kwiecień 25, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: groza

środa, 02 grudzień 2015 17:27

Pingwiny już w przedsprzedaży!

Jesteśmy zdjęci grozą, ale i pod wrażeniem! Ruszyła przedsprzedaż naszej nowy gry: Pingwiny z Madagaskaru! Prosimy o zachowanie spokoju! Dla wszystkich powinno starczyć!

Dział: Bez prądu
czwartek, 17 wrzesień 2015 16:13

Drażliwe tematy

Od pewnego czasu, nakładem wydawnictwa MAG, ukazują się pięknie wydane wznowienia twórczości Neila Gaimana. Tym razem przyszła kolej na zbiór opowiadań zatytułowany „Drażliwe tematy. Krótkie formy i punkty zapalne".

Antologia opowiadań zawiera twory z gatunku szeroko pojętej fantastyki. Znajdzie się w niej coś zarówno dla miłośników SF, grozy, jak i typowej fantasy. Każda natomiast historia napisana została z wyobraźnią i posiada swój własny, niezwykły, magiczny klimat. Z pewnością Neilowi Gaimanowi nie można zarzucić braku oryginalności. Chociaż to co tworzy niekiedy bywa dziwaczne, z pewnością nie można się przy tym nudzić.

Jak to bywa w zbiorach opowiadań jedne trafią do gustu danego czytelnika bardziej, inne nieco mniej. W tym wypadku jednak nie ma takich naprawdę kiepskich. Każda historia jest intrygująca i trzyma w napięciu od pierwszych do ostatnich słów. Również wstęp, w którym pisarz zdradza swoje inspiracje, jest jak najbardziej godny uwagi i szkoda byłoby go pominąć.

Napięcie, groza, czarny humor, groteska i nieco absurdu - to mieszanka wybuchowa, z której składają się „Drażliwe tematy". Opowiadania są naprawdę krótkie, ale każde z nich zawiera swoistą puentę i jakieś konkretne przesłanie, obok którego nie sposób przejść obojętnie. Mistrz pióra po raz kolejny udowodnił, że zasłużył na miano mistrza.

Cały zbiór zawiera w sobie dwadzieścia cztery krótkie formy literackie (zgodnie z opisem drażniące, działające na wyobraźnię i nie dające spokoju). Przyznam szczerze, że uwielbiam te nowe wydania twórczości Neila Gaimana. Intrygująca grafika okładek, twarde oprawy, dobra edycja tekstu (w przypadku „Drażliwych tematów" nieco przeszkadzają mi zbyt małe marginesy, nie jest to jednak rzecz aż tak bardzo istotna). Książka nie zniszczy się nawet od częstego czytania i wciąż będzie perfekcyjnie wyglądała na wyeksponowanej półce z ulubionymi tytułami.

Oczywiście „Drażliwe tematy" wszystkim serdecznie polecam - przede wszystkim wielbicielom szeroko pojętej fantastyki, ale nie tylko. Myślę, że w antologii krótkich form każdy czytelnik będzie potrafił znaleźć coś dla siebie. Neil Gaiman ma lekkie pióro i wciągający sposób pisania, a jego wyobraźnia nie zna granic. Tu nie ma tematów tabu i żadna barwa nie jest zakazana. To po prostu cudowna, wszechstronna zabawa słowem, a jeżeli ktoś wyniesie z niej jakieś przesłanie, to może sprawić, że z jego życia zniknie kolejny, szary fragment - nieodwracalnie zastąpiony szaloną paletą barw.

Dział: Książki
środa, 09 wrzesień 2015 14:22

Kontynuacja "Tajemnicy Diabelskiego Kręgu"

"Tajmnica nawiedzonego lasu" swoją premierę będzie miała już 4 listopada!

Jest listopad 1953 roku, minęły już dwa miesiące od wakacji w Markotach, które przewróciły do góry nogami życie trzynastoletniej Niny. Bo czy zwykłą nastolatkę może spotkać to, co ją? Po spotkaniu z aniołami zachowała odziedziczoną po zmarłym Wybrańcu wyjątkową przenikliwość umysłu, a na dokładkę dostała moc, której nie jest w stanie kontrolować. W dodatku w każdej chwili mogą przyjść po nią ONI, komuniści, którzy zwalczają anioły, zamykają ludzi w więzieniach i torturują...

