lipiec 11, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Ana Ana

środa, 17 kwiecień 2019 22:59

Oko Świata - zapowiedź

Rand, Mat i Perrin mieszkają w Polu Emonda, sennej wiosce gdzieś na końcu świata. Chłopcy wiodą monotonne życie, nieświadomi, że dni ich beztroski dobiegają końca. 

Oto do wioski przybywa tajemnicza kobieta imieniem Moraine. Jest ona członkinią potężnego zakonu kobiet władających Jedyną Mocą – Aes Sedai. Przynosi ze sobą ostrzeżenie przed mrocznymi siłami Czarnego, który budzi się z uśpienia, by zapanować nad wszystkimi istotami. Na potwierdzenie jej słów wioskę atakują krwiożercze trolloki – dzikie bestie, które wielu uważało za stwory wyłącznie z legend. Gdy Pole Emonda staje w ogniu, Moraine pomaga chłopcom w ucieczce, jest bowiem przekonana, że jeden z nich jest Smokiem Odrodzonym – wybrańcem, którego przeznaczeniem jest przeciwstawić się Czarnemu i stanąć kiedyś do Ostatniej Bitwy, Tarmon Gai’Don, od której wyniku zależą losy świata…

Dział: Patronaty
poniedziałek, 15 kwiecień 2019 23:50

Droga Szamana. Etap 2: Gambit Kartosa

Gry komputerowe powoli przestają być domeną dzieci. Na rynku pojawia się coraz więcej propozycji adresowanych wyłącznie do dorosłego użytkownika. I nie chodzi o content wymagający pełnoletności. No, może nie tylko. Pokolenie współczesnych młodych dorosłych ma coraz więcej czasu, ale też... pieniędzy. Dlatego deweloperzy współczesnych gry komputerowych nie mogliby zignorować takiego odbiorcy. I z czasem takich produkcji będzie coraz więcej. Przyszłość to przede wszystkim wirtualna rzeczywistość i gry na zupełnie innym poziomie. Jakim? Wkrocz na drogę szamana i przekonaj się na własnej skórze, przed tobą etap drugi!

Wolność! Machan właśnie opuścił wirtualne więzienie i wreszcie może zacząć oddychać pełną piersią. Co prawda w ograniczonym zakresie, bo wciąż wisi nad nim oznaczenie skazańca, jednak wreszcie zaczyna naprawdę grać. W nowych warunkach czuje się jak ryba w wodzie! Szybko okazuje się, że miejsce, do którego został wysłany, to wieś zabita dechami. Wpisy na forum każą omijać ją szerokim łukiem, nie dzieje się tam nic ciekawego, kilka nudnych questów, paru typowych npców... Tylko dlaczego Machan właśnie dostał zadanie unikatowe? Czyżby w tej małej mieścinie działy się rzeczy, o których nie wiedzą nawet wyjadacze z kluczowych gildii?

„Droga Szamana. Etap 2: Gambit Kartosa” to prawdziwa gratka dla miłośników RPG, czy to w wersji komputerowej, czy papierowej. Nie jest to książka, która pierwsza próbuje pokazać nam wizję przenoszenia się do gier za pomocą nowoczesnych technologi. Ale na ten moment jest to jedyny tytuł, który z pełną powagą traktuje całą mechanikę. Wszystkie liczby, statystyki, czy parametry decydujące o wyniku starć, zostają zaprezentowane w fabule. Czytelnik, który kiedykolwiek miał kontakt z takimi grami, będzie się czuł, jakby sam przeżywał przygodę. Od smaczków, po absurdy RPGów, po prostu genialne i przede wszystkim, bardzo dobrze opracowane. Widać, że autor zna się na rzeczy!

