Rezultaty wyszukiwania dla: Akcja
Księstwo trzech śmierci
„Księstwo trzech śmierci” to najnowsza powieść fantasy autorstwa Emilii Ziółkowskiej. Marabelle, zdrobniale Mara, jest striptizerką pracującą w klubie nocnym Daxa. W pracy wymaga od innych dostosowania się do prostych zasad - to ona podejmuje decyzje, co robi i z kim. Kiedy jej szef łamie wcześniejsze ustalenia, każąc jej zatańczyć dla nieznanych klientów, dziewczyna odmawia, jednocześnie tracąc swoje źródło utrzymania. W tym momencie rozpoczyna się seria nieprzewidzianych zdarzeń, która całkowicie zmienia świat wydarzeń. Powieść przenosi nas do niezwykłego świata, pełnego elfów, gnomów i innych fantastycznych stworzeń.
Zacznę od tego, co było dobre. Książka należy do tych, w których występuje wątek enemies to lovers, czyli od wrogów do kochanków. Jest to ciekawy, a jednocześnie popularny trend we współczesnej fantastyce - obecnie chyba co druga książka z tego działu ma taki wątek. Było też kilka rzeczy, które nie spodobały mi się w książce. Przede wszystkim było to zachowanie głównej bohaterki - od notorycznego obrażania kobiet wokół niej, przez nierozsądne decyzje, które już na pierwszym etapie opowieści doprowadzają do tragedii. Zazwyczaj lubię główne bohaterki mimo ich nie do końca racjonalnego zachowania - tutaj był wyjątek, zupełnie nie polubiłam się z Marą, a jej postępowanie drażniło mnie na każdym kroku. Styl pisania autorki też nie do końca mi odpowiada - powieść zawiera dużo wulgaryzmów, czego nie jestem fanką.
Nie jestem pewna czy chce śledzić dalsze losy Mary, ponieważ zupełnie nie przywiązałam się do żadnego z książkowych bohaterów. Jednocześnie sądzę, że jeśli komuś nie przeszkadzają wymienione przeze mnie problemy - śmiało zachęcam, aby sięgnąć po tę pozycję. Język, jakim posługuje się autorka, jest przystępny, akcja płynie dość wartko, a świat przedstawiony w książce jest całkiem porządnie wykreowany.
Babel, czyli o konieczności przemocy.
O „Babel, czyli o konieczności przemocy” R.F. Kuang było bardzo głośno jeszcze przed samym wydaniem u nas książki, a to sprawą zmiany oryginalnej okładki przez wydawnictwo (moim zdaniem i oryginalne i nasze są równie ładne), ale też książka ta zbierała praktycznie same dobre opinie na zagranicznych stronach, dlatego byłam bardzo ciekawa, czy faktycznie „Babel” zasługuje na takie słowa zachwytu.
Jedynym zadaniem osieroconego pół-chińczyka Robina była nauka, a po osiągnięciu odpowiedniej wiedzy i wieku studia i praca w oksfordzkim instytucie Babel. Życie w Oksfordzie przebiega raczej spokojnie. Robin zdobywa małe grono przyjaciół, a dni wypełnione są nauką. Wszystko się jednak zmienia pewnej nocy, gdy poznaje on mężczyznę wyglądającego jak jego sobowtór. To jedno spotkanie rujnuje cały dotychczas zbudowany świat Robina. Od tej chwili nic już nie będzie takie samo.
Przyznam szczerze, że nie do końca wiem, jak ocenić tę książkę. Po tych wszystkich słowach uznania spodziewałam się czegoś, co zachwyci i zaintryguje mnie już od pierwszej strony, a tak się niestety nie stało. Początek bardzo mi się dłużył.
Z jednej strony byłam pod dużym wrażeniem tego, ile autorka musiała poświęcić czasu na porządne badania nad językiem, w tej książce bardzo dużo jest wyjaśnień pochodzenia i znaczeń niektórych słów, sporo jest o tym, jak trudno coś przetłumaczyć i czy możliwy jest idealny przekład danego dzieła. Autorka również bardzo dobrze ukazała zagadnienia związane z niewolnictwem, nierównością społeczną, kolonializmem. Te wszystkie zjawiska są przez nią bardzo mocno krytykowane (i bardzo dobrze). Jednak pomimo tego mało co się w książce działo i chociaż rzeczy związane z tłumaczeniami bardzo mnie ciekawiły, miejscami miałam ochotę pominąć stronę lub dwie. Aż do chwili jednego morderstwa. Po tym wydarzeniu akcja bardzo mocno przyspiesza. W tej połowie dzieją się rzeczy, które zapierały mi dech, niektóre sceny powodowały szok i niedowierzanie, czasami pojawiły się łzy (zwłaszcza pod koniec). I chociaż cała książka utrzymana jest raczej w ponurym nastroju, to końcówka pozostawia mały promyk nadziei. Chociaż, gdybym mogła, to zmieniłabym kilka rzeczy.
