Rezultaty wyszukiwania dla: P.C. Cast
Dotyk Gwen Frost
Jennifer Estep jest członkinią Amerykańskiego Związku Pisarzy Romansów oraz Amerykańskiego Związku Pisarzy Science Fiction i Fantasy. Na swym koncie ma między innymi serię z gatunku romansu paranormalnego "Bigtime" oraz cykl urban fantasy dla dorosłych "Elemental Assasin". Postawiła sobie za cel napisanie czegoś dla "młodych dorosłych" i tym sposobem światło dzienne ujrzała seria "Akademia Mitu", której polska premiera przypada na 4 października tego roku i ukaże się nakładem wydawnictwa Dreams. Za granicą wydano już trzy części wchodzące w skład tego cyklu ("Touch of Frost", "Kiss of Frost", "Dark Frost"), a czwarty tom ("Crimson Frost"), najprawdopodobniej swą premierę będzie miał w grudniu tego roku. Autorka obecnie pracuje nad piątym tomem, którego premiera przewidziana jest na sierpień 2013 roku.
"Jestem tylko Gwen Frost, Cyganką, która ma wizje, a nie kimś szczególnym, atrakcyjnym, interesującym."
Siedemnastoletnia dziewczyna, Gwen Frost, to główna bohaterka powieści Jennifer Estep. Niedawno straciła matkę i została jej tylko babcia. Zaczęła obwiniać się za śmierć rodzicielki, przez co odsunęła się od swoich dotychczasowych znajomych. Z powodu niezwykłego daru, jaki posiada Gwen, dziewczyna wkrótce trafia do elitarnej szkoły - Akademii Mitu. W rodzinie państwa Frost każda kobieta rodzi się Cyganką odznaczającą się niezwykłym darem. U Gwen jest to tak zwana psychometria, która sprawia, że dziewczyna poprzez jednorazowy dotyk wie wszystko o danej osobie bądź przedmiocie. Jednakże nie są to tylko dobre rzeczy - poznaje bowiem wszelkie skrywane sekrety, związane z daną osobą czy obiektem. Mimo niezwykłej umiejętności, Gwen uważa, że nie powinna znaleźć się w nowej szkole, w której kształcą się potomkowie legendarnych wojowników - Spartan, Rzymian, Walkirii, Amazonek i wielu innych. Oprócz umiejętności walki, posiadają oni dodatkowe magiczne moce, które w sposób szczególny ich wyróżniają. Nasza bohaterka nie potrafi się odnaleźć w nowym miejscu i przez to stroni od ludzi. Tymczasem w Akademii zamordowana zostaje najpopularniejsza dziewczyna w szkole - Jasmine, i to Gwen jest osobą, która znajduje ją martwą na podłodze biblioteki. Zastanawiające jest również to, że zabójcy udało się ukraść Czarę Łez, która była magicznie zabezpieczona przed kradzieżą. Kto chciałby zabić Jasmine i dlaczego? Komu mogło zależeć na Czarze Łez, która jest związana z historią mrocznego boga - Lokiego? I jakim cudem zdołał wynieść ją poza bibliotekę? Nagle dar Gwen może się okazać bardzo pomocny w rozwiązaniu całej zagadki. Jednakże zagłębianie się w sprawę ściągnie na naszą bohaterkę prawdziwe niebezpieczeństwo, które zagrozi nie tylko jej życiu, ale także innych uczniów Akademii.
Mieliśmy już szkołę dla czarodziejów czystej krwi, bądź z rodzin mieszanych ("Harry Potter" - J.K.Rowling). Były szkoły tylko dla wampirów ("Dom Nocy" P.C. Cast), bądź wampirów-morojów i pół wampirów tzw dampirów ("Akademia Wampirów" R. Mead). Teraz mamy Akademię Mitu dla potomków legendarnych wojowników wywodzących się ze starożytności. Zastanawiające jest dla mnie podobieństwo powieści pani Estep do tej, którą napisała P.C.Cast, przejawiające się w głównej bohaterce i jej historii. W "Domu Nocy" mamy Zoey Redbird, która nagle znajduje się w obcej sobie szkole, gdzie okazuje się, że jej dar jest w jakiś sposób wyjątkowy i która staje się wybranką najwyższej bogini - Nyks. W "Akademii Mitu" mamy Gwen, niby zwyczajną dziewczynę z jakże unikalnym darem, która ni stąd ni zowąd ma do czynienia z najwyższą boginią - Nike. W "Domu Nocy" bohaterowie walczą przeciwko okrutnemu bogu - Kalonie, którego wieki temu uwięzili inni bogowie. Gwen staje w szranki z wyznawcami Lokiego - bezwzględnego boga uwięzionego za swe czyny przez inne bóstwa, który teraz chce za wszelką cenę się uwolnić. Do tego dochodzi podobieństwo w najbliższym otoczeniu głównej bohaterki. Zoey ma do pomocy nieustraszonego Starka, który zjawia się za każdym razem, kiedy dziewczynie coś grozi. Dodać można by również Afrodytę - popularna dziewczyna, zakochana w modzie i idąca po trupach do celu. A tu? Jeśli tylko coś dzieje się Gwen, nagle pojawia się Logan i wyciąga dziewczynę z każdej opresji. Nie zabrakło również odpowiednika Afrodyty - mamy Daphne. Chciałoby się rzec: ale to już było!
Z racji tego, iż na główną bohaterkę książki została wybrana Gwen, jest ona najbardziej dopracowaną postacią w powieści. Na drugim planie pojawiają się Daphne oraz Logan, a cała reszta stanowi tło dla tej historii. Całość czyta się stosunkowo szybko dzięki prostemu, wyrazistemu językowi, który jednak momentami łapie delikatne potknięcia w postaci zwyczajowych literówek czy błędów interpunkcyjnych. Nie powiem, historia Gwen jest ciekawa i czyta się ją z nie małym zainteresowaniem. Mamy nowe bóstwa zaczerpnięte z różnych kultur czy mityczne stwory, pojawiające się na kartach powieści. Taki lekki podmuch świeżości... Jednak za delikatny, żeby uznać całość za coś nowego i dotąd niespotykanego. Wystarczy zajrzeć choćby do mitów i legend, gdzie mamy zarówno wspomniane bóstwa, jak i potwory. Dla mnie to za mało.
Fani powieści z gatunku urban fantasy pewnie sięgną po tę książkę - choćby z ciekawości poznania historii dziewczyny obdarzonej magią dotyku. Jednak bardziej wymagający czytelnicy, oczekujący po lekturze czegoś więcej, niż kolejnej mało wyszukanej historii, pewnie nie będą zadowoleni z "Dotyku Gwen Frost". Jest to lekka lektura, dla oderwania się od rzeczywistości, którą czyta się bardzo szybko, ale równie szybko się o niej zapomina. Dlatego kwestię tego, czy sięgniecie po tę książkę, bądź nie - zostawiam Wam, moi drodzy czytelnicy. A jeśli chodzi o to, czy sięgnę po kontynuację tej historii? Pewnie tak, nie lubię bowiem zostawiać niedokończonych opowieści i zawsze daję szansę kolejnym tomom - a nuż będzie lepiej?
Gwiezdne Wojny VIII - pierwszy teaser z produkcji!
Disney i LucasFilm wydali krótki teaser zapowiadający rozpoczęcie produkcji filmu Star Wars: Episode VIII. Zdjęcia ruszyły dzisiaj - 15 lutego 2016 roku w londyńskim studiu Pinewood Studios.
Prawdziwy wiking w developerskim studio – efekt castingu Valhalla Hills
Techland Wydawnictwo niedawno zaprezentowało, jak wyglądał casting postaci do Valhalla Hills - duchowego spadkobiercy serii The Settlers. Obcowanie z wikingami przysporzyło tylu niespodzianek, że twórcy gry postanowili zatrudnić prawdziwego wikinga w roli konsultanta. Wiking z krwi i kości w developerskim studio? Taka wizyta nie mogła przebiec spokojnie.
Wyzwolona
No i wreszcie! Po 2042. dniach od premiery pierwszego tomu „Domu nocy" ukazała się ostatnia, dwunasta odsłona tegoż cyklu. Czytelnicy na całym świecie mogli w końcu objąć umysłem całość i docenić (lub nie) rozwój fabuły. Czy zakończenie warte było oczekiwania? Czy na jaw wyszły niespodziewane sekrety? Czy Zoey wreszcie się ustatkowała? Te pytania oraz wiele innych miały zostać rozwiane lekturą finału spod pióra duetu P.C. i Kristin Cast.
Jak na wielkie bum po sześciu latach, to okładka „Wyzwolonej" wypada wyjątkowo słabo. Bardzo ciemna, mało charakterystyczna, ginie w zestawieniu z jedenastoma starszymi siostrami. Wciąż posiada matowe i lśniące elementy oraz wypukły tytuł, ale to trochę za mało, by zrobić wrażenie na czytelniku, który wcześniej miał w dłoniach jedenaście (albo i więcej, licząc z dodatkowymi historiami) podobnych tomów. Przyznaję szczerze, że liczyłam na więcej.
Zoey trafia do więzienia, gotowa odseparować się od wszystkich wampirów i zginąć w męczarniach. Tymczasem Neferet wprowadza w życie swój ostateczny plan – pragnie stworzyć własną świątynie i tytułować się boginią. Manifestując siłę posiadanych umiejętności dopuszcza się coraz rozliczniejszych zabójstw. Tylko Zoey i jej krąg mogą pokonać mroczną uzurpatorkę. W ostatecznym starciu dobra ze złem, zwyciężyć może tylko jedna strona. Nie obejdzie się bez ofiar...
„Wyzwolona" powinna być jedną z tych powieści, których nie da się zapomnieć. Po tylu spotkaniach czytelnika z lawinami akcji, nagłymi zwrotami w fabule; po przetrwaniu rozlicznych dramatów i zgonów; w nagrodę za wytrwanie do tegoż jakże przeciąganego finału – po tym wszystkim „Wyzwolona" zdecydowanie powinna być niczym salwa najdroższych, chińskich sztucznych ogni. Tymczasem nie jest. Konstrukcją, sposobem budowania akcji i dawkowaniem napięcia nie różni się niemal niczym od poprzednich tomów. Równie dobrze mógłby powstać trzynasty, bo historia nie wydaje się definitywnie zamknięta. Nie ma więc przesadnie drogich fajerwerków. Ba, nie ma nawet zimnych ogni.
I znowu, tak jak w „Ujawnionej", najjaśniejszym punktem powieści okazuje się Neferet. Bogini, jak każe się tytułować, nie zna litości. Jest okrutna, bezkompromisowa i za wszelką cenę dąży do zrealizowania założonych celów. Do tego dochodzą jeszcze takie cechy jak przesadna wiara w swoje możliwości i ignorowanie sił przeciwnika. Chociaż Neferet dokonuje naprawdę niemiłosiernych morderstw, to jako jedyna z całej książki wydaje się być „ludzka". Jej konsekwencja, upór i wady czynią ją bardziej naturalną niż Zo-Mary Sue, która otwiera tę część jak ostatnia ofiara losu.
Trup rzecz jasna ścieli się gęsto, ale pozostali bohaterowie nie do końca to zauważają. Jedni przejmują się bardziej, inni mniej, ale w ogólnym rozrachunku zachowują się tak, jakby nie dostrzegali bilansu strat, jakie ponieśli od pierwszego tomu. Moja grupa studencka nie liczy nawet połowy osób, które zakończyły żywot na kartach „Domu nocy".
Językowo widać, że P. C. i Kristin Cast nieszczególnie przyłożyły się do tego finału. Absurdalność niektórych dialogów czy zwrotów bije miejscami wszystkie części cyklu razem wzięte. Co gorsza dochodzi również do najtragiczniejszej możliwej kombinacji, czyli pseudomłodzieżowego bełkotu z ckliwymi wyznaniami i mądrościami rodem z przerysowanych, zesterotypizowanych spotkań starożytnych filozofów. Nie wierzę w to, że autorki nie potrafiłyby zrobić tego lepiej.
Po „Wyzwolonej" zaczęłam cieszyć się, że to już koniec tej serii. Szczerze powiedziawszy, to po tak kiepskim finale wydawanej tyle lat serii, nie jestem pewna, czy kiedykolwiek jeszcze sięgnę po cokolwiek tychże autorek. Zwłaszcza, że ostatni obrazek finalnego tomu okazał się już tak kiczowaty i mdły, że książkę zamykałam z obrzydliwym posmakiem przedawkowania cukru. Nie mam nic przeciwko literaturze młodzieżowej, ale są jakieś granice. Abstrahując od kiepskich wzorców językowych, to kreacje bohaterów pozostawiają wiele do życzenia pod względem rówieśniczych autorytetów.
Ujawniona
Nie mogę uwierzyć, że minęło już sześć lat od chwili, gdy po raz pierwsze sięgnęłam po serię „Dom nocy". Nie sądziłam wtedy, że będzie to seria aż tak liczna, że zajmie połowę jednej z moich półek, a i to bez historii pobocznych, których jeszcze nie miałam okazji zgłębić. Przez ten czas wiele się wydarzyło. Zmieniło się moje podejście do cyklu, który kiedyś traktowałam jako dość wysokiej jakości rozrywkę, a obecnie jako jedną z najbardziej kiczowatych i chwilami naprawdę „obciachowych" propozycji książkowych.
Okładki zawsze były mocną stroną tegoż cyklu i w tym zakresie nic się nie zmieniło. Ewoluowało jednak logo wydawnictwa, więc subtelną zmianę w stosunku do wcześniejszych tomów widać, a to nieco mnie smuci. Zwłaszcza, że seria zajmuje u mnie jedno z bardziej rzucających się w oczy miejsc. Zachowano jednak mimo wszystko kolorystykę i wypukłość czcionki, więc nie będę bardzo psioczyć i narzekać. Jest dobrze, wysoki poziom jakości wizualnej pozostał zachowany.
Fabularnie wszystko toczy się utartym torem. Neferet, już zupełnie odmieniona, sieje grozę, strach i zniszczenie, a do walki w obronie moralności i spokoju staje Zoey oraz jej krąg. Dziewczyna zmaga się nie tylko z odpowiedzialnością za losy świata, ale również z własnymi, wewnętrznymi demonami. Aurox-Heath działa na nią w bardzo niepokojący sposób, a Stark na każdym kroku okazuje zazdrość i staje się bardzo zaborczy. Na domiar złego jest jeszcze stara magia kamienia proroczego, która zaczyna odsłaniać swoje drugie oblicze oraz Afrodyta, której wizje stają się coraz bardziej drastyczne. A nie o wszystkich mówi Zoey i kręgowi...