Sama historia rozwija się stopniowo. Po bardzo intensywnym zakończeniu pierwszego tomu początek kontynuacji jest mało wciągający. Opowieść rozpędza się powoli, na tyle, że miałam obawy co do całości. Całe szczęście, niepotrzebnie. Jak już wspomniałam, Machan kosztuje wolności w miejscu, gdzie moderator mówi dobranoc. Na początku nie dzieje się tam nic ciekawego. Jednak nasz bohater nie działa schematycznie i z każdą decyzję wplątuje się w kolejną aferę. Mniej więcej w połowie książki jest już tak zamotany, że cokolwiek nie zrobi, wpada w tarapaty. Wtedy też jak grzyby po deszczu pojawiają się zwroty wydarzeń, napędzają akcję i podnoszą ciśnienie, zarówno czytelnikowi, jak i bohaterowi. I tak do zakończenia, które jest prawdziwym trzęsieniem ziemi i przykładem dobrej sceny finałowej, idealnej... do gry.

Ale jak w tej całej aferze odnajduje się Machan? Jego postać rozwijana jest konsekwentnie i według wcześniejszego modelu, czyli... od zera do bohatera. Więcej szczęścia, niż rozumu i przypadek decydują, że Machan zaczyna odgrywać coraz większoszą rolę na serwerze. Na początku zwykły gracz, a już kilkaset stron później postać, którą interesują się największe gildie. Jednym słowem marzenia każdego miłośnika RPG. Nie tylko grać, ale też stawiać warunki! W pewien sposób te przypadku i zbiegi okoliczności są naiwne, z drugiej odpowiadają na zapotrzebowanie modelowych czytelników. I chociaż po rozłożeniu na czynniki pierwsze sprawiają wrażenie, jakby ktoś odgórnie maczał w tym palce, bardzo dobrze się o nich czyta, a sama przygoda jest dynamiczna i wciągająca. Jestem więc w stanie przymknąć na to oczy i skrycie liczę, że grubszy spisek wyjdzie na jaw w następnych tomach.

Kolejną kwestią jest coraz większy udział życia „spoza gry”. Chociaż cała akcja książki rozgrywa się w wirtualnym świecie, autor dostarcza nam kilku fragmentów sprzed skazania. Nadal tych elementów jest niewiele, ale liczę, że z czasem pojawi się ich więcej. Dlaczego? Bo dostarczają czytelnikowi nie tylko ciekawostek, ale też zdradzają drugie dno całej afery.

„Droga Szamana. Etap 2: Gambit Kartosa” okazała się świetną przygodą! Uwielbiam świat wykreowany przez autora i całą mechanikę, której nie pomija. Jedyne, czego nie mogę „przełknąć” to czas między wydaniem poszczególnych części. Drogie wydawnictwo, nie każcie nam czekać tyle czasu! Historia Machana dopiero się rozkręca, a ja nie mogę się doczekać, by dalej w niej uczestniczyć!

 

Dział: Książki
poniedziałek, 15 kwiecień 2019 21:40

Atelier spiczastych kapeluszy #1 - zapowiedź

Koko od najmłodszych lat pragnęła zostać czarodziejką. Niestety z magii mogą korzystać jedynie osoby posiadające w tym kierunku wrodzone predyspozycje, zaś czarodzieje pilnie strzegą swych sekretów. Koko porzuca więc marzenia i wiedzie spokojny żywot u boku matki. Wszystko się zmienia, kiedy do wioski przybywa czarodziej. Dziewczyna podpatruje rytuał rzucania zaklęcia i postanawia go powtórzyć. Jednak nie zdaje sobie sprawy, jak tragiczne skutki może przynieść nieumiejętne korzystanie z magii… Oto niesamowicie klimatyczna i przepięknie narysowana opowieść, która z pewnością zainteresuje wielbicieli fantasy, a w szczególności fanów Harry’ego Pottera! Daj się wciągnąć w cudowny świat pełen magii, tajemnic i przygód!

