Rezultaty wyszukiwania dla: Świat Książki
Pejzaż z gwiazdami
Nowość od Wydawnictwa Solaris - książka zawierająca liczne wywiady z pisarzami polskimi, zagranicznymi, ale również z wydawcami i tłumaczami, czyli z tymi wszystkimi, którzy żyją dla książek.
Z przedmowy Marka Oramusa:
Spośród pisarzy udało mu się nakłonić do zwierzeń gwiazdy fantastyki z tej i tamtej strony świata: Kira Bułyczowa i Borysa Strugackiego oraz Terry'ego Pratchetta i George'a R. R. Martina, by pozostać tylko przy tych nazwiskach. Lepszych wywiadów z nimi nie przeczytałbym w całej polskiej prasie, gdzie dominuje ogólnikowość i lekceważenie naczelnej powinności dziennikarza, że coś trzeba wiedzieć o osobie zaproszonej do wywiadu i o tym, czym ona się zajmuje. W rozpędzonej za groszem hałastrze nie ma na takie luksusy miejsca, dlatego w porządnym wykonywaniu obowiązków krytyka czy dziennikarza muszą ją zastępować outsajderzy pokroju Wojtka Sedeńki.
Otchłań. Księga II - premiera książki i spotkania autorskie
Cykl Demoniczny – już dawno podbił bestsellerowe topki na całym świecie!
Został przetłumaczony i wydany w Niemczech, Grecji, Japonii, Rosji, Czechach, Francji, Hiszpanii, Danii, Portugalii, Indonezji, Tajwanie, Holandii, Korei Południowej, Chinach, Turcji, Włoszech, Bułgarii, Węgrzech, Rumunii, Serbii i Estonii, gdzie podbija serca kolejnych czytelników.
Prawa do ekranizacji zostały nabyte przez hollywoodzkiego reżysera Paula W.S. Andersona i producenta Jeremy'ego Bolt. Duet ten współpracował wcześniej przy serii filmów Resident Evil.
Zemsta Manitou
W sennych, małych miasteczkach nigdy nic się nie dzieje; prawdopodobnie istnieją tylko po to, aby móc się pożalić na panującą w nich nudę. Z drugiej strony stanowią również swego rodzaju ostoję, bezpieczną przystań. To w nich mieszkają ludzie, skuszeni wizją spokojnego żywota, bez morderstw, gwałtów oraz kradzieży. Cisza, spokój, sielanka... ach, w jakim kłamstwie żyją! Szczególnie ci, którzy mają zamknięte oczy na sprawy natury nadprzyrodzonej...
Kiedy ktoś (a może bardziej pasuje określenie- "coś") pragnie opętać Twojego małego synka, a później atakuje rodzinę, gwałcąc żonę, masz ochotę tylko wmówić sobie, że oszalałeś. Że przecież szafa nie może do Ciebie mówić, ba! Grozić Ci śmiercią. Przecież takie rzeczy się nie zdarzają, nie dotyczą Ciebie- w końcu nie zrobiłeś nikomu krzywdy, nie interesowałeś się sprawami nie z tego świata, nijak nie zgrzeszyłeś. Za co więc los zsyła na Ciebie całe to cierpienie, to zło w czystej postaci? Neil, Susan i Toby to zwykła rodzina, jakich tysiące, żyjąca rytmem wyznaczonym przez pracę i szkołę. Żadne z nich nie maczało palców w różnego rodzaju mrocznych sprawach, a jednak to ich wybrało pradawne zło na swoistych "proroków". Tragedia rodziny rozpoczęła się od nocnych koszmarów małego chłopca, później doszły do tego dziwne wizje, objawiające się na drzwiach szafy w jego pokoju. Z biegiem czasu Toby oraz Neil spotykali coraz częściej tajemniczego mężczyznę w kowbojskim kapeluszu, który -niczym widmo- rozpływał się w powietrzu. A ostatecznie... odwiedziny Drewnianego Demona, wyzierającego na świat przez dębowe drzwi szafy. A najgorsze miało przecież dopiero nadejść...
