Rezultaty wyszukiwania dla: Legenda
Dziewczynka z atramentu i gwiazd
Każdy z nas nosi ze sobą mapę swojego życia . Mamy ją na skórze, w sposobie poruszania się, a nawet w tym, jak rośniemy i dojrzewamy.
Kiran Milwood Hargrave zabierana przez rodziców w wiele podróży po świecie, trafiła pewnego razu na La Gomerę, jedną z siedmiu Wysp Kanaryjskich. Tam podziwiając nie tylko piękne wulkaniczne krajobrazy, poznawała również mitologię Guanczów i zastanawiała się, jakby to było stać i patrzeć na te wszystkie dziwne wytwory natury, zastygłe jęzory lawy, martwe lasy i nie mieć świadomości, skąd, ani dlaczego powstały.
Tak narodził się świat Isabelli, córki kartografa z wyspy Moya. Dom Riosse niesie ze sobą gorzko-słodki posmak. Każdy odnajdzie w nim odrobinę własnego świata. Rodzina bowiem doznała strat, nie ma w nim już Ma i Gabo, mamy i brata Isy, ale jest pasja tworzenia map, zapach papieru i atramentu, wspólne marzenia ojca i córki o podróżach i jest, co najważniejsze, miłość i troska o drugą osobę. W Gromerze bowiem panuje dyktat Gubernatora, który jak za czasów kolonialnych, twardo i bez skrupułów wyzyskuje miejscową ludność, a w takich warunkach, ciężko nie poddać się smutkowi i zniechęceniu. Isabella pomimo radość odnajduje w spędzaniu czasu z przyjaciółmi - rosłym Pablem, zadziorną kura Panią La i koleżanką z klasy, Lupe, córką nielubianego Gubernatora. Dni toczyłyby się dla wszystkich jednakowo, gdyby nie dziwne znaki, które, jak mawia Masha, matka Pabla, zwiastują katastrofę; zwierzęta uciekają z wyspy i się topią, a jedna z uczennic wioskowej szkoły, ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Minorowe nastroje urastają do buntu przeciwko Gubernatorowi, gdy ten lekceważy śmierć dziewczynki i próbuje uciec z wyspy. Przyjaźń Isabelli i Lupe zostanie wystawiona na próbę, tym trudniejszą, że w ich życie i życie całej społeczności wmiesza się mityczny demon Yota.
Motyw kartografii w powieści, pani Hargrave zaczerpnęła z własnego dzieciństwa, gdy wodziła palcem po mapach wielkiego atlasu i wymyślała zabawy w miejscach, gdzie się akurat zatrzymał jej wzrok. Ta więź między dzieckiem a rodzicami, która nawiązuje się, gdy łączy ich wspólna pasja, przebija przez całą książkę. Jednak to przyjaźń jest motywem przewodnim. To ona bowiem pcha Lupe do karkołomnej wyprawy w głąb wyspy, by udowodnić Isabelli, że nie jest tak samo zepsuta, jak jej ojciec, i to ona pcha Isabellę na ratunek przyjaciółce. Ich wspólne zmagania z przeciwnościami, które na ich drodze będzie stawiał demon Yote, pozwolą odrodzić się całej wyspie Moya na nowo.
Należy zwrócić uwagę, że „Dziewczynka z atramentu i gwiazd” to powieściowy debiut Kiran Milwood Hargrave. Jak na osobę tak młodą i niedoświadczoną pisarsko, umiała wyjątkowo plastycznie zaprezentować swój świat. Na tyle mocno odrysowała La Gomerę w Moyi, że czytając powieść czułam fale ocenu i przesypujący się czarny piasek między palcami. Ta obrazowość urzekła mnie od pierwszych stron książki. Przywołała wspomnienia z własnych podróży. Miłe było również odkrywanie krok po kroku, że Yota to Guayota, o którym i jego Tibicenach, szukałam tak niedawno informacji, czytając „Zamęt nocy” Patricii Briggs.
