Rezultaty wyszukiwania dla: Mag

poniedziałek, 30 styczeń 2017 08:20

"Mitologia nordycka" Neila Gaimana już 1 marca

"Mitologia nordycka" Neila Gaimana to jedna z najbardziej wyczekiwanych książek 2017 roku. Wydawnictwo Mag ogłosiło, że będzie dostępna w sprzedaży od 1 marca.

Wielkie nordyckie mity to jeden z korzeni, z których wyrasta nasza tradycja literacka - od Tolkiena, Alana Garnera i Rosemary Sutcliff po "Grę o tron" i komiksy Marvela. Stały się też inspiracją dla wielu obsypanych nagrodami bestsellerów Neila Gaimana. Teraz sam Gaiman sięga w odległą przeszłość, do oryginalnych źródeł tych opowieści, by przedstawić nam nowe, barwne i porywające wersje największych nordyckich historii. Dzięki niemu bogowie ożywają - pełni namiętności, złośliwi, wybuchowi, okrutni - a opowieść przenosi nas do ich świata - od zarania wszechrzeczy, aż po Ragnarok i zmierzch bogów. Barwne przygody Thora, Lokiego, Odyna czy Frei fascynują współczesnego czytelnika, a żywy, błyskotliwy język sprawia, że aż proszą się o to, by czytać je na głos przy ognisku w mroźną gwiaździstą noc.

Dział: Książki
niedziela, 29 styczeń 2017 01:01

Spiskowcy

Intryg na dworach władców z pewnością było bez liku i nie jest to jedynie wymysł twórców różnego rodzaju fantasy. Dzięki grze „Spiskowcy” możesz bez żadnych konsekwencji wcielić się w rolę podłego intryganta i dowieść, że potrafisz przechytrzyć innych.

Wiek: 10+

Liczba graczy: 2-4 osób

Czas gry: około 15 minut

Cel i fabuła gry

Według instrukcji „Spiskowcy” to zacięty pojedynek pomiędzy kluczowymi postaciami w średniowiecznym zamku. W przeciągu ośmiu tur należy uzyskać jak największe wpływy u odwiedzających zamek gości.

Strona wizualna

Gra składa się z niewielkich rozmiarów tekturowego pudełka, instrukcji, żetonu pierwszego gracza i talii kart. Na kartach znajdują się przyjemne i klimatyczne, wysokiej jakości ilustracje pani Anastasi Meylus.

Przygotowanie

Karty postaci łączymy z kartami wydarzeń i tasujemy. Tak utworzoną talię kładziemy na środku stołu obok ułożonych w stosiku, w kolejności rosnącej, kart miejsc. Punkty zwycięstwa powinny leżeć w łatwo dostępnym miejscu. Losowo wybrany gracz otrzymuje żeton pierwszego gracza.

Przebieg rozgrywki

Rozgrywka składa się z ośmiu rund po cztery fazy w każdej. W fazie pierwszej każdy gracz otrzymuje tyle kart ile wskazuje aktualna karta miejsca. W fazie drugiej gracze wybierają dowolną liczbę kart z ręki i kładą je zakryte przed sobą. Wszystkie wybrane karty muszą być takie same, chyba, że gracz jest w posiadaniu wpływów u karczmarki. Wszystkie pozostałe karty należy z powrotem wtasować do talii. Faza trzecia jest fazą, w której gracze, począwszy od pierwszego, wykonują dostępne im akcje. W ostatniej fazie gracze sprawdzają czy mają przed sobą odpowiednią liczbę kart - jeżeli przekracza ona liczbę wskazaną na aktualnej karcie miejsca, muszą pozbyć się wybranych przez siebie kart, tak by ich ilość się zgadzała.

Wrażenia

Gry z wydawnictw Portal i 2Pionki mają to do siebie, że często mnie zaskakują. Kiedy otworzyłam pudełko „Spiskowców” poczułam się nieco zawiedziona. To po prostu… kolejna talia kart. Okazuje się jednak, że „talia, talii nie równa” i gra pomyślana została w taki sposób, że z przyjemnością zasiadłabym do rozgrywki nawet nad szaroburym zeszytem (a co dopiero w towarzystwie ładnie ilustrowanych kart). „Spiskowcy” wciągają i jest to niezaprzeczalny fakt.

