kwiecień 23, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Yi Nan

czwartek, 10 styczeń 2019 14:45

Podniebna pieśń - zapowiedź

Porywająca, pełna magicznych przygód powieść, rozbrzmiewająca wśród dzikiej przyrody w mroźnym królestwie Erkenwald. Trudno jednak dostrzec w Erkenwald ludzi: ukrywają się, aby nie zostać więźniami okrutnej Królowej Lodu. Królowa skrywa sekret, który ma jej zapewnić nieśmiertelność: musi przed upływem roku pochłonąć głosy wszystkich mieszkańców Erkenwaldu.

Dział: Książki
środa, 09 styczeń 2019 22:49

Piorun kulisty

Oczarowana twórczością chińskiego autora Cixina Liu, ogromnie ucieszyłam się, gdy zobaczyłam zapowiedź jego najnowszej książki (choć tak naprawdę została ona napisana przed słynną trylogią Wspomnienie o przeszłości Ziemi). Jednak czy słyszeliście kiedykolwiek w swoim życiu o piorunie kulistym? I nie, nie chodzi mi o to, czy słyszeliście po prostu o tej powieści, ale konkretnie o tym rodzaju pioruna. Ja nie. Sama się zdziwiłam, bo takie ciekawostki naukowe to zdecydowanie mój konik i znam wiele dziwnych zjawisk atmosferycznych (wiecie, marzę o zobaczeniu na żywo tornado), a jednak piorun kulisty gdzieś mi umknął. I główny bohater tej książki też nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia, dopóki taki piorun nie zabił jego rodziców. Całe szczęście, że ja dowiedziałam się o nim w bardziej sprzyjających okolicznościach i tylko dzięki książce, nie autopsji.

Piorun kulisty to bardzo rzadkie zjawisko meteorologiczne, którego nigdy nie udało się przebadać. Zjawisko istnieje, udało się je niejednokrotnie zaobserwować, powstały pewne teorie próbujące wyjaśnić jego istnienie, ale tak naprawdę wciąż pozostaje on czymś nieuchwytnym. I to właśnie stanowi punkt wyjścia do najnowszej powieści Cixina Liu. Czternastoletni Chen jest świadkiem tego, jak piorun kulisty w trakcie burzy zabija jego rodziców, pozostawiając po nich tylko kupki popiołu. Ten przełomowy moment w jego życiu zadecydował o jego przyszłej karierze naukowca – całe życie postanowił poświęcić temu, aby badać naturę tego zjawiska. Obsesyjnie wręcz zaczął poszukiwać prawdy, udając się nawet do opustoszałej bazy radzieckiej na Syberii... A to tylko jedna z jego przygód.

Cixin Liu musi sobie wyjątkowo cenić naukę, bowiem to już kolejna jego powieść, w której życie naukowców oraz ich badania mają ogromne znaczenie i stanowią bardzo istotny, w tym przypadku nawet główny motyw całej książki. Piorun kulisty prowadzi bohatera do całkowicie nieznanych obszarów fizyki, do podejmowania bardzo ryzykownych decyzji, do zagłębiania się w wiele teorii i stawiania nowych hipotez. Choć wokół niego stopniowo zaczyna się zbierać cały zespół badawczy, interesujący się potencjałem pioruna, to jednak każdy z nich ma nieco inne cele z nim związane. Chen pragnie odkryć prawdę, działa jak typowy naukowiec, chce rozwikłać zagadkę. Ale są też tacy, którzy chętnie skorzystaliby z tej nieposkromionej mocy burzy w celach wojskowych... O tak, niesamowicie śmiercionośna broń, która spala wszystko na swojej drodze na czysty popiół.

Jest to ten rodzaj literatury, w którym nie mamy do czynienia z mocną i szybką akcją, ale w zamian za to autor oferuje nam coś więcej – wprowadza nas w niesamowity świat naukowych teorii i pokazuje, jak ogromnym sensem życia może być dla kogoś tego działanie w kierunku odkrywania czegoś. Niestety, biorąc pod uwagę iż Chen dosyć szybko nawiązuje kontakty z wojskiem, nie brakuje tutaj swoistych intryg i pewnego ryzyka. Autor w umiejętny sposób połączył mechanikę kwantową z klasyczną fizyką i meteorologią – bazując na faktach stworzył naprawdę dobrą i logiczną historię, z dobrymi motywami, choć lekko pozbawioną dynamiki – ale wierzcie mi, to nie dynamika jest tutaj najważniejsza!

