listopad 25, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: 2

czwartek, 29 grudzień 2016 16:57

"Munchkin Lista Skarbów" - przedsprzedaż

Trwa przedsprzedaż najnowszego tytułu od wydawnictwa Black Monk i Bard: "Munchkin Lista Skarbów".

Dział: Bez prądu
środa, 28 grudzień 2016 14:50

Terry Pratchett. Życie i praca z magią w tle

„Dzieją się dziwne rzeczy, gdy człowiek czyta w pociągu powieści Terry'ego Pratchetta. Ludzie pochylają się, żeby obejrzeć okładkę, a potem mówią: „Czytałem to”, co jest naprawdę irytujące. Nawet konduktor tak do mnie powiedział.”

Myślę, że Terry’ego Pratchetta nie trzeba przedstawiać. Nie każdy zna jego twórczość, ale słyszeli o nim niemal wszyscy. Można go lubić, można nie przepadać za jego prozą, ale inteligencji, błyskotliwego dowcipu, nieograniczonej wyobraźni odmówić mu nie sposób. Pratchett był jednym z najbardziej płodnych artystów. Jego utwory zostały przetłumaczone na prawie czterdzieści języków. Wielu uważa, że są one obowiązkowe dla każdego miłośnika fantastyki.

Z tego powodu biografii oraz książek opisujących twórczość Pratchetta jest całe zatrzęsienie. Sporo powstało przed śmiercią artysty, tak jak pozycja, którą trzymam w ręku. Byłam zainteresowana, jaką osobowość skrywa jeden z moich ukochanych artystów. Craig Cabell postanowił przybliżyć nam sylwetkę tego autora.

Słów kilka o okładce. Jest źle. Bardzo źle. Bardziej przypomina pracę ucznia gimnazjum niż profesjonalnego grafika. Nie będę tutaj się nad nią znęcać, ale gdybym miała wybierać między paroma biografiami Pratchetta, to po tę bym nie sięgnęła. Druga kwestia – tłumaczenie tytułu. Uważam, że wierne byłoby lepsze niż polska wariacja. Kompletnie mi nie pasuje do tej książki.

„Terry Pratchett. Życie i praca z magią w tle nie jest nieoficjalną biografią, nie jest przewodnikiem po Świecie Dysku. Jest hołdem dla człowieka, który sprzedał siedemdziesiąt milionów egzemplarzy swoich książek, przetłumaczonych na trzydzieści osiem języków, i który udowodnił, że ma wielkie serce, jeszcze zanim zachorował. Jest to również książka wyrażająca podziw dla pisarza fantasy, którego dusza żyje w świecie rzeczywistym, i to właśnie czyni go popularnym – potrafi skłonić czytelników do empatii wobec jego świata i z prawdziwego świata wokół nich.”

Nie można odmówić autorowi wiedzy na temat tego, co pisze. Mówi o współczesnej fantastyce w Wielkiej Brytanii i na świecie, o twórczości Pratchetta, oraz o bardziej znanych powieściach, na które warto zwrócić uwagę. Niestety zbyt mało powiedział o samym autorze. Na początku oczywiście znajduje się historia początków pisania, kariery dziennikarskiej. Gdzieś przelatuje fragment o zaangażowaniu w walkę o przetrwanie orangutanów (okazuje się tutaj, że Bibliotekarz nie pojawia się przypadkiem na Niewidocznym Uniwersytecie). W końcu angielski pisarz pojawia się raz, gdy ogłasza światu diagnozę i włącza się do walki z chorobą Alzheimera. Dla mnie to było za mało. Liczyłam na bliższe zapoznanie się sylwetką Pratchetta.

Autor twierdzi, że jego książka nie jest przewodnikiem po twórczości Pratchetta. Nie jest też biografią. Więc czym jest? Niczym. Trochę biografii, sporo analiz i mamy... nic konkretnego. Liczyłam na przedłożenie tego, co Pratchett pisał, zachowań bohaterów, sytuacji w jego powieściach na jego życie, przekonania i działania. Chciałam poznać siłę napędową, którą kierowała artystą i pozwalała tworzyć dzieła tak różne, tak niesamowite i inteligentne.

