lipiec 06, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Znak

czwartek, 06 grudzień 2018 22:04

Bratobójca

Poprzedni tom „Wojny lotosowej”, „Tancerze burzy”, ogromnie mnie się podobał. Może nie jest to literatura wysokich lotów, ale dość przyjemna książka. „Bratobójcę” natomiast czytałam parę miesięcy. I bynajmniej powodem tego stanu rzeczy nie jest liczba stron.

Fakt zabicia Shoguna nie skończył cierpień mieszkańców i nie taki był cel. Aby naprawić to, co człowiek zniszczył, potrzebna jest wojna domowa. Jej ogień ma oczyścić i dać szansę na nowe, lepsze cesarstwo. Buntownicy liczą, że Tancerka Burzy poprowadzi ich do zwycięstwa.

Inaczej niż w pierwszej części tutaj na pierwszy plan wysuwa się nowa postać – Nikt. Dziewczyna jest na samym dnie w hierarchii w społeczeństwie. Jej zadaniem jest opróżnianie pałacowych nocników oraz codzienna walka o przetrwanie. Jej życie nauczyło ją, jak być niewidzialną, a jej praca pozwalała na swobodne poruszanie się po pałacu, dlatego też była idealna jako buntowniczka. A ona miała w końcu poczucie, że jej życie coś znaczy.

Gdzie się podziali Yukiko i Buruu? Niby większość czasu byli obecni, ale jednak ich przygody kompletnie nic nie wnosiły do historii. Zbiegiem okoliczności Tancerka Burzy i Tygrys Gromu znaleźli się dość daleko Shimy (nie jestem pewna, czy pada nazwa miejsca, w którym w teorii główna bohaterka się znalazła) i dość daleko od siebie. Oboje w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Tylko wiecie, co z tego? Seria miała być niby o wojnie domowej, a tutaj przez większość czasu nie jesteśmy nawet w cesarstwie. Gdyby to była osobna historia, a ta książka była powieścią, a nie częścią trylogii, to może i by mi się podobało. Jednakże w tej części niewiele zdarzeń popychało główny wątek do przodu. Miałam wrażenie, że „Bratobójca” jest wypełniony po brzegi zapychaczami czasu, aby tylko było więcej znaków.

Choć całkowicie rozumiem zmianę ciężaru i wprowadzenie nowej głównej bohaterki. Nawet lubię ten zabieg. Gdyby tylko to nie była kopia Yukiko. Ma dokładnie taką samą „moc” i okazuje się, że jest jeszcze bardziej niezwykła i nie tylko czytanie w umysłach zwierząt ją wyróżnia spośród szarego tłumu. Do tego wychowywała się w domu alkoholika. Naprawdę autor nie umiał wymyślić nowej postaci?

Poprzednio zachwycałam się rozbudowanym światem przedstawionym, szerokim wachlarzem postaci oraz idealnym opisem Cesarstwa Shimy. Tutaj tego nie ma. Ja rozumiem, że ten świat już znamy i dokładne opisy potrzebne aż tak nie są, jednakże jak na mój gust autor poskąpił ich nam za bardzo.

Jednak największą wadą dla mnie było właśnie przeniesienie wydarzeń poza Shimę. Jestem ogromnie ciekawa, czy te wydarzenia spoza cesarstwa będą miały jakikolwiek wpływ na fabułę i wojnę, której wyczekuję. Bo poza jakimiś dworskimi utarczkami słownymi i małą walką z Kage nie było za dużo. Bo jeśli okaże się, że tom drugi nie jest konieczny dla podążania za fabułą i można od razu przejść do tomu trzeciego, to będę zdenerwowana.

Tutaj dostajemy jeszcze kolejny trójkąt miłosny (jak ja ich nie znoszę), który wniósł do historii... niepotrzebny romans (bo znów – nie widzę żadnego sensu pojawienia się tej postaci), tajemnicę Buruu, która cały czas się przewija w tle, ale tak naprawdę nie dowiadujemy się, o co w tym chodzi do końca, oraz kolejny nic niewnoszący romans.

Zrozumiałabym, gdyby to była powieść kierowana do nastolatek, ale chyba trzeba zrewidować grupę wiekową. Bo z jednej strony mamy infantylną fabułę, z „nastolatkowym” romansem w tle, z drugiej strony sceny tortur są... dość obrazowe. Chociażby pojawiają się dwie sceny wyrywania oka. No wiecie, jak dla mnie jest to zbyt brutalne w romantycznej powieści o obalaniu tyranii przez młodą dziewczynę z magicznymi zdolnościami.

