Rezultaty wyszukiwania dla: Czarne

wtorek, 09 luty 2021 22:13

Trasa promocyjna

„To historia domokrążnego sprzedawcy encyklopedii...”

Fantastycznie bawiłam się przy komiksie, im głębiej w niego wchodziłam, tym bardziej mi się podobał, tym bardziej go doceniałam. A już zakończenie to istna perełka, znalazłam do niego aż trzy interpretacje, każda wydaje mi się jedynie słuszną, może właśnie o to chodziło. No ale od początku, wkroczyłam w świat średnio ulokowanego na rynku pisarza, który właśnie zaczął promocję nowej książki.

Już pożegnanie z rodziną przed podróżą dało nieco osobliwe sygnały, pierwsze lekkie zastanowienie i delikatny niepokój. Następnie kradzież walizki z egzemplarzami promocyjnymi. Rozpoczęło się zgrabne nawijanie spirali dziwacznych incydentów, które z każdą sceną zyskiwały na dynamiczności i absurdalności. Robiło się coraz bardziej surrealistycznie i koszmarnie. Chwytałam przygnębienie i niemoc bohatera, niesprecyzowany lęk i poczucie zagrożenia. Wydarzenia miały tendencję do powtarzania się, jednak za każdym razem w mroczniejszej i duszniejszej wersji. Problemem nie był już brak publiczności na spotkaniach autorskich, niewywiązywanie się wydawnictwa z obietnic, niski standard hoteli, ale proste słowa, które spadały na margines, kiedy powinny być głośno słyszalne. Gesty jednoznaczne w powszechnym rozumowaniu podlegały intensywnej manipulacji, zaś przekazy były ignorowane.

Kluczowej postaci wszystko wymykało się spod kontroli, niczego nie mogła przewidzieć, jedynie płynąć nurtem kłopotów i nieszczęść. Wpadła w wir niezrozumienia, odrzucenia, przygnębienia i samotności. W fabułę wpleciono wątek kryminalnym, podłoże do abstrakcyjnych nici humoru sytuacyjnego o sporym zabarwieniu czerni. Przyznam, że w miarę poznawania książki rodziło się we mnie mnóstwo pytań, zastanawiałam się, co tak naprawdę chciał w danym momencie przekazać autor. Poszukiwanie odpowiedzi sprawiło mi wiele przyjemności, dochodziłam do ciekawych wniosków, na dłużej zatrzymywałam niektóre refleksje. Komiks bazował na prostej czarnej kresce, mocno klimatycznej, cofającej w czasie, zdecydowanie przekonywała.

Dział: Komiksy
piątek, 22 styczeń 2021 10:49

Zapowiedź: Australijskie Piekło

Powieść rozmachem i klimatem nieustępująca „Buntowi na Bounty”. Autor przedstawia burzliwe losy bohaterów w ogniu wojny trzydziestoletniej w czasach: kardynała Richelieu, Kartezjusza, Olivera Cromwella i procesów czarownic. Więcej, czytelnik wyruszy na morską wyprawę pełną podstępów, szaleńczej odwagi, honoru i… miłości. Wszystko w otoczeniu nieskrępowanej przygody: lądowych batalii, morskich bitew i wypraw w głąb Czarnego Lądu.

Dział: Patronaty
czwartek, 17 grudzień 2020 17:54

Zbrodnia wigilijna

"Nic tak nie wytrąca człowieka z równowagi, jak niepewność."

Spotkanie z powieścią okazało się bardzo przyjemne i interesujące. Już dawno nie byłam prowadzona w tak perfekcyjnie odmalowanym klimacie kryminału owianego starą nutą, wyobraźnia natychmiast mu się poddała i za nic nie chciała z niego wychodzić. Sugestywna i ładnie brzmiąca narracja, sprawiająca, że historię poznawałam ze szczerym oddaniem, wręcz z pietyzmem. Konstrukcja zagadki detektywistycznej głęboko przemyślana, nie pozostawiała nic przypadkowości i dowolności, każdy element trafiał na właściwe miejsce. Spokojne tempo akcji, ale nie można powiedzieć, że mało się działo. Wręcz odwrotnie, fabułę nasycono błyskotliwie i z humorem zilustrowanymi relacjami społecznymi, wchodzenie w ich warstwy sprawiało wielką radość i satysfakcję. Do wyjaśnienia zbrodni zbliżałam się małymi krokami, musiałam uważać na najdrobniejsze sygnały i wskazówki, tak aby umacniać się w domysłach i podejrzeniach. Nie od razu domyśliłam się tożsamości czarnego charakteru, jednak intuicyjnie wyczuwałam, kto może się za nim kryć. Zakończenie w pełni mnie zadowoliło, spójnie i realistycznie wszystko wyjaśniło, może ciut zbyt sentymentalnie, ale w końcu powieść przesiąknięta była właściwą dla dawnych czasów egzaltacją i teatralnością. Warto nadmienić, że książka po raz pierwszy wydana została w tysiąc dziewięćset czterdziestym pierwszym roku.

