Rezultaty wyszukiwania dla: Historia
Krótka historia Stowarzyszenia Nieurodziwych Dziewuch i inne opowiadania
Do każdego wydarzenia z Twojego życia istnieje jakiś klucz... nie ten materialny, który otwiera konkretny zamek, nie. Kluczem najczęściej są ludzie, ich wspomnienia, informacje o Twoim losie. Wiedzą coś, o czym Ty nie miałaś pojęcia. Znają Cię, choć Ty widzisz ich po raz pierwszy na oczy. Aby jednak poznać prawdę, musisz mieć właśnie ów klucz... a czy go zdobędziesz i w jaki sposób, zależy już od Ciebie.
Jaką tajemnicę skrywa nowa pracownica, posiadająca dziennik zamykany na mosiężny zamek? Kto porzucił czarnoskóre dziecko w kaplicy benedyktyńskiego opactwa? Dlaczego młoda studentka Day stara się dostać w zastępy ponoć tajnego Stowarzyszenia Nieurodziwych Dziewuch? Może znajdziecie w tej książce klucz do odpowiedzi...
Kiedyś bardzo niechętnie podejmowałam się recenzji zbiorów opowiadań. O ile przeczytanie ich nie stanowiło dla mnie żadnego problemu, o tyle opisanie związanych z nimi odczuć już tak. Wiecie, w jednolitej historii łatwiej się połapać, dłuższe formy gwarantują jakby swoiste przyzwyczajenie się do występujących tam postaci. Mimo wszystko opowiadania to krótsza forma, a na m.in. dziesięć opowiadań takich bohaterów może przewinąć się bardzo wiele. Od jakiegoś czasu przełamałam jednak ową niechęć, skuszona kolejnymi, krótkimi historiami. Mimo że ich objętość jest znacznie mniejsza niż powieści, to niosą w sobie duży (o ile nie większy) ładunek emocjonalny. No i nie oszukujmy się, rozwinąć całą kłębiącą się w głowie historię na pięciu stronach to nie lada talent!
Pani Helen Oyeyemi wybrała sobie bardzo ambitny temat- ludzi oraz ich uczuć. Domyślam się, że poprzez przedstawienie nam historii, a także reakcji czy zachowań swoich bohaterów, starała się odnaleźć klucz do ludzkich emocji. Pokierować naszymi myślami w ten sposób, byśmy uszczknęli z tego coś dla siebie. Dlaczego jest to ambitnym zadaniem? Różnimy się od siebie, czasami bardzo znacznie. Nie istnieje jeszcze rozwiązanie, mityczny złoty środek na rzeczywistość, to, co mamy w danej sytuacji czuć bądź postawę, jaką mamy obrać. Autorka jednak podejmuje się wraz ze swoim czytelnikiem owego niezwykle trudnego zadania. Chce nam dać do myślenia, zaznaczyć, że rzeczywistość nie zawsze jest taka, jaką ją widzimy.
Krótka historia Stowarzyszenia Nieurodziwych Dziewuch kryje w sobie dziewięć opowiadań, zaś moim faworytem było ostatnie, pt. Jeżeli jakaś książka jest zamknięta, prawdopodobnie istnieje ku temu dobry powód, nie sądzisz. Opowiada o nowej pracownicy, do której wszyscy lgnęli (wręcz uważali ją za wzór w pewnych sprawach) mimo że kobieta praktycznie nie uczestniczyła w towarzyskim (a także plotkarskim) życiu firmy. W końcu uwagę współpracowników przyciągnął tajemniczy notes, zamykany na sporą kłódkę. Szybko zmienili nastawienie do dawnej koleżanki. Po przeczytaniu tego opowiadania wciąż zastanawiałam się, co też tak naprawdę kryła w sobie ta -bądź co bądź- intymna rzecz? Mojej ciekawości nie zaspokoiły pokrętne słowa bohaterki. Ten fakt stanowi dodatkowy urok opowiadań- pani Oyeyemi nierzadko zostawiała nas z niczym, żadnym konkretnym zakończeniem. Skłaniała nas do myślenia, dopisywania sobie własnych, odpowiednich dla nas zakończeń. Z jednej strony dobrze, zmuszała nas bowiem do wczucia się w historię całą sobą, do rozmyślania nad naszą postawą w danej sytuacji. Z drugiej jednak czasami wolałabym dostać odpowiedź "prosto do ręki".
