grudzień 15, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Mięta

środa, 09 marzec 2016 07:53

Alexandra Bracken "Przez ciemność"

16 marca na półkach sklepowych zadebiutuje kolejna odsłona serii Mroczne Umysły, książka "Przez ciemność" autorstwa Alexandry Bracken. 

Dział: Książki
czwartek, 03 marzec 2016 22:18

Kolejny sukces mobilnego BRASSA

Mobilna wersja jednej z najlepszych ekonomicznych gier planszowych otrzymała nominację do prestiżowej nagrody Golden Geek Award!

Dział: Z prądem
czwartek, 12 lipiec 2012 13:00

Czerwony hotel

Któż mógł się spodziewać, że jeden koszmarny sen na zawsze zmieni życie T-Yon, Everetta i Sissy Sawyer, przewidującej przyszłość z kart. Kto uwierzy, że życie to nie tylko szara codzienność, a parapsychiczne zdolności i duchy żądne zemsty, które nie spoczną, póki nie dopną swego. Nikt nie mógł przypuszczać, że w przeddzień oficjalnego i uroczystego otwarcia Czerwonego Hotelu, ściany budynku zaczną żyć własnym życiem. Dobrze, że w pobliżu była Sissy, która nie spocznie, dopóki nie rozwikła tej makabrycznej zagadki.

Wszystko zaczęło się pewnego zwyczajnego dnia, kiedy do domu Sissy zawitał jej bratanek Billy z prześliczną dziewczyną u boku. Sissy od początku wiedziała, że coś dręczy T-Yon. Okazało się, że medium miała rację, a dziewczynę od dłuższego już czasu nawiedza ten sam, wciąż powracający koszmar. T-Yon boi się, że coś jest nie tak z jej psychiką, ale zanim uda się do lekarza, chce porozmawiać z Sissy, mającą doświadczenie w dziedzinie niewiarygodnych i niemożliwych zjawisk, a ponadto potrafi interpretować sny.

Dzięki swoim umiejętnościom, Sissy wraz z T-Yon odkrywają przerażającą prawdę, która ma bezpośredni związek z dziewczyną, jej bratem i hotelem, który Everett na dniach ma uroczyście oddać do użytku. Sissy widzi w kartach krew. Everett widzi ją również, gdy pokojówka zgłasza mu problem w jednym z pokoi. Później jest już tylko gorzej. Coraz więcej krwi, coraz więcej wątpliwości. Znikający ludzie, a wszystko bez żadnego logicznego wytłumaczenia. W tym momencie przychodzi czas na Sissy Sawyer, w której umiejętności nikt nie chce wierzyć. Ale wystarczy, że ona sama ma wystarczająco wiary i siły, by uporać się z makabrycznymi duchami żądnymi zemsty, które nawiedziły Czerwony Hotel.

Czy uda jej się ocalić T-Yon i Everetta przed zranionym duchem, który pragnie tylko jednej rzeczy – zemsty? Czy rozwikła tę niesamowitą zagadkę, w którą nikt nie chce uwierzyć?

„Czerwony Hotel" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Grahama Mastertona i główną bohaterką jego powieści, Sissy Sawyer, która pojawiła się też w innych książkach wydanych przez Wydawnictwo Rebis (Zła przepowiednia, Czerwona maska). Masterton znany jest ze swoich powieści grozy, mnie natomiast był kompletnie obcy. Z tym większą ciekawością sięgnęłam po jego najnowsze dzieło czyli „Czerwony Hotel".

Od razu przyznam, że mam dosyć mieszane uczucia, gdyż książka nie rzuciła mnie na kolana. Niemniej jednak uważam, że jest to naprawdę dobry horror, w którym nie brakuje akcji i suspensu. Bardzo spodobał mi się pomysł na fabułę, nawet mimo faktu, że nie przepadam za historiami o duchach. Tutaj jednak nie brakowało emocji, które rekompensowały mi obecność nawiedzających hotel zjaw. Wielokrotnie na mej skórze pojawiały się ciarki, gdy przychodził moment przyglądania się krwawym i makabrycznym obrazom, jakie zaserwował nam autor.

Spodobała mi się również postać głównej bohaterki, Sissy Sawyer, która niewierzącym w nadprzyrodzone zjawiska kojarzyła się z czarownicą. Sissy jest nieco ekscentryczna, ale również niesamowicie charyzmatyczna i barwna. Nie można jej odmówić uroku osobistego. Jedyne, co mnie nagminnie irytowało w tej postaci, to jej imię, które kompletnie nie pasowało do starszej, przepowiadającej przyszłość z kart, kobiety. Mam wrażenie, że imię Sissy dużo bardziej pasuje do małej dziewczynki aniżeli do dojrzałej pani.

