Śmierć nie jest piękna, nie jest nawet ładna. Przychodzi z nienacka, a mało kogo cieszą te niecodzienne odwiedziny. Umieramy w sposób "naturalny", w wypadku, zamordowani albo sami odbieramy sobie życie. Taka już ludzka dola. Są jednak ludzie, którzy z Panią Kostuchą są dobrze zaznajomieni, a jednym z nich jest Frank Abel, ekspert medycyny sądowej. Aby poznać prawdę zajrzy głęboko w oczy Śmierci, a jeśli nadal skrywa sekrety- on wydrze je siłą. Tym razem musi udowodnić, iż jego dawny kompan Lars, nie ma związku z tajemniczymi zbrodniami, popełnianymi w niemal całej Europie. Córka dawnego druha umiera, a Abel musi umożliwić im ostatnie spotkanie...
Lata temu swoją przygodę z thrillerami zaczynałam od książek Simona Becketta, opowiadających o pracy antropologa sądowego. Ze względu na to, iż tematyka (i może poniekąd niecodzienny sposób ich pracy) zdała mi się zbliżona do tych właśnie książek, byłam Smakiem śmierci zaintrygowana. Ciekawiło mnie, jak poradził sobie autor i czy tom rozpoczynający tę serię ma w sobie moc przyciągania czytelnika.
Główny bohater ma ręce pełne roboty, bowiem jest cenionym specjalistą w swoim fachu. Można by rzec, że ledwo co weźmie się za jedną sprawę, a już wzywają go do następnej. Śmierć nie czeka, Fred również nie może. Tym razem obiektem ataków Kostuchy są staruszki. I wbrew pozorom, nie umierają, bo nadszedł ich czas- tajemniczy morderca obrał je sobie za główny cel. Doktorowi udało się wskazać potencjalnego zabójcę, jednak... pada na jego dawnego przyjaciela, Larsa. Mimo, iż mężczyźni nie widzieli się przez wiele lat, Abel wie, iż to nie on stoi za morderstwami. Dodatkową presją jest umierająca w szpitalu córeczka Larsa, pragnąca ten ostatni raz pożegnać się z ojcem.
Ciekawie skonstruowana historia; z jednej strony niemal pewny sprawca, z drugiej jednak siła dawnych więzów, nie pozwalająca uwierzyć w czyjąś winę. Frank Abel, mimo, iż sam wskazał możliwego sprawcę i tym samym podsunął trop policji, teraz musi za wszelką cenę znaleźć dowody na obalenie poprzednich wniosków. I co najważniejsze, schwytać prawdziwego mordercę. Strasznie dużo jak na kogoś, kto miał być tylko konsultantem policyjnym, prawda? Nie wspominając, że prosektorium jest pełne ciał...
Bardzo lubię, kiedy autor wprowadza czytelnika w tajniki swojej pracy, niezależnie: w biurze, prosektorium czy w terenie. Od razu lepiej się czyta, gdy główny bohater niby to tłumaczy coś swoim współpracownikom, a tak naprawdę nam, odbiorcom. Może nie da się dzięki temu posiąść całej wiedzy w danej dziedzinie, ale znacznie uprzyjemnia i ułatwia to czytanie. Nie wspominając już, jak ciekawe informacje potrafi zawrzeć autor w tego typu lekturze.
Książkę czyta się dość przyjemnie, ale nie powaliła mnie ona na kolana. Może nie schematyczna, ale nie ma też w sobie czegoś, co na dłużej przyciągało by uwagę. Owszem, za plus można uznać ową mylność co do wskazania sprawcy, jednak na dłuższą metę nie wzbudza to gorętszych uczuć. Oprócz wspomnianych już pozytywnych aspektów, do takowych należy również zaliczyć zakończenie. Pomimo moich mieszanych uczuć co do tej pozycji, dzięki finiszowi jestem gotowa sięgnąć po kolejne tomy. Smak śmierci to publikacja dobra, aczkolwiek bardziej polecałabym ją komuś, kto swoją przygodę z thrillerami dopiero zaczyna.