Jednak nie wszystko jeszcze jest dopracowane. Przez całą powieść drażniły mnie dialogi, które były trochę toporne i sztywne, proste i nie tchnęła z nich lekkość. Zdecydowanie nad nimi autorka musi popracować. Druga część fabularna, ta związana w szczególności z wędrówkami Isabelli i Lupe po czeluściach Moyi, przytłoczone są przez nadmierną ilość wydarzeń dziejących się na raz. To nierówne tempo, wywołuję trochę chaosu.
„Dziewczynka z atramentu i gwizd” to powieść o przyjaźni i odpowiedzialności, ale przede wszystkim o tym, by być dla siebie nawzajem inspiracją. Arinta, legendarna bohaterka, prowadziła Isabellę odważnie przez życie, dawała jej odwagę, natomiast Isabella dała Lupe powód, by ta udowodniła, że jest szlachetną i dobrą dziewczynką. Czasem ktoś musi wyjść ze swego kokonu konformizmu, inaczej całe społeczności mogą legnąć w gruzach.
Marvel. Superbohaterki. 65 kobiet, które zmieniły losy wszechświata - zapowiedź
NADCHODZI CZAS SUPERBOHATEREK!
65 kobiet, które zmieniły losy wszechświata
Dzielne dziewczyny, kosmiczne babki, nieustraszone damy, brawurowe bohaterki. W lutym br. wydawnictwo Egmont przygotowało wielką gratkę dla wszystkich fanów Uniwersum Marvela, ale i każdej kobiety, która codziennie pokazuje swoje superbohaterstwo. Do księgarń trafiła bardzo kobieca książka - Marvel. Superbohaterki, przedstawiająca uniwersum osobowości, moce i legendarne historie niezliczonych superbohaterek od lat inspirujących całe pokolenia czytelników.
Warszawskie Targi Fantastyki
Drogi Fantastyczny Uczestniku!
Na powitanie wiosny, już po raz piąty, zapraszamy na #NajbardziejFantastyczneTargi w Polsce.
Czule nazywana WuTeeFami impreza odbędzie się w samym centrum Warszawy przy ul. Brackiej 25 w Domu Towarowym Bracia Jabłkowscy.
Deadpool #01: Nuworysz z nawijką
Jeden z najpopularniejszych w ostatnim czasie bohaterów komiksowych – Deadpool, powrócił w zresetowanym po Tajnych Wojnach uniwersum Marvela. Twórcy związani z tą postacią od dłuższego czasu: Gerry Duggan i Mike Hawthorne, postanowili pokazać Wilsona w trochę innym świetle i przede wszystkim w nowej roli.
Nowa seria przygód Deadpoola wydawana jest pod szyldem Marvel Now 2.0 z dopiskiem „Najlepszy komiks świata” (w oryg. „The World’s Greatest Comic Magazine!”). Ile prawdy w tym lekko ironicznym haśle? Czy nie zostało ono rzucone za bardzo na wyrost? Przed nami pierwszy tom pt. „Nuworysz w Nawijką”.
Po Tajnych Wojnach Deadpool stał się najbardziej rozpoznawalnym superbohaterem na świecie. Sława przyniosła mu wielkie pieniądze, które spożytkował finansując pod nieobecność Starka działalność Avengers. Sam również dołączył do grupy Mścicieli. Zleceń od zwykłych ludzi przybyło tak dużo, że pyskaty najemnik poszedł jeszcze jeden krok dalej. Postanowił uczciwie zarabiać na życie i założył swoją własną grupę o jakże oryginalnej (choć podkradzionej od Luke’a Cage’a i Iron Fista) nazwie „Bohaterowie do wynajęcia”.
