Rezultaty wyszukiwania dla: Echo
Oto jest pytanie!
Gracze wcielają się w role wiewiórek wspinających się na szczyt góry. Podczas wspinaczki będą zadawać sobie różne pytania. W końcu tym zajmują się wiewiórki. Dlaczego akurat wiewiórki? Oto jest pytanie!
Pierwsze wrażenie.....
Gra swoją grafiką na pierwszy rzut oka przywodzi na myśl gry dla dzieci. Drewniane wiewiórki, jako pionki, duże żołędzie i orzechy, jako znaczniki, tylko pogłębiają to wrażenie. Nic jednak bardziej mylnego, mając na uwadze wskazanie wiekowe – gra jest dla graczy od 15 lat. Niewielka plansza przypomina odrobinę tę ze SmallWorlda, jest też dwustronna. Ogromny minus, co przyznaję pierwszy raz zdarza się w grach od Rebela, a mianowicie nieprecyzyjnie wydrukowane tekturowe wypraski z kartami "A", "B", żetonami "×3" i żetonami "dopalacz zagwozdkowy". Sześć kolorów zostało nieprecyzyjnie nadrukowanych i nakładają się na wytłoczone żetony, co powoduje, że są tak naprawdę dwukolorowe – bardzo możliwe, że tylko mój egzemplarz się taki trafił.
Podstawowe informacje:
Liczba graczy: 3-6 osób
Wiek: od 15 lat
Czas gry: ok. 30 minut
Wydawca: REBEL.pl
Projektant: Vlaada Chvátil
Ilustrator: CSören Meding
Rozgrywka:
Gra rozgrywana jest turowo. Wszyscy gracze na początku gry posiadają po jednym żołędziu, poza graczem rozpoczynającym, który zadaje pytanie. Pierwszy gracz wybiera jedno z trzech pytań z planszetki i dwie karty z ręki, następnie wybiera gracza, któremu zadaje pytanie i zabiera mu żołędzia (posiadanie żołędzia przez gracza jest warunkiem do zadania mu pytania). Po zadaniu pytania, odczytuje się odpowiedź i załącza do planszetki. Gracz odpowiadający zakrywa kartę z odpowiedzią, a pozostali gracze poza pytającym, obstawiają odpowiedź. Po odsłonięciu odpowiedzi przez odpowiadającego, a następnie przez obstawiających, podliczane są punkty; każdy kto zgadł przesuwa swoją wiewiórkę o jedno pole, a za każdą złą odpowiedź o jedno pole przesuwa wiewiórkę pytający. Żeby podkręcić atmosferę można skorzystać z dwóch dopalaczy: potrójnego lub zagwozdkowego. Za potrójny przy poprawnej odpowiedzi gracz przesuwa się o trzy pola do przodu, przy zagwozdkowym za każdą złą odpowiedź innych graczy, przesuwa się o jedno pole do przodu. Po podliczeniu punktów tura się kończy, a obowiązek pytania przechodzi na następnego gracza zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
Cel gry:
W tej grze chodzi o dobrą zabawę i ona jest celem. Tak wygrywa gracz, którego wiewiórka pokona najdłuższą trasę w drodze do chmur, ale to jest wiedza potrzebna tylko dla tych, którzy potrzebują mieć konkretny cel. Pozostali będą czerpać przyjemność z przebywania na szlaku w dobrym towarzystwie.
Cytując autorów:
„ Nawet jeśli nie wygrasz, to pomyśl sobie, że i tak udało Ci się dotrzeć na szczyt góry. Fajnie co? Oczywiście czasem dochodzimy tylko do łąki. Ale to nic takiego. To przecież bardzo przyjemna łąka. Nawet jeśli skończyłeś w okolicy jeziora, to mamy nadzieję, że dobrze się bawiłeś. Tak naprawdę o to w tej grze chodzi. No i o wiewiórki.”
Dla kogo jest gra?
Instrukcja podaje wiek początkowy graczy 15 lat. Wydaje mi się on mocno zawyżony. W tej grze nie ma nieprzyzwoitych, czy niestosownych pytań, a ich ewentualne niezrozumienie wymaga po prostu krótkiego wyjaśnienia. We wszystkich rozgrywkach uczestniczyła moja jedenastoletnia córka i jedyne pytanie, które nastręczyło jej problem, brzmiało: „Kto jest według ciebie gorszy? Ktoś kto pobiera zasiłek dla bezrobotnych, pracując gdzieś na czarno?”. Rzeczywiście „zasiłek dla bezrobotnych” i „praca na czarno” szczęśliwie ominęła jej dzieciństwo i należało objaśnić jej te zjawiska społeczne, poza tym nie było żadnych innych trudności.
