kwiecień 25, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: Bis

czwartek, 18 grudzień 2014 22:49

Circus Maximus

„ - Zagubione dusze... - wyszeptał Charlie. - Słyszę ich wołanie. Mówią...
- Co? Co mówią?!
- Czekaj, słucham... "Oto zbliża się ten, który sprowadza rozpacz; człowiek wielkiej siły, ale próżnego serca... (...) Człowiek, który wierzy, że ultramaryna naprawdę podkreśla piękno jego oczu. Dajcie nam głowę Nathana Wyldera!".
- Zamknij się, Charlie, po prostu się zamknij! To jest rozkaz, słyszysz? Wszyscy mamy jakieś słabostki. Ty nie lubisz koziego sera i niepunktualności, uszanuj więc, jeśli łaska, tę moją jedną drobniutką fobię".*

Czeka cię kolejne zadanie do wykonania, a od jego wyniku zależą losy całej historii. Musisz być uważny i ostrożny, nie możesz dać się ponieść emocjom i zawsze powinieneś stawiać misję ponad wszystko. Sęk jednak w tym, że ty tak nie możesz, nie potrafisz poświęcić przyjaciół dla dobra sprawy, ale zrobisz wszystko by dobrze ją wykonać. Tylko czy to, że dajesz dojść do głosu emocją, nie zniweczy niczego? Czasem chęci nie wystarczają.

Jake Jones jest Strażnikiem historii. Co prawda od niedawna, ale ma już za sobą pierwszą misję, a teraz czeka go kolejna. Wraz dwójką przyjaciół musi przenieść się do XVIII Szwecji by odebrać atomium, substancję umożliwiającą podróżowanie w czasie. Zadanie jest bardzo ważne, bo zasoby tej mikstury są prawie na wykończeniu, a bez tego niema mowy o jakichkolwiek działaniach. Misja kończy się niestety niepowodzeniem, a za wszystko obwinia się właśnie Jake. Po powrocie do Punktu Zero chłopak ma szansę zatrzeć złe wrażenie wyruszając na kolejną misję. Jest ona bardzo niebezpieczna, ale tylko on i jego ciotka są w stanie przenieść się do 27 roku naszej ery. Okazuje się, że Agata Zeldt, najstraszniejsza kobieta świata, planuje zniszczyć całą cywilizacje, a ich zadaniem jest to powstrzymać. Czy strażnikom uda się przechytrzyć kobietę? Jak Jake zareaguje na to co spotka na miejscu i czy jego brat, Filip, żyje?

Jakiś czas temu, w sumie nie tak dawno, bo zaledwie kilka dni temu, miałam przyjemność zapoznać się z pierwszym tomem tego cyklu. Jak już wspominałam, przy okazji pisania o „Nadciąga burza", lubuję się w powieściach tego typu. Temat podróży w czasie bardzo mnie fascynuje, a gdy autor zadba jeszcze o detale przepadam z kretesem. Pierwszy tom zapunktował u mnie właśnie tym jak Dibben wszystko starannie dopracował i po jego zakończeniu byłam niezmiernie ciekawa co będzie dalej. Szybko sięgnęłam więc po kontynuację i oto mam ją za sobą. Jakie są moje wrażenia po „Circus Maximus"?

Nie będę trzymała was w niepewności i od razu powiem, że Dibben utrzymał poziom, który był w pierwszej części, a nawet go podwyższył, i to z pozytywnym rezultatem. Po raz kolejny zadbał oto by wszystko do siebie pasowało i ze sobą współgrało. Ze szczegółami opisuje miejsca gdzie wszystko się dzieje, bez zbytniego trudu oddając klimat XVIII Szwecji jak i Starożytnego Rzymu. Zwykłymi słowami zobrazował to tak dobrze, że bez problemu mogłam sobie wyobrazić co widzieli bohaterowie, a przyznać muszę, że było na co patrzeć. I tym razem udowadnia, że zna się na tym co opisuje i to lubi, bo potrafi przedstawić całość tak lekko i interesująco. Oczywiście oprócz barwnych opisów i podłoża pod całą fabułę sprawiającego, że nic nie wzięło się z powietrza autor uraczył mnie zawrotną akcją, której nie dało się przewidzieć.

Od samego początku coś się dzieje, i jest tak już do końca. Wszystko toczy się wartko i w zawrotnym tempie, ale nie da się w tym pogubić. Jak przystało na powieść przygodową o Strażnikach historii, bohaterowie przeżywali mnóstwo przygód. Często niebezpiecznych i zagrażających życiu, pełnych pułapek. Nigdy nie było wiadomo co ich może spotkać, i jak się okazuje, komu ufać. Wierność ideom szybko może się zmienić gdy ktoś nie jest wystarczająco silny i przedstawiają mu ofertę nie do odrzucenia. Jednak gdzieś pomiędzy tym całym galimatiasem było miejsce na żarty, przyjaźnie oraz miłość. Powieściopisarz sprawia tym, że książka jest jeszcze lepsza i ciekawsza. Co ważniejsze swoimi powieściami może sprawić, że potencjalny czytelnik na nowo zainteresuje się historią, postanowi poszerzyć wiedzę zdobytą w tych książkach oraz wybadać co jest w nich fikcją, a co prawdą.

„Circus Maximus" to książka, która wciągnęła mnie od pierwszych stron i trzymała w swoich szponach do samego końca. Nie mogłam się od niej oderwać i tylko z zapartym tchem przewracałam kolejne strony. Dibbem przekazał mi masę wrażeń oraz emocji, dla których nie jestem w stanie znaleźć odpowiednich słów. Jak zafascynowana obserwowałam poczynania bohaterów próbując wraz z nimi rozwikłać zagadkę. Niesamowitą rzeczą był dla mnie to jak mocno wczułam się w całą historię i to, że nie mogłam odłożyć książki póki nie przeczytam ostatniego słowa. Zżyłam się z bohaterami i przeżywałam gdy coś im się działo. Uważam, że Ra część jest o wiele lepsza od swojej poprzedniczki pod wieloma względami cieszę się niezmiernie, że Dibben nie spoczął na laurach tylko zakasał rękawy i stworzył ten oto utwór. Czuję też, że jeszcze nie raz mnie autor zaskoczy.

