sierpień 18, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Uroboros

czwartek, 09 maj 2019 13:36

Oczy Uroczne

Nazwisko Marty Kisiel jest dobrze znane wśród miłośników luźnej, rozrywkowej fantastyki. Siła Niższa czy Dożywocie zyskały olbrzymią sympatię wśród czytelników. Jednakże śledząc opinię na różnorakich forach internetowych zauważalny jest pewien trend. Trzeba bowiem być świadomym, że Ci czytelnicy Marty Kisiel dzielą się na dwie grupy: zagorzałych fanów oraz osoby, które biorą owe ksiażki za grafomanię i klapę, których zwyczajnie aŁtorka nie kupiła. Ja osobiście stoje gdzieś pośrodku, aczkolwiek za każdym razem jestem ciekaw twórczości Pani Marty i spoglądam na książki z olbrzymią nadzieją na dobrą zabawę, humor i rozrywkę. Jak wypadają zatem Oczy Uroczne?

Książka to kolejna część uniwersum, które poznaliśmy już w Dożywociu oraz Sile Niższej, lecz fabularnie jest całkowicie niezależna od poprzedniczek. Opowiada historię Ody Kręciszewskiej, która kupuje na allegro kawałek działki w środku lasu po okazyjnej cenie. Jej marzeniem jest dom z dala od miejskiego gwaru, internetu i innych ludzi. Kobieta nie wie jednak, że jej marzenie stanie na gruzach Lichotki, którą przecież kryła w sobie magiczne, psotnicze sekrety. Możemy się tylko domyślać, co czeka bohaterkę, a gwarantuje, że fabuła przerosła moje wszelkie domysły!

Jeśli macie możliwość sięgnięcia przed lekturą Oczu Urocznych do krótkiego opowiadania Szaławiła, które autorła wypuściła w świat jakiś czas temu, to zdecydowanie polecam. Jest to swoiste preludium do losów Ody i bardzo pomaga w zrozumieniu całości, aczkolwiek nie mówię, że to konieczność - jeśli Wam nie po drodzę z Szaławiłą, też śmiało możecie zacząć czytać.Tak jak w poprzednich książkach Pani Marty, kluczem do sukcesu powieści jest w moim odczuciu głowny bohater. W tym wpadku Oda - chodząca w różowych glanach dziewczyna z jednej strony jest typem wrażliwca i ciamajdy, ale z drugiej na przykład potrafi profesjonalnie posługiwać się narzędziami typu łopata, młotek, śrubokręt. Takie zestawienie dwóch rożnych osobowości w jednym ciele musi gwarantować dobrą zabawę i tak właśnie jest w tym przypadku. Jak już wspomniałem na wstępie, mam dość mieszane uczucia co do twórczości Marty Kisiel. Miejscami mnie zachwyca, czasami jednak też nudzi. Tutaj jednak wszystko jak dla mnie zagrało: było luźno i sympatycznie, było trochę strachu o bohaterkę i ciekawość jej poczynań. Była fascynacja jej marzeniami, delikatne zauroczenie i mnóstwo humoru.

Mimo powiązań z poprzednimi książkami, to własnie jej bardzo spora odrębność od cyklu, jest dla mnie plusem. Nie chcę mówić tutaj o stylu pisarskim, narracji czy szybkości prowadzenia akcji. Wszystko to stoi na równym poziomie w zestawieniu z całą twórczością autorki. Ten więc, kto ją zna, będzie czuł się... jak w domu. Polecam osobom, które zraziły się do autorki, w jej Oczach Urocznych mogą zobaczyć coś całkowicie świeżego...

Dział: Książki
piątek, 26 kwiecień 2019 10:50

Alyssa i obłęd

Alyssa miała szczerą nadzieję, że jej podróż do Krainy Czarów jest ostatnią, a "przewodnik" po tamtejszych krainach oraz jej przyjaciel z dzieciństwa, Morpheus, da jej choć przez chwilę odetchnąć. Nic bardziej mylnego; w końcu Czerwona Królowa nigdy nie spocznie, póki nie odzyska należnego jej tronu. A przecież zdawało się już, że wszystko idzie ku lepszemu- zła królowa została unicestwiona, Alyssa wyznaczyła swoją zastępczynię na tron Krainy Czarów, tym samym wreszcie mogąc powrócić do "swojego" świata. Tutaj bohaterka ma dom, rodzinę oraz plany na przyszłość: studia, zamieszkanie ze swoim chłopakiem, Jebem i trzymanie się jak najdalej od kłopotów. Zew netherlingów jest jednak silniejszy, a gdy w zaczarowanej krainie na nowo rodzą się problemy, Morpheus stara się za wszelką cenę zmusić Alyssę do pomocy. Dziewczyna nie ma wyboru- albo ona ruszy tropem Czerwonej Królowej, ostatecznie ją unicestwiając, albo zła władczyni przybędzie do jej świata i zabije wszystko to, co Alyssa kocha. Królicza nora po raz kolejny stoi otworem... tylko czy bohaterka znajdzie w sobie odwagę, by do niej wskoczyć?

