Rezultaty wyszukiwania dla: science fiction
Zapowiedź: "Wybrańcy" Veronica Roth
Veronica Roth powraca w wielkim stylu!
Cykl „Niezgodna” podbił serca czytelników na całym świecie. Teraz Veronica Roth powraca – silniejsza niż kiedykolwiek przedtem – z nową dylogią dla młodych dorosłych.
Zapowiedź: Fantastyczne opowieści wigilijne
Od drogi do Betlejem po drogę ku gwiazdom. Od zaułków warszawskiej Pragi po dziwne obyczaje na odległych planetach. Od cichej nocy po inwazję obcych. Od Świętego Mikołaja po Dziadka Mroza. Od fantasy po cyberpunk i od science fiction po horror.
Ja, Inkwizytor. Przeklęte przeznaczenie
Ruś nadal nie jest przyjemnym miejscem dla inkwizytora Mordimera Madderdina, lecz teraz, gdy jego umysł i serce zajmuje dobro Nataszy, przestał tak intensywnie zwracać uwagi na wszelkie niedogodności. Zresztą, skoro Bóg pokierował jego krokami właśnie w to miejsce, tak widocznie musi być. I choć nadal uważa się za walczącego w sprawie Stwórcy, to wie, że chcąc posmakować bezpiecznego życia przy swojej Nataszce, będzie musiał odrzucić wszystko to, co znał do tej pory. Nad tą specyficzną parą wciąż wisi widmo niebezpieczeństwa ze strony Ludmiły, księżnej Rusi, która ufa wyłącznie Bożemu słudze. Mordimer zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że Ludmiła nigdy nie wypuści ich ze swoich rąk... w końcu kto lepiej zadba o jej bezpieczeństwo niż Inkwizytor i jego partnerka, wychowanka wiedźmy z bagien?
Nadchodzą jednak mroczne czasy... o wiele gorsze, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Sprawa z Mordimerem Madderdinem jest taka, że historie o jego "przygodach" nigdy się nie nudzą. Trochę zasmucił mnie fakt, iż "Przeklęte przeznaczenie" to trzeci i ostatni tom serii związanej z Rusią. Jednak ten inny, brutalniejszy i brudniejszy świat miał w sobie jakiś urok. Nawet sam główny bohater zaczął go w jakiś sposób akceptować, więc chyba nie jest ze mną aż tak źle. Choć oczywiście chciałam, żeby Mordimer wreszcie zaznał trochę szczęścia.
Nasz Inkwizytor, odkąd los zetknął jego ścieżki z Nataszą, a on sam zapałał do niej szczerym uczuciem, stara się znaleźć jakieś wyjście z trudnej sytuacji. Zdaje sobie sprawę, że Ludmiła nigdy nie pozwoli mu odejść, nie ma też co liczyć na wsparcie Cesarstwa, któremu przecież służył tak wiernie przez wiele lat. Musi sam wziąć sprawy w swoje ręce, szukając popleczników wszędzie tam, gdzie istnieje taka możliwość. Tyle że kłóci się to z wiarą, w której go wychowano. Do tego dochodzi również Nontle- afrykańska księżniczka, niezwykle piękna kobieta, niestety, skrajnie niebezpieczna. Co prawda obecnie Mordimer przetrzymuje ją w skrzyni, obłożoną licznymi zaklęciami, lecz jak długo będzie mógł utrzymać ten stan? Zresztą, ta sławna podróżniczka jest jego kartą przetargową w rozmowach z pewną potężną wiedźmą z bagien...
Dzieje się, oj dzieje. Wiedziałam, że pan Piekara będzie chciał zakończyć trylogię ruską z przytupem, ale nie spodziewałam się, że będzie to aż tak mocne. Mordimera Madderdina znamy nie od dziś, a jednak w jego życiu pojawiło się wiele innych postaci, do których czytelnik się przywiązał: sługa Ludmiły Andrzej, Nataszka, no i oczywiście sama księżna ruska. To, co się tam dzieje, to istne pomieszanie z poplątaniem. Bohaterowie, którzy wzbudzili w nas, odbiorcach, zaufanie, okazują się być zupełnie inni. Wierzyłam w dobre intencje, choć jak to mówią: "piekło jest nimi wybrukowane". I okazuje się, że słusznie Inkwizytor nawet wśród "przyjaciół" powinien zachować skrajną ostrożność. Niestety.