Podsumowanie

„Spiskowcy” to dobrze przygotowana, przemyślana gra karciana, w której liczy się zarówno szczęście jak i spryt. Jest niewielkich rozmiarów i nie wymaga dysponowania dużą ilością czasu. Idealnie sprawdzi się na wyjeździe lub podczas spotkań z przyjaciółmi, które niekoniecznie muszą odbywać się w domu. Gra jest naprawdę dobra i szczerze ją wszystkim polecam - niech nie zwiedzie was jej niepozorny wygląd.

Dział: Gry bez prądu
sobota, 28 styczeń 2017 09:09

Bramy Światłości. Tom 1

Lektura „Bram Światłości”, to był eksperyment czytelniczy. Nie zapoznałam się wcześniej z czterema poprzednimi tomami Zastępów Anielskich. Co więcej, nigdy nie czytałam tekstów Mai Lidii Kossakowskiej, jej „Grillbar Galaktyka” nadal czeka na półce aż nastaną lepsze czasy.

Maja Lidia Kossakowska to weteranka polskiej literatury fantasy, która swoją pisarską działalność rozpoczęła w 1997 roku, ale dopiero po publikacjach „Soli na niebiańskich pastwiskach” (1999r.), „Beznogiego tancerza” (2000 r.) i pierwszej antologii angelologicznej „Obrońców Królestwa” (2003 r.), zdobyła prawdziwą popularność. Po sześciu latach autorka wraca do tematyki anielskiej z piątą już książką Zastępów Anielskich, a mianowicie z „Bramami Światłości”, wydanymi przez Fabrykę Słów na początku stycznia 2017 roku.

Do Królestwa przybywa „stara” uczennica Razjela, Sereda, słynna z książek naukowych podróżniczka, taka Elżbieta Dzikowska i Martyna Wojciechowska w jednej osobie. Przynosi wesołą nowinę, a mianowicie podczas jednej z wypraw doznała emanacji Światłości. Oczywiście wszyscy bardzo się „ucieszyli”, najpierw podejrzewając Seredę o postradanie zmysłów, a następnie, gdy okazało się, że jednak uczona nie popadła w osłabienie intelektualne, wpadli w panikę. Chaos jednak został szybko opanowany, a jego niszczycielskie moce ukierunkowano poza granice Królestwa, organizując monstrualnie wielką ekspedycję naukową do Stref Poza Czasem. A, jest jeszcze Otchłań i podejrzliwy Lucek, który wraz ze Zgniłym Chłopcem cały czas trzymają rękę na pulsie.

Zdaję sobie sprawę, że jako nowicjusz czytelniczy Zastępów Anielskich, nie jestem w stanie zrecenzować „Bram Światłości” z uwzględnieniem tła fabularnego, ponieważ moja przygoda z Królestwem rozpoczęła się niejako od środka. Wydaje mi się jednak, że ma to swoje plusy, z pewnością nie miałam żadnych wymagań względem tej książki, a co za tym idzie, nie rozczarowała mnie ona, nie spełniając ewentualnych wyobrażeń o tym, co powinno się w niej znaleźć. Styl pisania pani Kossakowskiej, jak najbardziej wskazuje na duże doświadczenie. Powieść, bowiem napisana jest lekko, widać, że w zaplanowany sposób, na tyle płynnie, że czyta się ją swobodnie i z przyjemnością. Muszę przyznać, że sam początek, ta część związana z przybyciem Seredy do Razjela i przygotowaniami do wyprawy, różni się w stylu od tej związanej z opisem ekspedycji. Pierwsza część zdecydowanie jest bardziej zabawna. Z jednej strony jest to humor ujawniający się z pełna mocą w powiedzonkach, jak: „Jest równie romantyczny, co baran ze stada patriarchy Abrahama” lub w porównaniach, jak: „Asmodeusz obdarzył go krzywym uśmieszkiem, złym i zajadłym jak pocałunek czarownicy”, z drugiej strony ujawnia się on w przerysowanych, kwiecistych opisach pełnych patosu, jak: „Słowa po prostu same wyrywały się na wolność, niby woda w przepełnionym kanale. Albo raczej ostre, kolczaste drobiny, diamentowy pył porażki. Sypały się niczym opiłki, twarde, lśniące, o gniewnym pobłysku żelaza”, czy „Jego przystojną twarz okalały grube, złote pukle godne cherubina z kościelnych obrazów, a oczy, niebieskie niby emalia, były pełne pogardy i chłodne. Chłodne jak nagrobne płyty”. Oczy jak nagrobne płyty! Pozostaje jedynie się śmiać z tak rozkosznego romantycznego patetetyzmu i barokowego kwietyzmu. Niestety, choć akurat nie żałuję zarzucenia tej kwiecistej maniery, w drugiej części książki, tej związanej z podróżą, zabrakło całkowicie poczucia humoru. Ekspedycja opisywana jest w sposób bardzo obrazowy, nasycona jest elementami świata rodem z hinduistycznych mitologii, ale niestety w sposób sztampowy. Czytając wyprawę Abbadona i Seredy w poszukiwaniu Pana, miałam przed oczami przygody Allana Quatermaina, Tomka Wilmowskiego, czy Philesa Fogga. Fabuła niczym nie odstaje od powieści awanturniczych, w których damy są porywane, dzielni bohaterowie wychodzą ze wszystkich opresji cało, a nawet pojawia się rzekomy trójkąt, może nie miłosny, ale emocjonalny. Trzeba nadmienić, że taki efekt właśnie chciała uzyskać autorka, cytując jej wypowiedź z wywiadu (http://niestatystyczny.pl/2017/01/11/wywiad-z-maja-lidia-kossakowska/#.WIsn1lyxIdV) „Bramy Światłości” miały być: „historią inspirowaną książkami przygodowymi, awanturniczymi. Będzie to w pewnym sensie „awantura orientalna”.” I jest to najlepsze podsumowanie powieści. Niestety jak dla mnie stworzenie powieści na kształt powieści przygodowej w stylu kolonialnego ekspansjonizmu jest odtwórcze, a bez elementów humorystycznych i ironicznych, powieść straciła pazura.

