Rezultaty wyszukiwania dla: Ocaleni
Sezon maczet
„To było dla mnie ciekawe, zobaczyć, jak dzieci upadają bezgłośnie. To wyglądało nawet dość zabawnie."*
Mamy rok 1994, jest 6 kwietnia - samolot, w którym leci rwandyjski prezydent Juvén Habyariman zostaje zestrzelony co jest początkiem masakry, która zakończyła się 6 kwietnia tego samego roku. W czasie tych około stu dni zabito od 800 000 do 1 071 000 ludzi. Stawiamy sobie pytania, które często zostają bez odpowiedzi. Jak tak było można? Dlaczego? Jaki był tego cel? Czy to rzeczywiście było potrzebne? Jean Hatzfeld, francuski reporter, postanawia znaleźć odpowiedzi na to co nas nurtuje. Pierwsza jego książka „Nagość życia. Opowieści z bagien Rwandy" mówiła o tym, co czują Tutsi i to miał być koniec, ale czytelnicy zaczęli zadawać pytania na temat morderców - jak oni na to patrzyli. Po początkowym wahaniu postanowił porozmawiać z oprawcami. Wie, że rozmowy z nimi nie będą łatwe, ale i on chce poznać powody oraz to co czuli podczas uśmiercania sąsiadów, przyjaciół, a nawet bliskich.
Gdy zaczynałam czytać drugą część trylogii nastawiłam się na to, że będzie mocna, a nawet czasem drastyczna – pełna opisów zbrodniarzy, którzy zabijali bez uczuć, lęku czy litości. Wiedziałam mniej więcej czego mogę się spodziewać, ale nie sądziłam, że odbiorę ją tak personalnie. Hatzfeld miał obawy przed napisaniem „Sezonu...", bał się tego jak będzie reagował na opowieści tych, z którymi będzie rozmawiał - rozumiem go, bo na ile można zbliżyć się do mordercy? Jak z nim rozmawiać? Jak wczuć się w jego sytuację? Słuchać zwierzeń pokrzywdzonych, a tych krzywdzących, to zupełnie nie to samo.
Czytając ten reportaż poznajemy punkt widzenia zwykłych ludzi, nauczycieli, dowódcy interahamwe i jeszcze kilku osób. Szokuje on i wprowadza taki natłok myśli, że bardzo trudno jest go uporządkować. Często w trakcie lektury zastanawiałam się jak człowiek może stać się taką bestią. Przecież co niektórzy wręcz łaknęli krwi, tego poczucia wyższości. Dla nich to było jak zwyczajna praca, jak coś co trzeba było zrobić, czuli się bezkarni bo byli pewni, że gdy masakra się skończy wrócą do życia codziennego.
Od razu przyszło mi do głowy jak różnie mówią o masakrze ocaleni i mordercy. Ci pierwsi mają problem ze wspomnieniami, ich psychika blokuje się i nie chcą zbytnio o tym rozmawiać. Za to winowajcy nie mają problemu by mówić o tym co było... Cóż, jestem tym zniesmaczona - dla mnie wypowiedzi niektórych Hutu były pewnym sposobem chwalenia się, a zapewniam, że nie było czym.
Jak już wspomniałam, dla zabijających to było normalne, była to praca, którą musieli wykonać. Ignace - jeden z oprawców - mówi: „Wykonywaliśmy robotę na zamówienie. Szliśmy na ślepo za dobrą wolą wszystkich. Gromadziliśmy się na boisku w gronie znajomych i ruszaliśmy na polowanie w poczuciu bliskości."**
Francuski reporter zadawał pytania o pierwszy raz użycia maczety, o to co czuli, czy prześladują ich wspomnienia, o Boga, o to czy żałują... Tych pytań jest wiele. Stara się nie oceniać tylko stawia nas przed prawdą, nie ucina wątków, nie stara się by były łagodniejsze, a to co czytamy jest tak porażające, iż brakuje słów by skomentować wypowiedzi morderców. Przykładem jest fragment wypowiedzi Alphonse'a: „Nikt nie oszczędzał niemowląt. Zabijało się je o ściany i drzewa albo od razu ścinało."*** A ja pytam czym zawiniły dzieci? Dalej mówił, że dzieci się nie maltretowało jak niektórych dorosłych, ale i tak ogarniał mnie szał bo to żadne wytłumaczenie... Takich fragmentów jest o wiele więcej, a my możemy tylko czytać, niedowierzać i pytać po co to wszystko było...