Na zaproszenie jednego z mieszkańców posiadłości Lexham Manor przybywają na świąteczne dni goście. Zbiorowisko diametralnie różnych osobowości, trudno powiedzieć, aby łączyła je nić zrozumienia i sympatii. Pod płaszczykiem pozorów i efekciarstwa kryją się liczne animozje i nienawiści. Już od pierwszych stron czytelnik wystawiany jest na konfrontację z intrygującymi postaciami, każda z nich wnosi coś ciekawego i oryginalnego, potrzeba więcej czasu, aby zdobyć umiejętność rozszyfrowywania zachowań i postaw. Atmosfera diametralnie zagęszcza się, kiedy w Wigilię dochodzi do morderstwa właściciela posiadłości. Na wierzch wypływają sprawy dotąd ukryte w cieniu mrocznych tajemnic i ciemnych sekretów. Autorka fantastycznie podgrzewa atmosferę niepewności, wystawiając cierpliwość czytelnika na próbę, oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego sformułowania. Sprowadzony w sprawie wyjaśnienia zbrodni inspektor ze Scotland Yardu nie ma łatwego zadania, brakuje mu jakichkolwiek tropów i punktów zaczepienia, śledztwo nie może nabrać rozpędu, zatem nie ma postępów, jedynie dywagacje i spekulacje. Czy mimo wszystko uda się wskazać zabójcę Nathaniela Herriarda i poznać kierujące nim motywy?

Dział: Książki
wtorek, 17 listopad 2020 02:07

Okropne opowieści dziadka

 

Pojawiają się w niej odrażające potwory, tańczące szkielety, mroczne jaskinie, wiedźmy o nosach pokrytych brodawkami, głodne wilkołaki i groźne upiory - wszystko jednak tylko po to, by oswoić lęk i strach najmłodszych czytelników.

 

Czy wasze dzieci potrafią czerpać przyjemność ze słuchania strasznych historii? Książka „Okropne opowieści dziadka” z pewnością je tego nauczy. Jeżeli natomiast już lubią potwory, to z przyjemnością po nią same sięgną. Zachęcą je do tego niezwykle szczegółowe i pełne czarnego humoru ilustracje. 

 

James (Jim) Flora był znanym grafikiem tworzącym od lat 40. ubiegłego wieku. Napisał i zilustrował siedemnaście książek dla młodzieży, w tym "The Fabulous Firework Family" (1955 r.). "Okropne opowieści dziadka", jego piętnasta książka, ukazała się w 1978 roku.

 

Mały chłopiec, który obecnie przebywa w domu swojego dziadka, boi się burzy. Okazuje się jednak, że (prawie) wcale nie boi się potworów. Dlatego, gdy dziadek zaczyna opowiadać swoje straszne przygody, chłopiec daje się im porwać bez reszty. Starszy mężczyzna opowiada o tym, jak  zgubił się w lesie podczas burzy, złożył z drobnych elementów kościotrupa, wpadł do jaskini okropnej wiedźmy i oglądał potworne programy telewizyjne wraz z Białą Damą, która chciała go później ugotować dla swojego domowego wilkołaka. 

 

Książka jest ślicznie wydana. Ma twardą oprawę, stonowaną, czarno-biało-niebieską szatę graficzną i format odrobinę mniejszy od A4. Ilustracje autorstwa Jamesa Flora są groteskowe, ale nie na tyle przerażające, żeby nie nadawać się dla dzieci, nawet tych nieco młodszych. Celem książki jest oswojenie strachu dziecka. 