Podsumowując, nie była to dobra przygoda. Mam wrażenie, że godziny (tygodnie właściwie) z nią były całkowicie daremne i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że dla całej historii te wydarzenia nie są aż tak kluczowe dla fabuły, aby poświęcać mi cały tak obszerny tom. Oczywiście, że sięgnę po kolejny tom, ale teraz bardziej, aby się przekonać, czy moje cierpienia były daremne.

Choć zdaję sobie sprawę, że wielu wielbicieli serii się podoba ta część, co potwierdzają liczne pozytywne opinie, także radzę samemu się przekonać.

Dział: Książki
czwartek, 06 grudzień 2018 21:42

Fantastyczna encyklopedia małych stworów

Często – szczególnie w dzieciństwie – zrzucamy niezrozumiałe dla nas wydarzenia na magiczne istoty. Ja lubiłam (np. po nabałaganieniu) zwalać winę na krasnoludki (bardzo was przepraszam!), ale – jak się okazuje – niewielkich rozrabiaków jest w domu znacznie więcej. Doskonale opisuje je „Fantastyczna encyklopedia małych stworów”, w której absolutnie zakochałam się od pierwszego wejrzenia!

Ta przepiękna książka, od której odrywam wzrok z trudem nawet teraz, przepełniona jest interesującymi, maleńkimi istotami, które żyją w rozmaitych miejscach (nie tylko w domach). Znajdziecie tutaj między innymi: gnoma szkolnego, którego hobby jest ukrywanie przedmiotów będących na wyposażeniu klasy oraz wróżkę biblioteczną, żywiąca się krawędziami kartek książek. Istot jest znacznie więcej, naliczyłam ich ponad dwadzieścia, a... kolejne są do stworzenia! Katarzyna Bach zachęca do kolejnych badań – nad tajemniczym smoczkiem śpiworowym oraz wróżką monitora komputerowego, które są znane tylko z nazwy! Mały obserwator musi sam uzupełnić o nich informacje oraz o pięciu innych, już całkiem nieznanych istotach, bez danych. Muszę przyznać, że to fantastyczny pomysł na zabawę z dzieckiem albo... dorosłym. Ja wyśmienicie bawiłam się z chłopakiem wymyślając coraz to nowe stwory, np. kuchennego trolla, chowającego resztki jedzenia w dziwnych miejscach i lubiącego zapach spleśniałego sera. To idealne zadanie na kreatywność!

Na wyobraźnię wpływają nie tylko same istoty, ale również ich opisy oraz ilustracje. Świetnie, że poza lekkimi historiami o nich, znajdują się tutaj informacje dotyczące bardziej ich biologii: pożywienia, ulubionego zajęcia, rozmnażania, koloru skóry. Styl pisania Alicii Casanovy jest pocieszny i niezwykle życzliwy, można się zaczytać! Serce skradają i ilustracje autorstwa Fernando Falcone, które przedstawiają stwory. Są barwne, groteskowe i urocze, choć niektóre istoty są dość... przerażające (np. skrzat cmentarny), choć nie są całkiem złe. Lubią po prostu rozrabiać, chować rzeczy, przekomarzać się z człowiekiem – ot, urwisy! Niektóre zachowaniem przypominają nawet dzieci.

„Fantastyczna encyklopedia małych stworów” to znakomite dzieło napisane przez Alicię Casanovę oraz opatrzone ilustracjami Fernardo Falcone’a, przeznaczone w moim odczuciu nie tylko dla dzieci, ale i dorosłych. Jestem pewna, że każdy kto sięgnie po tę książkę, zauroczy się jej treścią i – mimochodem – wypatrywać będzie małych stworów u siebie w mieszkaniu. Wesołe komentarze Katarzyny Bach doskonale uzupełniają całość i wywołują uśmiech na twarzy. Polecam z całego serca, to idealny prezent na święta (wewnątrz nie brakuje bożonarodzeniowego motywu). Polecam z całego serca.

P.S. Wewnątrz znajduje się piękny plakat z kilkoma małymi stworami z książki!