Do swojej drużyny Wade zwerbował samych pokręconych, dziwacznych byłych przestępców i najemników. Wszystkim dał czerwono-czarne kostiumy i wysłał na ulice, aby pomagali potrzebującym. W końcu sam nie mógł być wszędzie jednocześnie, a fani wymagali jego obecności na różnych galach i uroczystościach. Na pierwsze problemy jednak nie trzeba było długo czekać. Nowa działalność nie jest łatwa w utrzymaniu i nie przynosi zysków. Jednak prawdziwe kłopoty pojawiają się teraz. Okazuje się, że ktoś niszczy reputację Wilsonowi i szarga jego dobrą opinią. Wszystkie tropy prowadzą do deadpoolowej drużyny, w której ukrył się zdrajca. Konfrontacja z bezwzględnym złoczyńcą nie będzie łatwa, dlatego najemnik z nawijką nieoczekiwanie przystępuje do współpracy z herosem-legendą – emerytowanym już Kapitanem Ameryką.
Pierwszy numer serii obfituje w akcję. Szczerze to dzieje się dużo i można odnieść wrażenie, że aż za dużo. Czytelnik praktycznie zostaje rzucony w wir różnych akcji prowadzonych przez członków drużyny Wilsona. Łatwo się w tym pogubić. Wszystko z powodu nagromadzenia na łamach kart jednego komiksu tylu deadpoolowych postaci. Wbrew pozorom wcale nie jest śmieszniej.
Jeśli chodzi o poczucie humoru – Deadpool już nie jest tym samym bohaterem co wcześniej. To chyba największy problem. Czytelnicy, którzy mają w pamięci przygody najemnika z poprzedniej serii Duggana i Hawthorne’a lub z albumów wydanych w ramach Deadpool Classic mogą czuć lekkie rozgoryczenie. Wade wraz z założeniem garnituru biznesmena na swój kostium przestał tak rzucać żartami. Szczcególnie odczuwalne jest to w pierwszych zeszytach albumu. Idąc dalej, jest lepiej. Pojawiają się różne absurdalne teksty czy śmieszne akcje, ale czuć niedosyt.
Graficznie album kontynuuje klimat znany nam z poprzedniej serii wydanej w ramach Marvel Now. Kreska Mike’a Hawthorne’a jest lekka i humorystyczna oraz pasuje do fabuły. Bardzo fajnie prezentują się całostronicowe kadry czy zabawy układem ramek. Dynamizm akcji jest również fajnie oddany.
Podsumowując, „Nuworysz z Nawijką” to prosta historia z lekką intrygą. Aktualnie jednak nie do końca jednak wypalił pomysł z ukazaniem Deadpoola w nowym świetle i trochę innej roli. Czuć niedosyt. Pozostaje nadzieja, że kolejne tomy będą jednak stały już na wyższym poziomie, szczególnie jeśli rozwiną ciekawe wątki rozpoczęte w tym numerze.
Droga Szamana. Etap 2: Gambit Kartosa - zapowiedź
Barliona – wirtualny świat rozrywki stworzony dzięki najnowocześniejszym technologiom, z pełną imersją i niesamowitymi doznaniami. Gwarantem waluty w grze jest rząd, co przyciąga całe rzesze amatorów łatwego zarobku. Jednak Barliona ma też mroczną stronę: darmową siłę roboczą są w niej skazańcy ze świata rzeczywistego. Podczas gdy ciała więźniów pozostają zamknięte w autonomicznych kapsułach, ich umysły przenoszą się do wirtualnych kopalń Barliony.
Otto
Intrygująca okładka i bardzo dobre wydawnictwo, które jest rękojmią, jeśli chodzi o porządne powieści. Nazwisko autora było mi znane, chociaż wcześniej jego książek nie czytałam, ale słyszałam same dobre opinie. Szkoda, że nie doczytałam, że Otto jest elementem pewnej serii, znowu zapłaciłam za to, że za szybko się na coś rzucam, bo zwiedzie mnie okładka tudzież opis. W Polsce jest niewiele książek o wojnie z humorem, południowi sąsiedzi mają Wojaka Szwejka, ale u nas humor wojenny to tylko Allo allo, chociaż wojna jednak inna, no nie jeszcze filmowo coś tam by się znalazło, ale jeśli chodzi o powieści, to rządzi patos i podniosły ton, to takie powieści pisane na klęczkach. A to, co mamy tutaj to zupełnie inna jakość.