Należałoby wspomnieć jeszcze o bohaterach, którzy są bardzo dobrze zarysowani, jak sama pisarka wspominała są z krwi i kości, aniołowie na wskroś ludzcy. Jestem osobiście zachwycona Luckiem i Asmodeuszem oraz Neferem Widmowym Kotem, ale słynny Abaddon, oj ten mnie rozczarował, jego boska bestia, by nie rzec krótko wierzchowiec, Piołun, ma w sobie więcej mocy niż Tańczący na Zgliszczach, a i tak obie postaci są dość słabe i mdłe. Piołun to super towarzysz super bohatera, który wszystko potrafi, nawet uprawiać alpinistykę, a Daimon Frey na odmianę tak naprawdę posiada świetny rynsztunek w postaci Gwiazdy Zagłady, rewelacyjnego towarzysza w osobie Piołuna, genialnych przyjaciół w niebiańskich braciach rzemieślnikach Ribhukszanach, ale sam prawdę mówiąc nie zachwyca, najpierw działa, potem myśli, a jak sknoci, to go konik uratuje. Pewnie gromy z jasnego nieba polecą na mnie za taką opinię na temat ulubionego bohatera, ale trudno, bohater się wypalił.

Podsumowując. Maja Lidia Kossakowska w „Bramach Światłości” czerpała pełnymi garściami z tradycyjnej powieści przygodowej, nasycając ją orientalnymi krajobrazami z pogranicza baśni i mitów, wprowadzając do literatury fantasy element kultury hinduistycznej, dotąd mało wykorzystywany w szczególności w polskiej fantastyce. Bogactwo opisów miejsc, czasami zabawnych (Ocean Masła, Ocean Mleka, Ocean Alkoholu), różnorodność mitycznej fauny i flory, zachwyca i wprowadza w nostalgiczny nastrój tęsknoty za baśniowością. Szkoda, że autorka poszła w stronę baśni dziecięcej, że brak w niej tak naprawdę okrucieństwa, takiego pierwotnego i dzikiego. A fabuła niestety również okazała się przewidywalna i sztampowa, aczkolwiek jak najbardziej wierna klasycznej powieści awanturniczej.

Dział: Książki
czwartek, 26 styczeń 2017 12:23

Nowa seria Cindy Williams Chima

Od 6 marca 2017 r. w sprzedaży będzie "Zaklinacz ognia", pierwszy tom nowej serii Wydawnictwa Otwartego zatytułowanej "Starcie Królestw".

Chłopiec sięgnął do swojego amuletu, jak robił kilkanaście razy dziennie, i poczuł charakterystyczny przepływ energii. Czarownicy stale emanowali magiczną energią. Amulety gromadziły tę moc, aż uzbierało się jej tyle, że można ją było wykorzystać. Bez amuletu magia rozpraszała się i marnowała.

