Rezultaty wyszukiwania dla: Jez
Polski fenomen popkultury. Naukowa książka o Wiedźminie dostępna w Internecie
Stowarzyszenie Trickster opublikowało drugi tom tekstów naukowych o źródłach popularności Geralta z Rivii, na całym świecie znanego także jako The Witcher. Książka „Wiedźmin – polski fenomen popkultury" jest od dziś dostępna w internecie – w całości i za darmo. Zachęcamy do lektury!
Pokój światów - audiobook
W natłoku literatury fantastycznej coraz trudniej o wartościowe i oryginalne pozycje. Autorzy, chociaż prześcigają się w płodności, nieustająco powtarzają bardzo zbliżone do siebie schematy. Rewersem dla tej tendencji okazuje się powieść Pawła Majki „Pokój Światów", która chociaż luźno nawiązuje do prozy Herberta George'a Wellesa, to wciąż może być uznawana za nowatorską i nietuzinkową. Szczególnie, że to ten rzadki typ literatury, którą nie tylko doskonale się czyta, ale również słucha – o czym miałam okazję się przekonać, obcując z audiobookiem, tej podbijającej szturmem serca czytelników, powieści.
I wojna światowa, Europa. W alternatywnym świecie Pawła Majki nie jest to jednak punkt historycznie oczywisty. Owszem, międzynarodowy konflikt miał miejsce, ale jego finał potoczył się zgoła inaczej – na Ziemię przybyły istoty z obcych planet (zwane potocznie Marsjanami) i zaatakowały jej mieszkańców, licząc na szybki podbój skłóconej ludzkości. Jednak zastosowana przez kosmitów technologia – mitbomby – obróciła się przeciwko nim. Uwolnione pokłady ludzkiej wiary przywróciły (czy też powołały) do życia postaci z różnorodnych legend i wierzeń. Pod naporem zawziętości ludzi oraz przebudzonych widm, strzyg i charakterystycznych bohaterów mitów (np. smok wawelski) najeźdźcy musieli pogodzić się z przegraną i... zasymilować z mieszkańcami Ziemi. Lata później, w politycznie zmienionym świecie, nowe społeczeństwo wciąż próbuje odnaleźć się w zrewolucjonizowanej rzeczywistości i, jak to bywa, ugrać coś dla siebie. Przykładem tajemniczych rozgrywek różnych ras jest historia opętanego (nie tylko) chęcią zemsty Kutrzeby, zaangażowanego w misję o nie do końca jasnym celu, zorganizowaną przez Marsjanina Nowakowskiego. Zgromadzona przez kosmitę drużyna liczy sobie zresztą wiele ciekawych osobowości. Czy zrealizuje cel? I co tak naprawdę jest jej celem? Wewnętrzne gierki dopiero się zaczęły, a świat po wybuchu mitbomb nie powiedział ostatniego słowa.
Fabuła „Pokoju Światów" powinna zadowolić wszystkich fanów steampunku, fantastycznych ingerencji w historię i odwracania losów świata oraz nawiązań mitologicznych. Słuchając książki czytanej przez Leszka Filipowicza nie mogłam opędzić się od skojarzeń z przetłumaczonym niedawno na język polski cyklem opowiadań pod redakcją George'a R. R. Martina – „Dzikie karty". Autorzy podążają co prawda odmiennymi ścieżkami w zakresie rozwoju fabuły, ale sam koncept, by wywrócić historię do góry nogami i „umagicznić" przeszłość w celu zmienienia literackiej „teraźniejszości" okazują się bardzo zbliżone. Dla mnie osobiście to ogromny plus, bo wypełnia lukę w zapotrzebowaniu na podobne realizacje, a jednocześnie pozwala poznać alternatywną historię – wreszcie – nie Stanów Zjednoczonych, a bliższych terenów.