Dział: Książki
sobota, 15 sierpień 2015 00:07

Nowa Fantastyka 8/2015

Jak zapowiada się sierpniowa Nowa Fantastyka? Już z okładki widać między innymi, że będzie można poczytać o Fantastycznej Czwórce, o drugiej części artykułu Groza w sosie słodko-kwaśnym z lipcowego numeru oraz jakich autorów opowiadania opublikowano. Zapowiada się ciekawie!

Redaktor naczelny ponownie otwiera obecny numer tekstem zachęcającym do chwili refleksji nad tym co po sobie zostawiamy i niestety nie są to przyjemne myśli. Nie zabraknie konkursów (tym razem także wyników z konkursu Moda na Nową Fantastykę) oraz nowinek z rynku wydawniczego. Przyznać trzeba, że sierpień obfituje w premiery, zarówno książkowe (opowiadania Anny Kańtoch w Światy Dantego) jak i filmowe (O dziewczynie, która nocą wraca sama do domu – horror, muszę obejrzeć!). I wiecie co? Ja stroniąca od komiksów chyba zacznę je czytać a wszystko to przez Strażnicy Galaktyki #01 oraz New Avengers gdyż Marvel podbił moje serce. Tylko skąd brać pieniądze na te wszystkie cudowności?

W niemały szok wprawił mnie tekst Mateusza Wielgosza o tym jak bardzo zaczynamy ufać technologii, diagnozy chorób jestem jeszcze w stanie zrozumieć z postępem technicznym, ale za żadne skarby nie wsiadłabym ani nie wsadziła dziecka do samo prowadzącego się samochodu. W jednym z pierwszych artykułów Robert Ziębiński opowiada o zmarłym w czerwcu tego roku Christopherze Lee (Saruman czy też Hrabia Dooku) przybliżając czytelnikom jego sylwetkę oraz dorobek filmowy. Z kolei Radosław Pisula przybliża losy Fantastycznej Czwórki z przeszłości oraz teraźniejszości.

Jak już wspominałam wyżej, w lipcowym numerze NF Tomasz Zliczewski omawiał a raczej starał się opowiedzieć, bo jest tego ogromnie dużo, o japońskich zjawach i duchach. W tym wydaniu czasopisma kontynuuje temat. O Japonii i strasznych historiach z których ten kraj słynie można przeczytać w artykule Marty Sobieckiej. Oba teksty są ciekawe i wyczerpujące na tyle na ile pozwala ograniczenie znaków, a co ważniejsze zachęcają do sięgnięcia po inne źródła.

W dziale z felietonami również nie da się nudzić, Rafał Kosik mówi o tym jak bardzo przyzwyczajamy się do tego, że mamy wszystko na twardym dysku, pieniądze na koncie a nie zastanawiamy się nad tym co będzie w razie awarii. Trudno się z nim nie zgodzić, prawda? Natomiast Peter Watts patrzy optymistycznie na to, że zaczniemy bardziej dbać o ekologie i korzystać z zasobów natury nie szkodzących naszej planecie. Robert Ziębiński przedstawia swoje zdanie na temat horrorów, z którym w zupełności się zgadzam. Trzeba przekopać się przez wiele gniotów by trafić na coś godnego uwagi i poczuć dreszcze strachu.

W dziale z prozą w tym miesiącu prawdziwy urodzaj, bo do przeczytania jest aż siedem opowiadań. Na pierwszy rzut dano Krypty Neoazji Marcina Staszaka, zdecydowanie dla miłośników science fiction, autor miał niebanalny pomysł na przedstawienie świata w którym dzieje się akcja. Dalej było opowiadanie Pawła Palińskiego Bóg Miasta – tekst pełen metafor i wydaje mi się, że każdy odbierze go inaczej. Właśnie to oraz oczywiście pomysł jest w nim najlepsze. Z żalem muszę stwierdzić, że mimo ciekawego pomysłu Marcin Luściński swoim krótkim Ogrodem walk mnie do siebie niestety nie przekonał. W prozie zagraniczne nic mnie szczególnie nie zachwyciło, co muszę przyznać mało kiedy się zdarza. Najmniej zaś przypadły mi do gustu Fragmenty biografii Juliana Prince'a Jake'a Kerr'a, chociaż forma w jakim został napisany tekst, jakby wycięte fragmenty z Wikipedii, było fajnym pomysłem, to mnie nie zaciekawił.