Otto to czwarty tom serii Stalowe Szczury, chociaż dla mnie to dopiero pierwsze zetknięcie z tym cyklem nie mogę powiedzieć, żebym czuła się pogubiona, akcja mnie wciągnęła bez reszty. Przenosimy się w czasy Wielkiej Wojny. Stolica Francji, legendarny Paryż dostaje się w ręce wroga. Autor przedstawia nam całą plejadę pełnokrwistych bohaterów z ich wadami i zaletami i pokazuje jajcarskie ujęci wojny, która kojarzy nam się z bezkresem błota i śmiertelnie groźną ziemią niczyją. Takie powieści mogą się rodzić tylko z wielkiej pasji, która sprawia, że bohaterowie i akcja ożywają. Awanturnicza opowieść pełna pijackiego śpiewu, zataczania się na chwiejnych nogach, czarnego humoru i takiego klimatu piwiarnianego, rozerwie każdego, kto umie się otworzyć na niekanoniczne podejście i ma dystans do świata.
Powiem Wam, że Polscy autorzy mnie zaskakują, gdy już wydaje mi się, że mogę oczekiwać tylko kanonicznych powieści, to trafia mi się coś takiego. Okładka wprawdzie prawdopodobnie by mnie odrzuciła, bo sugerowałaby, że będzie to gatunek, za którym raczej nie przepadam. Tymczasem dostałam nietuzinkową oryginalną książkę, która mnie rozbawiła, a rzadko chichoczę podczas czytania. Wiem, że na pewno będę próbowała odnaleźć poprzednie tomy, bo chociaż nie wydaje mi się, że odebrałam Otta gorzej przez brak znajomości wcześniejszych tomów, to jednak chciałabym zapoznać się ze Stalowymi szczurami bardziej kompleksowo.
Moim zdaniem takie powieści nadają się idealnie na takie polskie szpetne przedwiośnie, kiedy odechciewa się absolutnie wszystkiego, a człowieka opadają same ponure myśli. Jeśli znacie coś w tym stylu koniecznie mi podpowiedzcie, bo takie książki, to ja chciałabym częściej czytać.
Made in Abyss #3
Ogromna rozpadlina zwana Otchłanią bezlitośnie pozbawia życia tych, którzy w poszukiwaniu przygód i bogactwa zapuszczą się w nią zbyt głęboko. Riko w towarzystwie Rega wyrusza na samo jej dno, aby odnaleźć swoją mamę. Po drodze spotykają Ozen, pod okiem której przechodzą trening czeluśniczy. Jednak podczas dalszej wędrówki przekonują się, że nawet legendarny biały gwizdek nie mógł przygotować ich na wszystkie niebezpieczeństwa czające się na niższych warstwach Otchłani.
Teotihuacan: Miasto Bogów - zapowiedź Portal Games
Teotihuacan: Miasto Bogów
W grze Teotihuacan: Miasto Bogów każdy z graczy kontroluje robotników i dąży do zapisania się w historii, jako najsprawniejszy budowniczy. Zarządzaj swoimi zasobami, rozwijaj nowe technologie, wspinaj się po stopniach trzech wspaniałych świątyń, buduj domy dla mieszkańców miasta i wznieś legendarną Piramidę Słońca w centrum Teotihuacan. Umiejętnie zarządzaj swoimi pracownikami i zostań zapamiętany jako największy budowniczy w grze Teotihuacan!
Ostateczna rozgrywka
Znany szerszej publiczności Pierce Brosnan, który ma na swoim koncie sporo dobrych filmów oraz wcielenie Jamesa Bonda, tym razem staje do walki z terrorystami, którzy brutalnie przerywają olbrzymie, sportowe widowisko. Sensacyjny film, pełen (nie do końca realistycznej) akcji bardzo przypomina pomysłem legendarną Szklaną Pułapkę, aczkolwiek dobór aktorstwa i poziom fabuły bardzo znacząco obniża poprzeczkę.