Nie można zarzucić Pawłowi Majce braku skrupulatnego wykreowania świata przedstawionego oraz występujących w nim bohaterów. To prawda, nowych nazw krain (czy też pozornie nowych) jest sporo, a postaci mnożą się z każdą minutą. Wszystko jednak nakreślone zostało w sposób na tyle wyraźny i uporządkowany, że pomimo dźwiękowego odbioru literatury, nie miałam problemu z odnalezieniem się w gąszczu lokacji i imion. Charakterystyczny sposób mówienia bohaterów został zaakcentowany już w samej warstwie tekstowej, ale lektor dodatkowo pogłębił te różnice na tyle, że nawet w sytuacjach dialogu między kilkoma postaciami, nie można się pogubić.
Językowo „Pokój Światów" przemówi przede wszystkim do fanów naturalistycznych i brutalnych opisów, zwolenników ironii, sarkazmu i ciętych ripost. Paweł Majka nie przebiera w słowach. Jego drużyna ma być bandą zbirów – chociaż niekoniecznie pozbawionych wrażliwości – i tak właśnie się dzieje. Wulgarne docinki, tak jak w prawdziwym życiu, przeplatają się tutaj z filozoficznymi wywodami dotyczącymi życia i istnienia czy uczuciowymi wyznaniami. Z drugiej jednak strony Majka sporo pozostawia do dopowiedzenia czytelnikowi – kreuje obrazy sytuacji, wskazuje przesłanki interpretacyjne, ale niekoniecznie podsuwa całość gotową na tacy.
„Pokój światów" to zdecydowanie pozycja warta uwagi, zarówno jako dzieło literackie ogólnie, jak i gdy spojrzeć na nią z perspektywy formatu audiobooka. Leszek Filipowicz nie tylko hipnotyzuje głębokim i lekko zachrypniętym głosem, ale umiejętnie go moduluje, nie pozwalając na zagubienie słuchacza. Historia wciąga, bohaterowie intrygują, a pomysł autora budzi zazdrość z gatunku „dlaczego ja na to nie wpadłam/wpadłem?". Szerokie wykorzystanie różnorodnych kontekstów i mnogość nawiązań intertekstualnych sprawiają, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Szukacie audiobooka na długie trasy? Piętnastogodzinne nagranie „Pokoju światów" sprawi, że będziecie chcieli nadłożyć drogi, gdziekolwiek byście się nie wybierali.
Na skraju nocy
Jak wiele z nas zmaga się z tzw. „demonami przeszłości"? Skrzętnie ukrywa sekrety, które niszczą od środka, a jednocześnie wyjawienie je komuś budzi w nas wręcz paraliżujący strach? Tajemnice, które gdyby wyszły na światło dzienne, całkowicie zmieniłyby naszą rzeczywistość? Pewnie dziewięć na dziesięć osób zmaga się podobnymi chochlikami czy popełnionymi niegdyś błędami. Być może nie są one tak mroczne, jak te, z którymi zmagają się bohaterowie powieści Pawła Jaszczuka, lecz psychicznie potrafią wykańczać nas w ten sam sposób. Co więc skrywa przeszłość mieszkańców kamienicy z „Na skraju nocy"? Czy uda im się zmierzyć z wydarzeniami, które miały miejsce wiele lat temu?
Okładka powieści przywodzi mi na myśl... „Teksańską masakrę piłą mechaniczną". Obraz domu stojącego samotnie wśród uschniętych traw – zapuszczony, stary, zaniedbany. Nad nim kłębią się czarne chmury i latające klucze ptaków. Taki projekt ewidentnie budzi niepokój, jednak nie ma dla mnie zbyt wiele wspólnego z wyobrażeniem domu, który opisany został w powieści.