Dział: Komiksy
poniedziałek, 15 kwiecień 2019 20:52

Kwiaty dla Algernona - zapowiedź

Książka została sprzedana w ponad 5 milionach egzemplarzy, przetłumaczona na 27 języków, wydana w ponad 30 krajach.

Tekst wyróżniono najważniejszymi nagrodami w świecie science fiction: Hugo (opowiadanie) i Nebula (powieść). Ta ponadczasowa opowieść doczekała się kilkunastu adaptacji filmowych i teatralnych na całym świecie.

Dział: Książki
poniedziałek, 15 kwiecień 2019 20:08

Odszedł Wielki Mistrz - Gene Wolfe

Świat fantastyki utracił kolejną ikonę, 14 kwietnia, w niedzielę, odszedł w wieku 87 lat Gene Wolfe.

Gene Wolfe urodził się 7 maja 1931 r. w Nowym Jorku. Uczęszczał na Texas A&M Univeristy przez kilka lat, jednak porzucił studia i walczył w wojnie koreańskiej. Po powrocie do USA ukończył studia inżynieryjne na Uniwersytecie w Houston.

Gene Wolfe był wielokrotnym laureatem najważniejszych nagród w świecie fantastyki. Pierwszą powieść "Operation Ares" wydał w 1970 r., następne były trzy mikropowieści wydane pod wspólnym tytułem "Piątą głowę Cerbera" w 1972 r. Jednak najbardziej znaną pracą autora były  Księgi Nowego Słońca. Wolfe zdobył nagrodę World Fantasy Award za osiągnięcia życiowe w 1996 roku. W 2007 roku został wprowadzony do Science Fiction Hall of Fame. Jego działa były wielokrotnie nagradzane takimi nagrodami jak Nebula. Locus, czy WFA.

Odszedł Grand Master.

Dział: Aktualności
sobota, 13 kwiecień 2019 20:26

Zwyczajna przysługa

„Tajemnice są jak margaryna. Łatwo się rozsmarowują, ale szkodzą na serce”.

Ta jakżeż mało wyrafinowana sentencja wygłoszona przez Stephanie, można by uznać za motyw przewodni całego filmu, który ciężko zakwalifikować jako jeden gatunek filmowy. „Zwyczajna przysługa” jest bowiem kombinacją psychologicznego thrillera, zwariowanej komedii, czarnego kryminału, którego akcja toczy się na zwyczajnym przedmieściu.

Bohaterkami filmowej adaptacji książki Darcey Bell są Stephanie (Anna Kendrick) i Emily (Blake Lively), które różnią się od siebie jak woda i ogień, łączy je jedynie fakt, że obie panie są znienawidzone przez lokalne środowisko rodzicielskie, aczkolwiek każda z innego powodu. Stephanie, to wdowa, wychowująca samotnie syna, bezrobotna, która całkowicie poświęciła się macierzyństwu, ognisku domowemu, swojemu vlogowi kury domowej, która nigdy nie jest zmęczona i zawsze pełna cudownych pomysłów, za którą jej tą idealność i świętość inni rodzice by zjedli. Na drugim krańcu jest Emily, wiecznie nieobecna kobieta sukcesu, nie mająca czasu dla syna i męża, zawsze perfekcyjnie ubrana, która celebruje hedonizmowi i wolna od ograniczeń, ukazuje wszystkim marzenia, których nigdy nie ziszczą. Obie panie połączy niezwykle delikatna przyjaźń, nawiązana przypadkiem poprzez znajomość ich synów. Obie dowiedzą się o sobie drobnych tajemnic, które każdą z nich ukażą w innym świetle. Nudna Stephanie okaże się dużo bardziej skomplikowana, a wyrafinowana Emily o wiele bardziej tajemnicza. Ta ekscentryczna niedopasowana przyjaźń zostanie gwałtownie przerwana zniknięciem Emily. Co w takiej sytuacji powinna zrobić przyjaciółka? Stephanie nie mogąc pogodzić się z nagłą pustką, którą pozostawiła po sobie tak niezwykła kobieta, postanawia odnaleźć odpowiedzi na wiele pytań, których źródło kryje się w przeszłości Emily.

