Rezultaty wyszukiwania dla: horror
Zemsta Manitou
W sennych, małych miasteczkach nigdy nic się nie dzieje; prawdopodobnie istnieją tylko po to, aby móc się pożalić na panującą w nich nudę. Z drugiej strony stanowią również swego rodzaju ostoję, bezpieczną przystań. To w nich mieszkają ludzie, skuszeni wizją spokojnego żywota, bez morderstw, gwałtów oraz kradzieży. Cisza, spokój, sielanka... ach, w jakim kłamstwie żyją! Szczególnie ci, którzy mają zamknięte oczy na sprawy natury nadprzyrodzonej...
Kiedy ktoś (a może bardziej pasuje określenie- "coś") pragnie opętać Twojego małego synka, a później atakuje rodzinę, gwałcąc żonę, masz ochotę tylko wmówić sobie, że oszalałeś. Że przecież szafa nie może do Ciebie mówić, ba! Grozić Ci śmiercią. Przecież takie rzeczy się nie zdarzają, nie dotyczą Ciebie- w końcu nie zrobiłeś nikomu krzywdy, nie interesowałeś się sprawami nie z tego świata, nijak nie zgrzeszyłeś. Za co więc los zsyła na Ciebie całe to cierpienie, to zło w czystej postaci? Neil, Susan i Toby to zwykła rodzina, jakich tysiące, żyjąca rytmem wyznaczonym przez pracę i szkołę. Żadne z nich nie maczało palców w różnego rodzaju mrocznych sprawach, a jednak to ich wybrało pradawne zło na swoistych "proroków". Tragedia rodziny rozpoczęła się od nocnych koszmarów małego chłopca, później doszły do tego dziwne wizje, objawiające się na drzwiach szafy w jego pokoju. Z biegiem czasu Toby oraz Neil spotykali coraz częściej tajemniczego mężczyznę w kowbojskim kapeluszu, który -niczym widmo- rozpływał się w powietrzu. A ostatecznie... odwiedziny Drewnianego Demona, wyzierającego na świat przez dębowe drzwi szafy. A najgorsze miało przecież dopiero nadejść...
Gdy na świat po raz kolejny pragnie powrócić pradawny indiański szaman, zwany Misquamacusem, wróż Harry Erskine i współczesny szaman Śpiewająca Skała muszą ponownie zewrzeć szyki. Jednak czy i tym razem mężczyznom uda się przegonić zło tam, gdzie jego miejsce?
Zemsta Manitou to drugi tom serii o wcielonym złu- Misquamacusie. Szaman, poprzednim razem przegoniony z naszego świata przy pomocy manitou (czyli ducha) współczesnej technologii po raz kolejny atakuje niczego niespodziewającą się rodzinę. Jego celem staje się ośmioletni chłopiec, Toby, a na żywe naczynia jego pobratymców obrał sobie dzieci z klasy chłopca. Nikt prócz Neila nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia, jakie unosi się nad dziećmi i całym światem. Misquamacus nie tylko chce zemścić się na białym człowieku za krzywdy jego ludu sprzed wielu, wielu lat, lecz również dotkliwie skrzywdzić Harry'ego Erskine oraz Śpiewającą Skałę za poniżenie, jakie stało się jego udziałem poprzednim razem. Jednak czy zwykli ludzie poradzą sobie z nadprzyrodzonym zagrożeniem, które powraca jeszcze silniejsze? Oto jest pytanie.
Część druga, podobnie jak jej poprzedniczka, trzyma w napięciu od pierwszych stron. Uważnie, w rytm kroków bohaterów, śledzimy powolną eskalację nadprzyrodzonych wydarzeń, by ostatecznie zostać zaatakowanymi z ogromną, mroczną siłą. Misquamacus był w latach swego życia najpotężniejszym indiańskim szamanem, mającym na swoich usługach prawdawnych bogów. Był niemalże nie do pokonania, choć wówczas przegrał z rozwojem techniki. Silniejszy w nowe moce, ale i w wiedzę na temat współczesności nie da się tak łatwo zaskoczyć. W starciu z nim ktoś niestety poniesie śmierć...