Alicja w Krainie Czarów ma w sobie coś takiego, co nie tylko przyciąga do owej książki rzeszę czytelników, ale również autorów, pragnących na jej podstawie stworzyć własną, niepowtarzalną historię, okraszoną magią tamtejszych okolic. Czytałam kilka zbliżonych tytułów (m. in. utwór od Jacka Piekary), teraz przyszedł czas na wersję A. G. Howard. Trochę żałuję, że nie rozpoczęłam przygody z Alyssą od pierwszego tomu, ale wszystko można nadrobić.

Główna bohaterka na pozór odstaje od rówieśników jedynie za sprawą dość oryginalnego wyglądu. Nikt -prócz matki- nie wie, kim tak naprawdę jest dziewczyna. Kobieta wie, jak duże znaczenie ma dla córki Kraina Czarów nawet, jeżeli dziewczyna się do tego nie przyznaje. Sama w młodości przechodziła przez to samo, a wybór ludzkiego świata doprowadził ją do zamknięcia w zakładzie psychiatrycznym, który opuściła niedawno. Teraz chce nadrobić stracony czas, choć nie potrafi być do końca szczera względem córki. Zresztą, Alyssa ma też własne tajemnice i to względem osób, które kocha. Planuje przyszłość z Jebem, ale wciąż nie znalazła w sobie dość odwagi, by przyznać, kim jest i co razem przeżyli podczas ostatniego pobytu w Krainie Czarów. A niedopowiedzenia mogą być śmiertelnie niebezpieczne...

Wciągnęłam się w tę historię; oczywiście trzeba zaznaczyć, że jest to książka, gdzie pierwsze skrzypce grają nastoletni bohaterowie, a Alyssa chwilami ma dylemat między uczuciem do Jeba a do Morpheusa (czyli coś, co powtarza się nawet w lekturach o życiu rzeczywistym). Jednak miłość nie wysuwa się na sam początek, owo uczucie jest raczej tłem, motywacją dla głównej bohaterki. Chce ocalić bliskich oraz swojego chłopaka przed Czerwoną Królową, a Morpheusa trzyma na dystans mimo jego nieczystych zagrywek. Ważniejsze jest to, iż dziewczyna czuje wzywający ją zew netherlingów, nie odrzuca swojego dziedzictwa. Plusem jest również to, że autorka pomyślała o czytelnikach, którzy nie mieli w dłoniach tomu rozpoczynającego serię. Nakreśla tło poprzednich wydarzeń, nie robiąc z tego streszczenia pierwszej części. Bohaterowie są ciekawymi postaciami, a do gustu szczególnie przypadł mi sarkastyczny Morpheus, przekonany o swojej wyższości nad śmiertelnikiem Jebem. Nie pokazuje po sobie strachu, często postępuje dość egoistycznie, wręcz siłą zmuszając Alyssę do działania na rzecz Krainy Czarów. Z drugiej jednak strony ma w sobie ludzkie uczucia (o ile można tak powiedzieć o istocie nie z tego świata), które jednocześnie nie przysłaniają mu pozostałych celów. 

Wskoczyłam w sam środek historii, rozpoczynając przygodę z Alyssą od tomu drugiego. Teraz z niecierpliwością oczekuję części trzeciej, bowiem zakończenie Alyssy i obłędu przyniosło mniej odpowiedzi, niż pytań. W międzyczasie planuję nadrobić część pierwszą, aby mieć porównanie postaw stworzonych przez A. G. Howard postaci. Ponowna podróż do Krainy Czarów -tym razem w wersji innego autora- okazała się bardzo owocna. I przyjemna. Zupełnie, jakbym wracała do dawno nieodwiedzanego domu...