Już teraz, z czystym sumieniem, mogę napisać, że Strażnicy historii to cykl, który fani podróży w czasie, przygód oraz historii, muszą koniecznie przeczytać. Tego i wiele więcej z pewnością tu nie zabraknie. Czeka was kilka godzin niezapomnianych ważeń, po których będziecie chcieli jeszcze więcej. Ja z pewnością sięgnę po kolejne tomy najszybciej jak się da.

*str.120

Dział: Książki
sobota, 13 grudzień 2014 23:13

Izabela Kawa - Cienie

Krok za krokiem zbliżała się do swojego znienawidzonego miejsca pobytu, które ludzie uparcie starali się nazywać jej domem. Cóż, nigdy nie przeczyła, że nosi on nazwę Domu Dziecka imienia Jana Brzechwy, ale za dom, prawdziwy dom, go nie uważała. Przecież to zaledwie przechowalnia, miejsce, gdzie nakarmią i dadzą dach nad głową, a czasami, gdy jesteś mały to przytulą i pogłaszczą po główce, gdy będziesz tęsknić za miłością.

Codziennie tak samo: wrzaski, śmiechy, płacze. Właściwie nigdy nic szczególnie ciekawego się nie dzieje, czasami tylko kogoś zabiorą jacyś ludzie, lub trafi ktoś nowy. Jej to nigdy nie spotkało, była w tym domu od zawsze i tak już pozostanie, bo raczej nie ma najmniejszej szansy, by ktoś adoptował siedemnastolatkę. Jeszcze trzy lata temu łudziła się, że może się uda, może ktoś spróbuje ją do siebie zabrać, lecz ludzie zawsze ją ignorowali, tak, jakby zawsze była zaledwie tłumem. I działo się tak, nawet jeśli oprócz niej była tylko jeszcze jedna osoba. Koszmar. Tragedia. Koszmaro-tragedia. Nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać, choć w sumie najlepiej nie robić nic.

Nawet przerwy w chodniku były bardziej zmienne niż ten beznadziejny dom dziecka. Każdego roku chwasty rosły inaczej, płyty czasami się łamały, tworząc nowe miejsca dla roślin, a w tym roku to nawet przez jedną z płyt przebił się korzeń pobliskiej lipy, posadzonej koło drogi już pewnie z czterdzieści lat temu. Czasami, gdy patrzyła na to drzewo miała ochotę się uśmiechnąć – pokazywało, że można próbować uciec nawet będąc w zamknięciu. Jednak jego klatka była potężna, a ono zaledwie wystawiło jedną swoją część poza pręty. Czy to oznacza, że próba do czegoś prowadzi, czy też że w tym świecie nie ma nadziei?

Minęła lipę, jedną, drugą, trzecią, tuż przed czwartą skręciła i po schodach weszła do szarego budynku, który nie ważne jak by się opiekunowie nie starali dla niej zawsze kojarzył się z ponurym gmachem więzienia.

Otworzyła jedno skrzydło drzwi i wślizgnęła się do środka, świadoma, że jakimś cudem jak zawsze była o ponad pół godziny później na miejscu niż reszta osób, która kończyła o tej samej godzinie co ona. Uderzył w nią zapach starości wymieszany z radosnymi wrzaskami biegających po sali wspólnej dzieci. Zignorowała te dwie rzeczy i szybko przemknęła przez holl, udając się w kierunku schodów prowadzących do pokojów.

Ona miała to szczęście, że już od ponad pół roku miała pokój tylko dla siebie, bo dwunastolatkę z którą miała wątpliwą przyjemność go dzielić postanowiła zaadoptować jakaś rodzina. Chwała im za to, oraz chwała dyrektorce placówki, która do tej pory starała się by nikt inny nie zajął jej miejsca; stara, poczciwa kobieta doskonale znała swoich podopiecznych, nawet jeśli ci bardzo się starali, by nikt ich nie poznał.

- Natalka, zaczekaj! – usłyszała za sobą głos jednej z opiekunek.

Odwróciwszy się zobaczyła kobietę w średnim wieku, wysoką i szczupłą, wspinającą się za nią po schodach. Gdy tylko stanęła obok niej na półpiętrze można było dostrzec, jak drobna jest Natalia; nie dość, że natura poskąpiła jej wzrostu i miała go zaledwie coś ponad metr sześćdziesiąt, to jeszcze była po prostu chuda, jakby w domu dziecka ją źle karmiono. Nawet włosy wyglądały, jakby chciały uczynić ją mniejszą, będąc oklapniętą szopą, bliżej nieokreślonego koloru, czegoś pomiędzy rudym a brązowym. Układały się wokół jej głowy, jakby były średniowiecznym hełmem z dodatkiem kołnierza, sięgającym gdzieś odrobinę niżej niż do ramion.

Za to kobieta, która przed nią stanęła była o wiele pełniejsza, może nie wyróżniałaby się zbytnio z tłumu, lecz na pewno nikt by jej nie posądził o bycie anorektyczką. Jasne włosy miała upięte wysoko na głowie, a uśmiech na twarzy sprawiał, że wydawała się być przemiłą kobietą.

- Tak? – spytała Natalia widząc, że pomimo całego swego miłego usposobienia kobieta nagle zaczęła mieć kłopoty ze znalezieniem słów.

