Rezultaty wyszukiwania dla: Dziewczyna z gór
Premiera: "Jesienna Róża"
Druga część „Mrocznej Bohaterki" Abigail Gibbs już wkrótce! Premiera „Jesiennej Róży" już 19 listopada!
Przegląd nowych horrorów na Halloween 2014
Październik jest szczególnym okresem w ciągu roku. Z racji przypadającego na 31 dzień miesiąca święta Halloween, w tym czasie ukazuje się najwięcej filmów grozy. Przygotowaliśmy dla Was zestawienie najciekawszych horrorów, które swoją premierę miały niedawno lub w nadchodzącym tygodniu zagoszczą na ekranach naszych kin.
Dziewięć żyć Chloe King. Wybrana
„Wybrana" to już trzecia część przygód amerykańskiej nastolatki, która odkrywa swoje niezwykłe dziedzictwo, wieńcząca trylogię „Dziewięć żyć Chloe King", cieszącą się ogromną popularnością dzięki serialowi telewizyjnemu pod tym samym tytułem.
Po świetnym pierwszym i nieco gorszym drugim tomie, ostatnia odsłona losów Chloe była wielką niewiadomą. Jak nieraz mogłam się bowiem przekonać, wraz z zakończeniem danej historii niektórzy autorzy potrafią popisać się prawdziwym kunsztem, który rekompensuje wcześniejsze niedostatki fabularne. Inni z kolei całkowicie zaprzepaszczają wcześniejsze dobre wrażenie i psują dobry efekt brakiem pomysłu na sprawne zamknięcie wszystkich wątków.
Od dramatycznych wydarzeń, podczas których Chloe straciła swoje drugie życie, a jednocześnie ujawniła się jako kolejna Wybrana, minęło już kilka tygodni. Dziewczyna nadal nie może oswoić się z myślą, że jej przeznaczeniem jest stanąć na czele Stada, grupy ludzi-kotów wywodzących się ze starożytnej rasy Mai. Nie ufając w pełni ich dotychczasowemu przywódcy, Siergiejowi, Chloe zaszywa się w rodzinnym domu, by wszystko przemyśleć. Jednak sprawy komplikują się, gdy wychodzi na jaw, że Bractwo Dziesiątego Ostrza nadal czyha na jej życie, a w szeregach Mai jest zdrajca.
Lektura trzeciego tomu trylogii wzbudziła we mnie bardzo mieszane uczucia. Niewątpliwym plusem jest przemiana głównej bohaterki, która dojrzewa i ostatecznie bierze odpowiedzialność za siebie i ludzi, którzy w nią wierzą. W pierwszej części Chloe zdobyła moją sympatię dzięki niepokornemu duchowi i niezależności, jednak w drugiej nieco jej straciła, pokazując oblicze rozkapryszonej i chimerycznej nastolatki. W „Wybranej" udowodniła, że w pełni zasługuje na swój tytuł i jest gotowa wypełnić swoje przeznaczenie, jakkolwiek pompatycznie by to nie brzmiało. Jest zdecydowana osiągnąć swój cel, którym jest zakończenie wojny między Mai a ich odwiecznym wrogiem, Bractwem Dziesiątego Ostrza, nawet za cenę własnej ofiary.
Niestety Liz Braswell nie popisała się wyobraźnią ani oryginalnością podczas pisania zakończenia powieści. Wprawdzie pozamykała wszystkie wątki, co samo w sobie jest sukcesem, bo nie każdy autor to robi, pozostawiając czytelników z uczuciem niedosytu, jednak sztampowe zakończenie tej historii rozczarowało mnie. Brak tu elementów zaskoczenia, kochankowie, przed którymi piętrzyły się problemy, mogą w końcu być razem, błądzący wracają na dobrą ścieżkę, a ci naprawdę nikczemni zostają przykładnie ukarani. Jednym słowem niczym niezmącony happy end, a biorąc pod uwagę dotychczasowe pomysły fabularne autorki, można było spodziewać się po niej czegoś więcej.