Graham Masterton należy do moich ulubionych autorów powieści grozy; mam do niego sentyment od wielu lat i choć spod jego pióra wychodziły książki lepsze i gorsze (jak w przypadku większości pisarzy), to nigdy go nie porzuciłam. To on jako pierwszy poprowadził mnie w kierunku horroru, gdzie zostałam do dziś. Cykl Manitou jest serią delikatnie krwawą, pokazuje, na co stać wyobraźnię Mastertona. Jednocześnie zahacza o historię, skupiając się na morderstwach Indian, odbieraniu im ziemi, a w końcu zniewolenie oraz zamknięcie w rezerwatach.
Odważcie się sięgnąć po twórczość Grahama Mastertona- nie tylko cykl Manitou zapewni Wam dobrą lekturę, lecz także pozostałe jego książki. Ostatecznie tuż obok Stephena Kinga jest jednym z najpopularniejszych autorów powieści grozy.
Amityville: Przebudzenie
Seria Amityville jest znana chyba każdemu miłośnikowi kina. Podejrzewam, że nawet Ci, dla których horrory nie są interesującą rozrywką, słyszeli o nawiedzonym przez demony domu w małym, amerykańskim miasteczku. Czy popularność i liczba filmów serii idzie w parze z ich zadowalającą widza jakością?
Chcecie co nieco o fabule? Samotna matka, wychowująca trójkę małych dzieci - dwie dziewczynki oraz syn, który od czasu nieszczęsnego wypadku znajduje się w stanie śpiączki, przeprowadza się do przeklętego domu w Amityville. Z początku pozornie ciche miejsce zamienia się w scenę dla brutalnych nawiedzeń przez obce, złe siły.
Horrory przeżywają ostatnio swój renesans, zwłaszcza tematyka demonów czy opętań. Każdego roku do kin trafia nawet kilka flagowych amerykańskich opowieści o złej stronie ludzkiej natury, czy postaciach rodem z piekła czyhających na dusze niewinnych ludzi. Jest krwawo, brutalnie ale także, niestety, śmiesznie. Amityville niesie za sobą pewną markę. W latach 80 XX wieku był to swoisty prekursor gatunku, doceniony przez krytyków i licznie zapełniający kinowe fotele film stał się ikoną popkultury. Dzisiaj jestem świeżo po seansie Amityville. Przebudzenie i muszę powiedzieć, że jest... przeciętnie. Bez zaskoczenia. Jak dla mnie trochę odgrzewany kotlet.
Premierę odkładano z roku na rok, profesjonalny trailer wyszedł już w 2015 roku, jednak aby obraz trafił do kin musiały minąć jeszcze dwa lata. Nie wiem dokładnie, co było powodem takiego opóźnienia, ale mogłoby się wydawać, że twórcy mieli odpowiednio dużo czasu na dopracowanie swojego dzieła. Niestety w rezultacie, osobą które czekały z niecierpliwością na kolejną odsłonę, przyszło przeżyć małe rozczarowanie. Film jest dość przewidywalny, powielany niejednokrotnie w kinie temat, nie przynosi tak naprawdę nic nowego, nic zaskakującego. Potencjalny widz przez cały seans czeka na efekt WOW, jednak ten niestety nie nastąpi. Jest to kolejny w tym roku i zapewne nie ostatni horror, który po prostu przewinie się przez któryś wieczór i nie pozostawi w nas żadnego, większego śladu. Amityville to pozycja na zapełnienie wolnego czasu, na dwie godziny niewymagającej rozrywki.
The Word of Lore: Potworne istoty
Wampiry, wilkołaki, duchy, zombie, opętani... ile to już razy mieliśmy do czynienia z tego typu istotami nadprzyrodzonymi, czy to w literaturze, grze, komiksie czy filmie. Dzisiaj, w czasach, gdy fantastyka ma się nad wyraz świetnie, wielu twórców śmiało korzysta z legend, czy opowieści minionych czasów, gdy bardzo raczkująca medycyna oraz wierzenia ludzi powoływały do życia liczne potwory i zjawy. Można by powiedzieć, że na te stworzenia już definitywnie wyczerpano pomysły. Nic bardziej mylnego. Aaron Mahnke udowadnia, że można wycisnąć z tematu wampirów, duchów czy wilkołaków jeszcze sporo!