Gra wydaje się idealna dla kilku rodzajów grup graczy. Po pierwsze dla zgranej paczki, która będzie się świetnie bawiła podpuszczając się nawzajem, zadając zakręcone, zabawne i kontrowersyjne pytania. Po drugie dla osób w ogóle nie znających się, na tzw. „przełamanie lodów”, aby bliżej poznać towarzystwo. Po trzecie na rodzinne spotkania, podczas których przez przypadek można dowiedzieć się o swoich krewnych czegoś więcej.
Końcowe wrażenie:
„Oto jest pytanie” przywodzi na myśl kolaż wielu gier. Motyw wchodzenie na szczyt góry, grafika i poszczególne elementy jednoznacznie przywodzą na myśl dziecięcą grę. Grafika do złudzenia przypomina planszę SmallWorlda. Koncept obstawiania, co gracz przeciwny „ma na myśli” jest analogiczny do Dixita. Można by tak wymieniać, a w im więcej gier się grało, tym więcej analogii się odnajdzie. Niestety oznacza to tyle, że gra jest mało oryginalna, z jednej strony, a z drugiej jest ona na tyle znajoma, że szybko się w nią wgrywa. Minusem gry są zdecydowanie źle wydrukowane wypraski, prosta mechanika podatna na manipulacje, bazująca na szczerości graczy. Niezaprzeczalnym atutem gry jest natomiast jej aspekt towarzyski i przejrzysta, świetnie napisana z poczuciem humoru instrukcja.
Generalnie „Oto jest pytanie” będzie najlepszym rozwiązaniem dla tych graczy, co lubią po prostu swoje towarzystwo, ich celem jest spędzenie wspólnie czasu, a nie koniecznie wygrana i dążenie do zwycięstwa. Ci, co przede wszystkim cenią sobie w grach strategię i jasne zasady umożliwiające zwycięstwo, zawiodą się.
Post Scriptum
Nowa książka jednej z najbardziej lubianych polskich pisarek fantasy 25 kwietnia ukaże się pod naszym patronatem, nakładem Wydawnictwa Jaguar.
Milena Wójtowicz wraca po kilkuletniej przerwie z nową powieścią, której motywem przewodnim jest BHP i to dla nieludzi, bo, jak powszechnie wiadomo, nienormatywni też muszą przestrzegać przepisów.
Piotr Strzelecki, psycholog, coach i doradca post mortem wraz z Sabiną Piechotą, specjalistką ds. BHP prowadzi firmę PS Consulting, której docelowymi klientami są osoby nienormatywne: wampiry, wiły, wilkołaki, obłoczniki. Piotr i Sabina też są nie do końca ludźmi... i radzą sobie z tym każde na swój sposób. Ona nadmiernym spożyciem wyrobów cukierniczych, on medytacją i wdychaniem lawendy.
Dziewczyna we mgle
W górskim miasteczku Avechot wielu odnalazło spokój od wciąż pędzącego przed siebie, materialistycznie nastawionego świata. W miejscu takim jak to panuje poczucie bezpieczeństwa -w końcu wszyscy się znają- a nad prawą drogą społeczeństwa czuwa bractwo religijne (choć niedowiarki wolą określać je mianem sekty). Sielanka zostaje przerwana, gdy szesnastoletnia Anna Lou Kastner rusza do kościoła, a po mszy nie wraca do domu. Rodzice zaprzeczają, jakoby rudowłosa nastolatka mogła uciec, gnana ciekawością wielkiego świata. Myśl, iż porzuciła tę bezpieczną przystań przez wzgląd na młodociane uczucie, również zdecydowanie odrzucają. W końcu ich mała córeczka była taka posłuszna... nie miała żadnych tajemnic przed matką, która twardą, acz bogobojną ręką kierowała całą rodziną. Ostatecznie miała dostęp do pamiętnika dziewczyny. Była jej pewna. Kastnerowie nie wierzą także w to, że ich nastoletnią córkę mógłby skrzywdzić któryś z mieszkańców. Przecież Avechot to oaza spokoju, prawda? Agent specjalny Vogel, podejmując dochodzenie ma nadzieję zarówno na szybkie rozwiązanie sprawy, jak i na zmazanie plamy na honorze w związku z podrobionymi dowodami odnośnie innego dochodzenia- Obcinarza Palców. I bardzo szybko jego spojrzenie skupia się na nauczycielu literatury, Louisie Martini.