Jedno do czego bym się mogła przyczepić, to fakt, że ten kto sprawdzał teksty przed puszczeniem do publikacji był chyba okropnie głodny bo zjadał niektóre literki lub złośliwie zmieniał słowa. Poważnie mówiąc zawiodła mnie korekta w tym numerze.

Dział: Książki
wtorek, 11 sierpień 2015 13:21

Dziesięć niesamowitych opowiadań

Czasami... czasami lubimy się bać. Traktujemy strach jako rozrywkę, nie przywiązując do niego większej wagi. Obca nam jest prawdziwa groza, tak skrzętnie naśladowana przez różnych twórców filmowych bądź pisarzy. I wydaje nam się, że ten znany nam świat jest czarno- biały. Istniejemy tylko my, nic więcej. A może jesteśmy otoczeni przez istoty, o których nawet nam się nie śniło... ?

Tajemnicza dziewczynka o poranionych dłoniach. Telefon, który powinien zostać odebrany. Zerwane na cmentarzu jabłko, będące zapowiedzią nieszczęścia. Niby zwykła, szara codzienność, a jednak...

Dziesięć niesamowitych opowiadań autorstwa pana Jarosława Serafina Drążkowskiego to kolejny mini zbiór opowiadań grozy, który trafił w moje ręce. Patrząc na niewielką liczbę stron (zaledwie 122, prawdziwa gratka dla mola książkowego!) stwierdziłam, że "połknę" ową pozycję na raz. Tak też się stało, jednak nie bez "dławienia się" każdym kolejnym opowiadaniem.

Trudno w przypadku tego zbioru mówić o historiach, które szczególnie przypadły mi do gustu. Powiedziałabym raczej, że to opowiadania z grupy tych bardziej "zjadliwych". Przypisuję do niej tajemnicę pewnej małej dziewczynki (Pamiątkowe zdjęcie), opowieść o kluczu, który miał dać odpowiedzi na liczne pytania, a sprowadził tylko kolejne nieszczęście (Klucz). Zmarnowane życie daje do myślenia, to kolejne z serii tych zmuszających do refleksji nad własnym życiem, a przede wszystkim nad jego przemijalnością. Czwartym -i ostatnim- opowiadaniem, które przypadło mi do gustu, jest SMS- zaginięcie czy ucieczka przed winą? Jak bardzo znasz swojego przyjaciela... ?

Opowiadań jest dziesięć i choć są różnej objętości to miałam wrażenie, że każde kolejne niemożliwie się dłuży. To, co zaintrygowało mnie w opisie na tyle książki (groza, czerpanie z jej źródeł, tajemnice skrywane pod płaszczykiem codziennej nudy, mrok) nie miało przebicia w tych historiach. Historie zostały napisane przy pomocy bardzo prostego języka, potykałam się o niegramatyczne zdania, często zupełnie bez sensu. Ponadto autor nie stosował rozwiniętych opisów, zamiast napisać "uśmiechnął się" pan Drążkowski w trakcie wypowiedzi fikcyjnej postaci pisał "haha". Miałam wrażenie, że ta książka to jeden wielki monolog, niekiedy dialog, szersze opisy właściwie występowały jedynie przy wprowadzaniu czytelnika do danej opowieści. Co więcej? Niektóre spośród opowiadań były bardzo uproszczone, łatwo domyślić się, o co w nich chodzi. Przy innych ziewałam znudzona, przy kolejnych często łapałam się na tym, że... nie wiem o czym myślał autor, pisząc je. Co chciał w nas, czytelnikach, obudzić? Nie wspominając już o mojej wzrastającej irytacji niekończącymi się dialogami (jak wyżej).