Dział: Książki

 Finałowy tom epickiej serii Szklany tron. Nadchodzi ostateczne starcie… 

Ostatnia nadzieja wszystkich, którzy marzą o wolności, tli się na Północy, gdzie Terrasen dzielnie stawia czoła hordom Morath. Tam, gdzie w pierwszej linii szaleje Aedion na czele Zguby. Tam, dokąd zmierzają Aelin, Chaol i Rowan, wiodąc nieoczekiwanych sprzymierzeńców. Tam, dokąd odwraca głowę Manon Czarnodzioba, szykująca plan zjednoczenia wiedźm.
Na mroźnej Północy splotą się nici przeznaczenia. Ale czy pod murami dumnego Orynthu niezwykła intryga Aelin Ashryver Biały Cierń Galathynius znajdzie rozwiązanie? Czy mimo zimnych wichrów, morza krwi i powszechnego przerażenia zakwitnie miłość i nastanie pokój?

Dział: Książki
wtorek, 26 marzec 2019 15:58

Gdzie śpiewają diabły

Magdalena Kubasiewicz dała się poznać jako autorka wszechstronna: spod jej pióra wyszła i dylogia urban fantasy o wiedźmie Sanice, i obyczajowa Sonata dla motyla, i komediowe Topienie marzanny. Teraz do tego grona dołączyło rural fantasy (choć czy na pewno?) o baśniowym rodowodzie – osadzona w realiach polskich wiosek poza czasem powieść Gdzie śpiewają diabły. Czy warto sięgnąć po ten tekst?

Na początek trzeba pochwalić wydawnictwo Uroboros, które robi dobrą robotę, jeśli chodzi o promocję polskiej fantastyki pisanej przez kobiety. Wydają kilka znakomitych autorek i cieszę się, że Kubasiewicz dołączyła do ich „stajni”, ponieważ to wydawca, który nie szczędzi środków na opracowanie i promocję swoich książek – a to rzadka sztuka w dzisiejszych czasach. Okładka nie do końca mi odpowiada, ponieważ „przesunięte” litery w moim odczuciu nie współgrają z treścią, a szare drzewo nie przyciąga wzroku na księgarnianych półkach. Możliwe jednak, że oprawa graficzna wypadła tylko nieco blado przy takich wizualnych perełkach jak Toń Marty Kisiel czy Dom Wschodzącego Słońca Aleksandry Janusz, a obiektywnie nic jej nie brakuje.

Przejdźmy do treści, kwestii dalece ważniejszej. Gdzie śpiewają diabły to dość prosta historia opierająca się na założeniu, iż każdy ma swoją opowieść i nawet ta sama opowieść może brzmieć zupełnie różnie z punktu widzenia różnych osób. Do Azylu, małego miasteczka, w którym numeracja domów szaleje, a jezioro jest czarne, przyjeżdża Piotr, młody mężczyzna poszukujący zaginionej przed laty bliźniaczki, Ewy. Mieszkańcy miasteczka, jak zwykle w takich przypadkach, okazują się niezbyt pomocni, tym bardziej, że  niedawno już stali się obiektem zainteresowania dziennikarzy i policji. Sprawa morderstwa tajemniczej Patrycji jest ściśle związana z wizytą Piotra, lecz mężczyzna nie ma pojęcia, jak bardzo los nieznajomej dziewczyny łączy się z historią jego bliźniaczki oraz miejscową legendą o Diable i jego czarownicy. Prawdy musi szukać w licznych wersjach tej samej opowieści, opowiadanych przez kolejnych mieszkańców Azylu. Tylko czy po taką prawdę przyjechał?

Podoba mi się wpisana w zamysł powieści polifoniczność. Uwielbiam założenie, że nie ma jednej prawdy i jedynie słusznej wersji opowieści, a każdy głos winien zostać wysłuchany, tym bardziej, że autorka stara się wpisać to podejście i w rozwiązania fabularne. Nie powiem, że wyszło w stu procentach, ponieważ zakończyłam lekturę z poczuciem, że niektórym bohaterom dano więcej zrozumienia niż innym – ale czy dało się poprowadzić akcję inaczej? Trudno powiedzieć.

Styl utworu jest baśniowy, orbitujący w stronę gawędy, co stoi w jaskrawym kontraście wobec postaci protagonisty. Ciekawy zabieg, chociaż powtórzenia, nawet celowe, w pewnym momencie zaczynają męczyć. Jest ich za wiele, a budowanie nastroju na tym środku stylistycznym mogłoby się sprawdzić w opowiadaniu, nie w powieści, ponieważ na dłuższą metę wybija z rytmu lektury.

