Rezultaty wyszukiwania dla: klasyka grozy
FANTASTYCZNY FESTIWAL WYOBRAŹNI STARFEST 2023
FANTASTYCZNY FESTIWAL WYOBRAŹNI STARFEST 2023
LUBLIN, 20-22 października 2023 r.
Organizatorzy:
Fundacja Po Innej Stronie Mocy i Targi Lublin S.A.
Duch
Opowiadania prawie wszystkie
„... Człowiek podlega aniołom czy ugina się przed śmiercią jeno przez słabość swojej wątłej woli”. Joseph Glanvill
Wracanie do klasycznych utworów literatury grozy sprawia ogromną przyjemność, zwłaszcza kiedy podane są one w bardzo atrakcyjnej formie. Edgar Allan Poe wyśmienicie potrafił wykreować klimat bazujący na bojaźni, lękach i niewiadomych, wprowadzić czytelnika w swoisty trans zmierzenia się z ciemną stroną niezidentyfikowanych mocy, przeprowadzić przez granicę między światem realnym a mistycznym. Nie potrzebował do tego bezpośredniości i krwawych opisów scen, a sugestywnie podsuwał elementy obrazów, z wyczuciem zapalał iskrę imaginacji, rozniecał żar poznawania, a potem pozostawiał odbiorcy przestrzeń do ukształtowania całości we własnych wyobrażeniach. Czasem prowadził delikatnie, z lekkim drżeniem napięcia, subtelnym powiewem mroku, kiedy indziej od razu zaczynał od górnego poziomu niepokojących emocji, aby prowadzić postaci na krawędź rozpaczy, szaleństwa, obłędu. Gdzieniegdzie dodawał szczyptę humoru albo wplatał złowieszcze myśli. Stawiał na moc słowa, dokładność znaczeń, poetyckie zgranie. Stopień intensyfikacji z przeżyciami narratorów zależał w dużym stopniu od wrażliwości i elastyczności myślenia odbiorcy, głębi zainteresowań śmiercią i nieśmiertelnością.
Edgar Allan Poe wykorzystał naturalną ciekawość człowieka, odwieczne zadawanie pytań, czy istnieje życie po śmierci, jaką przybiera formę, jak komunikować się z nieuchwytnymi bytami. Wchodząc w taką tematykę, podgrzewał demoniczną atmosferę, irracjonalną pułapkę karuzeli strachu. Idea ponownych wcieleń duszy stała się pretekstem do kreślenia opowieści łączących świat realny z nierealnym. Wyskakujący z obrazu koń, wchodzenie w ciało umierającej osoby, znaki obecności nieziemskich dowodów, zamglone zjawy wykazujące własną wolę, głosy zza grobu, przepowiednie na łożu śmierci. Zadziwiające, jak wielu bohaterów popadało we władzę przesądów i nocnych majaków. Ponurość odnajdywała się także w plastycznie opisywanych miejscach, choćby zamkowej scenerii ze strzelistą wieżą, osobliwych posiadłościach, zakładzie dla obłąkanych, strefach pogrzebania żywcem. Wplątał romantyczne nuty, uczucia pokonujące śmierć, wystawiające na próbę rozum, przywołujące fantastyczne wizje, złe przeczucia, natrętne urojenia dziwnych bytów, wielkie tajemnice i spekulacje metafizyczne. „Berenika” to fantastyczne narodziny gatunku horror, w którym wybujałe marzenia stały się wyłączną egzystencją. Jak wiele sekretów zapisuje nikczemne serce? Czy obłęd nie jest najwznioślejszym przejawem inteligencji?