Jedenasty (sic!) tom serii otwiera raczej niespodziewany zgon. Wierzę, że są wśród fanów serii czytelnicy, których on zasmuci i zmartwi. Nie ma ich za to wśród bohaterów, którzy na śmierć postaci im bliskiej i obecnej od samego początku cyklu, niemal nie reagują. Co się stało? Gdzie zniknęło współczucie? Gdzie podziała się choćby szczątkowa wiarygodność psychologiczna? Naprawdę? Jedenaście tomów i zabrakło nawet ckliwej przemowy? Drogie panie Cast, mogłyście ją chociaż jakoś widowiskowo czy bohatersko uśmiercić, nawet Martin nie robi swoim czytelnikom podobnych numerów!
Poza tym w książce właściwie brakuje zaskoczeń. Sercowe rozterki Zoey zaczęły mnie nużyć już dawno. To bardzo niepokojące, że nikt podobnie niezdecydowanej dziewczynie nie przypiął jeszcze łatki latawicy – w prawdziwym świecie nie cieszyłaby się dobrą reputacją. Wyidealizowany Stark działa na nerwy, a reszta ekipy to tylko mgliste tło, narzędzia w rękach Zoey, która niekoniecznie prezentuje się jako wyposażona w zdolności przywódcze. Tyle dramatów, tyle tragedii, a ona nie zmieniła się ani odrobinę. Wciąż te same błędy i dziecięce odsuwanie problemów.
Jedyną zaletą „Ujawnionej" wydaje się rozbudowanie postaci Neferet. Oczywiście pomysł z jej dramatyczną przeszłością (w takiej formie) uważam za przesadzony, ale ukazanie etapów, które musiała przejść, by stać się królową mroku, pochwalam. Zaakcentowanie także dobrych stron jej osobowości sprawia, że nie jest postacią szkicową i jednowymiarową, chociaż Neferet nie należy również do bohaterów wyjątkowo dobrze wykreowanych. Po prostu na tle innych występujących w książce, prezentuje się nieco lepiej.
Kiedy zaczynałam przygodę z tą serią, język pań Cast aż tak mnie nie irytował. Podśmiewałam się z „prawie młodzieżowych" zwrotów już na początku tej drogi, ale w sytuacji, w której świat bohaterów zaczyna się robić coraz bardziej mroczny, a oni sami doświadczyli już wielu dramatów, mogliby przestać reagować na kolejne wydarzenia tak infantylnie. „O w mordę"? „Ty nadęta cipo"? Poza tym – kto w ogóle tak mówi? Większość „młodzieżowych" zwrotów występujących w książce, wypadła z obiegu lata temu i już kiedy ja byłam nastolatką, uważało się je za pochodzące z prehistorii.
„Ujawnioną" warto przeczytać wyłącznie dla Neferet, która w finale profanuje chyba wszystko, co można sprofanować. Teoretycznie zero zahamowań autorek w opisywaniu podobnych wydarzeń powinno podnosić średnią wieku czytelników, ale poza natężeniem brutalności i ogólnej degrengolady nic się nie zmieniło. Jeżeli dotarliście dalej niż do połowy cyklu, warto serię skończyć, ale jeżeli jej nie zaczęliście, to... Lepiej się jeszcze zastanówcie.
Edycja Specjalna Veto w sprzedaży
W sklepie internetowym wydawnictwa Veto pojawiła się "Edycja Specjalna Veto". Są to zestawy dodatkowe, w których znaleźć można karty z "Malleus Maleficarum", karty z dodatków wchodzących w skład formatu klasycznego oraz także boostery - niespodzianki.
Patronat: Zakażenie
Z końcem sierpnia 2015 swoje miejsce będzie miała premiera powieści "Zakażenie" Scotta Siglera.
Na obszarze Ameryki tajemniczy patogen przemienia zwykłych ludzi we wściekłych morderców, psychopatów kierowanych przerażającym, obcym planem. Ludzkość odpiera ataki, ale po każdej bitwie choroba reaguje, dostosowuje się, stosując wyszukane strategie i błyskotliwe sztuczki, aby oszukać swoich prześladowców. Jedyne możliwe wyjaśnienie: epidemia jest napędzana nie przez ewolucję, ale przez jakąś wrogą inteligencję.
Kacper Omylanowski - Niedostrzegalni
Londyn, 17 września 1349
Kowal John Trevor biegł ulicami Londynu. Co chwila niespokojnie oglądał się za siebie, tak jakby ktoś go gonił. Jednak była noc, co oznaczało, że nikt normalny nie kręcił się po mieście o tej porze. John uciekał coraz dalej, aż nagle skręcił w jakąś obskurną uliczkę. Wiedział, że źle wybrał. Była to Aleja Burtona. Po zachodzie słońca, w karczmie „Pod Pijanym Drozdem" leżącej nieopodal, gromadziły się największe zbiry Londynu. Trevor nie mógł jednak już zawrócić i biegł dalej. Nagle, drzwi osławionej gospody otworzyły się tuż przed nim. Kowal usłyszał wyraźny szept:
- Jeśli nie chcesz zginąć, właź do środka! – szepnął mężczyzna.
- Ale... – zaczął John.
- Nie dyskutuj! – warknął nieznajomy.
Zrozpaczony rzemieślnik wszedł do oberży. Rozejrzał się niespokojnie. Przyjęły go nieprzyjemne spojrzenia i krótkie, nienadające się do powtórzenia, stłumione obelgi. Sama gospoda jednak wydawała mu się być przytulna. Wtem, ktoś złapał go za kołnierz. Przerażony uciekinier nie krzyczał, aby nie wywołać salwy śmiechu, lecz ostrożnie obejrzał się za siebie. Ujrzał wysokiego, szczupłego mężczyznę, przyodzianego w czarny aksamitny płaszcz. Miał na oko około trzydzieści lat. Zlękniony kowal ostrożnie zapytał:
- Czy to ty mnie zawołałeś?
- A myślisz, że ktoś inny przejąłby się twoim nieszczęsnym losem? – odpowiedział nieznajomy z wyraźną ironią w głosie.
- Dlaczego mi pomogłeś? – spytał Trevor.
- Choć ze mną. – odparł po chwili milczenia obcy.
Zaczęli wspinać się po schodach. John szybko dostał zadyszki, lecz nieznajomy z wdziękiem piął się coraz wyżej. W końcu dotarli na piąte piętro. Mężczyzna otworzył drzwi do pokoju nr 47 i wszedł do środka. Kowal z niepokojem rozglądnął się po pokoju. Było tam okno, łóżko, stół i dwa krzesła. Klasyczny wystrój pokoju gościnnego w zajeździe, lecz coś sprawiało, że Trevor czuł się nieswojo. Nagle mężczyzna zdjął płaszcz. Kryła się pod nim wspaniała czarna zbroja i matowa srebrna katana. Nieznajomy nagle zaczął mówić:
- Czy wiesz, dlaczego cię ścigano? Pozwól, iż zaspokoję twoją ciekawość. Dwa tygodnie temu, w południe, przed sklepem niejakiego Sewerusa Spritcha, potrącił cię zaprzęg. Nie wiem, jakim cudem, ale przeżyłeś. Powinieneś był zginąć. Osoby, które cię ścigają, uznały, że oszukałeś ich boga śmierci i za karę musisz zginąć. Najlepiej jak najszybciej. Miałeś szczęście, gdyż goniły cię największe niedojdy w dziejach kasty tych wojowników. Podejrzewam, że już jutro zostaną złożeni w ofierze, aby darowano im niedopilnowanie swoich obowiązków. Mimo wszystko, wciąż masz problem.
- Jaki? – zapytał John.
Nieznajomy nagle przysunął się do niego. Spojrzawszy mu w oczy, wyszeptał:
- Jestem od nich znacznie lepszy.
W ułamku sekundy wyciągnął katanę i przebił biedaka na wylot. Kowal jeszcze tylko raz spojrzał na niego ze zdumieniem, a potem skonał. Mężczyzna wypowiedział nad jego ciałem bezgłośną modlitwę. Zadanie zostało wykonane. Uratował honor swych towarzyszy z kasty. Z czystym sumieniem podszedł do okna, otworzył je, skrzyżował ręce na piersi i wyskoczył.
Ballycaste, Irlandia, 18 lipca 2006
- Kochanie, pośpiesz się! Nie zdążymy na samolot!
Ann Denver coraz głośniej krzyczała na swojego męża, Richarda. Rude włosy idealnie odzwierciedlały wybuchowy charakter tejże drobnej kobiety. Jej współmałżonek, znacznie wyższy i słuszniejszej budowy ciała, właśnie wyszedł z domu taszcząc cztery walizki: trzy z garderobą jego żony, jedną tylko przeznaczył na przewóz swoich dóbr. Zdaniem Ann, poruszał się o wiele za wolno. Zaczęła jeszcze bardziej poganiać męża przypominając mu, że ich lot nie jest ubezpieczony. Richard w końcu odpowiedział na docinki żony:
- Przypominam ci, że kobiety kiedyś walczyły o bycie na równi z mężczyznami. Jak widać, emancypacja się kończy, gdy trzeba taszczyć walizy. Gdyby nasi przodkowie od razu na to wpadli...
- Natomiast ja ci przypominam, że jestem w ciąży i nie mogę dźwigać- odrzekła jego ukochana z uśmiechem na ustach
Mąż również się uśmiechnął i z wysiłkiem wrzucił walizki do bagażnika. Razem wsiedli do starego garbusa i ruszyli w kierunku Belfastu. Wspominali razem spędzone trzy lata, snuli plany na przyszłość, zastanawiali się, czy odnajdą się w roli dwójki młodych rodziców. Mimo, iż ciąża była zaplanowana, oblewały ich zimne poty na myśl, że będą musieli wychować potomka. Szybko jednak przestali sobie zaprzątać głowę problemami. Skupili się na teraźniejszości. W Belfaście czekał już na nich samolot, który miał lecieć do słonecznej Hiszpanii. Mieli tam spędzić najbliższy miesiąc, z dala od wszelkich trosk.
Mniej więcej w połowie od obrzeży miasta do lotniska, utknęli w korku.
- Miałem nadzieję, że dotrzemy bez problemów- powiedział Richard.
- Mamy jeszcze dużo czasu- stwierdziła Ann, spoglądając na zegarek.
Tkwili już w korku od piętnastu minut. Wściekła Ann zaapelowała do męża:
- Aaaargh! Nie mam zamiaru dłużej czekać! Idę!
- Dokąd?- zapytał zdziwiony mężczyzna.
- Pogonić tych patałachów!- wrzasnęła.
To było do niej podobne. Richard domyślał się, że wyniknie z tego jakaś paskudna awantura, która przedłuży postój, lecz nie zdążył jej powstrzymać. Ann w oka mgnieniu znalazła się na początku zatoru drogowego. Z furią ryknęła na kierującego pojazdem łysego Azjatę:
- RUSZ SIĘ! PRZEZ CIEBIE SPÓŹNIĘ SIĘ NA SAMOLOT!
Azjata, w normalnych warunkach, prawdopodobnie zląkłby się, słysząc niespodziewany, głośny krzyk. On jednak tylko spojrzał na rudowłosą swymi przekrwionymi oczyma i nagle wyciągnął nóż. Ann krzyknęła głośno:
- Richaaaaard!
Później upadła na asfalt, kiedy nieznajomy dźgnął ją w brzuch.
Richard, słysząc krzyki żony, bez wahania pobiegł w jej kierunku. Był znakomitym sprinterem. Kiedy ujrzał swoją umiłowaną w kałuży krwi, ryknął niczym byk i rzucił się w kierunku napastnika. Zaskoczony Azjata nie zdążył zareagować. Wściekły nieznajomy kopnął go z całej siły w dłoń, wytrącając mu puginał, następnie uderzył go w szczękę. Skośnooki padł nieprzytomny. Ktoś wysiadł z samochodu i zadzwonił po pogotowie. Richard pojechał karetką z ranną żoną, zapominając o swoim prześlicznym niebieskim garbusie i wakacjach w Hiszpanii.
Richard oczekiwał w szpitalu w Belfaście na informacje o swojej żonie. Nie martwił się o dziecko: wiedział, że nie przeżyło. Ogarnęła go rozpacz. Pomyślał, że ich życie nie będzie już takie samo, że ten uraz pozostanie w jego głowie aż po kres dni. Z głębokiej zadumy uwolnił go lekarz:
- Czy to pańska żona została dźgnięta przez odurzonego kokainą Azjatę?- zapytał.
Richard potwierdził. Medyk spojrzał na niego w uśmiechem na ustach:
- Jej stan jest stabilny, nic nie zagraża jej życiu.
Mężczyzna odetchnął z ulgą w duchu, jednak z jego twarzy nie zszedł grymas. Zauważył, że lekarz cały czas się uśmiecha. „Coś jeszcze musi być na rzeczy, skoro ten typek cały czas się szczerzy" – pomyślał. Doktor zaczął mówić:
- Pańskie dziecko...- nagle przerwał, zauważywszy niespokojną reakcję męża rudej awanturniczki.
- Posłuchaj mnie. Nie toleruję masochistów. Jeśli masz się śmiać ze śmierci mojego dziecka, to daj upust psychopatycznym skłonnościom tam, gdzie cię nikt nie widzi- wycedził przez zęby Richard. Lekarza jednak nie zraziła furia małżonka pacjentki:
- Dziecko przeżyło. Nóż zatrzymał się tuż przed płodem- oświadczył medyk.
Normalny człowiek rozpłakałby się ze szczęścia i nie ukrywając łez, dziękował Bogu i lekarzom. Ale nie Richard. Nie uwierzył w słowa chirurga. Musiał sprawdzić, czy to prawda. „Czy to w ogóle możliwe?"- myślał. Pobiegł do pokoju żony. Zanim został wyproszony przez policjantów, spytał Ann:
- Co z naszym dzieckiem?
Ukochana nic nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się i zaczęła płakać ze szczęścia. Dopiero wtedy uwierzył, że jednak zostanie ojcem. Usiadł przed salą żony i zaczął śpiewać „What a Wonderfull World". Znał ten utwór na pamięć pomimo, iż ostatni raz wykonywał go dla żony, gdy dowiedział się, że będzie tatą.
Richard, za radą pielęgniarki, wynajął pokój w hotelu. Przeczekał tam noc. Nic nie mogło zepsuć jego humoru, nawet telefon, w którym poinformowano go, że jego auto wywieziono na lawecie, a koszty przewozu będzie musiał ponieść on, najszczęśliwszy człowiek, jakiego nosiła Matka Ziemia. Nagle przypomniał sobie, z jakiego powodu znalazł się w garbusie razem z żoną, ponad 100 kilometrów od domu. Myśląc o wycieczce, zasnął.