Zresztą, z tym nastrojem jest trudna sprawa. Z jednej strony mamy piękne i dobrze wykonane przeciwstawienie przyziemnego młodzieńca wychowanego w duchu racjonalizmu i pragmatyzmu oraz obcego mu świata, który okazał się idealnym domem dla jego siostry. Na poziomie estetycznym założenia są spełnione w stu procentach. Gorzej z poziomem emocjonalnym: brakuje mi w tym tekście życia. Jako czytelniczka nie czuję strachu o życie Piotra, smutku po śmierci jednej z mieszkanek Azylu ani rozdarcia, gdy na jaw wychodzi, że w sprawie morderstwa Patrycji nie sposób jednoznacznie ocenić winy w kategoriach moralnych. Przyjmuję fakty fabularne do wiadomości, lecz lektura nie wciąga mnie do tego stopnia, bym umiała kibicować lub złorzeczyć bohaterom. Widzę w tym pewien problem z dość powierzchowną konstrukcją postaci, co do których więcej wiemy o ich działaniach niż o charakterze, a także z budowaniem napięcia w tekście – czytelnik od początku wie lub domyśla się, jak cała historia się zakończy.

Ale jeżeli chcecie przeczytać dobrą współczesną baśń i nie przeszkadza wam to, co ja uznałam za wadę, jak najbardziej Gdzie śpiewają diabły polecam, bo to kawałek sprawnie napisanej i dobrze przemyślanej literatury fantastycznej mocno osadzonej w realiach polskiej wsi.

Dział: Książki
niedziela, 17 marzec 2019 12:50

Konkurs: Oczy Uroczne

Gdzie anioł nie może, tam czorta pośle.

Laureatka Nagrody im. Janusza A. Zajdla powraca z nowymi dożywotnikami w kolejnej odsłonie bestsellerowego cyklu!

Wraz z nieoczekiwanym atakiem zimy nadciągają równie niespodziewane kłopoty. Ktoś lub coś grasuje po okolicy, atakując przypadkowe osoby. Tymczasem Bazyl wyraźnie coś knuje i w tej intrydze niespodziewanie zyskuje sprzymierzeńca, zaś przyjaźń Ody z Rochem zostaje wystawiona na poważną próbę. Lecz wszystko to blednie w obliczu tajemnic sprzed wielu lat, jakie skrywa pobliski cmentarz – i niewielki staw w samym sercu ciemnego lasu.

Nadciąga czas nieprzejednanej nocy. Czas śmierci.

Dział: Zakończone
sobota, 02 marzec 2019 22:22

Dwór Szronu i Blasku Gwiazd

Czułam metaliczny zapach krwi. Otaczał mnie z każdej strony. Czerwony płyn pokrywał moje dłonie. Nie rozumiałam, co się dzieje. Czułam strach. Niewyobrażalny strach oraz pustkę. Niepokojąca cisza dzwoniła w moich uszach. Miałam wrażenie, jakby coś zostało ze mnie wyrwane. Bałam się spojrzeć w dół. Wyczuwałam przy sobie jeszcze ciepłe ciało. Nie rozumiałam, dlaczego się przy nim znajduję. Powinnam spojrzeć w dół, ale nie mogłam. Czułam, że stało się coś złego. Coś, czego nie mogłam powstrzymać. Cisza. Ta okropna, bolesna cisza była przerażająca. Wystarczyłby mi tylko szept. Nic więcej. Nie mogłam dłużej odwracać wzroku. Musiał spojrzeć na to, co leżało przy mnie. Nie. Nie to. Kogoś. Musiałam spojrzeć na kogoś, kto leżał martwy u mych stóp. Nie wiedziałam, kim jest, ale czułam, że jest dla mnie ważny. Moje ręce drżały. Czułam pustkę. Byłam niczym. Byłam sama. Moje serce zostało wyrwane. Dlaczego? Nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie. Powoli zaczęłam kierować wzrok w dół. Najpierw zobaczyłam zgruchotane czarne skrzydła. Przesunęłam wzrok na zakrwawione, umięśnione ręce. Wiedziałam, że to, co zaraz zobaczę, złamie mnie do końca. Bałam się tego, ale musiałam to zrobić. Powoli przesuwałam wzrok, aż zobaczyłam twarz... Obudziłam się z krzykiem. Znów to samo. Kolejny koszmar. To, co się stało w trakcie bitwy, zawsze będzie mnie nawiedzało. Choć wygraliśmy, wiedziałam, że to nie koniec...