Tajemnicze zaginięcie w miejscu, gdzie wszyscy mieszkańcy żyją jak jedna wielka rodzina. Dziewczyna, która w życiu z własnej woli nie opuściłaby domu, nie zraniłaby bliskich. A do tego arogancki i zapatrzony w siebie agent specjalny, który za nic ma sposób prowadzenia śledztwa- liczy się wynik. I chwała, która później spłynie na niego rwącą rzeką, rzecz jasna. Mieszanka wybuchowa, zdecydowanie.
W Dziewczynie we mgle policja długo nie może trafić na jakikolwiek ślad. Mieszkańcy niczego nie widzieli, niczego nie słyszeli. Od razu zrzucają winę na kogoś obcego, spoza ich grupy. Kogoś, kto albo w ogóle nie mieszka w Avechot, albo... dopiero co się tu sprowadził. Dlatego Louis Martini niemal idealnie pasuje do wizerunku sprawcy. Co prawda dotychczas nikt nie miał mu nic do zarzucenia, ale pojawiający się samochód nauczyciela w miejscach, gdzie przed zaginięciem widywano dziewczynę, stanowi dowód na ich znajomość. Tylko jakiego rodzaju była to relacja? Vogel, oskarżając Martiniego, kieruje się wyłącznie poszlakami oraz policyjnym instynktem. Nie zapominajmy jednak, że w poprzedniej prowadzonej przez niego sprawie ów "policyjny nos" go zawiódł. Agent specjalny co prawda zyskał sławę dzięki licznym rozwiązanym sprawom, ale w dużej mierze udało mu się to dzięki kontaktom z mediami. Dziennikarze potrafią dotrzeć do najbardziej brudnych grzeszków, choćby mieli je wykopać spod ziemi. W przypadku agenta prawdziwej policyjnej roboty jest niewiele.
Agent specjalny Vogel jest egoistą, pragnącym spędzać jak najwięcej czasu w blasku reflektorów. Mam wrażenie, że gdyby mógł, to brudną robotę zrzuciłby na towarzyszących mu policjantów, a sam jedynie spijałby śmietankę za sukces. Bardzo różni się od bohaterów, do których przyzwyczaiła nas literatura- prawych, w całości poświęcających się danemu śledztwu, poświęcających całych siebie tylko po to, aby ująć sprawcę. Vogel czuje się prawdziwie szczęśliwy tylko wówczas, gdy może udzielić kolejnego wywiadu.
Wspomnę, iż historia właściwie zaczyna się od momentu, w którym zakrwawionego Vogla odnajdują policjanci w rozbitym samochodzie. Krew nie należy jednak do niego; trafia na kozetkę do psychiatry, co ma mu pomóc w przypomnieniu sobie wydarzeń ostatniego wieczoru. Początkowo podrzucany przez autora trop skierował moje podejrzenia na drugorzędną postać lektury; do tego doszły sprawy sprzed lat, gdy ginęły rudowłose nastolatki, bardzo podobne do Anny Lou. Jak się okazało, pan Carrisi mistrzowsko wywiódł mnie w pole, choć tylko połowicznie. Bo do zaginięcia Anny Lou przyczyniła się inna osoba niż w poprzednich przypadkach.
Chcecie wiedzieć więcej? Sięgnijcie więc po Dziewczynę we mgle. Ta lektura zmieni Wasze postrzeganie literackiego obrazu policji, gdzie zazwyczaj panują praworządni ludzie. Donato Carrisi proponuje nam zupełnie inne ujęcie policjantów, którym wielu oddaje własne bezpieczeństwo w dłonie.