W przypadku poprzednich dzieł tego autora, odnosiłam chwilami wrażenie, że bardziej stawia on na przemyślaną i wciągającą fabułę niż na bohaterów, którzy odgrywają w niej swoją rolę, aczkolwiek nigdy nie twierdziłam, że są oni kreowani na jedno kopyto. W przypadku Pioruna kulistego bardzo łatwo można zauważyć, jakim człowiekiem jest główny bohater, zwłaszcza dzięki temu, że mamy do czynienia z pierwszoosobową narracją. Nauka stała się sensem jego życia, jego ogromną pasją, którą stawia zawsze na pierwszym miejscu. Widzimy, jakie ma przemyślenia na temat prowadzonych doświadczeń, nie brakuje tutaj jego wewnętrznych rozterek, targających nim emocji, gdy do gry wkracza wojsko. Wyraźnie zaznaczona jest również postać urzekającej pani major, a moją sympatię zdecydowanie zyskał promotor Chena z czasu studiów, choć nie pojawia się on tutaj wyjątkowo często.

Piorun kulisty to bardzo udana powieść z gatunku science-fiction, która ma wiele do zaoferowania. Świetnie napisana, w pełni przemyślana i dopracowana, łączy w sobie elementy nauki i thrillera, a co więcej, pokazuje czytelnikowi, jak bardzo pasja może nas czasami zgubić, jak bardzo czasami potrafimy zbłądzić. Nie brakuje tutaj mocniejszych scen i wojskowych spisków, autor w umiejętny sposób balansuje na granicy nauki i fikcji, a na pewno mogę śmiało napisać, że jest to powieść bardzo oryginalna, poruszająca niecodzienną tematykę. Tylko uważajcie i nie popadnijcie w paranoję – chyba nie chcecie, żeby piorun kulisty spalił was na popiół...

Dział: Książki
środa, 09 styczeń 2019 08:22

Stalowe Szczury. Otto - zapowiedź

Paryż wzięty!

Harmonia przygrywa radośnie, gdy oddziały pod flagą Kaiserreichu wkraczają do zdobytej szturmem stolicy Francji. Jest lato 1918 roku, a Wielka Wojna potoczyła się w sposób, który zaskoczył równie bardzo tych chwilowo pokonanych, jak i ulotnych, nietrwałych zwycięzców ofensywy. Gdzieś pośród pożarów stolicy pewna nieco spóźniona kompania inżynieryjno-szturmowa musi wyciągać nogi, żeby zdążyć wraz z wycofującymi się oddziałami... Leczy gdy niemalże wpadają pod koła rozpędzonej ciężarówki, wiozącej tajemniczy ładunek, o którym nigdy nie powinno byli się dowiedzieć, wielu innych wyciągnie kopyta.

Dział: Patronaty
poniedziałek, 07 styczeń 2019 10:17

Niechciany gość

To miał być tylko kolejny, weekendowy wyjazd; niewielki hotel Mitchell's Inn położony w Catskills kusił wielu turystów. Szczególnie, że jego położenie na odludziu pomagało w złapaniu oddechu, odseparowaniu się od spraw codziennych i w zwyczajnym relaksie. Każdy szuka w nim czegoś innego. David, prawnik, chce choć na moment odsapnąć od swojego trybu życia i nie myśleć o osobistej tragedii. Gwen zabiera przyjaciółkę Riley na ów wyjazd, aby naprawić ich nadszarpniętą relację oraz pomóc kobiecie w dojściu do siebie po traumatycznych wydarzeniach, w których brała udział. Dla Iana i Lauren ma to być zwyczajny wyjazd tylko we dwoje, aby poznać się jeszcze lepiej. Z kolei Beverly ma nadzieję, że ten spędzony z mężem Henrym czas z dala od dzieci oraz domowej rutyny jeszcze raz wzmocni ich małżeństwo. Matthew wybrał Mitchell's Inn, aby wraz z narzeczoną Daną złapać chwilę oddechu przed czekającym ich weselem. Żaden z bohaterów nie zdaje sobie jednak sprawy, że ta zima będzie zupełnie inna... burza śnieżna zupełnie odcina dostęp do budynku, swymi zamieciami uniemożliwiając nawet wyjście poza jego obręb. W miejscu pracy pojawił się jedynie właściciel, James i jego syn- Bradley. I choć solidne mury ochronią swoich gości przed zimową pogodą, to nie zatrzymają mordercy, który zabija każdego ze znanego tylko sobie powodu... Zaczyna się walka o życie.

