Rezultaty wyszukiwania dla: Koło

wtorek, 24 listopad 2015 12:52

Przegląd gadżetów #2 - Adventure Time

W dziale Gadżetomania prezentujemy tematycznie wybrane, najlepsze wg nas, zabawki, figurki, koszulki, materiały kolekcjonerskie i inne gadżety dla fanów szeroko pojętej fantastyki. W dzisiejszym odcinku zapoznamy się z kilkoma gadżetami związanymi z serialem animowanym pt. „Pora na Przygodę". Można znaleźć je w polskich sklepach internetowych. Zapraszamy!

Dział: Gadżetomania
piątek, 20 listopad 2015 09:00

Przegląd gadżetów #1 - The Walking Dead

W dziale Gadżetomania prezentujemy tematycznie wybrane, najlepsze wg nas, zabawki, figurki, koszulki, materiały kolekcjonerskie i inne gadżety dla fanów szeroko pojętej fantastyki. W dzisiejszej odsłonie prezentujemy gadżety tematycznie związane z serialem The Walking Dead.

Dział: Gadżetomania
czwartek, 01 październik 2015 08:24

Premiery komiksowe wydawnictwa Gindie

W ten weekend (3-4 październik) podczas Międzynarodowego Festiwalu Komiksów i Gier w Łodzi (Atlas Arena) swoją premierę będą miały cztery komiksy wydawnictwa Gindie: "Gedeon", "Kij w Dupie 2", "Portal" oraz "Giacomo Supernova 3". Wszystkie powstały m.in. dzięki zbiórkom funduszy w serwisie wspieram.to. Dodatkowo podczas festiwalu będzie można spotkać autorów tych nowych pozycji. 

Dział: Komiksy
czwartek, 10 wrzesień 2015 08:02

Tom Cruise wyruszy na Księżyc

Tom Cruise wraz z reżyserem Dougiem Limanem zaczynają pracę nad filmem science fiction pt. "Luna Park". Aktor, oprócz tego, że zagra główną rolę, zajmie się również produkcją obrazu. Film ma opowiadać o grupie złoczyńców, którzy wyruszają na Księżyc, by ukraść pewne źródło energii.

Dział: Kino
środa, 09 wrzesień 2015 14:17

"Plaga samobójców" - drugi fragment

Premiera "Plagi samobójców" autorstwa Suzanne Young coraz bliżej a my prezentujemy drugi fragment powieści, która już zbiera pozytywne opinie. Czekacie na ten tytuł?

Dział: Patronaty
sobota, 15 sierpień 2015 23:18

Roar!

Co powiecie na połączenie wirtualnej rzeczywistości z grą planszową? Trójwymiarowe, skaczące po planszy potwory, różnorakie dźwięki i kolorowe otoczenie. W dzisiejszych czasach jest to możliwe. „Roar!" to pierwsza tego typu gra z jaką miałam styczność i mogę powiedzieć bez ogródek - jestem nią po prostu zachwycona!

Wiek: 7+
Liczba graczy: 2-4
Czas rozgrywki: ok. 15 minut

Cel i fabuła gry

Jeden z graczy wciela się w rolę potwora, którego celem jest rozrabianie w mieście. Pozostali gracze są naukowcami, za wszelką cenę pragnącymi schwytać uciekiniera. By tego dokonać uważnie muszą słuchać dźwięków, które aktywują się gdy potwór znajdzie się w konkretnym otoczeniu - przy radiowozie policyjnym, karetce pogotowia, w parku, koło fontanny, zoo czy w innym, równie charakterystycznym miejscu. Gracz będący potworem wygrywa, gdy do końca wykona powierzoną mu misję, naukowcy natomiast osiągają cel w porę chwytając rozrabiakę.

