Rezultaty wyszukiwania dla: Metro 2035
Outpost
Powieść „Metro 2033” pokochałam całym sercem, choć sięgnęłam po nią wtedy, kiedy już ten wielki „boom” związany z tytułem się skończył. Następnie miałam mniej lub bardziej udane kontakty z twórczością jej autora. On sam odchodził od tematyki postapokaliptycznej, która przyniosła mu sławę, po to, by co jakiś czas do niej wracać. Takim powrotem jest jego najnowsza powieść „Outpost”, która niestety przynosi dość sporo rozczarowań, choć niewątpliwie całość historii zawiera charakterystyczne dla pisarstwa Glukhovskiego elementy, więc być może jego najwierniejsi fani będą zadowoleni.
Jarosław, mała mieścina oddalona od Moskwy o całe 250 kilometrów – czyli odległość dość zawrotną, gdy wziąć pod uwagę świat, w jakim przyszło żyć jego mieszkańcom. Powoli kończą się zapasy, a dostaw z moskiewskiej centrali brak. Społeczność placówki w Jarosławiu zaczyna się niepokoić, jej dowódca Pałkan również. Dodatkowo całą sytuację komplikuje fakt pojawienia się dziwnego przybysza, który jakimś cudem pokonał spowity toksyczną mgłą most łączący dwa brzegi Wołgi. Most, za którym nic już nie ma, jedynie uśpione snem wiecznym miasta, dla których nie ma już ratunku… ale czy to na pewno prawda? Czy na drugim brzegu rzeki nie ma już nic? Nic do uratowania albo nic czego nie trzeba się.. bać?
„Outpost” to przede wszystkim powieść, która dla wielu może być po prostu niezrozumiała. Wiele w niej niedopowiedzeń, odwołań do wierszy, fabuła toczy się wokół dawnego konfliktu, o którym czytelnikom niewiele wiadomo… Nie ukrywam, że trudno mi było początkowo zrozumieć sens tego, co czytam. Akcja też nie należy do wartkich. W zasadzie ponad połowa książki to wydarzenia rozgrywające się na terenie jednej placówki, mnogość bohaterów powinna uatrakcyjnić fabułę, a jednak tu pojawia się właśnie to, co charakterystyczne dla Glukhovskiego, czyli bohaterowie, których albo się lubi, albo nie, nie ma nic pomiędzy. Ja ich nie polubiłam, więc tym trudniej było mi brnąć przez kolejne rozdziały. Faktyczna akcja, która notabene trzyma w napięciu, mieści się na ostatnich 100 stronach, a następnie nadchodzi finał, który jednak wybrzmiewa bardziej, jak urwany hejnał, aniżeli konkretne zakończenie utworu.
Mało kto potrafi kreować tak przygnębiający i mroczny klimat, jak właśnie Dmitry Glukhovsky, jednak w przypadku „Outpostu” problemem jest właśnie to, że cała powieść jest po prostu bardzo przytłaczająca. Fabuła jest trudna w odbiorze; bohaterowie choć prości, to jednak niezrozumiali, akcja rozwija się bardzo powoli, a finał przynosi zbyt mało odpowiedzi, by uznać go za satysfakcjonujący, a przede wszystkim klarowny. W moim odczuciu „Outpost” stanowi regres w twórczości autora takich dzieł jak „Metro 2033” i „Metro 2035” oraz „FUTU.RE”. Zdaje się tworem niedopracowanym. Pomysłem, który nie zdążył się poprawnie rozwinąć. Konspektem stworzonym pobieżnie i bez większego polotu. Wydaje mi się, że spodoba się albo tym, którzy twórczości autora nie znają, albo tym, którzy darzą Glukhovskiego miłością bezwarunkową i zachwyca ich wszystko, co wyjdzie spod jego pióra.
Konkurs: Uniwersum Metro 2035. Piter. Bitwa bliźniaków
Okrutna przeszłość Ubera ciągnie się za nim niczym krwawy ślad z rozprutego brzucha. Ten czerwony skinhead nie zawsze był dobry i zdecydowanie nie zawsze sprawiedliwy.