- Widzisz... Od dzisiaj już nie mieszkasz sama w pokoju... Wiemy, że niezbyt lubisz towarzystwo, ale tak się złożyło, że nikt inny nie miał wolnego miejsca, więc...

- Spoko, przeżyję – odparła na jąkanie kobiety.

Ruszyła znowu przed siebie zostawiając za sobą zaskoczoną opiekunkę, która była przekonana, że może tym razem dziewczyna wykrzesze z siebie jakieś emocje. Jednak Natalia nie miała najmniejszego zamiaru pokazywać, co się czai w jej wnętrzu, nawet jeśli mieliby zacząć u niej podejrzewać zaburzenie psychiczne. Prawdopodobnie już stwierdzili, że coś z nią nie tak, ale to tylko szczegóły. Jeszcze rok i będzie mogła poczuć się odrobinę bardziej wolna, niż teraz...

W końcu otworzyła drzwi do swojego pokoju, już z progu rzuciła plecak na swoje łóżko, znajdujące się po prawej stronie i umyślnie zignorowała obecność drugiej osoby. Nie patrzyła na nią, nie zerkała w jej kierunku. Potraktowała swoją nową lokatorkę zupełnie jak bałagan w pokoju – jest bo jest, póki co nie ma szans, by to się zmieniło, choćby chciała.

Położyła się na niezasłanym łóżku, upchnęła pod głowę marną poduszkę i sięgnęła po książkę, która po wieczornym czytaniu wylądowała na podłodze i zdążyła się zamknąć. W miarę szybko odnalazła stronę, na której skończyła i zaczęła czytać, jednym uchem rejestrując absolutną ciszę zalegającą w pokoju niczym ołów.

- Miło poznać.

Usłyszawszy te słowa całkiem nagle Natalia zamarła przestraszona. Odwróciła szybko głowę w kierunku dziewczyny, w końcu racząc zauważyć, że ktoś prócz niej tutaj się znajduje.

Nowa współlokatorka okazała się być osobą mniej więcej w jej wieku, o ostrych rysach twarzy, z wyszczególnieniem prostego nosa i uwydatnionych kościach policzkowych. Do tego miała długie, czarne włosy, które dotykały łóżka, gdy na nim siedziała, czyli faktycznie były długie. No i miała strasznie bladą cerę, dzięki czemu jej ciemne oczy zdawały się być prawie że czarne. Jedyne, co zdawało się nie pasować do jej wyglądu to jasne ciuchu, które zakłócały aurę ponurości, wytwarzaną przez minę dziewczyny.

- Wzajemnie... - odparła Natalia.

I znowu zaległa ta beznadziejna cisza, ciężka jak ołów, podczas której obie się na siebie patrzyły. Tak, jakby to była gra, polegająca na przetrzymaniu wzroku przeciwnika. Bez mrugania, bez żadnego drgnięcia, liczyło się tylko spojrzenie.
O dziwo to ta nowa pierwsza odpuściła. Przeniosła wzrok na stoliczek, stojący pomiędzy łóżkami i zabrała leżącą na nim książkę. Wtedy Natalia uświadomiła sobie, że robi się półmrok i ciężko by jej się czytało, choć nowa najwyraźniej nic sobie z tego nie robiła. Podniosła się ociężale z łóżka, dobita jeszcze myślą, że o szóstej trzeba będzie zejść na kolację, a opiekunki pewnie są przekonane, że „można na nią liczyć" i że to ona przyprowadzi nową na stołówkę...

Kilka kroków i już była przy przełączniku. Wystarczył jeden ruch ręką, by włączyć światło, lecz w momencie, gdy chciała to zrobić coś się stało. Przed oczami stanął jej obraz krzyż celtycki, niby prosty w swej formie, jednak posiadający specyficzne wzory i symbole, pokrywające całą jego powierzchnię, a w miejscu przecięcia jego ramion znajdował się czerwony kamień o kształcie rombu. Po chwili obraz się ulotnił, a ona ujrzała, że w jej kierunku leci coś, co jej zagraża, może nawet prowadzić do jej śmierci.

Zamiast zapalić światło padła na ziemię, przekonana, że to coś już praktycznie przebiło jej głowę, jednak nic takiego się nie stało. Pomyślałaby, że to omamy, gdyby dwie sekundy później w ścianę nad nią nie wbiła się strzała, widocznie przeznaczona jej. Krzyknęła przestraszona, a to, co działo się później udało jej się zarejestrować tylko dlatego, że adrenalina wyzwolona strachem wspomogła jej zmysły.

Odłamki szkła z rozbitego okna rozwaliły się po całym pokoju, ale postać, która do niego wpadła nic sobie z tego nie robiła. Potężna sylwetka trzymała w rękach broń, dużą i wyraźnie ciężką, jednak zasłaniając sobą jedyne źródło światła uniemożliwiała Natalii stwierdzenie, co to właściwie było. Intruz podniósł broń, gotowy do ataku, jednak coś go powstrzymało. Pokój nagle ogarnęło światło, jakby wszystkie cienie z niego zniknęły, a później wszystko wróciło do normy. Zdezorientowany mężczyzna zbyt długo stał bez ruchu, przez co ciemny pocisk, który wystrzelił w kierunku jego głowy trafił perfekcyjnie w swój cel. Coś osiadło na nim, wczepiło się w jego twarz, zmuszając tym samym do walki z tym tworem. Intruz wypuścił z ręki broń, która z hukiem upadła na ziemię, a obie ręce zajął próbą oswobodzenia twarzy.

Wtedy przestraszona dziewczyna poczuła, że coś ją unosi, przyciska do siebie, biegnie z nią ku oknu. Znów wrzasnęła, za co dostało jej się solidne uderzenie po głowie. Zamilkła, a zanim się zorientowała pod nią przesuwał się krajobraz miasta z lotu ptaka.
Zdusiła w sobie kolejny krzyk i spróbowała unieść głowę, by zobaczyć, co takiego właściwie ją podtrzymuje. Czuła, że całe jej ciało jest oplecione czymś mocnym, ale niezwykle lekkim, przez co miała wrażenie, że jeszcze chwila i spadnie.