Mały hotel, garstka gości i dwoje pracowników, a pomiędzy nimi ktoś, kto morduje. Tekst z okładki zdecydowanie zachęcał do lektury Niechcianego gościa. Im mniej osób, tym większa szansa na wytypowanie przez czytelnika prawdziwego sprawcy, czyż nie? Do tego dodajmy jeszcze mroczne zakątki, charakteryzujące każdą większą budowlę i powinniśmy dostać ciekawą historię. W teorii tak było, ale czy w praktyce również?

Pierwsze rozdziały przybliżają nam rysy naszych bohaterów; początkowo ciężko było mi się połapać, kto jest kim, lecz już wchodząc w głąb książki ów problem zniknął. Dużym ułatwieniem było to, iż autorka stworzyła odmienne od siebie postacie, a każda z nich nosi swoje osobiste piętno. Nikt nie pasuje do rysopisu mordercy, ale z drugiej strony czy ludzie tak łatwo odsłaniają swoje prawdziwe oblicze... ? Każda kolejna strona to dodatkowy element układanki. Oczywiście (muszę odrobinę zaspoilerować), jako że pierwsza umiera Dana, to pozostali rzucali podejrzeniami w jej bogatego narzeczonego, Matthew. Ale kolejne morderstwa skierowały ich uwagę na innych...

Ta lektura to swego rodzaju wyliczanka- raz, dwa, trzy, giniesz Ty. Albo może inaczej: Raz, dwa, trzy, mordujesz Ty. Żadnych poszlak, żadnych dowodów, a wyłącznie nieciekawa przeszłość mogła podsunąć jakikolwiek trop bohaterom. A przecież wiemy, że sprawca nie chce dać się ot, tak, po prostu złapać. Jego motywacja musi tkwić gdzieś indziej... Do tego dochodzi jeszcze przymus pozostania w hotelu- odcięci od świata, bez prądu ludzie po prostu zaczynają na chybił trafił oskarżać się nawzajem. Zamknięci niczym w klatce nie wiedzą, czy są następni na liście zbrodniarza. A to wywołuje panikę...

Tak naprawdę każda ze stworzonych przez Shari Lapen postaci mogłaby owym mordercą być. Każdy z nich ma coś do ukrycia, posiada jakiś motyw. Dlatego bardzo ciężko było wytypować jedną osobę, gdyż właściwie każda mogła to zrobić. Mimo natłoku bohaterów tę pozycję czyta się bardzo szybko, choć nie porywa tak, jak inne z tego gatunku. Nie wiem, czy to wina tłumaczenia, czy po prostu sama autorka nie do końca potrafi zbudować napięcie, wręcz zmuszające czytelnika do czytania, czytania i jeszcze raz czytania. Jak się okazało, rozwiązanie zagadki również nie sprawiło, iż moje serce zabiło szybciej. Dobra lektura, ale nie najlepsza. Co oczywiście nie skreśla całkowicie autorki, z chęcią zapoznam się z jej wcześniejszą twórczością.

Czy polecam? Dla "zjadaczy" thrillerów nie do końca, możecie się lekko wynudzić. Jednak jeżeli ktoś dopiero zaczyna swoją przygodę z owym gatunkiem, ta książka będzie jak znalazł. 

Dział: Książki
niedziela, 06 styczeń 2019 17:38

Imię wiatru

Pewne wydarzenia w życiu każdego człowieka mogą być punktem zwrotnym, stanowiącym podstawę nowych umiejętności, poglądów czy kierunek drogi życiowej. Złe emocje, chęć zemsty i władzy, jaką może dać konkretny przedmiot, są silnym czynnikiem działania, lecz równie oślepiającym. Czy jest tak również w przypadku wielkiego Kvothe?

O szczęściu może mówić tylko ten, kto znajdzie w życiu kogoś takiego, kogoś, do kogo może się przytulić i zamknąć oczy. Nawet jeśli trwałoby to tylko chwilę lub jeden dzień.