Film Paula Feiga pozostawia mieszane uczucia. Jest to historia z pogranicza wielu gatunków, z jednej strony jest intryga i tajemnica, z drugiej strony jest cyniczny, zwariowany humor. Intryga, która rozwija się w trakcie filmu, wciąga, a widz kibicuje Stephanie, która bawi się w amatorskiego detektywa, próbującego odnaleźć przyjaciółkę. Jednak cała konwencja nie do końca do mnie przemówiła. Wątek tajemniczej Emily, granej fantastycznie przez Blake Lively, wciągnął mnie bez reszty, tym bardziej, że jej mroczna przeszłość odkrywana była przez niepozorną „mamuśkę”, która w miarę rozwoju sytuacji okazuje się wcale nie taka głupia, jak wydaje się na początku. Całość jednak zaburzała mi właśnie obraz Stephanie, której postać owszem bardzo ważna w wydźwięku, przedstawiona została miejscami, irytująco głupkowato. Ostatnim i niestety najbardziej bolesnym mankamentem filmu, było dla mnie zakończenie. Kozacki rajd hybrydą w finałowej scenie i komentarze Stephanie, były jakby wyrwane w ogóle z innego filmu. Istna katastrofa.

Film miał być ponoć nie tylko kryminałem, ale również krytyką społecznych zachowań. Emily i Stephanie zostały jednoznacznie zaszufladkowane, jako idealna pani domu i jako kobieta sukcesu, ale suka. Przewijająca się rola vlogu, jako probierza popularności i małomiasteczkowego sukcesu, ukazuje płytkość i pobieżność relacji międzyludzkich. Stephanie nie ma prawdziwych przyjaciół, to subskrybenci są dla niej ważni, ci z najbliższego otoczenia ją obgadują i krytykują, nie wspominając już o jawnej hipokryzji i zakłamaniu. Również romans Stephanie z mężem Emily Seanem (Henry Golding), został wypunktowany jako przykład jawnego dobroczynnego bałamuctwa tzw. pocieszycielek. Chociaż film Paula Feiga można odczytywać na wielu poziomach, osobiście nie doszukiwałabym się w nim nadzwyczaj wielu warstw i głębi przekazu.

Podsumowując. „Zwyczajna przysługa” to dobry film na jeden raz. Zapewne ironicznie idealna postać wykreowana przez Annę Kendrick znajdzie wielu zwolenników, mnie niestety nie przekonała. Intryga wciągnęła mnie, Blake Lively zagrała drapieżny magnetyzm ze swoim klasycznym wyrafinowaniem, ale kryminał stracił na uroku przez głupkowate wstawki. I tak to „Zwyczajna przysługa” ani nie jest krwistym thrillerem, ani czarną komedią, taka ot świnka morska, ani świnka, ani morska.

Dział: Filmy
piątek, 12 kwiecień 2019 10:42

Oczy diabła

To miała być pierwsza (i jak się później okazało, jedyna) akcja; Żenia Pietrowna zbudowała małe urządzenie, które dotarwszy do banku, przedstawiło jej żądania- pieniądze. Czysto, szybko i bez ofiar. Idealnie, czyż nie? Dziewczyna nie zdaje sobie jednak sprawy, że ta na pozór całkowicie bezpieczna dla niej akcja ściągnęła na jej głowę nie lada kłopoty... Teraz, zmuszona do opuszczenia domu na dłuższy czas, wyrusza z ojcem i "sektą", której ojciec jest członkiem, do Zony. W tej czarnobylskiej strefie zamkniętej nie może im spaść włos z głowy, nad czym osobiście czuwa guru ugrupowania, Wiktor Terentiewicz z gronem zatrudnionych najemników. 