Nie mogę przyczepić się do tego zbioru. Pióro autorki jest bardzo lekkie, swoje opowiadania okrasza odpowiednią dawką humoru, przez który przebija inteligencja twórczyni. Na pierwszy rzut oka są na tyle lekkie, że nie ma potrzeby zanadto się nad nimi skupiać, aby dostrzec ich sens, a jednak... coś się w nich kryje. Drugie dno, drugi sens. Coś, co ma przebić się do naszej podświadomości, skłonić do myślenia. Ode mnie Krótka historia... dostaje mocną czwórkę. Jeżeli -tak jak ja kiedyś- boicie się opowiadań, to polecam Wam właśnie tę książkę.
Obrączka diabła
Detektyw Max Fjellanger wciąż nie może uwierzyć w śmierć dawnego przyjaciela. Z Knutem służyli w policji w małej wiosce Eidsborg, a teraz dawny kompan ponoć popełnił samobójstwo. Dla Maxa owo samobójstwo wygląda jednak dość dziwnie, ostatecznie kilka lat wspólnej służby sprawiło, że dobrze znał zmarłego... Rozpoczyna więc prywatne śledztwo, w którym towarzyszy mu miejscowa, żądna kryminalnych przygód bibliotekarka, Tirill Vesterli. Eidsborg kryje znacznie więcej tajemnic... czy samobójcza śmierć Knuta ma jakikolwiek związek z uznanym za zaginionego trzydzieści lat temu badaczem miejscowego folkloru, Peterem oraz niedawnym zaginięciem młodej doktorantki, Cecilie?
Skandynawskie thrillery już od dłuższego czasu uznawane są za książki szczególnie polecane do czytania. Miałam okazję "zmierzyć się" z kilkoma, stąd też moja decyzja o podjęciu się lektury Obrączki diabła. Zresztą, skłonił mnie do niej również intrygujący opis, jak również folklor wioski Eidsborg. W tej małej mieścinie setki lat temu oddawano cześć pogańskim bożkom, w tym Niklusowi. Kiedy jednak chrześcijaństwo przejęło pieczę nad sercami ówczesnych mieszkańców, pogański kult został rozpędzony, a figura Niklusa otrzymała nowe "mieszkanie" w katolickim kościele. A jednak wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, iż współcześni nadal zanoszą modły do boga płodności. A przynajmniej niektórzy.
Mimo że Max Fjellanger przybył do Eidsborga, aby rozwikłać sprawę samobójstwa Knuta, to szybko jego uwaga zostaje przekierowana na wspomniane wcześniej zaginięcia. Czytając miałam wrażenie, że bohater liczył na opcję dwa w jednym- dowie się, co tak naprawdę stało się z jego dawnym kompanem, a przy okazji rozwikła zagadkę zaginięć Petera oraz Cecilie.
Historia stworzona przez pana Vidara miała całkiem duży potencjał. Zabrakło jednak cierpliwości do prowadzenia akcji oraz skupienia się na -bądź co bądź- kluczowych danych odnośnie kultu Niklusa. Co do wspomnianego biegu wydarzeń, autor prowadzi swoich bohaterów krętymi ścieżkami. Cały czas tylko skupiają się na przepytywaniu ludzi i właściwie nic poza tym. Krążą od jednego mieszkańca do drugiego, ostatecznie jednak następuje atak z zewnątrz i oto w ich rękach znalazła się jakakolwiek poszlaka. Trochę tak, jakby czekali na łut szczęścia, zupełnie nie przyczyniając się do czegokolwiek. Moim zdaniem w literaturze istotne jest również podzielenie się z czytelnikiem swoistymi informacjami odnośnie tego, co autor zamierza opisać. Tutaj muszę się przyczepić do wspomnianego już bożka Niklusa, a raczej do tego, jak oszczędnie twórca sypnął nam ciekawostkami. Kiedy w danej pozycji mowa o folklorze, dawnych wierzeniach oraz przesądach, to zakładam, że będę mogła o nich sporo poczytać. Że autor stworzy tę niesamowitą atmosferę dawnych lat, którą czuję zawsze, gdy czytywałam lektury tematycznie zbliżone do Obrączki diabła. A tym razem niestety fiasko, gdyż wszystko opisano bardzo pobieżnie, bez wchodzenia w szczegóły. Ot, mamy kilka stron na początku książki, gdzie wpakowano nawiązanie.