Smutne jest to, że kilka opowiadań z tego zbioru miało potencjał, jednakże nie został on właściwie wykorzystany. Większość to "odgrzewany kotlet", coś, co było już tysiąc razy i lepiej tego napisać się nie da. Jedyne, co tak naprawdę podoba mi się w tej książce, to mroczna okładka. Aż się prosi, aby po nią sięgnąć; szkoda tylko, że w środku już jest nie do końca intrygująco i mrocznie. Nie mogę więc powiedzieć, iż ze zbioru wylewa się groza, a wręcz przeciwnie- jest zwyczajnie, nieco nudno. I na pewno nie "niesamowicie". Mimo duchów, klątw i innych tego typu aspektach nie z tego świata Dziesięć niesamowitych opowiadań nie wywołało we mnie najmniejszego drżenia. Ze strachu, oczywiście.

Jeśli chcecie się bać, potrzebujecie książki z odpowiednim, mrocznym klimatem, zdecydowanie sięgnijcie po inną pozycję.

Dział: Książki
środa, 15 lipiec 2015 16:55

Nowa Fantastyka 7/2015

Lipiec mija nieubłaganie, z nieba leje się żar, nic się nie chce i nawet czytanie wydaje się zbyt trudną czynnością. Jednak by całkowicie nie wybić się z czytelniczego rytmu warto sięgnąć chociażby po jakiś magazyn, oczywiście związany z książkami/filmami/grami. Padło na Nową Fantastykę, co takiego spotkamy w pierwszym wakacyjnym numerze?

Jak zwykle krótkim wstępem czytelników NF wita Jerzy Rzymowski, tym razem wspomina o nietolerancji, dyskryminacji i ludzkiej głupocie zachęcającej do szukania problemów tam gdzie ich nie ma. Doprawdy trudno się z nim nie zgodzić. Jak zwykle nie zabrakło wieści o nowościach wydawniczych (wznowienie serii o Mocarzu M. Kozak czy też „Dym i lustra" Gaimana) z świata filmu dowiemy się o „Ant-Man" Marvela (uwielbiam jego filmy!). Wywiad z Kevinem Hearne'em, jeszcze więcej nowości oraz kilka konkursów.

Szalenie zaciekawił mnie artykuł Tomasza Zliczewskiego o stworach obdarzonych nadnaturalną mocą i zamieszkujących Japonię. W intrygujący sposób opisuje niepowtarzalność tych nadprzyrodzonych istot i sprawia, że chce się poszerzyć wiedzę na ich temat.
Z kolei R. Skowroński swoim artykułem „Groza w sosie słodko-kwaśnym" uświadamia tych niedoinformowanych, że japońscy twórcy horrorów mogą pochwalić się czymś więcej niż tylko znanym zapewne wszystkim „Kręgiem" (jedyny film z tego gatunku, którego nie jestem w stanie obejrzeć) czy też „Klątwą".
Dzięki Tomaszowi Miecznikowskiemu będzie nam dane poznać bliżej sylwetkę Arthura Machena, człowieka żyjącego w czasach wiktoriańskiej Anglii.
Natomiast Przemysław Pieniążek w swoim tekście mówi o czwartej części „Terminatora", o tym jak powstawały filmy i wiele więcej. (Pewnie teraz zostanę zlinczowana, ale nie lubię tego filmu...).

W dziale z felietonami mamy trzy bardzo ciekawe teksty. Rafał Kosik zadaje słuszne pytanie. Czemu tak bardzo chcemy udać się osobiście na Marsa skoro nawet na Ziemi tam gdzie możemy wykorzystujemy maszyny? Natomiast Robert Ziębiński słusznie zauważył, że pomimo tego iż marudzimy, że w kinie fantastycznym brakuje nam oryginalności, ale gdy już wytwórcy coś nam podsuwają machamy na to ręką i pędzimy oglądać kolejny sequel lub adaptacje komiksu... To co nowe może mieć wady i nie dociągnięcia, ale jest tym czego PODOBNO chcemy. Czemu więc nie potrafimy tego docenić? W ostatnim felietonie Łukasz Orbisowski mówi o filmie Brada Andersona „Dziewiąta sesja", rozmyślając przy tym nad istnieniem duchów oraz ich upodobaniem nawiedzania opuszczonych szpitali.