Wielki mag, którego życie jest równie imponujące co on sam, namówiony przez kronikarza postanawia przytoczyć historię swego życia jako maga, geniusza muzyki, bohatera, ale i złodzieja. Już jego dzieciństwo było niezwykle barwne. Pierwsze lata spędzone wśród trupy aktorów zamienione później na ciemne uliczki miast i życie w cieniu półświatka kształtowały jego charakter. Kvothe mierzył się z przeciwnościami losu, walczył o lepszą przyszłość, podejmując próbę dostania się na Uniwersytet, szaloną, lecz udaną. Niesiony silną chęcią zemsty na demonach, które zabiły jego rodziców, chce zdobyć władze i umiejętności magiczne, które ułatwią mu drogę do celu. Czy aby na pewno?

Muzyka bezpośrednio dotyka serca, niezależnie jak mały czy oporny umysł ma słuchacz.

Nie wiem, jak trafiłam na Imię wiatru, ale całkowicie nie żałuje tej decyzji. Patrick Rothfuss stworzył powieść, w której elementy fantastyczne są scaleniem fabuły i tworzą siatkę, która oplata historię i nadaje jej głębi. Co w takim razie świadczy, o tym, że debiut autora jest tak przekonujący?

Autor stworzył historię na miarę najlepszych powieści z tego gatunku, która może porwać nie tylko fanów fantasy. Owszem znajdziecie tu dokładność i precyzje tak ważne w tym gatunku, lecz obok magii, starożytnych wrogów i tajemnic dostaniecie również codzienność, zwykłe życie, troski i rodzące się uczucia oraz jakże ludzkie upadki i błędy.

Od pierwszych stron będziecie się zaczytywać w historii człowieka, którego życie nie oszczędzało, a on sam musiał odnaleźć się w wielu trudnych sytuacjach, by dojść do miejsca, w którym rozpoczyna snucie tej opowieści. Powoli rozwijająca się akcja ani trochę nie przeszkadza w poznawaniu świata, który stopniowo coraz mocniej nasiąka magią, prastarymi stworzeniami, zostawiając czytelnikowi naturalność. Świetnie wyważony świat realny z odpowiednim nasączeniem elementami fantastyki, których nie jest za dużo, ani za mało, daje ciekawy efekt. To pełna miłości, bólu i trudnych wyborów zwyczajna opowieść o człowieku, który wiele osiągnął dla posiadania magii i dzięki niej.

Nigdy się nie oszukuj i nie wmawiaj sobie rzeczy, które nie istnieją.

Całość można by komplementować i opisywać długo, nie powinno się jednak zapomnieć o postaciach, które są ogromnym plusem powieści i to one nadają jej charakteru. Bez problemu wczuwamy się w historię Kvothe'a i kibicujemy mu na każdym jej etapie. Ludzie, którzy pojawiają się na jego drodze, są fascynujący i różnorodni, dzięki czemu czytelnik nie odczuwa znużenia.

Imię wiatru pisane jest plastycznym językiem, ocierającym się momentami o poezje. Pełna zabawnych zwrotów akcji przeplatanych z tajemnicami, które tylko częściowo odkrywają przed nami rozwiązania powieść to idealny początek serii, która spodoba się fanom gatunku i przekona do siebie tych czytelników, którzy na co dzień fantastykę omijają. Osobiście jestem pod wrażeniem stylu i pomysłu na fabułę. Wykonanie ociera się o powieść niemalże idealną zawierającą wszystko, co sama cenie w fantasy. Myślę, że docenicie ją równie mocno, a mi nie pozostaje nic innego jak czekać na ciąg dalszy.

Niewiele jest rzeczy równie odrażających jak całkowite posłuszeństwo.

Dział: Książki
niedziela, 06 styczeń 2019 17:06

Harry Potter. Podróż przez historię magii

W 2018 roku minęło 20 lat od momentu wydania pierwszego tomu przygód o Harrym Potterze i z tej okazji British Library przygotowało wystawę pełną magicznych eksponatów, co stało się inspiracją do powstania Harry Potter. Podróż przez historię magii.

Publikacja ta, to takie kompendium wiedzy, coś jak elementarz, który zapewni niezbędną wiedzę dla początkującego czytelnika serii oraz dla tych, którzy są już z nią zaznajomieni. Może służyć, jako wprowadzenie w ten magiczny świat oraz stanowić zbiór ciekawych smaczków uzupełniających informacje czy też będących przypomnieniem niektórych faktów.

Jako fanka serii nie mogłam odmówić sobie przeczytania Harry Potter. Podróż przez historię magii i muszę przyznać, że przepadłam z książką na długie godziny, bo trudno oderwać się od jej zawartości.