Strona wizualna

Sama zawartość pudełka wygląda dość niepozornie. Kolorowa, sztywna plansza i kilkanaście, kartonowych elementów. Głównym atutem gry jest jednak aplikacja mobilna, bez której w tym wypadku nie da się grać. Po jej użyciu wrzucony na planszę zostaje wybrany potwór (oczywiście w trójwymiarowej, wirtualnej postaci) oraz za każdym razem skanowane jest aktualne położenie szukających go naukowców. Aplikacja jest czytelna, kolorowa i prosta w użyciu. Grafika gry jest zabawna, a dźwięki, których trasą mają podążać gracze bardzo charakterystyczne. Plansza jest dwustronna - dla młodszych graczy stworzona została prostsza, bardziej czytelna wersja, a dla tych nieco bardziej zaawansowanych ładniejsza graficznie, ale wymagająca nieco więcej wyobraźni mapa.

Przygotowanie gry

Na początku należy zainstalować aplikację (kod QR z linkiem można znaleźć w instrukcji). Trzeba zdecydować, który z graczy wcieli się w rolę potwora. To on posługiwał się będzie urządzeniem mobilnym. Po rozłożeniu planszy oraz rozdaniu graczom mniejszych planszy namierzania należy kliknąć start, wybrać potwora, misję i zeskanować pozycje naukowców (należy to powtarzać za każdym razem, gdy będą się przemieszczali).

Przebieg rozgrywki

W każdej rozgrywce udział bierze trzech naukowców - niezależnie od liczby graczy. Każdy z nich może być kontrolowany przez jednego gracza, ale można także połączyć siły i działać drużynowo. Potwór do wyboru ma samouczek oraz pięć misji - każda kolejna dłuższa i trudniejsza. Naukowcy nie znają celu potwora. Przy użyciu specjalnych umiejętności muszą go wytropić, a on zrobi wszystko by ich zmylić. Koko może przeskakiwać nad naukowcami, Blub podróżuje przez kanały ściekowe, a Zzap wydaje mylące dźwięki. Czy potwór dotrze to wyznaczonych mu miejsc zanim naukowcy zdążą go złapać?

Podsumowanie

Niestety nie na każdym urządzeniu aplikacja działała będzie bez zarzutów. Gdy próbowałam sczytać planszę na tablecie firmy Dell, program nie mógł połączyć się z aparatem. Na Iphone jednak nie było z tym najmniejszych problemów. Poza tą jedną, drobną niedogodnością gra jest ciekawie pomyślana, a aplikacja wygodna i prosta w użyciu. Gra będzie fajna zarówno dla dwóch jak i dla czterech graczy - myślę jednak, że dzieciaki mają pełną szansę pokłócić się o to, które będzie grało potworem. Wymaga to mniejszej ilości logicznego myślenia i dopasowywania dźwięków, ale z pewnością stanowi znacznie większą atrakcję. Interaktywna rozgrywka to coś zupełnie nowego - idealna zabawa dla dziecka na miarę XXI wieku.

Dział: Gry bez prądu
czwartek, 06 sierpień 2015 08:00

Colin Farrell w spin-offie "Harry'ego Pottera"

Serwis THR poinformował, iż Colin Farrell, którego możemy aktualnie oglądać w serialu "Detektyw", dołączy do obsady filmu "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć". Aktor wcieli się w rolę czarodzieja Gravesa.

Dział: Kino
czwartek, 16 lipiec 2015 10:52

Fragment: "Eperu" Augusty Docher

Z okazji dzisiejszej premiery "Eperu" Augusty Docher mamy dla Was smakowity kąsek w postaci fragmentu pierwszego tomu "Wędrowców".

Dział: Patronaty
środa, 08 lipiec 2015 08:36

Dni krwi i światła gwiazd

Lektura Córki dymu i kości była dla mnie bardzo przyjemna, dlatego niemal od razu zabrałam się za czytanie części drugiej. Nie bardzo jednak wiedziałam, czego się spodziewać.