Pozytywnym aspektem Obrączki diabła jest to, że czyta się ją bardzo szybko. Minus jest jednak taki, że raczej za kilka miesięcy nie będę już pamiętać, o czym traktowała ta pozycja. Utwór pana Vidara Sundstøl polecam każdemu, kto skupia uwagę bardziej na śledztwach niż sposobie, jakim stworzono tło powieści.
Żona między nami
Kiedyś Vanessa miała wszystko, o czym marzą miliony kobiet na świecie- przystojnego, kochającego męża, duży dom oraz masę przyjaciół. Dziś pomieszkuje u swojej ciotki, zwlekając się z przymusem z łóżka, aby dotrzeć do pracy. Codziennie rozpamiętuje swoje małżeństwo, a gdy dociera do niej informacja o rychłym ślubie Richarda z nową wybranką męskiego serca, Emmą, załamuje się. A jednak wbrew wszystkiemu, z dnia na dzień rośnie w niej wola walki... albo chęć zemsty. Niewierny małżonek jeszcze zapłaci za to, co jej uczynił. Już jej w tym głowa!
Trzy postacie dramatu: Richard, Emma oraz Vanessa. Mąż, przyszła żona i zazdrosna eks- małżonka. Historia z założenia banalna, ale... poczekajcie. Ktoś tutaj kłamie. I jest w tym całkiem dobry. Nie ufajcie słodkim uśmiechom oraz prawie szczerym oczom. To kłamstwo. I tylko jedna osoba może podjąć próbę ocalenia...
Od jakiegoś czasu rynkiem literackim zaczęły rządzić thrillery psychologiczne, w których głównie historia toczy się wokół mającej problemy (najczęściej alkoholowe) bohaterki, rozpamiętującej przeszłość. Destrukcyjna postawa sprawia, iż nikt im nie wierzy, są wręcz uważane za niegroźne wariatki. W tym rytmie stworzono również Żonę między nami. Jednak co najważniejsze, ów fakt niczym tej książce nie ujmuje. Jest po prostu świetna!
Autorzy powolutku wprowadzają nas w życie wspomnianych bohaterów; najpierw jest zdradzona żona, która nie ma ochoty ani motywacji do podjęcia próby posklejania swojego życia na nowo. Cóż, nic w tym dziwnego- w końcu została porzucona przez męża, zamieniona na "lepszy model". Nie wspominając, jaki szok musiała przeżyć po otrzymaniu informacji o ponownym małżeństwie. I to po tak krótkim czasie od rozwodu! Musiała na to zareagować...
Teraz pewnie myślicie, że ta historia nie różni się niczym specjalnym od swoich poprzedniczek, prawda? Że będzie tu mowa o zazdrosnej byłej żonie, która za życiowy cel obrała sobie utrudnianie życia Emmie, jej następczyni? Ha, po przeczytaniu opisu ja też tak myślałam. I tym bardziej wciągnęłam się w lekturę. Sarah Pekkanen oraz Greer Hendricks podarowali czytelnikom retrospekcję z małżeństwa Vanessy (zwanej przez byłego męża Nellie) oraz Richarda. Mamy wgląd we wszystkie dziwne sytuacje, jakie ciążyły nad owym związkiem. Początkowo sądziłam, że jeden rozdział dotyczy Vanessy po rozwodzie, a drugi opisuje nową kobietę Richarda. Dopiero po kilkudziesięciu przeczytanych stronach zauważyłam mój błąd. Perspektywa Emmy pojawia się dopiero w końcowych rozdziałach, króluje przeszłość oraz teraźniejszość byłej żony.
Autorzy sprawnie nami manipulują, począwszy od opisu książki, na treści skończywszy. Zakładałam, że dostanę kawał historii o byłej żonie, która z zazdrości zwyczajnie oszalała. A tu okazało się, że Vanessa jest w pełni sprawna umysłowo i co więcej- nie w niej tkwił problem. Muszę jeszcze zaznaczyć, że pewne wydarzenia z jej przeszłości miały ogromny wpływ na pojawienie się niektórych osób w jej życiu. Żona między nami należy do grupki książek pozoru; niby podczas czytania jesteśmy pewni swoich wniosków, a potem następuje wielkie bum! i musimy skierować się na inny tok myślenia. Twórcy igrają z nami od samego początku, powoli ujawniając kolejne tajemnice. Żałuję tylko, że nie odkryli przed nami jednej karty- przeszłości Richarda oraz rzeczywistej relacji między nim a jego siostrą, Maureen.