„Sezon maczet" wstrząsa, w trakcie i po zakończeniu lektury towarzyszy nam uczucie strachu i niedowierzania. Porusza się tu temat wybaczenia, które moim zdaniem jest nieosiągalne. Ci mordercy uważali, że robili co musieli, więc to, że teraz są za to karani jest dla nich niezrozumiałe. Absurdem też dla mnie jest nagłe nawrócenie niektórych sprawców masakry - nie potrafię w nie uwierzyć. Zgadzam się za to z reporterem, że robią to tylko dla siebie - chcą mieć gdzie wrócić po odzyskaniu wolności oraz oczyścić się trochę w oczach innych. Hatzfeld próbował dociec powodów tego masowego morderstwa, ale chyba nigdy nie da się tego odkryć do końca...
Reportaż ten był dla mnie ciężką przeprawą przez psychikę mordercy bez skrupułów. Niejednokrotnie potrzebowałam czasu na ochłonięcie, ale ani przez chwilę nie żałuje, że sięgnęłam po tę książkę.
*str. 28
**str. 19
***str. 134
Premiera: "Widmopis"
Nowa powieść autora "Atlasu chmur" - David Mitchell - swoją premierę będzie miała już 31 października!
Heretyk
Cade Williams, tytułowy Heretyk Josepha Nassise'a, to ciężko doświadczony przez życie człowiek, który walczy z siłami ciemności, uciekając się do sposobów, o jakich zwykły śmiertelnik nie śnił w najgorszych koszmarach. Akcja osadzona jest w mrocznych realiach współczesności, jednak w miejscach niedostępnych dla przeciętnych ludzi, mających tylko złudne poczucie świadomości otaczającego ich świata i wiszącej w powietrzu, nieuniknionej wojny. Cywile nie odgrywają tu większego znaczenia - liczą się tylko ci, co opowiadają się za Dobrem oraz ci, którzy stoją po stronie Zła.
Po wiekach zapomnienia, dawny zakon Templariuszy, skupiający rycerzy bezgranicznie oddanych Bogu, znów został powołany do życia, jako ostania linia obrony przed mroczną armią. Papież Pius XI zawarł z rycerzami pakt. Zdjął z nich ekskomunikę i dał częściową niezależność w zamian za obronę Watykanu i całego chrześcijańskiego świata przed wszechobecnym, rozpanoszonym złem. Celem ich staje się wykrywanie i likwidowanie w imię Boga wszystkiego, co ma bezpośredni związek z szatanem.
Cade Williams, jeden z rycerzy Zakonu dowodzący elitarną jednostką „Echo", różni się od reszty jego członków. Zajmuje się on najbrudniejszymi sprawami. Jest człowiekiem okrutnym, bezwzględnym, nie znającym litości, aczkolwiek ponadprzeciętnym i posiadającym nadludzkie zdolności. Nie jest to jednak superbohater na miarę Spidermana czy Supermana - Cade jest ich zupełnym przeciwieństwem. Choć rycerze poświęcają się w imię wyższych idei i przyświecają im podobne cele, to ich metody działania są skrajnie różne.