W tomie pierwszym finał historii zaowocował rozstaniem głównych bohaterów. Ona dowiedziała się prawdy na temat swojego pochodzenia i odzyskała brakujące wspomnienia, on wyznał jej, co strasznego zrobił. W jakim kierunku może pójść fabuła, po takim zwrocie akcji i co może czytelnikowi zaoferować? Drugi tom zawsze jest pewnym wyzwaniem, bo rośnie poprzeczka i wymagania odbiorców. Jak z tym zadaniem poradziła sobie Laini Taylor?

W tomie drugim drogi Karou i Akivy rozeszły się, co według mnie było bardzo dobrym posunięciem. Po pierwsze, pozwoliło to uniknąć nieustannego maglowania tematu wielkiego uczucia łączącego bohaterów, po drugie, poszerzyło perspektywę. Mówiąc krótko, wydarzenia tomu drugiego przybliżają czytelnikowi kulisy wielowiekowej wojny miedzy serafinami a chimerami.
Obie strony są zdeterminowane, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, dlatego uciekają się do coraz bardziej drastycznych i brutalnych metod walki. Wojna zaczyna przypominać podjazdówkę, a zostawiane dla przeciwnika wiadomości polegają na wymyślnym mordowaniu niewinnych cywilów. Oprócz tego wśród obu ras widać coraz większe zmęczenie walką.

Chimery borykają się z brakiem żołnierzy, a ich jedynym atutem jest wskrzesiciel, który za pomocą pradawnej magii przywraca wojowników do życia, w sumie tylko po to, by ponownie ginęli. Widać też, że tak naprawdę już nie wiedzą, o co walczą. Niemal wszyscy potracili rodziny i bliskich, a teraz ich codzienność polega na ślepym wypełnianiu planu Białego Wilka, który, jak się niebawem okaże, nie ma pomysłu na to, co będzie się działo po wojnie. Bo przecież kiedyś musi się ona skończyć.

Podobnie jest u serafinów. Akivę i jego rodzeństwo ogarnia coraz większe zwątpienie w Imperatora, któremu ciągle mało wojen i kolejnych podbojów. Rosnące w liczbę ofiary cywilne mówią same za siebie. Czy naprawdę nie ma innej możliwości, jak tylko ciągłe mordowanie się w imię zadawnionych waśni, o których młode pokolenie nie ma zielonego pojęcia?

Kaoru w roli wskrzesicielki ogląda wojnę z zupełnie nowej dla niej strony. Nie tylko dokładniej poznaje swoich pobratymców, zaczyna też rozumieć, że wojna zamiast środkiem do osiągnięcia celu, już dawno stała się sposobem na życie. Bohaterka jest tym faktem przerażona, tym bardziej, że pławiący się w glorii chwały Thiago Biały Wilk bez mrugnięcia okiem posyła swoich ludzi na śmierć, bo jest tak przepełniony nienawiścią i uprzedzeniami, że o zakończeniu działań, czy jakichkolwiek rokowaniach, nawet nie chce słyszeć.

Akiva wraz z rodzeństwem podejmuje działania, które mogą zmienić przyszłość nie tylko wszystkich Bastardów, ale całej rasy serafinów. Kierowany miłością do odrodzonej Madrigal, rozwiązanie konfliktu zaczyna postrzegać nie w starciu zbrojnym, ale w czymś zupełnie innym.
Czy starania bohaterów przyniosą pożądany skutek? To się dopiero okaże, gołym okiem jednak widać, że proces już się zaczął i nie będzie powrotu do tego, co było.

Przyznam, że takie pokierowanie fabułą bardzo mi się podobało. Wątek romansowy jest tu jedynie tłem i niekiedy umila i nieco ociepla atmosferę. Odrobina miłości i czystego, bezinteresownego uczucia w brudnym świecie przemocy i wojny jest czymś naprawdę pięknym. Ważniejsze jest jednak pokazanie strasznego oblicza wojny i tego, jak nakręca się spirala nienawiści, angażując w konflikt plemiona, które do tej pory żyły spokojnie na uboczu i o wojnie w ogóle nie miały pojęcia.