Tylko Budda oraz Tolik przeżyli masakrę brygady Zwornika. Nie mają konkretnego planu na przyszłość, ale nie śpieszno im do powrotu do domów. No, przynajmniej dopóty, dopóki nie zdobędą ciekawych artefaktów, a co za tym idzie- większej sumki na umilenie sobie życia doczesnego. Mężczyźni kierują się ku znanym im skupiskom ludzi, po drodze walcząc z mutantami. Jeden nieostrożny, szaleńczy wręcz plan sprawia, że na dłuższy czas zostają rozdzieleni. Tolik musi dawać sobie radę sam, zaś Budda... Budda natrafia na grupę, z którą podróżuje Żenia. I raczej nie stara się specjalnie od niej odłączyć.

Kolejną część przygód bohaterów w Zonie traktuję jak powrót do literackiego domu; oczywiście, nigdy tak naprawdę nie chciałabym tam trafić, aczkolwiek literacko... czemu nie? Tym razem poznajemy myśliciela Buddę, głowę ich dwuosobowej bandy. Tolik z kolei jest bardziej tym, który wykonuje nawet najdziwniejsze zadania. Ale ufa swojemu kompanowi i jak do tej pory Budda nie zawiódł jego oczekiwań, ba- niejednokrotnie nie tylko wychodzili z opałów obronną ręką, ale i z drogimi artefaktami w kieszeni. 

Ta część jest nieco inna od poprzedniczek, choć są to różnice naprawdę niewielkie. Po pierwsze, bohaterowie: Buddy nie nazwałabym typowym stalkerem, raczej osobą, która ma dość duże doświadczenie w temacie wszelkich dziwactw Zony. Nie jest ponurakiem, określiłabym go nawet mianem lekkoducha i krętacza. Wiadomo, że w strefie zamkniętej akurat takie cechy charakteru mogą się bardzo przydać. A skoro jeden z głównych bohaterów ma poczucie humoru i dość lekko bierze do siebie różne sprawy, to i atmosfera jest jakaś... lżejsza. Do czasu, oczywiście. Zona nie byłaby Zoną, gdyby ktoś w niej nie zginął. Jest też to, że autor skupia się tym razem bardziej na ekspedycji naukowej pod wodzą Wiktora Terentiewicza, niż na samotnych wyprawach stalkerów po ziemiach nieodkrytych. Spotykamy mutanty czy aberracje już dobrze nam znane, a i jest ich znacznie mniej, niż dotychczas. Czy przez to Oczy diabła wydają się jakieś gorsze na tle poprzednich tomów? Oczywiście, że nie. Mają swój klimat, jednocześnie zachowując atmosferę standardowych stalkerskich wypraw. 

Warto też wspomnieć o wątku, który z braku lepszego określenia nazwałabym miłosnym. Co prawda do wielkich wyznań między Buddą a Żenią nie doszło, aczkolwiek autor zdecydowanie przesyła nam sygnały, że ta dwójka ma się ku sobie. Miłość w Zonie- chyba nikt nie wpadłby na to, że w takim miejscu można poznać kobietę/ mężczyznę swoich marzeń (choć i wcześniej zdarzały się takie historie). 

Od początku można wyczuć, że Wiktor Terentiewicz wcale nie poprowadził swojego ugrupowania tylko dla ocalenia duszy. Coś kryło się za tym, że z taką chęcią przyjął w -bądź co bądź- męskie szeregi nastoletnią dziewczynę, krnąbrną i wyszczekaną. Wiele się mówi o Zonie, o zamieszkujących ją potworach, ale Terentiewicz natrafił również na świadectwo człowieka, który twierdził, iż został tam uleczony ze śmiertelnej choroby. Czy więc mężczyznę prowadziła niezdrowa ciekawość, a może jednak dbałość o własne życie oraz zdrowie...?