The Word of Lore: Potworne Istoty to fascynująca, literacka podróż po świecie pełnym przerażających monstrów z legend i... rzeczywistości. Mieszkają w cieniu – w głębi lasu, w mroku nocy, w ciemnych zakamarkach naszych umysłów. Mówią o nich legendy i przesądy, średniowieczne zabobony i bajania przekazywane z pokolenia na pokolenie. W tej pięknie ilustrowanej – przez M.S. Corleya – książce gospodarz bestsellerowego podcastu „Lore” i serialu jest naszym przewodnikiem w fascynującej podróży po historii tych przerażających stworów, badającym nie tylko legendy, ale także to, co one mówią o nas samych. Aaron Mahnke prowadzi nas na odludne tereny Pine Barrens w New Jersey, zamieszkiwane przez osławionego diabła o czerwonych ślepiach. Pokazuje potworne przypadki kanibalizmu – niektóre oficjalnie udokumentowane, inne będące jedynie wytworem wyobraźni... być może. Odwiedza słabo oświetlone pokoje, w których odbywają się seanse spirytystyczne, europejskie wioski nękane przez gremliny, a nawet Key West na Florydzie, siedzibę demonicznej lalki imieniem Robert. W swojej książce Aaaron Mahnke uświadamia nam, że czasem prawda jest bardziej przerażająca niż najbardziej wyszukane fantazje.
Muszę przyznać, że naprawdę dawno nie czytałem z tak zapartym tchem książki... bądź co bądź, dokumentalnej. Autor w bardzo interesujący i ciekawy dla czytelnika sposób pokazuje różnorakie przypadki spotkania fantastycznych istot w naszym życiu, nie tylko przeszłym ale też całkiem współczesnym. Potworne istoty to dawka legend, opowieści przekazywanych niegdyś z pokolenia na pokolenie, a także zaskakująco silnych dowodów na to, że ludzie na codzień spotykają wampiry, diabły czy zjawy. Jest to nie lada gratka dla wszystkich fanów tego typu zjawisk, w tym oczywiście mnie!
Książka napisana jest w bardzo przyjemnym stylu, pochłania się ją niesamowicie szybko i przyjemnie, a znakomite ilustracje, o których już była wcześniej mowa, są swoistą wisienką na torcie. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak serdecznie polecić Wam książkę!
Piła. Dziedzictwo
Czy seria koniecznie musi skończyć się wraz ze śmiercią jej głównego bohatera? A może jednak główny bohater wcale nie umarł? No ale skoro nie umarł, to kto wylądował na sekcyjnym stole?
Piła Dziedzictwo to według mnie najlepsza część serii. Jigsaw znów atakuje, organizując swoją krwawą grę. Tylko kim jest Jigsaw, skoro John Kramer nie żyje? Ma naśladowcę, czy jednak udało mu się przechytrzyć policję i sfingować swoją śmierć? Przed takim pytaniem stają śledczy badający sprawę kolejnych morderstw. Ofiary mają na ciele nie tylko oznaki uczestnictwa w grze Jigsawa, ale także jego DNA...
Ósma część cyklu nie stanowi opowieści oderwanej od poprzednich części. Wręcz przeciwnie, ktoś, kto nie oglądał Piły wcześniej będzie miał problem w odnalezieniu się w niuansach tej opowieści. Autorzy nawiązują do wcześniejszych wątków, motywację Jigsawa tłumacząc bardzo pobieżnie. Ewidentnie celem twórców było stworzenie filmu dla fanów i to fanów zwracających uwagę na szczegóły. Historia opowiedziana jest przy tym w taki sposób, iż do ostatnich minut filmu, tak naprawdę nie wiadomo, jak to możliwe, że John Kramer znów działa, a jednocześnie z każdą kolejną zagadką nie sposób jest nie docenić jego morderczego geniuszu oraz nie gardzić jego ofiarami coraz bardziej. Twórcy jednocześnie nie epatują krwią. Owszem - jak to po grze Jigsawa - jej uczestnicy najlepiej po zakończeniu gry także nie wyglądają, krew jednak nie leje się strumieniami, zaś sama gra jest (w całej swej brutalności) wyrafinowana. Nie sama gra intryguje. Opowieść bowiem prowadzona jest tak, że do końca nie jesteśmy pewni, co się dzieje, kto podszywa się za Jigsawa, a nawet zaczynamy mieć pewność, że nie podszywa się nikt. Winnymi zdają się być kolejni bohaterowie i gdy już wydaje nam się, że wszystko wiemy, akcja zmienia swój bieg.