Trwa wojna między królestwami Arden i Fellsmarch. Władca Ardenu Gerard nie cofnie się przed niczym, żeby zapanować nad całym kontynentem – nawet przed zniewoleniem czarodziejów. Na jego drodze staje jednak dwoje ludzi, których uczucia zranił za bardzo.
Adrian, syn Wielkiego Maga i królowej Fellsmarchu, marzy o tym, by zostać magicznym uzdrowicielem. Gdy jego ojciec ginie w zasadzce wroga, poprzysięga zemstę i doskonali znajomość trucizn.

Jenna ma na karku tajemnicze znamię, a jej serce bije w rytm płomieni. Przez lata zmuszana była do pracy w kopalniach miasta Delphi. Przyłącza się do walki, gdy żołnierze Ardenu zabijają jej przyjaciół.

Wspólny cel splata losy Adriana i Jenny na ardeńskim dworze. Aby pokonać Gerarda, będą musieli odnaleźć się w świecie, gdzie nie ma prostego podziału na dobrych i złych, wśród ryzykownych sojuszy i pałacowych intryg. Równie niebezpieczna okaże się prawda o ich przeznaczeniu...

Cinda Williams Chima to autorka bestsellerowych serii fantasy Kroniki dziedziców i Siedem królestw.

Dział: Książki

Wydawnictwo SQN zapowiedziało tom drugi cyklu o Nikicie autorstwa Anety Jadowskiej na 15 lutego 2017r. Na stronie Wydawnictwa ruszyła już przedsprzedaż, powieść będzie wysyłana od 6 lutego.

Wszystko, w co wierzyła, okazało się kłamstwem. Nie wie już, kim jest ani czemu przez większość życia karmiono ją bredniami. Była mistrzynią fałszywych tożsamości, a teraz na niczym nie zależy jej tak mocno, jak na poznaniu tej prawdziwej.

Zdradzona przez najbliższych, ścigana przez płatnych zabójców i nękana przez domagające się uwagi duchy przeszłości, rusza do kolebki wszystkich strachów – do magicznej Norwegii, gdzie wszystko się zaczęło.

Tam czekać będą na Nikitę ludożercze trolle, boskie pszczoły, niespuszczające jej z oka kruki i tajemniczy Akuszer Bogów. Odpowiedzi oczywiście też – ale czy takie, jakich oczekuje?

Jedno jest pewne: nie będzie to spokojna i sentymentalna wyprawa do źródeł.

Fragment powieści można przeczytać TUTAJ

Dział: Książki

Wydawnictwo Mag właśnie zapowiedziało na 1 marca antologię opowieści ze świata Akademii Nocnych Łowców. Edycja amerykańska liczy 672 strony, więc zapowiada się sporo dobrej literatury dla fanów tej serii.

Simon Lewis był człowiekiem i wampirem, a teraz staje się Nocnym Łowcą. Jednak wydarzenia „Miasta Niebiańskiego Ognia” odarły go ze wspomnień i Simon nie bardzo wie, kim jest. Wie, że przyjaźnił się z Clary i że przekonał skończoną boginię Isabelle Lightwood, żeby się z nim spotykała… ale nie ma pojęcia, w jaki sposób. Kiedy zatem Akademia Nocnych Łowców ponownie otwiera swoje podwoje, Simon rzuca się w nowy świat polowania na demony, zdecydowany odnaleźć siebie, odnowić dawne związki i stać się prawdziwym Nocnym Łowcą. Jednak wkrótce zdaje sobie sprawę, że w Akademii nic nie jest proste i oczywiste…

Dział: Książki
środa, 25 styczeń 2017 11:51

Waleczna czarownica

To było nieuniknione. Pokonanie czarownicy spowodowało, że trwająca od pięciuset lat klątwa, została zdjęta. Tym samym trolle uwięzione w mieście pod górą, zyskały możliwość przejścia do ludzkiego miasta, Trianon. Ludziom grozi wielkie niebezpieczeństwo, bo nie wszystkie trolle są przyjaźnie nastawione. Przed Cecile, Tristanem i ich przyjaciółmi trudne zadanie. Wygranie wojny z jak najmniejszą szkodą dla obu ras.