Pomijając pewne fabularne mankamenty, „Dziewięć żyć Chloe King" stanowi ciekawą odskocznię od oklepanego schematu większości romansów paranormalnych dzięki wprowadzeniu elementów mitologii egipskiej. Rasa Mai intryguje swoim pochodzeniem i kocimi cechami, choć akurat w trzecim tomie nie dowiadujemy się na ich temat praktycznie nic nowego. Dodatkowym „podrasowaniem" ich niezwykłego, egipskiego pochodzenia jest dodanie rosyjskich elementów. Prawie wszyscy członkowie Stada, do którego należy Chloe, przybyli do Stanów z Rosji. I tak się tylko po cichu zastanawiam, co dla amerykańskich nastolatków - pierwszych odbiorców powieści - miało być bardziej egzotyczne.
Podsumowując, „Wybrana" to zadowalające, choć niepozbawione niedociągnięć zakończenie trylogii, która z pewnością przypadnie do gustu nastoletnim czytelniczkom. Jako lekka młodzieżówka sprawdza się naprawdę dobrze.
Dziewięć żyć Chloe King. Upadła
Szesnaste urodziny to w Stanach Zjednoczonych jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu każdej nastolatki. Niektóre obchodzą tak zwaną „słodką szesnastkę" w towarzystwie przyjaciół, inne tylko w gronie rodzinnym. Niektóre solenizantki otrzymują wymyślne prezenty i wyprawiają huczne przyjęcia. Chloe King podczas świętowania swoich urodzin z przyjaciółmi zjadła tort z pizzy, a potem... spadła z siedemdziesięciometrowego wieżowca.
Czy można przeżyć upadek z takiej wysokości? Z pewnością nie. A jednak tuż po chwili dziewczyna wstała, a jedynymi obrażeniami, jakie odniosła, było zaledwie kilka otarć i siniaków. Od tej chwili Chloe dostrzega coraz więcej zmian, jakie zachodzą w jej ciele i zachowaniu. Staje się nie tylko silniejsza i niesamowicie silna, wyostrzają się także jej zmysły, a hormony zdają się buzować jak na pełnym ogniu. Dziewczyna zauważa, że niemalże z dnia na dzień staje się obiektem zainteresowania zarówno największego szkolnego przystojniaka, Rosjanina Aleka, ale także starszego od niej o dwa lata tajemniczego Briana. Niestety, dosyć szybko okazuje się, że niezwykła przemiana, jaka w niej zaszła, pociągnęła za sobą także negatywne skutki – ktoś zaczyna czyhać na jej życie.
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona świeżością, jaka tchnie z kart „Dziewięciu żyć...". Wprawdzie można odnaleźć w niej motywy dosyć powszechnie spotykane w książkach dla młodzieży, autorka zmodyfikowała je jednak na tyle, by ani nie nudziły, ani nie irytowały czytelnika. W ciągu ostatnich kilku lat powieści dla nastolatków opanowały niezliczone zastępy wampirów, wilkołaków, a ostatnio także zombie. Dlatego też pomysł, by głównej bohaterce nadać kocie cechy – szybkość, zwinność, siłę - bez zmieniania jej w zwierzę, bardzo mi się spodobał. Podobnie jak fakt, że pojawienie się w otoczeniu Chloe dwóch przystojniaków nie zaowocowało mdłym trójkątem miłosnym. Można odnieść wrażenie, że dziewczyna nie przywiązuje się mocniej do żadnego z nich, traktując ich wzajemne relacje dosyć chłodno i z dystansem.
Już od pierwszych stron rzuca się w oczy lekki, bardzo młodzieżowy język, jakim posługują się bohaterowie książki. Trudno ocenić, na ile jest to zabieg zastosowany przez tłumacza, a na ile styl autorki, z pewnością jednak młodzi czytelnicy docenią naturalność prowadzonych przez książkowych nastolatków dialogów. Ciekawym urozmaiceniem jest także wplecenie w treść tekstów SMS-ów oraz rozmów prowadzonych przez nastolatki na portalach społecznościowych.
Właściwie jedyne, co nieco uwierało mnie w powieści to wiek głównej bohaterki. Często zapominałam, że ma ona zaledwie szesnaście lat – może żyję nieco złudzeniami, ale nie znam nastolatek w tym wieku o tak rozbuchanej seksualności jak Chloe. Wprawdzie zdaję sobie sprawę, że nagłe zainteresowanie sprawami intymnymi i przedmiotowe wręcz traktowanie mężczyzn (a raczej chłopców, bo żaden z nich nie przekroczył dwudziestki) wiążą się z jej przemianą, jednak lepszym rozwiązaniem byłoby dodanie King choćby dwóch lat. Zaniepokojonych rodziców spieszę przy tym zapewnić, że w książce nie ma żadnych gorszących scen, a ostatecznie najbardziej „wyuzdanym" zachowaniem Chloe jest całowanie się z Aleksem w szkolnym schowku.