Nie potrzebowałam analizy powieści i opowiadań, wytłumaczenia ich drugiego dna i zdradzania zakończeń. Podczas lektury miałam wrażenie, że autor traktuje czytelnika, jak osobę niezbyt rozwiniętą. Inaczej po co musiałby tłumaczyć nam, o czym są książki Pratchetta? Postawę Cabella wobec nas można odczuć już w pierwszych rozdziałach. Gdy kolejny raz czytałam, że „jego zdaniem fantasy oraz science fiction to odrębne gatunki, a nie jak niektórzy twierdzą, że jedno jest podgatunkiem drugiego”. Oczywiście autor tłumaczył nam też, dlaczego tak sądzi. Za każdym razem. To powodowało coraz większą irytację.

Za całkiem zbędne także uważam „aneksy”. Po cóż komu dokładna lista płac filmowych adaptacji powieści Pratchetta? Szkoda, że nie ma sprzątaczek, stażystek i chłopców na posyłki. Po co lista wszystkich wydań wszystkich książek? Kto się tym interesuje, to wie, kto nie to i tak to pominie...

„Równoumagicznienie to prawdopodobnie najważniejsza książka, jesli chodzi o poszerzanie horyzontów cyklu. Jest pierwszą, w której pojawia się babcia Weatherwax, kontynuuje tez przełamywanie schematów fantasy, rozpoczete w Kolorze magii.”

Całkiem przydatne były stwierdzenia czym Pratchett inspirował się podczas pisania. Jakie dzieła „wyśmiewał”, po jak trudne tematy sięgał: nierówność społeczna, seksizm, rasizm, przemoc, korupcja to tylko niektóre motywy w jego powieściach. Łamał tabu i schematy rządzące w powieściach fantasy. Przerabiał bajki, baśnie i znane historie po swojemu. Przenicowywał je i pokazywał ich nieznaną stronę.

Podsumowując, powiem, że nie wiem do końca czym miała być ta książka. Dla mnie usypiaczem. Naprawdę dwa razy nad nią zasnęłam. Gdy czytałam o książkach, które znam, było nawet w porządku. Gdy wchodziłam na nieznane tereny, modliłam się o koniec. Niestety Cabell nie umie swoją opowieścią o moim ukochanym autorze przyciągnąć czytelnika. Na szczęście jest wiele cytatów (różnych autorów), które umiliły choć trochę ten czas. Ale nie zniechęcam do sięgnięcia po pozycję. Możliwe, że fanom większym ode mnie, przypadnie ta książka do gustu.

„Technicznie jestem humanistą. Nie wierzę w wielkie brody na niebie, ale wierzę, że istnieje porządek.
Terry Pratchett”

Dział: Książki
czwartek, 22 grudzień 2016 12:04

Wyprawa na Biegun

Choć wielu z nas nie lubi zimy, prawie nikt nie wyobraża sobie Świąt bez śniegu. Piały puch spadający z nieba nie tylko buduje klimat, ale również sprawia, że świat wygląda inaczej – bajkowo. Co jednak jeśli kolejny rok z rzędu okres świąteczny pozbawiony będzie śnieżnej aury? Proponuję udać się na Biegun Północny np. z drużyną Świętego Mikołaja. Taka okazja czeka nas, jeśli zasiądziemy do wyjątkowej gry planszowej „Wyprawa na Biegun”, która ukazała się w polskiej wersji językowej nakładem wydawnictwa FoxGames.

Ta przygodowa gra to debiut fińskiego duetu: Jouni Jussila i Tomi Vainikka. Jej pierwsza edycja ukazała się w 2015 roku, zaś pierwsza polska wersja ukazała się w październiku tego roku. Przeznaczona jest dla 2-4 osób w wieku od 7 lat.