Lubicie być wodzeni za nos? Podróżować przez kolejne strony, nie wiedząc, gdzie tak naprawdę zaprowadzi Was historia? A może wolicie odkrywać brudne sekrety książkowych bohaterów? Jeżeli na minimum dwa pytania odpowiedzieliście "tak", zdecydowanie musicie sięgnąć po Żonę między nami.
Post Scriptum
O Bogowie jak mi brakowało Mileny Wójtowicz, którą uwielbiałam w “Podatku” i “Załatwiaczce”. Oprócz oczywiście samej autorki, brakowało mi także czegoś lekkiego łatwego i przyjemnego do tej herbaty i ciastków, co je pochłaniam na morgi w trakcie czytania, bo choć i rozprawki o muchach (“Spiżowy Gniew”), czy zabili go i uciekł (“Kiedy Bóg zasypia”), to mniej lub bardziej porządny kawał lektury, jednak humoru w nich nie znajdziemy za grosz - chyba, że ktoś jest psychopatą i to praktykującym.
Ogłaszam zatem WIELKI i jakże wyczekiwany powrót Mileny Wójtowicz z jej niesamowicie lekkim piórem i przezabawnie opisaną historią w “Post Scriptum”.
Piotr Strzelecki - psycholog i Sabina Piechota - specjalistka bhp - spotkali się przypadkiem na konkursie jedzenia chałwy i tak samo przypadkowo założyli wspólnie firmę, i z jeszcze większym zaskoczeniem i przypadkiem, odnieśli sukces - taki najzupełniej prawdziwy i przypadkowy. Zwłaszcza, że nasza urocza dwójka, to istoty nienormatywne, czyli takie, do których wzywa się rodziców, by sprawdzili przed snem, czy przypadkiem nie chowają się pod łóżkiem lub w ciemnej szafie. Profil działalności ich firmy jest właśnie skierowany do takiej też grupy docelowej. Do ich obowiązków należy nie tylko przeprowadzenie sesji terapeutycznej z upartym duchem, co to siedzieć w zaświatach nie chce, bo woli zatruwać życie rodzinie i znajomym; ale zadbają także o bezpieczeństwo oraz normy pracy dla Kultystów łącznie ze sposobami oczyszczania sztyletów ofiarnych. Wachlarz usług firmy naszej dwójki jest naprawdę szeroki i o dziwo nie narzekają na brak klientów, a interes się kręci jak leniwy zombie w betoniarce. Spokój i idylla zostaje zakłócona, kiedy w zaprzyjaźnionej fabryce dochodzi do dziwnego wypadku, który okazuje się raczej nieudolną próbą morderstwa i jak się szybko okazuje nie jest to odosobniony przypadek. Sabinka i Piotrek skoro i tak są już w to wplątani po czubki ząbków i pazurków, chcą czy nie chcą, zaczynają się bawić w domorosłych detektywów. A my bawimy się z nimi i to po pachy.
Nie pamiętam, i piszę to całkowicie szczerze, kiedy ostatni raz tak się śmiałam i cieszyłam przy książce, a niektóre fragmenty czytałam nawet kilkakrotnie by rozkoszować się każdym słowem. Ba... ja to nawet przeczytałam dwukrotnie raz za razem po sobie. To chyba już powinno Wam chociaż zasugerować, jak bardzo “Post Scriptum” przypadło mi do gustu - bo jest w nim wszystko to, co uwielbiam - polsko-słowiańskie urban fantasy z wielką garścią popkultury zagniecione w zgrabne ciasto... tylko jakieś takie mikre i to jest bardzo przykre. Książka była po prostu za krótka i domagam się, ba, żądam koniecznie ciągu dalszego i to szybko i to już już. Post Scriptum jedynie podrażniło mi lekko żołądek, kontynuując te gastrologiczne metafory, i pozostawiło głód dwa razy większy, niż był przed pierwszym kęsem. Poza tym, jeśli na pierwszych kilku stronach dostaję informację, że mój najukochańszy Pratchett, to geniusz marketingu, to jestem od razu sprzedana, kupiona i zapakowana z ozdobną bardzo twarzową kokardą na czubku.