No i oczywiście opowiadania, które zawsze zostawiam sobie na sam koniec. Tym razem możemy przeczytać dwa opowiadania z prozy polskiej „Finis" - Janusza Cyrana oraz „Spotkanie w tunelach: Opowieść z postapokaliptycznej aglomeracji" - Bartka Biedrzyckiego, a także z prozy zagranicznej „Jeden" - Nancy Kress Chociaż wszystkie trzy przypadły mi do gustu to najbardziej podobało mi się opowiadanie N. Kress – przemyślane, dopracowane, wciągające i zapewniające kilkanaście minut oderwania od świata rzeczywistego.

Dział: Książki
wtorek, 30 czerwiec 2015 11:10

Nowa Fantastyka 07/2015

W sprzedaży dostępny jest już najnowszy, lipcowy, numer czasopisma "Nowa Fantastyka". W numerze znajdziemy m.in. wywiad z Kevinem Hearne'em, autorem cyklu "Kroniki Żelaznego Druida", felieton Przemysława Pieniążka o powrocie Terminatora oraz mikropowieść Nancy Kress.

Dział: Prasa
piątek, 12 czerwiec 2015 13:02

Sanktuarium

Dokąd po śmierci wędrują samobójcy? Do piekła? Do nieba? Może do czyśćca? Czy istnieje miejsce gorsze od życia przed którym tak bardzo pragnęli uciec? Witamy w mieście samobójców - tu możesz mieć wszystko czego tylko zapragniesz, nic jednak nigdy nie będzie cię satysfakcjonowało.

Lela nigdy nie sądziła, że mogłaby zaprzyjaźnić się ze szkolną królową popularności. Tak jednak się stało i to już pierwszego dnia. Bezinteresownie pomaga Nadii, która znalazła się w tarapatach, a ona odwdzięcza się dziewczynie żarliwą przyjaźnią. Pewnego jednak dnia Nadia ma dość życia i popełnia samobójstwo. Zrozpaczona Lela nie chce iść za nią, ale przypadek sprawia, że osuwa się ze skały i umiera. Trafia do miejsca wiecznego spokoju, które przypomina raj. Z daleka jednak widzi bramy miasta samobójców. Ponieważ kiedyś sama próbowała się zabić i cudem została odratowana, wie jakie to przerażające miejsce. Nie może pozwolić by została w nim Nadia - bezbronna, przerażona i całkiem sama.

„Sanktuarium" to powieść nietuzinkowa, intrygująca i nieobliczalna. Trudno oderwać się od jej stron. Historia opisywana z punktu widzenia Leli jest niezwykła. Miasto samobójców napawa grozą. Barwne, ponure opisy przemawiają do wyobraźni. Pomysł stworzeń, które chciały przejąć kontrolę nad różnymi zaświatami (i nie tylko) również jest dobry, chociaż odrobinę spłyca głębię całości, która jest niewymuszona i zajmuje dość istotną pozycję w książce.

Bohaterowie zostali świetnie wykreowani, chociaż jest ich zaledwie kilkoro. Reszta spotykanych postaci to po prostu nic nie znaczące tło. Za życia spotkało ich naprawdę wiele złego, a teraz muszą walczyć o przetrwanie po śmierci. W mieście samobójców panuje wiele dziwacznych zasad, w przetrwaniu jednak nie chodzi o to, by się do nich stosować.

W pięknie i sprawnie napisanej powieści pojawia się również wątek romantyczny. Z początku nie przyćmiewa fantastycznej fabuły, z czasem jednak staje się dość nachalny. Mimo konieczności podjęcia trudnych wyborów bohaterowie nie mogą bez siebie żyć. Czy to pozytywny czy też negatywny element historii musi ocenić każdy czytelnik. Romans został dobrze skonstruowany, trzyma w napięciu i wywołuje niepewność, ale czy jest mile widziany na kartach powieści to już kwestia personalnego gustu.

„Sanktuarium" przeczytałam błyskawicznie i książką jestem zachwycona. To niezwykle oryginalny „paranormal romance", który jednocześnie nie jest pozbawiony głębi, wartości oraz fabularnych treści. Z niecierpliwością czekam na kolejną część, która mam nadzieję szybko się ukarze, ponieważ Autorka pozostawiła wyjątkowo otwarte zakończenie. Polecam!