 

Opowiedziana przez Autora historia jest ciekawa i wciągająca. Myślę, że zainteresuje dzieci w wieku szkoły podstawowej, a może również i trochę młodsze. Dziadek podczas opowiadanych wnuczkowi historii bezustannie wpada z przysłowiowego deszczu pod rynnę. Nigdy jednak nie jest tak źle, żeby nie mogło być jeszcze troszeczkę gorzej.  

 

Myślę, że dzieci powinny poznawać wszystkie istniejące gatunki literackie, w tym również opowieści grozy. Oczywiście te odpowiednio dobrane do wieku, po których nie będą im się śniły żadne koszmary. Taką właśnie idealną dla nich książeczką są „Okropne opowieści dziadka”. Warto się z nimi zapoznać i znaleźć kilka chwil na wspólną lekturę. Chociaż może niekoniecznie akurat w tym wypadku taką na dobranoc. 

Dział: Książki
czwartek, 01 październik 2020 23:51

Geneza

„Obcowanie z upiornymi skutkami nieludzkiej natury niektórych ludzi było jednym z najtrudniejszych aspektów pracy lekarza medycyny sądowej.”

Moja przygoda z thrillerami zaczęła się od medycznej wersji, tak bardzo spodobał mi się ten typ rozrywki, że pozostaję mu wierna do dziś, a zwłaszcza twórczości Robina Cooka, który w zasadzie zainicjował ten gatunek literacki i tak wiele do niego wniósł. Książki Cooka nie tylko zapewniają przygodę z dreszczykiem, ale również ukazują dokonania współczesnej medycyny, dlatego i w tym wymiarze chętnie po nie sięgam, aby dowiedzieć się czegoś nowego, poznać kierunki badań naukowych, czy też otrzymać bogaty materiał do przemyśleń. W „Genezie”, dwunastym tomie serii, której odsłony można poznawać niezależnie od siebie, klimat intrygi obraca się wokół zadziwiających osiągnięć genetyki, nieprawdopodobnych możliwości, jakie oferuje ludzkości, a w tym także postęp w zakresie rozwiązywania zagadek kryminalnych.

Narracja jest gładka, płynna i przyjazna, długo nakręca spiralę napięcia, jednak od początku dozuje mocne uderzenia, jak kończące się gwałtowną śmiercią incydenty, niepewność w weryfikacji intencji postaci, niemożność uniknięcia spodziewanych po części przestępstw. Pewni możemy być jedynie w odniesieniu do głównych bohaterów serii, patologów, Laurie Montgomery-Stapleton i Jacka, jej męża, z tym że Laurie pracuje na stanowisku nowojorskiego głównego inspektora medycyny sądowej. To zderzenie dwóch zupełnie odmiennych osobowości sprawia, że ich związek wydaje się ciekawy i pełen niespodzianek. Kłopoty, które przynosi im życie prywatne, wydają się bliskie naszym, a przez to prawdziwe. Cook świetnie podsuwa bohaterom coraz to nowe problemy i wyzwania, ale nie zapomina o kontynuacji wcześniej zaczętych wątków.

Natomiast w sferze zawodowej, Laurie i Jack muszą obecnie zmierzyć się z mega irytującą rezydentką, Arią Nichols, pozbawioną empatii i wyczucia społecznego. Wyjątkowo nieznośna osobowość, lecz doskonale radząca sobie w medycznej sferze. W trakcie przeprowadzania sekcji zwłok młodej pracownicy socjalnej Laurie i Aria trafiają na coś nietypowego, co skłoni je do chęci bliższego przyjrzenia się ostatnim dniom denatki. Na prośbę Arii, Laurie przydziela jej zadanie przeprowadzenia śledztwa w sprawie osobliwej śmierci. Aria mocno angażuje się w dochodzenie, co tak naprawdę przytrafiło się kobiecie, porusza wszelkie dostępne środki, aby tylko dotrzeć do prawdy. A nie jest to łatwe, nie tylko ze względu na ograniczenia prawne i medyczne, ale również z powodu zadziwiających zbiegów okoliczności wśród ofiar i powstającego ciągu wypadków.