Dział: Książki
czwartek, 06 grudzień 2018 10:43

Filary świata. Tir Alainn. Tom 1

Ari, najmłodsza z wielopokoleniowego rodu czarownic, przeczuwa nadchodzące zmiany – zmiany na gorsze. Od wieków jej poprzedniczki opiekowały się Starymi Miejscami, dbając o to, by ziemie te pozostawały bezpieczne i płodne. Ale wraz z nadejściem Letniego Księżyca nastroje wśród jej sąsiadów stają się coraz bardziej napięte. Ari nie jest już bezpieczna.

Dział: Książki
wtorek, 27 listopad 2018 15:28

Ten Count

Szósty tom mangi autorstwa Rihito Takarai jest satysfakcjonującym zwieńczeniem dość osobliwej historii cichego terapeuty i cierpiącego na skrajną odmianę mizofobii sekretarzu. Autorka stworzyła intrygującą opowieść, w której losy dwóch całkowicie od siebie różnych bohaterów łączą się w najbardziej niespodziewanym momencie.

Tomik ten może lekko zirytować fanów tej historii ze względu na spore zamieszanie. Autorka zapragnęła wstrząsnąć czytelnikiem, dlatego też skonfrontowała Shirotaniego z demonami jego przeszłości. Był to bardzo dobry krok ku nadaniu tej opowieści pikanterii i pazura, jednak dalsze zawirowania nie miały zbyt wielkiego sensu. Jakby Rihito Takarai nie do końca miała pomysł na zakończenie tego tomiku, lecz chciała wywołać w czytelniku jak największy dreszcz emocji. Wielu osobom może się to wydawać bardzo naciągane i robione lekko “na siłę”.

Jeżeli chodzi o kreskę, nadal jest ona bardzo staranna i estetyczna. Autorka stworzyła również kilka zdecydowanie bardziej dopracowanych pod względem cieniowania stron, które niebywale umilały lekturę.

Jako iż jest to manga typu yaoi, należy być przygotowanym na sporą dawkę scen erotycznych, przedstawionych w dość bezpośredni sposób. Oczywiście znaleźć tu można swego rodzaju cenzurę, która summa summarum zakrywa bardzo niewiele i od czasu do czasu czytelnika nachodzą refleksje na temat tego, czy taki sposób zatajania treści mogących wywołać u pewnej grupy ludzi oburzenie ma jakikolwiek sens.

Nieczęsto się zdarza, by w mangach tego typu autorka nakreśliła bohaterów tak skomplikowanych pod względem charakteru. Stworzyła ona naprawdę warte uwagi portrety psychologiczne - zarówno Shirotaniego, jak i Kurose. Widać, że wszystkie cechy obu postaci zostały starannie przemyślane, a cała konwencja niesłychanie przeanalizowana.

W “Ten Count” poruszony zostaje problem mizofobii, czyli skrajnego lęku przed różnego rodzaju zabrudzeniami, bakteriami i zanieczyszczeniami. Rihito Takarai znakomicie wykorzystała ten motyw, przy okazji lekko uświadamiając ludzi, że nie jest to w żadnym razie wymysł chorego, a często paniczny strach, którego konkretna osoba nie umie opanować, przy czym Shirotani jest dość niezwykłym przypadkiem, lecz aby poznać szczegóły, należy sięgnąć po pierwszy tom tej krótkiej mangi.

Otwarte zakończenie z jednej strony wywołuje u czytelnika satysfakcję, a z drugiej pozwala na kontynuowanie tej historii we własnej wyobraźni. Autorka nie wyklucza żadnego scenariusza, dzięki czemu opowieść tę można odbierać na wiele różnych sposobów.

Dział: Komiksy
sobota, 24 listopad 2018 13:43

Kłamca 2,5. Machinomachia

Jeśli byłeś przekonany, że Kłamca ma kiedykolwiek urlop, grubo się myliłeś. Ktoś, kto pracuje dla tak ważnej instytucji jak Niebo, nie może pozwolić sobie na chwilę odpoczynku, zwłaszcza kiedy grzeszników ciągle przybywa. Na nową odsłonę przygód Lokiego składają się trzy opowiadania. Już w pierwszym tekście pt. Handlarz snów półbóg znów będzie zmuszony nacisnąć spust swojej niebiańskiej pukawki, aby zadowolić Gabriela i Michała, jednocześnie powstrzymując indiańskiego szamana przed użyciem cennych... snów! W drugim z opowiadań – Swat – Loki spróbuje zabawić się, czego chyba łatwo domyślić się po tytule, w swata – pomoże emerytowanemu Aniołowi Stróżowi przybrać ludzką postać w celu zdobycia pięknej, ludzkiej kobiety. Te dwa teksty stanowią jednak zaledwie przystawkę przed daniem głównym, jakim jest najobszerniejsze, tytułowe zresztą opowiadanie pt. Machinomachia. Tutaj przenosimy się do Tokio, a  głównym przeciwnikiem Lokiego będzie starożytny bóg, który jak nikt wcześniej wie, jak wykorzystać technikę przyszłości i to jeszcze w skali makro. Gwarantuję dużą dozę zamieszania oraz sporo mitologii. Kłamca będzie miał okazję zabłysnąć przed Archaniołami, jednak czy zdoła wykrzesać z siebie tyle sił, by godnie współzawodniczyć z kimś tak potężnym?