O piątej nad ranem zbudził go telefon. Półprzytomny mężczyzna bezwiednie wziął komórkę w dłoń i odebrał. To dzwoniła jego żona. Uśmiechając się, nacisnął zieloną słuchawkę i usłyszał:
- Kochanie, przyjedź natychmiast. To bardzo pilne- w głosie Ann słychać było niepokój.
- Już pędzę- odpowiedział.
Hotel znajdował się pół kilometra od szpitala. Po chwili Richard był już przy swej miłości.
- Co się stało?- zapytał.
- Ktoś tu był. Próbował wejść do pokoju. Policja mówiła, że był uzbrojony- odpowiedziała Ann ze łzami w oczach.
- Na szczęście nic ci nie jest. A co z tym człowiekiem?
- Policjanci zastrzelili go, gdy próbował się tu dostać-odrzekła kobieta. –Na szyi miał bliznę w kształcie jakiegoś ptaka, chyba sępa.
- Czego on mógł od ciebie chcieć?- zapytał coraz bardziej niepokojący się Richard.
- Nie wiem!- nagle wybuchła jego żona. –Może to jakiś wspólnik tego naćpanego Azjaty, może jakiś przestępca... O Boże, kochanie, wracajmy jak najprędzej do Ballycaste.
- Pani Denver, śledczy chciałby zadać pani kilka pytań- usłyszało młode małżeństwo.
- Poczekam na korytarzu- zapewnił małżonek Ann.
Przesłuchanie trwało godzinę. Richard zdążył skrócić długość swoich paznokci o połowę za pomocą zębów. Po tym czasie, śledczy wyszedł z sali. Richard usłyszał ciche łkanie narzeczonej. Zlękniony, objął ją i zapytał, co ją tak zasmuciło. Usłyszał coś, co zbiło go z nóg:
- Richard... On... To jakaś sekta... Będą chcieli...- Ann co chwilę dostawała ataki spazmatycznego płaczu.
- Co? Co będą chcieli?- zapytał spokojnym głosem jej mąż, aby trochę ją uciszyć.
- Zabić nasze dziecko...- wyszeptała i zaczęła głośno szlochać.
Richard zaniemówił. Spojrzał przez okno i utkwił wzrok na matce z niemowlęciem, spacerującą pobliskim parkiem. Nie mógł dopuścić do śmierci swojego dziecka. Postanowił, że zrobi wszystko, aby je ocalić, niezależnie od konsekwencji. Przytulił Ann i uspokajał ją całe popołudnie, aż ta, wyczerpana, usnęła. Wrócił na korytarz, usiadł na krzesło i zasnął.
Rankiem zbudził go policjant, mówiąc:
- Panie Denver! Ktoś do pana i pańskiej żony!
Szybko wstał i ruszył na spotkanie osobnikowi w czarnej sukni. Widok ten był zaskakujący, ponieważ nikt nie wiedział, czego ksiądz szuka w szpitalu.
- Witam pana- podjął dialog nieznajomy w habicie. –Nazywam się Jose Rylski. Jestem parapsychologiem, zajmującym się badaniem śladów okultyzmu i różnych sekt. Wysłano mnie, abym Państwu pomógł. Mamy pewne podejrzenia, że w przyszłości Państwa dziecko może paść ofiarą jakiejś kasty.
- Pewnie, moje dziecko chcą zabić Illuminati- burknął Richard.
- Aż tak źle nie jest- odparł niezrażony Jose.
-Ma pan ciekawe nazwisko, ojcze Rylski- zauważyła Ann.
- Jestem z pochodzenia Polakiem- stwierdził ksiądz. –Nie o tym jednak przyszedłem porozmawiać. Chcę uświadomić wam, co grozi dziecku. Dwa dni temu do sali próbował się dostać jakiś mężczyzna z blizną w kształcie sępa. Był to auditor zakonu Insensibiliter, co po łacińsku znaczy tyle, co „Niedostrzegalni". Ugrupowanie to powstało w XII w. Kasta ta wierzy w dwóch bogów: bóstwo życia Raula i bóstwo śmierci Mora. Jeśli człowiek w jakiś niewytłumaczalny sposób oszuka śmierć, ich zadaniem jest dokończenie dzieła Mory. Według ich religii, oszukiwanie boga jest zbrodnią. Nie można ich powstrzymać. Wasze dziecko będzie musiało się ukrywać do końca życia.
- Czy nie ma jakiegoś sposobu na uratowanie maleństwa?- zapytała Ann.
- Możliwe, że jest rozwiązanie. Niejaki Izaak Burton, w XV w. opublikował „Dziennik Zabójcy". Był on Insensibiliter, lecz postanowił od nich odejść. Przed śmiercią spisał wszystkie informacje o kaście w dzienniku. Jedyny egzemplarz znajduję się w Brytyjskiej Bibliotece, w Londynie.
- W takim razie jadę tam- oznajmił od razu Richard.
- To nie takie proste- zaoponował Jose. –W Londynie znajduje się siedziba tych sekciarzy. Nawet w komisariacie nie mógłbyś czuć się bezpiecznie. Oni dopadną cię wszędzie: poczynając od publicznej toalety, kończąc na opancerzonym bunkrze rodem z ZSRR. Lecz jeśli jesteś zdecydowany, zabierzemy się tam razem.
- Ksiądz zostaje- powiedział spokojnym głosem Richard. –Ktoś musi pilnować Ann.
- Dam sobie radę!- nagle wybuchła Ann. –Nie jestem dzieckiem!
- Ale... - zaczął jej mąż.
Nie było jednak dane mu skończyć. Żona posłała mu mordercze spojrzenie, ucinając dalszą dyskusję. Tacy już byli: Ann, choć drobna, potrafiła wystraszyć krzykiem niejednego, a Richard, choć muskularny i wysoki, nie miał nic do dodania, gdy jego ukochana wrzeszczała na niego.
- Jak chcesz wrócić do domu?- zapytał.
- Odbiorę garbusa z parkingu- odparła, wciąż nieco rozjuszona.
Richard niepewnie spojrzał na księdza, ten jednak kiwnął tylko głową. Zrezygnowany, przystał na warunki żony i księdza.
Następnego dnia byli już w Londynie. Ponieważ trzeba było działać szybko, dostali się tam samolotem. Bez trudu znaleźli bibliotekę. Niestety, była zamknięta z powodu renowacji. Zdesperowany Richard nie chciał czekać dwóch tygodni na otwarcie. Postanowił, że włamie się do biblioteki w nocy.
- To zły pomysł, dziecko- Jose próbował mu przemówić do rozsądku.
Richard, nie chcąc angażować księdza w przestępstwo, nocą, samotnie wszedł szybem wentylacyjnym do biblioteki. Można ją najtrafniej opisać jednym słowem: potężna. Niemożliwością było znalezienie tam poszukiwanej książki, zwłaszcza że istniał tylko jeden egzemplarz. Lecz „Dziennik Zabójcy" był bardzo charakterystyczny. Okładka była czarna, litery grawerowane kolorem srebrnym, czerwone ornamenty przy rogach okładki. W trakcie jego poszukiwań, nagle do biblioteki wszedł strażnik, zaniepokojony tajemniczymi dźwiękami. Zobaczywszy Richarda, zapytał:
- Kim ty jesteś?
- Nie sypnij mnie, to moje dziecko może nie umrze- odpowiedział tajemniczy nieznajomy buszujący po książkach.
Strażnik nie rozumiał, o co chodzi, lecz chwilę później uśmiechnął się i wyciągnął srebrną katanę. Ruszył biegiem w kierunku Richarda. Ten, zaskoczony przebiegiem wydarzeń, spadł z drabiny, na której szukał książki. Wylądował na podłodze, łamiąc lewą rękę, lecz strażnik był w gorszej sytuacji. Drabina spadła wprost na niego, uśmiercając biedaka na miejscu. Obolały Richard wstał i zauważył, że za pasem niedoszłego napastnika jest książka, której szukał. Nagle ogarnął go strach. Musiał coś sprawdzić. Przewrócił prawą ręką drabinę i obrócił trupa na plecy. Ujrzał bliznę w kształcie sępa. To był Insensibiliter. A on, Richard Denver, zabił go. Przerażony, wyszedł głównym, niepilnowanym już wyjściem.
Udał się do noclegowni, w której czekał zaniepokojony Rylski. Po krótkiej konfrontacji słownej przejrzeli dziennik. W ciągu jednej nocy poznali wszystkie tajemnice Niedostrzegalnych. Ofiary zabijali za pomocą srebrnej katany, choć gustowali również w broni palnej, w czasie pełni księżyca wysyłali tzw. venatores, którzy polowali na najgroźniejsze cele, takie jak prezydenci, czy weterani wojenni. Mieli swe siedziby w każdym kraju, ich główną siedzibą był Corfe Castle. Aby odnaleźć ich siedzibę, należało poszukać fresku przedstawiającego sępa, a następnie kierować się na zachód. Znaleźli również to, czego szukali. Istniały cztery sposoby na uratowanie celu: musiał on zostać Insensibiliter, zabić przywódcę kasty, udowodnić, że nie oszukał śmierci lub poświecić czyjeś życie za swoje własne. Pierwsze dwa były oczywiście niemożliwe do spełnienia przez płód mający osiem miesięcy, odnalezienie dobrowolnego męczennika było równie nierealne, jednak przekonanie zabójców, że się mylą, było możliwe, choć szalone.
Jose wydawał się być niepocieszony, podobnie jak Richard. Jednak ten pierwszy nie miał dzieci ani żony. Jednak Denver postanowił, że najpierw wyleczy złamaną rękę. Po trzech tygodniach ruszył do miejsca, gdzie swą siedzibę mieli Insensibiliter: do Corfe Castle. Z pozoru romantyczne ruiny skrywały morderców szkolonych z pokolenia na pokolenie. Po długich poszukiwaniach, na jednej z najgorzej zachowanych ścian, znaleźli wymalowaną podobiznę sępa. Biorąc za kompas pień porośnięty mchem, bez trudu określili kierunek zachodni i tam też się udali. Natrafili na jaskinię. Wyglądała tak, jakby ktoś usilnie chciał ją ukryć przed innymi, lecz zrobił to wyjątkowo nieudolnie. Weszli tam, oświetlając drogę latarką. Na szczęście, jaskinia nie rozdzielała się na żadne odnogi. Po około pięciu minut dotarli do końca tunelu. Zaczęli się rozglądać, aż nagle podłoga się osunęła, a oni spadli w dół do podziemnego jeziorka. Było ono dość głębokie. Jose nie umiał pływać, lecz dzięki interwencji Richarda, nic mu się nie stało. Gdy wyszli z wody, natychmiast otoczyła ich szóstka auditore. Nie fatygowali się oni nawet wyciągnąć katany. Spojrzeli na nich z kpiącym uśmiechem i zaczęli błyskawicznie się wspinać po ścianach jaskini. Nagle Ryski zauważył, że jaskinia, w której się znaleźli, wyglądem przypomina arenę rodem z czasów gladiatorów. Złudzenie to przywodził również fakt, że ponad nimi były wydrążone długie tunele, które jednak bardziej przypominały widownię. Klimatu dopełnili również widzowie, którymi byli Insensibiliter, skandujący dwa słowa: Mortem i Jaaqub.
- Co to Mortem? I o jakiego Jakuba chodzi?- spytał się Rylskiego Richard.
- Mortem po łacińsku oznacza śmierć. Jaaqub po hebrajsku znaczy tyle, co „ten, którego Bóg ochrania"- odparł zlękniony ksiądz.
- Dla mojego dziecka zrobię wszystko- odparł Richard z determinacją w głosie. –Jose, zapytaj się ich, proszę, kim jest ich Jakub- szepnął księdzu do ucha.
- Quis Jaaqub?- krzyknął Rylski.
- Hic est Jaaqub- usłyszeli zza pleców.
Gdy się obrócili, ujrzeli dwumetrowego człowieka o aparycji zapaśnika z tą różnicą, że dzierżył w dłoniach potężną srebrną katanę i nosił czarną, bogato grawerowaną i wysadzaną klejnotami zbroję. Nie nosił hełmu i cały czas się szczerzył, ukazując liczne braki w swym uzębieniu. Miał długie, tłuste, posklejane włosy, które sięgały mu do ramion. Wtem, z widowni, ktoś zakrzyknął:
- Incipe!
- Zaczyna się- bąknął Rylski
Z widowni zrzucono dwa nagie miecze, na wzór ostrzy, którymi posługiwali się europejscy rycerze: niegodnym byłby fakt, że osoby poza kastą dzierżą katany. Wyglądały bardzo oryginalnie: pokrywała je rdza i wydawało się, że wystarczy tylko jedno uderzenie w zbroję, aby pękły. Zirytowani Richard i Jose zaczęli krzyczeć na sekciarzy, aby ci dali im chociaż broń, która nadaje się do użytku. Ci jednak zignorowali dezaprobatę początkujących gladiatorów. Zaczęli zagrzewać swojego zawodnika do walki, bezustannie skandując jego imię. Zrezygnowany Richard chwycił miecze w dłonie.
- Odsuń się - powiedział do księdza.
Jose nie mógł uwierzyć w taką przemianę wewnętrzną tego człowieka. Ann opowiadała mu, że jest on osobą rozsądną, stroniącą od kłopotów. Teraz przed Rylskim stał zdeterminowany wojownik, walczący o życie swojego dziecka. Człowiek, który bez wahania jest w stanie poświęcić swoje życie.
- To venatores- zauważył ksiądz.
- Odsuniesz się w końcu?!- krzyknął Richard.
Jose, który wyczuł w jego głosie determinację, odsunął się. Wyciągnął z kieszeni przemoknięty różaniec i zaczął się modlić w duchu.