Szkoda, że to już w pewnym sensie koniec. Szkoda, że zakończenie -choć mocne- musiało być tak smutne. Z drugiej strony czytelnik będzie miał co rozpamiętywać, a kac po ruskiej trylogii długo nie przeminie. I nie załagodzi go żadna kolejna książka. Teraz jestem tylko ciekawa dalszych losów naszego odważnego Mordimera- to jeszcze nie koniec. Tylko kim teraz będzie człowiek, który stracił tak wiele? I czy mgły niepamięci naprawdę przesłonią to, co przeżył na Rusi? Czy Inkwizytor znów stanie się taki, jakim pamiętamy go jeszcze z zamierzchłych czasów, gdy liczyła się dla niego tylko pełna kiesa i puchar wypełniony winem? Na jakie nowe niebezpieczeństwa narazi się w imię wiary i kogo znów spotka na swej drodze... ?
Zakładam, że twórczości pana Jacka Piekary nie muszę polecać nikomu, kto zna nie tylko tę serię, ale i pozostałe książki naszego polskiego autora. A jeżeli ktoś nie znalazł jeszcze na nią czasu, to serdecznie zachęcam do zmiany zdania. Emocje gwarantowane!
SybirPunk Vol.2
Sasza Khudovec, znany też jako Chudy, wraca do gry. I to w wielkim, choć nietypowym dla siebie stylu, bowiem jako prezes zakładu przemysłowego i szef ochrony jednego z najbardziej wpływowych oligarchów. Czy jednak ta dobra passa będzie długo trwała? Niekoniecznie. Nie w Neosybirsku.
Dobrze było znowu spotkać Chudego, Mykołę i jego Psa oraz pozostałych bohaterów tworzących barwną mozaikę w kolejnej wizji przyszłości, jaką serwuje czytelnikom Michał Gołkowski. Niniejsza pozycja to drugi tom, będący bezpośrednią kontynuacją wydarzeń opisanych w poprzedniej części, więc osobom, które mają jeszcze przed sobą tę lekturę, mogę tylko podpowiedzieć - jeśli lubicie styl autora, macie słabość do rosyjskich klimatów i szukacie lekkiej, aczkolwiek brutalnej, niekoniecznie wymagającej, ale wciągającej postapokaliptycznej powieści, sięgnijcie po pierwszy tom, a potem wróćcie do tej recenzji.
Jeśli natomiast pierwsze spotkanie z Saszą jest już za Wami, spieszę zapewnić, że drugi tom jest utrzymuje poziom pierwszego, zarówno z jego zaletami, jak i niedoróbkami (chociaż tych pierwszych jest jednak więcej).
Fabuła to, tak jak wspomniałam, kontynuacja wcześniejszych wydarzeń. Chudy i towarzysząca mu grupka oddanych dresików spod bloku przejmuje zakład w Baryszewie. Okazuje się jednak, że nie jest to taka żyła złota, na jaką liczył Sasza, a prezesowanie wiąże się z masą obowiązków, których nie przewidział. Jakby tego było mało, ścigają go kolejni wrogowie, których lista wydłuża się i to niemalże każdego dnia. Daniłow też go nie oszczędza, a związek z Olgą wchodzi na kolejny etap, przez co życie Chudego niepokojąco szybko wymyka my się z rąk. Nie ma jednak takich problemów, by nie mogły na nie zaradzić porządna spluwa i synta w żyłach, prawda?
Akcja rozkręca się stosunkowo powoli, a kiedy w końcu nabiera już pełnego tempa, dzieje się, oj dzieje. Na brak wrażeń, strzelanin, pościgów i mniej lub bardziej udanych zasadzek na pewno nie można narzekać. Trochę szkoda tylko w tym wszystkim, że to co prawdopodobnie miało być największym twistem na koniec powieści, dla trochę bardziej uważnego czytelnika było oczywiste już w pierwszym tomie.... A może autor zrobił to celowo i jedynym nieświadomym miał być Chudy? Z Gołkowskim nigdy nie wiadomo, więc kto wie?