Poza głównymi bohaterami znajdziemy w książce grono naprawdę świetnych postaci pobocznych i to nie potraktowanych przez autorkę po macoszemu, bo są równie dobrze opisane, jak Binka i Piotrek. Bardzo szybko przywiązujemy się do całej “ekipy”, choć przyznam się szczerze, że i tak krwiożerczą Binkę kocham najbardziej. Dobrym zabiegiem autorki było nie ujawnianie od razu gatunku nienormatywności naszych głównych bohaterów i naprawdę ciekawość już człowieka wręcz dosłownie zjadała, kiedy próbowałam się domyślić kim tak naprawdę oni są, a autorka umiejętnie podsuwała mi kolejne tropy. Tak jak Piotra rozszyfrowałam dość szybko, tak akurat z Sabinką miałam ciut więcej problemów, bo i nie ukrywajmy - więcej opcji było do wyboru.
Poza wspomnianą już przeze mnie długością książki nie mam powodu, by czepiać się czegokolwiek, bo jestem absolutnie zachwycona i polecam ją każdym odnóżem, jakie posiadam. Oczywiście nie oznacza to, że jestem całkowicie bezkrytyczna w stosunku do tej książki po prostu sposób, w jaki jest ona napisana, absolutnie rekompensuje mi wszelkie ewentualne niedociągnięcia fabularne.
Na koniec jeszcze ostrzeżenie ode mnie - radzę także zaopatrzyć się w jakieś słodkości do lektury, bo ilości cukru jakie pochłania Binka (pierniczków, ww. chałwy, delicji, batoników i raz nawet śledzia) potrafią nie tylko spowodować zwalający z nóg “zew czegoś słodkiego”, ale i postawić w stan śmiertelnego zagrożenia każdą dietę.
Przeogromny krokodyl i inne zwierzęta
Powieści Roalda Dahla w świadomości literackiej Polaków nie są mocno zakorzenione. Charlie i fabryka czekolady wszedł do kanonu lektur, w kinach od lat dziewięćdziesiątych pojawiają się adaptacje filmowe jego książek, a jednak nadal tacy bohaterowie jak Bardzo Fajny Gigant, Miniputki, czy nawet sam pan Wonka, nie weszli z butami w świadomość literacką tak jak Pippi Langstrump, Maja i Lasse, nie wspominając nawet o Harrym Potterze. A wielka szkoda, bo opowieści Roalda Dahla mają w sobie mądrość przekazywaną w pogodny, czasem zakręcony, a nawet pokrętny sposób, tak fantazyjny, jak może być wyobraźnia dziecka.
Przeogromny krokodyl i inne zwierzęta to trzy opowiadania dla najmłodszych, a każde z nich ma swoją własną historię powstania, każde jest pełne humoru i zaskakujących pomysłów, które autor wymyślił dla swych najmłodszych milusińskich.
Przeogromny krokodyl pierwszy raz został opublikowany w 1978 roku i był pierwszą książeczką, która została wydana dla młodszego czytelnika, co więcej pierwszą, którą zilustrował Quentin Blake, rozpoczynając ich długoletnią współpracę. A historia nie byle jaka, tylko o gadzie przebrzydłym, co to ubóstwia schrupać sobie na lunch pyszne i soczyste dzieciaczki. Ale dzieci nie powinny się zanadto bać, krokodyl nie jest aż tak sprytny, jak mu się wydaje.
„I’m going to fill my hungry empty tummy with something yummy yummy yummy yummy...”
„Mam zamiar napchać mój głodny pusty brzuch,
Mniam, mniam, mniam, mniam, ach, najem się za dwóch!”
Magiczny palec, najstarsze ze zbioru opowiadanie, z 1966 r., które pierwotnie nazywało się The Almoust Duck, i nad którym autor pracował już w 1962 r., to najbardziej magiczna opowieść w całym zbiorze. Bohaterką jest dziewczynka, której sąsiedzi, rodzina Greggów, jest zapalonymi łowczymi. Pewnego razu nie mogąc znieść dłużej tego, jak obchodzą się ze zwierzętami, wykorzystuje moc swojego czarodziejskiego palca, aby odmienić serca ludzi.
Żyrafa, Peliś i ja to na odmianę humorystyczna opowieść z wątkiem kryminalnym, która powstała niespodziewanie na bazie wcześniej wykreowanych postaci. Małpa była bohaterką „Przeogromnego krokodyla” i bardzo przypadła do gustu Roaldowi Dahlowi, Quentin Blake natomiast nigdy nie rysował żyrafy, a i pelikan Peliś stanowił ciekawe wyzwanie. I tak z bohaterów rysunków powstała historia o zwierzątkach, których atrybuty pozwalają im założyć spółkę Bezdrabinowego Mycia Okien.