Powieść, która pozornie wydawała mi się kolejnym paranormalnym romansem okazała się dojrzałą i magiczną opowieścią z głębokim przesłaniem. Jej finał zostawia mnie w jeszcze większej niepewności niż część pierwsza. Czy wojna kiedyś się skończy? A jeśli tak, co powstanie na zgliszczach dawnego życia? Czy dwie nienawidzące się rasy mogą konflikt zakończyć wspólnie?

Z obawą, ale i wielką ciekawością sięgam po pierwszą połowę finału, a wszystkim, którzy z serią jeszcze swojej przygody nie zaczęli, serdecznie ją polecam. Naprawdę warto!


Druga recenzja - Katarzyna Chojecka

Pamiętacie, jak na końcu „Romea i Julii" Julia budzi się w krypcie, a Romeo nie żyje? Myślał, że ona umarła, więc zabił się obok niej?[...] Więc wyobraźcie sobie, że ona się obudziła, a on wciąż żył, ale... - Przełknęła ślinę, czekając, aż głos przestanie jej drżeć. – Ale on zdążył zabić całą jej rodzinę. I spalił jej miasto. I zabił, i zniewolił jej ludzi.

Zakończenie pierwszej części cyklu o niebieskowłosej Karou, ludzkiej dziewczynie o duszy chimery, stanowiło ogromny szok dla większości czytelników. „Dni krwi i światła gwiazd" to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń opisanych w „Dziewczynie dymu i kości" i już od pierwszych stron gwarantuje emocjonalny roller coaster.

Karou zniknęła. Nikt nie wie, co się z nią stało. Zuzana, jej najlepsza przyjaciółka, jako jedyna łącząca dziewczynę ze światem ludzi, martwi się, że spotkało ją coś strasznego. Nie myli się, Karou wprawdzie nie zginęła, jednak po dotarciu do miasta chimer, w którym pozostawiła wszystkich bliskich, znalazła jedynie spalone ruiny. Rozpacz i nienawiść do aniołów, które zniszczyły wszystko, co kochała, sprawiają, że dziewczyna sprzymierza się z dotychczasowym wrogiem, Białym Wilkiem. Jednocześnie Akiwa, który doprowadził do upadku miasta chimer, nie potrafi sobie tego wybaczyć. Zdaje sobie sprawę, że nieodwracalnie stracił miłość i zaufanie Karou, postanawia jednak choć częściowo odpokutować za swoje czyny i powstrzymać serafińskiego Imperatora przed dalszym pogromem chimer.

Lekturę „Dni krwi i światła gwiazd" rozpoczęłam z niecierpliwością i dużym zainteresowaniem. Byłam bardzo ciekawa, jak autorka poprowadzi dalej tę historię i czy nie potraktuje zbyt lekko czynu, jakiego dopuścił się Akiwa. Bądź co bądź pierwszy tom cyklu wpisywał się w kanon gatunku paranormal romance, choć od razu należy zaznaczyć, że na tle wielu powieści z tej kategorii, wyraźnie wyróżniał się głębszym przesłaniem i oryginalnością. Autorzy licznych książek tego typu przyzwyczaili nas do tego, że historia romansu głównych bohaterów jest motywem przewodnim powieści i nic innego właściwie się nie liczy – ich miłość wszystko zwycięża i wszystko wybacza. Istniało więc ryzyko, że i Laini Taylor pójdzie nieco na skróty i doprowadzi do ponownego, szybkiego pogodzenia się Karou i jej anielskiego kochanka. Na szczęście tak się nie stało. Drugi tom cyklu „Córka dymu i kości" to nie jest słodka opowieść o miłości, to przede wszystkim historia brutalnej wojny, w której wszystkie chwyty są dozwolone.