Tak w skrócie przedstawia się fabuła trzeciego i ostatniego tomu serii Klątwa autorstwa Danielle L. Jensen. Autorce udało się wykreować fantastyczny świat, w którym realizm świata ludzi i magia trolli oraz elfów przenikają się, tworząc bardzo ciekawe połączenie. Związanie małżeństwem śmiertelnej dziewczyny i księcia trolli nie tylko zaowocowało rewolucją w obu światach, ale też zmieniło wszystko we wzajemnym postrzeganiu się obydwu nacji.
Trzeci tom jest utrzymany w poważnym tonie. Zabicie Anushki, czarownicy, która obłożyła miasto trolli klątwą, zapoczątkowało serię dramatycznych wydarzeń. To że trolle weszły do miasta ludzi, to jeszcze nic. Dużo gorszy jest fakt, że zaprzysięgły wróg Tristana i Cecile planuje zniewolić ludzi i za ich pomocą zdobyć panowanie nad oboma światami. Angouleme z pomocą Lessy oraz chorego psychicznie księcia Rolanda wydaje się praktycznie niepokonany. Co mogą zrobić Cecile i Tristan mając do pomocy niemagicznych ludzi? Przegrana sprawa. A może jednak nie?
Choć wątek romansowy został tutaj bardzo fajnie poprowadzony, Tristan i Cecile nie mają czasu na amory. Przez większość czasu działają oddzielnie, dzięki czemu widać wyraźnie, jak dużą przemianę przeszli. Cecile z nieśmiałej dziewczyny z talentem wokalnym, przeistoczyła się w potężną i nie bojącą się ryzyka czarownicę, a Tristan zmienił się z samolubnego księcia we władcę, któremu leży na sercu dobro zarówno trolli, jak i ludzi. Równie ciekawe i barwne są postaci drugiego planu: honorowy Marc, zżyte ze sobą mocno bliźnięta Vincent i Victoria oraz przyjaciele Cecile, Chris i Sabine.


Finałowe rozdziały powieści przyniosły mi kilka zdumiewających momentów i muszę przyznać, że autorka po raz kolejny bardzo miło mnie zaskoczyła, zakończyła bowiem swoją trylogię w ciekawy sposób, bez zbędnej ckliwości.
Trylogię Klątwa powinien przeczytać każdy, kto mieni się fanem fantasy. Jeśli zastanawiacie się, co wspólnego mają trolle i elfy, do czego przydaje się żelazo we krwi i po prostu lubicie dobre historie przygodowe z intrygą, romansem i wojaczką, to trzytomowa Klątwa Danielle L. Jensen jest idealną dla Was lekturą.
Polecam!

Dział: Książki
poniedziałek, 23 styczeń 2017 11:51

Tylko umarli wiedzą

Ryszard Ćwirlej w drugiej części cyklu o przygodach policjanta Antoniego Fischera, zatytułowanej “Tylko umarli wiedzą” z właściwym sobie mistrzostwem przenosi nas w lata trzydzieste XX wieku. W okres politycznych przepychanek, rodzącego się nazizmu, powojennego zagubienia zwykłych ludzi, których polityka i traktat wersalski przedzieliły granicami, podczas gdy historia i wspólne przeżycia uczyniły przyjaciółmi. W takiej oto scenerii znów trafiamy do Poznania, by ponownie spotkać się z Antonim Fischerem.


Tym razem jednak to nie Poznań jest głównym miejscem akcji, zaś sam Fischer wraz z rodziną wyrusza do Schneidemuhl (dzisiejszej Piły). Pozornie na urlop, w rzeczywistości - z ważną misją rangi państwowej. A że kiedyś uratował niejakiego Adolfa Hitlera, aspirującego do roli kanclerza, to i szanse na sukces ma duże. I trafia w sam środek serii morderstw działaczy komunistycznych. A to wszystko tuż przed przybyciem owego Hitlera do Schneidemuhl na wiec. Pozornie prosta sprawa zaczyna się komplikować, gdy do akcji wkracza pewnien młody, zakochany i przede wszystkim ambitny policjant. Ale więcej spoilerować nie będę.


