listopad 22, 2024

niedziela, 08 kwiecień 2018 17:54

Zieleń szmaragdu

By 
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Właściwie to dziwne, że złamane serce w ogóle jeszcze może bić.*

Ktoś właśnie złamał ci serce. Sprawił, że rozprysło się na milion małych kawałeczków. Powinnaś teraz wypłakiwać się koleżance przez telefon, objadać czekoladą i oglądać romantyczne filmy. Tobie nie jest to jednak dane, musisz wykonać zadanie. Nie liczy się, że właśnie rozpadł ci się świat. I teraz jest jeszcze niebezpieczniej niż dotychczas. Musisz uważać i wybrać właściwą stronę...

Gwendolyn ma złamane serce, ale zamiast wypłakiwać się swojej przyjaciółce w ramiona, musi wziąć się szybko w garść. Zadanie, które przed nią stoi nie będzie czekać, aż jej serce zostanie na nowo sklejone. Jako podróżniczka w czasie ma swoje obowiązki, które musi wykonać. Do tego zmaga się z nie lada problemem – teoria Lucy i Paula staje się coraz bardziej wiarygodna, a hrabia de Saint German coraz bardziej straszny. Komu wierzyć i po czyjej stronie stanąć? Przed dziewczyną trudny czas: musi odkryć wszystkie tajemnice, przetrwać to, co ją czeka i wytrzymać z Gideonem, który jest jej partnerem w podróżach i zarazem przyczyną jej cierpienia. Jak ona sobie poradzi z tym całym zamieszaniem?

Nie pamiętam, ile razy czytałam już Trylogię Czasu, ale wznowienie serii jest zawsze dobrym powodem, by zajrzeć do niej ten enty raz. Prawda? Gier rewelacyjnie wprowadza mnie w świat, gdzie podróżuje się w czasie, próbuje odkryć wszystkie tajemnice i dowiedzieć się, która ze stron jest tą dobrą.

I tym razem historia zaczyna się w chwili zakończenia Błękitu Szafiru. Jak już wspominałam w poprzedniej recenzji, bardzo mi się taki zabieg podobał – mam wówczas wrażenie, że wracam teraz do czegoś, co przed chwilą odłożyłam i mogę z przyjemnością ponownie się za to zabrać. A jest do czego, bowiem Gier nie spoczęła na laurach tylko zakasała rękawy i stworzyła jeszcze lepszą kontynuację niż poprzednie dwa tomy. Podczas czytania pierwszy raz wydawało mi się, że to już niemożliwe, ale teraz wiem, że autorka potrafi pokazać, na co ją stać. Jeszcze więcej akcji, niewiadomych i niewyjaśnionych sytuacji. Więcej emocji i pytań. Pomimo tego, że znam już zakończenie, wprost nie mogłam się oderwać od czytanych stron, tylko chłonęłam wszystko ze zniecierpliwieniem i w pełnym skupieniu. Czemu tak? Ponieważ zawarte w niej emocje dostały się do mojego wnętrza i mnie pochłonęły.

Wartka i nieprzewidywalna akcja, ciekawe dialogi, dalszy ciąg tajemnic, które tym razem powoli są rozwiązywane. Jeśli jeszcze nie czytaliście tej części, to właśnie tutaj poznacie odpowiedzi na pytania ciągnące się od pierwszej części. Parę lat temu zaskoczył mnie taki obrót spraw. I nie chodziło tu o wątek uczuciowy, bo ten mimo małych obaw zakończył się tak, jak chciałam. Nadal do końca nie wiadomo, komu można zaufać, trzeba być ostrożnym i czujnym. Ani wtedy, ani teraz nawet przez chwilę nie czułam znudzenia w trakcie śledzenia następujących po sobie zdarzeń.

W dalszym ciągu mamy do czynienia z postaciami, które są wykreowane po mistrzowsku. Gier tchnęła w nich życie i sprawiła, że są realistyczne. Nadała im szereg przeróżnych cech, sprawiła, że razem i osobno intrygowały mnie i zdumiewali. Oni sami zmieniali się z każdym kolejnym tomem. Dzięki różnym punktom widzenia mogli spojrzeć na pewne sprawy z innej perspektywy. Zdarzało się, że nie nadążałam za tokiem ich rozumowania. W dużej mierze to dzięki nim cała historia jest tak wciągająca. Zdecydowanie za mało mi było tu Leslie, brakowało mi jej osoby. Tak samo było z bratem Gideona. Co do niego samego... Oczarował mnie. Mimo swoich wybryków, rozkazującego tonu i tej dominującej postawy za każdym razem wprawia moje serce w szybsze bicie, usta wyginały mi się w głupkowatym uśmiechu, a wzrok robił maślany. Gwendolyn zmieniła się, i to bardzo, już nie jest dziewczyną, z którą można robić, co się chce. Dużo robi na własną rękę i, mimo że wszystko dzieje się w krótkim czasie Gwen stała się twardsza i pokazała, że nie jest taka głupia, za jaką ją mają. Jest jeszcze demon – gargulec, Xemerius, który z miejsca zdobył moje serce. Zabawny, ironiczny, no bez niego to już nie byłoby to samo. Sprawiał, że nawet najpoważniejsza sytuacja była mniej straszna. Uwielbiam go!

Ponownie zostałam oczarowana przez bohaterów. Wciągnęli mnie w swój świat i pozwalali przeżywać przygody wraz z sobą. Śmiałam się z nimi i płakałam. Razem odkrywaliśmy nowe karty i głowiliśmy się nad sensem postępowania kilku osób. Wspólnie przeżywaliśmy wzloty i upadki. Gdy pojawiał się Gideon nie, tylko Gwen miękły kolana, a ich ciągłe sprzeczki wywołały porozumiewawczy uśmieszek. Autorka poprzez główną bohaterkę opisuje nam wszystko i sprawia, że widzimy to, co bohaterowie. Trzeba mi wspomnieć, że widoki te są piękne i wzbudzające strach. Cała powieść jest emocjonująca, ale ostatnie sto stron było... no nie da się tego opisać. Po prostu chciało się więcej i więcej.

Jestem zachwycona poziomem, który został utrzymany i tym w jakim pięknym stylu trylogia została zakończona. To niesamowite, że po takim czasie od pierwszego wydania historia jest nadal ciekawa i wzbudza zainteresowanie nowych czytelników. Ponownie z żalem rozstaje się z tymi bohaterami. Bardzo się z nimi zżyłam i przykro mi, że nie mam możliwości poznania ich dalszych losów. Z pewnością nadal będę wracać do tej trylogii. Polecam tym, co czytali lub zamierzają. Tylko ostrzegam – to w dalszym ciągu złodziej czasu!

Czytany 1819 razy
Więcej w tej kategorii: « Pokochać noc Ona to wie »