Kłamca 4. Kill’em All ujrzał światło dziennie prawie 6 lata temu. Czwarty tom cyklu o Lokim – półbogu na usługach anielskich zastępów miał definitywnie zakończyć jego książkową przygodę. Cóż jednak poradzić, jeśli w głowie autora zaczynają się pojawiać nowe historię z Kłamcą w roli głównej? Jakub Ćwiek najwidoczniej wybrał najlepsze rozwiązanie i postanowił przelać na papier swoje pomysły, czego rezultatem jest właśnie Kłamca 2,5. Stosunkowo cienkie – zalewie lekko ponad 200 stron lektury – dzieło wpasowuje się między drugą a trzecią część cyklu. Co więcej, do tomiku bonusowo dołączona jest gra karciana – Kłamcianka – która powinna przynieść wiele frajdy miłośnikom tego typu rozrywki, lecz którą wcześniej trzeba sobie niestety wyciąć. Wydawnictwo zrezygnowało z osobnego dodatku, tak jak miało to miejsce w wydaniu pierwszym.

Pomysły na nową odsłonę Lokiego zaledwie trzy, lecz moim zdaniem bardzo dobrze spełniające rolę godnej kontynuacji (chociaż może trafniej byłoby użyć słów „godnego dodatku”, zważając na umiejscowienie w całości). Fabuła w każdym tekście jest jak najbardziej dopracowana, nie brak nawet przez chwilę znakomitych pomysłów. Akcja ani trochę nie zwalnia, dzieje się dużo i to chyba największy plus zwłaszcza krótkich form literackich, gdyż z każdą nową historią od razu dostajemy kolejną porcję wrażeń. Styl jak najbardziej przyjemny, książkę można przeczytać w jeden dzień, co też uczyniłem z czystą przyjemnością. Jedyne, czego mi nieco brakowało, to błyskotliwy dowcip głównej postaci, który prezentował się znakomicie w dwóch pierwszych częściach cyklu. W trzecim i czwartym tomie nieco tego poczucia humoru zabrakło, w tym dodatku również. Niemniej nie jest to powód, by książkę ocenić źle. Wydaje mi się, że fanom Kłamcy z pewnością Machinomachia przypadnie do gustu. Czas spędzony na lekturze z czystym sumieniem mogę uznać za owocny!

Dział: Książki
środa, 14 listopad 2018 11:58

Krwawy Księżyc

Od pozostałych małżeństw różni ich tylko tyle, że stanowią zgrany duet światowej sławy pisarzy. Victoria Page oraz Thomas Wilde co prawda tworzą zupełnie odmienne gatunki, a jednak mogą pozwolić sobie na życie na odpowiednim poziomie. Może to brak jakichkolwiek przesłanek, a może odrobina zazdrości sprawiła, że Victoria na wieść o planach stworzenia przez męża swojego pierwszego kryminału doznała lekkiego... wstrząsu? Ostatecznie zawsze wystarczało mu pisanie o realnych, żyjących wcześniej osobach. 

Wraz z nowym planem pani Page zauważa w zachowaniu ukochanego coraz więcej niepokojących rzeczy; byłaby gotowa przysiąc, że chwilami oczy Thomasa stają się jakby... gadzie. Do tego jeszcze fala morderstw, następująca tuż po wydaniu przez niego książki o Księżycowym Zabójcy. Victoria ma coraz większą pewność- zginie z rąk własnego męża. Za dawne obietnice, o których żadne z nich zdaje się nie pamiętać?