Ryszard Ćwirlej, co dla niego charakterystyczne, bez najmniejszego problemu wchodzi w atmosferę tamtych czasów. Jego opisy radykalizującego się społeczeństwa, coraz liczniejszych antagonizmów polsko - niemieckich i niemiecko - żydowskich przywołują w wyobraźni wiece jakie możemy oglądać w filmach dokumentalnych z tamtych czasów. Na tym tle widać dramaty zwykłych ludzi, którzy nie do końca zgadzając się z polityką Hitlera, próbują ratować swe relacje z Żydami i Polakami, wiedząc, iż jeśli naziści dojdą do władzy świat z pewnością się zmieni, chociaż nie do końca są przekonani czy na lepsze.


Autor jak zwykle wprowadza mnóstwo postaci, co wymaga sporej dyscypliny przy czytaniu, lecz bez których całą historia nie byłaby ani tak fascynująca, ani pełna. Ćwirlej kluczy, podrzuca fałszywe tropy, by w charakterystyczny dla siebie sposób zamknąć opowieść w zaskakujący sposób.


“Tylko umarli wiedzą” czyta się fenomenalnie. Książka napisana piękną polszczyzną, bez gwary, z charakterystyczną dla okresu międzywojennego elegancją. I chociaż książka stanowi zamkniętą całość, to już nie mogę doczekać się kolejnej, trzeciej części cyklu o przygodach Antoniego Fischera. A książkę oceniam na w pełni zasłużone 6.

Dział: Książki
niedziela, 22 styczeń 2017 13:15

Rozjemca

Brandon Sanderson, twórca takich bestsellerowych serii jak „Z Archium Burzowego Światła” czy też „Ostatnie Imperium”, tym razem częstuje nas pierwszym tomem kolejnej serii „Siewca wojny”.

„Rozjemca” to historia dwóch sióstr-księżniczek, które poprzez dziwny zbieg okoliczności i wybory swego ojca – króla Idris, trafiają do do T-Telir. Miasto to, stanowiące stolicę wielkiego państwa Hallandren, miasto tysiąca kolorów, jest wszystkim czego Vivienne nienawidzi, a Siri brakuje. Obie stają się jego częścią, z własnej woli lub poprzez skomplikowane układy polityczne. Obie jednak na swój własny sposób próbują zapobiec nadciągającej wojnie między Hallandren a Idris. Temu wszystkiemu, jakby zupełnie biernie i spod wpół przymkniętych oczu przyglądają się mieszkańcy zupełnie nieważnej i mało znaczącej prowincji Pahn Kahl, Bogowie nie mający pozornie pojęcia o polityce i potężni Rozbudzający, mający swoje własne tajemnice.

Cechą charakterystyczną powieści Sandersona jest niezwykły, kreowany przez niego świat. Każdy z nich ma swoją historię, religię, układy poliltyczne i dziwne rodzaje magii. Świat przedstawiony w „Rozjemcy” dzieli się na wyznawców Austre (Idris) oraz wyznawców Króla-Boga (Hallandren). Ci pierwsi nie korzystają z magii, a ich świat jest wręcz fizycznie pozbawiony kolorów w każdej dziedzinie życia, które może wydawać się wręcz ascetyczne w swoich zakazach i prawach. Mieszkańcy Hallandren prowadzą, w oczach przybyszów z Idris, wręcz rozpustny tryb życia korzystając z kolorów, magii i czcząc bałwochwalczo swego króla-tyrana i wątpliwego pochodzenia Bogów. Mimo ogromnych różnic, oba kraje są nad wyraz ciekawe, barwnie opisane, przemyślane w każdym szczególe. Dopracowany plan T’Telir, zawarty w formie mapy na początku książki pozwala śledzić poczynania naszych bohaterek, a szczegółowe, jednak nie rozwlekłe i nudne opisy poszczególnych miejsc, pomagają dokładnie zorientować się w topografii miasta, co w trakcie lektury bywa bardzo pomocne. Świat poza T’Telir i dookoła niego jest w opisach jedynie naszkicowany, jednak mimo tego daje nam doskonały obraz całości. Wydaje się, jakby wszystko tu było na swoim miejscu, idealnie do siebie pasowało. Ma się wręcz wrażenie, jakby Sanderson nie opisywał świata fikcyjnego, tylko jedno z odwiedzonych przez siebie miejsc na naszym globie.

