Rezultaty wyszukiwania dla: Komedia
Morderców tropimy w czwartki
To nie jest mój mąż
Dywan z wkładką - nowa książka Marty Kisiel!
Dywan z wkładką rozbawił mnie do łez! Ma wszystko, co dobra komedia kryminalna powinna mieć. Humor, intrygę, wciągającą fabułę i… wkładkę w dywanie! Czułam się, jakbym czytała Joannę Chmielewską! Dawno się tak nie chichrałam w głos! Polecam.
Zbrodnia po polsku
Wywiad z Alkiem Rogozińskim
Alek Rogoziński - pisarz, twórca komedii kryminalnych i powieści obyczajowych, dziennikarz. Karierę zawodową zaczynał w połowie lat 90. w Rozgłośni Harcerskiej, potem pracował m.in. w Radiu Plus i warszawskim Radiu Kolor.Jego literackim debiutem była wydana w marcu 2015 roku komedia kryminalna Ukochany z piekła rodem, która dotarła do pierwszego miejsca na liście bestsellerów kryminalnych EMPIK.com. Dwie jego powieści, Jak Cię zabić, kochanie? i Do trzech razy śmierć, zostały nominowane w prestiżowym plebiscycie "Książka roku" portalu Lubimy Czytać. Za książkę Lustereczko, powiedz przecie nagrodzony w 2017 roku pierwszą nagrodą w plebiscycie "Zbrodnia z przymrużeniem oka". Ponownie zdobył tę nagrodę w 2018 roku za Zbrodnię w wielkim mieście i w 2019 roku za Raz, dwa, trzy... giniesz ty!. Ta ostatnia powieść doczekała się znakomicie przyjętej inscenizacji na deskach stołecznego Teatru Druga Strefa. Książki sygnowane jego nazwiskiem rozeszły się już w nakładzie ponad ćwierć miliona egzemplarzy. Prywatnie Alek jest warszawiakiem, pasjonatem historii Starożytnego Rzymu, fanem Madonny i Jima Morrisona, a jego hobby są podróże po świecie.
Teściowe muszą zniknąć
Napisać dobrą komedią kryminalną nie jest łatwo. Trzeba posiadać szczególne poczucie humoru, które sprawy poważne i straszne uczyni zabawnymi, niepoważnymi i absurdalnymi. Autor powinien lubić się ze słowem pisanym, a humor musi być naturalny, lekki, a zachowanie odpowiedniej równowagi pomiędzy ironią, sarkazmem i groteską, a ciringem jest bardzo trudne. Kilka lat temu czytałam już książkę, która wyszła spod pióra pana Rogozińskiego i przyznam, że byłam zachwycona, bo podczas lektury nie mogłam się przestać śmiać. Teściowe muszą zniknąć musiałam przeczytać, bo lubię śmieszkowanie z teściowych, a przy tej lekturze chciałam się dobrze bawić od pierwszej do ostatniej strony.
Amelia i Janusz w najśmielszych snach nie przewidzieli sytuacji, w której się znajdą. Kochają się, niedawno kupili mieszkanie w centrum Warszawy, chcą wieść spokojne życie (co skutecznie utrudnia im sąsiadka od okien). Gdy w ich bloku pojawia się dawno nie widziany kuzyn Sylwester, który szuka skarbu, o którym opowiedział mu dziadek Karol, Niedzielscy postanawiają pomóc. Nie wiedzą, że legendarnym majątkiem interesuje się kilkoro innych osób, w tym stołecznego półświatka Tygrys Złocisty. Gdy jedno z Niedzielskich zostaje oskarżone o morderstwo, do akcji wkraczają teściowe. Kazimiera to kobieta, która całe swoje życie pokłada w Bogu, jest przeciwna wszystkim odstępstwom. Maja jest takim typem kobiety, która nie boi się walczyć w obronie słabszych i dyskryminowanych, a wiek nie jest dla niej ograniczeniem. Spotkania teściowych nigdy nie kończą się dobrze. Czy teraz pokonają swoje uprzedzenia i zaczną ze sobą współpracować?