Strona wizualna

Gra spakowana jest w duże, solidne pudełko. Pierwsze co przykuwa wzrok, to duża ilość elementów oraz niestandardowa, bo obrotowa plansza do złożenia. Tworzą ją kwadratowa, nieruchoma podstawa oraz okrągła nakładka, która obraca się wokół własnej osi – w tym przypadku wokół bieguna północnego. Jakby tego było mało, w obrotowej planszy znajdują się puste pola, w które umieszczamy przezroczyste kafelki. To one wraz z możliwością obracania planszy, sprawiają, że plansza nieustannie zmienia swój wygląd w trakcie rozgrywki.

Ponadto w pudełku znajdziemy plansze graczy - poszczególnych ekspedycji. Do wyboru mamy np. drużynę Kanadyjczyków, Szkotów, Inuitów, Świętego Mikołaja czy … pingwinów (chyba z Madagaskaru). Pozostałe elementy gry to żetony ekwipunku, drewniane pionki, dużo kart. Wszystko zostało wykonane solidnie, w przyjemnej dla oka grafice.

Kolejny bardzo fajny pomysł w grze to dołączenie pustych elementów. Do dyspozycji mamy m.in. plansze graczy, żetony ekwipunku, karty. Dzięki nim możemy stworzyć swoje własne dodatkowe zasady gry, wątki fabularne itd. Ogranicza nas tylko własna wyobraźnia.

Warto również wspomnieć o instrukcji. W odróżnieniu do tych, do których przyzwyczaiły nas inne tytuły, ta jest napisana w formie komiksu. Te bardzo fajne i nowatorskie podejście sprawia, że zapoznanie się z zasadami jest bardzo przyjemne. Wszystko zostało przejrzyście opisane i wyjaśnione przykładami.

wyprawa na biegun2

Cel i przebieg rozgrywki

Celem gry jest przeprowadzenie wszystkich członków naszej drużyny na środek planszy czyli tytułowy Biegun Północny. Do pokonania jest labirynt ze szczelin w pokrywie lodowej, który zmienia się po każdej burzy śnieżnej. Ilość członków drużyny zależna jest od ilości graczy. W grze dwuosobowej nasza ekspedycja będzie się składała z czterech członków, zaś w grze czteroosobowej – z dwóch.

Tura każdego z graczy składa się z czterech faz. W pierwszej naszym zadaniem jest sprowadzenie ze statku jednego członka drużyny do bazy na planszy. Oczywiście jeśli nasz statek jest już pusty, pomijamy tą fazę i przechodzimy do drugiej.

Druga faza to czas na przeprowadzenie akcji. Z maksymalnie trzech dostępnych kart akcji, które leżą przed nami wybieramy jedną. Do wyboru mamy ruch (w różnych kierunkach na wprost lub na boki lub po przekątnej), ruch z zasadzką lub samą zasadzkę. Akcje samych ruchów umożliwiają nam poruszanie się w labiryncie szczelin. Ruch z zasadzką umożliwia nam odesłanie członka ekipy przeciwnika na statek po tym jak staniemy na tym samym polu co on. Podobny efekt uzyskuje wykonanie samej zasadzki, z tą różnicą iż działa ona na odległość (bez ruszania się z miejsca eliminujemy konkurencję). Nagrodą za wykonanie zasadzek jest dodatkowy ekwipunek, który pomaga w wyprawie.

Trzecia faza gry to sprawdzenie pogody. Wszystkie karty akcji posiadają symbol burzy z różną ilością punktów. Każdorazowo bo zakończonej drugiej fazie, sprawdzamy ile punktów się uzbierało na użytych od poprzedniej zmiany pogody kartach akcji. Jeśli ilość punktów przekroczy odpowiedni próg zależny od ilości graczy, nadchodzi burza. Górna plansza przekręcana jest wtedy zgodnie z tym co wskazuje pierwsza karta ze stosu kart akcji. Możemy np. obrócić planszę o ¼ obrotu zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Podstawowym efektem burzy jest całkowita zmiana układu labiryntu szczelin. Dodatkowo każdemu z graczy zmieniają się możliwe do wykorzystania w następnej turze karty akcji. Na koniec tej fazy odrzucane są wcześniej użyte karty akcji, przez co od początku zaczyna się liczenie punktów zmiany pogody.