Tak czy inaczej, nie mogę pozbyć się wrażenia, że czegoś mi w „Czerwonym Hotelu" brakowało. Przeczytałam tę książkę bardzo szybko i nie bez przyjemności, ale mimo wszystko sądzę, że nie zapamiętam jej na dłuższy czas. Widać w tym wypadku nie zadziałała chemia czytelnik-książka.

Trzeba jednak przyznać, że Masterton to mistrz w swoim fachu, który potrafi stworzyć wokół czytelnika atmosferę niepokoju, otaczając go nadprzyrodzoną mgiełką horroru. Choć mnie nie rzucił na kolana, to myślę, że „Czerwony Hotel" znajdzie swoich fanów i zwolenników, którzy docenią niewątpliwy talent znanego na całym świecie pisarza.

Dział: Książki

Karolina Nykiel: Jak zaczęła się Pani przygoda z fantastyką?

Maja Lidia Kossakowska: To zależy, co przez to rozumiemy...

K.N.: Pierwsza przeczytana książka, na przykład?

M.L.K.: Moja przygoda zaczęła się dość banalnie, bez żadnych specjalnych, cudownych odkryć. Po prostu, w domu. Moi rodzice byli wielbicielami literatury, także fantastyki. Zawsze mieliśmy mnóstwo różnych książek. Oni podsuwali mi do czytania pozycje z bardzo różnych dziedzin, w tym także z fantastyki. 

Dział: Wywiady

Karolina Nykiel: Jak w Pana przypadku wygląda praca nad książką? Jak wygląda ten proces twórczy?

Jarosław Grzędowicz: Proces twórczy ma logiczny przebieg, jak każda ludzka działalność. Nie wyobrażam sobie choćby pisania czegoś bez pomysłu. Jeżeli zabieramy się do wykonania czegokolwiek, to musimy najpierw wiedzieć, o co nam chodzi, i co następnie zrobimy.

Dział: Wywiady
wtorek, 16 luty 2016 16:32

Po drugiej stronie

Każdy artysta tworząc daje początek nowemu światu, czemuś, co należy tylko do niego. Jest bogiem, stwórcą; daje i odbiera życie, wpływa na decyzje swoich "dzieci", łączy i rozdziela. Aleksander jest malarzem, acz nietypowym, bowiem... owoce jego dłoni żyją. Żyją i niejednokrotnie mają ogromny wpływ na świat rzeczywisty.

Z twórczością pana Rafała Cuprjaka spotkałam się po raz pierwszy, a do Po drugiej stronie przyciągnął mnie nietuzinkowy opis. Bóg? Bożek? Stwórca? Malarz, który mianuje się panem czyjegoś losu? Prawda, a może zwyczajne majaczenie przesiąkniętego alkoholem człowieka?

Każdy kolejny rozdział to zaproszenie do poznania postaci, zajmujących mniej lub bardziej znaczące miejsce w toku historii. I tak dane nam jest poczytać o perwersjach Moniki, samotności zakochanego w niej bez pamięci Cypisa, sposobie na  wystawne życie Natalii, bezpiecznym kokonie pracy Antoniego i ścieżce kariery, jaką codziennie spaceruje Rajmund. Nad tym wszystkim czuwa malarz -rzekłabym- drugiej kategorii, Antoni, zajmujący się tworzeniem niegroźnych i raczej nic nie wnoszących do artystycznego świata obrazów. Ale, ale- niech nie zmyli Was jego przesiąknięty wódką oddech, niechlujny strój czy kilkutygodniowy zarost. To on jest bożkiem, właśnie on posiada TALENT, będący jednocześnie darem, jak i przekleństwem. Choć początkowo mogłoby się wydawać, iż owa pozycja to zbiór luźnych, właściwie nieposiadających cech wspólnych opowiadań, to prawda jest zgoła inna. Owszem, jak już wspomniałam wcześniej, zostają nam przedstawieni kolejni bohaterowie, ale ich losy są ze sobą silnie połączone- jeśli nie więzami krwi, to... przeznaczeniem?