Joanna, młoda dziewczyna po dramatycznych przejściach, trafia do starego domu na peryferiach miasta. Wynajmuje tam pokój, aby uciec od własnej przeszłości. Szybko także znajduje w nim pracę - właścicielka mieszkania wymaga specjalistycznej opieki, więc decyduje się nią zająć. Po jakimś czasie odkrywa, że lokatorzy domu skrywają jeszcze gorsze sekrety niż ona sama. Co stało się przed laty z pewną dziewczyną? Czy została porwana, uprowadzona czy zamordowana? Czy Joanna odkryje ich tajemnicę?
Najnowsza powieść Pawła Jaszczuka to psychologiczny thriller, który charakteryzuje wręcz klaustrofobiczna atmosfera zamknięcia. Akcja powieści dzieje się właściwie w jednym budynku, z określoną liczbą bohaterów, czyli jego mieszkańców. Jeśli chodzi o sprawę gatunku to najważniejsze nie są tutaj wydarzenia (jak to zwykle w thrillerze bywa), które rozgrywają się pomiędzy bohaterami, lecz to co dzieje się w dialogach oraz w ich własnych głowach. Jednak pomimo, że od początku autor stara się budować napięcie, niestety, nie udaje się go utrzymać aż do ostatnich stron powieści.
Ze stron „Na skraju nocy" wybija się atmosfera dziwaczności. Cały klimat został zbudowany na zasadzie osobliwości – osobliwi są bohaterowie, osobliwe miejsce, osobliwe sekrety, osobliwy sposób opowiadania historii. Jednak w tej otoczce pewnego ekscentryzmu znajduje się coś niezwykle demonicznego, mrocznego, co wydaje mi się największym atutem powieści Jaszczuka. Ten stary dom wydaje się, jakby istniał nigdzie, a nie gdzieś, jak głosi hasło w opisie – „na peryferiach miasta". Można odnieść wrażenie, że miasto nie istnieje, inna rzeczywistość nie istnieje, istnieje tylko i wyłącznie budynek i jego mieszkańcy.
Bohaterowie zdecydowanie nie należą do tych z gatunku „sympatycznych" czy „lubię ich od pierwszego spotkania". Wręcz przeciwnie – zniechęcają do siebie na każdym kroku, nawet, gdy wiemy, że nie mają za sobą dobrych wspomnień, że byli krzywdzeni przez innych, że los nie potraktował ich łaskawie. Nawet Joanna czy pani Blanka sprawiają wrażenie, jakby okłamywały wszystkich wokół – w tym same siebie. Każdy tutaj zmaga się z własnymi problemami i z własną częścią tajemnicy, którą pielęgnuje w sobie od lat.
Polski pisarz tworzy sporo sugestywnych opisów wnętrz oraz stanów emocjonalnych bohaterów. Wychodzi mu to niezwykle realistycznie i plastycznie, tym bardziej, że zdecydował się na umieszczenie również monologów Pani Ptasznik – które oscylują wokół wspomnień oraz jej bieżących problemów. Język powieści ani nie zaskakuje, ani nie rozczarowuje – nie odnalazłam błędów językowych, a używanie niekiedy bardzo krótkich zdań lub ich równoważników powodowało, że bardzo łatwo się tę historię przyswajało.
Pomimo, że jako thriller „Na skraju nocy" nie sprawdza się zbyt dobrze i nie zaskakuje napięciem czy rodzajem opisanych wydarzeń, nadrabia przede wszystkim niebanalną atmosferą. Zabrakło mi szerszego wyjaśnienia niektórych ze spraw, wątków, a samo zakończenie nieco mnie rozczarowało. Jednak muszę oddać Pawłowi Jaszczukowi, że wniknięcie w umysły stworzonych przez niego bohaterów naprawdę mu się udało. Polecam więc jego najnowszą powieść nie tyle fanom thrillerów, co fanom psychologii, którzy są gotowi zaakceptować fakt, że nie prawdopodobnie nie polubią żadnej z postaci powieści.