Wśród aktorów grą wyróżniają się dwaj panowie - Matt Passmore, wcielający się w rolę Logana Nelsona oraz Tobin Bell - jedyny i niepowtarzalny John Kramer/Jigsaw. To oni nadają klimat całości, chociaż trzeba przyznać, że pozostała obsada, jak na horror, również aktorsko dała radę. Dzięki temu całość naprawdę dobrze się ogląda.
Okres ośmiu lat od nakręcenia poprzedniej części twórcy spożytkowali bardzo dobrze. Piła. Dziedzictwo jest spójna, historia ma sens (aczkolwiek staje się on jasny dopiero pod koniec filmu), wciąga, intryguje. W filmie brak jest słabych elementów. Gra aktorska, muzyka, scenografia - nic z tych rzeczy nie drażni, a to w większości one potrafią najbardziej zepsuć przyjemność oglądania. Jeśli zatem jesteś fanem serii - obejrzyj koniecznie, jeśli serię znasz, też zachęcam, jeśli Piłę dotąd obchodziłeś bokiem, rozważ wieczór z wszystkimi siedmioma poprzednimi częściami, bo dla ósmej warto czasem obejrzeć nawet i słabszą część.
Manitou
Harry Erskine pracuje jako wróżbiarz; przepowiadanie wyssanej z palca przyszłości starszym damom jest jego sposobem na utrzymanie się na jako takim poziomie materialnym. Co prawda kiedyś, w dzieciństwie, miał styczność z duchami, jednak mężczyzna woli trzymać się utartej, acz znacznie bezpieczeniejszej ścieżki wróżbiarstwa. Do czasu, aż do jego drzwi puka Karen Tandy, siostrzenica jednej z jego klientek. Kobieta ma dość osobliwy problem- na jej szyi pojawiła się nieustannie rosnąca narośl, która w dodatku pod wpływem dotyku... porusza się. Lekarze nie wiedzą co to, a badanie wykazuje, iż wewnątrz monstrualnego guza rośnie płód. Mimo wszystko podejmują się operacji, nie mając pojęcia, iż w ciele tej młodej kobiety rozwija się najgroźniejszy, pradawny indiański szaman, imieniem Misquamacus. Duch pragnie zemścić się na białym człowieku za męki swojego ludu...
Przed Erskinem nie lada wyzwanie; musi stanąć do walki o życie całego Manhattanu, a wraz z nim współczesny szaman, Śpiewająca Skała. Czy mężczyźni mają jednak jakiekolwiek szanse w starciu z pradawnym złem... ?
Lata temu jeszcze nie wiedziałam, że horrory staną się moim ulubionym gatunkiem zarówno literackim, jak i filmowym. A wszystko zaczęło się od niepozornej (okładkowo, oczywiście) książki pt. "Anioł Jessiki", autorstwa Mastertona właśnie. Jako że wówczas moja publiczna biblioteka miała jeszcze pewne braki, udało mi się znaleźć zaledwie dwie książki pisarza, który porwał mnie do świata grozy. Z biegiem czasu (i każdą kolejną odwiedzaną biblioteką) miałam na swoim czytelniczym koncie już więcej lektur pana Grahama Mastertona. I wciąż mi mało. Cykl "Manitou" również znałam wcześniej, choć po tylu latach od lektury fabuła zatarła się w pamięci. Dlatego też bardzo ucieszyłam się na wieść, iż wydawnictwo Albatros postanowiło wznowić niektóre z jego książek.
Pewność, że biorę do ręki kawał dobrej, mrocznej historii, to jedno; gdybym nie kojarzyła owego tytułu, zapewne i tak skusiłabym się na tę pozycję. Tym razem okładka wyszła wydawnictwu znakomicie! Przyciąga wzrok, poniekąd nawiązując do toczących się wewnątrz wydarzeń.