Co do samych bohaterów, to bardzo polubiłam Robina i Ramiego. I bardzo było mi ich szkoda. W swoim życiu doświadczyli wiele niesprawiedliwości, tylko dlatego, że nie urodzili się „biali”.
W książce można znaleźć kilka ilustracji Przemysława Truścińskiego. Są one bardzo klimatyczne, ale niestety zupełnie nie w moim stylu.
Podsumowując, „Babel” jest książką bardzo wartościową, porusza dużo ważnych tematów, niestety wciąż aktualnych. Pierwsza połowa jest dość nużąca (chociaż patrząc na całość, bardzo potrzebna), ale druga część wszystko wynagradza. Jest to moje pierwsze spotkanie z autorką, ale myślę, że nie ostatnie. Tym bardziej że widziałam, że kolejna jej książka jest w przygotowaniu.
Pieśń Pustyni
Niezwykle trudno jest zamknąć zachwyt nad lekturą w prostych słowach. Podczas pisania wydaje się, że żadne porównania, peany czy użyte stwierdzenia nie oddadzą wspaniałości powieści oraz wyobraźni i intelektu autora. Pieśń pustyni to lektura, którą pochłonęłam niemal naraz, zachwycając się każdą kolejną stroną. Nowatorska, wspaniała i dopracowana. Panie Grzegorzu, ja chce więcej!
Zirra jest Pustynną, która widzi więcej. Przemierza morze nieskończonego piasku ab odnaleźć białopył, który jest haraczem jej wioski Kazaru dla Dominium. Kobieta kocha jedynie swoją młodszą siostrę, więc gdy ta zostaje porwana przez kult Wszechśmierci, Zirra bez zastanowienia rusza w pościg. Jej pomocnikiem staje się kapitan Karamis, któremu, w normalnych okolicznościach, kobieta nigdy by nie zaufała, jednak poszukiwany listem gończym człowiek staje się jej towarzyszem w podróży przez pustynię. Oprócz tej dwójki, na scenie pojawia się również młoda dyplomatka Astrtis oraz porucznik Stauros, którzy również mają swój cel, i chcą go osiągnąć za wszelką cenę.
Akcja, akcja i akcja
Cóż to była za emocjonująca przygoda. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Grzegorza Wielgosia, ale bez zastanowienia sięgnę po jego poprzednie powieści (i będę z niecierpliwością oczekiwań kolejnych tomów serii Ostrz Erkal, która rozpoczyna Pieśń Pustyni). Jeżeli uważacie, że wiecie wszystko o fantastyce, bo czytaliście książki, które zaliczają się do tzw. kanonu, to ta historia zmieni Wasz tok myślenia. Wielgoś stworzył naprawdę dobrą, żeby nie powiedzieć fenomenalną historię, pełną intryg, przygód, przeszkód, wątków, bohaterów i akcji. Ta rozpoczyna się już na pierwszych stronach, na których poznajemy Zirrę, a im dalej w książkę, tym jest coraz lepiej i odważniej. Autor nie pozwala się nudzić swoim czytelnikom, cały czas utrzymując wysoki poziom i napięcie, bo w każdej chwili bohaterów może spotkać coś, co odmieni ich losy.
Bezkres pustyni i świat przedstawiony
Spotkałam się ze stwierdzeniem, że pustynia oraz tamtejsze kultury, religie czy wierzenia stały się idealnym miejscem do osadzania akcji powieści fantasy, a upalny klimat nie ułatwia życia bohaterom. Niestety przez to, że autorzy czerpią z tego obszaru pełnymi garściami, stał się on nudny i przereklamowany. Wielgoś udowadnia, że nie! Pustynia to miejsce rozległe, bezkresne, trudne do przeżycia; gdzie w dzień żar leje się z nieba, piach przenika przez każdą szczelinę, wkrada się do buzi, oczu, nosa. Dodatkowo autor uczynił ją miejscem jeszcze bardziej niebezpiecznym. Można na niej spotkać tych, którzy zginęli i wstąpiły w ich ciała pustynne demony. Na uwagę zasługuje cały świat przedstawiony. Dominium to niezwykle fascynujące miejsce, którego jeszcze do końca nie poznałam.