- Nie kręć się, to zaburza prądy powietrzne – usłyszała słowa dochodzące znad niej. Posłuchała nakazu, a dopiero po chwili zorientowała się, że to przecież głos jej nowej współlokatorki.

- Dokąd mnie zabierasz? – spytała niepewnie.

- Daleko stąd. Trzeba ukryć twoją obecność, ale od kilku dni wszystkie stworzenia gromadziły się w pobliżu.

- Stworzenia? Jakie stworzenia? I jak to ukryć? I nie odpowiedziałaś na moje pytanie! – Zaczęła się wiercić, chcąc spojrzeć na twarz dziewczyny, jednak znów dostała po głowie, i to w to samo miejsce co wcześniej. – Au... - dodała, zirytowana, że nawet nie może dotknąć miejsca bólu, bo ma unieruchomione ręce.

- Nie będzie odpowiedzi, jeśli będziesz zakłócać stabilność lotu. Jak byś chciała wiedzieć, to jeśli coś pójdzie nie tak w ziemie uderzymy obie, ty mocniej, bo jesteś jej bliżej. Rozumiesz? – spytała nowa, a w jej głosie można było dostrzec nuty zniecierpliwienia, choć wyraźnie starała się skupić na czymś innym, niż chęci mocniejszego przyłożenia po łbie Natalii.

- Rozumiem... - mruknęła, pamiętając, że jakby poruszyła głową to pewnie znowu by oberwała.

- Lecimy daleko, czyli jak najdalej od miejsca, gdzie mogą nas zaatakować. Stworzenia, czyli wszyscy nie będący ludźmi a wysłani, by cię złapać lub zabić. A ukryć, czyli...

- Zaraz, czekaj. Zabić? Dlaczego ktoś chciałby mnie zabić?

- Nie przerywaj, gdy do ciebie... - Zirytowana dziewczyna nie skończyła nawet zdania, gdy musiała wykonać ostry zakręt. W miejscu, w którym przed chwilą były przeleciała strzała, zupełnie taka, jak ta w domu dziecka.
Nowa przyśpieszyła, spokojny lot przemienił się w slalom, mający na celu unikanie pocisków i samemu atakowanie przeciwnika. Natalia miała trudność z utrzymaniem zawartości żołądka na miejscu, lecz była pewna, że wymioty nie były w tej chwili najrozsądniejszą myślą.

Każdy kolejny obrót w powietrzu sprawiał, że była w stanie coraz lepiej przyjrzeć się przeciwnikowi. Istota, która ich ścigała posiadała coś na kształt ludzkiego ciała, a co najmniej jego zarysu, utkwionego w kłębiącej się czarnej mazi, czy co to tam było, która chyba w jakimś stopniu tworzyła też jego czarne, przypominające ptasie skrzydła. Postać ta leciała za nimi również wykonując skomplikowane uniki i strzelając do nich łuki, wyglądającego jak reszta jego ciała – jakby był stworzony z czarnej, kłębiącej się wokół niego mazi.

Kolejny piruet. Natalia patrzyła na ciemniejące niebo, a kątem oka zauważyła, że to, co unosi ją i tą nową ma podobny kształt i naturę, jak tamtego agresora. Ostatni posiłek podszedł jej do gardła, gdy przed oczami stanął jej obraz nowej dziewczyny, spowitej przez takie same, bliżej nieokreślone wytwory. Z tym, że to, co spowijało chłopaka wyglądało jak ohydne gluty, a to, co zobaczyła w swoim umyśle Natalia przypominało bardziej cienie. Tak, jakby dziewczynę spowijała sama konsystencja ciemności, która dawała się jej kształtować i słuchała się jej, niczym sługa swego pana...

Zawartości żołądka dziewczyny nie udało się powrócić na swoje miejsce, gdyż już po chwili poczuła, że pikują ostro w dół, a obraz zbliżającej się ziemi zmroził ją i sprawił, że prawie zemdlała od nadmiaru wrażeń i strachu. Szybciej i szybciej, chyba spadały niekontrolowanie, Natalia nie wiedziała i jeśli dobrze myśli to wolała nie wiedzieć. Zamknęła oczy powoli przyjmując do wiadomości, że to już koniec, że zaraz spotkają się z ziemią po upadku z dość sporej wysokości, a osoby, które później je zobaczą będą mieć do czynienia z mokrą plamą wcale nie przypominającą ludzkich postaci.

Jednak wcale tak się nie stało. Nagle wszystko się zatrzymało, całym ciałem Natalii wstrząsnęło, a świat przestał się poruszać. I tylko szum powietrza, wytwarzany przez wielkie skrzydła nowej mówił jej, że wcale nie znalazła się po drugiej stronie śmierci.

Otworzyła oczy, gdy poczuła, że w końcu może stać i już nie jest unieruchomiona. Postawiła kilka chwiejnych kroków, rozłożyła ręce, by utrzymać równowagę i odwróciła się w kierunku dziewczyny, którą nie wiedziała czy zwać wybawicielką, czy porywaczką. Wtedy w końcu mogła zobaczyć, że to, co chwilę temu pojawiło się w jej umyśle wcale nie było głupimi wyobrażeniami. Całe ciało dziewczyny było pokryte czarnym, nieprzeniknionym kombinezonem, nie posiadającym żadnych szwów czy zamków i wyglądającym, jakby materia, z której został utkany to było nic innego tylko właśnie ciemność. Znaczy nie ciemność, tylko cienie. Ciemność pewnie sprawiałaby wrażenie dogłębnej czerni i była ciężko dostrzegalna, a to było miejscami szare, miejscami bardziej czarne i układ tych odcieni ciągle się zmieniał, delikatnie falował, a sam materiał był doskonale widoczny, gdy już wiedziało się, że to właśnie cienie.