Niewątpliwie Edgar Allon Poe potrafił dotrzeć do najmroczniejszej części ludzkich osobowości, osadzić w niezwykłych historiach, wywołujących dreszcze, stawiających rozum do konfrontacji ze skrajnymi emocjami, co najlepiej było widać w „Williamie Wilsonie". Fenomenalnie żonglował dowodami egzystencji. Pomysł na przeniesienia życia z człowieka na przedmiot, zaprezentowany w „Owalnym portrecie”, zaliczyłam do kreatywnych. Obecnie takie koncepcje nie zaskakują, oswoiła nas z nimi masowa kultura, ale to właśnie ona czerpie garściami z dorobku pisarza, powiela wzorce jego mrocznych opowieści. „Czarny kot” stał się pierwowzorem wielu historii zaglądających w najmroczniejszą część duszy człowieka, rodzenia się i intensyfikacji zła. Obraz zgnilizny w „Prawdziwym opisie przypadku p. Valdemara” zachwyca kapitalnym zakończeniem. Poe lubił stawiać czytelnika przed przewrotnymi i zaskakującymi finalnymi odsłonami opowiadań. Trzeba wspomnieć o kryminalnych opowieściach, z udziałem pierwszej w literaturze postaci detektywa, C. Auguste'a Dupina. „Zabójstwa przy Rue Morgue” wyznaczyły trendy promowania w mrocznej literaturze siły dedukcji, psychoanalizy, wchodzenia w osobowość i doświadczenia zabójcy. Do czego mogą doprowadzić wyrzuty sumienia związane z popełnioną zbrodnią?
Trzydzieści dziewięć opowiadań przemyślanie uporządkowano, zapewniono zgrabne przejścia między nimi, uwzględniając zbieżne kierunki klimatów.
Omen
Po wielu latach miłośnicy horroru doczekali się polskiego tłumaczenia powieściowej wersji jednego z najsłynniejszych horrorów na całym świecie. Filmu, który swego czasu budził niepokój, sprawiał, że na osobliwie zachowujące się dzieci zaczęto patrzeć z nutką podejrzliwości. Wydawnictwo postarało się, aby tak upragniona przez wielu czytelników książka zachwycała nie tylko treścią, ale i oprawą. Twarda okładka, piękny projekt, a także zjawiskowe ilustracje sprawiają, że lektura staje się czystą przyjemnością.
“Omen” w wersji powieściowej to niewiele ponad to, co zaprezentowano w filmie, choć trzeba przyznać, że te wszystkie dodatkowe sceny są fantastycznym smaczkiem dla fanów gatunku.
Książka często przypomina scenariusz filmu - jej większa część zbudowana jest z dość dynamicznych dialogów bez jakichkolwiek dopowiedzeń ze strony autora. Dzięki temu książkę czyta się w ekspresowym czasie, przy czym czytelnik nie odczuwa jakichkolwiek momentów nudy.
“Omen” to horror w starym dobrym stylu, w którym brak ścielącego się gęsto trupa, ogromnej ilości krwi czy niesmacznych opisów. Całość bazuje na klimacie i budowaniu napięcia, wobec czego entuzjaści bardziej subtelnych w swojej grozie historii będą ukontentowani dziełem Davida Seltzera.
Nastrój grozy bardzo udziela się czytelnikowi, aczkolwiek należy pamiętać, iż historia, która w 1976 roku (a także wiele lat później) robiła ogromne wrażenie, dziś niekoniecznie wywoła szok. Z pewnością większość osób decydujących się na lekturę zna choć odrobinę przebieg tej opowieści, dlatego nie ma mowy o mrożących krew w żyłach momentach czy zaskakujących zwrotach akcji.
Nie jest to jednak miałka lektura, o której szybko można zapomnieć. “Omen” - czy to w wersji powieściowej, czy filmowej - głęboko zakorzenia się w umysłach czytelników i widzów i tego odmówić mu nie można. Swego czasu historia ta wywoływała kontrowersje i niepokój, jednak dziś wcale nie traci na wartości, choć trzeba przyznać, że jest to pewnego rodzaju powtórka z rozrywki. Jeżeli ktoś nie lubi takich zabiegów, może poczuć się lekko rozczarowany.