Zostałam porwana. Co prawda nikt za mą skromną osobę nie żądał okupu, nie przetrzymywano mnie siłą w od dawna zamkniętym magazynie, nie ucięto mi palca, ale... zostałam porwana. Do innej rzeczywistości! Świat, jaki wykreował pan Cuprjak jest jednym słowem fenomenalny. Od książki nie sposób się oderwać, a wielość bohaterów w tym przypadku zdecydowanie działała na plus. Każda z postaci była tak dobrze wykreowana, że nie miałam problemu z zapamiętaniem kto jest kim i co łączy ją/ jego z innymi, papierowymi ludźmi. Ponadto zaprzątała mnie jeszcze jedna myśl- czemu służy tajemniczy NÓŻ, pojawiający się zarówno w przeszłości, jak i w teraźniejszości? Ów przedmiot skłaniał bohaterów do popełniania czynów wbrew ich woli, uzależniając ich od siebie. Tęsknili za nim jak za ukochaną osobą, swoistym nałogiem. Dlaczego jednak miał aż tak ogromny wpływ na ich decyzje? Ciężko powiedzieć. Tajemnica pozostała nieodkryta.

Siła zła i siła dobra- jak rozróżnić, kto stoi po czyjej stronie? Wiadomo, że zło znajdujące schronienie w ciele Rajmunda, wspierane przez magiczną moc NOŻA działało wyłącznie na korzyść czegoś o ogromnej mocy, być może demona. Ta siła nie jest nazwana; po prostu rodzi się dwóch chłopców i choć mają innych rodziców, są do siebie bliźniaczo podobni. Jeden z nich, przez lata ukryty w obrazie decyduje się na opuszczenie bliskiego mu środowiska. Zła decyzja...

Szczerze mówiąc, już dawno nie czytałam tak dobrej historii. Temat może się niektórym wydawać dość oklepany, ale to, że autor karmi nas, czytelników, niedopowiedzeniami, jedynie wzmaga apetyt. I chce się więcej, więcej i więcej. Jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy, więc ze smutkiem odłożyłam Po drugiej stronie na półkę. Mam nadzieję, że kolejne książki polskiego pisarza będą równie dobre. Polecam z czystym sumieniem! 

Dział: Książki
wtorek, 16 luty 2016 09:20

Hanafuda

Tradycja „Hanafudy", japońskich kart, sięga VIII w. n.e., jednak ich prawdziwa popularność i rozpowszechnienie zaczyna się „dopiero" w XVI wieku, kiedy to portugalscy marynarze odkryli Archipelag Joński i Japonia stała się jednym z najchętniej wybieranych za cel podróży miejsc. Podobno talia kart na statku stanowiła wyposażenie obowiązkowe (dla zabijania czasu podczas długich wojaży), a podczas jednej z wypraw w 1549 roku święty Franciszek Ksawery zaprezentował Japończykom hiszpańską grę w hombre i karty szturmem wzięły, przede wszystkim w niższych warstwach społecznych, czas wolny mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni. Pierwsze japońskie talie do złudzenia przypominały więc te portugalskich. Jednak, kiedy karty pociągnęły za sobą hazard, władze zakazały używania portugalskich talii. Tworzono więc nowe, autorskie, japońskie. Je także później obarczano restrykcjami, więc powstawały kolejne, i tak dalej. A jak „Hanafuda" przybrała obecną formę? Tego, między innymi, możecie dowiedzieć się w instrukcji dołączonej do wersji proponowanej przez wydawnictwo Trefl.

Muszę przyznać, że na początku eleganckie karty nieco mnie przerażały. Ledwie sięgnęłam po instrukcję, a ta najpierw zasypała mnie informacjami historycznymi, a później całą serią zasad, które na pierwszy rzut oka wydawały się nie tylko niemożliwe do spamiętania, ale i zrozumienia w ogóle. Wystarczyła jednak jedna rozgrywka, by załapać, co i jak. Oczywiście z broszurką nie sposób rozstać się jeszcze po wielu partiach, bo kombinacje kwiatów i pór roku czy innych ilustracji nie są dla naszej, europejskiej kultury tak oczywiste jak dla Japończyków, ale nie przeszkadza to w cieszeniu się rozgrywką.

Producenci „Hanafudy" proponują graczom trzy gry: Łączenie kwiatów, Koi-koi oraz Mushi, które różnią się poziomem skomplikowania i ogólną popularnością w Kraju Kwitnącej Wiśni. Wszystkie jednak opierają się na zbieraniu konkretnych kart lub ich kombinacji tak, by otrzymać możliwie wysoką ilość punktów. Te trzy gry, to oczywiście jedynie wprowadzenie do świata „Hanafudy". Do talii nie należy bowiem podchodzić jako do zamkniętej, pozbawionej rozwojowości gry bez prądu. To taka azjatycka wersja naszych, domowych, typowych kart. Ile różnych gier potraficie nimi rozegrać? A o istnieniu ilu słyszeliście? Właśnie, tak samo jest z „Hanafudą". Zaproponowane trzy typy rozgrywki mają jedynie zachęcić do dalszych poszukiwań.