Sarah J. Maas powraca i po raz kolejny powoduje u czytelnika szybsze bicie serca. Tej kobiecie nigdy nie wolno ufać. Namiesza w głowie, podrzuci fałszywe tropy, a na końcu pozostawi fanów historii Feyry i Rhysanda oraz ich dworu w niecierpliwym oczekiwaniu na kolejne fragmenty. ,,Dwór Szronu i Blasku Gwiazd" to idealny dodatek do całej serii. Mając do czynienia w głównych tomach z szybką, dynamiczną akcją myślałam, że ta część również taka będzie, a tymczasem dostałam przyjemną, ogrzewającą serce historię pokazującą normalne życie bohaterów. Czy ten dodatek był potrzebny? Poznacie odpowiedź na to pytanie, zapoznając się z dalszą częścią recenzji. Zapraszam!
 
,,Prawda jest twoim darem. Prawda jest twoim przekleństwem."
 
Uwielbiana autorka powraca z kolejną odsłoną cyklu Dwór cierni i róż!
Akcja powieści toczy się kilka miesięcy po wydarzeniach z Dworu skrzydeł i zguby. Historia opowiedziana jest z perspektywy Feyry i Rhysa, którzy wraz z przyjaciółmi zajmują się odbudową Dworu Nocy oraz miasta, które uległo znacznym zniszczeniom podczas wojny. Na szczęście zbliża się czas Przesilenia Zimowego, a z nim wyczekiwane ułaskawienie.
Jednak mimo świątecznej atmosfery duchy z przeszłości nie dają o sobie zapomnieć. Feyra, która będzie obchodziła swoje pierwsze Przesilenie Zimowe, odkrywa, że najbliższe jej osoby są znacznie bardziej poranione, niż można by przypuszczać. A to może mieć znaczący wpływ na przyszłość Dworu i całego ich świata.
 
,,Dałam mu siebie - w takiej formie, w jakiej nikt mnie nigdy nie widział. I nikt poza nim by nie zrozumiał."
 
Świat śmiertelników, jak i fae po druzgocącej wojnie z królem Hyberni potrzebuje diametralnej naprawy. Wszystko legło w gruzach. Odbudowa budynków, sklepów, pałaców to pikuś w porównaniu z tym, co zostało zniszczone w żywych istotach. Feyra i Rhysand wygrali, ale to nie koniec. Dwór Nocy potrzebuje odrodzenia, a to nie jest łatwe zadanie, szczególnie że bliscy Feyry cierpią. Kasjan i Azriel borykają się z problemami w illyryjskich oddziałach, które straciły wielu wojowników. Lucien nadal próbuje nawiązać relację z Elainę, która traktuje go, jak powietrze. Mor skrywa o sobie pewną informację, która może spowodować rozłam w wewnętrznym kręgu. Amrena nie może przyzwyczaić się do swej nowej postaci, a Nesta... Nesta przestała istnieć. Przesilenie Zimowe może okazać się wspaniałą okazją na naprawienie relacji i odbudowę dworu. Czy Feyrze i Rhysandowi się to uda? Jedno jest pewne - gwiazdy słuchają. Być może uda się wszystko naprawić.
 
,,Nawet poprzez dawanie prezentów czcimy poświęcenie tych, którzy walczyli za pokój, którym się dziś cieszymy, i za możliwość obchodzenia tego święta."
 
,,Dwór Szronu i Blasku Gwiazd" to krótka opowieść o próbie odbudowy Dworu Nocy. Zbliżające się Przesilenie Zimowe staje się okazją do naprawienia relacji z najbliższymi. Od czasu ostatecznej bitwy wiele się pozmieniało. Niektórzy udają silnych, inni nie potrafią poradzić sobie z tym, co ich spotkało. Pani Maas zaserwowała czytelnikom spokojną, ale również niezwykłą historię ukazującą życie codzienne naszych ulubionych bohaterów, pokazała rozterki ich zajmujące i możliwe scenariusze tego, jak dalej może się to wszystko potoczyć. Jak zawsze, nie zabrakło dużej dawki humoru. Śmiałam się wraz z Rhysandem patrzącym na próby udekorowania domu przez Feyrę i Kasjana. Przeżywałam to, co dzieje się z Nestą. Zaczęłam kibicować możliwym przyszłym parom, które wcześniej mi do siebie nie pasowały. Powrót do świata fae i ludzi pozwolił mi spojrzeć na niektóre sprawy z innej perspektywy. Czego możecie oczekiwać po tym dodatku? Na pewno ciekawego uzupełnienia serii, które wzruszy wasze serca i pozwoli na poznanie tego, co dzieje się w sercach różnych postaci. Sarah J. Maas pozwoliła wypowiedzieć się w końcu innym postaciom, co oznacza przeczytanie rozdziałów z perspektywy innych bohaterów niż dotychczas. Znajdziecie tu również świetny prolog kolejnego tomu, który na pewno nami wstrząśnie. Nie mogę się doczekać, aż zostanie wydany!
 