Książka w oryginale była swego rodzaju dodatkiem do promocji filmu, dlatego też można ubolewać nad faktem, iż w Polsce wydano ją dopiero w 2018 roku. Z drugiej strony może być to wspaniałe odświeżenie historii dla fanów “Omena” lub też bodziec dla młodszego pokolenia do zapoznania się z klasyką gatunku.
Nawiedzony dom na wzgórzu
Motyw nawiedzonego domu to coś strasznie oklepanego, dlatego mogłoby się wydawać, że powieść Shirley Jackson jest nijaka. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę lata, w których żyła i tworzyła ta autorka, to zmieni to postać rzeczy. Lata świetności tej amerykańskiej pisarki przypadają na lata 40. ubiegłego wieku, kiedy to motyw okultyzmu, spirytyzmu i psychopatów nie był jeszcze tak szeroko rozpropagowany przez popkulturę. Były to tematy tabu, z jednej strony intrygujące, a z drugiej przerażające. Wtedy, takie rzeczy miały klimat. Atmosferę, której możemy lekko posmakować właśnie dzięki książce Shirley Jackson.
Doktor Montague, badacz zjawisk paranormalnych i znawca okultyzmu, pragnie utrzeć nosa swoim kolegom naukowcom i napisać książkę, która przyniesie mu należytą sławę. Jego celem jest opisanie tajemniczych zjawisk, jakie mają miejsce w tytułowym, nawiedzonym domu leżącym z dala od jakiejkolwiek wioski. Jego jedynymi mieszkańcami są pan i pani Dudley, choć nigdy nie zostają w tym miejscu na noc. Dbają o nie na tyle, na ile pozwala im zdrowie, jednakże doktor Montague i jego asystenci postanawiają spędzić w owym domu kilka dobrych dni. W domu, w którym nikt nie usłyszy ich wołania o pomoc...
Wydaje mi się, że książki tej nie można rozpatrywać zgodnie z naszymi realiami. Nie możemy jej porównywać do powieści grozy, które powstały w dzisiejszych czasach. Warto wiedzieć, kiedy tak naprawdę ta powieść została powołana do życia, co zainspirowało autorkę oraz pamiętać, że były to zupełnie inne czasy, diametralnie różne. Jeżeli spojrzymy na to w kategoriach teraźniejszości, to otrzymamy banalną i schematyczną historię, która nie wniesie do naszego życia nic nowego. Ot zwykłą opowiastkę, która nie chwyci nas za serce. A gdy zmienimy nasze postrzeganie i będziemy mieć na uwadze, że jest to już klasyka, to być może uda nam się dostrzec w tej książce coś więcej.
Przyznaję, że wizja Shirley Jackson nie przeraziła mnie w żadnym stopniu, jednakże ja ogółem jestem osobą, którą mało co przeraża. Uwielbiam horrory i grozę, fascynują mnie nawet nie te rzeczy, które powinny, a okultyzm i psychopaci to mój konik. Uwielbiam te motywy, jednak prawdopodobnie nigdy jeszcze nie natrafiłam na powieść tego typu, która by mnie rozłożyła na łopatki. Potrafię jednak docenić pewien kunszt tej autorki. W książce tej akcja rozwija się bardzo powoli, Jackson dawkuje nam ten nastrój przebywania w obcym, tajemniczym i lekko przerażającym miejscu. Choć nawiedzone domy wydają się być oklepane, to chyba nikt nie zaprzeczy temu, że zawsze wzbudzają w człowieku uczucie niepewności, lekkiej grozy i mają jedyny w swoim rodzaju klimat. Nie inaczej jest w tym przypadku.