Na podstawie trylogii powstał serial o tym samym tytule. Zaintrygowana powieścią postanowiłam obejrzeć także jej ekranizację, dosyć szybko przekonałam się jednak, że nijak nie umywa się ona do oryginału i nie udało mi się skończyć nawet pierwszego odcinka. Jeśli więc jesteście fanami serialu, a nie znacie jeszcze książki – koniecznie musicie to nadrobić, historia opowiedziana przez Liz Braswell jest o niebo lepsza!
Podsumowując, pierwszy tom „Dziewięć żyć Chloe King" to świetna młodzieżówka, którą czyta się błyskawicznie i od której trudno jest się oderwać. Oryginalny pomysł, niepokorna bohaterka i lekkie pióro autorki to zdecydowanie największe atuty tej powieści. Z niecierpliwością będę wypatrywała drugiej części. Mam nadzieję, że Wydawnictwo Filia nie każe nam na nią zbyt długo czekać!
Córka dymu i kości
Do otrzymanego recenzenckiego egzemplarza powieści „Córka dymu i kości" Laini Taylor dołączona była ulotka. Napis dużą, czerwoną czcionką głosił: Z ostatniej chwili Córka dymu i kości została uhonorowana mianem New York Times Notable Book of 2011, przyznawanym najwybitniejszym powieścią roku. Taki tytuł dla książki młodej, mało znanej (szczególnie polskim czytelnikom) autorki? Ponadto informacja na okładce sugeruje, iż powieść jest następcą kultowego już Harry'ego Pottera. Czy rzeczywiście tak jest? Zacznę od początku.
Na wstępie książki poznajemy Karou, młodą dziewczynę uczęszczającą do szkoły plastycznej w Pradze. Już sam jej wygląd zdradza nam, że jest ona wyjątkowa. Niebieskie włosy, ciało ozdobione tajemniczymi tatuażami, dziwny ubiór. Ponadto obdarzona jest niezwykłym talentem malarskim oraz znajomością kilkunastu języków. W oczach swoich znajomych postrzegana jest jako niepoprawna romantyczka i buntowniczka. Ona sama zaś jest oddaną przyjaciółką borykającą się jednocześnie z problemem w postaci natrętnego byłego chłopaka. To, sprawiające wrażenie życie zwykłej, choć tajemniczej nastolatki jest idealną „przykrywką" prawdziwego zajęcia bohaterki. Karou jest posłanką oraz pośredniczką w interesach i to dość niezwykłych. Pracuje dla Brimstona, właściciela sklepu... marzeń, który zęby zwierząt i ludzi wymienia na przedmioty potrafiące spełniać życzenia. Jest on chimerą, istotą będącą fizycznym połączeniem różnych zwierząt, zaś sklep, który prowadzi jest w innym wymiarze, do którego wiedzie kilkanaście drzwi rozsianych po całym (naszym) świecie. Karou jest jego wychowanką i najbliższą rodziną jednocześnie, i choć wykorzystuję ją do pośrednictwa w przeprowadzanych interesach, traktuje ją jak własne dziecko. Nietrudno się domyśleć, że dziewczyna jako niemowlę trafiła pod opiekę dealera marzeń w tajemniczych okolicznościach.
Życie Karou dokonuje nagłego zwrotu o 180 stopni, kiedy do naszego świata przedostają się serafini, aniołowie o nieziemskiej urodzie i sile. Pochodzą z tej samej rzeczywistości co chimery. Ze świata przesiąkniętego magią, tajemnicą i nienawiścią jednocześnie. Świata w którym od tysiącleci prowadzą krwawą wojnę z potwornymi, zwierzęcymi hybrydami. Akiva jest jednym z przedstawicieli skrzydlatego, anielskiego rodzaju. Na Ziemi postanawia zażegnać mrocznej działalności Brimstona. Kiedy dochodzi do nieplanowanej konfrontacji z posłanką kolekcjonera zębów, Akiva rezygnuje z zabicia dziewczyny, mając wrażenie, że nie jest ona mu obca.