W przeszłości do domu Williamsa, wtargnęła obca istota odziana w czarną szatę, która porwała i zabiła jego żonę, zaś jego samego poważnie raniła. Pamiątka po tym wydarzeniu w postaci rozległej blizny wokół prawego oka, szpeci Cade'a do dziś. Od tego momentu Cade ściga mordercę swej ukochanej, zwanego Adwersarzem. Jednak po tym spotkaniu została mu jeszcze jedna pamiątka – Williams nabył paranormalne zdolności. Potrafi poruszać się miedzy światem żywych a Zaświatem, szarym miejscem zawieszonym pomiędzy niebem a piekłem, zamieszkałym przez cienie i widma. Drugą niezwykłą umiejętnością jest „Widzenie", pozwalające dostrzegać pierwiastek bożej mocy w ludziach i przedmiotach. Posiadł także osobliwy „Dar", naukowo nazywany psychometrią, za pomocą którego potrafi poprzez dotyk zobaczyć ostatnie chwile i emocje związane z danym przedmiotem lub istotą. Dzięki swoim niespotykanym umiejętnościom, stanowiącym potężną broń przeciwko szatanowi, oraz przez brutalne, choć zabójczo skuteczne metody działań, Cade'owi został nadany przydomek Heretyk. W swojej misji stawia czoło mrocznej Radzie Dziewięciu, samozwańczym magom i nekromantom, pragnącym zdobyć legendarną Włócznię Przeznaczenia, którą przebito bok ukrzyżowanego Chrystusa. Kto ją przechwyci, posiądzie boską potęgę i władzę nad całym światem. Jednak Heretyk nie jest osamotniony na polu bitwy. Wspomaga go wspomniany wcześniej oddział Echo: Riley, osiłek władający każdym rodzajem broni oraz Olsen, geniusz komputerowy. Do drużyny zostaje także zwerbowany Duncan, człowiek, który potrafi uleczać rany dotykiem dłoni. Czeka ich ciężka, krwawa walka o sprawiedliwość, ocalenie, pokój na świecie oraz zwycięstwo Dobra nad Złem.
Wielowątkowa fabuła „Heretyka", rozgrywająca się w świecie realnym jak i metafizycznym, utrzymana jest w gęstej atmosferze grozy, intrygi i niebezpieczeństwa.
Członkowie Zakonu diametralnie różnią się od siebie, jednak wspólnie tworzą świetnie wyszkoloną, spójną jednostkę bojową. Są to bohaterowie nieprzewidywalni oraz tajemniczy, a ich mroczne sekrety i osobowości poznajemy z czasem. Dynamiczna akcja, wartkie dialogi, zagadkowość postaci, stopniowo narastające napięcie - cały ten warsztat literacki pisarza sprawia, że książka gwarantuje nam zaskakująco dobrą rozrywkę, którą pochłania się jednym tchem z nieustającym dreszczem emocji. Serdecznie polecam!
Życie, które znaliśmy
Dziś pierwszy dzień końca świata. Koniec nadszedł szybko i brutalnie – spowodowało go z wielkim hukiem jedno wydarzenie, ale potem wszystko umiera już powoli, stopniowo. Natomiast ludzie... ludzie robią wszystko, by przetrwać.
Z początku powieść jest wręcz nudnawa. Toczy się zwyczajne, niespecjalnie ciekawe życie, co gorsza, opisane z punktu widzenia szesnastolatki. Wszystko jednak zmienia się w momencie, gdy asteroida uderza w księżyc. Nikt się nie spodziewał, jak bardzo to wydarzenie może być katastrofalne w skutkach. Olbrzymie fale powodziowe zalewają kontynenty, wybuchają wulkany, zmienia się klimat całej planety. Tajemnicze choroby zaczynają gnębić ludzkość. Brak jedzenia, brak wody pitnej, brak paliwa, mroźne dni w środku lata. To wszystko stało się teraz codziennością każdego człowieka. Do tego dochodzą rabunki, porwania, czarny rynek i nieuczciwość. Każdy troszczy się jedynie o siebie i własną rodzinę.