Przede wszystkim na uwagę zasługuje wydanie, które zachwyca już samą okładką. Jej kolorystyka trafiła idealnie w moje gusta, uwielbiam niebieski, a ten na okładce jest śliczny. Po zajrzeniu do środka można znaleźć całą masę ilustracji, na które składają się na przykład szkice oraz rysunki Jima Kaya.

Nie zabraknie też oryginalnych zapisków Rowling, historię powstawania scen, wyglądu postaci, sposobu działania oraz, jak z biegiem czasu autorka zmieniła pierwowzory. W publikacji zawarta została też pierwsza recenzja Kamienia Filozoficznego, dzięki której seria trafiła na księgarniane półki. Poza tym nie zabraknie też tutaj spisu nauczycieli oraz przedmiotów, jakich nauczali i faktów, a także ciekawostek o nich, historii niektórych zaklęć czy też magicznych rzeczy, zastosowanie niektórych zaklęć, wzmianki o wydanych dodatkach oraz kilka słów od scenarzysty historii o młodym czarodzieju. W książce znajdują się również zadania do wykonania i wiele więcej.

Jak już wspominałam, mnie Harry Potter. Podróż przez historię magii przypadła do gustu i to bardzo. Zachwyca nie tylko zawartym informacjami, ale chyba przede wszystkim oprawą graficzną. Jestem wzrokowcem i nie mogłam oderwać oczu od przeglądanych stron. Myślę, że to książka dla każdego, niezależnie od wieku. Każdy doceni włożony w nią nakład pracy. Osobiście wiem, że często będę do niej wracać.

Polecam z czystym sumieniem, fanom, jak i tym, którzy mają Harry'ego Pottera przed sobą. Harry Potter. Podróż przez historię magii to fantastyczna publikacja, która będzie budzić zainteresowanie przez bardzo długi czas.

Dział: Książki
sobota, 05 styczeń 2019 22:30

Ernest i Rebeka #01: Mój kumpel mikrob

Problemy dzieci wcale nie są mniejsze. Wręcz odwrotnie! Maluchy muszą stawiać czoło przeciwnościom, których nie rozumieją, co więcej, których nikt nie chce im wyjaśnić. Radzą sobie z nimi na swój sposób, czasem... bardzo niestandardowy.

Rebeka ma sześć lat i słabą odporność. Co chwilę choruje i musi siedzieć w domu. A gdy ma się sześć lat, niespożyte pokłady energii i głowę pełną pomysłów to... rodzice muszą mieć się na baczności. A oni coraz więcej czasu poświęcają nie dzieciom, ale wzajemnym oskarżeniom. Rebeka czuje, że dzieje się coś niedobrego. I właśnie wtedy pojawia się Ernes, mikrob, a już wkrótce jej najlepszy przyjaciel. Od tej pory będzie jej towarzyszyć w licznych przygodach, walce z nudą, samotnością i... głupotą dorosłych.

Dzieci i ryby głosu nie mają?

Zakochałam się w tym komiksie! Od pierwszej strony, od pierwszej puenty! Jest w pełni dopracowany i genialny w każdym calu. Na coś takiego czekałam od czasów „Wilczych dzieci”. Sama historia jest prosta, aż chciałoby się powiedzieć, bardzo codzienna. Ot mała dziewczynka z kiepskim zdrowiem i rodzice, którzy nie najlepiej się dogadują. Ale przecież Rebeka jest malutka, zbyt mała, by rozumieć problemy dorosłych. Jak się okazuje, niekoniecznie. Komiks świetnie pokazuje, jak dzieciaki odbierają relacje między rodzicami, jak chłoną emocje, które nimi targają i jak bardzo rani je pomijanie ich zdania. Nie trzeba wszystkiego rozumieć, by czuć zagrożenie.

Ta myśl jest akcentowana przez sposób prezentowania historii. Najczęściej towarzyszmy Rebece i stajemy się powiernikiem jej myśli. Jednak bieg wydarzeń poznajemy z perspektywy trzecioosobowej, czyli dokładnie tak samo, jak dziewczynka. I to niesamowicie wpływa na odbiór całości. Z jednej strony mamy ograniczony dostęp do informacji, bo mała we wielu scenach nie bierze udziału. Czasami musimy domyślać się rozwoju sytuacji, jesteśmy jak... dziecko. Z drugiej jednak to, co ona odbiera na poziomie emocjonalnym, do nas dociera z pełną wyrazistością. Ten zabieg zdecydowanie daje do myślenia! Z tego właśnie powodu jest to pozycja idealna dla rodziców.