Alek Rogoziński jak nikt potrafi wyciągnąć na wierzch nasze wady, uprzedzenia, które niezwykle pasują do tego, co aktualnie dzieje się w naszym kraju, oblec je swoim poczuciem humoru, ironią, absurdem, groteską… I to jest dobre. Teściowe muszą zniknąć czyta się bardzo dobrze. Najbardziej charakterystyczne postacie to tytułowe panie, czyli Maja i Kazimiera. Tylko czekałam, aż pan Alek Rogoziński doprowadzi do ich spotkania, a przy tym zacierałam rączki w oczekiwaniu na to, co się wydarzy. Wiedziałam, że współpraca tych kobiet będzie genialnym elementem tej historii i pomimo wydarzeń, będę się śmiać w głos. I tak też było. Maja i Kazimiera zestawione są na zasadzie kontrastu, co jeszcze bardziej uwydatnia ich wady i uprzedzenia. Jednak nie tylko o teściowych warto wspomnieć. Każda z postaci, która pojawia się na scenie tej czarnej komedii, jest przedziwna, wyrazista, w charakterystyczny sposób przerysowana. Łatwo jest się w tym wszystkim odnaleźć.
Gdy już zaczniemy lekturę, to wpadamy w nią jak w silny prąd rzeki. Nie ma sensu walczyć, trzeba dać się ponieść autorowi i jego wyobraźni. Teściowe muszą zniknąć to historia, którą połyka się w jeden, dwa wieczory, żałując każdej chwili, która odsuwa nas od dalszej lektury. W porównaniu do budowania postaci, to intryga kryminalna aż tak nie fascynuje. W tej książce jest raczej tłem, czymś, co pozwala iść akcji do przodu, ale to bohaterowie i ten absurd odgrywają główną rolę.
Ja cię kocham, a ty miau
Strach ma wielkie oczy. Ale kot ma większe!
Katarzyna Berenika Miszczuk to pisarka, która już niejednokrotnie zaskakiwała mnie swoimi pomysłami. Doskonale czuje się w każdym gatunku, od fantastyki, poprzez thrillery i romanse, aż po kryminały. Takiej jednak książki jak „Ja cię kocham, a ty miau” w życiu bym się nie spodziewała.
Zarys fabuły
Lord jest kotem, a konkretnie wielkim kocurem. Mieszka ze swoją ukochaną właścicielką Alą. Kobieta jest artystką, która swoimi akwarelami ozdabia książeczki dla najmłodszych. Gdy jej wieloletni chłopak oznajmia, że wyjeżdża do Niemiec i nie zamierza jej ze sobą zabierać, Ala decyduje się na desperacki krok. Zamierza wziąć udział w konkursie dla artystów, w którym stawką jest milionowy spadek ekscentrycznego konesera sztuki. Kiedy jednak chodzi o duże pieniądze, można się spodziewać, że prędzej czy później padną trupy. Problem w tym, że jedynym świadkiem zdarzeń jest… Lord.
Moja opinia i przemyślenia
Przyznam, że na początku lektury myślałam sobie tak: „co to do licha ma być?”. Szybko jednak wciągnęłam się w fabułę (mniej więcej wtedy, kiedy jako czytelniczka dowiedziałam się o konkursie). Jeszcze chwilę później zupełnie przepadłam i nie odłożyłam książki, aż nie skończyłam czytać. Bawiłam się doskonale. Wygląda na to, że niezależnie od tego, co napisze Katarzyna Berenika Miszczuk, każda jej książka będzie miała w sobie magię. Pisarka ma też wyborne poczucie humoru.
„Ja cię kocham, a ty miau” to kryminalna komedia w całości przedstawiona z punktu widzenia kota. Mimo że w książce gęsto ścielą się trupy, to podchodzimy do nich z zupełnie zimną krwią, bo przecież co mogą interesować one kota? Lord dba wyłącznie o interesy własne i swojej ukochanej właścicielki. Nadaje to powieści niezwykle interesujący klimat i wprawia czytelnika w nietypowy nastrój. Jest zabawnie, pojawia się szczypta romantyzmu zaś niektóre elementy mrożą krew w żyłach. Książka zdecydowanie przez cały czas trzyma czytelnika w napięciu.