Cudzoziemiec
“Cudzoziemiec” to film oparty na książkowym bestsellerze z 1992 roku autorstwa Stephena Leathera pod tytułem “Chińczyk”. To także klasyczny thriller polityczny z całym wachlarzem scen i sytuacji dla tego gatunku typowych. Mamy oto sześćdziesięcioletniego właściciela chińskiej restauracji, dla którego córka jest całym światem. Córka ta idzie kupić sukienkę i przypadkowo ginie w wybuchu bomby, którą podłożyła Authentic IRA. Zrozpaczony ojciec poprzysięga zemstę...
I tu nagle okazuje się, że niepozorny właściciel chińskiej restauracji to facet po przejściach - były żołnierz, dla którego walka to drobiazg niezależnie od tego, czy walczy wręcz, czy wysadza pół posiadłosci wiceministra. Bez większych problemów rozkłada na łopatki czterech byczków w sile wieku i wspomaga policję w ustaleniu sprawców zamachu. Na koniec jeszcze ujawnia ciemne powiązania wiceministra Liama Hennessy’ego z terrorystami, by ostatecznie spokojnie wrócić do restauracji.
W tej standardowej wręcz historii o zwycięstwie dobra nad złem, tak naprawdę jedynymi jasnymi punktami są główni bohaterowie, grani przez Jackie Chana oraz Pierce’a Brosnana. Ten pierwszy udowodnił, że potrafi doskonale odnaleźć się w roli dramatycznej - wspaniale grając cierpiącego po starcie córki ojca. To miłe zaskoczenie, szczególnie biorąc pod uwagę, iż dotąd Jackie Chan był kojarzony jedynie z kiepskimi komedyjkami kina akcji. Mam nadzieję, że rola Quana otworzy Chanowi drzwi do ról bardziej wymagających i ambitnych, bo naprawdę udowodnił, że potrafi. Co wymaga podkreślenia, to to, że twórcy nie zrobili z Chana komandosa. Przez cały film Quan wygląda bowiem jak siedem nieszczęść, nie zaś jak zawodowy żołnierz mogący samemu zniszczyć całą organizację terrorystyczną. Ten zabieg dodaje całości tej subtelnej klasy, takiego zwykłego człowieczeństwa i prawdy, że nawet największego twardziela można złamać i nawet najbardziej złamany człowiek w niektórych sytuacjach po prostu zacznie walczyć.
Pierce Brosnan to zaś klasa sama w sobie. Ten aktor nie zawodzi, niezależnie od tego czy gra jajko na twardo, czy agenta Jego Królewskiej Mości. W roli uwikłanego we własną przeszłość wiceministra również świetnie się odnalazł, tworząc postać tak rasowego polityka, że naprawdę długo widz wierzy w jego intencje. Brosnan idealnie przechodzi z bufona we współczującego, ale niemogącego nic zrobić człowieka - jego wiceminister to wręcz podręcznikowy polityk, do tego stopnia, iż patrząc na niego zdajemy się widzieć twarze z naszego krajowego politycznego podwórka.
Film jest poprawny. Akcja toczy się w dobrym tempie, nie ma fragmentów nudnych, czy takich bez których film mógłby się obyć. Właściwie jedynym jego minusem jest ta straszna przewidywalność. To typowy thriller, takich jak nakręcono już tysiące, stąd nie podejrzewam, bym pamiętała ten film za rok czy dwa.
Komu polecam? Na pewno wszystkim tym, którzy chcą się przekonać, że Jackie Chan naprawdę jest dobrym aktorem i twierdzenie, że wyżej filmów klasy B nie jest w stanie stworzyć żadnej roli, jest dla niego krzywdzące. No i oczywiście - fanów Pierce’a Brosnana - z powodów, o których pisałam wyżej. No i dlatego, że on tak bardzo elegancko się starzeje.
Wywiad z Magdaleną Kuydowicz
Zapraszamy do wywiadu z panią Magdalena Kuydowicz, pisarką, teatrologiem, dziennikarką, która niedawno wydała nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka książkę pt. "Stało się". O książce możecie przeczytać --> TUTAJ, a poniżej zamieszczamy wywiad, który został przeprowadzony z autorką przez naszą recenzentkę, pania Justynę Gul.
Ktoś mnie obserwuje
W dobie wszechobecnych mediów nikt nie jest anonimowy. Niewinne zdjęcie na Instagramie, zabawny mem na Fejsie, czy oficjalne i poważne konto na portalu branżowym. Post do postu i powstaje gigantyczna historia o nas samych. Ile w niej prawdy? Ile pozerstwa? A co jeśli to internetowe życie jest... wszystkim?