Wystarczy raz wejść do Zony, aby na zawsze zechcieć pozostać w jej ramionach. Wielu jest takich, których nawet po powrocie do domów wzywa jej zew. Jest nieobliczalną, piękną a zarazem przerażającą kochanką- taką, która nigdy Cię nie opuści. I tylko od jej nastroju zależy, czy przeżyjesz kolejny dzień. Zapraszam do Zony, sami przekonajcie się, jak bardzo uzależni Was ta dzika, nieokiełznana kraina.

Dział: Książki
piątek, 12 kwiecień 2019 11:27

Przewoźnik - zapowiedź

Poruszająca historia miłości, która stawia opór śmierci…

 

Dylan przeżyła straszliwy wypadek pociągu. Ale czy na pewno?

Ponury krajobraz wokół niej to nie Szkocja, lecz pustkowie, po którym krążą zjawy w poszukiwaniu ludzkich dusz. Czekający na nią nieznajomy nie jest zwykłym chłopcem. Tristan jest przewoźnikiem. Ma bezpieczne przetransportować jej duszę w zaświaty – zadanie, które wykonywał już wielokrotnie. Tym razem jest jednak inaczej.

Dział: Książki
czwartek, 11 kwiecień 2019 23:34

Staruszek Logan #2: Berserk

Po dość nieudanym i chaotycznym początku przygód podstarzałego Logana w świecie po Tajnych Wojnach, które mogliśmy poznać w albumie „Strefy wojny” Briana Bendisa, przyszedł czas na kontynuację. „Berserk” z poprzednim komiksem łączy tylko autor oprawy graficznej – Anrea Sorrentino. Tym razem historię naszego tytułowego bohatera opowiedział Jeff Lemire. Czy w odróżnieniu od swojego poprzednika zaserwował czytelnikom bardziej spójną fabułę? Przekonajmy się.

Staruszek Logan 02 Berserk Plansza

Dla przypomnienia Staruszek Logan pierwszy raz pojawił się w dziele Marka Millara dziesięć lat temu. Wtedy to przygody Wolverine’a zostały osadzone w dalekiej przyszłości, w której suberbohaterowie już nie żyją, a niebezpiecznym światem rządzą przestępcy.  W tym świecie stracił on wszystko i wszystkich. Zmanipulowany przez Mysterio zabił wszystkich członków X-Men. Choć założył następnie rodzinę, to również i ona została mu odebrana i zabita przez Gang Hulka. Poprzedni album  „Stefy wojny” Bendisa to w pewnym sensie kontynuacja historii opowiedzianej przez Millara, która sprytnie została wplątana w Tajne Wojny. Pod jej koniec Rosomak obudził się zagubiony na Times Square.old man logan vol. 2 2p

Lemire w „Berserk” kontynuuje ten wątek. Wszystkie znaki wskazują na to, iż Logan trafił do przeszłości. Choć szwankuje mu pamięć i czuje się bardzo zagubiony, wie, że przydarzyła mu się okazja, aby zmienić bieg historii. Może nie dopuścić do znanych mu tragicznych wydarzeń. Za swój cel obrał więc sobie likwidację wszystkich osób, które przyczyniły się do skrzywdzenia czy śmierci jego rodziny oraz przyjaciół. Stworzył listę, na której znalazły się nie tylko płotki, które uprzykrzały mu życie na jałowej pustyni, ale również postacie większego kalibru, jak choćby Bruce Banner, czyli Hulk czy Red Skull. Wolverine ruszył na łowy kierując się chęcią zemsty, podczas których zmuszony zostaje do skorzystania z pomocy m.in. Hawkeye w żeńskim wydaniu (czyli Kate Bishop) oraz Kapitana Ameryki. Jednak czy linia czasowa, do której z niewiadomej przyczyny trafił to ta, którą pamiętał ze wspomnień?