Gdy na świat po raz kolejny pragnie powrócić pradawny indiański szaman, zwany Misquamacusem, wróż Harry Erskine i współczesny szaman Śpiewająca Skała muszą ponownie zewrzeć szyki. Jednak czy i tym razem mężczyznom uda się przegonić zło tam, gdzie jego miejsce?
Zemsta Manitou to drugi tom serii o wcielonym złu- Misquamacusie. Szaman, poprzednim razem przegoniony z naszego świata przy pomocy manitou (czyli ducha) współczesnej technologii po raz kolejny atakuje niczego niespodziewającą się rodzinę. Jego celem staje się ośmioletni chłopiec, Toby, a na żywe naczynia jego pobratymców obrał sobie dzieci z klasy chłopca. Nikt prócz Neila nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia, jakie unosi się nad dziećmi i całym światem. Misquamacus nie tylko chce zemścić się na białym człowieku za krzywdy jego ludu sprzed wielu, wielu lat, lecz również dotkliwie skrzywdzić Harry'ego Erskine oraz Śpiewającą Skałę za poniżenie, jakie stało się jego udziałem poprzednim razem. Jednak czy zwykli ludzie poradzą sobie z nadprzyrodzonym zagrożeniem, które powraca jeszcze silniejsze? Oto jest pytanie.
Część druga, podobnie jak jej poprzedniczka, trzyma w napięciu od pierwszych stron. Uważnie, w rytm kroków bohaterów, śledzimy powolną eskalację nadprzyrodzonych wydarzeń, by ostatecznie zostać zaatakowanymi z ogromną, mroczną siłą. Misquamacus był w latach swego życia najpotężniejszym indiańskim szamanem, mającym na swoich usługach prawdawnych bogów. Był niemalże nie do pokonania, choć wówczas przegrał z rozwojem techniki. Silniejszy w nowe moce, ale i w wiedzę na temat współczesności nie da się tak łatwo zaskoczyć. W starciu z nim ktoś niestety poniesie śmierć...
Graham Masterton należy do moich ulubionych autorów powieści grozy; mam do niego sentyment od wielu lat i choć spod jego pióra wychodziły książki lepsze i gorsze (jak w przypadku większości pisarzy), to nigdy go nie porzuciłam. To on jako pierwszy poprowadził mnie w kierunku horroru, gdzie zostałam do dziś. Cykl Manitou jest serią delikatnie krwawą, pokazuje, na co stać wyobraźnię Mastertona. Jednocześnie zahacza o historię, skupiając się na morderstwach Indian, odbieraniu im ziemi, a w końcu zniewolenie oraz zamknięcie w rezerwatach.
Odważcie się sięgnąć po twórczość Grahama Mastertona- nie tylko cykl Manitou zapewni Wam dobrą lekturę, lecz także pozostałe jego książki. Ostatecznie tuż obok Stephena Kinga jest jednym z najpopularniejszych autorów powieści grozy.
Perłowa dama
Kwietniowa premiera od Wydawnictwa Czwarta Strona.
„PERŁOWA DAMA” WCIĄGNIE CIĘ W ŚWIAT GWIAZD I DEMONÓW, CYRKOWYCH SZTUCZEK I MIŁOŚCI.
Magiczny cyrk powraca. Ciemność znów atakuje. Takiego obrotu wydarzeń nikt się nie spodziewał! Alicja walczy o przetrwanie w mrocznych podziemiach Hadesu, gdzie brat Hadriana, Tristan, staje się jej jedynym sprzymierzeńcem.
Fandom
Violet i jej przyjaciele są fanami powieści Taniec na szubienicy i członkami fandomu świata wykreowanego w książce oraz jej ekranizacji.
Akcja powieści toczy się w XXII wieku. Ludność podzieliła się na genetycznie ulepszonych Genuli oraz zmuszonych przez nich do posłuszeństwa zwykłych ludzi, do których przylgnęło określenie Niedosków.
Uniwersum Metro 2035: Piter. Wojna - premiera
Nowe oblicze świata Metra.
