Rezultaty wyszukiwania dla: Piękna katastrofa
Piękna katastrofa
„ -Trudno mi uwierzyć, że dostajesz cios tylko wtedy, kiedy na to pozwalasz.
-Chcesz się założyć, Abby Abenathy?- Oczy mu rozbłysły.
Uśmiechnęłam się.
-Dobrze. Idę o zakład, że Hoffman cię uderzy.
-A jeśli nie? Co wygram? (...)
Travis wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Jeśli ty wygrasz, przez miesiąc nie będę uprawił seksu. (...)
-Ale jeśli ja wygram, będziesz musiała przez miesiąc ze mną mieszkać''.*
Nie zawsze układa się tak jak było w planach. Nawet jeśli chcesz uciec od przeszłości, od pewnych rzeczy, zacząć żyć w określony sposób los stawia na twojej drodze kogoś lub coś, co nie pozwala ci zrealizować planów. Przeciwstawienie się przeznaczeniu, to jak walka z wiatrakami, ale ty dopiero się o tym przekonasz.
Osiemnastoletnia Abby Abernathy wraz ze swoją przyjaciółką, Americą udaje się na studia jak najdalej od domu. Chce odciąć się od przeszłości zacząć nowy rozdział w swoim życiu, a to oznacza ubiór grzecznej dziewczynki oraz zero wytatuowanych, narwanych, piekielnie przystojnych i zazdrosnych facetów. Dlatego gdy zwraca na nią uwagę Travis Maddox, zaliczający wszystkie panienki jak leci, biorący udział w walkach i nie uznający żadnych zakazów, robi wszystko by go zniechęcić. Nie wie jednak, że właśnie takim zachowaniem prowokuje chłopaka do tego by próbował przebić się przez mur przez nią zbudowany. W wyniku pewnego zakładu Abby musi zamieszkać z Maddox'em na miesiąc. Co z tego wyniknie?
O „Pięknej katastrofie" czytałam już na długo przed premierą i nawet miałam ją w planach czytelniczych, jednak bez takiego „muszę ją mieć natychmiast". Dopiero opinie zaprzyjaźnionych bloggerek sprawiły, że po prostu musiałam dostać ją w swoje ręce. Już dawno nie ciągnęło mnie do żadnego tytułu, jak do tego. Czy było warto poświęcić na niego kilkanaście godzin z życia?
„Jedyne, czego naprawdę się boję, to życie bez ciebie, Gołąbku".*
Przyznać muszę, że mam ciężki orzech do z gryzienia przy pisaniu opinii, bo mam pewne zarzuty, względem tej książki, ale jednocześnie jestem nią absolutnie i nieodwołalnie zauroczona. Może zacznę od mankamentów, strasznie, ale to strasznie uwielbiam w książkach tego typu, kiedy bohaterowie poznają się powoli, podrywają, oswajają i w ogóle wszystko co towarzyszy początkom znajomości. Bardzo mi tego tutaj brakowało, Abby i Travisowi wystarczyło zaledwie kilka(!) stron aby stali się przyjaciółmi, którzy nie mogą bez siebie żyć. Brakowało opisów, fakt, że nie lubię kiedy są rozwlekłe, ale jeśli byłyby takie jak w dalszej części, to byłoby o wiele lepiej. Co mnie jeszcze drażniło, to niektórzy bohaterowie, ale o nich więcej napiszę za chwilę.
Jamie McGuier ma niesamowity styl pisania, lekki i przykuwający uwagę. Autorka miała pomysł na fabułę i go w pełni wykorzystała. To jak zarysowała przeszłość Abby i jej wpływ na teraźniejszość, nie miała jakiejś szczególnie traumatycznej przeszłości, ale życie dało jej w kość i nie dziwiłam się jej potrzeby ucieczki i reakcji na niektóre wydarzenia. Co nieprawdopodobne naprawdę spodobał mi się również motyw walk Travisa, cóż za adrenalina. Wszystko się ze sobą splatało tworząc spójną oraz logiczną całość pełną wzlotów i upadków oraz walki o własne szczęście. Akcja w tej powieści toczy się szybko i jest pełna zakrętów, chociaż łatwo przewidzieć jej zakończenie, to nigdy nie wiadomo jak będą w danym momencie zachowywać się główni bohaterowie, czy akurat będą się kochać czy drzeć ze sobą koty.