Tess cierpi na agorafobię. Myśl o wyjściu z własnego pokoju jest jej największym lękiem. Ale to przecież nie znaczy, że świat na zewnątrz przestał istnieć. Może go bardzo dobrze śledzić, a raczej... obserwować za pomocą Twittera. Zwłaszcza że konto na tym portalu ma jej idol. Obserwuje Erica i należy do jego prężnie działającego fandomu. Tymczasem życie gwiazdora nie jest tak piękne, jak pokazuje to w Internecie. Z kim tak naprawdę pisze Tess? Czy w ogóle powinna mu ufać?
Media społecznościowe odgrywają coraz większą rolę w życiu młodych ludzi. I chociaż teoretycznie każdy zdaje sobie sprawę z potencjalnych zagrożeń, tak naprawdę... nie bierze ich pod uwagę. „Ktoś mnie obserwuje” zwraca uwagę na fakt, jak wielkim zaufaniem obdarzamy obcych, bardzo często zupełnie anonimowych ludzi. Ale nie bójcie się, tej książce daleko do moralizatorstwa. Owszem, porusza sporo kontrowersyjnych tematów związanych z mediami społecznościowymi, ale robi to w lekki i wynikający z fabuły sposób.
Sam tytuł stanowi też swojego rodzaju połączenie thrillera z powieścią młodzieżową i nie ma co ukrywać, tego drugiego jest zdecydowanie więcej. Pojawia się kilka scen pełnych napięcia, niepewności i zagrożenia, ale nie jest ich aż tak dużo. Obyczajowy charakter książki zdecydowanie przeważa. Mamy więc sporo tematów typowych dla życia nastolatków: miłość, przyjaźń i rodzice, którzy niczego nie potrafią zrozumieć.
Książka intensywnie nabiera tempa pod sam koniec, kiedy wszystkie wydarzenia zmierzają do kulminacji. No i oczywiście czytelnika czeka też intrygujące, otwarte zakończenie. Oby tylko nie trzeba było czekać zbyt długo na kolejną część.
Co do głównych bohaterów, to muszę przyznać, że ich polubiłam. Tess, została zbudowana ciekawie i wiarygodnie. Jej zachowanie, lęki i pragnienia zostały wyjaśnione doświadczeniami z przeszłości. Również Eric, jej idol, to postać z krwi i kości. Nie można tej historii zarzucić braku zdrowego rozsądku, czy logiki. A co można? Opowieść momentami jest... przesłodzona. Znajomość rozwija się w niezwykle przewidywanym kierunku, a zwrotów akcji nie jest aż tak dużo.
Podobało mi się za to to, że historia opowiedziana została dwutorowo, z dwóch perspektyw czasowych i przy wykorzystaniu różnych form przekazu. Obok standardowej narracji, mam oczywiście rozmowy na Twitterze, ale też... protokoły z przesłuchań policyjnych.
Sam pomysł na książkę uważam za bardzo udany. Sposób, w jaki ludzie prezentuję swoje życie w Internecie, jak postrzegają innych i co uważają za ważne, to temat rzeka. Jest to może odrobinę przesłodzona opowieść, jednak nadrabia wyrazistymi bohaterami. Jako literatura młodzieżowa z wątkiem thrillerowym sprawdza się wyśmienicie!
Nieskończone światy Jane
Od śmierci ciotki Magnolii podczas wyprawy na Antarktydę, gdzie kobieta miała robić kolejne piękne zdjęcia, Jane mieszka sama; pracuje, tworzy artystyczne parasolki i tęskni za zmarłą, jedyną jej bliską osobą. Pewnego dnia na jej drodze staje dawna przyjaciółka, Kiran, która zaprasza dziewczynę do jej rodzinnej rezydencji -Tu Reviens- na galę. A że dawno temu Jane obiecała ciotce, iż zaakceptuje zaproszenie do owego domostwa, zgadza się. Zwykły wyjazd, mający oderwać myśli głównej bohaterki od samotności oraz tęsknoty, przeradza się jednak w nieskończoną podróż... Jaki wpływ na dziewczynę ma ogromna posiadłość? Jaki związek z całym tym chaosem ma zaginięcie masochy Kiran, Charlotte?
