo cieszy i zachęca do dalszych penetracji ich książek. Z pewnością zabiorę się za "Dziecko z ziemi", to również może być skrojona na miarę moich potrzeb przygoda czytelnicza. Jeśli jesteście gotowi przeżyć coś zdecydowanie wybiegającego poza ramy tradycyjnych kryminałów, zabrać się na satysfakcjonującą intelektualną przejażdżkę, to "Kieszonkowiec" już czeka na spotkanie.

Dział: Książki

Gra o tron w wersji Young Adult. Trylogia dla fanów serii Rywalki.

 

Królowa w niebezpieczeństwie.

Desperacki plan ambasadorki.

Dwa królestwa na granicy wojny.

Dział: Patronaty
czwartek, 01 październik 2020 14:02

A Curse So Dark and Lonely

 

Retelling Pięknej i Bestii, jakiego jeszcze nie było.

Uwielbiam czytać baśnie, szczególnie te mroczne, fantastyczne i pełne niespodziewanych zwrotów akcji. Z ogromnym zapałem sięgnęłam więc po pierwszy tom serii opowiadającej na nowo przygody Pięknej i Bestii, spod pióra Brigid Kemmerer, amerykańskiej pisarki ze stanu Maryland, „A Curse So Dark and Lonely”. Czy powieść spełniła moje oczekiwania?

Zarys fabuły

Czarownica rzuciła urok na księcia Rhena, zamykając go w kole czasu. Z każdą kolejną dziewczyną, która go nie pokochała, traci nadzieję i rozpoczyna cykl od nowa, od swoich osiemnastych urodzin. Co stanie się, jednak gdy los połączy drogi księcia i Harper? Dziewczyny, której życie nie jest usłane różami, a jej sposób myślenia zupełnie różni się od standardów, do których przywykł Rhen. 

Moja opinia i przemyślenia

Nie jest to pierwsza książka pisarki, jaką miałam przyjemność przeczytać. Jakiś czasem temu zagłębiłam się w lekturę powieści „Listy do utraconej”, która wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Tym chętniej więc sięgnęłam po „A Curse So Dark and Lonely”. Muszę przyznać, że była to słuszna decyzja. Książka wciągnęła mnie do swojego świata i nie uwolniła, dopóki nie doczytałam ostatnich stron. Teraz niecierpliwie czekam na kolejny tom, który, mam nadzieję, ukaże się już niedługo. 

Historia jest świetnie napisana. Brigid Kemmerer wie jak wzbudzić w czytelniku całą masę sprzecznych emocji. Bez trudu też potrafi przykuć jego zainteresowanie. Fabuła jest co prawda inspirowana znaną baśnią, ale zdecydowanie różni się od oryginału. Pisarka miała wiele własnych, doskonałych pomysłów, które w świetny sposób udało się jej zrealizować. 

Również bohaterowie są jej mocną stroną. Przyjemnie się o nich czyta, ale nie są to papierowe, pozbawione wszelkich wad postacie. W powieści znajdują się rozdziały pisane z punktu widzenia Rhena i Harper, dzięki czemu podczas lektury możemy ich doskonale poznać. 

Podsumowanie

„A Curse So Dark and Lonely” to prawdziwa uczta wyobraźni, nieco mroczna i niesamowicie wciągająca fantastyka młodzieżowa. Na długo po lekturze pozostawałam pod jej czarem i tak jak wspomniałam wcześniej, z niecierpliwością czekam na kolejny tom, który mam nadzieję, już wkrótce zagości na naszym polskim rynku wydawniczym. Jeżeli tak się nie stanie, to z pewnością sięgnę po wersję oryginalną, seria jest tego warta!   

 
 
Dział: Książki
środa, 30 wrzesień 2020 14:15

Podstęp

Na hasło „skandynawski kryminał” reaguję zawsze tak samo – w głowie majaczą mi charakterystyczne dla tego gatunku obrazy. Spowite mgłą niewielkie miejscowości, wyróżniające się surowym północnym klimatem i wyjątkowymi krajobrazami. Lokalna społeczność – zamknięta, hermetyczna, skrywająca liczne sekrety, których źródłem często są wydarzenia sięgające kilkudziesięciu lat wstecz. Mroczna, gęsta atmosfera narastająca wokół bohaterów i całego śledztwa. Kto lubuje się w nordic noir, z pewnością wie, co mam na myśli. Ponieważ są to elementy, które w książkach szczególnie cenię, nie mogłam przejść obojętnie wobec „Podstępu” Marii Adolfsson. Jednak czy autorce udało się stworzyć historię, która w pełni oddaje specyfikę tego gatunku?