Ciekawostką tegoż najmłodszego opowiadania z 1985 roku, jest, że na końcu opowiadania małpa śpiewa piosenkę Billy'ego, której słowa wyryte są na kamiennych płytach wokół podstawy ławki, która znajduje się tuż przy grobie Roalda Dahla, znajdującego się w parafialnym kościele św. Piotra i Pawła w Great Missenden. :
"We have tears in our eyes
As we wave our goodbyes,
We so loved being with you, we three.
So do please now and then
Come see us again,
The Giraffe and the Pelly and me."
„Wszyscy łzy w oczach mamy,
Gdy się z tobą żegnamy.
Chwilę szczęścia zatrzymać się chce.
Więc spotkaj się z nami,
Przyjdź odwiedzić czasami
Żyrafę, Pelisia i mnie”.
Mistrz opowieści Roald Dahl w tych trzech opowiadaniach poza tym, że bawi i cieszy humorem i zakręconymi, magicznymi historiami, uczy szacunku do zwierząt, ukazuje dzieciom, że to, że jesteśmy ludźmi, nie oznacza, że wolno nam wszystko. Sądzę, że każdemu przydałaby się dobra dawka Roalda Dahla, bowiem: „Jeśli masz dobre myśli, twoja twarz promienieje nimi jak słonce i zawsze cudownie wyglądasz”.
Tak będzie prościej
Już 22 maja do księgarń trafi osnuta na faktach powieść kryminalna autorstwa Przemysława Semczuka - Tak będzie prościej! To sprawa zabójstwa Tadeusza Stecia, która wstrząsnęła Jelenią Górą. Podczas śledztwa z początku policji wydaje się, że kluczem do sprawy jest homoseksualizm ofiary - do czasu, kiedy dochodzi do kolejnych zagadkowych morderstw. Trop prowadzi przez karkonoskie schroniska, w grę wchodzi przemyt, tajne archiwa i złoto.
"To nie tylko kryminał! To powieść społeczna o tym, jak młoda jest nasza poprawność polityczna".
Marcin Wroński
Księga mieczy
Literatura fantasy stworzyła wielu niezapomnianych bohaterów, zaliczanych do najsławniejszych w całej literaturze: Conana Barbarzyńcę Roberta E. Howarda, Elryka z Melniboné Michaela Moorcocka, Fafryda i Szarego Kocura Fritza Leibera. Klasyczne postacie tego typu dały literaturze miecza i magii szaloną popularność i uczyniły ją podstawą całego fantasy. Stały się też inspiracją dla nowego pokolenia pisarzy, tworzących własne ekstrawaganckie opowieści o magii i przygodach.
Bańka - premiera na Targach Książki w Warszawie
Podczas tegorocznych Targów Książki w Warszawie (17-20 maja), na naszym stoisku 86/D13 będzie można kupić przedpremierowo Bańkę, najnowszą książkę Siri Pettersen autorki bestsellerowego cyklu "Krucze Pierścienie", która do księgarń trafi dopiero 22 maja!
Z okazji promocji Bańki, którą Siri Pettersen debiutuje w roli autorki dla młodego czytelnika, przygotowaliśmy mnóstwo atrakcji m.in. puszczanie baniek
oraz rozmaite gadżety!
Wszystkich zainteresowanych wydarzeniami towarzyszącymi zapraszamy na nasze stoisko 18 maja (piątek) o godz. 11.00!
Wieża
"Wieża" Daniela O'Malleya zostanie zekranizowana na mały ekran.
W Londynie trwa produkcja serialu opartego na książce Daniela O'Malleya "Wieża". Producentami wykonawczymi są Stephenie Meyer (autorka Zmierzchu) i Stephen Garrett (Nocny recepcjonista). W Polsce książkę wydało w 2017 roku Wydawnictwo Papierowy Księżyc, a której recenzję możecie przeczytać w naszym serwisie --> TUTAJ.