Wywiad z Arturem Laisenem
Twoja debiutancka powieść „CK Monogatari" była książką raczej nietypową, jeśli chodzi o przynależność gatunkową – określasz ją „thrillerem metafizycznym" czy też „współczesną powieścią obyczajową z elementami fantastyki". Pierwsza część „Teraii" czyli „Studnia Zagubionych Aniołów" to fantasy nawiązująca bardziej do klasyki gatunku niż do najnowszych powieści Martina czy Eriksona. Skąd ten zwrot?
Kamienie w kieszenie
Pełne zieleni miasteczko, a w nim żyjące w zgodzie gobliny, ludzie, elfy, krasnoludy i inne fantastyczne stworzenia. Bez trudu są w stanie utrzymać pokój, ale jeszcze łatwiej znaleźć im pretekst do wzajemnej wrogości.
Wiek: 8 +
Liczba graczy: 3-6
Czas rozgrywki: ok. 15 minut
Cel i fabuła
W królestwie Gdzieniegdzie panowały pokój i harmonia. Wszyscy żyli powolnym, spokojnym rytmem... jednak do czasu! Pewnego dnia na ogromnych grzybach, które rosły na otaczających miasteczko Rozdrożach pojawiły się niezwykle cenne kamienie życia. By je zdobyć wszystkie rasy wysłały swoich przedstawicieli. To właśnie w nich wcielają się gracze i... wszystkie chwyty są dozwolone! Rozgrywkę zwycięża gracz, który zdobędzie największą liczbę punktów. Punkty natomiast zdobywa się kolekcjonując kolorowe kryształy nazwane w grze „kamieniami życia".
Strona wizualna
Gra wykonana została bardzo starannie, z dbałością o szczegóły. Posiada również ciekawą i ładną szatę graficzną. Dołączona została do niej krótka, obrazkowa instrukcja. Prościej wytłumaczyć zasad naprawdę już się nie da. Pudełko jest niezbyt duże, elementów również znalazło się w nim niewiele. Niestety w tym wypadku ten fakt zupełnie nie przekłada się na nieco wygórowaną cenę (w sklepie Rebela aż 89,95 złotych).
Przygotowanie gry
Każdy z graczy wybiera płytkę postaci i umieszcza ją przed sobą, ale w taki sposób, żeby pozostali mieli do niej dobry zasięg. Płytki grzybków kładziemy na środku stołu. Ich ilość zależy od liczby graczy. Kamienie życia wkładamy do materiałowej sakiewki, skąd będą podczas rozgrywki dokładane. Wybieramy odpowiedzialnego za nie gracza. Na początek osoba losuje kamienie tak, by ułożyć je po dwa na każdej z płytek grzybów.
Przebieg rozgrywki
Wszyscy liczą do trzech. Na trzy wskazują wybraną przez siebie płytkę grzyba. Gdy tylko jeden gracz wskaże konkretny grzyb, zabiera leżące na nim kamienie. Gdy grzyb wskaże dwóch lub więcej graczy - nic się ni dzieje. Po zakończeniu rundy gracz odpowiedzialny za kamienie uzupełnia je na grzybkach - po jednym jeżeli już coś na nich leży, po dwa, jeżeli są puste. Kolejne rundy wyglądają podobnie do pierwszej, z tą różnicą, że można wskazać również swoją lub cudzą płytkę gracza. Jeżeli wybierze się swoją leżące na niej kamienie zostają zabezpieczone i już nikt nie może ich zabrać, ale gracz traci jedną turę. Gdy wskażemy czyjąś płytkę, zabieramy leżące na niej kamienie. Gra kończy się wraz z rundą w której zostaną rozmieszczone ostatnie ze znajdujących się w sakiewce kamieni.
Wrażenia
Takich krótkich, dynamicznych gier jest na rynku naprawdę wiele. Czym więc wyróżnia się ten tytuł? Powiedziałabym, że grafiką, fabułą i starannym wykonaniem. Można oszczędzić pieniądze, pociąć karteczki i wyjąć z pudełka zapałki, ale czy sprawi nam to tyle radości co granie w kolorową, świetną pod względem graficznym i solidnie wykonaną grę?