W przeciwieństwie do poprzedniej części, tym razem akcja powieści toczy się przede wszystkim w alternatywnym świecie zamieszkałym przez chimery i anioły. Z jednej strony imperium stworzone przez serafinów nasuwało mi skojarzenia z Cesarstwem Rzymskim, które systematycznie, bezlitośnie podbijało kolejne krainy i w którym także panowało niewolnictwo. Z drugiej strony, opisy ataków aniołów na bezbronne chimery-cywilów, zabijanie kobiet, dzieci i starców, ponieważ także są „wrogami", a co gorsze mogą wspierać powstańców, przywodziło na myśl konflikty na Bałkanach i Bliskim Wschodzie. Z pewnością łatwiej jest pisać o fantastycznych stworzeniach, nie opowiadając się otwarcie po żadnej ze stron, które walczą w realnym świecie. Wydźwięk powieści jest jednak jasny i klarowny – wojna to zło, a zemsta rzadko kiedy doprowadza do zakończenia konfliktu; wręcz przeciwnie - nakręca jedynie spiralę nienawiści. Jedynym rozwiązaniem jest zaprzestanie walk, czy to jednak możliwe, gdy każda ze stron straciła kogoś z rodziny? Czy można wybaczyć doprowadzenie do śmierci najbliższych?

Wydanie „Córki dymu i kości" zachwyciło mnie okładką. Tej magii zabrakło mi jednak w oprawie drugiego tomu, która nie przyciąga tak wzroku i brak jej tego „czegoś". Dziwi mnie także ujawnianie w opisie książki wydarzeń, które mają miejsce dopiero w końcowych rozdziałach i właściwie nie mają większego wpływu na fabułę drugiego tomu cyklu.

„Dni krwi i światła gwiazd" to książka, która w każdym w zbudzi wiele emocji i skłoni do przemyśleń; trudno przejść koło niej obojętnie. Jest to opowieść o wojnie, miłości i nadziei, która przecież umiera ostatnia. To porywająca kontynuacja, a otwarte zakończenie sugeruje dużą porcję wrażeń w kolejnym tomie cyklu, którego już z niecierpliwością wypatruję.

 

Dział: Książki
środa, 01 lipiec 2015 12:13

Stalowe Serce

Odnoszę takie wrażenie, że gdzie się ostatnio czytelnik nie obejrzy, tam ma dużą szansę natknąć się na nazwisko Sanderson.

Jedni chwalą go za cykl  Z mgły zrodzony, który niebawem doczeka się wznowienia. Inni zachwycają się powieściami z cyklu Archiwum burzowego światła, a jeszcze inni za dokończenie serii Koło czasu autorstwa przedwcześnie zmarłego Roberta Jordana. Jakby tego było mało, na początek lata otrzymujemy od Zysku i S-ki nową powieść rozpoczynającą cykl Mściciele.

Temat superbohaterów chyba nigdy nie przestanie być aktualny i chwytliwy. Motyw ten daje twórcom tak duże pole do popisu, że miejsca tu starczy dla każdego. Tradycyjnie superbohater, czy to przybyły z gwiazd Superman, czy napędzany wewnętrznym przymusem wymierzania sprawiedliwości Batman, miał chronić niewinnych. To był najważniejszy cel.

Ostatnimi czasy jednak nie da się nie zauważyć, że, co wydaje się całkiem logiczne i słuszne, superbohater, a może lepiej istota obdarzona mocą, nie zawsze musi kierować się dobrymi pobudkami. Im więcej mocy, tym większe pragnienie władzy i panowania nad światem, czyli inaczej mówiąc trzeba nie lada siły woli i zdrowego rozsądku, by posiadana moc nie skierowała superbohatera na manowce tyranii i okrucieństwa. Oprócz tego superbohater powinien też mieć dylematy moralne, które - niczym przysłowiowe kłody - los mu wciąż rzuca pod nogi. A co by się stało, gdyby tej siły woli i honoru zabrakło? Gdyby superbohaterów nagle narodziło się jak mrówek i gdyby wcale nie mieli dobrych zamiarów?