W internecie recenzje Krwawego księżyca pojawiały się coraz częściej, niezmiernie mnie kusząc. W końcu jestem ogromną fanką wszelkiego rodzaju powieści grozy, a jako że wierzę w talent rodzimych pisarzy, ta książka w ogóle stanowiła dla mnie nie lada obietnicę. Obietnicę świetnej, niecodziennej historii, okraszonej strachem w najczystszej, psychologicznej postaci. Chodzi mi o tego rodzaju lęk, gdy potworem z Waszych koszmarów staje się najbliższa Wam osoba. I tak zapowiadała się właśnie historia zaserwowana światu przez K. C. Hiddenstorm. 

Wyobraźcie sobie taki scenariusz- w idealnym świecie żyje sobie małżeństwo pisarzy, darzące się uczuciem oraz szacunkiem. Na pierwszy rzut oka wydają się parą idealną, połączoną dodatkowo wspólną pasją: pisaniem. Gdzieś tam na obrębie świadomości pulsuje myśl o zamkniętym w szpitalu psychiatrycznym bracie, aczkolwiek poczucie winy nie jest aż tak duże, by być częstym gościem "w jego skromnych progach". I nagle Twój ukochany zaczyna się zmieniać, choć początkowo te zwodniczo drobne modyfikacje nie są aż tak widoczne. Aż w końcu wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że umrzesz z jego rąk. Ta wizja może przerazić, prawda?

Jak już wspominałam, w czeluściach internetu napotkałam wiele recenzji tejże książki. Gdzieś trafiłam na opinię, jakoby mogła ona pretendować do miana drugiej Misery Stephena Kinga. Cóż, nie do końca mogę się z tym zgodzić. O ile naszej rodaczce nie poszło tragicznie, to też nie jest to arcydzieło grozy. Owszem, pomysł na fabułę jak najbardziej na plus. Również trzymanie nas, czytelników w napięciu wyszło pani Hiddenstorm bardzo dobrze, choć próby "wtopienia" Henry'ego (brata Victorii) w fabułę były chyba nie do końca potrzebne. Bez tej postaci cała historia toczyłaby się równie dobrze. Zastanawia mnie główna bohaterka, Victoria Page. Z jednej strony niby męża kocha, jest szczęśliwa, ale zachowuje się trochę tak, jakby czegoś jej brakowało; może nie tyle od Thomasa, co w ogóle od życia. I mimo że ponoć nie jest zazdrosna o bum, jaki wywołał na rynku literackim Księżycowy zabójca, to... jakoś tak ta zimna emocja z niej emanuje. Jakby sama Page zaczęła żyć niezależnie od stworzonej przez autorkę historii. Coś w tej Victorii tkwi, niestety nie do końca wiem, co. 

Reasumując, pani Hiddenstorm całkiem nieźle poradziła sobie zarówno z tematyką, jak i gatunkiem, który sobie narzuciła. Myślę, że podejmowanie kolejnych prób tworzenia podobnej literatury w przyszłości może zaowocować czymś bardzo dobrym. Na razie jednak czekam, a Wam polecam zagłębić się w świat "zimnej" Victorii.

Dział: Książki
środa, 17 październik 2018 14:03

Kłamca 1

Kłamca był pierwszą książką Jakuba Ćwieka, którą przeczytałem i dzięki której zaczęła się u mnie przygoda z jego twórczością. W ramach kilku recenzji innych dzieł Ćwieka, zawsze gdzieś powracałem do świata Lokiego, jako przykład książki (a raczej cyklu) bardzo dobrej, błyskotliwej, porywającej. Jak się potem okazało, Kłamca w moim odczuciu był najciekawszym tworem, który wyszedł spod pióra Pana Jakuba. Bardzo cieszy mnie zatem wznowienie wydania całego cyklu, który w dodatku został nieco odświeżony przez autora. Nie sądziłem też, że kiedyś szata graficzna książki przewyższy te, które tworzy Fabryka Słów, jednakże okazało się, że jest to możliwe!

Jest jeden Bóg To znaczy był, bo odszedł i dziś nikt nie wie, gdzie się podziewa.

Zanim jednak zniknął na dobre, dał ludziom wyobraźnię, wolną wolę i siłę wiary, a ci wykorzystali owe dary, by stworzyć sobie nowych bogów, półbogów, tytanów i innych, którzy zasiedlili ziemię i wprowadzili nowe porządki.
Aniołowie potrzebują sojusznika, którego nie obowiązują ich rygorystyczne zasady i prawa. Kogoś, kto pomoże im wygrywać w toczących się na ziemi starciach i bez problemu odnajdzie się zarówno pośród istot mitycznych, jak i współczesnych ludzi. Wybór archaniołów pada na Lokiego, boga ognia i kłamstwa z panteonu Asów. Współpraca zaczyna się obiecująco, ale czy ktoś taki jak on da się długo trzymać na krótkiej smyczy?