Jednym z najciekawszych elementów powieści Sandersona jest to, że potrafi, w sposób jakby naturalny, nadać pospolitym rzeczom przymiot narzędzia magii. W opisywanej przeze mnie powieści, do ożywiania, pobudzania i wykorzystywania w swoim celu przedmiotów nieożywionych używa się... oddechów. Przyznaję, że pomysł ten mnie zachwycił, gdyż coś tak pospolitego, coś na co nie zwracamy szczególnej uwagi, tutaj stało się powodem konfliktów, różnic społecznych i podstaw religii. Sposoby wykorzystania, pozyskiwania i przekazywania Biochromatycznych Oddechów zostały dopracowane ze szczególną dbałością, łącznie z przedstawieniem i wyjaśnieniem poszczególnych wywyższeń oraz możliwości z tego płynących. Stanowi to o ogromnej wyobraźni autora i niesamowitym wręcz przygotowaniu się do opowiedzenia tej historii.

Z równą szczegółowością są dopracowane pojawiające się w książce postacie. Są naturalne, wiarygodne i zaskakujące. Ich historie, tajemnice i poczynania śledzi się z zapartym tchem. Wielokrotnie nas rozśmieszą, wzruszą, zdenerwują lub niesamowicie zaskoczą. Nie są płaskie, ich cech nie poznajemy od razu, widać jak ewoluują w trakcie fabuły, zmieniają się, często okłamując nas lub siebie samych. Bohaterowie są popropstu... ludzccy! Mają skomplikowane charaktery, konkretne cechy wiodące. Mają wątpliwości, mają swoje cele, mylą się i potykają. Żadna z przedstawionych postaci nie jest idealna, za to każda wzbudza w czytelniku jakieś emocje.

Fabuła powieści jest bardzo skomplikowana, co czyni ją niezwykle ciekawą. Wydarzenia następują tu jedno po drugim, zmieniając całą historię w niesamowicie szybkim tempie. Akcja jest wartka, momentami jakby zwalnia tylko po to, żeby po kilku stronach ruszyć z kopyta w zupełnie inną stronę. Nie da się przewidzieć kolejnych losów bohaterów, nic w tej opowieści nie jest oczywiste. Przyjemny w odbiorze, prosty język pozwala się skupić na wydarzeniach i przygodach. Początkowo niezależne historie bohaterów, po jakimś czasie wiążą się ze sobą, splatają, komplikując lub wyjaśniając pewne aspekty historii. Sanderson trzyma czytelnika w ciągłym napięciu, nie podając konkretnych rozwiązań, nie wyjaśniając wszystkich faktów, milcząc często na tematy, o które czytelnik jakby mimo chodem chciałby zapytać. Są takie momenty w tej powieści, że czytelnik ma wrażenie, że już za chwilę, już za kilka stron coś się wyjaśni, coś będzie wiadomo. Jednak Sanderson bardzo umiejętnie pokazuje czytelnikowi figę z makiem i zmienia zupełnie czas, miejsce i bohaterów. Trzeba w tym miejscu nadmienić, że historie bohaterów toczą się najczęściej równolegle do siebie, nie zawsze mając ze sobą oczywisty związek. Każdy rozdział dotyczy innych postaci, czasem dziejąc się wcześniej lub później niż historia z poprzedniego rozdziału. Mogłoby się wydawać, że wprowadzi to do historii chaos, lecz jest to mylne wrażenie. Wszystko to ma przysłowiowe „ręce i nogi”, nie da się w tej historii pogubić. Tym bardziej, że fabuła jest dopracowana w każdym szczególe, nie ma żadnych nieścisłości i niedociągnięć.

Tej książki się nie czyta, ją się pochłania. Gdy już się zasiądzie z „Rozjemcą” w ręku, trzeba się liczyć z tym, że nagle umyka nam kilka godzin życia. Naprawdę ciężko jest się od niej oderwać. Sanderson w sposób wręcz mistrzowski wciąga czytelnika w historię, sprawia że ma się wrażenie, jakby los bohaterów stał się naszym własnym, jakbyśmy to my walczyli o życie, a przyszłość całych królestw zależała od tego, co wydarzy się w kolejnym rozdziale. Co ważne, pisarz porusza bardzo uniwersalne tematy takie jak wojna, śliskie ułady politycze czy religia. Robi to jednak pod przykrywką powieści fantastycznej, przez co czytelnik dopiero po lekturze zdaje sobie sprawę, że równie dobrze powieść ta mogłaby być dokumentem. Sanderson potrafi w bardzo obrazowy sposób pokazać do czego prowadzi żądza władzy i jak często się mylimy, myśląc o sobie jako o tych lepszych, tylko dlatego, że wyznajemy inną wiarę niż „oni”. Jest to powieść, która pokazuje, jak wiele zależy od zrozumienia drugiej strony konfliktu, jak często niewiedza prowadzi do nienawiści, a ślepa wiara do zaściankowości.