„Berserk” w odróżnieniu od wcześniejszego albumu Bendisa to historia dynamiczna, pełna akcji przeplatanej retrospekcjami. To również opowieść o męczących nieustannie naszego bohatera koszmarach przeszłości, które miały wpływ na jego psychikę. Lemire postawił w niej na emocje oraz na płynność fabuły. Skupił się również na tym, co wyróżniało Wolverine’a na tle innych bohaterów, czyli na jego zwierzęcej wręcz żądzy krwi. Dzięki temu otrzymaliśmy typową dla tej postaci dawkę brutalności. Jest przemoc, są latające kończyny, a posoka leje się na lewo i prawo. Jego mocny charakter nie potrafi nawet przytemperować zawsze optymistyczna Kate Bishop. Będąc przy tej żeńskiej postaci, warto zwrócić uwagę na bardzo fajne nawiązanie Lemire’a do serii „Hawkeye” Matta Fractiona. Szczególnie mam na myśli psa Clinta Burtona i jego „psie dialogi”.

Jak już wspomniałem na początku, za oprawę graficzną ponownie odpowiada Andrea Sorrentino. W tym miejscu mógłbym się powtórzyć i ponownie wskazać na jego nieustanne eksperymentowanie praktycznie ze wszystkim. Przyznam jednak, że ten tom przypadł mi bardziej wizualnie do gustu. Sorrentino znakomicie przedstawia ból i zmęczenie na twarzy Logana. Jest również mistrzem kadrowania oraz zwracania uwagi na szczegóły poprzez stosowanie ramek w ramce.  Dodatkowo świetnie prezentują się jego duże kadry np. pierwsze pojawienie się Kate czy dynamiczne 2-stronnicowe rozkładówki z pojedynkiem z Kapitanem Ameryką. Wszystko podobnie jak poprzednim tomie jest nasycone czerwienią i jest mocno przejaskrawione, gdyż na kolory znowu odpowiadał Marcelo Maiolo.

Podsumowując, „Berserk” to album krótki, ale bardzo dobry i godny polecenia nie tylko fanom X-menów. Mamy tutaj wszystko, czego oczekiwalibyśmy od Rosomaka. Choć wiek i przejścia odcisnęły piętno na jego twarzy i ciele, choć rany nie zrastają się tak jak kiedyś, nadal potrafi być brutalny i konsekwentny w działaniach. Czas na lekturę tego komiksu na pewno nie można uznać za zmarnowany.

Dział: Komiksy
czwartek, 11 kwiecień 2019 10:40

Chodzi lisek koło drogi

Tę kobietę -choćby ze słyszenia- znał prawie każdy okoliczny mieszkaniec. A to wszystko za sprawą najstarszego zawodu, jakim parała się Michalina. Gdy jednak doszło do przepytywania świadków, nikt nie powiedział o zmarłej złego słowa. Miła, uczynna, inteligentna; w oczach mieszkańców jej jedyną "wadą" było to, że oddawała się za pieniądze mężczyznom. Początkowo sprawa zamordowanej Michaliny wydawała się podkomisarz Marioli Konieczny nie do rozwiązania- sprawca nie pozostawił żadnych odcisków, nic, co mogłoby jednoznacznie skierować uwagę policji na daną osobę. Obok ciała Konieczna odnalazła jedynie małego, plastikowego liska, element starej gry "Liski i Kurki". Śledztwa nie ułatwia również fakt, iż denatka nie posiadała wrogów, nigdy nikomu nie zrobiła krzywdy. A jednak ktoś nienawidził zmarłej na tyle mocno, że skatował ją skórzanym paskiem niemalże na śmierć. Pytanie tylko, dlaczego... ?

Twórczość pani Greń poznałam dzięki Wilczym kobietom; książce, która wciągnęła mnie na tyle, że polowałam na kolejne literackie dzieci naszej polskiej autorki. Liczyłam na kawał dobrej, śledczej historii i nie zawiodłam się. Tym samym autorka utwierdziła tylko swoją pozycję na mojej liście ulubionych pisarzy. 