Tymczasem Jaaqub zaatakował przeciwnika, wyskakując w niebo i próbując zabić go już w pierwszym starciu. Tak jak myślał Richard, nie miał do czynienia z osobą inteligentną. Szybkim ruchem odsunął się na bok, pozwalając broni spokojnie opaść. Potężny Insensibiliter próbował zaskoczyć przeciwnika, lecz ten stał obok jego miecza, kpiąco się uśmiechając. Nie potrzebna mu była większa zachęta. Z głośnym wrzaskiem na ustach zakręcił młyńca w powietrzu i ciął przeciwnika na wysokości pasa. Zabiłby go, gdyby ten nie stał dwa kroki dalej i nie śmiał się do rozpuku. W rzeczywistości robak strachu wiercił mu potężną dziurę w brzuchu, lecz chciał rozjuszyć zabójcę, aby ten podejmował zbyt pochopne działania. Jak na razie jego plan sprawdzał się w stu procentach. Po każdym nieudanym ciosie Jaaqub był coraz bardziej wściekły. Jego uderzenia stawały się szybsze, lecz mniej finezyjne. Teraz Richard niemalże tańczył, unikając ciosów, przy okazji drwiąc z pokaźnej tuszy rywala. Mniejsza z tym, że łacinnik nie rozumiał nic z siarczystych przekleństw. Drażnił go jedynie ton, w jakim je wypowiadał. Postanowił, że szybko zakończy tę walkę. Unikając ciosów, Richard zbliżał się do ściany. Jaaqub, zauważywszy ten fakt, uderzał coraz szybciej. Richard zauważył to samo dopiero, gdy dotknął plecami muru. Potężny venatores stał nad nim, śmiejąc się głośno. Wzniósł miecz do ostatecznego ciosu. Gdy broń opadała, Jose zasłonił oczy. Richard podjął wtedy próbę ratowania swojego życia. Przeturlał się pod nogami napastnika, błyskawicznie obrócił i zanim szabla jego rywala do końca opadł na ziemię, wskoczył mu na plecy. Pochwycił lewą ręką jego szyję. Jaaqub znajdował się w dramatycznej sytuacji, ponieważ jego katana złamała się przy uderzeniu w ścianę. Wyrzucił ją i postanowił, że zrzuci natrętnego wroga ze swoich pleców. Na tym jednak się skończyło. Richard, rycząc głośno, wbił miecz w kolczugę na plecach wroga. Jego zbroja z tyłu była mniej chroniona, aby dawać swobodę ruchów. Zszokowany Jaaqub krzyknął z bólu, lecz sekundę później Denver dokończył swoje dzieło, przebijając łacinnikowi kark. Martwe ciało najlepszego venatores, Insensibiliter Jaaquba Ar'Khasha, upadło na ziemię z hukiem. Jose przecierał oczy ze zdumienia, lecz w duchu dziękował Bogu za tak fortunne dla niego zakończenie pojedynku. Richard wyciągnął miecze z trupa i spojrzał na tłum, uśmiechając się. Był to naprawdę straszny widok: umięśniony mężczyzna z zakrwawioną twarzą, trzyma dwa nagie miecze ubroczone osoką i na dodatek się szczerzy. Nagle, z widowni zeskoczył szczupły mężczyzna z kapturem na głowie. Podszedł do Richarda i powiedział:
- Wypadało by ci pogratulować, ale straciłem swojego najlepszego człowieka. Cóż, ja coś straciłem, ty coś zyskałeś- oświadczył nieznajomy.
- Ty znasz ang... Przepraszam, to dość głupie pytanie- wtrącił Jose, lecz jak słusznie zauważył, niepotrzebnie.
- Przeżyłeś walkę z jednym z najlepszych szermierzy na całym świecie, pomijając nasze dziesięcioletnie szkolenie. Jestem pod dużym wrażeniem- powiedział mężczyzna.
- Tak, ale kim jesteś?- zapytał Richard.
- Jestem Maxime Insensibiliter, George Taurus. Ale wydaje mi się, że mnie znasz- rzekł, odsłaniając kaptur.
Richard nie dowierzał własnym oczom. Przed nim stał strażnik Brytyjskiej Biblioteki. Ten, na którego spadła drabina. Co prawda, gdy ostatni raz go widział, jego twarz oświetlał jedynie blask księżyca, lecz to z całą pewnością był on.
- Jakim cudem przeżyłeś?- zapytał się Richard.
- Potrzeba czegoś więcej, abym opuścił ten świat- zauważył George.
- Dlaczego twoi ludzie nie próbowali cię zabić?- zauważył Jose.
- Cóż, szczerze mówiąc, próbowali. Dwudziestu z nich rozkoszuje się zapachem kwiatów nagrobnych- odpowiedział George, pozwalając sobie na kpiący uśmieszek.
- Jak zapewne się domyślasz, nie przyszedłem tu w celach towarzyskich- szybko uciął rozwijającą się konwersację Richard.
- Racja. Jako zwycięzca możesz sobie życzyć co tylko zechcesz- uznał mistrz Niedostrzegalnych.
- Daj spokój mojemu dziecku- wycedził chłodno triumfator.
George niespokojnie zaczął przechadzać się po arenie. Był wyraźnie podminowany. Z jednej strony, Richard swą walecznością zapewnił dziecku „odkupienie". Z drugiej zaś, po śmierci Raul i Mora rozliczą go z dobrych i złych uczynków. Za oszczędzenie celu, który oszukał śmierć, kara była nieznana, lecz z pewnością niewyobrażalnie okrutna, zwłaszcza, jeśli takiego zaniedbania dopuścił się sam Maxime Insensibiliter. Poza tym, George również żył tylko dzięki temu, że oszukał śmierć. Ten argument przeważył. Podjął decyzję. Obrócił się w stronę dwójki „gości" i przez chwilę milczał. Chwilę później powiedział:
- Dobrze. Oczyścimy twojego potomka. Możesz odejść.
- Jaką mam pewność, że mnie nie okłamiesz?- zapytał Richard.
- Przysięgam na istnienie Raula i Mory- odrzekł George, krzyżując ręce na piersi.
- Dobrze. Jak stąd wyjść?- spytał Jose.
- Moi ludzie zaprowadzą was do wyjścia.
Przybysze powoli ruszyli w kierunku bramy, jednak zatrzymał ich maxime.
- Nie dam rady poinformować ludzi, których wysłałem do pozbycia się dziecka. Będziesz musiał ich zabić.
- Ilu ich posłałeś?- zapytał Jose.
- Pięciu, z czego jednego zabiła policja.
- W takim razie pozwól, że zachowam miecze, którymi zabiłem Jaaquba- odrzekł Richard.
- Tak się stanie- zgodził się George.
Prowadzeni przez dwójkę auditore Richard i Jose w milczeniu kierowali się w stronę wyjścia. Co jakiś czas uśmiechali się do siebie na myśl o niedawnych przygodach. W końcu dostrzegli wyjście. Insensibiliter opuścili ich i wrócili do swej bazy głównej. Richard zakrzyknął radośnie. Udało mu się ocalić dziecko. Jednocześnie sobie uświadomił, że czwórka Insensibiliter wciąż zagraża życiu maleństwa. Szybko udali się do Londynu, następnie do Londynu i samolotem do Belfastu, dalej stopem aż do Ballycaste. Jose postanowił, że nie opuści przyjaciela i pojedzie z nim do rodzinnego domu. Zauważywszy Insensibiliter, ukryli się w krzakach. Dwójka z nich wyciągnęła Ann z domu, jeden z nich szlifował sztylet a ostatni rozpalał świece i ułożył je na rogach figury usypanej z popiołu przypominającej pentagram. Richard chciał od razu rzucić się na nich, lecz uznał, że warto było zaczekać na odpowiednią chwilę. Przywiązali oni Ann do dziwnej konstrukcji przypominającej średniowieczne narzędzie tortur do rozciągania kończyn. Trójka z nich zaczęła żałośnie zawodzić. Dzierżący sztylet auditor zaczął mówić:
- Moro! Poświęcamy ci oto człowieka, który oszukał cię! W zaistniałej sytuacji niezbędna będzie również druga ofiara z dorosłej kobiety, która nosi w łonie zbrodniarza! Przyjmij ich tedy, Pani!
Richard wpadł na genialny plan. Jose wszedł na dach i zakrzyknął:
- Sprzeciwiam się!
Zdezorientowani zabójcy zaczęli się rozglądać. Jeden z nich zakrzyknął:
- Kimże ty jesteś, ażeby przerywać nasze najświętsze rytuały?
- Jam jest Raul! Wypuście tą niewiastę!
Insensibiliter nie byli przygotowani na taką informację. Nie mógł być to nikt obcy, ponieważ tylko wtajemniczeni znali imiona bóstw. Żaden z ich towarzyszy nie ośmieliłby się naśladować boga. Uznali zatem, że to najprawdziwszy bóg życia Raul. Jednak Ann rozpoznała głos ojca Rylskiego i uśmiechnęła się.
Richard wyczuł swój moment. Wiedział, że Jose nie będzie w stanie trzymać długo zabójców w szachu. Zresztą mąż rudej nie miał ochoty na pokojowe zakończenie. Pragnął krwi tych osób. Wyskoczył z krzaków i kopnął najbliżej znajdującego się auditore w plecy. Ten, poleciał na towarzysza z nożem, który niepotrzebnie obrócił się, słysząc hałas. Jego przyjaciel nadział się na nóż rytualny, ginąc na miejscu. Wściekły nożownik ruszył w kierunku napastnika, jednak sztyletu używał tylko do zabójstw, nie do walki, dzięki czemu Richard zyskał znaczącą przewagę. Ciął go najpierw w nadgarstek, wytrącając mu broń, a następnie pchnął do w brzuch oboma klingami. Trzeci próbował zajść Richarda zza pleców, jednak Ann ostrzegła męża o napastniku. Ten, zaalarmowany, wykonał pchnięcie przez ramię za plecy, godząc Niedostrzegalnego w klatką piersiową. Czwarty, uznawszy, że nie ma szans, zaczął uciekać. Udałoby mu się, gdyby nie pewien drobny szczegół. Potknął się o rękę martwego przyjaciela i upadł na ziemię, lecz nie dane było mu podnieść się. Richard z prędkością atakującego męża doskoczył do uciekiniera i wbił mu oba miecze w plecy, aż po samą rękojeść. Szybko wyciągnął je i rozciął więzy, którymi przywiązano Ann. Ta, ze łzami w oczach, rzuciła się na niego. Richard Również płakał, tyle że ze szczęścia. Tak niewiele brakowało, a wróciłby do domu i zastałby martwą żonę i dziecko. Już nic nie mogło im zagrozić. Ksiądz Jose Rylski zszedł z dachu. Zobaczywszy małżonków, uśmiechnął się. Nagle wpadł na szalony pomysł:
- Czy Bóg związał wasz los do śmierci?- zapytał.
- Nie?- odrzekli zaskoczeni.
- Mam bardzo ambitny pomysł- powiedział, uśmiechając się.
Ann Denver I Richard Denver zostali połączeni węzłem małżeńskim 1 sierpnia 2006 roku, w Ballycaste. Nie było żadnych gości. Sceneria do ślubu była wprost idealna: brak ludzi, jedzenia, cztery trupy przed domem i zakrwawiony małżonek. Jose zakupił działkę przy ich domu, porzucając Belfast. Tydzień później Denverowie zostali rodzicami Georga, nazwanego, choć to może wydać się dziwne, ku czci Taurusa, Maxime Insensibiliter, który „oczyścił" ich dziecko. Cała czwórka żyła długo i szczęśliwie, bez kontaktu z kastą Niedostrzegalnych.
Czego chcieć więcej?
* opowiadanie bierze udział w konkursie http://secretum.pl/konkursy/item/282-konkurs-na-fantastyczne-opowiadanie
Zuzanna Marciniak - Stal i złoto
Część pierwsza
Darron
1
Księżniczka krzyczała bardzo głośno dopóki Darron jej nie zakneblował. Gwałcił ją szybko, mocno, całkowicie nie przejmując się faktem, że skradł dziewictwo najstarszej córki króla Casterii. W sumie to nawet był tym uradowany. Zrobił to z dwóch powodów. Po pierwsze: nienawidził tego starego skurwiela, który swoją tłustą dupą zasiada na tronie i potrafi tylko pić wino lub krzyczeć na służbę, że chce więcej owego trunku. Po drugie: zawsze chciał to w końcu jej zrobić. Zwykły seks go nie interesuje. Lubi, jak robi to mimo woli dziewcząt, czuje wtedy nad nimi władzę. W dodatku, księżniczka była ładna i ciasna. Nie dość, że zatruł krew króla, to jeszcze czerpał z tego przyjemność.
Głośno jęknął i skończył w niej. Nasienie zmieszało się z jej dziewiczą krwią spływającą po jej udach .
Byłoby wspaniale, gdybym spłodził bękarta. Dałbym tej tłustej świni w koronie kolejny powód do hańby- pomyślał, a na ustach Darrona zawitał uśmiech, który był odzwierciedleniem jego okrucieństwa.
Wyciągnął szmaty z ust księżniczki, a ta od razu swoim krzykiem podniosła alarm w zamku.
Mężczyzna uderzył ją mocno w twarz. Dziewczyna wypluła dwa zęby. Na ten widok znowu się uśmiechnął.
Do komnaty weszli strażnicy zaalarmowani głośnym krzykiem dziewczyny. Błyskawicznie skrępowali gwałciciela i zaprowadzili go prosto do lochów.
Darron nigdy nie był tak szczęśliwy jak teraz.
2
Darron jest już uwięziony od trzech dni. Karmią go dwa razy dziennie czerstwym chlebem i solidnym kubkiem wody. W celi panował fetor fekaliów i niemytego ciała. Chociaż jest tu stosunkowo krótko, to już zdążył złapać wszawicę. Zapewne przez tę brudną pryczę, na której spał.
Szczęście, które miał w sobie zaraz po zgwałceniu księżniczki całkowicie ustąpiło uczuciu wściekłości na króla, który wciąż nie pojawił się w jego celi w celu przesłuchania go. Jakby ta sprawa w ogóle go nie obchodziła.
Dziś rano dowiedział się od strażnika, niegdyś kumpla od kielicha, że jutro odbędzie się jego egzekucja, bez żadnego procesu. W dodatku będzie ona miała miejsce na małej polanie niedaleko zamku, na której na pewno nie zmieszczą się tłumy, o jakich marzył Darron.
W sumie, to nawet bym się nie zdziwił, gdyby zmieniono mi zarzuty z gwałtu księżniczki na kradzież drogiego wina z królewskiej spiżarni. Stanę się kolejnym głupcem, który chciał wypić coś bardziej luksusowego. A suma sumaru to każdy kończy zarzygany pod biesiadnym stołem- i ci, co pili gorzałę, i ci, co konsumowali te cholerne wina. Nie będzie procesu, nie będzie tłumu, nie będzie sławy i upokorzenia świniaka.
-Dostanę chociaż kielich wina lub czegoś mocniejszego w ostatnią noc mojego życia?- Zapytał strażnika, jednak pytanie pozostało bez odpowiedzi.
Wieczorem do posiłku dostał kielich czegoś, co w zapachu było raczej szczynami, a nie winem.