,,Kasjan przepchnął się obok Amreny, która syknęła na niego ostrzegawczo, po czym zaczął rozrzucać prezenty. Mor złapała swój z łatwością, rozdzierając papier z niemal takim samym entuzjazmem jak nasza najnowsza fae, po czym wyszczerzyła zęby w uśmiechu w stronę generała.-Dziękuję, mój drogi.
Kasjan uśmiechnął się półgębkiem.
-Wiem, co lubisz...
Mor uniosła...
O mało się nie zadławiłam. Azriel również, przy czym on natychmiast obrócił się w stronę Kasjana.
Ten zaś tylko mrugnął do niego.
Z dłoni Mor zwisał wyjątkowo kusy zestaw czerwonej bielizny."
 
Jeżeli stęskniliście się za bohaterami Dworu Nocy i nie możecie poradzić sobie z wszechobecną pustką spowodowaną oczekiwaniem na kolejne tomy, to świąteczny dodatek opisujący przygotowanie do Przesilenia Zimowego pozwoliły wam, choć na chwilę odsapnąć i zregenerować siły na dalsze wypatrywanie informacji o kontynuacji historii wewnętrznego kręgu Rhysanda. ,,Dwór Szronu i Blasku Gwiazd" zabierze was w przyjemną oraz niezwykle zabawną podróż, gdzie poznacie nowe fakty o bohaterach oraz przeżyjecie z nimi te niezwykłe święto. Polecam!
Dział: Książki
niedziela, 24 luty 2019 09:04

Cienie Nowego Orealnu

 -Cthulhu, Katulu, a niech i nawet mu będzie Burek. – Machnął ręką od niechcenia Ducote. – Zmierzam do tego, że proste kultury, kultury magiczne bez względu na miejsce występowania, wiążą religię, obrzędy z reprodukcją warunków bytowych. Kontekst. – Ponownie trącił palcem mackowate oblicze bożka. – Tawaret, egipska bogini chimera: po części hipopotam, lwica oraz Suchos: mężczyzna o łbie krokodyla. W Egipcie nie ma bogów o gębach bizonów, bo bizonów na pustyni brak.

„Cienie Nowego Orealnu” Macieja Lewandowskiego to pozycja łącząca w sobie elementy grozy, horroru i kryminału. Gdzie magia miesza się z ludzkimi sprawami, a bestialskie morderstwa mogą prowadzić do jeszcze większej, bo apokaliptycznej katastrofy. Na pierwszy rzut oka brzmi jak kawał dobrej fabuły, której się spodziewałam i którą tak właściwie dostałam. Ale nie wszystko było takie piękne, jak mi się na początku wydawało, a przyjemność z czytania, pomimo zachwycającej historii była tak naprawdę nikła. Ale o tym później.

Książka zaczyna się w momencie nalotu nowoorleańskiej policji na kryjówkę przemytników, w której niestety oprócz przemytników znajdują również ciało zmasakrowanej czarnoskórej dziewczyny. Sprawą zajmuje się John Legrasse, który jakiś czas temu prowadził podobne śledztwo podczas, którego rozbił szajkę okultystycznych morderców. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo teraz, kiedy ponownie znajdowane są ciała wręcz zaszlachtowanych kobiet, okazuje się, że tamta sprawa mogła być tylko wierzchołkiem góry lodowej o nazwie „pradawna magia i okultyzm”. John wkłada w rozwiązanie śledztwa całe swoje „serce” – czyli ogromne pokłady nienawiści i gniewu do okrutnych oprawców. Wszystko utrudnia fakt, że ktoś wyżej chce ukręcić sprawie łeb jak najszybciej. Jak widać fabuła naprawdę ciekawa. Wartka akcja, świetnie poprowadzony opisy miejsc, walk i wszelkich pojawiających się w książce postaci sprawiają, że historia jest naprawdę wciągająca.

