kwiecień 20, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: sci fi

Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier to największa tego typu impreza w Polsce oraz Europie Środkowo-Wschodniej. Tegoroczna edycja odbędzie się w dniach 24-25 września br. w łódzkiej Atlas Arenie. Główni organizatorzy MFKiG: EC1 Łódź – Miasto Kultury oraz Stowarzyszenie Twórców „Contur” przygotowali bogaty program spotkań, prelekcji, paneli dyskusyjnych i warsztatów, a także strefy: targową, gier, cosplay, Star Wars i Manga Corner oraz dwie wystawy. 

Dział: Konwenty
poniedziałek, 12 wrzesień 2022 14:52

Zapowiedź: Bezkresne jezioro. Sfora tom 5

Nadciąga ostateczna Nawałnica. W pojedynkę nikt nie ujdzie z życiem!

Fuks i jego kompani pokonali psy Terrora, lecz w ich nowym świecie wciąż kryje się mnóstwo zagrożeń. Sfora dociera na brzeg dziwnego jeziora, które wydaje się rozpościerać bez końca. Fuks odkrywa smutną prawdę, że pożywienia nie wystarczy dla wszystkich, a woda wokoło jest niezdatna do picia. Opuszczone obozowisko Długonogich może okazać się wybawieniem, ale też i pułapką…

Dział: Patronaty

 

Nazywam się Lomar. Filipina Lomar. Mam trzynaście i pół roku i już zajmuję się tym, czym chciałabym trudnić się w przyszłości: jestem prywatną detektywką. 

Po lekturze doskonałych powieści graficznych z Enolą Holmes w roli głównej, nie spodziewałam się, żeby jakikolwiek inny komiks kryminalny dla młodych czytelników mógł wywrzeć na mnie pozytywne wrażenie. Tak było, zanim trafiłam na „Sprawy kryminalne Filipiny Lomar”, które mimo że dzieją się w czasach współczesnych, bez trudu wciągnęły mnie od pierwszej, do ostatniej strony.

Zarys fabuły

Mała Swong potrzebuje pomocy. Jej rodzice, którzy prowadzą chińską restaurację, są szantażowani przez miejscowych zbirów. Niedługo po tym, gdy odmawiają zapłaty haraczu, ojciec dziewczynki zostaje potrącony przez samochód. Nastoletnia Filipina Lomar ma jednak pomysł, jak im pomóc. Czuje się bezpieczna jednak tylko dzięki swoim dobrym znajomym, którymi są drobny przestępca i pracujący na złomowisku przyszywany wujek. To jednak nie jedyna sprawa kryminalna, którą dziewczynka ma zamiar rozwiązać. Czy uda się jej wyciągnąć rodzinę Swong z tarapatów i samej wyjść z tego cało?

Moja opinia i przemyślenia

Filipina to zaradna, nastoletnia dziewczynka, która postanowiła nie czekać aż dorośnie i od razu realizować swoje plany. Jest wychowywaną przez samotną matkę jedynaczką, ale otacza ją krąg wiernych, bardzo nietypowych przyjaciół, którzy są gotowi w razie potrzeby pospieszyć jej z pomocą. 

Fabuła komiksu jest ciekawa i dobrze pomyślana. To historia, w którą zarówno scenarzysta Dominique Zay, jak i rysownik Greg Blondin, włożyli wiele serca. Komiks ma świetną kreskę i całą masę doskonałego, czarnego humoru. Już teraz jestem bardzo ciekawa, co na nastoletnią bohaterkę czeka w kolejnym zeszycie.  

Podsumowanie

Gdybym miała polecić komuś skierowany do młodszej młodzieży współczesny komiks, na mojej liście znalazłyby się obecnie trzy tytuły, a byłyby nimi: „Enola Holmes”, „Louca” i właśnie wspomniane wyżej „Sprawy kryminalne Filipiny Lomar”. Przygody młodej bohaterki bardzo mnie wciągnęły, a otaczająca ją szata graficzna zauroczyła. Dominique Zay udało się stworzyć odrobinę zwariowaną, sympatyczną historię, która z pewnością zachęci do lektury komiksu nie jednego młodego czytelnika. Polecam! Po pierwszy zeszyt przygód Filipiny Lomar, noszący tytuł „Bracia Szantażyści” zdecydowanie warto sięgnąć! 