Podsumowanie
„Kamienie w kieszenie" to prosta, dynamiczna gra o ładniej oprawie graficznej. Nadaje się zarówno na imprezę jak i po prostu do rodzinnego grania. Rozgrywka może dostarczyć wiele śmiechu i ogólnej radości. Przyznaję jednak, że przez wzgląd na wygórowaną cenę na zakup bym się nie zdecydowała (chyba, że udałoby mi się wypatrzeć jakąś obiecującą promocję).
Nowa seria Wydawnictwa Jaguar - "Łowczyni"
2 marca na półkach sklepowych zadebiutował pierwszy tom nowej serii Wydawnictwa Jaguar - "Łowczyni" Virginii Boecker.
Kolejny sukces mobilnego BRASSA
Mobilna wersja jednej z najlepszych ekonomicznych gier planszowych otrzymała nominację do prestiżowej nagrody Golden Geek Award!
"Komornik" Michała Gołkowskiego pod patronatem
16 marca pod patronatem Secretum oraz nakładem wydawnictwa Fabryka Słów ukaże się nowa książka Michała Gołkowskiego pt. "Komornik". Autor serii "Stalowe Szczury" tak opisuje swoją powieść:
Płonąca korona
„Płonąca korona" to drugi tom „Trylogii ognia i cierni". Wydawać by się mogło, że skoro Elisa pokonała wrogą armię i ocaliła królestwo, to teraz jej życie powinno stać się łatwiejsze. Niestety nic bardziej mylnego. Wrogowie bezustannie czyhają na życie młodej królowej. Dziewczyna ani przez chwilę nie może czuć się bezpieczna. Nie ma również pojęcia komu może zaufać.
„Dziewczyna ognia i cierni" była książką dość nietypową. Nie tylko ze względu na bogatą fabułę, ale też dlatego, że Rae Carson stworzyła bohaterkę, której daleko było do perfekcyjności. Elisa to puszysta, zakompleksiona księżniczka, której los pod nogi każdego dnia rzuca kolejne kłody. Ona jednak nie poddaje się i walczy nie tylko o swoją przyszłość, ale także o losy obcego, powierzonego jej pieczy królestwa. Nawet jeżeli wśród poddanych ma przede wszystkim wrogów.
W drugim tomie Elisa nieco wydoroślała. Wzięła na swoje barki ogromną odpowiedzialność, wiele przeszła, a to wszystko w znacznym stopniu ją zmieniło. W powieści zostało to ujęte w bardzo dobry, zgrabny sposób. Dodatkowo młoda królowa wciąż ma przed sobą misję wybranki boga. By ją wypełnić wyrusza na niebezpieczną misję, która zaprowadzi ją do odległej krainy zdradliwego morza.
Wbrew opisowi z tyłu okładki, powieść ta w żadnym razie nie jest romansem. Dla przypomnienia - w pierwszym tomie Elisa poślubiła władcę odległej krainy, który miał już swoją ukochaną i ze wszystkich sił starał się Elisę w ogóle tolerować. W drugim tomie to bardziej opis fantastycznej krainy, trudności jakie spotykają główną bohaterkę, oraz oczywiście intryg i politycznych przepychanek.
Książka napisana jest bardzo dobrze i obrazowo. Rae Carson kreuje barwny i jak najbardziej wiarygodny świat. Fabuła jest logiczna i została starannie rozplanowana. Jedyne „ale" jakie mam do powieści to dłużyzny. Miejscami po prostu się nudziłam, chociaż przyznaję, że w drugim tomie było ich znacznie mniej niż w pierwszym. Kto wie, może ostatni tom trylogii okaże się być tym perfekcyjnym?