Akcja od tej pory nabiera takiego tempa, że napis Epilog działa na nas niczym grom z jasnego nieba. W całość zaczynają się układać serwowane przez autorkę różne wątki fabularne. Retrospekcje wzbogacają nasze wyobrażenie o równoległym świecie, gdzie surowe prawa wojny zniżają do podziemi uczucia miłości. Historia Karou i Akivy przybiera różne barwy. Jest ona zarazem szczęśliwa i uniosła, jak również bardzo smutna. Zakazana miłość przywodzi do skojarzenia z Romeo i Julią. Romantyzm, nadzieja, walka ze stereotypami emanują z kart powieści.
Autorka zaprezentowała nam dwa całkiem odmienne, lecz przenikające się światy bardzo realistycznie. Czytając „Córkę dymu i kości" miałem wrażenie, że jestem w Pradze (a choć mieszkam 200km od stolicy Czech, nigdy tam nie byłem). Szczegółowe opisy uliczek, kościołów, mostów sprawiają, że każdemu będzie łatwo wczuć się w klimat tej miejscowości malowniczych kamieniczek. Podobnie rzecz ma się z Marrakeszem, do którego również przenosi nas autorka. Czytając odnosi się wrażenie wędrowania po zatłoczonych miejskich straganach oraz czuje się duszny klimat Maroka.
Kraina chimer i serafinów nie jest już taka obfita w detale. Autorka wyraźnie czytelnikowi zostawia szczegółowe wykreowanie mrocznego świata. Pozbawia nas opisów pojedynków pomiędzy znienawidzonymi rasami czy geografii krainy. Więcej uwagi poświęca jedynie fortecy w której mieszkają chimery.
Wracając na koniec do twierdzenia przytoczonego na początku. Czy „Córka dymu i kości" może być porównywana do Harry'ego Pottera? Czy może zająć jego miejsce w wyobraźni czytelnika? Po pierwsze Karou i Harry to dwie, całkowicie różne postacie. Choć obydwoje mają do czynienia z magią, balansują na granicy pomiędzy dwoma światami, z którym nie mogą jednoznacznie się utożsamić, nie da się ich wspólnie zaszufladkować. Nie da się również wskazać, która powieść jest lepsza, która zaś gorsza. Są to dwie odmienne historie. Z jednej strony baśniowo-fantastyczna, z drugiej magicznie romantyczna. Dlatego porównanie do Harry'ego Pottera jest nietrafione.
„Córkę dymu i kości" można starać się ocenić pod kątem modnych ostatnio romansów paranormalnych. Laini Taylor kreując przepełnioną magią historię Karou i Akivy poszła jednak krok dalej. Po pierwsze przedstawiła inną niż ta do której jesteśmy przyzwyczajeni wizję aniołów, po drugie skupiła się nie tylko na miłosnym wątku. Ostatecznie fani tego gatunku nie powinni być zawiedzeni.
Ta licząca niemal 400 stron powieść została napisana przystępnym i lekkim w odbiorze językiem, co sprawia, że ciężko się od niej oderwać. Autorka kończąc dość zaskakująco i niespodziewanie swoje dzieło, dała nam do zrozumienia, iż zostawiła sobie otwartą furtkę na kontynuację. Może to potwierdzić również ostatnie zdanie: "To jeszcze nie koniec".
Podsumowując, wbrew mojej płci oraz wiekowi, z czystym sumieniem mogę polecić "Córkę dymu i kości" każdemu, kto zamierza choć na chwilę wniknąć w wykreowany świat chimer oraz serafinów i przeżyć wraz z bohaterami rozterki i miłosne uniesienia. Tak, przyznaje się, powieść ta mnie urzekła.
Premiera: "Rogi"
"Rogi", nowy horror w reżyserii Alexandre Aja, swoją kinową premierę będzie miał już w halloween (31 października).
Żelazny cierń
Czy znacie twórczość Lovecrafta i jego śmierdzące potwory oraz Wielkich Przedwiecznych? A może jesteście fanami „Gwiezdnego pyłu" Neila Gaimana? Obcy wam nie jest mechanizm steampunkowego świata maszyn parowych? Jeżeli tak, to do przeczytania książki nie muszę was zachęcać, natomiast jeśli nie wiecie, o czym mówię, to sugeruję – pędem lećcie do pierwszej z brzegu księgarni! Jest to pozycja dla was obowiązkowa!