Północny klimat

Nie da się odpowiedzieć na to pytanie jednym zdaniem. Pod wieloma względami książka wpisuje się w skandynawski nurt powieści kryminalnych. Czytelnik z pewnością doceni chłodny, ostry klimat, który roztacza się nad nim już od pierwszych stron. Za miejsce akcji służy fikcyjny archipelag Doggerland leżący na Morzu Północnym między Wielką Brytanią a Skandynawią. Nordycka pisarka wykazała się dużą precyzją w jego wykreowaniu. Świadczą o tym przede wszystkim liczne opisy poszczególnych miejscowości, łączących je szlaków komunikacyjnych, otaczającej przyrody, a także mieszkańców i ich codziennego życia. Odbiorcy nietrudno sobie wyobrazić tak szczegółowo nakreśloną scenerię, która faktycznie trąca egzotyką krajów Północy.

Tło społeczno-obyczajowe

Ze wszystkich opisów i wątków, które są mniej lub bardziej związane z samym śledztwem, wyłania się obraz społeczeństwa dalekiego od ideału, skrywającego problemy pod płaszczem pozorów i niedopowiedzeń. Bohaterowie są niejako odbiciem tych problemów – realnych, ale bardzo często deprecjonowanych przez władze. Adolfsson bardzo dużo uwagi poświęca tu, chociażby kwestii nierównego traktowania kobiet oraz układom w szeregach policji. Natomiast zwykli mieszkańcy Doggerlandów jawią się jako zamknięta, zazdrośnie strzegąca swoich sekretów wspólnota, nieufna w stosunku do innych osób, zwłaszcza tych o odmiennym pochodzeniu etnicznym czy przekonaniach kulturowych.

Doggerlandzkie śledztwo

Główny trzon fabuły stanowi dochodzenie związanego z morderstwem Susane Smeed, byłej żony naczelnika wydziału kryminalnego. Z oczywistych względów Jounas Smeed nie może uczestniczyć w śledztwie, dlatego sprawę przejmuje 49-letnia Karen Eiken Hornby. Ze względu na skomplikowane relacje z szefem i brak wyraźnego poparcia wśród pozostałych członków zespołu ma przed sobą niełatwe zadanie. A im więcej czasu mija od momentu popełnienia zbrodni, tym większy dyskomfort odczuwa policjantka. Zwłaszcza że na horyzoncie nie pojawia się zbyt wiele punktów zaczepienia.

Śledztwo toczy się bardzo powoli, a nawet skłaniałabym się ku stwierdzeniu „ślimaczy się”. Czytelnik obserwuje poszczególne działania podejmowane przez policjantów, a w międzyczasie bliżej poznaje życie prywatne bohaterów, ich zwyczaje, troski i radości. Wątek kryminalny schodzi niejako na dalszy plan. Ciężko tutaj mówić o dynamicznej akcji, przynajmniej na pierwszych 250 stronach. I nie byłoby w tym nawet nic złego – w końcu wielowarstwowa fabuła z wyraźnie zarysowanym tłem społecznym to znak rozpoznawczy nordic noir – gdyby nie fakt, że owa płaszczyzna jest tu zdecydowanie za mocno rozbudowana i nie do końca umiejętnie. Przez wszystkie opisy – domów, ulic, otaczającej natury – po prostu ciężko przebrnąć. W wyniku tego całe napięcie ulatuje z czytelnika niczym powietrze z przekłutego balonu.

Dopracowani bohaterowie

Na wysokim poziomie stoi kreacja bohaterów, zarówno pierwszo-, jak i drugoplanowych. Postacie są żywe, realne, idealnie wkomponowane w panujący w powieści klimat, zróżnicowane pod względem charakteru czy podejścia do życia. Czytelnik poznaje cały wachlarz najróżniejszych osobowości, z ciekawością zagłębiając się w ich prywatne sprawy i usianą różnymi problemami codzienność.