Mógłbym to wypić, udając, że to złote wino wprost z Archipelagu Lynx
Jednak nie wypił nawet kropli. Uznał, że swoim myśleniem może i oszuka mózg, ale na pewno nie język, a tym bardziej żołądek.
Mieliby ze mnie niezły ubaw gdybym w drodze na ścięcie srałbym co trzeci krok.
O suchym gardle poszedł spać, bo jak nie będzie jutro wypoczęty, to jego plan, który ułożył jeszcze przed zgwałceniem księżniczki może nie wypalić.
To musi wypalić. Po prostu musi. Nie po to potajemnie ćwiczyłem przez pół roku, by tak po prostu zginąć.
Te słowa wypowiadał w myślach raz za razem, jak mantrę. Jak kołysankę, która sprawiła, że wyjątkowo szybko zasnął.
3
Dzień egzekucji. O świcie przyszło wyjątkowo dwóch strażników z balią wypełnioną lodowatą wodą, w której Darron musiał się umyć, a potem ją wypłukać podłogę z wszelkich nieczystości, które tam zostawił. Następnie odwiedziła go jedna z tych służących, które lubił klepać w tyłek gdy szły przed nim po schodach. Drżącymi rękami podała mu strój, w którym przypadło mu zginąć. Chociaż słowo „strój" w tym momencie jest zbyt wyszukane. Określenie „szmata", „łachmany" lub „worek po ziemniakach" byłoby lepsze. Mężczyzna się nie poskarżył, jednak na widok łachu, w którym miał iść na stryczek wyrwało mu się długie westchnięcie. Gdy się rozbierał, zauważył minę służącej pełną odrazy i zażenowania widokiem nagiego ciała.
-Tak w ogóle, to ten kutas był w cipce księżniczki, wiedziałaś o tym? Zgwałciłem ją i spuściłem się w niej. Darła się jakby jej rękę ucinali. Dlatego tu wylądowałem. Zabawna historia, prawda?
Przerażona dziewczyna wzięła poprzednie ubranie Darrona i uciekła z celi, zapewne po to, by powiedzieć swoim koleżankom po fachu, co się tutaj wydarzyło.
Przynajmniej coś po mnie zostało. Jak już mnie tu nie będzie, to skurwiel będzie musiał się też zmierzyć z plotkami, które roznoszą się w zamku jak grzyby po deszczu.
Mężczyzna skrzywił się ubierając łachmany. Potem jednak się uśmiechnął. Nie mógł się doczekać, aż strażnicy przyjdą po niego, a on zrealizuje swój plan.
W końcu! Więzień usłyszał głośne tupot strażniczych butów. Szybko podciągnął się na gzyms zdobiący ścianę nad drzwiami i używając siły swoich muskularnych rąk wspiął się tam i czekał, aż wejdzie pierwszy z nich.
Darron wiedział z czasów, kiedy sam bym strażnikiem w tym zamku, że najpierw do celi więźnia wchodzi jeden strażnik, który sprawdza, czy więzień nie zastawił jakieś pułapki (zdarzyły się już takie przypadki, gdzie więźniowie używali kałuży własnej krwi, której sobie utoczyli aby strażnicy się poślizgnęli i upadli dając czas na ucieczkę), a gdy jest wszystko w porządku, to wchodzą pozostali.
Strażnik wszedł do środka. Mężczyzna na niego skoczył i użył swojej mocy, którą ukrywał przed wszystkimi, kiedy tylko się narodził. Potrafił nakładać iluzje. Mógł sprawić, że ludzie widzieli i słyszeli zupełnie inne rzeczy, niż są w rzeczywistości. Tym razem sprawił, że on stał się strażnikiem, a strażnik nim samym.
-Chłopaki, chodźcie tu, szybko! Ten chyba zemdlał!- Krzyknął gwałciciel, a pozostali strażnicy weszli do środka. Jeden z nich wymierzył leżącemu siarczysty policzek, który go wybudził z omdlenia.
-Dobrze, że tu jesteś. Już myśleliśmy, żeś wykitował. Wstawaj, prowadzimy cię na egzekucję- Powiedział Darron do strażnika, który według pozostałych był właśnie Darronem. Tym, który miał być skazany na śmierć.
-Chłopaki, o co wam chodzi?! Przecież to nie ja mam być skazany na śmierć, tylko ten gwałciciel!- Krzyknął strażnik z czerwoną od wymierzonemu mu policzka plamą.
-Darron, cztery dni w lochach i już postradałeś zmysły? Myślałem, że jesteś twardszy. Dobrze, że już dzisiaj będziemy maczać twoją głowę w smole. Tak naprawdę, to nigdy cię nie lubiłem- Powiedział dowódca straży w swoim mniemaniu patrząc z rozbawieniem na strażnika będącego w ciele więźnia.
Też cię nie lubiłem, gnoju. Jednak lubiłem z tobą pić. W dodatku ty też lubisz gwałcić.
-Dowódco, o co chodzi?! Co ja zrobiłem?! Jestem niewinny! Niewinny!- Krzyczał strażnik, który został wzięty za Darrona. Wzięto go pod pachy i dźgając włóczniami zmusili do pójścia na polanę, na której przyszło mu zginąć.
To się robi zabawne. Jednak czy ja wytrzymam? Ta iluzja zabiera mi naprawdę dużo siły, a jeszcze wiele mnie czeka.
Miejsce egzekucji. Fałszywy Darron posłusznie nadstawił karku na pieńku. Z oczu łzy lały się strumieniami.
Mógłbym się założyć o całą spiżarnię Króla Świnki, że zaraz pójdzie kolejny strumień, tym razem nie z jego oczu.
Faktycznie, na spodniach strażnika pojawiła się plama. Szkoda, że wszyscy oprócz Darrona widzieli go w luźnej szmacie, która zakrywała tego typu rzeczy.
Nie wiedzą co tracą nie widząc tego żałosnego widoku. Ale jeszcze chwila...
Strażnika pozbawiono głowy jednym, płynnym cięciem wprawionego kata. W tym czasie mężczyzna wykorzystał okazję, że ludzie byli wpatrzeni w scenę śmierci i ukradł konia dowódcy straży. Tego, który prowadził rzekomego Darrona na egzekucję.
Zbieg ledwo powstrzymał się od przygadania dowódcy straży. To zapewne zrujnowałoby wszystkie plany zbiega.
Iluzja się skończyła, mały tłum z niedowierzaniem wpatrywał się w odciętą głowę niewinnego człowieka, przekleństwa dowódcy o dotyczące złodzieja jego konia wybijały się przez ciszę.
Darron cicho opuścił polanę wraz z lekko nieposłusznym koniem. Gdy tylko znaleźli się w lesie to zmusił ogiera do galopu.
Zaraz rozpocznie się za nim pościg.
Keith
1
Keith poprosił kelnerkę o kolejny kufel piwa. Po chwili upił łyk gorzkiego trunku i głęboko westchnął. Właśnie wydał swoje ostatnie pieniądze. Pokój na świecie nie sprzyja interesom najemników wyszkolonych na Białych Zabójców. Jeśli dzisiaj nie dostanie żadnego zlecenia to znów będzie musiał spać w lesie, a jego kolacją będzie niedoprawiona, żylasta sarnina.
-Keith! W końcu jest robota!- Krzyknęła Azalie, wysoka, długowłosa blondynka, która jest właścicielką tej gospody i to właśnie ona przydziela najemników do zadań. Mężczyzna akurat był jej dobrym przyjacielem, więc dostał jedyne zlecenie, które pojawiło się tego tygodnia.
Najemnik wziął kartkę z napisanym zadaniem od Azalie i zapoznał się z jego szczegółami. Nieszkodliwy demon. Nie dostanie za niego wiele, ale przynajmniej dzisiejszą noc spędzi w gospodzie na puchowym łóżku.
Uśmiechnął się i wybiegł z gospody wprost na oślepiające, letnie słońce.
2
Stał na wzgórzu i obserwował las znajdujący się tuż pod nim. Światło słońca rozświetlały jego złote oczy, które teraz były skryte pod powiekami. Gdy mężczyzna zrobił wdech wyczuł i usłyszał wszystkie głosy natury.
Wtem usłyszał trzask łamanych gałęzi. Gwałtownie się odwrócił w stronę niespodziewanego dźwięku. Z górnego skraju lasu wychodził demon, dokładnie ten, którego najemnik na szczęście nie musiał długo szukać.
-Oto nadchodzi moja spokojna noc i parę kufli piwa...
Po tych słowach Keith rzucił się do biegu. Demon wcale nie miał zamiaru uciekać, czekał na nadchodzący atak, który nastąpił bardzo szybko lecz wystarczająco wolno, by go mógł uniknąć.
Zaklął i zrobił szybki zwrot mieczem by przeprowadzić kolejny cios. Tym razem potwór nie był w stanie uniknąć bezlitośnie nadchodzącego ostrza. Miecz najemnika pozbawił demona wielkiego, potężnego ramienia, z którego trysnęła krew. Tak Keith myślał i pozwolił, aby na część jego barku skapała odrobina czarnej posoki demona. Jednak bardzo się pomylił. Otóż demon, z którym właśnie walczy najemnik jest jednym z niewielu, w których żyłach płynie kwas, a nie zwykła krew. Mężczyzna krzyknął z bólu i przeturlał się na bezpieczną odległość.
Jednak teraz nie było czasu na opatrywanie ran. Trzeba najpierw załatwić demona i wykonać zlecenie.
Keith przypuścił kolejny szturm na demona, tym razem bardziej uważając. Pomimo utraty ręki i silnego bólu kreatura była cały czas tak samo szybka jak wcześniej. Rozpoczęła się walka na szybkość. Każdy unik i każdy atak był niesamowicie szybki po obu stronach. Jednak strata ramienia przeważyła szalę zwycięstwa. Najemnik zaatakował z lewej strony- tej demon nie miał jak ochronić. Wbił demonowi miecz w bok a potem skoczył i szybko pozbawił go głowy. Następnie prędko użył specjalnego magicznego wynalazku, który powoduje, że głowa demona nie znika w przeciwieństwie do jego krwi czy ciała.
Włożył głowę do worka i zawiązał na supeł. Potem przywiązał go do siodła swojej klaczy i owinął sobie zraniony bark kawałkiem starej koszuli, którą nosił ze sobą na takie wypadki jak te.
Nieco otępiały wsiadł na konia i ruszyli stępa w kierunku gospody.
Parę minut później spadł z konia i stracił przytomność.
3
Otworzył oczy i natychmiast poczuł ból w barku i z tyłu głowy. Gdy obraz widziany przez niego zaczął się wyostrzać, zamiast znanego krajobrazu lasów Casterii ujrzał twarz pięknej dziewczyny znajdującą się ledwie parę cali od jego.
-Nie mam pieniędzy, nie jestem na sprzedaż.- Powiedział szybko.
Chryste zemdlałem, ktoś mnie znalazł i chce mnie okraść. Na pewno. Już słyszałem takie historie. Albo gorzej. Chce zrobić ze mnie męską...
- Już się obudziłeś... Dzięki Bogu. Spałeś przez całe wczorajsze popołudnie, całą noc i pół dzisiejszego dnia. Nie martw się, nie chcę cię okraść ani robić z ciebie niewolnika. Złota mam dużo, a służących jeszcze więcej.- Odparła dziewczyna i odsunęła się od niego.
Keith gwałtownie usiadł i zaczął rozglądać się po otoczeniu. Zupełnie go nie rozpoznawał. Za to zauważył, że jego rana na barku została opatrzona. Podobnie jak te rany, których się nabawił kiedy spadł z konia.
-Gdzie jestem?
-W rezydencji Księcia Lasów Casterii, więc sama nazwa wskazuje na to, że znajdujemy się w lesie.
-Faktycznie, logiczne. Jednak powiedz mi proszę jak mnie znalazłaś?
-To nie ja cię znalazłam tylko moi...
Rozmowę przerwało nagłe otworzenie się drzwi i wtargnięcie do komnaty wysokiego mężczyzny, który dumnie dźwigał swoją koronę. Spojrzał na dziewczynę, która właśnie chciała zmienić Keithowi opatrunek i jego wyraz twarzy przybrał niemiły wyraz.
-Kyra, co ty tu robisz? Tyle razy ci mówiłem, żebyś nie zajmowała się każdym rannym, który się znajdzie w naszym zamku. Wyjdź proszę, chcę porozmawiać z naszym gościem sam na sam. Z tobą porozmawiam później.
-Dobrze ojcze.- Rzekła Kyra i ze spuszczonym wzrokiem wyszła z komnaty.
Kiedy księżniczka opuściła pomieszczenie, mężczyzna podjął rozmowę.
-Witaj w naszych skromnych progach. Czujesz się dobrze?
-Nawet bardzo. Dziękuję, ale możecie mi powiedzieć dlaczego mnie tak ugościliście?
-Miałeś szczęście, że akurat byłem na polowaniu. Mam miękkie serce i nie mogę patrzeć na cudze cierpienie dlatego cię wziąłem ze sobą. Tylko nie mów o tym nikomu, bo mogą tego użyć przeciwko mnie.
-A jaki jest prawdziwy powód, jeśli można spytać?
Książę zaśmiał się krótko.
-Przejrzałeś mnie. Na początku kazałem moim ludziom zajrzeć do twojego bardzo skromnego dobytku i znaleźliśmy głowę demona. Dziwnym zbiegiem okoliczności to ja dałem to zlecenie w pobliskiej gospodzie. W sumie to zaoszczędziłbym trochę pieniędzy gdybyś zginął, ale ja wolę załatwiać sprawy złotem niż mieczem.
-Naprawdę, wielki zbieg okoliczności Wasza Miłość. Jeszcze raz dziękuję za gościnę. Czy mogę jeszcze poprosić o niewielki posiłek dla mnie i mojego konia? Obiecuje, że zaraz potem upuszczę Waszą rezydencję.
-Ależ nie, nie! Właśnie chciałem cię poprosić, byś został z nami do jutra! Dziś są urodziny mojej starszej córki i z tego powodu wydawane jest wielkie przyjęcie. Będzie dużo jedzenia, tańce, pokazy. Oczywiście jesteś zaproszony.
-Czuję się zaszczycony Wasza Miłość. Chętnie skorzystam z waszego zaproszenia.
4
Noc była ciepła i gwieździsta. Północ już dawno minęła jednak dla Keitha i większości gości zabawa trwała w najlepsze. Stoły uginały się pod ciężarem pieczonego mięsa, egzotycznych owoców i dzbanów luksusowego wina, które co chwile były wymieniane przez służących. Wszędzie były porozstawiane wielkie pochodnie, a krzesła wokół stołów zastąpiły wygodne poduszki. Orkiestra grała nieprzerwanie, ale to nie oni byli główną atrakcją tego przyjęcia.