We wspomnianej serii nie napotkamy nawiedzonych domów, demonów czy zombie; Graham Masterton skupił się na czymś bardziej nietuzinkowym- magii Indian. Czymś, co dla "bladej twarzy" jest ogromnym niebezpieczeństwem. Autor jasno podaje nam powód zemsty Misquamacusa- za każdego zamordowanego, znieważonego czy wygnanego z własnego terytorium Indianina poniesie śmierć jeden biały człowiek. Tym lepiej czyta się książki, które za przyczynę nadnaturalnych ataków podają racjonalne pobudki. Mimo tego, że indiański szaman (a raczej jego wciąż nienarodzone w nowym wcieleniu manitou) nie wie, jak obecnie wygląda sytuacja jego współbraci, to postanawia wziąć odwet za lata krzywd.
Manitou czyta się bardzo dobrze; akcja prze do przodu, a my wciąż zastanawiamy się, czym może być tajemnicza dolegliwość Karen Tandy. Nie brakuje mrocznych wydarzeń, zabójstw i krwawych scen, które właściwie są charakterystyczne dla tego pisarza. Średnia objętość tejże powieści grozy (niecałe trzysta stron) sprawia, że przy odrobinie chęci oraz wolnego czasu można ją pochłonąć w kilka godzin. A jeżeli już zaciekawił nas tom rozpoczynający całą serię, to najlepiej od razu zaopatrzyć się w część kolejną, aby zbytnio nie tęsknić. I podtrzymać atmosferę zagrożenia...
Nazwisko Mastertona na pewno nie jest Wam obce. Pewnie nie raz natknęliście się na niego przy okazji odwiedzin w bibliotece, a może podczas wirtualnego spaceru po blogosferze. To nie tak, że jest o nim głośno; myślę, iż ów autor ma już zapewnioną pozycję na rynku literackim, która nie pozwala obojętnie przejść obok książek jego autorstwa. Przed nami jeszcze kilka części serii Manitou, dlatego z całego serca zachęcam Was do rozpoczęcia swojej przygody z Harrym Erskine'em już teraz. Żebyście potem nie żałowali...
Terror
Nakładem Wydawnictwa Vesper ukazała się nowa edycja "Terroru" Dana Simmonsa z filmową okładką.
Terror odtwarza przebieg tragicznej w skutkach wyprawy badawczej z maja 1845 roku. Dwa statki – HMS Erebus i HMS Terror – pod dowództwem doświadczonego żeglarza, sir Johna Franklina, wyruszyły ku północnym wybrzeżom Kanady, celem poszukiwania Przejścia Północno-Zachodniego. To ciąg przesmyków pomiędzy wyspami Archipelagu Arktycznego, gdzie od kilkuset już lat, kosztem wielu istnień ludzkich, szukano możliwości opłynięcia Ameryki Północnej, chcąc zaoszczędzić na odległości przemierzanej drogą morską pomiędzy wybrzeżami Atlantyku i Pacyfiku.
Kiedy Bóg zasypia
Król Mieszko II został zamordowany.
Kraj pozbawiony władcy popada w ruinę. Możni walczą między sobą o wpływy, u granic stoi wroga armia.
Kapłani starej wiary robią wszystko, by wyplenić z ludzkich serc niemieckiego boga jedynego.
Nastały mroczne, złe czasy. Człowiek staje przeciwko człowiekowi, ramię w ramię ze strzygą i upiorem.
Nie ma już „dobra” i „zła”- są tylko różne drogi do zaspokojenia ambicji, żądzy władzy i namiętności.
Nadchodzi czas krwi, przerażenia i dzikiego okrucieństwa.
Kiedy bóg zasypia, budzą się demony.
Bestie i ludzie
Przyciągnął Twój wzrok, choć sama nie wiesz czemu; początkowo może to wydaje się nawet nieco śmieszne, ale określiłabyś go jako... magicznego. Nie z tej ziemi. Przyciąga Cię do siebie jakąś magnetyczną siłą. Nie wiesz, kim jest, ale nie możesz oderwać wzroku. Zresztą zauważasz, że on również uważnie się Tobie przypatruje. Przypadek? A może przeznaczenie? I choć świat wielokrotnie ostrzega przed ludźmi, którzy pod płaszczykiem niewinnego, sobotniego flirtu kryją znacznie gorsze chęci, kusi Cię. Decyzja zapadła. Ale... uważaj. Bo świat nie jest taki czarno- biały, jak do tej pory sądziłaś, a ramiona przyszłego kochanka mogą w ciągu kilku sekund zamienić się w te, które odbiorą Ci życie. I tak, po ziemi kroczą istoty, o których nawet nie miałaś pojęcia.