Nietuzinkowo została przedstawiona postać Karen, która musi zmagać się nie tylko z obecnym śledztwem i nieprzychylnością współpracowników, ale również z pewną tajemnicą z przeszłości, która wywiera ogromny wpływ na jej życie. Chociaż policjantka ma za sobą bolesne przeżycia, pozostaje silną, niezależną kobietą, która wie, czego chce, i uparcie dąży do celu. Autorka może nie przeciera tu żadnych nowych szlaków, ale do tego szablonowego rozwiązania wnosi nieco oryginalności, świeżości.

Początek końca

Kiedy już czytelnik „wgryzie się” w całą historię, zacznie wysnuwać własne wnioski i kierować podejrzenia na tego czy innego bohatera, wówczas Maria Adolfsson szybko sprowadza go na ziemię. Na ostatnich kilkudziesięciu stronach dzieje się coś, czego nikt nie mógł podejrzewać. Finał jest niezwykle emocjonujący i uzmysławia odbiorcy, jak łatwo dał się zmanipulować autorce, opierając swoje domysły na fałszywych przesłankach. Nie spodziewałam się, że wydarzenia potoczą się w takim kierunku, ale to dobrze – efekt zaskoczenia został osiągnięty. Tytuł – „Podstęp” – idealnie tu pasuje.

Czyli że co?

Chociaż książka nie jest pozbawiona wad, warto spojrzeć na autorkę nieco łaskawszym okiem. „Podstęp” jest bowiem jej literackim debiutem. Trzeba przyznać, że jak na początek pisarskiej przygody Maria Adolfsson poradziła sobie całkiem dobrze. Skomplikowana fabuła, starannie uknuta intryga, wprawna kreacja bohaterów i emocjonujące zakończenie to plusy tej powieści kryminalnej. Gdyby nie przegadany wątek społeczno-obyczajowy, w którym aż roi się od długich opisów, można by powiedzieć, że to naprawdę świetny debiut. Mimo wszystko myślę, że warto dać szansę autorce. W przygotowaniu jest już kolejny tom serii, a ja mam cichą nadzieję, że okaże się lepszy niż część pierwsza.

Dział: Książki
czwartek, 24 wrzesień 2020 16:09

Tajemnica potępionej

Duchy, zjawy upiory od lat pobudzają wyobraźnię kolejnych pokoleń osób, niezależnie od ich wieku czy statusu społecznego. Już wieki temu starano się podejmować próby kontaktu z tamtym świtem, szukano w ten sposób odpowiedzi na to, co będzie, ale też traktowano to jako metodę powtórnego spotkania z ukochanym, z dzieckiem czy rodzicami. Seanse spirytystyczne dziś może nie są już częstym zjawiskiem, ale godnie zastępują ten rodzaj atrakcji różnego rodzaju filmy mrożące krew w żyłach czy demoniczne powieści. Lubimy się bać, lubimy ten zastrzyk adrenaliny, pod warunkiem oczywiście, że siedzimy bezpiecznie we własnym fotelu, a naszego domu … nie nawiedzają duchy.

Zresztą wspomniane duchy najbardziej kochają stare domy, dlatego że upływ czas pociąga za sobą wiele ludzkich historii, nie zawsze szczęśliwych, wiele ludzi rezydujących w tych pomieszczeniach, a co za tym idzie – wiele pozostałej energii. Dlatego o duchach mówi się szczególnie w kontekście starych pałaców i zamków, a ich pojawianie się, traktowane jest jako atrakcja turystyczna. Inaczej rzecz się ma, kiedy taki duch pojawia się w domu, który jest zamieszkały. Różne zjawiska związane z bytem z zaświatów, takie jak szepty, stukania, płacze, krzyki, potrafią nieźle wystraszyć, a nawet doprowadzić do obłędu…

Pałac koło Poznania, będący rodzinną posiadłością Sarkisiewiczów, ma właśnie takiego ducha. Zjawia kobiety, która się pojawia, pełna jest bezdennego smutku, a nawiedzając domostwo burzy spokój mieszkańców. Ponoć właśnie z jej powodu prababka małej Anety popełniła samobójstwo, ducha widział także przed śmiercią dziadek, panicznie się go zresztą bojąc. Tajemniczą kobietę widziała także ośmioletnia wówczas Aneta, choć upływ czasu zatarł te wspomnienia, a po śmierci dziadka nigdy już do tego pięknego domu nie wróciła.