Myślę, że „Płonąca korona" to dobrze napisana, starannie dopracowana powieść z gatunku fantasy. W zdecydowany sposób wyróżnia się na tle innych, ostatnio ukazujących się książek młodzieżowych. Poleciłabym ją szczególnie osobom, które nie boją się barwnych opisów i nie zależy im na tym, by akcja w książce pędziła na łeb na szyję. Dobrą wiadomością dla czytelników, którzy polubili serię, jest fakt, że finalny tom trylogii został wydany w 2013 roku. Pozostaje nam więc jedynie czekać na polskie tłumaczenie.
Baśnie japońskie
„Niepublikowany dotąd na rynku polskim zbiór najpopularniejszych japońskich baśni i legend" - głosi opis z tyłu okładki. I rzeczywiście. Mimo że zwykłam sięgać po wszystkiego tego typu wydania, większości opublikowanych w książce historii nigdy wcześniej nie poznałam.
Baśnie japońskie, wbrew opisowi z tyłu okładki, nie są przeznaczone dla dzieci (chyba, że chcemy je skutecznie oduczyć na przykład gadulstwa). To podania dzięki którym czytelnik w jakiś sposób może zaznajomić się z kulturą Dalekiego Wschodu. Niewiele mają wspólnego z naszymi, europejskimi baśniami, nawet tymi mrocznymi jak historie Hansa Christiana Andersena. Wiele z nich odnosi się do religii, inne do konkretnych zwyczajów i wierzeń, kolejne są po prostu metaforami lub przykładami odpowiednich zachowań. Żadne z opowiadań nie pozostaje bez puenty, niektóre przesłania jednak Europejczykom może być trudno zrozumieć. Nie tylko historyczna, ale nawet współczesna Japonia to dla nas zupełnie inna, nie zawsze zrozumiała, rzeczywistość.
Książkę zdobią czarnobiałe przedruki japońskich drzeworytów, które zawsze bardzo lubiłam. Każdy z nich odpowiada konkretnej historii. Samo wydanie nie jest zachwycające - takie po prostu zwyczajne, jak książka, której nie żal zabrać nam ze sobą na przykład w podróż pociągiem. Tłumaczenie tekstu jest ogólnie dobre, spodobało mi się to, że tłumaczka umieściła tłumaczenie niektórych japońskich słów w przypisach, zamiast tłumaczyć je bezpośrednio w treści. Przez przypadek zwróciłam jednak uwagę na inną rzecz. Naszukałam się opowiadania "Demon z Adachigahary" w wersji angielskiej i gdy wreszcie udało mi się je znaleźć, okazało się, że tam występuje goblin-kanibal, a tytuł opowiadania brzmi "The goblin of Adachigahara". Taka drobna rozbieżność jezykowa. Momentami też nie do końca podobały mi się zabiegi z pierwotnego, japońskiego tłumaczenia baśni. Uważam, że niektóre, skierowane do czytelników wyjaśnienia, nieco psują klimat opowieści i można je było umieścić w przypisach, tak jak nasza rodzima tłumaczka umieściła w nich znaczenie nie przetłumaczonych, japońskich pojęć.
Bardzo lubię japońskie opowieści, podania i legendy, a w zbiorze „Baśni japońskich", który ukazał się nakładem wydawnictwa Kirin jest ich całkiem sporo. Zdecydowanym plusem publikacji jest fakt, że teksty nie zostały skrócone czy ocenzurowane. Poznajemy je więc w oryginalnej wersji. Po cichu liczę na to, że kiedyś ktoś w ten sposób zdecyduje się przetłumaczyć na język polski „Opowieść o księciu Promienistym" bo póki co dostępny w naszym kraju jest zaledwie niewielki fragment.
„Baśnie japońskie" autorstwa Yei T. Ozaki serdecznie wszystkim polecam. Niekoniecznie musisz być zagorzałym wielbicielem kultury japońskiej, żeby z przyjemnością je przeczytać. W książce znajdują się aż dwadzieścia dwa teksty dlatego uważam, że każdy ma szansę znaleźć w niej przesłanie, które skierowane będzie właśnie do niego.