Miałam już wcześniej okazję zapoznać się z twórczością pana Jacka Piekary; wówczas moim wyborem była seria "Ja, Inkwizytor". Od razu polubiłam pióro autora, czarny humor, nieszablonowy tok wydarzeń. Byłam więc ciekawa, czy zbiór opowiadań grozy wyjdzie mu równie dobrze. I zdecydowanie jestem na tak!
W Bestiach i ludziach motywem przewodnim niby są tytułowe bestie- potwory, jakich nigdy nie mieliśmy okazji (i bardzo dobrze!) napotkać na własnej drodze. Zauważa się tu zarówno takie, o których mogliśmy czytać w innych, zbliżonych gatunkowo książkach, jak i te stworzone na potrzeby książki przez pana Piekarę. Jednak tytuł może być nieco mylący. Nie chodzi w nim bowiem o to, że ludzie zostają zaatakowani, osaczeni czy zabici przez monstra, lecz o to, że właściwie niektórzy z naszego gatunku mogą stać z nimi w równym szeregu pod względem braku moralności. Trudno się z tym nie zgodzić; to my jesteśmy największymi potworami, jakich Ziemia mogła oglądać. Pod względem bestialstwa niczemu nie ustępujemy przed istotami znanymi nam z literatury. Kłamiemy, ranimy zabijamy. I to wszystko dla własnego zysku.
Opowiadania są świetnie napisane. Trzymają w napięciu, przyciągając jednocześnie intrygującymi postaciami. Bohater, który początkowo wydaje się czysty jak łza, z którym wręcz solidaryzujemy, ostatecznie okazuje się... cóż, zupełnie inny. Czasami ciężko wyraźnie określić, kto w tej grze jest czarnym charakterem, co jeszcze dodaje lekturze owego "smaczku". Do tego owe historie kończą się nierzadko w sposób niejednoznaczny. A czy dla czytelnika nie ma lepszego prezentu niż książka, nad którą musi odrobinę pogłówkować?
Pan Jacek Piekara znakomicie poradził sobie z wprowadzeniem odbiorcy w stworzony przez siebie świat. I choć z opowiadania na opowiadanie ulegał on delikatnym zmianom (przenosimy się bowiem w różne rejony, w odmienne czasy), nie stanowiło to żadnego problemu. Bardzo łatwo wczuć się w sytuację przedstawianych postaci, choć nie do końca można zrozumieć tok ich myślenia. Zresztą, czy ktoś prócz psychiatry jest zdolny do zrozumienia postępowania psychopaty? Wątpię.
Mimo że zazwyczaj sięgam po literaturę grozy, aby odkryć jakąś nową, oryginalną oraz intrygującą bestię, to tym razem moją uwagę zdecydowanie bardziej przyciągnęły... postacie ludzkie. Autor tak skrzętnie stworzył bohaterów, że rozpoczynając przygodę z danym opowiadaniem byłam pewna, że właśnie owego człowieka czeka coś złego. W życiu nie spodziewałabym się, że to on będzie nieść zło dalej.
Lektura wciągnęła mnie na dobre; po jej odłożeniu jeszcze długo zastanawiałam się nad motywami bohaterów, nad niektórymi zakończeniami. Nie byłam pewna, czy tok moich myśli idzie w dobrym kierunku- autor zasiał we mnie ziarenko niepewności. Dlatego uważam, że ów zbiór opowiadań dla każdego czytelnika lubującego się w grozie, będzie niezwykłą lekturą. Zresztą, czy twórczość pana Piekary trzeba polecać?
Zadra
Alternatywna wizja świata połączona z elementami fantastyki, a miejscami również grozy, to przepis na hit albo totalną porażkę. Taki wóz albo przewóz, wszystko albo nic. Na szczęście Krzysztof Piskorski podołał zadaniu, stworzył barwny, niebanalny świat i historię, którą chce się czytać. O tym, że jego książka jest dobra niech świadczy też fakt, że chociaż okres napoleoński zawsze jawił mi się jako jeden z najnudniejszych i najbardziej odstręczających w naszej historii, w Zadrze okazał się nie tylko zjadliwy, ale zaskakująco wciągający.