Słów kilka o bohaterach
Wspomniałam już o akcji, miejscu, w którym cała fabuła się rozgrywa, i wspomnę jeszcze o bohaterach. Każda z postaci, która pojawia się na kartach tej książki, została wykreowana z wielką starannością, dokładnością. Nie znajdziecie tutaj bohaterów nudnych i bezbarwnych. Każdy, kto nawet na chwilę pojawia się na scenie, przykuwa naszą uwagę. Nasza główna czwórka, której losy zazębiają się w niesamowity sposób, jest ciekawa, intrygująca i prawdziwa. Bohaterowie mają swoje wady, ale i zalety. Czasami podejmują lekkomyślne decyzje, dźwigają za sobą bagaż doświadczeń. Czasami nie zgadzałam się z decyzjami, jakie podejmują, ale kibicowałam im w ich misjach.
Na zakończenie
Pieśń pustyni to niezwykle intrygująca książka, która zachwyciła mnie od pierwszej, do ostatniej strony. Cudownie wykreowani bohaterowie, dbałość o wszystkie szczegóły i intryga, która wciąga. Trudno się oderwać od tej historii, bo trzyma nas w sidłach od pierwszej do ostatniej strony. Czekam na kolejne części z rosnącą niecierpliwością. Jeżeli jesteście znudzeni fantastyką i uważacie, że nie znajdziecie już nic nowego i świeżego, to sięgnijcie po Pieśń pustyni. Znajdziecie w niej wiele nowatorskości, ale wszystko otoczone tym znanym nam klimatem dobrego fantasy.
Z ogniem we krwi
Trafiam na różne książki - dobre, trochę gorsze wybitne, złe i obojętne. Chociaż staram się dobierać lektury podług moich zainteresowań i te nieprawidłowe wybory zdarzają się już coraz rzadziej, to czasami pewniak bardzo mnie zawiedzie. Jednak najbardziej bolą mnie książki, które mają ogromnie zmarnowany potencjał; gdzie autor lub autorka pisali, co im ślina na język przyniesie, bez pogłębionej refleksji czy też zastanowienia nad wydarzeniami, czy bohaterami, którzy pojawiają się na tej literackiej scenie. W jeden wieczór przeczytałam „Z ogniem we krwi”, ale to dlatego, że irytowała mnie ta lektura i niestety, nie znalazłam w niej nic dobrego. Co więcej, to książka, która zalicza się do tej ostatniej kategorii - powieści z ogromnym, ale zmarnowanym potencjałem.
Lilly opuszcza Stany Zjednoczone, aby wraz z ojcem przenieść się do włoskiego, małego miasteczka Castello, gdzie Jack zająć się ma zainstalowaniem sieci WiFi i reorganizacją systemu elektryczności. Mała mieścina wydaje się odcięta od świata, a stare mury widziały niejedno. Lilly już pierwszego dnia w szkole jest zszokowana zachowaniem uczniów, a także dziwną kontrolą. Nowi znajomi dziewczyny są strasznie tajemniczy. Lilly jest atrakcją w Castello, nową, a w związku z tym, nie wie wszystkiego i nie zna historii tego miasta. Jakie tajemnice skrywają mury? Kim jest tajemniczy Generał, który pogodził dwa olbrzymie rody Marconich i Paradisów, którzy od stuleci walczyli o władzę nad miastem?