Nie ma co się oszukiwać - to nie jest ambitna lektura, ale za to zapewnia masę przyjemnej rozrywki, zwłaszcza jeśli na niektóre kwestie przymkniemy oko (jak na fakt, że szczęście Khudovca zdaje się nieograniczone). Mamy tu przyszłość z całym wachlarzem technologicznych bajerów, modyfikacji ciała, wszczepów i innych cudów, lecz jednocześnie jest to przyszłość raczej swojska, zabarwiona dobrze nam znaną mentalnością.
Mówiąc krótko, jeśli poznaliście już Chudego i przypadł Wam do gustu w pierwszym tomie, bez wahania sięgnijcie także po drugi.
Zapowiedź: Globalne pasmo
Amerykańska miniseria science fiction osadzona w teraźniejszości, składająca się z pojedynczych niezależnych historii, w 2004 roku nominowana do Nagrody Eisnera.
Globalne Pasmo jest agencją ratunkową o światowym zasięgu, interweniującą w przypadku kryzysów, które z powodu swojej nietypowości albo poziomu ryzyka przerastają konwencjonalne służby. W skład tej założonej i finansowanej przez tajemniczą Mirandę Zero zagadkowej organizacji wchodzi tysiąc jeden agentów będących specjalistami w wielu różnych dziedzinach: od broni biologicznej po parkour.
Wznowienie Zaginionej Floty Jacka Campbella
Już 24 lipca ukaże się najnowsze wydanie znanej wielu książki sci-fi pt. „Nieulękły. Zaginiona flota” t.1 autorstwa Jacka Campbella!
Imperium w płomieniach
"Ukrywanie przeszłości nigdy nie działa tak dobrze, jak zwykłe jej pomijanie."
Zawsze nieco utrudniam sobie poznawanie przygód czytelniczych, chwytam za kolejny tom zamiast grzecznie zacząć od pierwszego. Zupełnie uleciało mi z głowy, że mam dostęp do powieści otwierającej cykl i przeszłam do drugiej, ale to nic, w przypadku fantastyki można sobie na to pozwolić, w dowolnym momencie wkroczyć w zupełnie obcy świat i pozostać w nim na chwilę. Zwłaszcza, kiedy poruszamy się w przyszłości, w przestrzeni kosmicznej, na międzyplanetarnym statku. Takie podróże możliwe są nie dzięki fenomenalnej technologii, a głębokiej znajomości fizyki, w tym nurtów czasowych, metakosmologicznych struktur.
Ziemia stała się daleką przeszłością, o marginalnym znaczeniu dla Floty Imperialnej, teraz liczą się jedynie Wolne Systemy i zbliżanie się cywilizacji do gwałtownego końca. Aby zminimalizować efekty upadku podejmowane są działania zaradcze. Jednak giną one w mieszance politycznych machinacji, religijnych odniesień, rywalizacji wpływowych rodów, spisków zakrojonych na szeroką skalę. Podgrzewana jest atmosfera nieufności, kłamstwa i manipulacji. Imperium szybko może stanąć w płomieniach, ich źródeł nie trzeba szukać w zewnętrznym wszechświecie, wewnętrzne wojny podjazdowe o władzę i bogactwo to wystarczający czynnik prowadzący ku katastrofie. Sojusze, które nie wytrzymują prób, zbieganie się wielkich interesów na krótki czas, zdrady uderzające z najmniej spodziewanej strony, ucieczki nie zawsze kończące się powodzeniem.