Przepadam za motywem badania zjawisk paranormalnych, choć wydaje mi się, że nie dogadałabym się z doktorem Montague. Niby nie brakuje mu pasji i jest szczerze oddany swojej pracy, ale chyba mielibyśmy pewien konflikt na poziomie tego, co nas motywuje do działania. Autorka daje nam możliwość oswojenia się z bohaterami, których jest zaledwie garstka, ale z łatwością możemy zauważyć, co ich wyróżnia - każdy z nich ma w sobie jakąś cechę charakterystyczną, która dominuje nad całością. Theodora mimo swojego wieku sprawia wrażenie małej dziewczynki. Eleanor to główna narratorka powieści, która w moim odczuciu była niesamowicie zagubiona - stąd też czytelnik nie ma pewności, czy jej wizje są prawdą czy tylko urojeniami. Luke, spadkobierca tytułowego domu, sprawia wrażenie najbardziej rozsądnego bohatera, który twardo stąpa po ziemi.
Nawiedzony dom na wzgórzu to książka, na którą należy spojrzeć inaczej, niż na nowoczesne powieści grozy, bowiem tylko wtedy będziemy w stanie odpowiednio wczuć się w jej klimat. Uruchomienie innej perspektywy sprawi, że powieść Shirley Jackson nie wyda się Wam szablonowa. Być może faktycznie nie ma w niej nic przerażającego, choć to już indywidualna kwestia czytelnika. Mimo wszystko historia ma dobrą konstrukcję, nie najgorzej wykreowanych bohaterów, a zakończenie jest na swój sposób zaskakujące. Nie było to coś, co by mnie wbiło w fotel, ale nie mogę też napisać, że to beznadziejna powieść, na którą nie warto tracić czas. W moim odczuciu jest po prostu poprawnie.
Opowieści tajemnicze i szalone
Wydane przez Naszą Księgarnie pod koniec 2006 roku „Opowieści tajemnicze i szalone” spod pióra Edgara Allana Poe nareszcie doczekały się wznowienia.
Książeczka wydana jest w sposób niezwykły. Ma twardą oprawę i zdobią ją niesamowite, przepełnione groteską ilustracje, których autorem jest Grist Grimly. Całość składa się z czterech, pełnych grozy opowiadań.
Czarny kot to historia człowieka, który popadł w alkoholizm i zaczął znęcać się nad ukochanymi zwierzętami. Gdy karma wróciła, jego życie stało się niczym z najgorszych horrorów. To jednak wywołało tylko jeszcze większy gniew bohatera, którego szaleństwo przekroczyło wszelkie, możliwe granice.
„Nawet najtwardszy cynik ma w sercu struny, których poruszenie budzi żywe emocje.”
Maska czerwonej śmierci jest pełnym grozy opowiadaniem, o tym, że nie da się oszukać przeznaczenia i bezkarnie uciec przed śmiercią.
Żaboskoczek to historia zemsty nadwornego błazna, który został porwany ze swojej ojczyzny i wzięty do niewoli przez złego króla.
Upadek Domu Usherów to, obok Kruka, jedno z najbardziej znanych opowiadań Edgara Alana Poe. To typowa historia grozy, która zadziwia nie tylko niezwykłym połączeniem drobnych elementów, ale także analizami chorób psychicznych, jakich udało się dokonać pisarzowi, jeszcze przed odkryciem ich przez ówczesną medycynę.
Historie Edgara Allana Poe opowiadają o ludziach, którym brakuje wrażliwości na cudzą krzywdę lub osobach o czarnych sercach. Zawsze spotyka ich zasłużona kara. W twórczości pisarza tak naprawdę nie pojawiają się protagoniści. Wiele opowiadań, które tworzył, są analogiami do jego własnego, pełnego nieszczęść życia.