Dział: Książki

Nie boję się śmierci. Boję się procesu umierania. Boję się wypadających włosów, obwisłej skóry i niesłuchających rozkazów stawów; boję się zaników pamięci, ulubionych tytułów, które wydadzą się pierwszy raz spostrzeżone. Boję się pełnych litości spojrzeń, garba, potknięć. Boję się próśb o pomoc i niesamodzielności. I nie przestałabym się bać, gdyby ktoś powiedział: nie martw się, po śmierci znowu obudzisz się jako niemowlak. Znowu będziesz młoda. Chociaż będziesz pamiętała całe swoje niemalże siedemdziesięcioletnie życie. Nie wiem, co byłoby gorsze – umrzeć, czy żyć ponownie z bagażem wspomnień.

Harry August wiódł niezbyt łatwe, a jednocześnie dość przeciętne jak na swoje czasy, życie. Do chwili, gdy okazało się, że śmierć nie zakończyła jego egzystencji, a jedynie rozpoczęła ją od nowa – raz jeszcze Harry się narodził, raz jeszcze uczył chodzić, raz jeszcze patrzył na śmierć bliskich i dokładnie te same ich decyzje. Kilka wcieleń poświęcił na odnalezienie się w nowej sytuacji. Po traumatycznych przeżyciach dołączył także do Bractwa Kronosa, które zrzeszało jemu podobnych. Z jego pomocą Harry wiódłby pewnie próżniacze życie po każdych kolejnych narodzinach. Los miał jednak dlań inny plan. Gdy, jak w każdym z żywotów, umierał na szpiczaka mnogiego, odwiedziła go dziewczynka. „Świat się kończy. – powiedziała – Świat się kończy i nie możemy temu zapobiec. Świat się kończy, bo musi. Ale koniec świata staje się szybszy". I wtedy Harry August znalazł cel.

Nie wiem, kto mógłby pozostać niewzruszony przy podobnym opisie (ten akurat jest mojego autorstwa, jednak linia fabularna i groza sytuacji zostają zachowane w każdym, jak mniemam). Zwłaszcza, gdy dodać do tego niesamowitą okładkę. Niby nie ma w niej nic niezwykłego, zwłaszcza, kiedy przygląda się jedynie jej internetowemu zdjęciu, lecz podejście zmienia się z chwilą chwycenia tomu w dłonie. Zajmujący front obwoluty tytuł jest lekko wypukły i jakby wykonany z brokatu. A może z pyłu? Całość wydaje się nieco rozwiewać, a na granatowo-niebieskiem tle, jaśniejącym w kierunku centrum, przypomina trochę gwiazdy. Z kolei z tyłu, pomiędzy jedną częścią blurbu a drugą, znajduje się ludzka sylwetka. Także wypełniona brokatowym pyłem. Nie potrafię oprzeć się wrażeniu istnienia w tej wizualizacji cudownej, choć nieszczególnie oryginalnej, metafory dotyczącej ludzkiego życia, przemijania i trwania. Jesteśmy częścią większej całości. Jesteśmy zbudowani z atomów. A w przyrodzie nic nie ginie – po śmierci nasze atomy stają się po prostu budulcem dla czegoś innego. Ale przecież umieramy. Rozpadamy się. Zostaje po nas proch i pył.

„Pierwszych piętnaście żywotów Harry'ego Augusta" przez znaczącą część lektury szczególnie nie porywa. Sporym eufemizmem byłoby stwierdzenie, że akcja nieco się wlecze. Ale przecież wlecze się nie bez przyczyny! Harry nie musi nigdzie się spieszyć. Ma nieskończoną ilość żywotów (w teorii). Niejednokrotnie pada z jego ust stwierdzenie, gdy pojawiają się w jego życiu komplikacje, które najprościej byłoby zakończyć samobójstwem, że tylko nuda dzieciństwa zniechęca go do takiego gestu. Cóż to w ogóle za okrutne i bezduszne rozważania! - chciałoby się wykrzyknąć. Ale jakie znaczenie miałoby życie, gdyby się nie kończyło? Czy samobójstwo stanowiłoby jeszcze tak skrajny akt? Ja sama nie wiem, czy za każdym razem chciałabym umierać na złośliwy nowotwór, bez szans na wyleczenie.