Dział: Komiksy
czwartek, 08 wrzesień 2022 12:38

Apostata


Kim jest Łukasz Czarnecki? Z pewnością literackim debiutantem, ale prócz tego możemy przeczytać, że to między innymi miłośnik historii, badacz Azji Wschodniej, kultury popularnej oraz wielbiciel zielonej herbaty. Z fantastyką styka się na co dzień, pracuje bowiem w redakcji Nowej Fantastyki, czyli jednego z największych czasopism promującej ten nurt w Polsce. Jego książka „Apostata” to pięknie wydana powieść łącząca w sobie kryminał, grozę oraz sporadyczną dozę humoru. Jesteście ciekawi, jak wypada?

Od ponad wieku jedyny Kontynent Ekumeny dzieli na pół linia okopów. W tym frontowym pasie Nieludzkiej Ziemi skażonej magią bojową wojska demokratycznej Republiki ścierają się ze sfanatyzowanymi wojownikami teokratycznego Cesarstwa Yoryckiego. Tymczasem z dala od zgiełku pól bitewnych toczy się zupełnie inna walka, może nawet ważniejsza dla losów cywilizacji: niekończąca się batalia przeciwko mrocznym kultom, które oddają cześć złowrogim bytom zrodzonym u zarania czasu. Wyznawcy demonów nie spoczną, póki nie uwolnią swych panów z więżącej ich Otchłani, by ci mogli pochłonąć ludzkość, tak jak czynili to z innymi rasami zasiedlającymi Ekumenę przez miliony lat.

Podróż, w jaką zabiera nas autor, jest zdecydowanie warta uwagi, mamy tutaj do czynienia z bardzo intrygującym uniwersum, które pod każdym względem było dla mnie czymś nowym w fantastyce. Podczas lektury czułem świeżość pomysłu, zdecydowanie Czarnecki zasługuje na słowa uznania za swoją niebanalną fantazję - zbudowanie aktualnie czegoś nowego, niepowielanie schematów to moim zdaniem już literacki sukces. Niemniej prócz pomysłu, książka specjalnie mnie nie porwała. Napisana jest poprawnie, nie licząc jakiś małych potknięć w korekcie. Cała historia jest dla mnie nieco... posklejana w całość. Nie wiem, czy dobrze mnie zrozumiecie, ale to jakby zlepek różnych elementów literackich, z których autor próbuje zrobić wartościowe, pełne dzieło, ale nie do końca mu wychodzi. Pojawiaj się trochę elementów niepasujących do opisywanego świata, powrót do przeszłości bohaterów jest w moim odczuciu zbyt częsty, przez co fabuła staje się czasami nudnawa - można by retrospekcje zastąpić odpowiednią narracją. Nie znalazłem w książce budowania napięcia, haczyka, za który czytelnik może się złapać i brnąć dalej z ciekawością.

Okrzyknięcie w marcu(!) książki Czarneckiego debiutem roku 2022, jest dla mnie nieco na wyrost i nie na miejscu. Książka jest poprawnie napisana, ale średnio ciekawa. Widzę jednak w autorze potencjał, talent to światotwórstwa i fantazja, jaka w nim drzemie, dają mi pozytywne nadzieje na kolejną, dużo lepszą książkę.

Dział: Książki
wtorek, 06 wrzesień 2022 07:28

Martwe lwy

 

„Nie da się zestarzeć, nie przywykając do tego, że istnieją sprawy, których nie jesteś w stanie zmienić... a pewne sprawy zmieniają się, nawet jeśli o tym nie wiesz”.

Pierwszy tom serii („Kulawe konie”) dostarczył sporej satysfakcji czytelniczej, rewelacyjnie bawiłam się, emocjonowałam scenariuszem zdarzeń, doceniłam portrety postaci, wpasowałam w klimat. Wszystko to otrzymałam również w drugiej odsłonie, a jednak „Martwe lwy” mniej wciągały. Okazało się, że aby dobrze spędzić miło czas przy powieści Micka Herrona musiałam wykazać się akceptacją specyficznego humoru. Konsekwentnie wprowadzał go do zachowań postaci, a zwłaszcza jednej. Nieszczególnie ujmował, chociaż nadawał lekkości mrocznie brzmiącym zdarzeniom, może komuś innemu sprawi większą radość.

Podejrzewam, że bohater Jackson Lamb jeszcze niejednokrotnie zaskoczy, czasem zniesmaczy, kiedy indziej zaimponuje przebiegłością. Pozostali nieudacznicy i wyrzutki z głównego nurtu tajnych służb Regent’s Park, zesłańcy do strefy owianej wstydem zapomnienia, cechowali się oryginalnymi osobowościami, rozmaitym podejściem do pracy w charakterze szpiega, osobliwymi nawykami i przyzwyczajeniami. Sztuczny zlepek kontrastowych agentów, mających chęć coś udowodnić sobie i światu, z mniejszym lub większym ego, nie wydawał się tworem rokującym sukces. Jednak drzemiący potencjał powoli, acz z trudem, jakby na przekór wszystkiemu, uaktywniał się.