Teraz nieustannie spłaca swoje długi.
Uniwersum Metro 2035. Piter. Bitwa bliźniaków
Okrutna przeszłość Ubera ciągnie się za nim niczym krwawy ślad z rozprutego brzucha. Ten czerwony skinhead nie zawsze był dobry i zdecydowanie nie zawsze sprawiedliwy.
Teraz nieustannie spłaca swoje długi.
Konkurs: Uniwersum Metro 2035. Riese
"„Riese” Roberta J. Szmidta to pierwsza polska powieść w projekcie Uniwersum Metro 2035. Bohaterowie „Otchłani” i „Wieży” opuszczają Wrocław, by zmierzyć się ze swoim przeznaczeniem w legendarnym kompleksie… który zupełnie nie przypomina powojennych ruin. Robert znów zafundował nam szaloną jazdę."
Dmitry Glukhovsky
Premiera „Riese” Roberta J. Szmidta
Premiera „Riese” Roberta J. Szmidta – wielkie otwarcie polskiego rozdziału w Uniwersum Metro 2035
15 maja to data, na którą czekało wielu fanów serii stworzonej przez Dmitrija Glukhovsky’ego. „Riese”, co jeszcze ciekawsze, otwiera polski rozdział w ambitnym nowym projekcie Uniwersum Metro 2035, gałęzi kultowej już serii Uniwersum Metro 2033.
Riese to jedna z najbardziej pasjonujących tajemnic II wojny światowej. Utrzymywana w ścisłej tajemnicy budowa największego podziemnego miasta świata obrosła mrowiem mniej lub bardziej wiarygodnych, choć zawsze niesamowitych legend, z których kilka posłużyło Robertowi J. Szmidtowi do stworzenia własnej wizji.
Uniwersum Metro 2035. Riese
O Robercie Szmidtcie zrobiło się głośno za sprawą Uniwersum Metro, w którym - ku uciesze wielu fanów - zawitał w rodzimym kraju jako pierwszy. Nie wiem czy wszyscy pamiętają jednak, że autor jest na bakier z przeżywającą drugą młodość postapokalipsą. Szmidt był i jest dla mnie pionerem w tym temacie, bo takie ksiażki jak Samotność Anioła Zagłady, Alpha Team czy Ostatni zjazd przed Litwą są dla mnie bezwarunkowo jednymi z najlepszych tego typu na polskim runku, a swoją premierę miały długo przed polskim Metro czy Fabryczną Zoną. Tak naprawdę Pan Robert był jednym z pierwszych autorów fantastyki, jakich miałem okazję czytać, więc sentyment jest ogromny.
Każda wieść o książkach Szmidta jest dla mnie nie lada gratką, czy to jeśli chodzi o zombie czy SF czy, przede wszystkim, postapo. Ucieszyłem się straszliwie, gdy dotarła do mnie wieść, że zasili cykl Metro, chociaż jednocześnie czułem lekkie obawy, gdyż - może wstyd się przyznać - nie czytałem żadnej książki z Uniwersum Glukhovskiego. Ale skoro Szmidt, to może w końcu czas, by zacząć. Teraz, świeżo po lekturze tak naprawdę wszystkich trzech tomów przyznam, że absolutnie się nie rozczarowałem!
Parę lat temu, gdy fasynowała mnie mistyka "Olbrzyma" i kiedy moja wyobraźnia była jeszcze ciut młodsza i rodziła więcej kreatywnych pomysłów, marzyłem o książce, której akcji dziać będzie się w owianym tajemnicą, wciąż nieodkrytym do końca poniemieckim kompleksie w Sudetach. I tutaj Pan Robert spadł mi po prostu jak z nieba, tworząc Metro 2035. Riese.