Podobnie skrzydła, które już się rozmywały, zanikały, jakby zachodzące słońce je wypłaszało. Gdy jeszcze można było je zobaczyć miały kształt przybliżony do skrzydeł wielkich ptaków, jednak to był tylko kontur, który utrzymywał się w danym miejscu przez kilka sekund, po czym cienie wylewały się za niego, by wrócić na swoje miejsce po jakimś czasie. Całość jakby pulsowała życiem swojej właścicielki, w takt bicia jej serca, które niczym oszalałe rwało się do walki.

Natalia była przekonana, że to, co podpowiada jej umysł było prawdą. Bardzo nieskonkretyzowaną, ogólną prawdą, ale jednak szczerą prawdą. Szkoda, że nie wiedziała skąd ta prawda się bierze, wtedy mogłaby jej lepiej zaufać, bo teraz była do niej nastawiona bardzo, a to bardzo sceptycznie.

- Schowaj się, szybko – powiedziała cienista, po czym odwróciła się, jakby chciała swoim ciałem zasłonić nowo poznaną dziewczynę.

Po chwili czarnowłosa rzuciła się do walki, na przeciwnika, który dopiero co wszedł do miejsca, gdzie się znalazły.

Właśnie, gdzie się w ogóle znalazły? Natalia odwróciła się, by uciec w kierunku przeciwnym niż tocząca się walka i raczej dalej uciekać, niż się faktycznie schować. Może nie miała najlepszej kondycji, ale wolała zmusić się do stawiania kolejnych kroków, niż zostać w miejscu, gdzie toczyło się coś co ją przerastało.

Po chwili poczuła, że ktoś chwyta ją za rękę i wciąga gdzieś w mrok, pomiędzy stertę wielkich śmieci, ułożoną pod ścianą. Dopiero gdy to się stało zorientowała się, że biegła w kierunku tylnej ściany wielkiego magazynu, do którego wpadły przez sufit, a którego to ściana z tamtej strony nie miała żadnych drzwi. Dziwne, że spostrzegła to właśnie w chwili, gdy została wciągnięta w czarną dziurę, a jej usta zostały zastawione czyjąś dłonią, by nie krzyknęła.

- Spokojnie, jestem po twojej stronie – usłyszała męski głos, łagodnie podający jej najważniejszą informację.

Gdy postanowiła zaufać chłopakowi poczuła, że została uwolniona i może się odwrócić, by spojrzeć kto ją tym razem zabrał. Niezwykle się zdziwiła, gdy jej oczom ukazał się brązowowłosy azjata z ustami wykrzywionymi w szerokim uśmiechu. Do tego miał na sobie strój wyglądający identycznie jak tamtej dziewczyny, poza jednym szczegółem – na jego szyi był zawieszony taki sam krzyż, jak ten który zobaczyła w wizji.

Chłopak zaśmiał się delikatnie widząc zdziwienie Natalii. Przeczesał włosy ręką i zabrał się za skrótowe wyjaśnienia.

- Jestem Zero, a dziewczyna, która cię uratowała to Flower. Masz szczęście, że Celtis się tobą zainteresowało, bo albo byłabyś już martwa, albo właśnie by cię zabierano do kogoś, kto zmusiłby cię do wykorzystywania twoich mocy w sposób, który by ci się nie spodobał. – Mówił żywiołowo, całkowicie przekonany o swojej racji, jednocześnie będąc tak cicho, by nikt ich nie mógł znaleźć.

- Jakiej mocy...? – spytała dziewczyna, której to jedno słowo utkwiło najmocniej w umyśle.

- Aha, czyli mamy do czynienia z nic nie wiedzącym jasnowidzem, fajnie. Z tego co wiemy, pochodzisz z rodziny o długotrwałych tradycjach wieszczek wszelakiej maści. Nikt cię o tym nie poinformował?

- Nie...

I znów to samo. Zanim zdążyła zadać kolejne pytanie, przemknęła jej w głowie wizja, po której skoczyła na chłopaka z okrzykiem „Uważaj!" by przygnieść go do ziemi.

Sekundy później cała sterta złomu, pod którym się skryli wzbiła się w powietrze, a w miejscu, gdzie była głowa chłopaka upadła olbrzymia stalowa belka.

- Zero, pomóż obiboku! – ryknęła Flower kilka metrów dalej.

Chłopak poderwał się, chwytając przy tym Natalię na ręce. Cienie wokół niego uformowały się w skrzydła, po czym skoczył i szybując odniósł dziewczynę na pewną odległość. Skinęła mu głową, niemo obiecując, że zostanie w tym miejscu, a on szybko odleciał, by wspomóc walczącą.

Natalia odnalazła jakąś prowizoryczną zasłonę, zza której mogłaby obserwować walkę i ukryła się za nią. Jak zauważyła napastników było już trzech, każdy atakował z odległości, jeden z ziemi, dwóch latając w powietrzu, a Flower lawirowała między ich atakami, starając się, by to oni siebie wzajemnie atakowali, zamiast trafiać w nią. Jednak miała ograniczone pole manewru, bo musiała pamiętać, że ich ataki nie mogą skierować się w stronę ukrytej dziewczyny, a do tego jej przeciwnicy nie byli wcale tacy głupi.

Na szczęście odsiecz Zero przybyła w samą porę. Z zaskoczenia zaatakował jednego z latających, ściągając go na ziemię i zatrzymując w swój własny cień. Jego sylwetka jakby się rozrosła, cienie tłoczące się wokół niego zwiększyły swoją objętość i coraz dalej wychylały swoje macki.