Okazja do tego, by znów odwiedzić posiadłość pojawia się dopiero wówczas, kiedy Aneta, jako dorosła kobieta i mężatka, boryka się z problemami związanymi z zajściem w ciążę. Mogłoby się wydawać, że na jej rodzinie ciąży jakaś klątwa, porody kobiet bywają trudne, często tez kobiety w ich trakcie umierają. Aneta jednak straciła szanse, by w ogóle mieć dziecko, wynik badań pozbawił ją bowiem złudzeń. Nie cieszy ją już nawet malarstwo, mimo iż jest uzdolnioną artystką, a bólu nie koi też pomoc w zaprzyjaźnionym domu spokojnej starości i rozmowy z wyjątkowo jej bliską pensjonariuszką Konstancją. Aneta postanawia zatem poszukać spokoju w pałacu, mimo wyraźnego sprzeciwu matki. Wraz z mężem-architektem i siostrą wyjeżdża na wieś, ale już pierwszy dzień pobytu tam przynosi nieprzyjemne wydarzenia, a Aneta trafia do szpitala. Diagnoza: załamanie nerwowe, stawia pod znakiem zapytania jej pobyt w pałacu, który popchnął jej przodkinię do samobójstwa. Mimo wszystko Aneta decyduje się pozostać w nawiedzonym domu…

Czy w tych pięknych murach rzeczywiście rezydują duchy? Co się zdarzyło tu w przeszłości? Jaka  jest prawda o śmierci prababki? Na te wszystkie pytania odpowiedzi będziemy poszukiwać w powieści, będącej debiutem literackim Mateusza Koniecznego. Książka pt. „Tajemnica potępionej”, opublikowana nakładem Wydawnictwa Novae Res to wyjątkowa historia o frapującej fabule, od której nie można się oderwać mimo istotnych jej mankamentów. Książka zainteresuje z pewnością nie tylko miłośników opowieści z dreszczykiem, ale przede wszystkim osoby ceniące sobie prostotę konstrukcji książki, która jednak daleka jest od banału.

Największy atut książki, piękny poetycki język, jest niestety również jej największą wadą. O ile bowiem doskonale sprawdza się w opisach, pobudzając nasza wyobraźnię, tak współcześni bohaterowie mówiący o „zażywaniu kąpieli”, „zaprzestaniu filozoficznych wypowiedzi” czy raczący się pozdrowieniami „Bywaj zdrowo”, wypadają sztucznie i nienaturalnie. Przez to właśnie trudno się nam do nich zbliżyć i w pełni wczuć się w historię Pozostajemy zatem biernymi obserwatorami, a szkoda, bowiem tak klimatyczna historia z pewnością zasługuje na nasze zaangażowanie.

 

 

Dział: Książki
poniedziałek, 21 wrzesień 2020 10:11

Zła Królowa

Holly Black wkradła się do serc polskich czytelników. Okrutny Książę stał się u nas bestsellerem. Ja sama czytałam te książki kilka razy. Jednak nie wszyscy wiedzą, że przed przygodami Jude i Cardana, autorka wydała inny cykl, zatytułowany Elfy Ziemi i Powietrza. To kolejne książki, które rozbudowują uniwersum wymyślone i stworzone przez Holly Black. Jeżeli czytaliście Okrutnego Księcia, na pewno pamiętacie pana Roibena, Kaye i Dwór Termitów. Pojawiają się w kilku istotnych scenach, a szczególnie pan Roiben pokazany jest jako ktoś, do kogo należy odnosić się z szacunkiem. Dzięki Złej Królowej będziemy mogli poznać ich historię.

„Dawno, dawno temu istniały dwa dwory, jasny i ciemny, cny i niecny. Ten pierwszy gromadził elfy powietrza, drugi elfy ziemi”.[1]

Kaye, wraz z matką, prowadzi koczowniczy tryb życia. Dlaczego? Ellen jest wokalistką zespołu rockowego, a bary i imprezy to jej drugi dom. W wyniku pewnych wydarzeń matka z córką wracają do rodzinnej miejscowości. Kaye nie jest normalną nastolatką – od dziecka widzi więcej. Jej historie o elfach, które ją odwiedzały, wzbudzały śmiech rówieśników. Jednak to nie były marzenia małej dziewczynki. Wszystko, co widziała Kaye było prawdziwe. Okazuje się, że dziewczyna staje się uczestnikiem walki pomiędzy elfami. Dwór Termitów jest miejscem przerażającym i strasznym, a dziewczyna wpada w ten świat z wielkim łoskotem.