Książka, razem z pozostałymi dwoma z cyklu Metro, tworzy jedną całość, aczkolwiek prócz powrotu na karty powieści znanych już nam bohaterów, fabularnie dostajemy całkowicie coś nowego, świeżego i rzecz jasna, niezwykle pochłaniającego. Jednocześnie poznajemy mnóstwo informacji o Uniwersum, tłoczące się gdzieś po boku głownego nurtu fabuły pytania, w końcu dadzą czytelnikom słuszne i wyczekiwane odpowiedzi, co stanowi wręcz wisienke na torcie. Autor bardzo fajnie łączy zaczęte gdzieś wcześniej drogi naszych bohaterów w jedną, spójną całość. Nie ukrywam, że niejednokrotnie Szmidt mnie zaskoczył, jednak tutaj efektów "WOW" jest naprawdę sporo. Riese, jak i cała trylogia, jest historią niezwykle przemyślaną, złożoną i wielowątkową. Ostatni tom jednak stanowi fantastyczne zwieńczenie.
Myślę, że nie trzeba się zbytnio rozpisywać nad stylem Pana Roberta, bo ten jak zawsze stoi na wysokim, przyjemnym dla odbiorcy poziomie. Tak naprawdę nie mam za bardzo do czego się przyczepić, książka - jak dla mnie - jest godną kontynuacją przygód Nauczyciela i Iskry. Sądze, że wszystkie trzy powieści z cyklu Metro, jak i cała twórczość Szmidta powinna być gratką dla fanów postapokalipsy. Polecem zdecydowanie!
Uniwersum 2035. Riese - zapowiedź
Uniwersum Metro 2035 w Górach Sowich
Nowa powieść Roberta J. Szmidta, a zarazem pierwszy tytuł polskiego autora wydany w ramach serii Uniwersum Metro 2035 – fani międzynarodowej rewolucji zapoczątkowanej przez Dmitrija Glukhovsky’ego mogą już szykować się na 15 maja. Uwaga: Nadchodzi „Riese”!
Zamów „Uniwersum 2035. Riese” w przedsprzedaży w najlepszej cenie!
Empik: http://bit.ly/RieseEmpik
Świat Książki: http://bit.ly/RieseSK
„Riese” otwiera polski rozdział w ambitnym projekcie Uniwersum Metro 2035, gałęzi Uniwersum Metro 2033, do której należą „Otchłań” oraz „Wieża”, wcześniejsze powieści Roberta J. Szmidta, tworzące wraz z najnowszą książką niezwykłą trylogię. Bo „Riese” to też spotkanie ze starymi znajomymi, takimi jak Nauczyciel, ostatni z Pamiętających, którym dane było urodzić się przed wojną i „pamiętać” świat sprzed zagłady, czy Iskra, która usłyszy od niego: „Przed atakiem Riese było dla nas (…) taką samą legendą jak Otchłań dla mieszkańców Wolnych. Zwykłym miejskim mitem obudowanym masą niesprawdzonych pogłosek i sensacyjnych, ocierających się o absurd plotek”.
Uniwersum Metro 2035: Czerwony wariant
Mam wrażenie, że oryginalną trylogię Metro 2033 znam już niemal na pamięć. Nadal pozostaje pewną górną poprzeczką, do której dążą pozostali autorzy piszący w uniwersum. A Dmitrij Głuchowski „swoim” pisarzom wcale nie ułatwia zadania – niedawno przedstawił nowe reguły gry, czując, że Uniwersum Metra 2033 wyczerpało swoją formułę. Od Pitra. Wojny Szymuna Wroczka rozpoczęło się nowe uniwersum Metra 2035, w którym bohaterowie z ciasnych i strasznych tuneli metra wynurzają się na powierzchnię. Niedawno ukazała się kolejna powieść w tym kluczu – Czerwony Wariant Siergieja Niedoruba. Czym różni się Metro 2035 od Metra 2033 i jak sobie z tymi różnicami poradził autor?