Powieść nie należy do dynamicznie przebiegających po scenariuszu zdarzeń, dużą uwagę przywiązuje do opisów detali istotnych ze względu na poznanie tajemnic. Czytelnik widzi nadciągające nad postaciami niebezpieczeństwo, lecz długo nie zna tożsamości czarnego charakteru. Brakowało rozbudowania motywu postępowania sprawcy, co prawda zaprezentowany okazał się prawdopodobny, ale niewspółmierny w stosunku do rozwiniętej skali zbrodniczych działań. Z kolei, spodobał mi się portret Arii, pod wieloma względami bardzo zagadkowy, i choć kobieta nie wywołuje sympatii, to jednak zbliżamy się do niej, jest inaczej niż zazwyczaj, zatem atrakcyjnie.

Dział: Książki
poniedziałek, 31 sierpień 2020 00:31

Toy wars

Zabaweczka wcale nie musi być grzeczna. Czasem stawia wszystko na jedną kartę i gdy trzeba, nie tylko złapie „problem za jaja”, ale też wyciśnie jak cytrynkę. W tym świecie liczy się tylko przeżycie, a to wcale nie jest łatwe.

 

160 cm wzrostu, 45 kilo wagi i charakter nie do zdarcia. Jak jest się byłą prostytutką i narkomanką, to zna się życie od najgorszej strony. Toy nie da sobie w kasze dmuchać i właśnie na to liczy jej zleceniodawca. Razem z grupą komandosów wysyła ją do zbadania podejrzanego statku, który nie miał prawa wrócić z misji. Coś tu śmierdzi i Toy ma się tym problemem zająć. Jak bardzo skomplikuje to jej i tak niełatwe życie?

 

To nie było moje pierwsze spotkanie z „Toy wars”. Wiele lat temu czytałam już ten zbiór opowiadań, dlatego z ciekawości do niego wróciłam. Cóż… klimat był zdecydowanie taki, jak zapamiętałam, a ja ponownie dałam się porwać wartkiej i wciągającej opowieści. Od razu muszę was uprzedzić. To nie jest lekka historyjka, a mroczna, zakręcona, brutalna i przesycona seksualnością opowieść. Przypominam, opowieść zaczyna się w grupie najemników, więc nikt tutaj nie stara się być delikatnym.

 

„Toy wars” to kawał specyficznej, ale dobrej fantastyki. Dzieje się tu sporo „cudów”, fabuła nie raz odwraca kota ogonem i regularnie gna na złamanie karku. Z pewnością nie można się nudzić, a to, że jest to równie mroczny, co pokręcony świat, dodatkowo podkreśla atmosferę i klimat całego świata.

 

Czy jednak w tym wszystkim jest tylko zło i walka? Niekoniecznie. Toy to ostra babka, która jednak stara się przede wszystkim postępować w zgodzie ze swoją specyficzną moralnością. Podobało mi się jej czarne żarty i skrywana przed całym światem wrażliwość. Stara, dobra fantastyka, w której autor musi najpierw przecisnąć bohaterkę przez „młynek” paskudnych doświadczeń, by stworzyć skomplikowaną i wiarygodną postać.

 

W opowieści nie brakuje też humoru. Czy to słownego, czy sytuacyjnego. Chociaż powieść nadaje się raczej dla dojrzałego czytelnika, ze względu na przemoc, czy wulgaryzmy, to z pewnością obok ciekawej akcji i intrygującego świata znajdzie on tam też sporo bezpardonowego humoru. Lubisz fantastykę? Nie boisz się mocnych słów i opisów? „Toy wars” powinno przypaść Ci do gustu!

Dział: Książki
poniedziałek, 24 sierpień 2020 14:04

Ucieczka z Pretorii

Daniel Radcliffe powraca w historii o ucieczce z najlepiej strzeżonego więzienia w południowej Afryce. Tak przynajmniej chcą nam wmówić twórcy. Prawda jest nieco inna. Fakt, bohaterowie zwiali z więzienia. Reszta niekoniecznie ma odniesienie do rzeczywistości. W więzieniu „politycznym” dla białych w Pretorii dozór jest kiepski. Uciekinierzy są terrorystami należącymi do organizacji finansowanej przez ZSRR. Przechodzili szkolenia w obozach prowadzonych przez KGB oraz Kubańczyków w Angoli i innych krajach. Tyle na temat realizmu. A jak wrażenia po seansie?