Blaski i cienie codzienności

Czasami jednak porzucamy perspektywę Rebeki, by stać się świadkiem scen dziejących się poza jej zasięgiem. I są to momenty naprawdę wiele „mówiące”. Dobitnie podkreślają całą sytuację, chociaż z reguły jest to przekaz na poziomie emocjonalnym. Nie słowa, nie dialogi, ale niedopowiedzenia tworzą klimat komiksu, dokładnie tam samo, jak w prawdziwym życiu.

Świetne jest również to, że w „Ernest i Rebeka” nie ma pustych scen, arkuszy, które nic nie wnoszą, czy opowieści zapychających wolne miejsce. Chociaż niektóre sytuacje rozpoczynają się niepozornie, zawsze kończą się morałem. Czasem lekkim, czasem humorystycznym, ale są też wiele razy wzruszającym i dającym do myślenia. „Ernest i Rebeka” to komiks, który skłania do refleksji.

Przyjemność czytania dodatkowo potęguje piękna grafika. Idealnie pasuje do opowiadanej historii, jest słodka, trochę dziecinna i urocza. Co więcej, świetnie oddaje perspektywę Rebeki. Nie otrzymujemy po prostu relacji z życia jej rodziny. Grafika prezentuje też uczucia dziewczynki, wszystko, co dzieje się w jej głowie (a dzieje się naprawdę sporo!).

Dla każdego coś miłego

Jestem przekonana, że „Ernest i Rebeka” trafią do czytelników w każdym wieku. Dzieci zachwyci piękna grafika i dynamiczna historia. Dorośli znajdą w niej drugie dno, a rodzice inspirację do rozmowy ze swoimi maluchami. Warto sięgnąć po ten komiks! Bo dzieci, wcale nie są tylko dziećmi.

Dział: Komiksy
sobota, 05 styczeń 2019 20:35

Lucky Luke. Tortilla dla Daltonów. Tom 31

A to niespodzianka!
Bracia Daltonowie zostali porwani. Dziki Zachód mógłby odetchnąć z ulgą, gdyby nie fakt, że za Rio Grande dotarła wątpliwa sława braci i nawet tam ich sobie nie życzą. Ten feralny incydent może doprowadzić do zerwania stosunków dyplomatycznych między Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem. Z zaistniałą sytuacją musi się zmierzyć najlepszy człowiek, a mianowicie Lucky Luke. Ma on przywrócić Daltonów na łono Ameryki.
A co porabiają Daltonowie na przymusowych wakacjach w Meksyku. Po pierwsze kombinują jak nie dać się zabić Emilowi Espualesowi, po drugie robią to, co zazwyczaj, czyli próbują obrabować bank i po trzecie unikają ekstradycji z ręki Luke Lucke'a.

„Tortilla dla Daltonów” to trzydziesty pierwszy album z serii o Lucky Luke'u, który swoją osobą towarzyszy polskim czytelnikom od prawie 57 lat, choć szerszej publiczności znany jest tak naprawdę od lat dziewięćdziesiątych. Dla mnie Lucky Luke dotąd istniał wyłącznie, jako postać kreskówki, a ten album jest dla mnie pierwszym, z którym mam przyjemność się zapoznać. Przyjemność z góry wiadoma, jakby mogło by być inaczej, gdy scenariusz napisał niezrównany René Goscinny, którego współpraca z pomysłodawcą i rysownikiem Morrisem (właść. Maurice de Bevere) przebiegała idealnie.

„Tortilla dla Daltonów” jest w rzeczy samej przewrotna. Oto wszyscy pozbyli się Daltonów i powinni radować się wolnym od nich Dzikim Zachodem. Niestety sława wyprzedza gang i na propozycje rządu amerykańskiego, by przyznać obywatelstwo meksykańskie krnąbrnym braciom, ambasador Meksyku nie ma zamiaru przystać. Jest to jeden z niewielu komiksów, w którym czarne charaktery bardziej przemawiają do mnie, niż szlachetny kowboj. Przyczyna jest prosta. Postać Lucky Luke'a, bohatera małomównego jak Gary Cooper i dystyngowanego, jak Clarke Gable, nie ma możliwości zachowywać się tak komicznie, jak wybuchowy Joe, spolegliwi Jack i William, a przede wszystkim, jak niezwykle głupi Avrell. Przykro przyznać ale relacje Jolly Jumpera, wiernego wierzchowca Luky Luke'a, z poczciwie głupim Bzikiem, dostarczają o wiele więcej emocji, niż główny bohater. Oczywiście tak miało być i tylko dzięki tym opozycjom, ten komiks od wielu lat cieszy się takim powodzeniem.