Gdy muzyka po przerwie znów zaczęła grać tylko zamiast zwykłych, skocznych biesiad wykonywała coś bardziej bitewnego, najemnik odwrócił głowę w stronę sceny, gdzie wcześniej była orkiestra. Jednak teraz zespół grał na trawie na lewo od podwyższenia, które teraz zajmowały cztery wielkie pochodnie, po jednej na każdy róg sceny. I pięć kobiet, które były ubrane tylko w sięgające kolan obcisłe spodnie i przepaski na piersi, a w dodatku były całe usmarowane błotem. W dłoniach trzymały po jednej pochodni. Najemnik, który siedział w pierwszym rzędzie ze zdumieniem uznał, że kobieta o najlepszym ciele stojąca najbardziej z przodu to Kyra.
Czas na główną atrakcję wieczoru.
Kobiety zaczęły tańczyć i jednocześnie bawić się ogniem. Ich biodra poruszały się płynnie i równo, a ich spojrzenia wywołały dreszcze u całej widowni. Dzierżyły pochodnie pewnie, w ogóle nie przejmując się żarem pochodni ani ich zdradliwymi płomieniami. Kyra wygięła plecy w tył i jednym wdechem wciągnęła płomień, by zaraz potem go gwałtownie wypluć.
Rozległy się głośne oklaski, jednak to jeszcze nie był koniec przedstawienia. Kobiety odrzuciły pochodnie i zeskoczyły ze sceny by wybrać sobie mężczyzn, którzy dokończą z nimi wojowniczy taniec. Niektóre pary skończą dzisiaj w łożu. Wybór księżniczki padł na Keitha. Zaczęli tańczyć, jednak to nie był zwykły taniec jaki się wykonuje na weselach. Księżniczka stała tyłem do najemnika, a on objął ją w pasie. Ich ciała balansowały w tym samym rytmie, ich twarze były tak blisko, że ich oddechy zaczęły się ze sobą mieszać. Ręce najemnika błądziły po ciele dziewczyny, a ona swoimi palcami przeczesywała jego włosy.
Wojownicza pieśń nagle się skończyła. Kyra ze smutkiem podziękowała mężcczyźnie za taniec i odeszła zostawiając go samego ze swoimi uczuciami.
Całą tą sytuację obserwował pewien jasnowłosy zbieg, który właśnie upatrzył sobie kolejną zdobycz.
5
Nadszedł następny dzień, czyli czas rozstania. Pomimo tego, że był tu tak krótko już zdążył przywiązać się do tego miejsca, a zwłaszcza do księżniczki. Jednak on przecież jest tylko najemnikiem, nie dość, że nie ma szans u księżniczki, to jeszcze nie może nawet przebywać w tej samej rezydencji co ona.
Nastało południe. Keith osiodłał swoją klacz i wyjechał z terenów należących do rezydencji.
Nagle usłyszał znajomy głos, który wykrzykiwał jego imię. Zatrzymał się i obrócił się za siebie.
Ku jego zaskoczeniu, to naprawdę była Kyra, która razem z dwoma swoimi służącymi próbowały go dogonić Zeskoczył z konia i poczekał na ich przybycie.
-Dobrze, że nie musiałam biec dłużej bo moje pantofelki wtedy by się kompletnie rozleciały!- Zawołała dziewczyna, która miała bardzo dobrą kondycję i nie dostała nawet zadyszki. Nie można było tego powiedzieć o jej służących, które ze zmęczenia musiały aż usiąść.
-Pani. Czym ja zawdzięczam nasze tak nagłe spotkanie? Czyżbym czegoś zapomniał?
-Daruj sobie te formalności Keith. Jestem Kyra. Dla ciebie jestem zwykłą dziewczyną a nie księżniczką Lasów. A tak na marginesie to tak, zapomniałeś. Swojej zapłaty. W imieniu księcia Lasów Casterii i całego poddanego ludu dziękujemy za unicestwienie demona. Przyjmij jako dowód wdzięczności ten oto woreczek z pieniędzmi.
-Przecież mieliśmy sobie darować formalności... Więc dlaczego dwa ostatnie zdania wypowiedziane przez ciebie brzmią tak oficjalnie?
Księżniczka zaśmiała się, a wkrótce i mężczzyna jej zawtórował. Oddalili się o paręnaście metrów dalej od służących i odtąd zaczęli rozmowę wyciszonymi głosami.
-Ojciec kazał mi to powiedzieć, więc spełniłam jego zachciankę. Szkoda, że już odchodzisz. Pamiętaj, że w mojej rezydencji zawsze będzie dla ciebie miejsce.
-Jeszcze tu wrócę, obiecuję. Ale do tego czasu proszę cię, przyjmij ten dar.- Ściągnął z palca sygnet i wręczył go dziewczynie- Jeśli będziesz naprawdę za mną stęskniona, to idź do gospody „Pod starym dębem" i pytaj o Azalie. To taka wysoka blondynka o długich włosach. Powiesz kim jesteś i pokażesz jej pierścień jako dowód. Ona powie ci, gdzie jestem albo powie mi, gdzie będziesz na mnie czekać.
Kyra uśmiechnęła się szeroko i włożyła pierścień do kieszeni. Następnie ściągnęła z szyi swój naszyjnik, którym była niebieska perła zawieszona na złotym łańcuszku.
-Skoro ty mi coś podarowałeś, to pozwól, że i ja ci coś dam. Tak żebyś o mnie pamiętał, dobrze?
-Nie zapomnę o tobie, obiecuję.
-Ja zawsze będę pamiętać o tobie.
Po tych słowach Kyra odwróciła się, a Keith odjechał.
Część druga
Kyra
1
Miesiąc później.
Kyra razem z młodszą siostrą wyruszyły na krótką przejażdżkę konną. Książę zgodził się by tym razem nie towarzyszyły im podczas wyprawy podstępne służki. Czyli jest okazja by zobaczyć się z Keithem. Księżniczka ufała swojej siostrze bezgranicznie i powiedziała jej wszystko co się wydarzyło pomiędzy nią a najemnikiem. Młodsza dziewczyna uznała, że to jest niezwykle romantyczne i Kyra musi koniecznie zobaczyć mężczyznę.
Wyruszyły wczesnym rankiem, a do gospody „Pod starym dębem" dotarły w południe. Zostawiły konie w stajni i weszły do środka w poszukiwaniu owej Azalie.
-Przepraszam, czy ty może jesteś Azalie?- Zapytała dziewczyna jedyną kobietę za barem, która odpowiadała opisowi podanemu przez najemnika.
-Tak, coś podać? Dla takich panienek mamy wino. Dobre. Może nie z Lynx, bo z lokalnej winiarni ale naprawdę smaczne.
-Właściwie to szukam Keitha, najemnika. Słyszałam od niego, że jesteś tak jakby jego szefową. Wiesz może gdzie on teraz jest? To bardzo ważne.
-A z kim mam przyjemność? Chłopaczek ma dużo wrogów i wiesz... Nie mogę zdradzać miejsca jego pobytu na prawo i lewo.
-Jestem Kyra. Keith powinien o mnie coś wspomnieć.- Powiedziała księżniczka i położyła pierścień na stół.
-Ach, to ty. Faktycznie, jesteś tak piękna jak o tobie mówił. Słuchaj, niestety dostał zlecenie, ale powinien niedługo wrócić. To miejsce nie jest raczej dobre na schadzki, wiesz... Dużo ludzi księcia. Idź nad jezioro, chyba wiesz gdzie ono jest, prawda? Wiesz? To dobrze. Zaopiekuję się twoją towarzyszką, nikt jej nie zgwałci, daję słowo. A teraz leć, jak się pojawi Keith to na pewno mu powiem gdzie jesteś.
Księżniczka serdecznie podziękowała i wybiegła z gospody.
2
Gdy dotarła nad jezioro było już późne popołudnie. Zbiornik ten, pomimo tego, że był naprawdę duży oficjalnie nie miał żadnej nazwy, jednak miejscowi nazwali go „Okiem lasu", ponieważ ze wszystkich stron otacza ciemny, nieprzenikniony bór Casterii.
Kyra dosyć się zmachała po galopie nad jezioro, więc postanowiła, że chłodna kąpiel dobrze jej zrobi. Rozebrała się do naga i powoli weszła do wody. Zanurkowała, a gdy się wynurzyła, ujrzała przed sobą Keitha, który uśmiechał się do niej i gestem ręki kazał jej się do siebie zbliżyć, co wykonała z przyjemnością.
Gdy tylko do niego podpłynęła, najemnik złożył na jej ustach gwałtowny, namiętny pocałunek. Księżniczka odwzajemniła go i objęła mężczyznę, wplatając palce w jego włosy i wpijając się w jego usta z jeszcze większą siłą. Nie przestawali się całować, a ręce Keitha zaczęły błądzić po jej nagim, zimnym od wody ciele. Potem przestał całować jej usta i zszedł niżej, do szyi i linii obojczyka. Kyra westchnęła i zamknęła oczy pragnąc by ten moment trwał wieczność.
Nagle dziewczyna poczuła, że pieszczoty zniknęły. Otworzyła oczy i zobaczyła, że obraz Keitha rozpada się na kilkaset kawałków.
Keith
1
Keith wszedł do gospody i zamówił sobie kufel piwa płacąc pieniędzmi, które były jego wynagrodzeniem za ostatnie zlecenie.
Jeśli bym przestał pić piwo, to byłby mnie stać na nowy płaszcz albo lepszą osełkę. Jednak co może bardziej ugasić pragnienie, zszargane nerwy i rozpaczliwą tęsknotę niż piwo? Gorzała. Ale gorzała jest jeszcze droższa, więc z dwojga złego piwo jest lepsze.
-Gołąbeczku!- Zawołała najemnika Azalie stojąca za barem. Wymachiwała przed nim pierścieniem, który dał Kyrze na pożegnanie. To może więc oznaczać tylko jedno.- Najbliższe jezioro. To, które zwą „Okiem Lasu". Nie martw się o piwo. Akurat to był darmowe.
Najemnik wyszedł z gospody. Jego twarz promieniała ze szczęścia.
Kyra
1
Kyra wyszła z wody dopiero wtedy, gdy słońce chyliło się ku zachodowi. W jej głowie panował chaos. Jak to się stało, że on tak nagle zniknął?
Założyła halkę na mokre ciało i czekała. Po kilku minutach wstała i postanowiła się trochę przespacerować.
Nagle otoczyło ją pięciu jeźdźców. Zdezorientowana próbowała uprzejmie się wydostać, jednak skończyło się to tym, że jeden z nich zeskoczył z konia i uderzył ją w twarz z taką siłą, że upadła na ziemię. Po tym pozostali jeźdźcy również zeskoczyli z koni i zaczęli się do niej niebezpiecznie zbliżać.
Dziewczyna krzyknęła i próbowała uciekać, jednak dwóch z nich złapało ją za ręce i nogi uniemożliwiając to. Podszedł do niej jeden z pozostałych jeźdźców- wysoki blondyn o oczach zimnych jak stal, którą miał przytwierdzoną do pasa. Szybkim ruchem włożył jej rękę między nogi. Kyra krzyknęła i zaczęła się jeszcze bardziej rzucać jednak żelazny uścisk ramion zbirów stał się jakimś cudem jeszcze mocniejszy. Po momencie mężczyzna wyciągnął rękę spod jej halki.
-Iluzja zadziałała. Jest gotowa jak dziwka w burdelu.- Rzekł stalowooki uśmiechając się szyderczo.
Po tych słowach księżniczka już wszystko zrozumiała. Zaczęła jeszcze głośniej krzyczeć i walczyć o swoje życie i cnotę.
-Proszę, nie! Jestem naprawdę bogata, zapłacę wam ile tylko zechcecie, ale puśćcie mnie! Proszę! Puśćcie mnie teraz! Zostawcie mnie!
-Przykro mi księżniczko ale mnie to nie interesuje- Rzekł blondyn, prawdopodobnie przywódca grupy- Twoja cipka jest sto razy bardziej warta od twych włości. A wiesz co mnie jeszcze bardziej nakręca? Fakt, że ty tego nie chcesz i dopiekę tym samym facetowi, którego nie lubię.
-Ej, my też ją chcemy wziąć!- Krzyknął obleśny grubas, członek grupy.
-Jak spróbujesz ją chociaż dotknąć, to wbiję ci włócznię w dupę. Jest za piękna, za bogata i za wysoko urodzona dla ciebie, szmaciarzu- Odparł stalowooki, a potem zwrócił się do reszty swojej grupy- Rozbierzcie ją, rzućcie na pieniek i trzymajcie kiedy będę ją gwałcił.
Mężczyźni podeszli do niej i dwoma szybkimi ruchami rozerwali halkę, którą miała na sobie. Pod nią była naga. Kyra wciąż płakała, rzucała się i błagała o przebaczenie, jednak oni byli głusi na jej prośby. Brutalnie położyli ją na pieńku o metrowej średnicy twarzą do dołu.
Przywódca grupy wszedł w nią i tym samym pozbawić ją cnoty. Dziewczyna krzyknęła głośno, jednak potem nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Łzy już dawno wyschły, a kończyny były zbyt obolałe na kolejne próby uwolnienia się i zaprzestania tej gehenny.
Dziewczya myślała, że trwa to całe wieki. Ból i wzrok pełen ohydnego pożądania tych pozostałych mężczyzn... Na szczęście nie widziała twarzy tego, który był w niej. Chociaż go słyszała. Pojedyncze stęknięcia pełne ekstazy, której ona nie podzielała.
Zawsze myślała, że to jest wspaniałe uczucie, którym powinno się dzielić z osobą, którą się kocha, że ten pierwszy raz powinien się zdarzyć dopiero podczas nocy poślubnej z dopiero co poślubionym mężczyzną, z którym się potem jest szczęśliwym i któremu rodzi się dzieci.
Dopiero teraz zrozumiała jaka była głupia.
W końcu on skończył głośnym stęknięciem i mocniejszym pchnięciem. Kyra krzyknęła, ale z bólu i odrazy a nie z rozkoszy.
Potem wymierzył jej kilka policzków i razem z wspólnikami odjechali galopem, najwidoczniej czymś przestraszeni. Usłyszała brzęczenie stali i krzyk agonii. Nie był jej dane ujrzeć kto krzyczał ani kto przybył, gdyż wtedy jej oczy przysłoniła mgła ciemności.