„Piter. Wojna”, książka Szymuna Wroczka dająca początek nowej serii Uniwersum Metro 2035, ukaże się w środę 18 kwietnia 2018 roku nakładem wydawnictwa Insignis.
Trzecia wojna światowa starła ludzkość z powierzchni Ziemi. Planeta opustoszała. Całe miasta obróciły się w proch i pył... Oto początek kultowej serii Uniwersum Metro 2033. Jej twórcą jest Dmitrij Glukhovsky, autor trzech książek osadzonych w tym niezwykłym świecie – świecie, który zawładnął wyobraźnią milionów czytelników. Od dziewięciu lat Dmitrij Glukhovsky zaprasza do swojego projektu pisarzy z całego świata. Autorzy z Rosji, Ukrainy, Białorusi, Polski, Anglii i Włoch przekształcili „mapę Ziemi z postnuklearnej pustyni w migoczącą płomykami ludzkich dusz żywą tkankę”.
Tekst
Dmitrij Głuchowski zaczął karierę pisarską z przytupem. Jego pierwsza powieść Metro 2033 pokochało mnóstwo osób z całego świata, a książki z serii Uniwersum Metro 2033 zaczęli pisać autorzy z wielu krajów. Autor napisał jeszcze Metro 2034 i Metro 2035, ale nie poprzestał na tym. Pokazał, że nie jest „autorem jednej powieści”, ale dobrze odnajduje się historiach innego typu. Czytałam jedynie jeszcze czas zmierzchu, ale to mi wystarczyło, aby zakochać się w stylu autora.
Jednak to były powieści fantastyczne, zmyślone, powstałe jedynie przy pomocy wyobraźni autora. Tekst miał być czymś innym. Powieścią realistyczną, bez potworów, katastrof, powieścią, którą ogranicza rzeczywistość. Ciężko określić czym ona jest. Thrillerem? Powieścią obyczajową? Może jeszcze czymś innym? Na pewno wiem, że nie jest ona dla mnie.
Uwaga! Wpis zdradza wszystkie ważne dla fabuły wydarzenia!
I znów marudzę.
Tak. Marudzę. Ale może od początku. Książka opowiada o Ilji. Młody chłopak wyszedł z więzienia, w którym niesłusznie przesiedział siedem lat. Funkcjonariusz, któremu odważył się postawić, podrzucił mu narkotyki. Po wyjściu okazuje się, że nie zostało mu nic poza mieszkaniem po zmarłej matce i żalem. Dziewczyna, którą bronił przed funkcjonariuszem, odeszła i ułożyła sobie życie, matka, jak już pisałam, zmarła, a znajomych także już nie ma.
Główny bohater chce porozmawiać z osobą, która jest przyczyną nieszczęścia, choć nie wie, co chce mu powiedzieć. Upojony alkoholem zabija człowieka, wrzuca go do studzienki kanalizacyjnej i bierze w posiadanie jego telefon. Rano po przebudzeniu orientuje się, co zrobił i postanawia utrzymać iluzję, że jego ofiara żyje i na chwilę przejąć jego życie.
Zaczyna się nieźle, ale na tym koniec.
Abyście dobrze zrozumieli, z czym mam problem. Większość książki, prócz wydarzeń wspomnianych wyżej, zawiera opis czytania esemesów i pisania ich. Koniec. Znaczy, ja rozumiem, co chciał przekazać autor. Chciał ukazać jak smartfony wpłynęły na nasze życie i je przejęły. Ale sposób przedstawienia tego w Tekście całkowicie do mnie nie przemawia.
Mam problem nie tylko z fabułą. Z formą także. Otóż w poprzednich częściach pokochałam opisowy, barwny i malowniczy styl autora. Tutaj jednak mi on zgrzytał. Szczególnie gdy mamy taki fragment:
„Moskwa była jednak przepiękna, chociaż trochę opuchnięta od kaca. Kiedy tylko rozsuwali nad nią marmurową kopułę i wpuszczali niebiańskie światło, od razu stawała się ludzka”.