Obok takiej okładki nie można przejść obojętnie; gdy rozpakowałam paczkę, moim oczom ukazał się mieniący srebrnymi kolorami front, z dużym, wytłoczonym tytułem. Owszem, zdaję sobie sprawę, że nie można oceniać książki po okładce, ale... miałam cichą nadzieję, że historia okaże się równie dobra- jeśli nie lepsza. Teraz z czystym sumieniem mogę rzec, iż Nieskończone światy Jane okazały się strzałem w dziesiątkę.
Od pierwszych stron postać Jane wydaje się nietuzinkowa. Może po trosze przez to jej zamiłowanie do tworzenia naprawdę oryginalnych parasolek, a może przez jej jestestwo. Polubiłam ją; jest taka... prawdziwa, inteligentna i jakby nieskalana złym światem. Zazwyczaj moimi ulubienicami są buntowniczki, ale w tej bohaterce zwyczajnie mnie coś urzekło.
Z tej lektury emanuje magia na sto różnych sposobów, a okładka idealnie to odwzorowała; czary krążą nad całą opowieścią, dodając jej tajemniczości. W normalnym życiu nigdy nie będzie nam dane przeżyć tego, co za sprawą pobytu w Tu Reviens stało się udziałem głównej bohaterki. Duże znaczenie ma fakt, iż rezydencja została zbudowana z fragmentów innych domostw, kryjących różne historie w swych murach.
Przy Nieskończonych światach Jane nie da się nudzić; zgodnie z tytułem dziewczyna trafia w sam środek dziwnych wydarzeń, ludzi, o których nie wie, co sądzić. Ma też możliwość poznać inne światy... Już w Tu Reviens w osobie Ivy odnajduje przyjaciółkę, choć czuje, że bohaterka coś przed nią ukrywa. Nie rozumie, skąd pojawiają się bawiące dzieci, dlaczego po domu niesie się echo płaczu i dokąd wyruszył nocą pewien doktor.
Lektura nietuzinkowa, to mogę przyznać bez dwóch zdań; często gubiłam się w ilości magicznych wydarzeń. Do tej książki nie można podejść na "luzie czytelniczym", ponieważ wystarczy małe odwrócenie uwagi, aby zgubić wątek. Nie bez znaczenia są także liczne powtórzenia pewnych sytuacji, wprowadzające dodatkowy mętlik w głowie. Gdy napotkałam je po raz pierwszy byłam niemal pewna, że podczas druku nastąpił jakiś błąd. Ale... jednak nie. To jedynie przemyślany zabieg pani Cashore, aby dosypać jeszcze odrobinkę magii oraz tajemnic do swojej powieści.
Książka, nad którą muszę się naprawdę intensywnie skupić, aby wyłapać sens, to świetny prezent od jej twórcy. Autorka nie podaje nam wyjaśnień na tacy, rzuca nas za to w wir wydarzeń uważając zapewne, że damy sobie z nimi radę. I musimy, gdyż tylko wówczas czeka nas świetna zabawa. Pani Cashore zgrabnie lawiruje między postaciami czy wydarzeniami, tu dodając, tam odejmując. Każdy ze stworzonych przez nią bohaterów nosi w sobie jakiś charakterystyczny rys- jednych polubicie mniej, drugich bardziej. Jeszcze inni będą stanowić tło, choć również istotne. Zapraszam Was więc na szalony bieg do rozwiązania tajemnicy Tu Reviens...
Wieża
Droga Ty, Twoje ciało należało kiedyś do mnie.
Ciało, w którym się znalazłaś, może zapewnić ci bogactwo, władze i wiedzę, o których normalnym ludziom się nie śniło.
Możesz dowiedzieć się, dlaczego zostałaś zdradzona.
Życzę ci wszystkiego, co najlepsze. Cokolwiek postanowisz bądź ostrożna...