„Z ogniem we krwi” zaczęło się dość ciekawie i po kilku stronach wciągnęłam się w lekturę. Niestety, już po pewnym krótkim czasie zaczęłam odczuwać lekką irytację, która nasilała się z każdą kolejną sceną, którą obserwowałam. Zacznijmy może od wielkiego, ogromnego wręcz chaosu, nad którym autorka nie umiała zapanować. Castello już od pierwszych chwil wydaje się naszej bohaterce dziwne i tajemnicze. Gdy przybywa na lekcje i uczestniczy w kontroli, nikt nie chce jej wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi, kim są Święci i dlaczego mieszkańcy się ich pozbyli. Zdobywa skrawki informacji od swoich nowych kolegów i koleżanek, ale nikt nigdy nie przedstawił tej historii od początku do końca. Ja sama musiałam złożyć to sobie w całość, a i tak pojawiło się wiele luk i niepodpowiedzeń, których autorka nie uzupełniła, a na pewno pomógłby zrozumieć całą tę magię miasta. Dodam, że ten chaos niesamowicie potęguje to, że autorka porzuca pomysły czy bohaterów – zapomina o nich albo ich uśmierca, zmienia ich zachowania bez racjonalnego wytłumaczenia – bez żadnych, konkretnych powodów. Ot, taki zabieg pasował jej do fabuły i bach, mamy zmianę, która nie pasuje do akcji, jaka się toczy na kartach tej powieści.
Kolejnym wielkim minusem jest kreacja bohaterów. Chociaż narracja została poprowadzona w pierwszej osobie, to o Lilly nie mogę powiedzieć nic szczególnego. Zachowywała się dziwnie, jej wypowiedzi były sztuczne i nienaturalne, a dodatkowo została typową bohaterką młodzieżowego fantasty, która w przeciągu kilku dni opanowuje moce. Ba, ona odkrywa, że jest Świętą, po czym wchodzi do umysłu innego bohatera, bez żadnych ćwiczeń i grzebie w nim tam jak ludzie w koszach na wielkich promocjach w dyskontach. Było to niesmaczne (ze względu na poszanowanie czyjegoś zdania, ale nasza bohaterka nie liczy się z nikim) i dziwne. Można by to było wytłumaczyć, gdyby w Castello żyli inni Święci, którzy jakoś wtajemniczyliby bohaterkę w posiadaną przez nią moc, ale nie, wszyscy zginęli dwadzieścia lat temu na stosach. Pozostali bohaterowie również są płascy, tuzinkowi, nudni i momentami dziwni. Nie wyróżniają się niczym. Oprócz Lilly istotną rolę odgrywają Lizzy, Christian, Alex i Niko, a także Veronica Marconi. Gdzieś w tle majaczy Generał oraz ojciec dziewczyny, a także kilka innych postaci, które rzadko się odzywają.
Nie mogę nie wspomnieć o wątku miłosnym. Lill czuje coś do Lizzy, a Alex do Christiana. I wydaje się, że coś między nimi jest. Jednak gdy Lily staje się Świętą, to ciągnie ją coś do Christiana i to coś więcej niż przyjaźń. Dodać muszę że na scenie pojawia się Niko, którego do naszej heroiny przyciąga coś niezwykłego. Nawet to rozrysowałam. Bardziej szamotać się nie dało. Nie wiem kogo Lilly lubi, kogo darzy większymi uczuciami. SPOILER Po śmierci Lizzy, która ginie z rąk Generała, a którą Lilly niby kochała i nawet się z nią całowała, niemal dzień później wchodzi w romantyczną relację z Christianem.KONIEC SPOILERA.
Spodziewałam się, że pamiętniki matki Lilly, która popełniła samobójstwo, a które trzymał ojciec dziewczyny, wniosą coś więcej. Jednak nasza bohaterka, zamiast wykraść je, to wybiega sobie z domu, podejmuje głupie decyzje i zachowuje się, jakby postradała rozum. W jej ruchach brak logiczności i takiego rozsądnego postępowania. Postać ojca pojawia się i znika. Autorka chciała pokazać, jaką to tragiczną przeszłość ma Lilly, a zabijając jej matkę, musiała pozostawić przy życiu ojca. Jednak ten już po przybyciu do Castello staje się zbędny. Nie ma go w domu prawie wcale. Oczywiście, jest scena konfrontacji, jednak pozbawiona polotu i adrenaliny.