Keith
1
To, co zobaczył gdy dotarł nad jezioro było najpotworniejszą i najboleśniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek ujrzał. A przecież widział tyle makabrycznych rzeczy... Zmasakrowane zwłoki, śmierć matki czy chłopaka po torturach. Jednak żaden z tych widoków tak bardzo nie zhańbił zarówno jego, jak i osoby, którą kochał.
Zareagował błyskawicznie. Wyciągnął miecz i zabił najbliższego jeźdźca zanim on zdążył się zorientować. Pozostali uciekli w popłochu zostawiając na ziemi Kyrę. Nieprzytomną, zakrwawioną, pobitą. I z pewnością zgwałconą.
Z jego gardła wydobył się pojedynczy szloch będący oznaką bezradności i żalu. Ściągnął swój długi płaszcz i owinął nim ciało swojej ukochanej. Wiedział, że żyje; czuł jej krótki, urywany oddech i szybkie bicie serca. Wziął ją na ręce i najszybciej jak tylko mógł wsiadł na swoją klacz.
Akurat wtedy musiała rozpętać się burza. Deszcz lał strumieniami, jakby niebo opłakiwało dziewczynę, a pioruny, które rozświetlały niebo były furią najemnika.
Keith jechał cwałem, jednocześnie skupiając się na drodze i na bezpieczeństwie swojej miłości, która bezwładnie leżała przerzucona przez konia, częściowo w objęciach najemnika.
Azalie, gdzie jest twoja cholerna gospoda? Czemu wydaje mi się, że to jest tak daleko? Boże, pomocy. Uratuj Kyrę i pozwól mi się zemścić na jej oprawcach.
2
Otworzył drzwi wpuszczając deszcz do gospody. Wszyscy goście, choć było ich niewielu zwrócili na niego uwagę. Przemoczony, z księżniczką na rękach zawołał głośno Azalie, która zaprowadziła go do jednego z wolnych pokoi gospody. Ułożyli dziewczynę na łóżku i ich spojrzenia się spotkały. Ze strony blondynki- współczucie, a ze strony Keitha- rozpacz i gniew.
Właścicielka gospody szybko zeszła na dół a po chwili wróciła z gorącym napojem, który bezzwłocznie podała nieprzytomnej dziewczynie do ust. Kyra wypiła napar, choć nie otworzyła oczu.
-Dałam jej zioła usypiające. Będzie spać, kiedy będę ją opatrywać. W niektórych miejscach byłoby to dla niej zbyt bolesne- Wyjaśniła dziewczyna, a potem rozpoczęła proces oczyszczania i opatrywania jej ran.
Na początku razem delikatnie włożyli ją do drewnianej balii pełnej gorącej wody. Umyli ją a potem przenieśli z powrotem na łóżko. Azalie zabandażowała poważniejsze rozcięcia, nałożyła specjalną maść na połamane paznokcie, z których wciąż leciała krew i kazała najemnikowi trzymać chłodzący okład na jej policzkach, które od bicia strasznie spuchły i nabrały fioletowej barwy. W tym czasie bandażowała całą wewnętrzną stronę ud, które były tak poranione, że przypominały jedną wielką krwawą ranę. Zajrzała nawet pomiędzy jej nogi jednak tam nic nie mogła już zrobić. Potem zabandażowała cały jej tułów kiedy okazało się, że dziewczyna ma połamane trzy żebra. Upewniwszy się, że Kyrze nic nie zagraża, z pomocą najemnika ubrała księżniczkę w krótką, białą koszulę nocną wyciągniętą z szafy właścicielki gospody.
-Już nic więcej nie mogę zrobić. Reszta zależy od niej samej. Tylko pamiętaj Keith, że prawdopodobnie Kyra przez długi czas będzie odczuwała skutki gwałtu, nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Trzeba będzie ją wspierać bo inaczej już nigdy nie będzie taka jak wcześniej.
-Wiem. Jednak to, co jej zrobili nie dotyczy jednak tylko jej ale odbiło się także i na mnie. Nie zostawię tak tego. Oni nie będą dalej czuć się bezkarnie. Zemszczę się za pozbawienie jej honoru, szczęścia oraz cnoty. Nie wiem jeszcze co im zrobię ale będą cierpieć o wiele bardziej niż cierpiała ona.
-Porozmawiaj o tym jeszcze z Kyrą jak będzie czuła się lepiej. Na pewno ci pomoże ich schwytać. Teraz jednak bądź przy niej, aktualnie ona potrzebuje bardziej twojego wsparcia niż głów jej oprawców.
-Nie opuszczę jej, przysięgam.
Nagle Keith i Azalie usłyszeli cichy jęk wydobywający się z ust księżniczką. Dziewczyna niepewnie otworzyła oczy a następnie rozejrzała się po pomieszczeniu.
-Gdzie ja jestem?- Zapytała drżącym głosem.
-Cii, jesteś w pokoju znajdującym się nad gospodą Azalie. Już nic ci nie grozi, śpij spokojnie najdroższa.
Jej zielone oczy zaszły łzami.
-To jednak nie był sen, nie sen... Byłam pewna, że to koszmar, a to się zdarzyło. Boże, co ja teraz zrobię? Co teraz?!- Dopadła ją histeria.
Keith delikatnie ujął dłoń płaczącej dziewczyny i wycałował wszystkie palce.
-Wszystko będzie dobrze, teraz śpij spokojnie, wszystko się ułoży.
-Nie ułoży się dopóki on żyje. Zrobił to tylko jeden, reszta mu pomagała mnie trzymać. Miał stalowoszare oczy, tylko tyle pamiętam. Zabij go, proszę!
Polowanie się rozpoczęło.
Część trzecia
Keith
1
Trzy miesiące później.
Opuszczona chata w środku nieprzeniknionego lasu Casterii. Kryjówka szajki gwałcicieli. Keith nareszcie ją znalazł, po trzech miesiącach poszukiwań, podczas których zdobył wystarczająco wiele informacji by znienawidzić ich jeszcze bardziej.
Godzinę temu najemnik w końcu dopadł ową grupę, która właśnie wybierała się na poszukiwania kolejnej ofiary. Zgwałciliby ją, obrabowali a na końcu może by nawet zabili. Unieszkodliwił ich szybkimi i precyzyjnymi strzałami z łuku w ramię, po jednym na każdego. Jednak strzały te były niezwykłe, gdyż były one niewielkiego wzrostu, a Keith nasączył ich groty w substancji usypiającej, która zadziałała błyskawicznie. Gdy mężczyźni padli nieprzytomni na ziemię, najemnik zaciągnął ich do chaty, rozebrał do naga i przywiązał każdą kończynę do kołków, które przymocował do ściany.
Teraz najemnik rozsiadł się przy biurku, kładąc nogi na blacie. Im dłużej czekał tym jego gniew stawał się większy. Uśmiechnął się i wyciągnął ze swojej sakwy cygaro, które trzymał specjalnie na tę okazję. Zapalił je i zaciągnął się głęboko co spowodowało serię niekontrolowanego kaszlu. Szybko się rozejrzał czy czasem aby nikt się nie obudził i nie zauważył tej żenującej sceny. Na szczęście zbrodniarze wciąż spali, choć trochę trzęśli się z zimna, bo przecież byli nadzy a jedynymi źródłami ciepła byli zapalone cygaro i gorący gniew ich przyszłego kata.
Mężczyzna zaciągnął się po raz kolejny tym razem bardziej uważając. Wypuścił dym z ust delektując się każdą zarówno upływająca jak i nadchodzącą sekundą.
Jeszcze trochę... Jeszcze tylko chwila i rozpocznę początek zemsty. Początek, lecz nie koniec. Przywódcy, głównego winowajcy o stalowych oczach tu nie ma. Jednak ja go znajdę. Przecież ci idioci na pewno wiedzą, gdzie on jest.
W końcu pierwsza osoba zaczęła się wybudzać. Mężczyzna otworzył oczy i pierwszą rzecz, jaką zobaczył był Keith palący cygaro uśmiechającego się w taki sposób, że po jego ciele przeszły ciarki. Próbował ruszyć kończynami, jednak okazało się, że ma je związane. Spojrzał w dół i odkrył, że jest nagi. Obrócił głowę i spostrzegł swoich towarzyszy, którzy byli w takiej samej sytuacji jak on. Role w końcu się odwróciły. Już nie był oprawcą, którego krzyki gwałconych kobiet były muzyką dla jego uszu. Stał się ofiarą i błagał cicho Boga by dał mu odwagę i zesłał na niego jakiś cud.
-Bóg ci nie pomoże. Bo wiesz... Bóg bardzo rzadko komuś pomaga a jak już to robi, to udziela pomocy tylko dobrym osobom. A czy ty, złodzieju, morderco i gwałcicielu jesteś dobrą osobą? Uważasz się za taką?- Rzekł Keith i po raz kolejny zaciągnął się cygarem. Cała izba cuchnęła zapachem dymu.
Kiedy nie usłyszał żadnej odpowiedzi, najemnik zgasił cygaro i szybko podszedł do modlącego się przed chwilą mężczyzny. Stanął z nim twarzą w twarz i spojrzał swojej ofierze w oczy, był to wzrok błagającego o litość, której nie otrzyma.
-Zadałem pytanie! Uważasz się za osobę dobrą czy nie?!- Krzyknął gwałcicielowi w twarz pozwalając by drobinki śliny tryskały na policzki ofiary.
-Nie! Nie uważam się za osobę dobrą!
-I bardzo, kurwa dobrze! Bo jakbyś odpowiedział inaczej to musiałbym cię ukarać za kłamstwo. To, czy przeżyjesz zależy teraz tylko i wyłącznie ode mnie, więc radziłbym ci odpowiadać na moje pytania szybko i zwięźle. A, i wiadomo, masz mówić prawdę. Będę wiedział kiedy kłamiesz. A jak skłamiesz, to zginiesz, rozumiemy się?
Mężczyzna skinął głową w odpowiedzi.
-Rozumiemy się czy nie?! Nie usłyszałem odpowiedzi!
-Tak!
-Dobrze, więc zacznijmy przesłuchanie... Czy waszym przywódcą jest blondyn o stalowoszarych oczach, Darron?
-Nic nie wiem.
-Tak się nie będziemy bawić. Skoro teraz mi nie chcesz odpowiedzieć, to zobaczymy co powiesz jak pozbawię cię tego i owego...
Mężczyzna zaczął drżeć ale nie powiedział ani słowa. Keith wyciągnął z kieszeni mały nożyk i zaczął wkładać go pod paznokcie zbrodniarza. Rozległ się krzyk bólu, kiedy najemnik odrywał każdy paznokieć, raz za razem, a robił to powolutku by dłużej nacieszyć się bólem swojej ofiary. Gdy pozbawił gwałciciela paznokci u jednej ręki schował scyzoryk i spojrzał w oczy nagiemu mężczyźnie.
-Powtarzam pytanie. Czy waszym przywódcą jest blondyn o stalowoszarych oczach, Darron?
Tym razem mężczyzna tylko zacisnął usta. Keith głęboko westchnął i zaczął zrywać paznokcie z palców u kolejnej ręki, a kiedy to robił to uśmiechał się niczym diabeł.
Rozległ się kolejny wrzask bólu.
-Przestań!- Krzyknął inny zbrodniarz, który zdążył już się wybudzić.
Keith zareagował błyskawicznie. Podszedł do drugiego i wymierzył mu mocny prawy sierpowy, który na pewno by zwalił z nóg ofiarę gdyby nie to, że wszystkie jego kończyny były przywiązane do ściany. Mężczyzna bezwładnie zawisł i wypluł cztery zęby.
-Przez was Kyra straciła dwa zęby, miała połamane paznokcie do krwi i trzy żebra! Oddam wam z nawiązką to, co żeście jej zrobili!- Krzyknął Keith pogrążony w furii i z całej siły kopnął ostatniego z więźniów w żebra aż ten zawył z bólu.
-Jeszcze druga strona!- Po tych słowach najemnik kopnął po raz drugi. Rozległ się trzask i kolejny okrzyk bólu.
-Teraz widzicie, że nie żartuję! Odpowiadajcie na moje pytania albo zginiecie, wasz wybór.
Więźniowie spojrzeli na siebie i naradzali się bez słów. W końcu ten, któremu Keith wyrwał paznokcie:
-Tak, to on.
Na twarzy Keitha zawitał uśmiech triumfu.
-Czyli mówisz mi, że Darron, ten Darron, który był oficjalnie skazany na śmierć za kradzież wina a nieoficjalnie za zgwałcenie najstarszej córki króla Casterii? Ten Darron, który cudem uciekł i szukają go w całym kraju i połowie Albionu? Ten stalowooki Darron jest waszym przywódcą?! Czy to on zgwałcił Kyrę, tę dziewczynę, którą dorwaliście nad Okiem Lasu?!- Keith z każdym następnym pytaniem podnosił głos.
Kolejna odpowiedź twierdząca.
-Gdzie on jest?! Gdzie jest Darron?!
-Wyjechał wczoraj rano spotkać się z kupcami. Mamy mnóstwo damskich cennych bibelotów ale nie mamy złota. Szef powiedział, że jak wszystko sprzeda to wróci.
-Jak osoba, która jest poszukiwana królewskim listem gończym mogła spokojnie pojechać do miasta i handlować klejnotami?!
Wtedy z ust tego, któremu najemnik wybił zęby wydobył się złowieszczy śmiech, który bardziej przypominał rechot.
-On nie jest zwyczajny! Potrafi używać magii! Nakłada iluzję z taką wprawą, że nigdy się nie zorientujesz, czy to prawdziwy on czy tylko iluzja! Jak my zginiemy, to Darron z pewnością pośle cię do grobu!
Keith trzęsąc się ze złości podszedł do biurka, na którym leżała jego sakwa i wyciągnął z niej sztylet. Podszedł do więźnia i przyłożył sztylet do jego przyrodzenia.
-A, zapomniałem powiedzieć jeszcze o jednej sprawie. Mianowicie rozmawiałem z kobietami, które zgwałciliście i wszystkie miały do mnie jedną, tą samą prośbę. Prosiły abym odciął wam wasze ptaszki, którym pozwoliliście za dużo.
Wtedy mężczyźni zaczęli wyć w niebogłosy.
Zabawne. Nie wyli tak kiedy odrywałem im paznokcie, łamałem zęby czy kopałem w żebra. Ale kiedy tylko powiedziałem, że mam zamiar pozbawić ich członków, to przerazili się ogromnie. Chyba właśnie tam mają swoje mózgi. Zresztą zaraz to sprawdzę.