Na miejsce akcji swojego utworu pisarz wybrał Kijów i metro, które częściowo się zawaliło. Mieszkańcy podziemi wiodą życie jak bohaterowie większości powieści z uniwersum, starając się nadać swojej egzystencji pozory dawnego świata. Protagonista opowieści, Jon, zorganizował nawet szkołę, do której ściągają dzieci z całego kijowskiego metra. Mężczyzna nie umie wytłumaczyć, dlaczego właśnie uczenie dzieci stało się jego pasją po apokalipsie, ale radzi sobie z tym zadaniem znakomicie. Dogaduje się z każdym dziecięcym umysłem – również z Elzą, dorosłą dziewczyną z uszkodzonym mózgiem, co doprowadziło do jej upośledzenia. Kiedy więc znaleziony na powierzchni stalker, tajemniczy Dawid, okazuje się dawnym znajomym Elzy, to na Jona spada zadanie dotarcia wraz z dziewczyną do lekarza na drugim końcu metra. Istnieje bowiem prawdopodobieństwo, że los Dawida jest ściśle związany z owianymi legendą zawalonymi tunelami czerwonej linii. Oto i tytułowy Czerwony Wariant. Jeżeli spodziewaliście się krwiożerczych komunistów, to nie ta historia. Jeżeli zaś liczycie na coś głębszego i z nieoczekiwanym zwrotem akcji, to powieść Siergieja Niedoruba zdecydowanie jest dla was.
Po kilkunastu powieściach z uniwersum nie uważam „Czerwonego wariantu” za szczególnie odkrywczą lekturę. Idealnie mieści się w ramach wyznaczonych przez samego Głuchowskiego, a co ciekawe – mimo że ponoć autor zaczął go pisać jeszcze przed powstaniem Uniwersum Metra 2033, bardzo dobrze realizuje założenia odnowionej wersji serii: mamy w tej powieści i bohaterów, planujących powrót na powierzchnię, i frakcję zwolenników zachowania status quo, i wiszący w powietrzu konflikt, którego nie da się już uniknąć. Nic nie brakuje także tłumaczeniu – w trakcie lektury nie potykałam się o niefortunne sformułowania czy kalki językowe, co nie znaczy, że ich nie stwierdzono, a raczej, że nie ma ich tak znowuż wiele.
Niestety, książka ma też minusy. Przede wszystkim akcja niezwykle wolno się rozkręca. Autor z jednej strony nie serwuje czytelnikowi przez większość stron żadnych przykuwających uwagę wydarzeń, z drugiej zaś nie wykorzystuje tej przestrzeni tekstu na rozbudowanie świata przedstawionego i ukazanie odbiorcy wizji metra choć trochę odmiennej od tej znanej z „pierwotnego źródła”. Właściwie cała akcja, która nie pozwala oderwać się od kolejnych stron, rozgrywa się na ostatniej ćwiartce książki. Wierni fani serii na pewno doczekają tego momentu, co do reszty czytelników – mam pewne obawy. A szkoda, ponieważ zwrot akcji jest naprawdę godny uwagi.
Warto po tę książkę sięgnąć, zwłaszcza jeżeli człowiekowi podobały się inne powieści z „metrowego” cyklu. Niedorub ładnie wpisuje się w ogólny kontekst serii, choć Ameryki „Czerwonym wariantem” nie odkrył. Ale kto wytrwa do ostatnich stron, na pewno nie pożałuje.
Uniwersum Metro 2035: Czerwony wariant
Siergiej Niedorub
Uniwersum Metro 2035: Czerwony wariant
Opis
Co robić, jeśli los, który zesłał Katastrofę, płata jeszcze okrutniejszego figla: grzebie pod zwałami ziemi najdłuższą linię kijowskiego metra, pozostawiając bez szwanku dwie pozostałe? Co, jeśli widma czerwonej linii przypominają o sobie w każdej tajemnicy i zagadce przez wszystkie kolejne lata? To niemożliwe, żeby ktokolwiek mógł tam przeżyć, a jednak...
Uniwersum Metro 2035: Czerwony wariant
Co robić, jeśli los, który dopuścił do Katastrofy, płata jeszcze okrutniejszego figla: kompletnie grzebie pod tonami ziemi najdłuższą odnogę kijowskiego metra, pozostawiając bez szwanku dwie pozostałe? Co, jeśli widma „czerwonej” linii przypominają o sobie w każdej tajemnicy i zagadce wszystkich kolejnych lat? To niemożliwe, żeby ktokolwiek mógł tam przeżyć, a jednak...