A chwilę wcześniej autor użył bardzo prostego języka wręcz kolokwialnego:
„Zaczął mu zwisać Igor ze swoimi intrygami, śmietnikowa kołomyja, to, że towar przepadł. Do czwartku jeszcze wymyśli, co ściemniać. Jakoś się wykręci. Wszystko to były drobiazgi w porównaniu z tym, że Nina się rozmyśliła”.
Język powieści jest bardzo nierówny. Z jednej strony mamy górnolotne porównania, hiperbole, a z drugiej język codzienny, prosty, bez wyobraźni. Z jednej strony bohater był człowiekiem z nizin społecznych, po długiej odsiadce w więzieniu i język prosty, kolokwialny mu pasuje. Ale z drugiej studiował filologię i ma ponoć artystyczną duszę. Autor nie mógł się zdecydować, jak wyraża się postać?
Kolejny problem: główny bohater. Nie jest ani trochę fascynujący, nie ma w nim nic, co spowodowałoby, że chciałabym mu towarzyszyć, że przejmowałabym się jego losem. Możliwe, że to był celowy zabieg. Bohater nie miał kompletnie nic, nawet swojego życia, także musiał ukraść je komuś innemu. Ale on nie ma nawet osobowości. Jedyne, co o nim wiem, to to, że lubi pić. I jest kretynem.
Decyzje, które podejmuje, są po prostu idiotyczne. Po co on w ogóle zaczął się bawić w życie swojej ofiary? Dlaczego pojechał do szpitala do Niny? Po co w ogóle utrzymywał tę iluzję i kręcił na siebie bat? Czemu nie uciekł? Czemu nie włożył tej energii, którą zużył na naprawianiu życia Pietii w planowanie wykaraskania się z tej sytuacji? Czemu bawił się w narkotyki?
Swoją drogą jak to możliwe, że Pietia nie chodził do pracy, nawet nie dzwonił, a nikt się nie zorientował, że coś jest nie tak? Nawet Ilja parę razy rozmawiał przez komórkę. Raz udał chorobę, ale w metrze? Dlaczego rozmówca się nie zorientował, że rozmawia z kimś innym?
I jak to możliwe, że bohater trzymał pierwszy raz Iphone'a w ręku i tak świetnie się w nim się odnalazł? Jak to możliwe, że bez problemu czytał wiadomości od najstarszej do najnowszej, swobodnie przeskakując między wątkami wiadomości, e-mailem oraz galerią? Czy ten smatfon ma możliwość zmiany ustawień wyświetlania SMS-ów?
Książka mnie mocno wymęczyła.
A raczej to ja ją męczyłam. Na ostatnich parę stron potrzebowałam tygodnia. Perypetie Ilji mnie nie wciągnęły, nie zatrzymały ani na chwilę. Sam bohater i jego przygody mnie tylko irytowały, a zamiast pytań, które w teorii powinny się pojawić, zadawałam sobie takie: jak to możliwe, aby dorosły facet zachowywał się w ten sposób? Sama ta mdła historia zakończyła się dokładnie tak, jak się spodziewałam.
Chociaż polecam sprawdzić tę powieść samodzielnie. Może znajdziecie coś, czego ja nie umiałam odnaleźć? Przecież Tekst zbiera w większości dobre opinie.
Narzeczona księcia
Są książki, które nigdy się nie starzeją. Dzisiaj „Wojnę i pokój” Tołstoja czyta się tak samo jak pod koniec XIX wieku, a taki „Rok 1984” Orwella w roku 2018 wciąż jest aktualny i przerażający. Te książki nazywamy klasyką. Są też książki, które starzeją się bardzo szybko, zastosowane w nich chwyty stają się nudne, a fabuła – miałka. Wydana po raz pierwszy przed czterdziestu pięciu laty „Narzeczona księcia” teoretycznie nie miała prawa się jeszcze zestarzeć, ale w świecie fantastyki czas działa trochę inaczej. Czy ma wciąż aktualną datę przydatności do czytania? Czas to sprawdzić.