Mężczyzna powolutku odcinał członka pierwszego z nich, napawał się chwilą częściowego zwycięstwa. Przeraźliwy krzyk nie ustępował. Podobnie było z pozostałymi dwoma. Następnie, wziął każdego członek, pozamieniał je, włożył każdemu do ust a potem związał je liną by nie mogli ich wypluć.
-Teraz, kiedy mam upragnione informacje możemy się pożegnać. Możecie umrzeć na dwa sposoby: albo się wykrwawicie, albo udusicie przez cudze ptaszki. Wy sobie tutaj czekajcie na śmierć, bo przykro mi ale nie będę wam towarzyszył do samego końca. Żegnajcie!
Po tych słowach Keith odszedł a pierwszy z mężczyzn stracił przytomność.
Kyra
1
-Jak mogłaś mi to zrobić?! No jak?!- Pytała a raczej krzyczała Kyra do siostry, którą widziała pierwszy raz od trzech miesięcy. Pierwszy raz od dnia, w którym „to" się stało. Dzień, który odmienił jej życie. Dzień, który ją zniszczył, pozbawił godności i szans na szczęśliwe życie. Stara się o nim zapomnieć ale niestety się nie da. Po tym nie ma już odwrotu.
Siostra przyszła do niej dopiero po trzech miesiącach. Z obstawą. Po wielu listach powiedziała w końcu dziewczynie w twarz, że nie może ona powrócić do domu i została wydziedziczona.
-Gdybyś nie chodziła na schadzki z jakimś podrzędnym najemnikiem, gdybyś nie traciła z nim dziewictwa i gdybyś była rozsądna nie byłoby tej rozmowy a ty byś leżała na sofie w naszym pałacu, ubrana w suknię z jedwabiu i piłabyś kieliszek wina z archipelagu Lynx. A ty to wszystko straciłaś. Za głupotę się płaci.
-Głupotę?! Czy ty słyszysz co ty mówisz?! Może i Keith to najemnik, może i planowałam z nim schadzkę, może i go kocham ale powiem ci to po raz setny- to nie on pozbawił mnie dziewictwa, zgwałcono mnie, rozumiesz?! A ty jesteś moją siostrą i powinnaś mi pomóc zamiast odwracać się ode mnie.
-Takie kłamstwa to możesz sobie wmawiać temu zabójcy, nie mnie. Widziałam jak na niego patrzysz, słuchałam tego, jak o nim mówisz. Wiedziałam, że jesteś w nim zakochana...
-To dlaczego mnie nie powstrzymałaś? Bo tak planowałaś od samego początku, tak? Przez siedemnaście lat byłaś młodszą córką, nie miałabyś takiego posagu jak mój, nie poślubiłabyś tak dobrej partii jak ja... Jesteś podłą, zazdrosną żmiją. Potrzebuję pomocy a ty mnie wystawiłaś. Wiesz co? Wiem o twojej zazdrości już od dawna. Zanim tutaj przyszłaś to chciałam się wyrzec wszelkich tytułów byleby tylko wrócić do domu. Ale to już nie będzie potrzebne. Masz to, czego chciałaś. Ty teraz będziesz grać pierwsze skrzypce. Idź stąd. Nie chcę cię więcej widzieć.
Po tych słowach siostra Kyry i jej straż wyszli zostawiając ją samą z Azalie.
-Mogłam się domyśleć. Po co ja jej mówiłam o Keithu? Jestem taka głupia. Przez moją głupotę cierpię ja, Keith i jeszcze ty. Przepraszam cię, Azalie, naprawdę cię przepraszam.
-Nic się nie stało ptaszynko. To nie twoja wina. Ten, który jest winny zostanie osądzony. Uwierz w Keitha. Co jak co, ale walczyć to on potrafi. Wszystko będzie dobrze.
Dziewczyna uśmiechnęła się. A potem rozpłakała się chowając twarz w poduszkę.
Keith
Dwa miesiące później. Kwietniowe południe. Jak na kapryśny klimat Casterii to był wyjątkowo pogodny dzień. Idealny na walkę na śmierć i życie.
Darron stał spokojnie pośród polnych kwiatów i czekał na pierwszy ruch przeciwnika stojącego naprzeciwko niego.
Najemnik aż się gotował ze złości. Każda komórka jego ciała domagała się walki. Źrenice były rozszerzone od przypływu adrenaliny. Jego dłoń automatycznie powędrowała do rękojeści miecza i mocno ją zacisnęła. W końcu go znalazł. W końcu ma okazję by pomścić honor ukochanej.
Najemnik zaatakował bez żadnego ostrzeżenia. Zamachnął się mieczem używając do tego całej swojej siły. Darron tanecznym krokiem uniknął jego ciosu i wykonał kontratak celując w bok przeciwnika. Keith odbił cięcie swoim mieczem. Przez kilkadziesiąt minut wymieniali się ciosami i unikami czekając tylko aż któryś z nich w końcu popełni błąd.
Byli już zmęczeni. Ich ruchy stały się wolniejsze a pot zalał im oczy, które były przysnute czerwoną mgiełką żądzy krwi. W końcu Darron się zawahał a Keith to wykorzystał. Wykonał śmiertelny cios jednak przeciwnik wykonał rozpaczliwy unik i został tylko głęboko zraniony w ramię. Trysnęła krew a najemnik w końcu uwierzył, że może wygrać...
...Jednak nagle przed oczami stanęła mu Kyra. Długie brązowe włosy powiewały na wietrze i wyciągnęła do niego rękę. Mężczyzna stał sparaliżowany tym widokiem pragnąć tylko widzieć go już zawsze.
I wtedy miecz Darrona przebił serce mężczyzny na wylot.
Kyra
Leżała w łóżku. Przez ostatnie pięć miesięcy to praktycznie jedyne co robiła. Czuła się z tym źle, bo nadużywała gościnności właścicielki gospody, ale nie miała gdzie się podziać. Zresztą Azalie i Keith kazali jej tu zostać więc została. Uznała, że nie warto się sprzeciwiać, nie warto walczyć. Jej najważniejsza walka była pół roku temu i ją przegrała. Jej życie zostało zniszczone i tylko najemnik wierzy, że mogą jeszcze żyć normalnie.
Ale nie mogą. Kyra uświadomiła sobie to wczoraj, kiedy wyczuła pierwsze ruchy swojego nienarodzonego dziecka. Owocu gwałtu. Bękarta człowieka, który zniszczył jej życie.
Wiedziała, że jest w ciąży ale nikomu o tym nie powiedziała. Sama nie chciała w to wierzyć. Ale przez te delikatne kopnięcia, które teraz czuje nie może się dalej oszukiwać. Cała bańka ochronna utworzona z jej własnych kłamstw została właśnie przebita. Ta rzeczywistość jest jeszcze gorsza niż była wcześniej.
Postanowiła, że to dziecko nie może się narodzić nawet kosztem jej własnego życia. Żyć bez dziecka albo nie żyć wcale.
Nie kochała go, nie ekscytowała się tym, że niedługo zostanie matką. Kyra przez chwilę próbowała zaakceptować fakt, że będzie miała dziecko ale to się jej nie udało. Nie kochała, nie kocha i nigdy go nie pokocha. Nie będzie darzyć miłością dziecka, które spłodził mężczyzna, który ją zgwałcił. Nie będzie go wychowywać, nie ma takiej opcji.
Uznała, że ten płód nie ma nawet prawa do tego, aby się narodził. Jednak ma wyrzuty sumienia, że tak myśli.
Długo się wahała, ale w końcu popełniła decyzję.
Wyciągnęła spod poduszki długi nóż, który ukradła z kuchni wczoraj wieczorem. Wstała z łóżka i podeszła do dużego lustra, by jeszcze raz spojrzeć na swój zaokrąglony brzuch. Nie zniesie tego, nie wytrzyma dłużej.
Usiadła na zimnej podłodze i wyciągnęła lewą rękę. Zaczęła podcinać sobie żyły- jedno cięcie po drugim. Bolało jak diabli, Kyra musiała przegryźć rąbek swojej koszuli by nie krzyczeć z bólu.
Kiedy było po wszystkim, cała podłoga była śliska od krwi.
Dziewczyna dała radę jeszcze wstać. Odwróciła się do lustra.
Przepraszam, Keith. Musiałam...
I wtedy użyła całej siły jaka jej pozostała by wbić sobie nóż w brzuch by raz na zawsze pozbyć się piętna, które wypaliła na niej przeszłość.
Epilog
Darron
Krew już dawno przeciekła przez opatrunek. Od jej utraty Darron czuł, że zaraz zemdleje. Musi znaleźć pomoc. I to szybko.
Pomimo strasznej rany na ręce to był szczęśliwy. Iluzja zadziałała i udało mu się zabić Keitha. Ta rana to naprawdę nic wielkiego. Ważne jest to, że w końcu czuł się bezpieczny, bo po tym, jak najemnik torturował i zabił jego towarzyszy to nie mógł spać spokojnie.
W końcu dotarł do jakiejś gospody. Ostrożnie zsiadł z konia i chwiejnym krokiem wszedł do środka. Tam powitała go sympatyczna blondynka, która skrzywiła się na widok jego rany.
-Skarbie, proszę pomóż mi. Jestem strasznie ranny. Jak mnie opatrzysz, dasz jakąś strawę i miejsce do spania to będę bardzo wdzięczny. I zapłacę. Nie tylko pieniędzmi.
Pokazał dziewczynie pewną rzecz, którą zerwał z ciała Keitha- niebieską perłę na złotym łańcuszku. Blondynka jak go zobaczyła to otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
-Podoba ci się? Będzie twój jak zrobisz to, o co cię poproszę. A, i przydałby się buziak.
-Widzę, że nawet teraz poczucie humoru cię nie opuszcza.- Odparła dziewczyna a potem wyciągnęła do niego rękę- Chodź na górę. Tam nikt nie będzie nam przeszkadzał.
Darron uśmiechnął się szelmowsko i dał się zaprowadzić po schodach prowadzących na pierwsze piętro. Wszedł za dziewczyną do pokoju i od razu położył się na łóżku czekając na to, aż go opatrzy. Albo pocałuje. W sumie to bardziej chciał, aby nastąpiło to drugie. Ręka może jeszcze poczekać.
Nie musiał długo czekać. Blondynka usiadła na nim okrakiem i złożyła na jego ustach długi pocałunek.
-Skąd masz ten naszyjnik?
-Zabiłem takiego jednego kolesia, który na mnie polował. Długa historia. Na szczęście już wszystko jest w porządku. Rozpuść włosy skarbie, wolę kiedy dziewczyna ma...
Nie dokończył, bowbiła mu nóż w brzuch po samą rękojeść. Na jednym ciosie nie poprzestała. Dźgała, dźgała dopóki nie dostała zadyszki.
-Za Kyrę, za Keitha, za wszystkie dziewczyny, którym to zrobiłeś, pierdolony potworze!
Po tych słowach skończyła. Zeszła z niego i usiadła na podłodze koło łóżka. Wypuściła nóż z ręki i wzięła w dłonie naszyjnik Keitha. Wtedy dopiero pozwoliła sobie na płacz.
Kyra
Stała na zielonym wzgórzu. Delikatny powiew wiatru muskał jej skórę. Była zdezorientowana.
Gdzie ja jestem?
Pomacała swój brzuch ale on okazał się płaski. Nie było także ran po cięciach.
Czy ja umarłam?
Rozejrzała się. Zielone wzgórza, błękitne niebo. Nic więcej.
Ja umarłam.
Wtedy usłyszała jak ktoś woła jej imię. Odwróciła się i zobaczyła Keitha biegnącego w jej stronę. Ona również zaczęła biec by jak najszybciej znaleźć się w jego ramionach.
Gdy tylko ich drogi się spotkały to wtuliła się w niego chcąc poczuć jego zapach. Potem uniosła głowę i ich usta złączyły się w pocałunku.
Nigdy nie była tak szczęśliwa.
Azalie
„Keith i Kyra
Połączeni ze sobą dopiero po śmierci"
Taki był napis na ich wspólnym nagrobku. Azalie zorganizowała cały pogrzeb, powiadomiła kogo trzeba jednak i tak przyszło bardzo mało osób. Tylko kilku przyjaciół Keitha z gospody i parę koleżanek Kyry z czasów gdy była księżniczką. Siostra ani rodzice nie przyszli.
Azalie stała samotnie nad grobem swoich przyjaciół, których pochowała zaledwie tydzień temu. Zginęli w ten sam dzień. On został zabity przez osobę, którą on sam chciał zabić a Kyra popełniła samobójstwo zabierając też do grobu swoje nienarodzone dziecko.
Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni łańcuszek z niebieska perłą i powiesiła go na pomniku. Potem zrobiła coś, co ukrywała przed wszystkimi dla ich dobra- użyła magii. Za jej pomocą przytwierdziła na stałe łańcuszek do pomnika.
Wiatr zawiał mocniej. W tym momencie Azalie uznała, że już nie może się ukrywać w cudzym ciele. To trwało za długo.
Nad grobem nie stała już blondynka o sympatycznym wyrazie twarzy ale wysoka brunetka o kocich niebieskich oczach.
-Do widzenia. Już raczej was nie odwiedzę- Powiedziała i zmieniła się w sokoła by odlecieć jak najdalej stąd...
* opowiadanie bierze udział w konkursie http://secretum.pl/konkursy/item/282-konkurs-na-fantastyczne-opowiadanie
Fragment: "Czarownice z Wolfensteinu. Wstęga i kamień"
I
W taką noc ktoś się zjawia
Śnieg padał cicho, usypując na zewnątrz okna małą zaspę, która niespiesznie sobie rosła. Zasłaniała już czwartą część wnęki i zaczynała przykrywać też dolną część framugi uchylonego okna. Drewniany parapet w pokoju zaczął błyszczeć małymi śniegowymi brylancikami, chwytającymi światło księżyca. Ostre górskie powietrze, wnikając przez lufcik, skutecznie wychładzało pokój, zapobiegając zmianie owych brylancików w o wiele mniej urocze kropelki wody. Zimno objęło w panowanie małą, wykończoną drewnem sypialnię. Skotłowana, przepocona pościel, leżąca na podłodze obok łóżka, zaczynała powoli twardnieć pod wpływem niskiej temperatury, ale skulona na nagim materacu postać nie wyglądała na zziębniętą. Z jej ust przy każdym oddechu wydo-bywały się obłoki pary. I przy każdym jęku. Mokre od potu włosy, przyklejone miejscami do rozgrzanej gorączką twarzy, tworzyły zmieniającą się czarną siateczkę fantazyjnych wzorów na jasnej skórze za każdym razem, gdy dziewczyna gwałtownie obracała się z boku na bok. Coraz szybciej.