Ostatnia, czwarta faza tury gracza to dociągnięcie do trzech kart akcji. Mając na uwadze efekt burzy, może zdarzyć się tak, że inni gracze będę posiadać mniej niż trzy karty na początek kolejnej tury.

Gra trwa do momentu, aż wszystkie pionki gracza wejdą na Biegun Północny. Dodam, iż wejście możliwe jest tylko z jednej strony. Dodatkowo aby jeszcze bardziej to utrudnić, każda burza zmienia lokalizację tego wejścia.

Czas na wrażenia

Jak zauważyliście czytając powyższy opis pojedynczej tury, gra nie jest trudna do opanowania. Zasady nowym graczom można wytłumaczyć w kilka minut, a rozegranie pierwszej gry nie wymaga zerkania do instrukcji co chwilę.

Gra mocno stawia na negatywną interakcję. Z jednej strony mając na uwadze, iż jest to familijny tytuł, zabieg ten może trochę dziwić, ale jeśli weźmiemy pod uwagę mechanikę, jest ona praktycznie nieodzowna. Do wykonywania zasadzek na innych graczy zmusza wręcz chęć zdobycia nagród pod postacią tzw. Lodowych Masek. Żetony te bardzo urozmaicają i ułatwiają rozgrywkę. Wśród nich odnajdziemy pomocne ekwipunki. Dla przykładu pies husky to dodatkowy ruch, raki zaś pozwalają przebrnąć przez szczeliny, a jeden z lepszych – czekan, umożliwia wejście na biegun od dowolnej strony. Jednak nie zawsze jest tak kolorowo. Za wykonany atak na przeciwnika możemy być również ukarani. Jeśli wśród Lodowych Masek wylosujemy np. dziurę w lodzie, czeka nas powrót na statek.

Negatywna interakcja praktycznie kończy się wraz z wyczerpaniem żetonów Lodowych Masek. Wtedy to na planszy obowiązuje zakaz przeprowadzania zasadzek. Szczerze to w grze 2-osobowej nie mieliśmy takiej sytuacji, ale już przy większej liczbie graczy, zdarza się to dość często. Gra wtedy zaczyna być trochę nudna i każdemu bardzo doskwiera brak interakcji. Zaczyna się wyścig i rozgrywka zaczyna przypominać trochę grę w Chińczyka.

Choć gra jest bardzo losowa, w znacznym stopniu stawia również na taktyczne przemyślenia. Możemy starać się dostosować nasze ruchy widząc, że zaraz nadejdzie burza śnieżna. Jesteśmy również w stanie wcześniej zaplanować nasze akcje wiedząc jakie mniej więcej karty do nas się obrócą. Pod kątem planowania czasami tytuł ten przypomina szachy. Szczególnie w grze 2-osobowej. Mając do dyspozycji kilka pionków, możemy tak poprowadzić turę, iż zabezpieczymy swoją drużynę przed atakami. Osłaniamy nawzajem nasze pionki tak, że zniechęcamy przeciwnika do przeprowadzenia zasadzek, gdyż jego atak będzie wiązał się z utratą pionka w następnej turze. Oczywiście niejednokrotnie takie planowanie bierze w łeb, gdyż przeciwnik nagle wywołuje burzę i cała plansza zmienia swój wygląd.