„Ucieczka z Pretorii” to miła, ciekawa historia, ale zdecydowanie zbyt czarno-biała. Od razu widać, kto jest dobry, a kto zły. Więźniowie stoją po tej jasnej stronie, zaś strażnicy to czarne charaktery, a system, który reprezentują, zasługuje na potępienie. Widz nie uświadczy tutaj bohaterów o bardziej złożonej osobowości, wszystko przedstawiono niczym w tanim westernie – za pomocą czarnych i białych kapeluszy. Reżyser nie pokazuje dobrych klawiszy, wszyscy oni są ludźmi gardzącymi więźniami. Z kolei osadzeni to osoby, które skazano za niewinność. Tak schematyczne podejście, pełne przejaskrawień, sprawia, że aż oczy bolą.

Największą gwiazdą filmu jest Daniel Radcliffe, ciężko jednak dostrzec tu jego kunszt aktorski, bo postać, w jaką się wcielił, jest na wskroś przewidywalna i bez polotu. Odtwórcy ról drugoplanowych nie wnoszą zbyt wiele do całej produkcji. Ich gra stoi na niskim poziomie, zupełnie jakby mieli służyć po prostu za ruchome tło. Na tle całej obsady wyróżnia się jedynie Mark Leonard Winter, który swoją grą przypomina mi trochę młodego Daniela Day-Lewisa.

Film został nakręcony przy użyciu małych nakładów finansowych. Postawiono na realizm całej produkcji kosztem efektów specjalnych. Może i słusznie, bo więzienie, życie osadzonych, praca strażników ukazane zostały na tyle dobrze, że stanowią największy atut tego filmu.

Podsumowując, film wypada po prostu przeciętnie. Sama historia więźniów ma potencjał i stanowi doskonały materiał na dobrze opowiedzianą, chociaż nieco naciąganą historię. Jednak brak jakiejkolwiek głębi aktorskiej, sztampowość oraz widoczny gołym okiem podział na dobrych i złych zwyczajnie psują odbiór. To stereotypowe i nieco moralizatorskie podejście do tematu siłę artystyczną całej produkcji. Na seansie widz nie zaśnie ze znużenia, ale też nie czeka go moc niezapomnianych doznań. Mogło być lepiej, a wyszło jak wyszło.

Plusy:
– dobry potencjał na świetną historię;
– Daniel Radcliffe w roli głównej;
– realność.

Minusy:
– nudni bohaterowie;
– schematyczne podejście do tematu;
– słaba gra aktorska odtwórców ról drugoplanowych.

Dział: Filmy
poniedziałek, 17 sierpień 2020 14:48

Premiera: Serce z czarnego lodu. Kroniki Nicci. Tom 4

IV tom „Kronik Nicci”

W następstwie brutalnej wojny przetaczającej się przez Stary Świat na wybrzeżu narasta nowe niebezpieczeństwo. Lila i Bannon poznają wkrótce straszliwą potęgę grożącą zniszczeniem Starego Świata.

Dział: Książki
poniedziałek, 27 lipiec 2020 08:00

Deadpool #06: Deadpool w czasach zarazy

Czas na kolejny, szósty już tom przygód naszego ulubionego najemnika. Na wstępie okładka albumu informuje, iż będziemy mieć do czynienia z powrotem największego w tej serii antagonisty Deadpoola – Madcapem.

Zanim jednak przejdziemy do głównego wątku, zaczynamy od one-shota, który otwiera ten album. Jest to niewielka, ale jakże pouczająca historia, w której Wade Wilson przypadkowo trafia na dziewczynę planującą popełnić samobójstwo poprzez skok z dachu. Z jednej strony opowieść ta jest pełna charakterystycznego dla Dedpoola czarnego humoru lub licznych odniesień do popkultury czy innych bohaterów Marvela (np. namawianie na skok z siedziby Parker Industries). Z drugiej strony ukazuje nam drugą, mniej znaną stronę bohatera, pełną empatii i zrozumienia. Udowadnia nam, że nawet najbardziej nietypowa i ekstremalna terapia, nadal jest terapią i potrafi przynieść pozytywne efekty. Nieważne czy prowadzi ją psycholog, psychiatra czy samozwańczy terapeuta w czerwono-czarnym stroju.