Aoife Grayson ma piętnaście lat. Z niepokojem czeka na swoje szesnaste urodziny, bo wtedy każdego z członków jej rodziny dopada nieuchronny obłęd. Jej matka, Nerissa, przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Sama Aoife jest dzieckiem na utrzymaniu miasta i uczy się w akademii na inżyniera. Z tego powodu koledzy patrzą na nią z góry, a ona ma tylko jednego prawdziwego przyjaciela, studiującego wraz z nią Cala. Jednak pewnego dnia dziewczyna dostaje od swojego zaginionego brata zaszyfrowany list, z wyraźnie widniejącym tylko jednym słowem – pomocy. Mimo że pod wpływem swojego szaleństwa Conrad próbował ją zabić, dziewczyna bez wahania wyrusza mu na ratunek. I tak, wraz z poznanym na Nocnym Targu przewodnikiem, Deanem, udają się do Graystone – posiadłości ojca Aoife, by wyjaśnić zagadkę zaginięcia jej brata.
Muszę przyznać, że książka jest rewelacyjna, a nie często to mówię. Ma wciągającą, dobrze skonstruowaną fabułę i wartką, intrygującą akcję. Napisana jest z punktu widzenia głównej bohaterki, która bardzo uważnie obserwuje otaczający ją świat, wyjaśniając wszystko czytelnikom. W powieści widać fascynację autorki konkretnymi dziełami i tu mogłabym się pokusić nawet o porównywanie pewnych postaci i zgadywanie, w jakich utworach pojawiły się ich pierwowzory. Wszelkie rodzaje „gothów" z powieści Lovecrafta, bohaterowie bliźniaczo podobni do tych na przykład z „Gwiezdnego pyłu" Gaiman - właściwie tylko pierwszoplanowe postacie są wyłączną własnością autorki. Nie uważam tego jednak za wadę książki, a wręcz przeciwnie. Dzięki temu osobom znającym te klimaty cudownie powieść się czyta.
Piętnastoletnia Aoife jest jedną z tych odważnych, walczących o swoje dziewczyn, a jednocześnie nie ma żadnych cech superbohaterki i niektóre ze swoich wyczynów dość drogo opłaca. Bardzo łatwo można się do niej przywiązać i ją polubić. Jej przyjaciele kryją w sobie zaskakujące tajemnice, zupełnie logiczne i pasujące do reszty fabuły, ale takie, których nie da się domyślić. Zarówno Dean jak i Cal stworzeni zostali rewelacyjnie, a momentami relacje między bohaterami są wręcz ujmujące. Drugoplanowe postacie również żyją swoim życiem i to nawet te, które pojawiają się w książce na ledwo jednej czy dwóch stronach. Za to naprawdę podziwiam autorkę.
"Świat Żelaza" pełen jest „mitologicznych" stworzeń, to dzięki nim tętni życiem. Dlaczego użyłam cudzysłowu? Ponieważ nie chodzi mi tu o światowe religie, a o legendy i uniwersa stworzone przez innych pisarzy. Jeżeli ktoś choć trochę interesuje się fantastyką, te wszystkie potwory będą dla niego znajome. W powieści pojawiają się jednak również szekspirowskie Unseelie nazywane Życzliwymi i cały ich świat, podzielony na królestwa czterech pór roku. Ktoś mógłby powiedzieć, że co za dużo, to nie zdrowo, ale w tym wypadku nie miałby racji. To co stworzyła autorka „Żelaznego ciernia" jest niesamowite i pełne barw. Jej realia mają sens, fabuła nie jest wcale jakoś strasznie zawikłana, a ona sama doskonale potrafi się wybronić z różnych niekonwencjonalnych połączeń.