Czy polubiłam głównego bohatera? A i owszem, choć może z tego powodu, że mam słabość do zniszczonych przez życie starszych jegomości. Jednak nie można odebrać Legressowi charyzmy, przenikliwego umysłu i wytrwałości w dążeniu do celu – w tym wypadku znalezienie tego szaleńca, który ubzdurał sobie, że ściągnie do naszego świata jakieś wielkie, złe bóstwo za pomocą kilkunastu martwych czarnoskórych kobiet. Smaczku całej jego kreacji nadają skłonności do agresji, które czasem musi wyżyć na szmacianej lalce.

Kolejnym naprawdę świetnie wykreowanym bohaterem jest sierżant Stuglik – Polak, z którym John walczył na froncie. Chyba jako jedyny w całej komendzie nie boi się powiedzieć swojemu przełożonemu, co myśli o jego poczynaniach . Posiada cięty język oraz naprawdę genialne poczucie humoru, które rozjaśniają od czasu do czasu ponurą aurę, jaka emanuje ze stron książki.

I wszystko wydaje się naprawdę fajne – fabuła, bohaterzy, wątek okultystyczny. Daje szanse na naprawdę świetną książkę, którą powinnam połknąć w jeden wieczór. Niestety Pan Maciej stylizuje całość języka na lata 20 XX wieku, co jest jak najbardziej zasadne, bo fabuła osadzona jest właśnie w tych latach. Ale za sprawą tego książka jest dla mnie tak trudna w odbiorze, że nie byłam w stanie przeczytać na raz więcej niż 50 stron, żeby mój mózg nie stwierdził że ma dość. Dialogi są strasznie ciężkie. Opisy, które jak wcześniej wspomniałam są naprawdę świetne, ale czasem wręcz robią się przytłaczające. A to niestety psuje przyjemność z czytania i to na tyle mocno, że wcześniej wymienione zalety tracą znacznie na sile.

Czy polecam „Cienie Nowego Orleanu”? Mimo wszystko tak, ale nie będzie to książka dla każdego. Odnajdą się w niej fani naprawdę mrocznych klimatów, Ci którzy lubują się w przytłaczających treściach. Ale niestety nie jest to książka dla mnie, pomimo naprawdę dobrej fabuły i świetnej kreacji głównego bohatera, przytłaczający język sprawia, że umiera we mnie radość z czytania.

Dział: Książki

To, co rodzi się w ogniu, w ogniu też umiera

Wraz z przybyciem Palomy, obcej z Zamorza, pojawia się w Cass nadzieja, że świat może wyglądać inaczej. To świat bez plagi bliźniactwa i zagrożeń ze strony Alf i Rady. Ale tam, gdzie pojawia się nadzieja, rodzi się też zagrożenie.
Cass musi zmierzyć się nie tylko z coraz częstszymi wizjami, ale i stawić czoło swojemu morderczemu bratu. Tymczasem Rada, w celu pozbycia się zagrożenia ze strony Zamorza, chce uruchomić pochowaną w przeszłości broń masowego rażenia, by utrzymać swoją władzę nad Omegami. To może być koniec – nie tylko nowego porządku świata, ale i upragnionej wolności. Rozpoczyna się śmiertelny wyścig z czasem.
A to, co zaczęło się od ognia, może zakończyć się tylko w ogniu.

Dział: Książki
środa, 13 luty 2019 14:03

Nomen Omen

Współczesny Wrocław z krótką wycieczką do czasów niemieckiego Breslau, doprawiony sporą dozą czarnego humoru i odrobiną romantycznego ducha.
Los nigdy nie był łaskawy dla Salomei Klementyny Przygody. Wystarczy spojrzeć na jej rodzinę: matka chcąca uwolnić „rozbuchany erotyzm” córki, ojciec żyjący mentalnie w dziewiętnastym wieku i brat Niedaś – społeczny szkodnik, leń i zakała. Nic więc dziwnego, że gdy
tylko nadarza się okazja, Salka ucieka z rodzinnego miasta do Wrocławia.