John Scalzi stawia na różnorodność postaci, każda wywodzi się z innego środowiska, obarczona odmienną indoktrynacją zbiera unikalne doświadczenia życiowe. Czasami ma się wrażenie, że o ile bogactwo bohaterów jest niewątpliwym plusem powieści, tak nie do końca przekonują postawy i zachowania. Zbyt zero jedynkowy behawioryzm, tylko czarne i białe osobowości, prosi się o rozbudowanie i pokolorowanie. Cieszy natomiast uwzględnienie silnych kobiecych pierwiastków nadających rytm historii. Powieść wzbogacają kryminalne nuty, nadające fabule intrygującego pazura, wciągające w roszadę tajemnic i sekretów. Nie zabrakło romantycznej nici spajającej postaci z dwóch biegunów pozycji społecznej. We wszystko wpleciono dawki sympatycznego humoru, okraszono dosadnymi sformułowaniami, ciętym językiem, który ubarwia narrację.
Papierowy Mag
Ceony Twill uczy się bardzo dobrze i pragnie zostać Wytapiaczem, czyli magiem specjalizującym się w magii metalu. Niestety, dostaje przydział do papierowego maga, dodatkowo do dziwacznego Emery’ego Thane. I choć papier zaczyna ją fascynować, nie przestaje marzyć o innej magii.
Papierowy mag to specyficzne fantasy. Jest w nim telegram, świece, ale pojawia się też lodówka. Dość nietypowy świat, ale nowi w zasadzie tylko tło do głównych wydarzeń, więc w niczym to nie przeszkadza, raczej jest ciekawostką. Bardzo ciekawe za to i sprawiające, że książka jest ciekawa jest zupełnie inne podejście do magii. Nie ma, lub ja się nie spotkałam, w innych książkach magii związanej z materiałami, które może wytworzyć człowiek. Tutaj jest i o ile magia papieru, czy plastiku nie wydaje się szkodliwa, a Ceony nawet zdaje się okropnie nudna i mało spektakularna, to istnieje też magia ciała. Stoją za nią Wycinacze, którzy ukuli teorie mówiącą o tym, że człowiek też jest niejako dziełem innych ludzi, można go więc wykorzystać do tworzenia silnej magii. Gorzej, bo jest to magia zabójcza, okrutna i okropna. I właśnie z taką magią postanawia zmierzyć się dziewczyna, ratując swojego świeżo poznanego nauczyciela. Rzucone zaklęcie zamyka ją w pewnym miejscu, z którego musi wyjść, by uratować Emery’ego. Pomysł chwilami makabryczny, ale szalenie działający na wyobraźnię.
Papierowy mag otwiera trylogię i robi to w bardzo ciekawy sposób. Powstaje mnóstwo pytań, choćby o psa na dnie kanionu, o przyszłość przepowiadaną po części sobie i o dalsze losy Ceony, której marzenia zostały gdzieś w tyle, ale o nich nie zapomniała i pragnie zmieniać rzeczywistość, w której kazano jej żyć. Mam nadzieję, że kolejne tomy będą dobrym rozwinięciem, bo początek ma naprawdę spory potencjał. Liczę, że autor mnie zaskoczy, zrobi coś spektakularnego ,a jednocześnie nie zgubi pewnego stylu i świeżości.
Spotkamy w książce specyficzne przedstawienie bohatera. To poznawania kogoś na wskroś, bez jego upiększeń, wrażeń i emocji. Obnażenie ludzkiej duszy, jednej konkretnej i oplecenie wokół tego fabuły tak, by widziane zdarzenia z przeszłości tłumaczyły przeszłość bardzo przypadło mi do gustu. Szczególnie, że rodzi nowe pytania i zdarzenia.
To książka o marzeniach, które się nie spełniły, a mimo to otworzyły drogę do czegoś innego. Opowiada o poszukiwaniu sprawiedliwości, odwadze, lękach i bólu, o zakazanej magii, która niszczy i o niby nic nieznaczącej, która ratuje. Polecam na letnie dni, kiedy czas płynie leniwie, a lektura ma odprężyć i sprawić przyjemność.
Encyklopedia statków Star Trek. Statki Gwiezdnej Floty 2151-2293
Śmiało kroczyć tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek
Trzeba przyznać szczerze, że Science Fiction jest na polskim rynku jak na lekarstwo, niezależnie od tego, czy szukamy książek, komiksów, filmów czy seriali. Dlatego myślę, że żaden fan gatunku nie może przejść obojętnie obok Star Trek’a.