Piłkarski stadion wypełniony po brzegi. Na trybunach 35 tysięcy ludzi zrywa gardła, by wesprzeć swoich idoli. Nagle sportowe emocje przemieniają się w dramat za sprawą grupy uzbrojonych przestępców, którzy przejmują kontrolę nad stadionem i grożąc śmiercią kibiców, wysuwają żądanie sowitego okupu. Czy byłemu żołnierzowi Michaelowi Knox uda się powstrzymać terrorystów i uratować życie zakładników, wśród których jest córka jego poległego na polu bitwy przyjaciela?
Filmy akcji rządzą się zazwyczaj swoimi prawami. Jest to kino nie wymagające większego skupienia, mające na celu zapewnienie widzowi dwóch godzin dobrej zabawy przy strzelaninach, pościgach i efektach specjalnych. Jednak dość łatwo można wydzielić nawet w takim kinie dzieła bardziej i mniej ambitne. Takie, gdzie prowadzona jest dość ambitna gra między charakterami, gdzie owa akcja jest pokazana na realnym poziomie, oraz takie, gdzie głównemu bohaterowi udaje się wszystko, jest praktycznie nieśmiertelny, w tle wybucha... wszystko, co może i trup ściele się gęsto. Pytanie brzmi, gdzie uplasować Ostateczną Rozgrywkę? Film z początku naprawdę daje radę, akcja jako tako zaciekawia widza, i wydawać się by mogło, że wszystko zmierza w odpowiednim kierunku. Jednak po jakichś 50 minutach seansu widz finalnie dostaje to, co charakteryzuje marne kino akcji: absurd goni absurd. Nasz Pierce Brosnan jako wojskowy wydaje się żołnierzem nie do zdarcia, z głową pełniejszą pomysłów niż MacGyver. Do tego mamy wplecione w fabułę przerysowane motywy patriotyczne...
Jeśli ktoś oczekuje szalonej filmowej przygody po ciężkim dniu pracy, to myślę, że Ostateczna Rozrywka będzie odpowiednią pozycją. Dla osób, które są wielbicielami klasyki; Bonda czy Szklanej Pułapki, będzie to niestety rozczarowanie.
Chorągiew Michała Archanioła
Powieść Adama Przechrzty pod tytułem „Chorągiew Michała Archanioła” pojawiała się wśród list „książek, które warto przeczytać” moich znajomych już od jakiegoś czasu. Kiedy więc nadarzyła się okazja samej przekonać się, jak dobra to książka, chętnie sięgnęłam po nowe, trzecie już wydanie.
Tradycyjnie zaczynam recenzję od strony graficznej, to znaczy okładki, i wypada tę tradycję podtrzymać. Chociaż tak właściwie trudno cokolwiek powiedzieć po samej okładce – jest utrzymana w duchu typowych okładek z wydawnictwa Fabryka Słów: superbohater – oczywiście, ludzki superbohater – na tle... czegoś. W tym przypadku czymś jest tytułowa chorągiew: czerwone płótno z Archaniołem Michałem i napisami w starocerkiewnosłowiańskim, wskazującymi na pewne elementy, które będzie dane nam spotkać w tekście. Można się po niej spodziewać wszystkiego.