Czy trzęsąc się na deszczu w parku, stojąc pośrodku porozrzucanych, nieprzytomnych ciał, nie pamiętając swego imienia, można oprzeć się tak kusicielskim obietnicom, jak bogactwo, władza i wiedza? Gdy nie wiadomo, czego się spodziewać po swoim „nowym” życiu, należy zrobić wszystko, aby utrzymać się na powierzchni i działać według instrukcji, którą pozostawiła poprzednia właścicielka ciała – Myfanwy Thomas. Jedyna nadzieja w fioletowym segregatorze, obfitym koncie bankowym i strachu, który dzięki władzy wzbudza Myfanwy w swoich współpracownikach w tajnej brytyjskiej agencji Checkquy. A i moce, wspomniałam o mocach, dzięki którym specjalistka od zarządzania tajnymi operacjami i finansami, może obezwładnić każdego, przejmując kontrolę nad jego systemem nerwowym.
Myfanwy Thomas, traci pamięć, więcej, traci tożsamość, a więc całe swoje dotychczasowe życie. W przeciwieństwie do bohaterek wielu melodramatycznych powieści dla kobiet, została o tym uprzedzona, dlatego dla następczyni swego ciała przygotowuje plan awaryjny: koperty, które mają pomóc w pierwszych dniach po amnezji, fioletowy segregator z najważniejszymi informacjami oraz bezpieczne lokum. Potem wszystko zależy od tej drugiej.
Obie, choć w jednym ciele i nie jednocześnie, Myfanwy mieszkają w Londynie, pracują w tajnej agencji Checkquy, która strzeże Królestwo Brytyjskie przed odmiennymi istotami i niewyjaśnionymi zjawiskami. Przed „nową” Mayfanwy stoi wielkie wyzwanie po pierwsze nie dać się zdemaskować, po drugie nie zginąć, po trzecie nie dać się zdemaskować (hmm, to już było), po czwarte odkryć kto stoi za utratą tożsamości, po piąte prowadzić tajną agencję, co nie jest proste, biorąc pod uwagę fakt, że współpracuje się z piekielnie niebezpieczną Figurą posiadającą cztery ciała, a jeden umysł, po szóste nie dać się zabić (hmm, to już było), po siódme zapobiec inwazji Hodowców i jeszcze raz nie dać się zabić i ponownie nie dać sobie odebrać pamięci (to coś nowego). Dodajmy, że wszystko jest zaskakujące tytuł Biskupa nosi kilkusetletni wampir, Przechowalnia Więźniów mieści się na plebani, a Miffy w domu trzyma Wolfganga i jest to... króliś.
Trzeba przyznać, że Wydawnictwo Papierowy Księżyc ma rękę do książek, które kocha się czytać. „Wieża” to, o dziwo, debiut literacki Australijczyka, Daniela O’Malleya, który zasłużył sobie tym tytułem na Aurealis Award w kategorii najlepsza książka science-fiction roku 2012. Napisałam, o dziwo, ponieważ powieść napisana została całkiem przyzwoicie i w sposób przemyślany, jest naprawdę niewiele elementów, do których można by mieć zastrzeżenia. Owszem sam początek jest troszkę toporny i trudno było mi przez niego przebrnąć, co raczej wynikało z moich uprzedzeń i lęku przed tym, co mnie czeka, ale który idealnie oddawał nastrój osoby zagubionej po utracie osobowości. Odrobinę naiwnie przedstawione jest również stanowisko Wieży, koordynatorki wszystkich działań agentów na Wielką Brytanię, taka nadprzyrodzona M z Jamesa Bonda, ale całokształt powieści wypada nadzwyczaj pozytywnie. Fabuła wciąga, postać pierwszoplanowej Miffy przestaje być z czasem tak niedorzecznie infantylna, wielobarwne postacie drugoplanowe intrygują, a wartka akcja, nie pozwala oderwać się od lektury. Autor skupił całą fabułę wokół głównej bohaterki i spisku, dlatego zabrakło mi troszkę szerszego tła, wytłumaczenia dlaczego jedne niewytłumaczalne zjawiska są likwidowane, a inne nie, dlaczego z syrenami zatoki można się porozumieć i na jakich zasadach, albo dlaczego dzieci z nadprzyrodzonymi zdolnościami zwalczają innych z nadprzyrodzonymi zdolnościami?
„Wieża” Daniela O’Malleya zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie i z czystym sercem polecam to każdemu i w każdym wieku. Jest to przede wszystkim świetna lektura, która dostarcza pełną gamę wrażeń. Poza tym, kto nie lubi silnych bohaterek, powieści pełnej akcji i humoru, w tle z wampirami, agentami rodem z MARVELA skrzyżowanymi z Ghostbusters i Facetami w Czerni? Mam nadzieję na szybkie tłumaczenie tomu drugiego „Stiletto”, jestem bardzo ciekawa, jak będzie rozwijała się dalsza kariera Wieży Thomas w strukturach Checkquy.