Czym właściwie jest Star Trek?
W obecnych czasach jest to całkiem spora franczyza obejmująca kilka seriali telewizyjnych, kilkanaście pełnometrażowych filmów, a także dziesiątki książek, komiksów i gir komputerowych. Fikcyjne uniwersum przypisane Star Trekowi w latach sześćdziesiątych stworzył Gene Roddenbery.
Ludzkość po zakończeniu III wojny światowej rozkwita. Z Ziemi udaje się wyeliminować wszelakie choroby, biedę i zagrożenia konfliktami zbrojnymi. Wszystko to dzięki współpracy z częścią zamieszkujących galaktykę inteligentych ras. Powstaje Zjednoczona Federacja Planet, czyli międzygatunkowa unia, której celem jest pokojowe współistnienie poszczególnych ras zamieszkujących galaktykę oraz jej eksploracja.
Dla mnie osobiście jednak jedynym słusznym i prawdziwym Star Trek’em jest serial kręcony w latach 1966-1969, nazwany obecnie Star Trek: The Original Series i oczywiście załoga Enterprise z kapitanem Kirkiem i pierwszym oficerem Spock’iem na czele. Myślę, że to serial, który każdy szanujący się fan fantastyki powinien obejrzeć - niezależnie od tego, jakiego później wyrobi sobie o nim zdanie.
Statki Gwiezdnej Floty 2151-2293
Niedawno, bo 6 maja 2020 roku, swoją premierą miała „Encyklopedia statków Star Trek”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Egmont, a której prawa do późniejszych publikacji przeszły na wydawnictwo Harper Collins. Myślę, że jest to prawdziwa perełka dla fanów serii.
Książka ma twardą oprawę i format A4. Jest bogato ilustrowana i zawiera rzetelną wiedzę oraz całą masę różnych ciekawostek. Opisuje wszystkie najważniejsze jednostki kosmiczne, które pojawiały się w serialach telewizyjnych oraz produkcjach pełnometrażowych. Statki możemy obejrzeć dokładnie, z najdrobniejszymi szczegółami. Umieszczone przy nich teksty nie są napisane encyklopedycznie i naukowo, a raczej tak, by jeszcze bardziej zainteresować czytelnika. Moim zdaniem fenomenem Star Trek’a jest to, że mimo upływu lat i zmieniających się twórców, produkcja wciąż zachowuje fabularną spójność i (w przeciwieństwie do nowych Gwiezdnych Wojen) pozbawiona jest nonsensów. Encyklopedia statków tylko potwierdza tą historyczną, chronologiczną i fabularną spójność.
Podsumowanie
„Encyklopedia statków Star Trek. Statki Gwiezdnej Floty 2151-2293” to pięknie wydana, inteligentnie napisana publikacja, która sprawi radość każdemu miłośnikowi serii Star Trek. Z tyłu okładki widnieje informacja, że możemy spodziewać się kolejnego tomu. Jestem bardzo ciekawa czy będzie tak samo dobrze dopracowany. Polecam! To pozycja, w którą zdecydowanie warto się zaopatrzyć. Nie zawiodła mnie nawet w najmniejszych detalach.
Wśród Gwiazd
Chociaż Brandon Sanderson zyskał w naszym kraju sporą popularność już jakiś czas temu, to ja swoją przygodę z jego książkami rozpoczęłam dopiero od serii Skyward. I wiecie co? Przepadłam! Książka Do gwiazd była naprawdę świetną, wciągającą przygodą, dlatego nawet bez jakiegokolwiek zawahania sięgnęłam po kontynuację, która właśnie pojawiła się na polskim rynku wydawniczym. I przepadłam ponownie! A tu przede wszystkim dlatego, że Sanderson nie dał mi nawet chwili wytchnienia, tylko od razu wrzucił mnie w potężny wir niesamowitych wydarzeń – nie miałam wyboru, w końcu leciałam do gwiazd!