Na koniec chciałbym jeszcze zwrócić uwagę bardzo fajną rzecz, dzięki której twórcy gry urozmaicili nam rozgrywkę. „Wyprawa na Biegun” współpracuje z aplikacją multimedialną Dized. Dostępna ona jest za darmo na urządzenia z systemem Android i iOS. Pierwszą ważną zaletą tego programu to interaktywny tutorial (aktualnie dostępny w języku angielskim i niemieckim). Krok po kroku pomoże nam przebrnąć przez pierwszą rozgrywkę. Kolejną zaletą Dized to wprowadzenie nowych wariantów gry. Wraz z aplikacją możemy np. rozegrać tury na czas, losowo wywoływać burze, kupować ekwipunek (za punkty otrzymywane zamiast tradycyjnego ciągnięcia żetonów). Aplikacja zgodnie z obietnicą autorów ma być nieustannie rozwijana więc zapewne czekają nas kolejne nowe warianty wzorowane na pomysłach graczy.

Podsumowując

„Wyprawa na Biegun” to idealna gra familijna i zabawa w rodzinny wyścig. Jednak w rozgrywce z dziećmi należy być trochę ostrożnym. Efektem negatywnej interakcji może być niezła frustracja i zniechęcenie do tytułu. Dlatego w takim towarzystwie czasami lepiej się zastanowić czy warto zbijać pionki za wszelką cenę. Odpowiednim wariantem do rozegrania z najmłodszymi może okazać się gra drużynowa, szczególnie jeśli pomieszamy wiekowo jej członków.

Za tytułem tym przemawiają nie tylko proste zasady i duża regrywalność, ale szczególnie ładna oprawa graficzna oraz solidne i pomysłowe wykonanie. Osobom kreatywnym umożliwia rozbudowanie zasad, mechanizmów i wprowadzenie nowych wariantów z wykorzystaniem specjalnych elementów do własnej edycji.

„Wyprawę na Biegun” polecam wszystkim, którzy lubią interesujące i nowoczesne gry.


Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu FoxGames.

Ilustracja w tekście pochodzi z materiałów wydawcy.

Dział: Gry bez prądu
wtorek, 20 grudzień 2016 02:10

Wieści z Naszej Księgarni!

NA POCZĄTEK 4 GRY! - informuje wydawnictwo, które dopiero rozpoczyna swoją przygodę na rynku gier planszowych.

Premierę pierwszych naszych gier zaplanowaliśmy na 1 lutego. Będą to 4 gry, wszystkie wydane w bardzo poręcznych pudełkach, dzięki czemu łatwo będzie zabrać je na wyjazdy oraz spotkania rodzinne i z przyjaciółmi. A właśnie podczas tego typu spotkań wszystkie one doskonale się sprawdzą: mają łatwe zasady, instrukcje są krótkie i przejrzyste.

Dział: Bez prądu
wtorek, 20 grudzień 2016 02:04

Nowa powieść Veroniki Roth już w styczniu!

Wydawnictwo Jaguar zostało wydawcą nowej serii Veroniki Roth. Pierwszy tom cyklu zatytułowany „Naznaczeni śmiercią” ukaże się jednocześnie w 33 krajach na świecie 17 stycznia 2017 r.

Dział: Książki

Wyrazista, ironiczna i – bardzo aktualna… "Political fiction" najwyższej jakości!

W jakim kraju obudzimy się za 20 lat? Polska w latach 30. XXI wieku. Gospodarcza i militarna potęga, lider Europy Środkowej? Czy może raczej kraj dogorywający po dekadach rządów narodowokatolickiej partii, w którym brakuje dosłownie wszystkiego, a ludzie umierają z głodu? Jacek Inglot sugestywnie rozwija obie te wizje.

Dział: Książki
wtorek, 20 grudzień 2016 01:44

Konkurs - Atrament i krew

Jeśli wiedza to władza, to Biblioteka jest największą potęgą na świecie. I najbardziej okrutną…

Dział: Zakończone
wtorek, 20 grudzień 2016 01:37

Konkurs - Polska 2.0

Wyrazista, ironiczna i – bardzo aktualna… "Political fiction" najwyższej jakości! W jakim kraju obudzimy się za 20 lat?