Osobiście czuję się zresztą całkiem do tego przekonana. Zwłaszcza, że talia wypada nie tylko niezwykle estetycznie, ale i elegancko. Czarne rewersy kart z nieprzekombinowaną, stylizowaną w azjatyckim duchu białą czcionką, widoczne po otworzeniu pudełka w zagłębieniu wyłożonego delikatnym materiałem tworzywa, robią naprawdę fantastyczne wrażenie. To wrażenie nieco słabnie, gdy bierze się karty do rąk, bo chociaż kolejne ilustracje są bardzo nastrojowe i pięknie wykonane, to same karty są dość cienkie i wyobrażam sobie, że w rękach szczególnie zaangażowanych graczy, bardzo szybko straciłyby swoją estetyczną formę, wyginając się i zdzierając. Na dawnym statku handlowym długo by z pewnością nie wytrzymały.

„Hanafuda" sprawdzi się nie tylko u graczy, których fascynuje Japonia oraz jej tradycje, ale u każdego, kto ceni sobie gry logiczne i lubi panować nad rozgrywką. Jest to bowiem jedynie w połowie gra oparta na losowości – rozdania kart – to jak się je wykorzysta, jakie podejmie decyzje i czy odsłoni posiadane sztuki z talii, zależy tylko od nas. Doskonale sprawdzi się również  podróży – ze względu na niewielkie rozmiary. Polecam wszystkim, którzy lubią próbować ciekawostek z odległych zakątków świata, stawiają na zaangażowanie logicznej strony swojego mózgu oraz nie mają pięciu lat – młodsi użytkownicy mogą bowiem szybko się znudzić.

Dział: Gry bez prądu

Zawsze nazywaj rzeczy po imieniu. Strach przed imieniem wzmaga strach przed samą rzeczą.*

Kiedy ktoś ma co prawda dach nad głową, ale jego miejsce do spania to skrytka pod schodami, ubrania po starszym i dużo większym kuzynie oraz brak okazywania jakiejkolwiek sympatii względem niego trudno mu uwierzyć, że może być kimś ważnym i znanym. Jeszcze trudniej przyjąć do wiadomości, że istnieje świat magii, w którym czary, eliksiry, uroki są czymś normalnym...

W dniu swoich dziesiątych urodzin Harry Potter dowiaduje się, że jego rodzice wcale nie zginęli w wypadku samochodowym tylko próbując ratować go przed potężnym i niesamowicie złym Sami Wiecie Kim, który chciał go zabić. Co ostatecznie i tak mu się nie udało, bo chłopiec przeżył a on zniknął. Harry poznaje też prawdę o sobie, nie jest zwykłym człowiekiem tylko czarodziejem i od września ma zacząć naukę w szkole magii i czarodziejstwa - Hogwarcie. Będzie musiał zmierzyć się ze sławą i zupełnie nowym światem. Jaki będzie tego finał?

Myślę, że w chwili obecnej nie ma kogoś, kto chociażby nie słyszał o Harrym Potterze. Osobiście mam do tej serii ogromny sentyment, bo wraz z nią dorastałam i przechodziłam z klasy do klasy. Do dziś pamiętam podczytywanie na przerwach i wymigiwanie się od odrabiania prac domowych, by jak najszybciej powrócić do przygód młodego czarodzieja. Kiedy zobaczyłam, że zostanie wydane ilustrowane wydanie Harry'ego wiedziałam, że będę musiała je mieć, tym bardziej, że będą to prace Jima Kay'a, który zachwycił mnie swoim talentem w Siedem minut po północy.

Myślę, że nie muszę wspominać o tym, ja wspaniały i cudowny świat wykreowała Rowling, prawda? Po tylu latach i pojawiających się co chwilę opiniach zostało to już omówione jak to tylko możliwe, ale po prostu muszę wyrazić swój zachwyt. Powieściopisarka od podstaw stworzyła świat czarodziejów, czerpiąc z legend, mitów i nieskończonych pokładów swojej wyobraźni wymyśliła świat czarodziejów od podstaw, z ich historią, sposobem życia, a do tego opisała losy chłopca, który nagle się o nim dowiaduje i przeżywa całą masę przygód, tych zabawnych, niebezpiecznych i wzmacniających przyjaźnie. Wszystko jest przemyślane, perfekcyjnie dopracowane, a co ważniejsze ciekawe. Fabuła wciąga od pierwszych stron i nie daje o sobie zapomnieć, cały czas coś się dzieje albo poznaje się ten niesamowity świat. Rewelacja!