Byłam oczarowana Okrutnym Księciem tak samo, jak historią Severina i Króla Olszyn. Zła Królowa została wydana już wcześniej, z okropną okładką i jeszcze gorszym tytułem. Na fali popularności najsławniejszej serii Black, wydawnictwo zdecydowało się wydać ponownie cykl Elfy Ziemi i Powietrza. Dwór Termitów jest miejscem mrocznym, dziwnym, a to, czego dowiedziałam się z Okrutnego Księcia, było… mało satysfakcjonujące. Chciałam się dowiedzieć czegoś więcej o pixie Kaye i panu Roibienie, którego jedno spojrzenie mogło zmrozić krew w żyłach. Black pokazała mi, że potrafi mącić, mieszać, a miejsca przez nią stworzone są pełne tajemnic i magii.

Zła Królowa to książka, którą czyta się bardzo szybko. Strona za stronę wpada się w historię Kaye, która odkrywa swoje prawdziwe ja. Nie ma w tej powieści miejsca na to, aby choć na chwilę się zatrzymać i wziąć chociaż jeden oddech. Akcja biegnie do przodu niczym pendolino, nawet nie zwalniając przy przystankach. Z początku jedzie po prostej drodze, bo fabuła dopiero się rozkręca, ale późniejsze wydarzenia przypominają górskie serpentyny. Znacie? Tyle zwrotów akcji i dynamicznych scen już dawno nie spotkałam. Czytając Złą Królową, nie sposób nie zauważyć, jak wielką drogę przeszła autorka. Różnice pomiędzy serią Elfy Ziemi i Powietrza a Okrutnym Księciem rzucają się w oczy, ale nie uprzykrzają lektury. W niektórych momentach przeszkadzał mi brak spójnych przejść pomiędzy scenami.

Relacja pomiędzy Kaye a Roibenem intryguje. Wiedziałam, do jakiego punktu zmierza cała akcja, ale wątek miłosny jest zbudowany ciekawie. Bohaterowie powinni dostać więcej miejsca, żeby czytelnik mógł bardziej wsiąknąć w to uczucie, ale polubiłam oboje i jestem ciekawa, jak potoczą się ich dalsze losy. Muszę się przyczepić do kreacji tytułowej Złej Królowej. Mało jej w tej powieści, a sceny, w których się pojawia, nie oddają jej pełnego charakteru. Rozumiem, że autorka chciała skupić się na czymś innym, ale zabrakło to w tej książce złola, który tylko doda pikanterii akcji.

Cieszę się, że Zła Królowa poszerza uniwersum Black w bardzo istotne informacje. Lubię, kiedy książki autora się o siebie zazębiają, mają jakąś część wspólną. Dzięki temu jestem bardziej zżyta ze wszystkimi bohaterami, poznaje tajniki świata wykreowanego przez autora i... z książki na książkę kocham uniwersum coraz bardziej.

[1] Zła Królowa, Holly Black, wyd. Jaguar, strona 92.

 

Dział: Książki
piątek, 18 wrzesień 2020 15:35

Przyrodnia siostra

Historię Kopciuszka zna praktycznie każdy – zła macocha i okrutne przyrodnie siostry zrobiły z pięknej i dobrej dziewczyny służącą, ta za pomocą wróżki wybrała się na bal, zakochał się w niej książę, zgubiła pantofelek, książę przeszukał całe królestwo, odnalazł ją i… wszyscy żyli długo i szczęśliwie. No prawie wszyscy. Bo dobrze wiemy, że ogry… a nie, to nie ten motyw, że zła macocha i przyrodnie siostry nie żyły długo i szczęśliwie. Dopadła je karma i raczej nie miały lekkiego życia. W porównaniu do Kopciuszka, dziewczyny, która ze służącej stała się królową. Jednak co wtedy działo się z jej okropnymi siostrami?