Napastnicy zaskoczeni tym, co się wydarzyło zamarli na ułamek sekundy, patrząc się na nową postać. Dziewczyna wykorzystała to na błyskawiczny atak, którym powaliła drugiego z latających napastników. Chwilę później trzeci został powalony przez Zero, który spętał mu nogi swoimi cieniami.

- Nie myślcie sobie, że to już koniec! – wrzasnął ostatni z atakujących, po czym nagle zniknął.

Flower rzuciła się w jego kierunku, by go złapać, jednak nie zdążyła, plama cienia, w którą się przemienił złączył się z innymi cieniami w magazynie i już nie dało się odnaleźć, w którym kierunku uciekł.

Natalia powoli i ostrożnie wyszła z swojego schronu i zaczęła iść w kierunku zdyszanych, cienistych postaci, patrzących po sobie. Chłopak wciąż się uśmiechał, ale dziewczyna miała zaciętą minę i świdrujące spojrzenie. Tuż nad lewą brwią obficie krwawiło niewielkie rozcięcie, zalewając jej oko. Pomiędzy nimi leżało ciało jednego z agresorów, za to drugiego Natalia nigdzie nie mogła się dopatrzeć.

- Znowu to zrobiłeś. – Głos Flower przeciął powietrze niczym bicz wymierzony w Zero.

- Och, przestań, to nic wielkiego, przecież się zdarza. – Uśmiechnięty chłopak najwyraźniej nic nie robił sobie z wyrzutów znajomej. Uniósł ręce i w luzackiej pozie zaplótł je za głową.

- Obiecałeś, że nie będziesz.

- Obiecanki-cacanki. No nie gniewaj się już, więcej nie będę.

- Emm, przepraszam... - zaczęła dziewczyna wręcz boleśnie świadoma, że wcinanie się w tą kłótnie może być niebezpieczne.

Spojrzenia dwójki cienistych pomknęły w jej stronę, przy czym oboje stali się nagle łagodniejsi. Czuć było, że sama obecność Natalii sprawia, że ich napięcie gdzieś się ulotniło.

- Wytłumaczycie mi, co się stało, prawda? – Zaryzykowała stwierdzenie pełna obawy, że jednak jest ono błędne.

- Właśnie zostałaś uratowana przed atakiem demonów, które chciały cię pozyskać jako źródło dochodów i sprzedać jakiejś mafii – wyjaśnił uśmiechnięty chłopak, czym zarobił uderzenie łokciem w żebra. Jego ręce natychmiast powędrowały w uderzone miejsce, a on cały się skrzywił i posłał towarzyszce oburzone spojrzenie.

- Przeżyłaś pierwsze starcie z wrogimi ludziom istotami, co automatycznie kwalifikuje cię jako zdolną do wstąpienia w szeregi Celtis. Teraz, jeśli się zgodzisz, zabierzemy cię do siedziby organizacji, by móc poddać cię urokowi ukrycia, dzięki któremu twoja moc nie będzie już świecić jak latarnia morska – powiedziała Flower o wiele bardziej spokojnie, doskonale zaznaczając, że albo się zgodzi, albo się zgodzi i nie ma opcji, by jednak się nie zgodziła.

- O... - wyrwało się jej z ust. Właściwie nie wiedziała, co to miało znaczyć, ale Zero doskonale zinterpretował to po swojemu.

- No to komu w drogę temu czas – zarządził powracając do swojego uśmiechu i szybko złapał dziewczynę na ręce, po czym jednym skokiem wzbił się w powietrze.

Chwilę później dołączyła do nich Flower, a Natalia zauważyła, że po jej ranie nie było już najmniejszego śladu, prócz nie wytartych do końca stróżek krwi na policzku. Przy kimś takim lepiej się nie spierać, że czegoś się nie chce.

Przez całą resztę drogi utrzymywała język za zębami zastanawiając się, co pomyślały sobie opiekunki gdy weszły do ich pokoju i zobaczyły co się z nim stało. Czy będzie w ogóle jej dane tam powrócić? Wątpiła w to i nawet jej to odpowiadało. W końcu to o niecały rok mniej siedzenia w domu dziecka i być może o wiele mniej kłopotów, ze znalezieniem lokum i pracy, po tym jak by ten dom dziecka opuściła. Praktycznie same plusy, no nie? Chciałaby w to wierzyć, ale mózg podpowiadał jej, że nie do końca. Cóż, pożyjemy, zobaczymy, jak na razie wcale tak źle nie było. Oby tak dalej, a wszystko będzie dobrze.


* opowiadanie bierze udział w konkursie http://secretum.pl/konkursy/item/282-konkurs-na-fantastyczne-opowiadanie

Dział: Opowiadania

Już za tydzień, 17 grudnia, ukaże się kolejna książka Ricka Riordana zatytułowana "Greccy bogowie według Percy'ego Jacksona".

Dział: Książki
piątek, 05 grudzień 2014 02:16

Konkurs - Kristjansson Snorri

Zapraszamy do udziału w konkursie organizowanym wraz z wydawnictwem Rebis. Do wygrania dwa zestawy po dwa egzemplarze książek Kristjanssona Snorri - "Miecze dobrych ludzi" oraz "I popłynie krew". Życzymy powodzenia i dobrej zabawy!

Dział: Zakończone

Wydawnictwo Muza SA prezentuje dwujęzyczny album Rafała Olbińskiego. Publikacja zawiera 20 prac artysty oraz tyleż opowiadań powstałych z odwrócenia normalnej kolejności w pracy ilustratora. Najpierw bowiem stworzył on obraz. Premiera już 3 grudnia!