Rowling tworząc bohaterów z tak różnymi osobowościami, opisując ich różnice w wyglądzie, zachowaniu, mowie, upodobaniach sprawiła, że pomimo ich mnogości łatwo odgadnąć kto jest kim. Wykreowała postacie realne, wielowymiarowe i dzięki temu, dzięki nim opowieść jest jeszcze ciekawsza i barwniejsza, bo potrafią zaskoczyć, wzbudzać sympatię i antypatię. Nie poprzestała jednak tylko na ludziach, ale skupiła się na miejscach, magicznych roślinach oraz zwierzętach. Wszystko to za każdym razem zapiera dech w piersiach.

Jednak w tym wydaniu nie chodzi o samą historię, a o ilustracje Jima Kay'a. W tym tomie jest ich 100, ale prawdę mówiąc każda strona jest naznaczona jego kreską - kleksy, kreski, tła, a dodatkowym smaczkiem jest ilustracja z Hodowanie smoków dla przyjemności i dla zysku przedstawiająca zbiór wszystkich smoczych jaj czy też Przewodnik po trollach według Newta Scamandera. Coś niesamowitego! Najbardziej jednak jestem zachwycona faktem, że ani osoby, ani miejsca nie przypominają tych z filmu a własne wyobrażenie Kay'a tego wszystkiego, który czerpał inspiracje z samej historii oraz napotykanych osób. Zauroczyło mnie to wydanie, nie mogłam się napatrzeć na każdy rysunek, zachwycałam się nimi i będę to robić jeszcze wielokrotnie. Ogromnie się cieszę, że to Jim Kay zajął się ilustrowaniem tej serii, idealnie przedstawił to, co opisywała Rowling. Nie mogę też nie wspomnieć o samym wydaniu, w formacie A4 z obwolutą. To takie w sumie kolekcjonerskie wydanie, za które warto zapłacić okładkową cenę.

Byłam, jestem i chyba zawszę będę zachwycona ponadczasowością Pottera, bo ktokolwiek po niego sięgnie, niezależnie od wieku, pozostanie pod urokiem tego chłopca, jego przyjaciół, wydarzeń oraz wartości jakie skrywa każdy tom serii. Harry Potter i Kamień Filozoficzny zachwycił mnie piętnaście lat temu i robi to po dziś dzień. Za każdym razem wsiąkam w opowieść i przeżywam ją na nowo wraz z bohaterami. Nie da się czytać go spokojnie i bez emocji. Śmiech, złość, niechęć, strach, nadzieja, dobro i wiele więcej odczuć są czymś naturalnym.

Oczywiście gorąco polecam, idealny nabytek dla siebie samego lub na prezent dla każdego fana przygód młodego czarodzieja. Te nowe wydanie nie tylko daje szansę jeszcze raz przeżyć wszystko od początku, ale i za pomocą ilustracji Jima Kay'a, których nie sposób nie pokochać, spojrzeć na wszystko z zupełnie innej perspektywy niż tej znanej z filmu.

*J. K. Rowling, Harry Potter i Kamień Filozoficzny (wydanie ilustrowane), s. 237

Dział: Książki
piątek, 29 styczeń 2016 11:24

Przedsprzedaż: 51. Stan Master Set

Wydawnictwo Portal ogłosiło rozpoczęcie przedsprzedaży gry 51. Stan Master Set! Premiera 51. Stanu Master Seta planowana jest na wiosnę tego roku! Tylko i wyłącznie w przedsprzedaży na naszej stronie otrzymacie ulepszone unikatowe drewienka do gry, a wraz z rozwojem przedsprzedaży będą odblokowywane kolejne progi! Zamów dziś, poleć znajomym, powiedz innym a za tą samą kwotę otrzymacie jeszcze więcej!

Dział: Bez prądu
piątek, 29 styczeń 2016 10:43

Wywiad z Magdaleną Kubasiewicz

Skąd Kraków, dlaczego Polska w wersji magicznej?
Nie chciałam osadzać akcji w jakimś fikcyjnym mieście albo gdzieś za granicą. Wolałam sięgnąć po miejsce, które znam oraz lubię i dostosować je do swoich potrzeb – bo Kraków Sary nie jest do końca tym „naszym" Krakowem.

Dział: Wywiady