Napisana przez Williama Goldmana powieść, w 1987 roku zekranizowana, została przez autora przypisana pióru niejakiego „S. Morgensterna z Florenu”. Zabieg stworzenia fikcyjnego autora i opowiadania historii, która już jakoby została opowiedziana, służy Goldmanowi jako narzędzie gry z czytelnikiem, lecz także okazja do wprowadzenia do tekstu własnych uwag i dopowiedzeń. To literackie burzenie czwartej ściany sprawia, że już przedmowa staje się, tak postmodernistycznie, fragmentem tekstu, a zadaniem czytelnika jest oddzielenie twierdzeń prawdziwych od wytworów wyobraźni autora. Gra toczy się dalej na przestrzeni tekstu, co pozwala Goldmanowi wtrącać się ze swoim głosem do fabuły, komentować poczynania bohaterów czy omijać partie tekstu, nazywając je wyciętymi z oryginalnej opowieści. I ten autorski głos staje się niekiedy ciekawszy od samej historii.
Oto bowiem mamy klasyczne – w znaczeniu „typowe” – fantasy: królestwo, żyjącą w nim śliczną młodą dziewczynę (czy raczej dziewczynę, która byłaby śliczna, gdyby bardziej dbała o higienę), zakochanego w niej parobka, okrutnego hrabiego pragnącego pochwalić się kolekcją śmiertelnie niebezpiecznych potworów i najpiękniejszą żoną na świecie, bandę rzezimieszków, tajemniczego człowieka w czerni... Dziewczyna, jak nietrudno zgadnąć, staje się narzeczoną hrabiego-księcia, parobek wyrusza ją odbić, banda rzezimieszków porywa ją, a człowiek w czerni postanawia z sobie tylko znanych powodów się z nimi rozprawić i uwolnić pechową porwaną. Sama linia fabularna przypomina typową opowieść bohaterską, jakich pełno w większości kultur świata jeszcze od czasów, kiedy nasi przodkowie jak jeden mąż byli niepiśmienni. Tym, co wyróżnia opowieść Goldmana, są szczegóły. W nich ujawnia się prawdziwy zamysł autora – stworzyć nie klasyczne fantasy, lecz jego parodię. Zatem piękna Buttercup woli konie od ludzi, nie lubi myć się za uszami, a w relacji z parobkiem Westleyem w mgnieniu oka przeskakuje od uprzejmej obojętności do wielkiego uczucia. W bandzie rzezimieszków jest ten przebiegły, Sycylijczyk Vizzini, ten silny, turecki olbrzymi Fezzik, i ten waleczny, mistrz szpady Inigo Montoya, a gdy Vizzini ginie, pokonany własną bronią, pozbawiona mózgu (poniekąd dosłownie) szajka radzi sobie, jak może. Opowieść o „prawdziwej miłości i wielkiej przygodzie” przeradza się w farsę i cykl gagów, jak to w parodii.
Otóż właśnie. W tym tkwi główna siła i zarazem główny problem „Narzeczonej księcia”. Parodie nie żyją długo, głównie dlatego, że albo za którymś razem przestają być śmieszne, albo przestaje być żywotne to, co parodiują. Dziś niewielu już autorów pisze typowe fantasy oparte na schematach, do których odwołuje się Goldman – w modzie jest właśnie przełamywanie schematów. Fantasy samo stało się zbiorem albo parodii, albo niehumorystycznej gry z kliszami, a klisze jako takie odeszły do lamusa lub na niższe półki w księgarniach. Gagi z „Narzeczonej księcia” przypominają te, które czytałam już kilkanaście razy w różnych wydaniach i z tego powodu nie bawią. Nie odwołują się też do współczesnej czytelnikowi popkultury, więc przegrywają w starciu z tekstami nowymi, zanurzonymi w kulturze codzienności XXI wieku.