Dział: Książki
niedziela, 30 listopad 2014 03:54

Istoty Chaosu

„Istoty Chaosu" są już trzecią częścią „Kronik Obdarzonych" autorstwa Kami Garcii i Margaret Stohl – serii, która zapoczątkowana została w restauracji, na zwykłej, papierowej serwetce. Wyobraźnia pisarek szalała, by stworzyć pełen magii, niesamowity i zarazem przerażający świat.

Obdarzeni to istoty magiczne, które wraz z szesnastymi urodzinami zostają naznaczone. Stają się Istotami Światła lub Istotami Ciemności. Dzieje się z nimi to, co zdecyduje za nie los. Jedna z nich jednak dostała szansę wyboru, ale wybór, którego Lena w końcu dokonała, wywołał na świecie chaos. Dziwne, przerażające anomalie pogodowe i inne wydarzenia dzieją się już nie tylko w Gatlin. Czy to właśnie ona jest ich sprawczynią? Czy wszystko zostanie zniszczone? Jak wielkiej ofiary tym razem będzie wymagało powstrzymanie przerażającego kataklizmu?

Gatlin jest moim zdaniem niezbyt przyjemnym miejscem i ani trochę nie zasługuje na ratunek. To samo dotyczy mieszkającego tam społeczeństwa (choć oczywiście nie wszystkich osób). Książka napisana jest z dużym wyczuciem, a autorkom w niezwykły sposób udało się przedstawić panujący w miasteczku klimat. Powieść jest nieco mroczna, z posmakiem gotyku, ale mnie wydaje się być jednocześnie niezwykle wręcz baśniowa, choć przyznam, że wizja zbliżającej się apokalipsy została przedstawiona nad wyraz barwnie.

Autorki rozkręcają się, z tomu na tom pisząc coraz lepiej. Przyznam szczerze, że „Piękne Istoty" nieco mnie nudziły, ponieważ w powieści nie udało się uniknąć dłużyzn. W przypadku „Istot ciemności" wyglądało to już znacznie lepiej – tak samo jest i tutaj. Nie zabrakło również niezastąpionego, ironicznego poczucia humoru, towarzyszącego nam przez cały tom tuż obok wizji apokalipsy. Przyjaźń, miłość, przygoda, poświęcenie i fantastyczny świat – uważam, że książka zawiera wszystkie elementy dobrej młodzieżówki.

Lubię również sposób w jaki w powieści wykreowani zostali bohaterowie. Mienią się setkami barw. Zmieniają się wraz z biegiem fabuły, są interesujący i nieprzewidywalni. Postacie nie są czysto czarno-białe, a los został przedstawiony w niezwykle ciekawym ujęciu. Kartki książki nie są puste, a każdy bohater ma swoją własną historię i wpływ na dalszą fabułę. „Sztywny" i „płaski" to pojęcia, które z pewnością nie przyjdą nam do głowy przy lekturze „Istot chaosu".

Również wydanie serii jest dość niezwykłe – choć mnie osobiście nie podoba się tłumaczenie nazw. W Polskich tytułach wszędzie pojawiają się „istoty" podczas gdy w oryginale mamy powtarzające się słowo „beautiful". Póki co jednak wydawnictwu udało się z tego wybrnąć obronną ręką, zobaczymy jak potoczą się dalsze losy tytułów, bo naprawdę niezwykle ciekawi mnie tłumaczenie „Beautiful Redemption". Czarne, dopasowane do siebie okładki, wypukłe, pisane ozdobną czcionką litery. Dość dobre tłumaczenie i edycja tekstu. Skrzydełka, dzięki którym nie zaginają się rogi, a po wewnętrznej stronie okładki – z przodu przypomnienie poprzednich tomów, z tyłu informacje o autorkach. Wszystko to ładnie wyglądało będzie na półce, jako cała, przeczytana już seria.

I tym razem zakończenie jest smutne, pozostawiające miejsce na kontynuację. Pisarki nie pozamykały wielu wątków i tylko możemy domyślać się co będzie dalej. Zapewne przy swojej szalonej wyobraźni jeszcze niejednokrotnie nas zaskoczą. Kto wie, może nawet pojawią się jeszcze jacyś nowi bohaterowie... Kolejny, czwarty tom sagi:„Beautiful Redemption" ciągle przed nami, a póki co, zniecierpliwieni czytelnicy, cykl mogą zacząć oglądać na ekranach kin i własnych telewizorów.

Dział: Książki
niedziela, 30 listopad 2014 03:51

Piękne Istoty

„Piękne istoty to fascynująca współczesna opowieść o sile miłości i ludziach naznaczonych klątwą. Ethan marzy o wyjeździe z Gatlin w Karolinie Południowej, gdzie ostatnim wielkim wydarzeniem była wojna secesyjna. Chłopak od miesięcy śni o dziewczynie, której nigdy wcześniej nie widział. Kiedy po wakacjach spotyka ją na szkolnym korytarzu, z miejsca się w niej zakochuje. Lena ukrywa jednak mroczną tajemnicę i klątwę, która od pokoleń ciąży na jej rodzinie. Czy Ethan zdoła zmienić przeznaczenie i uratuje Lenę przed nią samą? W mieście bez przyszłości, jedna tajemnica zmieniła wszystko... Piękne istoty osadzone w mrocznym klimacie południa Ameryki mają szansę powtórzyć sukces Harry'ego Pottera i Zmierzchu, łącząc w sobie opowieść o miłości, atmosferę grozy, tajemnicę i nieoczekiwane zwroty akcji." – reklamuje książkę Empik. Prawa do ekranizacji powieści zakupiło studio Warner Bros, a prace nad przygotowaniem filmu już trwają. Tak więc zapewne niedługo obejrzymy powieść na ekranach kin. Jednak czy warto na to czekać? Moim zdaniem naprawdę warto.