Dla fanów twórczości Sandersona jest to pozycja obowiązkowa. Dla tych, którzy nie mieli jeszcze do czynienia z geniuszem tego pisarza, jest to idealna pozycja do rozpoczęcia cudownej drogi po światach przez niego stworzonych.

Dział: Książki
niedziela, 22 styczeń 2017 09:51

Córka wytwórcy masek

Gdy za oknem odwilż i plucha, warto oderwać się od codzienności i choćby tylko na kartach książki odwiedzić magiczną i niezwykłą Wenecję. Powieść dla młodszej młodzieży zatytułowana Córka wytwórcy masek jest takim właśnie sposobem na odbycie tej podróży bez wychodzenia z domu.


Młodziutka Colette jest córką ubogiej szwaczki. Wspólnie z mamą szyją suknie dla bogatych arystokratek i choć spod ich rąk wychodzą przepiękne stroje, bohaterki przymierają głodem i ledwo wiążą koniec z końcem. Po pierwsze wynika to ze sporadycznych zleceń, po drugie z faktu, że kobieta szwaczka nie jest tutaj postrzegana jako tak dobry fachowiec co mężczyzna.

Pewnego dnia, na skutek zbiegu okoliczności mama Colette dostaje wartościowe zlecenie. Ma uszyć suknię balową z niebieskiego jedwabiu. Czyżby los kobiet miał się w końcu odmienić?

Już sam początek powieści mówi czytelnikowi, że Colette nie jest zwykłą dziewczynką. Nie jest nawet wyjątkowo zdolna. Ona jest magicznie zdolna. Spod jej palców wychodzą wzory, które ożywają w tkaninie i są niepowtarzalne. Skąd u dziewczynki taka moc? Mama jest zwykłą szwaczką. Za to tata... No właśnie. Cała tajemnica tkwi w tacie, którego Colette jeszcze nie poznała. Kiedy jednak do spotkania dojdzie, wszystko się zmieni. Nad Wenecją zawiśnie groźba przewrotu, karnawałowe maski nabiorą diabolicznego charakteru, a na pomoc ruszą kocury z całego miasta.

Zarówno Córka wytwórcy masek, jak i cała twórczość Holly Webb są skierowane raczej do młodszego czytelnika i to głównie płci żeńskiej. Myślę jednak, że jeśli córki zaczną czytać, to i mamom mogą się te historie spodobać.

Niniejsza powieść jest pięknie opowiedziana i aż czuje się tę magię, o której pisze autorka. Po pierwsze sam niezwykły klimat wiekowej Wenecji pełnej kanałów i kotów. Czytając te opisy czułam się tak, jakbym tam sama była. Po drugie książkę czyta się trochę jak baśń, a trochę jak przygodę z elementami sensacji. Ponieważ docelowym odbiorcą jest młody czytelnik, wszystko raczej skończy się dobrze, choć nie obędzie się bez kilku zaskoczeń.

Jestem oczarowana tą pozycją, świadectwem bogatej wyobraźni Holly Webb i z pewnością sięgnę po inne książki tej autorki, choćby po to, aby na chwilę zanurzyć się w tym kolorowym, magicznym świecie, który za pomocą tak prostych rozwiązań fabularnych potrafi wywołać uśmiech na mojej twarzy.

Córka wytwórcy masek zachwyciła mnie od pierwszych stron, mimo że już dawno wyrosłam z grupy docelowej, do której jest ona skierowana. Jednak nic nie szkodzi. Czytało się przyjemnie, zaś sama metafora masek dostarczyła mi wielu okazji do interpretacji tego motywu. Maski to nie tylko role społeczne, które przyjmujemy. To także zło, które uwodzi pozorną urodą i opętuje, a gdy raz się rozpanoszy, potrzeba naprawdę ostrych pazurów, by je przegonić.

Polecam gorąco lekturę młodszym nastolatkom, głównie marzycielkom. Córka wytwórcy masek, to dobra lektura na wolne dni. Zachwyci i rozbawi. Z pewnością nie pozwoli o sobie szybko zapomnieć.

Dział: Książki