Również zabieg dopuszczenia do głosu autora i wprowadzenia pośrednika między autorem a tekstem – fikcyjnego twórcy – to ograna sztuka. Jednak nie to jest jej bolączką w powieści Goldmana, lecz fakt, iż autor przeciąga strunę. Zbyt często jego głos zagłusza głos samego tekstu, a budowanie nowych legend na starych chwytach już nie przyciąga. Przy opowieści o muzeum Morgensterna niemal usnęłam, a kiedy Goldman kolejny raz wybijał mnie z rytmu tekstu, tłumacząc, jak dana scena wyglądała w oryginale lub na kilka stron opisując odczucia swoje, swojego ojca i swojej żony przy czytaniu danego fragmentu, miałam przemożną chęć przekartkowania książki do momentu wznowienia akcji. Na dłuższą metę ta gra z czytelnikiem jest bardzo męcząca, a autor zgubił gdzieś umiar. Szkoda. Wielka szkoda.
Lecz chociaż „Narzeczona księcia” zestarzała się i na twarzy dzisiejszego czytelnika wzbudzi raczej pobłażliwy uśmiech, niż szczerą radość, warto ją przeczytać. Jest świadectwem gry ze schematami w latach siedemdziesiątych XX wieku, pokazuje jakiś fragment kultury, a poza tym opowiada klasyczną baśń w nieklasyczny sposób w czasach, gdy nie było to jeszcze na porządku dziennym. Z tego względu warto spojrzeć na ten tekst łaskawszym okiem.
Uniwersum Metro 2035: Piter. Wojna
18 kwietnia nakłądem Wydawnictwa Insignis i pod naszym patronatem ukaże się "Uniwersum Metro 2035: Piter. Wojna".
Pierwsza książka nowego cyklu Uniwersum Metro 2035, gałęzi Uniwersum Metro 2033; oba wywodzą się z kultowej postapokaliptycznej powieści Dmitrija Glukhovsky’ego – Metro 2033.
Piter. Wojna to niewiarygodne przygody Ubera, marzyciela i romantyka, który przez dwadzieścia lat wegetacji w metrze nie utracił wiary w sprawiedliwość i lepszy świat. Więcej: jest nadal gotów walczyć o swoje idee do ostatniej kropli krwi.
Fandom
Kiedy byliśmy młodsi (a często i w późniejszym wieku) mieliśmy swoich idolów- bohaterów książki, piosenkarzy, aktorów. Wiedzieliśmy, że nigdy nie dostaniemy nawet najmniejszej szansy na poznanie obiektu swoich westchnień, ale mimo to spędzaliśmy długie godziny na wyszukiwaniu informacji o ich życiu, a także... marzeniach. Jakby to było, gdybyśmy choć na jeden dzień mogli się przenieść gdzieś, gdzie nasz idol przebywa na co dzień? A gdyby tak można znaleźć się wśród bohaterów książki, która skradła nam serce...? Niewinne marzenie. Ale! Czasem naprawdę trzeba uważać na to, czego sobie życzymy.
Violet miała obsesję na punkcie książki Taniec na szubienicy. Bohaterowie owej powieści żyli w Londynie z przyszłości -XXII wiek. Podzieleni ze względu na swoje niedoskonałości, stworzyli dwie grupy: Niedosków, czyli osób posiadających różnorodne skazy w wyglądzie (a znaleźć się w tej grupie nie było trudno, wystarczyło mieć maleńki pieprzyk na policzku bądź krzywe zęby) oraz Genuli- istot doskonałych, pięknych w każdym calu. Oczywiście Violet wzdychała do głównego bohatera Tańca..., idealnego Genula, który zakochał się w Rose, przynależącej do obozu wroga. Dla niej postanowił porzucić dotychczasowe środowisko, walcząc o zaprzestanie podziałów. Którz nie oddałby serca tak altruistycznej postaci...?
Szansę na poznanie odtwórcy głównego bohatera pojawia się, gdy aktor potwierdza swój udział na Comic Conie; dziewczyna wraz z przyjaciółkami: Alice (równie wielką fanką powieści), Katie (wciąż zastanawiającą się, co takiego widzą w owej lekturze dziewczyny) i młodszym bratem, Nate'em (zafascynowamym postacią Thorna, przewodniczącego grupie zbuntowanych Niedosków) wyrusza na spotkanie swej "wielkiej miłości". I tutaj powtórzę ponownie- uważajcie, o czym marzycie. Cała czwórka ląduje bowiem w Londynie z powieści, a że przyczynili się do śmierci Rose, Violet musi zająć jej miejsce, aby opowieść mogła się toczyć swoim rytmem. I aby mogli powrócić do domu.