„Z ogniem we krwi” to książka, która miała naprawdę ciekaw potencjał. Tajemnicze miasto z mocą, ludzie, którzy mogą zrobić więcej... Jednak autorka zdecydowała się na chaos i zagrania, które skreślają książkę z listy tych dobrych. Mam wręcz wrażenie, że zabrakło tutaj dobrego redaktora, który wytknąłby ten brak logiczności. I rozumiem to, że jestem już poza targetem. Wiek nastoletni zakończyłam już dawno, ale nadal lubię takie historie. I chcę się przy nich dobrze bawić. I wiele powieści mi się podobało i nie znalazłam w nich nic, co by mnie zirytowało. Jednak w powieści Kat Delacorte zabrakło głębi i większych emocji. Nie ma tutaj budowania tajemnicy, kreacji skomplikowanych bohaterów, a główny antagonista jest nudny i mdły jak przysłowiowe flaki z olejem. Nie czuć od niego charyzmy, która porwała mieszkańców Castello. Młodsi czytelnicy, którzy rozpoczynają swoją przygodę z młodzieżową fantastyką, będą się dobrze bawić przy tej historii. Jednak ja na pewno nie zdecyduje się na sięgnięcie po kolejne tomy, a samą historię postaram się jak najszybciej wymazać z pamięci.
Konkurs: Vamps
VAMPS to elitarna akademia, przeznaczona dla wybranych, najlepszych (i najbogatszych) potomków wielkich wampirzych rodów. Dillon początkowo nie odnajduje się w tym „światowym” towarzystwie i to nie tylko dlatego, że ma niewielkie pojęcie o wampirzej etykiecie i brak mu pieniędzy, ale też dlatego, że zupełnie nie ma pojęcia o piciu krwi, lataniu, wampirzych walkach czy politycznych rozgrywkach. Wie tylko, że jako mieszaniec – dampir – jest wyjątkowy, jest atrakcją, a zarazem dziwolągiem, który ma stanowić przedmiot tajnych badań.
Zapowiedź: Żelazna wdowa
Bestseller nr 1 „New York Timesa”! Inspirowana historią jedynej chińskiej cesarzowej powieść o walce o wolność!
Rodzina Monet. Królewna
Mimo upływu lat wciąż niezmiennie uwielbiam zaczytywać się w dobrej literaturze młodzieżowej. Gdy przeczytałam o „Rodzinie Monet” spod pióra Weroniki Anny Marczak, nie mogłam przejść obok serii obojętnie. Po lekturze świetnego tomu okazało się, że miałam dobre przeczucie, a książka okazała się fenomenalna i to nie tylko według mojej opinii. Pierwszy tom serii ukazał się pod koniec października, a dziś jego nakład przekroczył już 100 tysięcy egzemplarzy. Czy druga część, nosząca tytuł „Królewna” okazała się równie wyśmienitą lekturą?
Zarys fabuły
„Twoje nazwisko to zarówno wiele przywilejów, jak i ograniczeń […]”
Wydawać by się mogło, że życie Hailie powoli się uspokaja, jednak wspólna wycieczka rodziny Monetów do Tajlandii i kolejne tajemnice, powodują w jej świecie nowe zawirowania. Czy dziewczyna doczeka się spotkania z ojcem? Jak będzie dogadywała się z nowo poznanymi braćmi? Czy wiedza na temat rodziny spowoduje zmiany również w jej zachowaniu? „Królewna” to tom pełen przeróżnych zawirowań i zwrotów akcji, podczas lektury którego jedno tylko jest pewne - nie sposób się przy nim nudzić.
Moja opinia i przemyślenia
Gdy czytałam opinie na temat pierwszego tomu serii znalazłam w nich stwierdzenie, że Hallie jest bardzo niedojrzała, jak na swój wiek. Nie mogę się z nim zgodzić. Moja własna córka jest właśnie w wieku bohaterki i uważam, że Weronika Anna Marczak w pełni oddała jego uroki. Nastolatki dojrzewają, odkrywają świat i na swój sposób radzą sobie z zawirowaniami w ich życiu. Tak właśnie robi i Hallie, której przygody śledzi się z przyjemnością i uśmiechem na twarzy, a od kolejnych stron książki nie sposób się oderwać.
W tej powieści jest wszystko, co tylko można by było sobie wymarzyć. Przyjemność sprawia obserwowanie powoli rozwijających się więzi między członkami rodziny, dojrzewania głównej bohaterki i tego, jak odnajduje się w nowych sytuacjach. Pojawia się też wiele tajemnic i nie jedno niebezpieczeństwo. Czasami akcja zwalnia i w fabule niewiele się dzieje, ale pod żadnym pozorem nie są to dłużyzny, a raczej elementy, które dodają powieści niebanalnego posmaku.