Jakkolwiek zrozumiałam ideę historii spisanej przez Claire North, rodzaj odwrócenia ogólnego pojęcia o zjawiskach paranormalnych – wydaje się nam bowiem, że za niecodziennymi zdolnościami czy wydarzeniami zawsze idzie jakaś mroczna historia, pełna akcji i szwarccharakterów – to chwilami naprawdę się nudziłam. Pomimo faktu, że postać Augusta psychologicznie wydawała się ciekawa, to jego poszukiwania sensu, wydawały mi się momentami dość płytko i pobieżnie opisane. North sygnalizowała jedynie pewne działania, nie relacjonując ich w pełni. Byłoby to świetne, gdyby bohater był zupełnie przeciętnym człowiekiem ze zdolnością odradzania się raz po raz (o ile można nazwać przeciętnym kogoś o podobnych umiejętnościach). Tak bowiem działa ludzka pamięć – zaciera się, pozostawiając jedynie ogólny zarys faktów. Harry nie był jednak zwyczajny już jako człowiek, niezależnie od funkcjonowania jako ouroboran (takie miano naszą w powieści osoby, które odradzają się po śmierci – nazwa wywodzi się od Ouroborosa, mitologicznego węża zjadającego własny ogon), gdyż posiadał pamięć absolutną.

Właściwa akcja powieści zaczyna zagęszczać się dopiero po ponad połowie lektury. To trochę późno. Zwłaszcza, że nigdy nie osiąga punktu zenitalnego. Wciąż miałam wrażenie, że nabiera prędkości, by pokazać prawdziwie wartką akcję. Tymczasem na rozwijaniu szybkości się skończyło. Finał przyniósł z kolei ogromne rozczarowanie, które skwitowałabym słowami „Tylko tyle? Naprawdę?!". I nawet piękna klamra semantyczna nie rekompensuje mi tego rozczarowania.

Tak naprawdę powieść skupia się na dwójce bohaterów. Harrym i wspomnianym szwarccharakterze, którego imienia – z racji niechęci do spoilerów – zdradzić nie mogę. A właściwie nie chcę. Moim zdaniem jedna i druga postać może pochwalić się bogatym rysem psychologicznym. Obie reprezentują skrajnie odmienne poglądy, które w pewnym momencie zaczynają się przenikać i dopełniać. Co najlepsze, byłam w stanie wczuć się w pozycję jednego i drugiego. Rozumiałam ich racje.

Język Claire North jest przystępny, lecz nieszczególnie bogaty czy wyrazisty. Klarownie przekazuje historię, jednak skąpa opisowość nie trafiła w mój czytelniczy gust. Autorka skupiła się raczej na samej psychologii i motywie relatywnego upływu czasu dla jednostki. Sporo także mówi o etyce i moralności, chociaż niebezpośrednio (zazwyczaj), co sobie bardzo cenię.

„Pierwszych piętnaście żywotów Harry'ego Augusta" pozostawiło we mnie niewielki zalążek tematycznej refleksji. Zaczęłam zastanawiać się nad motywem zjawisk paranormalnych niepodyktowanych żadnym wyższym celem, żadną wielką wojną. Jakby to było, gdybym nieustannie się odradzała? I tyle? Nic więcej? Po prostu raz po raz przeżywała swoje życie, z zachowaniem pamięci o wszystkich egzystencjach, podejmując nowe decyzje i zmieniając swój los. Znowu jednak dla samej zmiany, bez odgórnego, ważnego celu. Poza tym zaczęłam snuć refleksje nad wielowymiarowością czasu i przestrzeni. Harry August zastanawiał się nad początkiem i końcem – czasu, świata, ouraboran. A jeżeli wszystko dzieje się teraz? Jeżeli jesteśmy pierwsi? Nasze czasy są pierwsze? Jeżeli świat zaczął się wtedy, gdy Harry August narodził się po raz pierwszy, a dopiero później zaczęła się „przyszłość"? Trwał od pewnego momentu, ale bohater był jego końcem i ciągiem dalszym jednocześnie? Mam nadzieję, że jeżeli zdecydujecie się na te lekturę, podzielicie się własnymi spostrzeżeniami na ten temat.

Dział: Książki

Premiera ostatniego tomu "Kronik Dziedziców" swoje miejsce będzie miała już 8 maja!

Dział: Książki