Zmiana szkoły to chyba największa zmora dla każdego. Budowanie swojej pozycji, która przez zmiany została nam odebrana, czy szukanie nowych znajomych, może okazać się stresującym przeżyciem. Jeśli do tego ktoś niespodziewanie zawróci ci w głowie, a twoja rodzina powiększa się o nowego rodzica i rodzeństwo, to co jeszcze może się schrzanić?
Yuzu właśnie przenosi się do nowej szkoły. Jej mama ponownie wyszła za mąż i teraz dziewczyna musi zmierzyć się z przeprowadzką, nową szkołą i przybraną siostrą, a to wszystko, zanim pierwszy raz się z kimś pocałuje. Pierwsze emocje czekają ją wraz z przekroczeniem progu placówki. Yuzu swoim wyglądem nie wpisuje się w regulamin szkoły dla dziewcząt, przez co podpada już pierwszego dnia przewodniczącej samorządu Mei. To nie koniec problemów dziewczyny, a zobaczenie uczennicy całującej się z nauczycielem znacznie pogarsza sytuacje. To jednak zakończenie dnia całkowicie zwala ją z nóg, za sprawą skradzionego pocałunku.
To nie pierwsze spotkanie z mangą, w której główna bohaterka odkrywa uroki bycia z inną dziewczyną, ale pierwsze spotkanie z twórczością Saburouty. Czy udane?
Niby Citrus to nic odkrywczego, niby schematycznego, jednak ta historia ma coś w sobie, co przykuwa uwagę i wciąga czytelnika niepostrzeżenie do swojego świata. Nagle obrazy łączą się z tekstem i z zapałem przewracałam kartki. Pierwszy tom rozpoczyna się niewinnie. Nowa sytuacja życiowa, nowy dom, rodzina i szkoła. Yuzu musi zmierzyć się ze wszystkim, równocześnie marząc o znalezieniu chłopaka. Nie jest to proste w szkole dla dziewcząt.
Bohaterowie dadzą się lubić, choć początkowo nierozgarnięcie Yuzu trochę mnie drażniło, a ona sama szybciej robiła, niż pomyślała. Na szczęście im dalej w las, tym bardziej urzekła mnie swoim podejściem do życia i poczuciem humoru. Mei jest tajemnicza, nieco smutna i zdystansowana, dzięki czemu mamy starcie dwóch żywiołów, które dają nadzieje na masę emocji w kolejnych tomach.
Pierwsze pocałunki, powoli rozwijające się uczucia, których nie można dopuścić do głosu i szkoła, która choć radykalna, to ugina się pod presją przebojowości naszej blondwłosej bohaterki. Wszystko to spisane lekko i zabawnie, całość czyta się płynnie i szybko.
Kreska przywodzi mi na myśl pierwsze mangi z mojej dawnej kolekcji i serial Sailor Moon. Każda choćby najmniejsza linia wyraża emocje, podkreśla historie i charakter bohaterów. Saburouta skradła me serce niewinnością i tym, co między wierszami, tworzącego się gdzieś w oddali, a podkreślonego każdą kreską.
Pierwszy tom sprawił, że chciałam więcej. Każdy kolejny odkrywa przede mną zakamarki tej historii. Czy najlepszej, jaką czytałam? Nie, ale nie oznacza to, że seria jest zła. Można z nią zacząć mangową przygodę czy podobnie do mnie wrócić do jej czytania. To świetna przygoda w świecie obrazów, które wpisują się w moje odczucia estetyki. Czekam na kolejne opowieści spod ołówka autorki.