Nie będę ukrywała, że jestem fanką Edgara Alana Poe, ale nie z powodu sposobu, w jaki pisze, ani nie dzięki stworzonym przez niego historiom. Elementem, który najbardziej pokochałam w jego twórczości, jest niesamowity klimat, który tylko i wyłącznie jemu, wielkiemu pisarzowi i poecie, kiedykolwiek udało się stworzyć. Mogłabym powiedzieć, że niekiedy dorównuje mu swoimi pomysłami filmowymi Tim Burton, ale jednak w jego dziełach jest znacznie więcej czarnego humoru i mają typowe dla siebie, mocno wyróżniające je elementy, które u Edgara Alana Poe nie występują w takiej postaci. Jednym słowem mówiąc, jest on po prostu niepowtarzalny, mimo że naśladować go próbowało już wielu.
To, co mnie zastanawia, to dlaczego w zbiorze opowiadań nie znalazł się „Kruk”, najbardziej znany utwór Edgara Alana Poe. Wydanie skierowane jest do młodszych czytelników i wydaje mi się, że ma na celu zaznajomienie ich z klasyką literatury grozy. „Kruk” więc wydaje się tu być oczywistym wyborem. Może redakcja uznała, że trudniej byłoby ten tekst zinterpretować.
Słyszałam wiele podzielonych opinii. Niektórzy rodzice starają się trzymać swoje pociechy pod szklanym kloszem, w krainie Tęczowych Misiów. Osobiście jednak uważam, że świat nie pozostawia nam takiej możliwości. Przemoc, śmierć, różnego rodzaju strachy i źli ludzie zdarzają się wszędzie. W grach komputerowych, wiadomościach, w sąsiednich domach. Dziecko powinno wiedzieć, dlaczego każemy mu zachować dystans w stosunku do obcych osób. Dlaczego nie powinno opuścić placu zabaw za rączkę z tym „miłym panem”. W takiej właśnie edukacji pomocne będą przerażające, ponadczasowe historie, które wiele lat temu stworzył Edgar Alan Poe. Z pewnością również pomogą zrozumieć, jak ważne jest dbanie o innych ludzi (i zwierzęta), a nie wyłącznie o samego siebie.
Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz
Początek roku w wydawnictwie Vesper nie będzie obfitował w spektakularne premiery, ale wydawnicwo postanowiło odświeżyć jeden z tytułów naszej serii Klasycznej Literatury Grozy i zgodnie z licznymi prośbami i sugestiami - wydać go w twardej, kolekcjonerskiej oprawie. Jest to "Frankenstein" Marry Shelley, wraz z dodatkami w postaci klasycznych nowel: "Pogrzeb" George’a Gordona Byrona i "Wampir" Johna W. Polidoriego oraz opowiastek niesamowitych Percy’ego Shelleya. Dzieła te powstały - podobnie jak "Frankenstein" - jako pokłosie pewnego słynnego literackiego wieczoru, o którym szerzej napisał w posłowiu do książki Maciej Płaza, odpowiadający jednocześnie za nowy, doskonały przekład całości. Książkę uzupełniają klimatyczne drzeworyty Lynda Warda. W skrócie - klasyka w najlepszym wydaniu, czyli coś do czego wydawnictwo Vesper powoli przyzwyczaja wielbicieli klasycznych powieści grozy.
Wywiad ze Stefanem Dardą
Dawid Gorczyca: Miałeś w życiu kilka pasji. Podczas studiów muzyka, turystyka, później żeglarstwo. Jak to się stało, że zainteresowałeś się poezją, a następnie rozpocząłeś przygodę z pisaniem?
Stefan Darda: Podejrzewam, że moje pierwsze – bardziej lub mniej literackie – próby zrodziły się ze wszystkich wcześniejszych zainteresowań po trosze. Jakoś tak życie zaczęło mnie uwierać, nadmiernie przyduszało do ziemi i trzeba było coś z tym począć, spróbować przemodelować charakterystykę równi pochyłej, prowadzącej do nadreprezentacji szarości w dniu codziennym. Dzięki pasjom, o których wspomniałeś w pytaniu, optymistycznie stwierdziłem, że mam się czym podzielić z czytelnikiem. Spróbowałem i się udało. Dziś moje życie znów wygląda mniej więcej tak, jak powinno.