Przybrany syn Odyna, chociaż od początku stoi na przegranej pozycji w Anielskiej hierarchii, czuje się z tym faktem znakomicie. Błyskotliwy Loki, który mimo, że opowiedział się po stronie Nieba, żyje całkiem... rozpustnie i co lepsze, daleko mu do anielskiej harmonii. I to właśnie jest chyba jego najlepsza cecha, która sprawia, że czytelnik  zaprzyjaźnia się z naszym głównym bohaterem i zawsze mu kibicuje. Wyniesienie na piedestał osoby, która na pierwszy rzut oka jest antybohaterem. A fakt, że nie rzadko wypina się w stronę Niebios dodaje tylko smaczku całości! Pierwszy tom cyklu to zbiór kilku tekstów, które gdzieś tam mają wspólne ogniwo i tworzą fabularną całość. Fajne w książce jest połączenie chrześcijaństwa z mitologią nordycką. Taka tematyka bardzo mi przypasowuje jeśli chodzi o powieści fantastyczne i  jest to też temat dość rozchwytywany na rynku.

Podsumowując powiem, że nowe wydanie Kłamcy - mam szczerą nadzieję - dotrze do osób, które jeszcze nie miały przyjemności spotkania Lokiego Ćwieka, bo z pewnością jest to książka, którą przeczytać należy. Polecam serdecznie!

Dział: Książki
czwartek, 04 październik 2018 10:53

"Nowy dom na Wyrębach 2" pod patronatem

Już 23 października nakładem wydawnictwa Videograf oraz pod patronatem Secretum ukaże się trzecia i ostatnia część cyklu "Wyręby" Stefana Dardy - "Nowy dom na Wyrębach 2".

Dział: Patronaty
środa, 03 październik 2018 11:44

Mass Effect. Anromeda: Inicjacja

N.K. Jemisin & Mac Walters
Mass Effect. Anromeda: Inicjacja

Opis
Porucznik Cora Harper zaciągnęła się do armii Przymierza, by rozwinąć i wzmocnić swoje wyjątkowe talenty biotyczne. Otrzymuje przydział do Córek Talein, oddziału komandosów asari, gdzie staje się znakomicie wyszkoloną i śmiertelnie niebezpieczną łowczynią.
Po powrocie na Ziemię Cora czuje się obco między ludźmi i postanawia dołączyć do Inicjatywy Andromeda jako zastępca Aleca Rydera. Celem misji, którą dowodzi, jest wysłanie stu tysięcy kolonistów w sześciusetletnią podróż w jedną stronę w nieznane. Kiedy niezwykle istotna i niebezpieczna technologia zostaje skradziona, Cora otrzymuje zadanie powstrzymania złodzieja, nim ten wykorzysta swoją zdobycz przeciwko Inicjatywie, a może nawet doprowadzi do udaremnienia misji jeszcze przed jej rozpoczęciem.

Dział: Książki
poniedziałek, 01 październik 2018 10:32

Ziemia złych uroków

Seria FABRYCZNA ZONA, a szczególnie „pomarańczowy trójkąt” S.T.A.L.K.E.R.A. to już marka sama w sobie. Książki z serii bardzo szybko zyskały rzesze wiernych fanów i w bardzo krótkim czasie stały się kultowe. W 2013 roku Michał Gołkowski jako pierwszy wprowadził uniwersum S.T.A.L.K.E.R.a na polski rynek, potem dołączył do niego absolutny klasyk – Wiktor Noczkin, pisarz zza wschodniej granicy, jeden z twórców scenariuszy do gry S.T.A.L.K.E.R. Kolejne premiery wyniosły na stalkerskie salony takie nazwiska jak Krzysztof Haladyn i Sławomir Nieściur, którzy o swą pozycję wśród autorów z Zony nie muszą się od dawna martwić. W tym roku, z przytupem debiutowała Joanna Kanicka.
Tej jesieni Fabryczna Zona wzbogaci się o tytuł, który całą redakcję Fabryki Słów
i Fabrycznej Zony rzucił na kolana!

Dział: Książki