Jeśli chodzi o postacie to sama do końca nie wiem od czego zacząć. O ile rozumiem chęć ucieczki Abby od przeszłości, o tyle trudno mi zrozumieć jej niektóre, irracjonalne, sprzeczne oraz naiwne zachowania. Dziewczyna jest naprawdę mądra i rozsądna, ale w niektórych momentach aż chciało mi się zgrzytać zębami i nie wiedziałam już, mam się śmiać czy załamywać. Jedno wiem na pewno, miłość jest potężnym uczuciem i do tego trochę ogłupiającym. Rozumiem wybaczanie, bo związek to sztuka kompromisów, ale czasem trzeba dać do zrozumienia, że potrzeba więcej starań niż dobry sex. Szczególnie jeśli zrobi się coś bardzo, bardzo głupiego. Travis też nie do końca zyskał sobie moją sympatię. Początkowo nawet go lubiłam, typowy facet ukrywający swoje prawdziwe „ja" za maską luzaka, pokazującego światu, że ma wszystko i wszystkich gdzieś, zarabiającego pięścią. Dopóki nie pokazał, że tak naprawdę jest dupkiem traktującym bliską mu osobę jak rzecz, do której nikt nie ma prawa bardzo mi się podobał. Ok, zaborczość i zazdrość jest fajna, ale w chwili kiedy z twarzy każdego faceta, który śmiał się odezwać lub zachować nie tak jak trzeba względem „przyjaciółki", robi się miazgę – zdecydowanie jest coś nie tak. Owszem, bywa troskliwy, czuły i opiekuńczy, ale w większości czasu nie potrafiłam się do niego przekonać. Tak szczerze mówiąc, to najbardziej podobała mi się postać Americy, takiej przyjaciółki ze świecą szukać! Niezwykle oddana, opiekuńcza, rozumiejąca więcej niż Abby, ale gotowa też potrząsnąć i postawić do pionu. Ponadto niesamowicie waleczna i pozytywnie zakręcona.
Jednak pomimo tego, że Abby oraz Travis strasznie mnie denerwowali, to z zapartym tchem śledziłam ich historię, obserwując ich walkę z przeszkodami i swoimi uprzedzeniami, kibicując temu, by w końcu się dogadali i mogli w miarę normalnie funkcjonować, dałam się pochłonąć tej książce bez reszty. To było tak piękne, a zarazem niezwykle bolesne i gorzkie, tak realnie (no z paroma wyjątkami), że nie sposób nie zachwycić się nad tym tytułem. Ja tej książki nie przeczytałam, tylko wręcz połknęłam. Strony przewracały się praktycznie same, nie zauważałam upływającego czasu, tego co dzieje się wokół mnie. Przez krótką chwilę trwałam w zupełnie innym świecie. „Piękna katastrofa" mnie zachwyciła, jest tak urocza i romantyczna, mogłabym nawet rzec, że bajkowa iż nawet wspomniane niedociągnięcia nie były w stanie powstrzymać mnie od wystawienia takiej, a nie innej oceny. Zdecydowanie będę ją polecać i do niej wracać jeszcze nie raz.
„Piękna katastrofa" powinna trafić do gustu wielbicielom nurtu New Adlut oraz osobą lubiącym książki traktujące o sile miłości oraz walce z przeszkodami, z romantyczną duszą. I chociaż początek trochę mnie zawiódł, Abby ani Travis nie do końca mnie do siebie przekonali, to i tak uważam ten tytuł za jeden z lepszych, jaki było mi jak dotąd dane czytać. Ostatnio w moim przypadku zarwana noc dla książki naprawdę dużo świadczy na korzyść książki. Szczerze polecam, zapewniam, że czeka was masa przeróżnych, a nawet skrajnych emocji.
„To niebezpieczne pragnąć kogoś tak bardzo. Ty próbujesz go ratować, a on ma nadzieję, że ci się uda. To katastrofa".*
*cytaty pochodzą z książki