Grupa uwikłała się w sprawy o wadze bezpieczeństwa państwowego, a zwłaszcza londyńskiego. Poszła na pierwszą linię frontu, lecz nikt nie chciał przyznać oficjalnie, że z nimi współpracował lub coś im zlecił. Kulawe konie musieli działać w cieniu, bez należytego wsparcia, w skrajnie okrojonym budżecie. I co tu dużo mówić, ich wzajemne relacje pozostawiały wiele do życzenia. Sporo w powieści działo się, kilka warstw akcji, każda ciekawa do śledzenia. Wrażenie robiły nagłe zwroty akcji, zmieniające się oblicza interpretacji, dynamiczne klucze rozwiązywania tajemnic. Nic nie było takim, jakim na pierwszy, czy drugi, rzut oka się wydawało. Nawet zbiegi okoliczności zgrabnie pogrywały z domysłami czytelnika. Autor nie oszczędzał bohaterów, wystawiał na niebezpieczne misje. Atrakcyjnie wchodził w umysły, a i tak nie byłam pewna kierunku i przebiegu kontynuacji fabuły. Narracja lepiej dopracowana niż w pierwszym tomie. Może to zasługa tłumaczenia. Kiedy umarł dawny brytyjski szpieg i pozostawił zagadkową wiadomość, natychmiast włączyły się alarmy w służbach kontrwywiadu. A w Slough House budziły się z marazmu porażki i wykluczenia całkiem sprawnie funkcjonujące umysły. Była szansa, że pod odpowiednio prowadzonym dowództwem coś zdziałają, właściwie ułożą pionki planszy gry na śmierć i życie, zajrzą w wartki strumień rosyjskiej przeszłości z czasów zimnej wojny.

Dział: Książki
poniedziałek, 05 wrzesień 2022 15:01

Zapowiedź: Tygiel Dusz

W każdej legendzie tkwi ziarno prawdy - pradawne zło czai się w mroku czekając na moment odrodzenia. A absolutne zło wykorzenić można tylko w sposób absolutny. W tej walce nie będzie zwycięzców, będą tylko konieczne ofiary.

Dział: Książki
poniedziałek, 05 wrzesień 2022 11:20

Kill znaczy zabić

Jeżeli znacie Ulicę Strachu, to koniecznie musicie przeczytać książkowy pierwowzór. W skład cyklu wchodzą trzy odrębne historie, które sprawią, że Wasze serce zacznie szybciej bić.

Gretchen Page właśnie zmieniła szkołę i chce zapisać się do drużyny cheerleaderek. Jest bardzo utalentowana, więc trener zgadza się dać jej szansę. Niestety, w drużynie jest inna dziewczyna, bardzo zazdrosna o Gretchen – Devra Dalby. Nasza bohaterka pada ofiarą złośliwych i niebezpiecznych żartów. Kto za nimi stoi? Devra? Dlaczego jedna z cheerleaderek chciałaby śmierci Gretchen?

„Kill znaczy zabić” to wznowienie i gdybym trafiła na tę historię w gimnazjum czy na początku liceum, byłabym zachwycona. To opowieść, która rozbudzi w nastoletnich czytelnikach miłość do horrorów i grozy, a także sprawi, że chętniej sięgną po dzieła innych, dojrzalszych autorów. Książka bardz mi się podobała, bo przeczytałam ją w dwa popołudnia, jednak okazała się niesamowicie przewidywalna. Dużo w niej pustych wydarzeń, które nic nie wnoszą do fabuły. Ich zadanie było utwierdzenie czytelnika w przeświadczeniu, że to Devra jest winna temu, co spotyka Gretchen, jednak było tego tak dużo, że nawet niedoświadczony odbiorca wyczułby, że nie o to w tym wszystkich chodzi. Żeby nie było tak źle dodam, że tożsamość zabójcy do samego końca pozostaje nieznana, więc jest na co czekać.

Nasza uwaga skupia się na dwóch bohaterkach – Gretchen i Devry. Postacie drugoplanowe są nieistotne i zostały bardzo słabo zarysowane. Cała akcja i wydarzenia skupiają się na dwóch dziewczynach, ale żadnej z nic nie mogłam polubić, co paradoksalnie jest plusem. Obie są nastolatkami, podejmują lekkomyślne decyzje, autor nie uczynił z nich młodych dorosłych, przez co książka nabrała lekkości i świeżości.