Strażnicy Ga'Hoole. Wędrówka
Mamy przyjemność objąć patronatem medialnym tom drugi Strażników Ga'Hoole - Wędrówka, która ukaże się nakładem Wydawnictwa Nowa Baśń.
Soren wraz z towarzyszami udaje się w długą i wyczerpującą wędrówkę do Wielkiego Drzewa Ga'Hoole, gdzie według legendy mieści się starożytny zakon szlachetnych sów.
Wyczerpująca podróż kończy się szczęśliwie, a stare podania okazują się prawdą.Na miejscu Soren, Gylfie, Zmierzch i Kopek przechodzą ciężki trening, by zostać członkami nowej społeczności. Młoda płomykówka odzyska również kogoś, kogo zdawało się, że na zawsze utraciła.
13 minut
“13 minut” to opowieść o młodziutkiej Natashy, która nie wiadomo dlaczego spędziła dokładnie 13 minut w stanie śmierci klinicznej. Przechodzący blisko rwącej rzeki mężczyzna nie wahał się ani chwili i wyciągnął z wody ciało dziewczyny, która jakimś cudem przeżyła. Teraz tylko należy się dowiedzieć, jak w ogóle tam trafiła i dlaczego Natasha w środku nocy przebywała poza domem.
Sarah Pinborough zasłynęła w naszym kraju thrillerem “Co kryją jej oczy”. Po tak głośnym sukcesie spodziewać się można było wstrząsającej opowieści, dzięki której czytelnik przez kilka wieczorów poczuje dreszczyk emocji. Niestety w tym przypadku tak się nie stało.
Największą wadą “13 minut” jest wiek głównych bohaterek. Mamy tu bowiem do czynienia z grupką nastolatek, które uczęszczają do miejscowego liceum. Niestety przejawiają skrajnie stereotypowe zachowania. Natasha jest domatorką, idolką i dziewczyną podziwianą w całej szkole. Towarzyszą jej dwie śliczne przyjaciółki, z którymi tworzy ekipę “Barbie”. Do tego jeszcze Becca, niepewna siebie dziewczyna, odrzucona swego czasu przez poszkodowaną. To właśnie z jej perspektywy poznajemy całą historię, choć opowieść wzbogacona jest we fragmenty z notatek inspektor, która zajmuje się sprawą, artykuły ukazujące się w gazetach, wiadomości tekstowe wymieniane między bohaterkami, a także zapiski z sesji terapetycznej. Dodatki te niezwykle uprzyjemniają lekturę i sprawiają, że czytelnik może odrobinę poznać punkt widzenia innych postaci, a także wydarzenia, w których Becca nie bierze udziału. Wielka szkoda, iż Sarah Pinborough nie uczyniła swoich bohaterów dojrzalszymi, ponieważ wszystkie dziewczyny, łącznie nawet z ofiarą, zwyczajnie irytują. Niestety nie można się tu utożsamić z którymkolwiek z bohaterów, co jest szczególnie ważne przy thrillerach.
Równie istotna jest nieprzewidywalność, której tu zabrakło. Autorka próbuje zaskoczyć czytelnika, lecz zawsze wybiera jeden z dwóch, maksymalnie trzech możliwych i bardzo oczywistych scenariuszy, wobec czego nie ma mowy tu o większych niespodziankach. Zdumienie może wywoływać jedynie wyjaśnienie pobudek bohaterów.
Mimo wszystko trzeba przyznać, iż powieść czyta się naprawdę przyjemnie. Autorka ma lekkie pióro i nie boi się trudnych tematów, takich jak psychopatia (choć do ujęcia tego zaburzenia można mieć wiele zarzutów), nakładanie przez ludzi różnego rodzaju masek, czy nękania rówieśników w szkołach. To bardzo wiarygodna historia, która z pewnością ma wiele wspólnego z rzeczywistością i sytuacjami, które mają miejsce w niektórych gimnazjach czy liceach. “13 minut” to opowieść o tym, że przyjaciół trzeba mieć blisko, a wrogów jeszcze bliżej, choć często właściwie nie wiadomo, kto jest kim.