Ten pomysł postanowił wykorzystać Brandon Sanderson w powieści pt. Stalowe Serce. W niedalekiej przyszłości, gdy na niebie pojawiła się Calamity, świat stanął u progu wielkiej katastrofy. Na skutek impulsu, dziwnej ewolucji superbohaterem mógł stać się niemal każdy. Świat nagle zaludnił się osobnikami o niezwykłych mocach, ale nie stał się przez to lepszy ani bezpieczniejszy. Epicy, bo tak ich nazwano, okazali się brutalni, chciwi i samolubni. Zdewastowali miasta, ludzi zepchnęli do rangi niewolników lub marionetek, zaś sami zaczęli sprawować rządy.

Na gruzach dawnego Chicago, przemianowanego teraz na Newcago, kontrolę sprawuje Epik Stalowe Serce. Potrafi on nie tylko zmienić wszystko w stal, kule się go nie imają, a dzięki wsparciu innych Epików stale utrzymuje nad miastem nieprzeniknione ciemności. Jest niepokonany, nie ma słabych punktów. Nikt z tych, którzy rzucili mu wyzwanie, nie przeżył konfrontacji.

David Charleston wie jednak, że Epik musi mieć słaby punkt. Jako naoczny świadek masakry dokonanej przez Stalowe Serce w jednym z banków, 8-letni wówczas David (obecnie jedyny żyjący uczestnik tamtych wydarzeń) widział, jak Epik krwawi. Co jednak spowodowało tę chwilową słabość? Wypadkowa jakich sił tam zadziałała? Tego póki co nie wiadomo.

Po dziesięciu latach od tamtych wydarzeń niemal dorosły David szuka sposobności, by przyłączyć się do grupy Mścicieli (ludzi zabijających Epików) i doprowadzić do śmierci tyrana. Kiedy wreszcie udaje mu się natrafić na ślad grupy, dobitnie przekonuje się, że nie będzie to ani łatwe, ani szybkie. Oprócz tego będzie musiał odpowiedzieć sobie na pytanie, czy faktycznie w świecie pełnym tyranów i okrutników zabicie jednego coś zmieni? Czy po nim po prostu nie pojawią się kolejni, jeszcze gorsi?

Stalowe Serce to moje pierwsze spotkanie z twórczością tego autora i już wiem, że nie ostatnie. Rzecz nie tylko w tym, że Sanderson pisze w sposób bardzo konkretny, a jednocześnie obrazowy, ale też w tym, że ma naprawdę ciekawe pomysły i umie je przelać na papier.

Ten pomysł jest właściwie prosty. Oto mamy świat, który obdarzeni mocami traktują jak swój prywatny plac zabaw. Ich kaprysy i żądze pozbawiły świat ludzi słońca, roślinności, bezpieczeństwa i możliwości wyboru, jak chcą żyć. Ludzie są skazani na prace w fabrykach i nędzne bytowanie na społecznym marginesie. Oczywiście są też bogaci, ale ich rola ogranicza się właściwie do bycia ładnym ozdobnikiem lub, gdy się komuś zachce, zabawką.

Co w takim świecie mogą zdziałać Mściciele? Trochę mogą, choć ich działalność obciążona jest wieloma dylematami i trudnymi wyborami, o czym David niejednokrotnie będzie się musiał przekonać. Nieustannie też w tle majaczy zagadka słabości Stalowego Serca. Wielka niewiadoma wyjaśnia się dopiero w finale powieści i nie jest to jedyne zaskoczenie, gdyż autor serwuje nam jeszcze kilka miłych niespodzianek.

Powieść wciąga od pierwszej strony i czyta się ją naprawdę z wielką przyjemnością. Chętnie przeczytam kolejny tom, miło by też było zobaczyć tę historię na wielkim ekranie, zwłaszcza pokazy mocy, które serwują w powieści często gęsto Epicy. Dla wzrokowca byłaby to nie lada uczta.

Stalowe Serce spodoba się nie tylko miłośnikom Herosów, Powersów i Avengersów, ale też każdemu, kto szuka dla siebie historii z pazurem, słowem początek cyklu o Mścicielach z pewnością trafi w gust wielu czytelników. Polecam!

Dział: Książki