Główny bohater, Janusz Korpacki, to historyk i cybernetyk, który wiedzie w miarę spokojne życie naukowca. Przynajmniej dopóki nie zdarza się „wielkie bum” – w jego przypadku to nietypowa prośba od przełożonego, uznanego profesora, którego zainteresowania naukowe znacząco wykraczają poza tradycyjną działalność akademicką. Janusz ma się zająć śledztwem w sprawie tajemniczej śmierci ucznia profesora Davidoffa. I chociaż śledztwo przebiega nadzwyczaj szybko i skutecznie, to szybko okazuje się, że było ono tylko preludium do prawdziwej intrygi. Janusz rusza w pogoń za ukradzioną Specnazowi chorągwią, która daje legendarną przewagę na polu walki. W sprawę oprócz rosyjskich służb angażują się naukowcy, kanadyjska dziennikarka, alchemicy i producenci noży, a nawet Cyganka, która obwieszcza bohaterowi jakże trudne do przewidzenia: „za tobą śmierć, przed tobą śmierć”. Tylko czy Janusza miałoby to przestraszyć?
W jednej z opinii o powieści Przechrzty przeczytałam, że tekst zainteresuje przede wszystkim rusofilów zakochanych w Specnazie. Dementuję. Zarówno Specnaz, jak i rosyjskie wojsko, są tu przedstawieni jako prości ludzie głęboko zafascynowani wszechstronnością Korpackiego, i ten wątek spełni oczekiwania tych czytelników, którzy po cichu (albo całkiem głośno) marzą o wielkiej polskości. Oto polski naukowiec podbija rosyjskie serca – wśród generałów znajduje kumpli do kieliszka, a twarda babka ze Specnazu zakochuje się w nim bez pamięci. Ten wątek akurat uderza w czułą strunę snów o potędze.
Niewątpliwą zaletą „Chorągwi Michała Archanioła” jest autentycznie wartka akcja. Ta wyświechtana fraza pasuje tutaj jak ulał. Na każdej stronie coś się dzieje, zwroty akcji są na porządku dziennym, a nowi przyjaciele i nowi wrogowie wyskakują zza rogu kolejnych rozdziałów z podziwu godną częstotliwością. A co najbardziej zaskakujące – autorowi całą tę rozbuchaną fabułę udaje się utrzymać w ryzach! Nie zakończyłam lektury z poczuciem niepozamykanych wątków czy niedosytu. Wręcz przeciwnie – odczułam swego rodzaju przesyt, ale był to przesyt jak po dobrym deserze, nie jak po zbyt obfitym obiedzie.
Pozytywnie odbieram też język. Powieść akcji zazwyczaj nie wyróżnia się na tle literatury popularnej w ogóle. U Przechrzty jednak mamy język prosty, ale nie prostacki. Wulgaryzmy nie przekraczają średniej, pojawiają się tylko tam, gdzie są niezbędne. Korpacki brzmi trochę jak naukowiec-specjalista, a trochę jak prosty człowiek, i to sprawia, że jest całkowicie autentyczny.
Problem kryje się gdzie indziej. „Chorągiew Michała Archanioła” byłaby wspaniałą powieścią, gdyby nie dwa problemy fabularne. Po pierwsze – Janusz jest postacią zbyt „dopakowaną”. Zna się na historii, cybernetyce, tarocie, mowie kwiatów, masażu, budowie noża... Taki superbohater po pierwsze wypada kompletnie niewiarygodnie, a po drugie – jest dla czytelnika nudny. Wiadomo, że z takimi umiejętnościami wykaraska się z każdej opresji, toteż trudno się o niego niepokoić. Autor niepotrzebnie pozbawia czytelnika niepewności. Druga sprawa zaś to bardzo płaskie postacie kobiece. Zarys jest znakomity – Rosjanka ze Specnazu, wybitna młoda naukowczyni... Ale w kontakcie z Januszem obie zachowują się jak zakochane nastolatki i stają się całkowicie bierne. Ani to ciekawe, ani wiarygodne, a czytelniczki dodatkowo odrzuca wyraźnym seksizmem.
Mimo tych zastrzeżeń, warto sięgnąć po „Chorągiew Michała Archanioła”, jeżeli szukacie dobrego czytadła na długie, zimowe wieczory. Zwłaszcza jeśli od takiej książki oczekujecie przede wszystkim akcji i sensownie poprowadzonej fabuły, a nie wiarygodnych bohaterów.