Muszę szczerze przyznać, że książka jest przerażająca – przede wszystkim dlatego, że nie brakuje jej realizmu. Wszystkie opisane przez autorkę rzeczy (no może poza samym wybiciem księżyca z orbity) mieszczą się w granicach ludzkiej wyobraźni. Napięcie w fabule narasta stopniowo, milimetr po milimetrze. Fakty i zdarzenia logicznie wynikają jedne z drugich. Ludzie ustalili niepisane zasady, których starają się trzymać i żyją z myślą, by przetrwać jak najdłużej. Gdyby jeszcze dodać do powieści jakieś niesamowite i paraliżujące wręcz poświęcenie, spokojnie można by porównać ją do jednego z dzieł Stephena Kinga (autorka próbowała nawet takiego zabiegu, aczkolwiek nie wywołała tym takiego efektu, jak ów znany pisarz, ponieważ nie zabiła swojej bohaterki, a jej poświęcenie nie poszło na marne).
Historia przedstawiona jest w formie pamiętnika, który prowadzi główna bohaterka - Miranda. Tekst stworzony został w bardzo przystępnej formie. Książkę czyta się naprawdę łatwo i lekko, a cała groza sytuacji przedstawiona jest jako codzienność, na dodatek w taki sposób, że nie da się o niej nie myśleć. Uważam, że to bardzo ciekawy, a przede wszystkim udany zabieg w przypadku tego typu katastroficznej książki. Znacznie bardziej działa na wyobraźnię, niż zwykły opis, a fakty wydają się być przedstawione z pierwszej ręki.
Każdy na koniec świata reaguje inaczej, ale matka Mirandy należy do tych zaradnych osób. Zaopatrzyła najbliższych w spore zapasy (nie tylko jedzenia, ale i ciepłych ubrań, koców oraz lekarstw). Dla niej najważniejsza jest rodzina i to właśnie te więzi przede wszystkim przedstawiła autorka. Rodzeństwo dba o siebie nawzajem, a ich matka gotowa jest na wszelakie poświęcenia – włącznie z głodzeniem się dla ich dobra. To coś, czego nie odbierze im nawet katastrofa na skalę globalną.
Susan Beth Pfeffer nie jest już osobą najmłodszą, a tworząc swoją powieść, nie kierowała się modą ani popularnymi obecnie nurtami i chwała jej za to. Dzięki temu na rynek trafiło coś naprawdę oryginalnego - książka, która nie jest powieleniem przyprawiających już momentami o mdłości wzorców. Pisarka pochodzi z Nowego Jorku i upodobała sobie tworzenie powieści młodzieżowych. Inspiracją dla trylogii „Ocaleni" był film „Meteor".
Książka wywarła na mnie duże wrażenie i czytałam ją przez większą część nocy. Początek mnie nie zachęcił, dlatego powieść dość długo przeleżała na półce, ale naprawdę warto przez niego przebrnąć. Z przyjemnością zabiorę się za kolejne części trylogii, a miłośnikom historii katastroficznych, post apokaliptycznej wizji świata czy filmów takich jak „Pojutrze", pozycję tę gorąco polecam.
Bycie superbohaterem - ciężki kawałek chleba
Żywioły, plagi, zabawki bez atestu, inwazje obcych, smsy z informacją o wygranym samochodzie oraz złoczyńcy - kradnący, gwałcący, zabijający i chcący zniszczyć świat nie wiedząc, dlaczego. Wszystko to bezustannie zagraża naszemu życiu. Na samą myśl o tych niebezpieczeństwach kropelki potu witają na mym czole, a ciarki spacerują po plecach. Co robić? Jak temu zapobiec? Mamy rząd, wojsko, służbę zdrowia i hycli, lecz tak silna grupa sama nie poradzi sobie z potopem nieszczęść. I dlatego Bóg stworzył superbohatera. Kim on jest dokładnie? Z definicji wynika, że superbohater, to osoba posiadająca niezwykłe zdolności, która broni świat przed przestępcami. Nie myślcie, że wystarczy założyć maskę i liczyć na łut szczęścia niczym Zielony Szerszeń. Trzeba mieć w sobie to coś. Nieważne czy jest to umiejętność władania mieczem, znajomość sztuk walki, mistrzowskie strzelanie z karabinu snajperskiego czy zdolność stawania w ogniu na zawołanie.