Kiedy jedynym tropem staje się plastikowa zabawka, a sama ofiara nikomu nie wadziła, śledztwo wydaje się skazane na niepowodzenie. Dlaczego? Otóż zazwyczaj winnych szuka się wśród najbliższych zmarłej, a w tym przypadku podkomisarz Konieczna mogłaby skupić się wyłącznie na matce Michaliny. Gdyby ta oczywiście nie zajmowała się topieniem smutków dnia codziennego w alkoholu. Nikt nic nie słyszał, nikt nic nie widział, ba- niektórzy nawet usiłowali wmówić policji, że Michaliny nie kojarzą. I tak naprawdę pewnie śledztwo wkrótce oznaczono by jako to "nierozwiązane", gdyby mordercy nie poniosło i nie zabił ponownie. Wówczas sprawa ponownie odzyskała rozpęd, a plastikowy pionek w kształcie lisa stał się indywidualnym podpisem sprawcy. 

Rozpoczynając tę historię, autorka wprowadza nas w nieciekawą sytuację Joanny Wolf; nastolatce brakuje jeszcze trochę do upragnionej osiemnastki, gdy umiera jej ojciec. Mężczyzna opracował jednak plan awaryjny dla córki i tak oto po wielu latach dziewczyna poznaje przyrodniego brata, Joachima. Ta drobna zmyłka sprawiła, iż myślałam, że to ta dwójka stanie się centrum całej opowieści, w końcu Joachim pracuje w policji. A jednak nie; było to jakby drobne wprowadzenie do dalszych wydarzeń, niewiele zmieniające w kontekście całego śledztwa. Tym "wykrętem" autorka raczej chciała przedstawić nam bohaterów od normalnej, prywatnej strony. Pani Hanna Greń ukazuje stworzone przez siebie postacie nie tylko jako poważnych śledczych, skupionych na znalezieniu mordercy, ale też jako zwykłych ludzi- o indywidualnych cechach charakteru (a nie, jak często zdarza się w literaturze, zbitek ludzi niewyróżniający się niczym pod względem osobowości), szukających własnego miejsca w świecie, ale i... w czyimś sercu. Bohaterowie nie zostali "zaprogramowani" jedynie na sukces w związku ze sprawą, nie przesiadywali doby w komisariacie, szukając nowych rozwiązań, lecz byli jak my, wprowadzając zdrowy podział między życie zawodowe, a prywatne. Zresztą, w pierwszym szeregu tejże historii stoi podkomisarz Mariola Konieczny oraz wspierający ją współpracownik, komisarz Krystian Sokołowski. Z początkowej niechęci być może narodzi się coś więcej, dzięki czemu zyskujemy również tło obyczajowe. Nawet czytelnik ma czasami dość śledztwa i chce w jakiś sposób odpocząć, a w Chodzi lisek koło drogi może to zrobić z bohaterami.

Jako że pani Greń jest żoną emerytowanego policjanta, tej książce nie mogło zabraknąć niczego pod względem policyjnej pracy. Szczegóły pracy śledczych są przedstawione bardzo dokładnie, co i nam pozwala poznać ich zajęcie niemal od podszewki; takim, jakim jest. Sprawcę naprawdę trudno było "wyłuskać" spośród wszystkich podejrzanych. Obstawiałam zupełnie kogoś innego, co później okazało się tylko wykrętem autorki. Prawdziwy morderca nie przewija się zbyt często przez karty książki, wtapia się w tło niczym kameleon, niczym nie wyróżnia się na tyle, aby skierować na siebie uwagę śledczych. Aby tę osobę złapać, potrzeba nieco więcej zachodu. I takie właśnie kryminały lubię- zmuszające do myślenia. 

A może Wy również chcecie wyruszyć z Konieczną w ślad za chytrym liskiem... ?

Dział: Książki