Czytając przenosimy się do niewielkiego miasteczka o skromnej nazwie – Gatlin. Jest to miejscowość, która zatrzymała się w czasie. Od wybuchu wojny secesyjnej nic, kompletnie nic, się tam nie wydarzyło. To znaczy, do momentu pojawienia się „huraganu zwanego Leną", nie działo się tam kompletnie nic. Później życie mieszkańców zatrzęsło się w posadach.

Powieść jest mistrzowskim połączeniem fantastyki ze zwykłą, szarą codziennością, a wszystko to przeplatane jest wątkami historycznymi. Głównym elementem fabuły są dwa romanse – jeden dziejący się kiedyś, podczas wojny secesyjnej i drugi będący jego lustrzanym odbiciem, tyle, że „tu i teraz", w naszej rzeczywistości. Wygląda na to, że autorki udowodniły tezę, że „historia lubi się powtarzać". Fabuła co prawda momentami się wydłuża i może znudzić, ale za to w treść wplecione jest wiele takiego przyjemnego, rodzinnego ciepła i wzajemnej troski o siebie. Po prostu widać, że występujące w powieści rodziny, naprawdę troszkę się o siebie i kochają. Mnie osobiście takich właśnie rzeczy w literaturze współczesnej brakuje, ale moje zdanie jest bardzo subiektywne, gdyż na przykład bardzo lubię, nudzącą większość ludzi powieść – „Nad Niemnem".

Bardzo zainteresował mnie sposób narracji zaprezentowany w książce. Cała akcja, wszystkie jej elementy, widziane są oczami chłopaka – głównego bohatera – Ethana. Jest to niewątpliwie przyjemna odmiana, ponieważ w większości powieści, określanych mianem „mrocznych romansów", historię opowiada dziewczyna. Podoba mi się też, że z pomocą Ethana, pisarki za wszelką cenę starają się rozbudzić w czytelnikach miłość do książek.

Przygodę czyta się bardzo ciekawie. Jest niezwykle wręcz wciągająca, nie jest jednak lekturą na jedną noc, przynajmniej nie dla mnie. Ma w sobie jakby odrobinę tajemniczej głębi. Czegoś, czego brakuje w większości książek dla młodzieży. Do głównych bohaterów naprawdę można się przywiązać, łatwo ich polubić. Bolała mnie jednak ta płytkość innych postaci. To, że czytając, właściwie nie wiemy czego oni chcą. Elementy szkoły, zwykłej codzienności, które potrafią być naprawdę zabawne i porywające, tutaj zostały zepchnięte na margines, a opisy „wrednych dziewczyn" uprzykrzających życie głównej bohaterki, zlewają się w jedną całość. W tym wypadku czuje się lekki niedosyt. Nazwiska i imiona zapadły mi w pamięć, ale charakterem, po przeczytaniu całości, w dalszym ciągu nie odróżniam tych dziewczyn od siebie. Wszystkie były takie same. Odrobinę liźnięte, a potem zbite w kupę. Jeżeli taki był zamysł autorek, to świetnie, tylko w takim razie trochę za bardzo rozwinęły temat szkoły średniej. Sam magiczny, gotycki klimat powieści, został jednak ujęty wręcz cudownie, artystycznie i teatralnie. Bo tak właśnie wyobrażałam sobie przedstawienie całej akcji – w teatrze, takim starym, pełnym ruchomych dekoracji, olśniewającym i porywającym zmysły. Dlatego nie mam na co narzekać. Przecież w fabule chodziło o miłość i magię, a nie o jakąś głupią szkołę. Bardzo polubiłam też drugoplanowe postacie Ridley i Linka (choć o tej pierwszej było stanowczo za mało – ot była, narozrabiała i zniknęła, takie wielkie bum).

Podsumowując, książka jest wyjątkowo ambitna, jak na tego typu pozycję. Szczerze polecam ją zarówno młodzieży jak i starszym czytelnikom, a przede wszystkim tym, którzy marzą o wyrwaniu się ze wsi bądź małego, wiecznie takiego samego, miasteczka.

Dział: Książki
środa, 19 listopad 2014 16:30

Potwory w Tokio – Grą Roku 2014!

Polska wersja światowego bestsellera „King of Tokyo" Grą Roku 2014. Eksperci związani z rynkiem gier planszowych i karcianych docenili wydane przez Egmont Polska „Potwory w Tokio".

GamesFanatic.pl – najstarszy serwis o grach planszowych i karcianych w Polsce - w ramach plebiscytu Planszowa Gra Roku przyznał główną nagrodę Gra Roku 2014 planszówce „Potwory w Tokio" wydanej przez Egmont Polska. Tytuł Gry Roku przyznawany jest planszówkom, które cechuje nie tylko wysoka jakość wykonania, ale fakt, że zachęcają do wspólnego spędzania czasu w gronie rodziny i znajomych oraz rozbudzają zainteresowania potencjalnych nowych graczy.

Dział: Bez prądu

Zbliżający się grudzień zawsze oznacza wielką porcję wrażeń dla młodych entuzjastów kina w Poznaniu. 30 listopada rozpocznie się kolejna edycja jednego z najstarszych festiwali filmowych w Polsce – Festiwalu Ale Kino! W programie tegorocznej imprezy każdy może znaleźć coś dla siebie – od najmłodszych, dopiero rozpoczynających swoją filmową przygodę, po doświadczonych kinomanów. Najwięcej atrakcji będzie oczywiście czekało na dzieci i młodzież. Od rana do wieczora seanse będą się odbywać w Multikinie 51, w Nowym Kinie Pałacowym w CK Zamek i na Scenie Wspólnej Teatru Łejery i Centrum Sztuki Dziecka, które jest organizatorem imprezy.

Dział: Wydarzenia

Wydawnictwo Zysk i S-ka prezentuje Oficjalny album Assassin's Creed Unity, który swoją premierę będzie miał już 14 listopada!

Dział: Komiksy