Następnie przechodzimy do głównego wątku, który jest bezpośrednią kontynuacją fabuły z poprzedniego tomu. Madcap znalazł świeżego nosiciela i opracował nowy plan zemsty na Deadpoolu. Wiedząc, że nie pozbawi najemnika życia, postanowił mu je jednak uprzykrzyć, zabijając wszystkich, których on kocha. Zrobił to w bardzo perfidny sposób, czyniąc z Wilsona nieświadomego nosiciela śmiertelnego wirusa i podstępem zwabiając go na świąteczną kolację u Preston. Rozpoczyna się wyścig z czasem, a Wade wraz z agentką przekraczają wszelkie granice, aby uratować umierających bliskich. Deadpool ostatecznie zmuszony zostaje sięgnąć po ostatnią deskę ratunku i zawiązuje śmiertelny pakt ze starym znajomym z przyszłości.

Ostatni zeszyt albumu to tradycyjnie opowieść z przyszłości, czyli przygody Deadpoola w 2099 roku. Wilson wraz z córką Ellie  oraz z pomocą Holo-Preston i Iron Fista ostatecznie mierzą się z Wardą, jego córką ze Shiklią. Wcześniejsze odsłony tego wątku krytykowałem m.in. za chaotyczność. Finał tej rodzinnej bitwy wyszedł jednak bardzo dobrze, a zaskakujący koniec zamknął (choć na razie) ten rozdział w życiu najemnika.

„Deadpool w czasach zarazy” to kolejny tom z rzędu, który udowadnia fakt, iż Garry Duggan złapał w końcu wiatr w żagle. Czuć wreszcie progres w tej serii i z zeszytu na zeszyt jest coraz lepiej. Scenarzysta pozbył się niepotrzebnych, pobocznych wątków, a w prostej historii dostarczył czytelnikowi jednocześnie dramaturgię i charakterystyczny styl Deadpoola. Mamy dynamiczną, pełną zwrotów akcję. Mamy cięty język Najemnika z nawijką, choć tym razem żarty są bardziej stonowane, ale jednocześnie bardziej trafione. Zapewne ma to związek z powagą sytuacji, w jakiej znalazł się tym razem Wade. Nie mogło również zabraknąć tradycyjnych żartów ze Spider-Mana. Duggan dopracował każdy szczegół i ku zaskoczeniu stworzył z kimś takim jak Madcap naprawdę ciekawą fabułę. Chyba pierwszy raz w tej serii nie ma do czego się przyczepić.

Za oprawę wizualną kolejny raz w głównej mierze odpowiadał Matteo Lolli, a część w 2099 roku to tradycyjnie robota Scotta Koblisha. Rysownik z Włoch kolejny raz (po historii z Sabretoothem) udowodnił nam, że potrafi tworzyć sceny pełne dynamiki oraz sporej ilości detali. Lubuje się w dużych kadrach, których w tym albumie jest sporo i  w jego wykonaniu wypadają świetnie.

Podsumowując, szósty tom przygód Deadpoola na tle wcześniejszych prezentuje się najlepiej. Nadal jednak skierowany jest on przede wszystkim do stałych i zagorzałych fanów tego bohatera, gdyż wymaga znajomości poprzednich zeszytów. Dla chcących rozpocząć swoją przygodę z najemnikiem tradycyjnie proponuje zapoznanie się najpierw z serią „Deadpool Classic”, która również ukazuje się na naszym rynku nakładem wydawnictwa Egmont. Tymczasem czekam na dalsze przygody Wilsona, w których będzie „leciał Szekspirem”.

Dział: Komiksy
poniedziałek, 13 lipiec 2020 01:31

Rozpocznij przygodę z uniwersum DC Comics!

DC Comics to jeden z gigantów branży komiksowej w Stanach Zjednoczonych, a superbohaterowie DC to prawdziwe ikony popkultury. Pojawiają się w filmach, serialach i grach, jednak najciekawsze opowieści znajdziecie w komiksach, na których wychowały się całe generacje fanów. Dziedzictwo jest naprawdę olbrzymie, bo przecież pierwsze historie o zamaskowanych herosach pojawiły się jeszcze przed II wojną światową. To prawdziwy skarbiec dla fanów złożony z tysięcy przygód, a nowych tytułów przybywa każdego roku. 

Dział: Komiksy