Nowe życie nie będzie jednak usłane różami. Na stancji panuje żelazna dyscyplina, w radiu i telefonie słychać tajemnicze szepty, a współlokatorem Salki zostaje Roy Keane, dobrze wychowana
papuga gustująca w wafelkach. Na domiar złego, studiujący we Wrocławiu Niedaś w nietypowy sposób okazuje siostrze swoją miłość, próbując utopić ją w Odrze. A to dopiero początek kłopotów…

Dział: Książki
wtorek, 12 luty 2019 17:19

Nomen omen

Czy można wieść zwyczajne życie mając na imię Salomea Klementyna? A na nazwisko – jakby mało było jeszcze nieszczęść - Przygoda? Ten fatalny start z takim imieniem zapowiada wcale nie lepszą przyszłość, bowiem kogoś o takiej tożsamości mogą spotykać wyłącznie klęski żywiołowe i same tragiczne przypadki. I jeśli wydaje ci się drogi czytelniku, że to tobie pech depcze po piętach, to koniecznie musisz sięgnąć po przygody panny Przygody. Poprawa humoru – gwarantowana.

Owa Salomea, Salka – jak wszyscy ją nazywają – to dwudziestopięcioletnia kobieta o bujnych kształtach, z której „bucha erotyzm” (przynajmniej według jej matki). Stojąc na życiowym zakręcie ze zdziwaczałą matką i bratem-nierobem, nicponiem i awanturnikiem, postanawia rzucić wszystko i pomimo swojej paranoi, wyjechać do Wrocławia. Dzięki swojej starej przyjaciółce, która postanowiła szukać szczęścia w Leeds, w Anglii, Salka znajduje zatrudnienie w małej księgarni naukowej mieszczącej się w podziemiach wydziału filologicznego, gdzie (zważywszy na znikomą liczbę klientów) tylko udaje, że pracuje. Nudną pracę rekompensuje za to dosyć osobliwe miejsce zamieszkania, na stancji u ciotki owej przyjaciółki.

Wprowadzając się pod adres, którego nikt nie chciał jej wskazać, do zrujnowanej willi, gdzie wszystko trąci myszką, Salka nie jest nawet świadoma, co ją we Wrocławiu i pod tym osobliwym dachem czeka. Okazuje się, że adres „ulica Lipowa pięć” jest we Wrocławiu dość znany, i to jeszcze z czasów, kiedy miasto nazywano Breslau. Mówiono wówczas o siostrach bliźniaczkach, które ten dom zamieszkiwały, czyli … o czarownicach.

Dziwna gospodyni domu, pani Bolesna, to dopiero początek niezwykłych osób, rzeczy i zdarzeń, które stają się udziałem Salki. Nie dość, że na głowę zwala się jej brat, Niedać, którego właśnie wyrzucono z akademika Roy Keane. Na domiar złego dom wydaje się żyć własnym życiem, zaś z radia i telefonu wydobywają się tajemnicze szepty. I jak tu egzystować w takich warunkach?

Na to pytanie odpowiedzi szukać będziemy w oryginalnej książce autorstwa Marty Kisiel, pt. „Nomen Omen”. Opublikowaną nakładem Wydawnuctwa Uroboros pozycję trudno nawet sklasyfikować, wciąż bowiem zastanawiam się, czy mamy do czynienia z niekonwencjonalną powieścią obyczajową, czy raczej z dość chaotycznym i nieoczywistym kryminałem. Ta wieloznaczność książki sprawia, że z pewnością nie wszyscy czytelnicy będą nią zainteresowani, co więcej, nie każdy będzie poczuwał się w obowiązku, by przedzierać się przez kolejne strony. Będą i ci czytelnicy, którzy zachwyceni pochłoną ją i będą zdruzgotani, że tak szybko się kończy. Ja, choć sceptycznie nastawiona zarówno do stylu narracji, jak i do niektórych bohaterów (w tym brata Salki) przyznać muszę, że czasu spędzonego na lekturze „Nomen omen” nie mogę uznać za czas stracony. Na uwagę zasługuje przede wszystkim sama bohaterka, kobieta wieloznaczna, fascynująca, pomimo ewidentnych skłonności do pakowania się w tarapaty. Osoba głównej bohaterki, w połączeniu z całą plejadą mniej lub bardziej dziwnych postaci, tworzą prawdziwie oryginalną mozaikę, którą pragniemy zrozumieć nawet pomimo tego, iż nie zawsze nam się podoba. Bez wątpienia tę książkę Kisiel można nazwać pozycją nieszablonową - dla wybranych. 

Dział: Książki