Dział: Zakończone
wtorek, 13 grudzień 2016 07:17

Limitowane jednotomowe wydanie trylogii Metro

Kultowa trylogia Dmitrija Glukhovsky’ego teraz dostępna w wyjątkowym wydaniu! Z okazji świąt Bożego Narodzenia wydawnictwo Insignis przygotowało nie lada gratkę: limitowane jednotomowe wydanie trylogii Glukhovsky’ego w oprawie graficznej Ilji Jackiewicza. To unikatowe wydanie w przystępnej cenie może być doskonałym prezentem zarówno dla wielbicieli twórczości Glukohvsky’ego czy literatury postapokaliptycznej w ogóle, jak i dla osób, które do tej pory nie miały okazji wkroczyć w mroczny świat moskiewskiego metra.

Dział: Książki
poniedziałek, 12 grudzień 2016 18:16

Śpiący giganci

„Śpiący giganci” to, przyznaję, tytuł raczej mało chwytliwy. Jest to debiut literacki Sylvaina Neuvel, dlatego można mu ten mały błąd wybaczyć, bo mimo kiepskiego tytułu, książka jest naprawdę godna polecenia.

Gdy Rose, w dniu swoich 11 urodzin budzi się na gigantycznej, metalowej dłoni, nie jest świadoma tego, że przyjdzie jej w dojrzałym wieku być naukowcem kierującym ogromnym projektem, którego dłoń jest katalizatorem. Po drugiej stronie globu z ziemi wyłania się inna część ciała, potem następna i następna. Doktor Rose staje się dowodzącą zespołem składającym się z przypadkowyh, jednak świetnie wyszkolonych osób, które odkryją coś, co zmieni postrzeganie przez ludzkość naszego miejsca we wszechwiecie.

Pierwsze, na co zwróciłam uwagę to okładka. Zazwyczaj okładka nie jest dla mnie wyznacznikiem dobrej ksiażki, jednak w tym wypadku mnie urzekła. Perforowana, miła w dotyku, z „okienkiem”, które kryje w sobie piękną grafikę. Zatem można przyjąć, że moja przygoda z tą książką zaczęła się organoleptycznie.

Otworzyłam ją i zostałam zaskoczona po raz wtóry. Musiałam ją całą przekartować, aby upewnić się w tym, co zobaczyłam. Cała książka jest napisana w formie... rozmów! To dialogi między poszczególnymi bohaterami ksiażki a pewnym tajemniczym osobnikiem, o którym niewiele wiadomo. Sprawa wygląda tu podobnie jak w „World War Z”. Przyznaję, jest to bardzo ciekawe rozwiazanie, które osobiście przypadło mi do gustu. Zabieg usunięcia wszelkich nieistotnych wydawałoby się szczegółów sprawia, że autor jakby niczego nam nie sugeruje, a wszystkich najistotniejszych informacji dowiadujemy się od postaci. Resztę musimy dopowiedzieć sobie sami.

W związku z tym, że brak tu opisów postaci, miejsc i wszystkiego co dzieje się dookoła, a autor skupia się tylko na fabule, cała książka jest wręcz naładowana akcją. Nie spodziewajcie się jednak wybuchów, pościgów i ufoludków strzelających z oczu laserami. To nie jest ten typ akcji. To raczej emocje towarzyszące pewnym wydarzeniom, które momentami wręcz stanowią jedynie tło. To opis stosunków międzyludzkich między ludźmi „skazanymi” na swoje towarzystwo. Sympatie i antypatie, miłość i nienawiść, zaufanie i jego brak, które wielokrotnie mają ogromny wpływ na przebieg całej historii. Jest to jednocześnie bardzo dobry opis tego, do czego jest zdolny człowiek w obliczu wiekopomnego odkrycia, które może zmienić losy świata. Opis tego, jak działa polityka, co dzieje się poza opinią publiczną, w czterech ścianach białych gabinetów. I przykład na to, jak dużo można osiągnąć mając pieniądze i koneksje. To, co odkrywa zespół doktor Rose Franklin schodzi czasem na drugi plan, na pierwszym pozostawiając studium ludzkiej natury. Do tego naprawdę zaskakująca fabuła i nie mniej zaskakujące zwroty akcji sprawiają, że książkę się wręcz pochłania jednym tchem.