Powieść jest steampunkowa – bez dwóch zdań. Nie ma tu jednak miliona dziwnych urządzeń, których przeznaczenia i działania czytelnik nigdy nie będzie się w stanie domyślić. Są natomiast bardzo ciekawe i użyteczne mechanizmy, tortury przy pomocy pary i domy, które żyją własnym życiem, oparte na szkielecie metalowych kości z sercem w mechanicznym zegarze (dla oczytanych ten pomysł również będzie brzmiał znajomo). Nie jest to mój ulubiony gatunek fantastyki, ale w tym wypadku zwyczajnie mi takie realia nie przeszkadzały, a wręcz przeciwnie, po lekturze wreszcie zaczęłam się do nich przekonywać.
Wydania oceniała nie będę, ponieważ czytałam „szczotkę", ale jak to zwykle bywa w przypadku książek Jaguara, zapowiada się wspaniale. Mogę natomiast zdradzić, że w tomie będą mapki – plan miasta Lovecraft i Graystone (bardzo ważnej w fabule rezydencji).
Caitlin Kittredge jest amerykańską pisarką dark i urban fantasy. Mieszka w Olimpii, w Waszyngtonie. Jej najbardziej znane serie to pisana dla dorosłych „Nocturne city" i młodzieżowa „The Iron Codex". Autorka inspiruje się Raymondem Chandlerem, Neilem Gaimanem i H.P. Lovecraftem. Doskonale zna ich twórczość i nie boi się z niej korzystać dla własnych potrzeb.
Książka niesamowicie przypadła mi do gustu. Nie chcę wypisywać tu nadmiernych „achów" i „ochów", ale naprawdę uważam ją za rewelacyjną. Jest dobrze i ciekawie napisana. Świat stworzony przez autorkę nie jest pusty, a czytelnik z łatwością może ujrzeć go oczami wyobraźni. Bohaterowie to postacie intrygujące, których losy śledzi się z zapartym tchem. Fabuła jest dobrze skonstruowana i wciągająca, a powieść z pewnością nie jest kolejnym tego typu "tworem" na rynku. Do przeczytania gorąco i szczerze zachęcam, ponieważ inaczej odnieść się do tej lektury zwyczajnie nie potrafię.
Angelfall
Anioły, nazywane też posłańcami, to istoty, które istnieją w wielu religiach, nie tylko w chrześcijaństwie. Choć ich wyobrażenia mogą być różne, to w praktyce ich rola sprowadza się do służenia Bogu oraz pośredniczenia między Stwórcą a ludźmi. Niektóre księgi Pisma Świętego mówią też, że ich powinnością jest ochrona ludzi, panowanie nad ciałami niebieskimi, walka z demonami, czynienie cudów, a nawet kierowanie państwami i narodami. Stworzone przed człowiekiem są piękne, groźne i doskonałe. Jednak zawsze postrzega się je jako naszych Stróżów i chyba ta funkcja jest nam, ludziom, najbliższa. Liczne są świadectwa osób, które doświadczyły anielskiej obecności lub zostały przez swoich stróżów uratowane przed śmiercią.
Susan Ee w swojej książce zastanawia się, co by się stało, gdyby ci, którzy mają służyć i chronić, obrócili się przeciwko swojej roli i obowiązkom. Odpowiedź jest prosta. Na Ziemi zapanowałby chaos i ciemności, a ludzie szybko zostaliby sprowadzeni do roli sług, zabawek, albo armatniego mięsa.
Współczesna Ameryka. Trzy tygodnie temu zastępy anielskie obróciły Ziemię w perzynę. Upadły rządy, miasta są tylko dopalającymi się gruzami, a opuszczone ulice, biurowce i domy są idealnym miejscem dla panoszących się gangów, dilerów i handlarzy. Nikt nie wie, co dokładnie się stało i dlaczego anioły tak się zachowują. Ludzkość się podzieliła- albo organizuje się w ruch oporu, albo dobrowolnie oddaje się w ręce aniołów i przyjmuje rolę sług lub zabawek. Można by potępiać tę drugą grupę, gdyby nie fakt, że panuje głód, a wiadomo, że z głodu i dla dobra bliskich człowiek jest w stanie się bardzo głęboko upodlić.
Główną bohaterką powieści jest 17-letnia Penryn, której młodsza siostra zostaje porwana przez anioły. Zdeterminowana dziewczyna postanawia odnaleźć Paige i uwolnić ją. Łatwiej powiedzieć niż wykonać. Porwanie Paige zbiegło się w czasie z walką aniołów, czego świadkiem były Penryn i jej rodzina. W wyniku tej nierównej walki (pięciu na jednego) pokonany anioł został brutalnie okaleczony i obcięto mu skrzydła. Penryn ma świadomość, że sama nie da rady uwolnić siostry, dlatego pomaga Raffemu (tak ma na imię anioł), licząc, że on potem pomoże jej.