Umwelt
Nic nie wskazywało na to, że ten dzień będzie czymkolwiek różnił się od poprzednich w życiu akurat tej staruszki; jak codziennie, odprawiając swój prywatny rytuał, wyszła o poranku na spacer z psem. Jednak TEGO dnia staruszka natrafiła na ciało młodej kobiety, całe skąpane we krwi. Do dochodzenia zostaje przydzielony Adam Berger, śledczy z rodzaju tych, którzy w swojej karierze widzieli już niemalże wszystko. Problem tkwi jednak w tym, że policja nie ma ani jednego świadka morderstwa, motyw sprawcy jest zupełnie nieznany, a na ciele nie pozostawiono żadnych biologicznych śladów. Jedyną ukrytą wiadomość stanowi skrzętnie ukryty w kieszeni ofiary motyl, jeden z tych, które widujemy na co dzień. Berger, grzebiąc w przeszłości zamordowanej, a tym samym szukając jakichkolwiek powodów jej śmierci, dowiaduje się jedynie o jej dawnym związku. Kilka lat wcześniej zmarła była w związku z mężczyzną, który popełnił samobójstwo, wjeżdżając na tory w miejscu, z którego ucieczka była niemożliwa. Mężczyzna przecież nie żyje, więc jedyny sensowny trop od razu zostaje odrzucony. Ale... czy ówczesne śledztwo na pewno zostało przeprowadzone tak, jak powinno? Czy może zmarli kierują losem żywych zza grobu... ?
Nie ma nic lepszego, niż intrygujący opis z tyłu książki; Umwelt proponował nam zanurzenie się w historii, którą poznajemy z dwojakiej perspektywy- prowadzącego śledztwo Adama Bergera, wciąż przeżywającego prywatną tragedię oraz Tomasza Witkowskiego, powoli pnącego się po szczeblach kariery młodego lekarza. Witkowski cierpi na dziwne zaburzenie, miewa halucynacje i koszmarne sny, przez co twierdzi, iż wie o zbrodniach nim zostaną one dokonane. W tym momencie zaczęłam się spodziewać, że doświadczony śledczy oraz detektyw- amator połączą siły, by wspólnie dojść do sedna, odnaleźć mordercę. A jednak pan Żarski miał zupełnie inny pomysł, i bardzo dobrze!
Dla usprawnienia oraz niejako ułatwienia nam zagłębiania się w historię morderstw, autor "oddzielił" rozdziały z perspektywy dwóch wspomnianych bohaterów. Perpektywa Tomasza Witkowskiego napisana została kursywą, co w coraz szybszym biegu śledztwa naprawdę stanowi spore udogodnienie dla czytelnika. Jednak w pewnym momencie, już pod koniec i tak się pogubiłam. Miałam pewne podejrzenia co do tej postaci (zresztą pan Żarski sam zostawia nam dość wyraźny trop) i jak się okazało, bardzo się nie pomyliłam.
Dwojaka perspektywa to niejedyny pozytywny aspekt owej lektury; wraz z śledczym Bergerem możemy doszukiwać się symboliki w pozostawionych przy ciałach motylach. Przewija się tam również tytułowe określenie Umwelt, dotyczące tego, jak dana jednostka postrzega otaczający ją świat. Umwelt jest wewnętrznym postrzeganiem przestrzenno-czasowej rzeczywistości przez organizm. Na samym początku należy rozróżnić otoczenie (Umgebung) a Umwelt. Otoczenie to nic innego jak każdy organizm będący obiektem umieszczonym w owym otoczeniu, zaś Umwelt jest projekcją środowiska wytworzoną wewnątrz nich przez nie same. Każdy z nas posiada swój wyjątkowy, specyficzny Umwelt, a więc sposób w jaki odbiera otaczający go świat. Krótka lekcja, ale jakże ciekawa!
Autor miał ciekawy pomysł na fabułę, akcja toczyła się zgrabnie, zaskakując nas coraz to nowszymi poszlakami. W powietrzu łatwo było wyczuć zapach tajemnic, których to rozwiązania byliśmy już o krok wraz z Adamem Bergerem. Jednak albo mi coś umknęło, albo zabrakło konkretnego motywu sprawcy. Owszem, kolejne ofiary były wybierane nieprzypadkowo, ale powody uznałam za dość... mgliste. Brakuje źródła, krzywdy własnej czy innego rodzaju powodu, dla którego sprawca zdecydował się ukarać te a nie inne osoby.
Umwelt czyta się sprawnie, zaś stworzona przez pana Żarskiego rzeczywistość wciąga na tyle, że podczas lektury nie umiera się z nudów. Godna polecenia książka dla osób, które lubują się w historiach z drugim dnem.