Podsumowanie
„Rodzina Monet” to właśnie jedna z tych niezwykle rzadkich, nie tyle ciekawych, co porywających serii. Od stron książki i tym razem nie sposób się oderwać, a ja niecierpliwie wyczekuję na kontynuację. Podczas lektury bawiłam się wyśmienicie i liczę na to, że nie zawiodę się również i na kolejnych tomach serii. Powieść z całego serca polecam, warto dać jej szansę!
Pusty Horyzont
Zapowiedź: VAMPS. Świeża krew
Idealna lektura dla miłośników kultowych serii o wampirach, która zachwyci czytelników cyklu Akademia wampirów, a także fanów Zmierzchu, Pamiętników wampirów, serialu Czysta krew, bestsellerów Jennifer Armentout oraz fanów serialu Wednesday.W planach kolejne dwa tomy serii. Trwają także prace nad scenariuszem serialu!
Księżniczka debiutuje
Przed nami drugi tom serii, która miała być słodka i cukierkowa, a okazała się mroczniejsza, niż można by przypuszczać, a mimo to cudownie rozkoszna. Jeśli ktoś nie czytał poprzedniego, niech szybko nadrabia i nie czyta recenzji. Jeśli tylko macie ochotę dowiedzieć się, czy warto sięgać po drugi tom, zapraszam.
Nadszedł czas urodzin Lottie i Ellie. Obchodzą je niedługo po sobie, ale wiadomo, że to urodziny księżniczki są huczniej obchodzone. Portmanka zaczyna gubić się pomiędzy obowiązkiem a własnymi pragnieniami. Jednak nadal największym pragnieniem jest ochrona Ellie. Czy Jamie w końcu uwierzy, że dziewczyna da radę? Czy dany im będzie kolejny rok szkolny? I w końcu, czy Lewiatan osiągnie sukces, czy młodym bohaterom uda się przechwycić formułę zatruwającą czekoladę firmy Tompkins i umysły przed nimi?
To ciężki rok. Dziewczyny nie wiedzą, komu ufać, wszak bliźnięta mogą być zamieszane w zatruwanie czekolady, która ewidentnie szkodzi uczniom. A jeśli nie one, to kto? Nie do końca wiadomo też, jak traktować Anastacię, ze względu na Saskię, a współlokator Jamiego też nie jest zwyczajnym chłopakiem. Jak widać, akcja się zagęszcza, nie wiadomo, kto jest kim i gdzie czai się zagrożenie. To dobrze. Dzięki temu książkę czyta się szybko i z ogromnym zaciekawieniem, co przy młodym czytelniku jest szalenie ważne. Znudzony czytelnik to odłożona książka. A tu odkładać się nie chce, wręcz przeciwnie. Do tego bajkowy świat, zaczątek miłości i sukces gwarantowany.
Właśnie, miłość. To jest dla mnie najtrudniejsza rzecz w tej książce. O ile w pierwszym tomie wątek zauroczenia między głównymi bohaterkami jest delikatny i raczej bardziej w sferze domysłów, tu robi się bardziej wyraźny. I nie umiem sobie tego poukładać. Nie chodzi o brak tolerancji, ale o fakt, że książka skierowana jest do młodszych nastolatków, u których tożsamość płciowa i seksualna dopiero się kształtuje. Taka lektura może zaburzyć odbiór siebie, niepotrzebnie skłonić do eksperymentów, bo coś jest fajne w książce i mocno namieszać w głowie. Ja wiem, że seriale dla młodzieży też są pełne wątków homoseksualnych, ale jednak mnie to razi. Nie w takim natężeniu, nie w tak młodym wieku.
Wiek bohaterów już poruszałam w poprzedniej recenzji. Za młodzi, za wiele się dzieje. Po takiej akcji, jaka ma miejsce w książce, powinni siedzieć u psychologa i dochodzić do siebie, a nie radośnie hasać po szkole. No ale cóż, taka formuła tej książki, niektóre postacie specjalnie są tak opisane i mają taką historię, żeby ją do takiego, a nie innego zachowania dopasować. Ja tego nie kupuję, moje dziecko też nie. No ale w trakcie czytania najczęściej się o tym wieku nie pamięta i można czytać z prawdziwą przyjemnością.
Dla fanów autorka przygotowała ściągę, jakimi cechami charakteryzuje się uczeń któregoś z akademików Rosewood Hall. Dzięki temu każdy może się jeszcze bardziej wczuć w temat i identyfikować z ulubionym bohaterem, a jest w czym wybierać.