W ten sposób rozpoczyna się podróż przez zniszczone miasto oraz poszukiwanie siedziby aniołów, zwanej gniazdem. W trakcie wędrówki zwykła dziewczyna i anioł, który okaże się kimś ważniejszym w hierarchii niż na to wygląda, będą mieli okazję lepiej się poznać i zgłębić różnice między ludźmi i aniołami. Szybko okazuje się, że ludzie, choć często niedoskonali, kierują się prostymi prawdami i w większości mają sumienie, a także naprawdę umieją walczyć o to, co jest im drogie. Tymczasem anioły, niby tak piękne i nieskazitelne, poddają się najgorszym i najpodlejszym uciechom. Gardzą ludźmi za ich słabość i uległość, nie widząc, że sami są tak naprawdę dużo gorsi.
Początkowe rozdziały nie obfitują może w wiele wydarzeń, ale autorka nadrabia to komizmem słownym w rozmowach Penryn i Raffego oraz komizmem postaci matki Penryn, oscylującej pomiędzy opętaniem a chorobą psychiczną. Ta raz nieobliczalna i niebezpieczna kobieta, a za chwilę czuła i opiekuńcza matka od lat walczy z własnymi demonami, co wcale śmieszne nie jest. Tragikomiczny jest sposób, w jaki to szaleństwo się objawia i jest komentowane przez Penryn, dla której inność matki jest już tylko czymś, czemu należy przytaknąć i iść dalej.
Druga połowa książki jest znacznie żywsza i ciekawsza, choć momentami, przyznam, nie mogłam opanować uczucia obrzydzenia. Nie poznajemy wszystkich tajemnic aniołów i inwazji na Ziemię. Autorka ledwie uchyliła zasłonę w tym temacie, jednak brutalne doświadczenia w podziemiach gniazda i ich krwawy efekt, czego dobrym przykładem jest Paige, budzą naprawdę mieszane uczucia. Od odrazy do ciekawości po co to i co z tym dalej będzie. Barwny i obrazowy język powieści sugestywnie oddają głębię świata przedstawionego.
Duży plus należy się autorce za pozostawienie relacji Penryn i Raffego na poziomie głębokiego przywiązania towarzyszy podróży. Początkowo dumny i niechętny dziewczynie anioł, z czasem zaczyna doceniać jej poświęcenie wobec siostry i sam obdarza ją przyjaźnią. Czy relacja ta z czasem zmieni się w coś więcej, tego na razie nie wiadomo. Osobiście wolałabym, aby zostało tak jak jest. W końcu przecież aniołowie nie powinni się wiązać z córami człowieczymi.
Bardzo ciekawe jest również zakończenie. Jaki był cel makabrycznych eksperymentów w gnieździe? Co się stanie z Raffem zaszufladkowanym na siłę do tych złych? I jaka przyszłość czeka małą Paige tak okrutnie odmienioną? Bardzo jestem tego wszystkiego ciekawa.
Polecam powieść Susan Ee. W dobie paranormalnych romansów śmiertelniczek z istotami "z nie z tego świata" "Angelfall" jest naprawdę miłą odmianą i na długo zapada w pamięć.
Więzień labiryntu już w kinach!
Film jest ekranizacją bestsellera Jamesa Dashnera. Książkę wydano w 2009 roku i trafiła na szczyt listy bestsellerów „New York Timesa". Recenzenci porównują ją do „Władcy much", „Igrzysk śmierci" i kultowego serialu „Zagubieni". Autor podkreśla, że mimo podobieństw, jego powieść jest inna: „Bohaterowie tamtych książek mają inną naturę niż moi. Napisałem powieść przygodową, której przesłaniem są nadzieja i siła ludzkiego ducha."
Premiera: "Opiekunowie tajemnic. Muzeum złodziei"
Świat stworzony z taką starannością , że możesz w niego uwierzyć. Czy tego chcesz czy nie, Muzeum wkroczy w twoje sny.
I tom trylogii Lian Tanner już dostępny w księgarniach!