Podsumowanie
Lekturę tytułu „Ja cię kocham, a ty miau” polecam z całego serca. Przy powieści można bardzo przyjemnie spędzić czas, zupełnie zapominając o zwykłej codzienności. Uwielbiam książki spod pióra Katarzyny Bereniki Miszczuk, a ta nie należy do wyjątków. Zdecydowanie warto poznać przygody Lorda i jego właścicielki Ali. Myślę, że każdy czytelnik bez trudu się z nimi zaprzyjaźni. Za to Lord z pewnością w jednym względzie ma stuprocentową rację - nie sposób go nie polubić. „Ja cię kocham, a ty miau” to powieść, po którą zdecydowanie warto sięgnąć.
Oddaj albo giń
Matylda Dominiczak jest bibliotekarką w osiedlowej wypożyczalni książek. Kocha swoją pracę i ma ciekawe pomysły dotyczące działalności placówki. Niektóre bywają kontrowersyjne, a jeden sprawia, że kobieta wpada w poważne tarapaty. Ten feralny pomysł polega na druku zakładek do książek z hasłem Oddaj albo giń skierowanym do czytelników, którzy przetrzymują książki. Pomysł nie zyskuje aprobaty dyrektora Pawlickiego. Nie to jest jednak najgorsze!
Mogłoby się wydawać, że praca bibliotekarki jest spokojna i pozbawiona emocji. Tylko cisza i półki z książkami. Czasem jednak i w bibliotece może zdarzyć się coś niezwykłego, co przewróci do góry nogami codzienną rutynę. W przypadku książki Olgi Rudnickiej jest to trup znaleziony w składziku przez wspomnianą wcześniej Matyldę. Oprócz denata w składziku leży także nieprzytomny dyrektor i to ten fakt sprawia, ze Matylda zaczyna prywatne śledztwo. Zgodnie z jej pokrętną logiką jest w kręgu podejrzanych, gdyż wszyscy znają jej zatargi z dyrektorem Pawlickim, a do tego dochodzi jeszcze zakładka w kieszeni denata.
Sam pomysł z trupem w bibliotece nie jest oczywiście nowy i odkrywczy, ale sposób prowadzenia śledztwa znacznie odbiega od standardów. Z jednej strony nieudolny policjant raczej markuje pracę niż czegokolwiek docieka, z drugiej domorosła pani detektyw wpakowuje się w coraz to nowe kłopoty.
W założeniu książka miała być zabawna. Główni bohaterowie obdarzeni zostali komicznymi cechami: Matylda rozmawia ze swoim samochodem intensywnie przy tym gestykulując, a jej słowotok jest nie do ujarzmienia. Policjant prowadzący sprawę to z kolei człowiek przed emeryturą, pamiętający dawne milicyjne metody śledcze. Niestety przerysowani bohaterowie drażnią zamiast śmieszyć, monologi Matyldy nudzą nie wywołując salw śmiechu, podobnie jak idiotyczne pytania śledczego.
Jedyną postacią, która ratuje tę powieść jest rezolutna córka Matyldy. Dziecko pomysłowe, złośliwe i inteligentne, które potrafi zapędzić w kozi róg niejednego dorosłego swoim sprytem i żelazną logiką.
„Oddaj albo giń” w założeniu jest komedią kryminalną. Jest trup, komiczne postaci i kilka sytuacji, które wywołują śmiech. Brakuje jednak pewnego polotu i tego czegoś, co sprawia, że książkę zapamiętuje się na długo. Co nie znaczy, że nie znajdzie czytelników wśród sympatyków literatury lekkiej łatwej i przyjemnej.
Powieść była moim pierwszym spotkaniem z prozą Olgi Rudnickiej i chyba nie sięgnę po inne utwory tej autorki.
Lennart Malmkvist i osobliwy mops Buri Bolmena
14 listopada nakładem wydawnictwa INITIUM ukaże się powieść Larsa Simona zatytułowana "Lennart Malmkvist i osobliwy mops Buri Bolmena" - lekka komedia będąca fenomenalną historią o magii oraz gadającym, wyjątkowo sarkastycznym mopsie w roli głównej. Powieść zdecydowanie inna niż wszystkie, której absolutnie nie można przegapić! Pełna zabawnych tekstów, które mają szansę stać się kultowymi, a także zaskakujących zwrotów akcji. Gorąco zachęcam do zapoznania się z poniższym opisem powieści oraz z załączonym fragmentem książki.