Nim zabrałam się za lekturę Fandomu, miałam nieco mieszane uczucia. Skusił mnie opis, jednak obawiałam się, że może być utworem tchnącym nastoletnią naiwnością, delikatnym, a tym samym nieco nudnym. Ukazującym jedynie pozytywne aspekty rzeczywistości, może naiwnym i przede wszystkim kończącym się spektakularnym happy end'em. Gdy rozpoczęłam moją przygodę z czwórką przyjaciół, i tak jak oni trafiłam do niebezpiecznego otoczenia, wciągnęłam się w książkę całą sobą. Ta lektura porywa, zdecydowanie! I tak moje obawy poszły precz.
Nawet nie odczujecie, że bohaterowie to młodzież; lądując w takim miejscu, jak Londyn podzielony na dwa wrogie obozy szybko musieli porzucić wizję bezpiecznego domu oraz ciekawej przygody. Nikt się z nimi nie cackał, musieli dbać o swoje życie (a zawisnąć tam jest bardzo łatwo). Nie mieli sprzymierzeńców, a do tego spadło na nich najważniejsze zadanie- zastąpić Rose. Innymi słowy, Violet w tydzień (!) musiała rozkochać w sobie Willow'a. Od tego zależał nie tylko ich powrót do domu, ale również życie wielu Niedosków. Od początku jednak nic nie szło po ich myśli, a serce głównej bohaterki coraz silniej biło dla Asha, drugorzędnej postaci Tańca na szubienicy.
To nie jest love story, jak moglibyśmy się spodziewać na początku. To książka o odwadze, sile i owszem, miłości, ale nie tej, która łączy kochanków. To miłość do życia, szacunek dla wielu istnień. Ta opowieść to walka dobra ze złem, z tym, co niewłaściwe. Violet okazała się osobą, na którą Niedoskowie czekali od wielu lat. To ona poczuła się z nimi jednością, wrażliwa na krzywdy, jakie wyrządzali im Genule. To ona wreszcie pojęła, kto tak naprawdę się liczy. Kto ma w sercu bezwarunkową miłość oraz odwagę. Nie można jej nie polubić; stawiam ją na równi z innymi bohaterkami, takimi jak choćby Katniss czy Tris (o czym zresztą wielokrotnie wspominają postacie książki).
Fandom jest lekturą pełną zwrotów akcji. Bardzo istotne jest to, że dochodzi do pewnego przenikania się światów, przez co dziewczyna nie do końca wie, na ile ma halucynacje, a na ile pewne wydarzenia są prawdą. Czytelnik również zostaje wywiedziony w pole- w pewnym momencie myślałam, że to wyłącznie zwidy wywołane śpiączką. Ale nie. Do tego Violet dość boleśnie przekonała się o tym, w jak niewielkim stopniu liczy się długoletnia przyjaźń w stosunku do spełnienia marzeń. Tu jednak również czekało mnie niemałe zaskoczenie.
Jestem zakochana w tej książce. Autorka wykonała kawał świetnej roboty, z detalami opisując codzienność Niedosków oraz Genuli. Nigdy nie chciałabym tam trafić! Stworzyła bardzo ludzkie postacie, błądzące, krzywdzące, ale i pełne odwagi. Aż chciałoby się poznać bohaterów w realnym życiu! Ponadto nic tam nie jest takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka, a pojawienie się czwórki przyjaciół w fabule książki zostało z góry zaplanowane... i ktoś miał w tym swój własny cel.
Nie zawiedziecie się. Sięgając po Fandom, czekają Was godziny spędzone na świetnej lekturze, a może i zarwana noc. Aż zastanawiam się, czy kontynuacja książki byłaby dobrym pomysłem, czy raczej zepsułaby całość? Cóż, tego być może się nie dowiem. Ale Wy nie straćcie szansy na zapoznanie się z literackim dzieckiem Anny Day!