Trzydziesty pierwszy album przygód Lucky Luke'a jest zabawny i przewrotny. Dostarcza czytelnikowi odpowiednią dawkę dobrego, co ważniejsze, inteligentnego humoru. Polecam serdecznie, a sama z przyjemnością sięgnę po inne tytuły tegoż udanego duetu Morris & Goscinny.

Dział: Komiksy
sobota, 05 styczeń 2019 14:04

Grzechy Imperium

Każdy, kto czytał “Trylogię Magów prochowych” z cała pewnością powinien sięgnąć po “Grzechy Imperium”. Jest to bowiem kolejny cykl, kontynuacja ze świata, w którym najsilniejszym orężem jest proch i magia.

W Fatraście wrze, a w samym środku wydarzeń pojawiają się starzy znajomi - Vlora zwana Krzemień i Szalony Ben Styke. Ich losy krzyżują się w sposób nawet dla nich zaskakujący, tylko po to, by oboje przekonali się, że tak naprawdę są marionetkami w rękach innych. I to nie jednej a kilku osób. W tle powieści zaś przewijają się wykopaliska archeologiczne, to co wykopano bowiem, jest pożądane przez władców krain tak bardzo, że znów swymi umiejętnościami w walce będą mieli okazję wykazać się nie tylko magowie prochowi, ale też Uprzywilejowani. Na scenę zdarzeń zza kurtyny wychodzą kolejne znane z pierwszego cyklu postaci, zaś historia kończy się w sposób, który u czytelnika powoduje nerwowe dreptanie w miejscu w oczekiwaniu na kolejny tom.

Brian McClellan ma ten dar, że potrafi w liczącej ponad siedemset stron powieści nie umieścić jednego zbędnego, nudnego czy zbyt długiego opisu lub wątku. Pomimo mnogości postaci historia toczy się gładko, wydarzenia następujące po sobie mają swój logiczny ciąg, chociaż - nie ukrywam - pewnie miałabym problemy ze zrozumieniem niektórych kwestii, czy zależności między bohaterami, gdybym już wcześniej nie poznała historii Taniela Dwa Strzały. Dlatego uważam, że akurat w przypadku tych cykli, kolejność ich czytania ma znaczenie i to ogromne.

Postaci w powieści ewoluowały, dorosły. Zmieniło ich życie, doświadczenie, często niesprawiedliwy los. Chociaż same nie potrafią się pogodzić z upływającym czasem, McClellan bez litości wplątuje je w sytuacje, które boleśnie ten upływ czasu im uświadamiają. Z tej perspektywy patrząc największy podziw, ale i żal budzi Szalony Ben Styke, któremu los, poza dolą żołnierza dołożył koleją - ojca dla nieswojego dziecka. I to na dodatek dziewczynki poniewieranej przez życie nie mniej niż jej opiekun. Stąd może ta więź, która tych dwoje połączyła.

Mamy tu romans, brutalną i krwawą wojnę, polityczne intrygi, rodzinne tajemnice. Wszystko wyważone, podane w proporcjach tak idealnych, że nie sposób się od powieści oderwać. Mamy też motto, tak bardzo życiowe, chociaż z kart powieści fantastycznej: “Dwie rzeczy jednoczą ludzi, strach i wspólny cel”

Dział: Książki
piątek, 04 styczeń 2019 12:46

Siostry - zapowiedź

Maj 1993. Zwłoki dwóch sióstr zostają znalezione na brzegu Garonny. Dziewczyny, ubrane w pierwszokomunijne sukienki, siedziały naprzeciwko siebie przywiązane do drzew.

Młody Martin Servaz bierze udział w swoim pierwszym śledztwie. Szybko zwraca uwagę na Erika Langa, autora porywających, pełnych okrucieństwa kryminałów. Zamordowane siostry były fankami Langa, a jedna z jego najbardziej znanych książek nosi tytuł Panna w bieli. Śledztwo zostaje zakończone. Servaza prześladują jednak wątpliwości: czyżby pominęli jakiś istotny element?

Dział: Książki