Właśnie tę perspektywę zaprezentowała w swojej powieści Jennifer Donnelly, skupiając się przede wszystkim na jednej z brzydkich sióstr. Historia rozpoczyna się w tym słynnym momencie, gdy książę przybywa do ich domu i każda z obecnych w nim panien musi przymierzyć zgubiony pantofelek. Chcąc zdobyć bogactwo, pozycję i uznanie księcia, Isabelle obcina sobie palce u stopy. Niestety, kłamstwo wychodzi na jaw, a wtedy całe pasmo nieszczęść spada na dziewczynę jak grom z jasnego nieba. Czy w przypadku tej powieści możemy mówić o typowym retellingu? Wydaje mi się, że nie do końca.

Jest to bardzo luźna inspiracja dobrze znanej wszystkim bajki, ale tak naprawdę to zupełnie inna historia. Historia o samoakceptacji, o powierzchowności piękna, o spełnianiu marzeń – chociaż jestem w stanie dostrzec te wszystkie wyniosłe motywy w najnowszym dziele Donnelly, tak niestety z przykrością muszę stwierdzić, że powieść ta do mnie nie trafiła. Dostrzegłam w niej sporo mankamentów, które zdecydowanie nie działały na korzyść owej lektury. Przede wszystkim brakowało mi tutaj konkretnego celu – kierunku, w którym zmierzałaby fabuła. Niby chwilami dostrzegałam, że chodzi o to, że Isabelle próbuje odpokutować swoje grzechy, aby wróżka uczyniła ją piękną, ale jednak w dużej mierze rozwój wydarzeń sprawiał wrażenie nieuporządkowanego i chaotycznego. Jakby za dużo rzeczy zostało wrzuconych do jednego worka.

Ciekawe dla wielu odbiorców może się jednak okazać zaprezentowanie głównej bohaterki. Wydawać by się mogło, że przyrodnia siostra będzie zła, podła i okrutna, a tymczasem widzimy niesamowicie smutną i zagubioną istotę, która pragnie miłości i akceptacji. Praktycznie na każdym kroku była wytykana palcami, każdy wypominał jej brzydotę, a ona sama błąkała się od jednego punktu do drugiego. Zdecydowanie nie jest to „mój” typ bohaterki. Szanuję ją jednak za to, że podejmowała próbę walki o siebie, przebijała się przez nią odwaga, ale mimo wszystko to nie jest postać, z którą mogłabym się w jakikolwiek sposób zżyć.

Sam rozwój fabuły też nie do końca przypadł mi do gustu, chociaż przyznaję, że ostatnie sto stron wypadło znacznie lepiej niż początek. W końcu była jakaś konkretna akcja, która mnie nie nudziła. To właśnie dzięki zaskakującemu zwrotowi akcji ta powieść wiele zyskała, chociaż to wciąż za mało, abym uznała ją za naprawdę porywającą opowieść. Oczywiście szanuję autorkę za sam pomysł zrobienia głównej bohaterki z przyrodniej siostry, bo to zawsze jakaś odmiana od bajkowych księżniczek, życia długo i szczęśliwie czy po prostu wyidealizowanych schematów, ale odnoszę wrażenie, że nie do końca wszystko tutaj dobrze ze sobą współgrało.

Ciężko mi jednoznacznie ocenić tę powieść. Z pewnością znajdą się tacy odbiorcy, którym przypadnie ona do gustu i dostrzegą w niej coś więcej niż typową rozrywkę literacką. Nie da się ukryć, że są w niej pewne życiowe mądrości czy przesłania, ale po prostu sama fabuła i bohaterowie do mnie nie trafili. Jednak jeżeli lubicie retellingi – lżejsze bądź bardziej przypominające pierwowzór, to może jednak powinniście dać tej książce szansę.

Dział: Książki
czwartek, 17 wrzesień 2020 12:32

Fragment: „Przebudzenie cieni”

Do księgarń trafiła właśnie nowa oficjalna powieść w uniwersum gry World of Warcraft firmy Blizzard Entertainment, będąca prequelem dodatku „Shadowlands”. Zanurz się w niezwykły świat opisany przez autorkę bestsellerów „New York Times’a”, Madeleine Roux…

Dział: Książki