Patryk
Każdy, kto posiada lub kiedyś posiadał jakieś zwierzątko, wie ile może dać ono szczęścia, ale też przysporzyć całej masy trosk i problemów. Z nimi nie da się nudzić, a każdy kolejny dzień jest jak wielka i niezaplanowana przygoda. Tylko czy każdy jest na nią gotowy?
Sare ponownie porzucił facet, a zaraz potem umiera kobiecie babcia, która z sobie tylko znanego powodu zapisuje wnuczce opiekę nad jej ukochanym mopsem Patrykiem. Sara nie przepada za psami, wynajmuje mieszkanie u człowieka, który nie toleruje zwierząt w domu i – co gorsza – niedługo zaczyna pracę na cały etat w szkole i pies będzie musiał być sam przez kilka godzin. Wszyscy uważają, że roztrzepana i nieodpowiedzialna kobieta nie poradzi sobie z opieką nad psem, bo nawet ze swoim życiem sobie nie radzi. Ona sama też ma co do tego pewne wątpliwości, gdy co chwilę wszystko jej się psuje. Czy Sara ułoży sobie wszystko i jaki wkład będzie miał w to Patryk?
Nie wyobrażam sobie życia bez książek, ale równie mocno lubię oglądać filmy. O nich dużo mniej piszę, ale ostatnio obejrzałam bardzo fajną komedię, o której warto opowiedzieć. Czym zauroczył mnie Patryk w reżyserii Mandie Fletcher?
Patryk został okrzyknięty komedią romantyczną i chociaż mamy tutaj wątek miłosny, to w moim odczuciu jest on jednym z tych pobocznych - miły dla oka, ale nie najważniejszy. Dla mnie to komedia o losach kobiety, która wiecznie musi radzić sobie z porównywaniem do doskonałej siostry oraz własnymi niepowodzeniami. I nagle opieką nad zwierzęciem, za którym nie przepada i nie wie, co oznacza taka odpowiedzialność. Film ten pokazuje właśnie, co znaczy posiadanie psa, że to nie zabawka i trzeba wszystko tak zorganizować, by nie czuł się samotny i był zadbany. No ale to też zabawna historia o tym, jak Sara i Patryk się docierają i zaczynają razem funkcjonować i się lubić, to historia o nauce dostrzegania tego, czego się nie widziało, pokonywaniu własnych słabości i pojawiającej się powolutku miłości do mopsa. Zarówno reżyserka, jak i scenarzyści świetnie sobie poradzili ze stworzeniem filmu pełnego zabawnych oraz uroczych scen, które skupiają na sobie uwagę oglądającego i wzbudzają emocje.
Obsada filmu, chociaż mi mało znana to muszę przyznać, że spisała się bardzo dobrze. Beattie Edmondson (Sara) świetnie poradziła sobie z rolą kobiety trochę zagubionej, wiecznie w biegu i co chwilę radzącej sobie z kolejnymi przeszkodami czy zawstydzającymi sytuacjami. Nie tylko wczuła się w to, jak ma grać, ale i wyglądać, co nadało jej naturalności i pokazuje, że nie trzeba być sexbombą, by ułożyć sobie szczęśliwe życie i takie normalne kobiety mogą również zaznać miłości - nie tylko od czworonożnego pupila. Chyba jej gra aktorska najbardziej mi się podobała, była naturalna i niewymuszona, no ale nie mogę nie wspomnieć o Tomie Bennettcie, który wcielił się w postać Bena. Takie ciasteczko do schrupania i żałuje, że było go tak mało.
Patryk to idealny film na seans z przyjaciółmi lub gdy jest się chorym. Lekki, zabawny i uroczy, który może i nie należy do najlepszych produkcji, ale dostarcza rozrywki i nie nudzi. Ja się przy nim świetnie bawiłam, z zaciekawieniem śledziłam bieg wydarzeń i z uśmiechem na twarzy obserwowałam, jak Sara i Patryk wzajemnie i niepostrzeżenie zdobywają swoje serca. Pies potrafi zmienić życie, a ten film to pokazuje. Idealny dla wielbicieli lekkich klimatów oraz mopsów czy w ogóle zwierząt. Jestem pewna, że jeszcze nie raz wrócę do tego filmu.
Patryk jest komedią wartą polecenia i obejrzenia. Nie tylko rozbawi, ale i wzruszy. Mopsik zdobył moje serce, a wy oddacie mu swoje?