Przede wszystkim bardzo lubię główną bohaterkę, Spensę. W pierwszej części podziwiałam ją za odwagę, dążenie do celu i śmiałość. Pięknie obserwowało się jej rozwój, zawziętość. Oto dziewczyna, która mimo wszelkich przeciwności losu próbuje spełniać swoje marzenia. Tym razem podziwiałam ją za bycie bacznym obserwatorem, cierpliwość i zachowanie zimnej krwi, bowiem Spensa trafiła do obozu wroga. Oczywiście pod odpowiednią przykrywką, ale jednak wciąż ryzykując życiem. Gdy na ich planecie pojawiła się przedstawicielka obcej rasy, której słowa wszystkich poruszyły, Spensa nie wahała się ani chwili – podjęła się wykonania iście niebezpiecznej misji. W pojedynkę.
Dzięki tej części mamy okazję lepiej zapoznać się ze światem stworzonym przez autora. Porzucamy planetę, po której stąpaliśmy do tej pory i udajemy się tam, gdzie panuje Zwierzchnictwo. Poznajemy panującą tam hierarchię, inne rasy, obowiązujące zasady i zwyczaje, a nawet sposób rozmnażania – niezwykle dziwaczny, nad którym sporo rozmyślałam, bowiem być może ja czegoś nie zrozumiałam, ale bardziej przypominało to łączenie się dwóch osób w jedną, zamiast pojawienia się trzeciej… Ale co zrobisz, kosmici to kosmici. Każdy ma swoje sposoby na przetrwanie. Obserwujemy to wszystko u boku Spensy, która niejednokrotnie nie może wyjść ze stanu zdziwienia. Jednak wie, że musi odkryć pewne sekrety i tajemnice Zwierzchnictwa, aby uratować swoją planetę i przyjaciół. Nie spodziewała się chyba jednak tego, że przyjaciół można odnaleźć nawet wśród potencjalnych wrogów.
Cały czas oscylujemy wokół klimatu międzygwiezdnych lotów i kosmicznej wojny. Konflikt jest tutaj rzeczą oczywistą, a czytelnik ma okazję nieco lepiej zgłębić pobudki nieprzyjaciela, podobnie jak i główna bohaterka działająca pod przykrywką. Uwielbiam sposób, w jaki Sanderson to wszystko opisuje – z taką lekkością pióra, tak barwnie i przyjemnie. Choć to dopiero moje drugie spotkanie z jego twórczością to muszę śmiało przyznać, że czyta się to po prostu genialnie. Płynie się przez tę powieść, nie można się tutaj nudzić, bo wszystko jest interesujące, przyciąga nas, porusza wyobraźnię, nie brakuje też akcji i jej dobrego tempa. A pojawiające się tajemnice tylko podsycają i tak już dobrą atmosferę! To naprawdę świetnie wykreowany, niezwykle intrygujący świat.
Tak, akcja nie zwalnia choćby na chwilę, a czytelnik już od samego początku zauważa, że sporo się tutaj dzieje i nikłe szanse na to, aby uległo to zmianie. Oczywiście działa to jak najbardziej na plus! Podobnie jak te cudowne grafiki statków kosmicznych, które są świetnym ukłonem w stronę odbiorców i jeszcze bardziej pobudzają wyobraźnię. Tak naprawdę losy Spensy są świetną, przemyślaną historią i widzimy, że dziewczyna nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Wiemy, że to jeszcze nie koniec. Że nasza przygoda wśród gwiazd będzie trwać. Uwielbiam te sekrety, które trzymają mnie stale w ryzach oraz relację Spensy z M-botem, a jakże mocno ciekawi mnie to, co jeszcze Spensa w sobie skrywa! Tak, ciekawość zżera.
Jestem naprawdę oczarowana dziełem Sandersona. Świetne, klimatyczne science-fiction, w którym nie brakuje akcji i przygody. To niesamowicie wciągająca opowieść, której nie sposób odłożyć na półkę. Wśród gwiazd to naprawdę godna kontynuacja pierwszego tomu, równie dobrze napisana i intrygująca. Zdecydowanie czekam na więcej!