Mogłoby się wydawać, że brak opisów, wprowadzeń do fabuły i narracji jako takiej spłaszczy fabularnie tą powieść. Dla mnie jednak zabieg taki sprawił, że poczuałam się... wolna. Czytając kolejny wywiad, rozmowę, czy zapis z pamiętnika miałam wolną rękę w wyobrażaniu sobie całej otoczki wokół głównego tematu książki. Dodatkowo forma tej powieści uchroniła mnie przed niezbyt przeze mnie lubianym bełkotem technologicznym, z którym można spotkć się w wielu tego typu powieściach. Nie ma tu „zapychaczy” w postaci skomplikowanych słów czy opisów technologicznych. Autor bardzo sprytnie wybrnął z narzuconego przez gatunek standardu poprzez prosty zabieg: tajemnicza persona, rozmawiająca z bohaterami powieści jest... laikiem. Nie zna się na chemii, skomplikowanej matematyce i badaniach genetycznych. Dlatego też poprzez zadawane pytania wymusza na bohaterach – w większości naukowcach, proste i logiczne wytłumaczenie zachodzących zjawisk i przeprowadzanych badań. Sprytne, a jakże proste. Powieść zatem nie męczy i jest przyjazna dla czytelnika. Czasem akcja przeskakuje w czasie, nagle okazuje się, że „teraz” dzieje się trzy miesiące po „tamtym”. W żaden sposób mi to nie przekadzało, nie miało to większego wpływu na moje zainteresowanie historią.

Lekki i nieskomplikowany styl pisania autora, a także obdarcie historii z niepotrzebnych opisów sprawia, że ksiażkę czyta się szybko i przyjemnie. Pan Neuvel, mimo iż interesuje się zagadnieniami związanymi z językoznawstwem, nie próbuje na siłę upiększać fabuły kwiecistymi frazesami. Język jest prosty, nie udziwniony, dzięki czemu rozmowy bohaterów wypadają bardzo naturalnie.

Postaci w tej powieści jest niewiele, jednak są one dość wyraziste. Brak narracji sprawił, że na początku ciężko określić charaktery poszczególnych bohaterów i wyrobić sobie o nich jakąkolwiek opinię. Z czasem jednakowoż, Pan Tajemniczy zaczyna się coraz żywiej interesować stosunkami panującymi w bazie, gdzie ci bohaterowie spędzają 90% swojego czasu. Pojawiają się bardzo osobiste pytania, momentami wręcz bezczelnie wchodząc z „butami” w życie prywatne bohaterów. Rozmowy na temat innych członków załogi, wzajemnych sympatii i antypatii pozwalają nam choć trochę bliżej poznać ich wszystkich. Okazują się bardzo naturalnie nakreślonymi indywiduami, wzbudzającymi w czytelniku emocje i nie pozostawiając go neutralnym na ich losy. Dodatkowo autor w bardzo naturalny sposób pokazuje, do czego jest zdolny człowiek, aby osiągnąć „wyższy” cel i na ile sposóbów jest w stanie wytłumaczyć swoje poczynania, kiedy wierzy w to co robi. Do tego poprzez niespodziewane zachowania pokazuje, jak wiele czasem zależy od odpowiedniego dobrania ludzi , którzy mają ze sobą współpracować.

Uważam, że jak na debiutanta, Pan Neuvel napisał naprawdę fascynującą, dobrą historię. Książka jest bardzo przyjemna w odbiorze, choć forma dziennika nie każdemu może przypaść do gustu. Nie zostawi ona trwałego śladu w czytelniku, da mu jednak mnóstwo frajdy. Zakończenie natomiast sprawi, że czytający zawiesi się na chwilę i zastanowi, czy ten ostatni rozdział, napewno miał być ostatnim.

Dział: Książki