Mamy rok 1819. Odkrycie potężnej substancji zwanej etherem zmieniło tok historii. Zasilane nim maszyny i broń pozwoliły Napoleonowi wygrać bitwy, które w naszej rzeczywistości zakończyły się porażką. Okazało się także, że etherowe Bramy prowadzą do równoległego świata. Pod względem geograficznym wygląda on tak samo jak nasz, pokrywają go jednak niekończące się puszcze, w których można spotkać nielicznych tubylców i tajemnicze, napawające grozą ruiny.
Fabuła jest wielowątkowa, jednak przede wszystkim skupia się na dwóch głównych postaciach. Pierwszym jest polski podpułkownik Stanisław Tyc, walczący w Legii Nadwiślańskiej przy armii francuskiej. Ten element historii pozostał niezmieniony - Napoleon nadal wykorzystuje Polaków, rzucając ich do najgorszych zadań, w zamian dając wiele obietnic, a mało konkretów. Tym razem wysyła polskie oddziały na drugą stronę etherowej Bramy, do Nowej Europy, gdzie mają budować jego nowe imperium, walcząc z wojskami pruskimi i carskimi.
Drugim bohaterem jest młody, utalentowany, francuski wynalazca, Maurice Dalmont. Wbrew sobie ląduje w samym centrum kryminalno-politycznej intrygi, która ma zmienić losy wojny. A wszystko to za sprawą wynalazku, którego znaczenia początkowo nie doceniał. W tle pojawia się cała plejada postaci drugoplanowych, ale równie barwnych i dobrze nakreślonych. Wśród nich znajdują się żołnierze towarzyszący Tycowi, jego narzeczona i jednocześnie siostra Maurice’a, Natalie (zasługująca na miano jednej z najbardziej irytujących damskich postaci literackich), wynajęci przez Dalmonta kryminaliści i wielu innych.
W opisie wydawcy można przeczytać, że Zadra stanowi „podwaliny polskiego steampunku”. Z jednej strony nie sposób się z tym nie zgodzić, ponieważ świetnie reprezentuje swój gatunek. Warto też przy tym wspomnieć, że obecne wydanie to wznowienie, a powieść po raz pierwszy ukazała się równe dziesięć lat temu. Z drugiej strony, książkę nie jest tak łatwo zakwalifikować do jednego gatunku. Owszem, elementów steampunku jest tu wiele, chociaż to nie para stanowi podstawę rozwoju świata, a wspomniany ether i energia próżni. Niemniej, jak wspomniałam na samym początku, wraz z rozwojem fabuły pojawia się równie wiele fantasy i magii, a nawet nieco horroru.
Fabuła i świat przedstawiony są zdecydowanie na plus. Są dobrze przemyślane i rozwinięte. Co więcej, Piskorski ma niezły warsztat i prawdziwie lekkie pióro, dzięki czemu powieść czyta się naprawdę dobrze.
Nie zagrały natomiast dwie rzeczy. Po pierwsze, zakończenie pozostawia nieco do życzenia. Nie do końca pasuje do klimatu całej opowieści i nie wyjaśnia niektórych kwestii. Potencjał kilku wątków pobocznych, jak choćby Paula Narbonne, wydaje się też niewykorzystany do końca. Druga kwestia jest już bardziej techniczna. Prawdziwą zbrodnią dla fabuły jest prolog, którego właściwie nie powinno się czytać, ponieważ zbyt wiele zdradza z zakończenia i niszczy element zaskoczenia. Osobiście nie przepadam też za krótkimi zapowiedziami, które zdradzają na początku każdego rozdziału, co się w nim wydarzy.
Podsumowując, Zadra Krzysztofa Piskorskiego to kawał naprawdę dobrej powieści. W zgrabny sposób łączy gatunki i zapewnia świetną rozrywkę. Serdecznie polecam!
