Szaniec to debiut kryminalny polskiej powieściopisarki Agnieszki Jeż. Intrygujący tytuł, przyprawiająca o dreszcz fabuła… Bardzo lubię kryminały, więc i obok tego nie mogłam przejść obojętnie, zwłaszcza że autorka skupia akcje książki na prowincji, a to idealne miejsce na budowanie intrygi, kształtowanie bohaterów, motanie akcji i skrywania przerażających tajemnic. Jestem dość wymagającym czytelnikiem, jeżeli chodzi o ten gatunek literacki. Książka ma mnie porwać, otumanić, zawładnąć mną tak, abym czuła ciarki przerażenia; abym zaangażowała się w śledztwo prowadzone przez bohaterów. Agnieszka Jeż miała ciekawy pomysł, ale niestety, z wykonanie było już o wiele gorzej.
W budynku, który aktualnie jest luksusowym hotelem, a jego przeszłość jest dość mroczna i przerażająca, zostaje odnalezione ciało jednego z gości. Wszyscy mieszkańcy Szańca biorą udział w pewnym wyzwaniu. Na miejsce zostaje wezwana policja i śledczy – nic nie wzbudza podejrzeń, ale czujne oko doświadczonych policjantów i medyków, dostrzeże pewne nieścisłości. Wkrótce okaże się, że zmarły ksiądz został zamordowany. Przez kogo? Nikt nie wchodził tej nocy na teren posiadłości. Sprawę prowadzą sierżant Wiera Jezierska i komisarz Janusz Kosoń.
Warstwa kryminalna Szańca jest dobra i nie mam tutaj prawie nic do zarzucenia. Wątki łatwo się łączą, z zaciekawieniem śledziłam rozwój sprawy i chciałam się dowiedzieć, kto jest mordercą. Istotną rolę odgrywa przeszłość zamordowanego księdza – autorka bez ogródek wydobywa wszystko to, za co krytykuje się w dzisiejszych czasach Kościół Katolicki – kumoterstwo, oddziaływanie na władzę na wysokich szczeblach, a także pedofilię, wyciszanie afer, przenoszenie księży, za nic mając psychikę skrzywdzonych dzieci. Nie ma drugiego takiego tematu, który tak porusza społeczeństwo i odsuwa kolejne młode osoby od kościoła. Agnieszka Jeż nie bała się poruszyć tego tematu i zrobiła to dobrze. Tak dobrze, że ma się ochotę własnoręcznie skrzywdzić tych, którzy w niewyobrażalny sposób skrzywdzili dzieci.
Jednak o ile warstwa kryminalna, jak i tło społeczne, jest dobrze skonstruowane, tak dużo mogę powiedzieć negatywnego o bohaterach. Chociaż autorka starała się wprowadzić na scenę swojego przedstawienia postacie charakterne, barwne, jak np. pani prokurator, to były one wyraziste tylko przez moment, a później wtapiały się w tło. Nie polubiłam głównej bohaterki, która ma kompleks i wszystko, absolutnie wszystko przelicza na pieniądze. Było to niesamowicie irytujące. Wiem, co to znaczy być w trudnej sytuacji materialnej, ale w przypadku Wiery to było bardzo denerwujące. Była dobrą policjantką, ale słabą bohaterką. W porównaniu ze swoim partnerem, Januszem Kosoniem, jeszcze bardziej traciła.
Szaniec to debiut, który ma zarówno dobre, jak i złe strony. Niestety, ilość wad, która uderzyła we mnie w trakcie lektury, zdecydowanie przekreśliła ją w moich oczach. Przyznam się, że od połowy książki, tylko chęć poznania tożsamości zbrodniarza trzymała mnie przy tej lekturze. Odnoszę wrażenie, że autorka skupiła się na warstwie kryminalnej, zupełnie po macoszemu traktując bohaterów.