Tajemnica nawiedzonego lasu
Każdy nastolatek lubi wyrwać się z domu, szczególnie w lecie. Wtedy kuszą wszelakie jeziora, mogące ochłodzić rozgrzane upałem ciała, kolonie, gdzie młodzież może poznać wielu nowych kolegów oraz przeżyć masę przygód. Jednak Nina Pankowicz od pamiętnych wakacji w Markotach jest innego zdania... To wówczas dowiedziała się, że Anioły tak naprawdę nie są wysłannikami Boga, lecz istotami poszukującymi Wybrańca- kogoś, kto ma ocalić ich przed Bestią. Teraz, dwa miesiące po mrocznych wydarzeniach, dziewczyna wierzy, że ONI zgubili jej trop, a mury domostwa są w stanie ochronić ją przed największym złem. W końcu po zmarłym Wybrańcu -jak kilku jej towarzyszy- otrzymała cząstkę mocy... Jest jednak w ogromnym błędzie. Wraz z innymi nastolatkami, pośród których odnalazła dawnych kompanów z Markotów, trafia do zamkniętego budynku- Totenwald. Otoczone przez las mury mają uniemożliwić młodzieży ucieczkę, a tym samym ułatwić badania nad nimi. Nikt nie wie, co ich czeka...
Co jako pierwsze decyduje o tym, że skłaniamy się ku jakiejś książce? Możemy tu wymieniać m.in. opinie blogerów, dobrą promocję, ulubiony gatunek. Dla mnie "miłość" do jakiejś lektury rozpoczyna się od okładki, a jeżeli treść jest równie dobra, to pozostaję w owym "stanie zakochania". Tym razem było podobnie; z drugiej strony intrygowało mnie to, jak pani Kańtoch poradziła sobie z umiejscowieniem -bądź co bądź- postaci młodszych ode mnie w mrocznej rzeczywistości. A o tym, że poradziła sobie znakomicie, świadczy wysoka ocena.
Pierwszego tomu nie czytałam, i jak to w takich sytuacjach bywa, lekko się obawiałam, że nie nadążę za wydarzeniami. Że tom poprzedzający zawierał jakies informacje, niezbędne do zrozumienia następcy. Tak się jednak nie stało; autorka nawiązuje do poprzednich wydarzeń, wprowadza w nie czytelnika, nie marnując czasu na streszczanie całości części pierwszej. I tyle było mi trzeba.
Akcja bardzo wciąga, niemal nie można się od lektury oderwać. Problemem także nie okazał się wiek bohaterów- jak wspominałam, są to nastolatkowie, a Nina ma zaledwie trzynaście lat. Nie miałam jednak poczucia, że tak ważna misja spoczywa w rękach dzieci, a wręcz przeciwnie. Bohaterowie wykazywali się bowiem odwagą oraz sprytem, których niejeden dorosły mógłby im pozazdrościć. Czytelnik skupia się znacznie bardziej nad tajemniczym lasem otaczającym Totenwald, kryjącym mroczną tajemnicę- wymarłą wieś oraz przepołowiony kościół. Jeden z opiekunów o kryptonimie Lis szczególnie interesuje się tamtym miejscem. A że nina posiada dar bystrości, postanawia podrzucać jej kolejne wskazówki do rozwiązania dawnego sekretu- czy naprawdę jego rodzinę wymordował starszy brat? W odnalezieniu odpowiedzi na coraz więcej pytań pomagają głównej bohaterce dawni przyjaciele, poznani w Markotach- odważna Tamara, chojrak Hubert oraz Jacek, który po zmarłym Wybrańcu otrzymał dar zręczności.
W środku można znaleźć kilka ilustracji, co dodaje lekturze smaku. Historia sama w sobie jest ciekawa, nietuzinkowa i gdyby takowy gatunkowy odłam istniał, określiłabym ją jako powieść grozy dla młodzieży. I co najważniejsze- każdy czytelnik, niezależnie od wieku, spędzi z ową książką fantastyczny czas. Teraz moim obowiązkiem staje się odszukanie tomu pierwszego, a także oczekiwanie na pojawienie się kolejnych.
Tajemnicę nawiedzonego lasu polecam przede wszystkim tym, którzy lubią to delikatne poczucie grozy, bez rozlewu krwi. Ta lektura bardziej zmusza naszą wyobraźnię do działania, niż niejeden światowej sławy horror.