„Kill znaczy zabić” nie otrzymała ode mnie wysokiej oceny, ale nie uważam, że jest zła. Jak wspomniałam, młodzi czytelnicy, którzy nie znają innych powieści grozy,  będą się przy niej świetnie bawić. Ja również przy lekturze odpoczęłam, dałam się ponieść emocjom i wydarzeniom, które prezentował mi autor. Kartki niemal uciekły mi sprzed oczu, a sama fabuła stanowiła przyjemny dreszczyk orzeźwienia w upalne dni. Jednak to nie jest dzieło ambitne, w którym można by doszukiwać się drugiego dna.

Dział: Książki
czwartek, 01 wrzesień 2022 19:14

Mroczne umysły

 

Pewnego dnia nagle tajemnicza choroba zaczyna zabijać amerykańskie dzieci. A tym którym jakimś cudem udało się przeżyć, zostają obdarzone przerażającymi umiejętnościami, których nie wiedzą, jak kontrolować. Ruby jest właśnie jedną z nich. Do dziesiątych urodzin jej życie wyglądało raczej normalnie, jednak później coś się zmieniło i to niestety na gorsze. Trafia do obozu, w którym przetrzymywane są inne ocalałe dzieci. Dla świata są to obozy rehabilitacyjne, w których leczy się tajemniczą chorobę, a tak naprawdę są to obozy, w których ludzi traktuje się jak króliki doświadczalne, a ci, którym zostaje przypisany kolor czerwony, pomarańczowy lub żółty, po prostu są eliminowani. Jedyną szansą na przeżycie jest ucieczka, ale czy jest ona możliwa?

„Mroczne umysły” Alexandry Bracken zostały wydane już kilka ładnych lat temu. Jednak wtedy zupełnie nie zwróciłam na nie uwagi. Może była to wina okładka, a może po prostu nie był to odpowiedni czas. Na szczęście teraz wydawnictwo Jaguar postanowiło dać drugą szansę tej serii w całkiem nowej szacie graficznej, która zdecydowanie bardziej do mnie przemawia.

Nie jest to moje pierwsze spotkanie z autorką. W zeszłym roku czytałam rewelacyjne „Lore”, a jeszcze kilka lat wcześniej przeczytałam „Pasażerkę”, więc wiedziałam mniej więcej, czego mogę się spodziewać i na szczęście moje wszystkie oczekiwania zostały spełnione.

Sam pomysł na fabułę „Mrocznych umysłów” nie jest czymś zupełnie nowym. Już wcześniej, czy to w książkach, czy serialach można było spotkać się z motywem dzieci, które nagle zostają obdarzone nadzwyczajnymi mocami i muszą walczyć ze złym rządem. Dlatego niektórych wątków mogłam się domyślić, np. kim okazał się Uciekinier, ale były też momenty, w których autorce udało się nie powielać znanych schematów, czym niekiedy mnie zaskoczyła.

Zdecydowanym plusem całej książki są jej bohaterowie. Bardzo podziwiałam Ruby. Chociaż w obozie spędziła sześć lat, to nadal miała siłę walczyć o siebie i najbliższych, choć nie raz miała chwilę zwątpienia i bała się również swoich mocy. Razem z nią przeżywałam całą jej podróż do wolności. Razem odkrywałam, jak działa jej moc, odkrywałam jej budzące się do życia uczucia.

Każdy bohater, który pojawił się w książce, miał swoje zdanie. Nic w tej historii nie zostało pozostawione przypadkowi, wszystko zostało przez autorkę dobrze przemyślane.

Zakończenie zaś załamało mi serce i liczę na to, że dość szybko pojawi się nowy tom. Po cichu mam nadzieję, że wszyscy będą mieli swoje szczęśliwe zakończenie, ale czy tak będzie? Tego dowiem się za jakiś czas.

Dział: Książki
czwartek, 01 wrzesień 2022 19:08

Zagrabione życie i inne opowieści niesamowite

„Zacieramy w umyśle złe rzeczy, szczególnie wtedy, gdy sami się do nich przyczyniliśmy…”

W zeszłym roku miałam okazję spotkać się z „Kobietą w czerni. Rączką”. Trafiłam z wyborem, ponieważ książka okazała się fantastyczną przygodą i niemal w pełni zaspokoiła pokładane oczekiwania. Dlatego z wielkim zainteresowaniem sięgnęłam po kolejny utwór Susan Hill „Zagrabione życie i inne opowieści niesamowite”. Otrzymałam zbiór opowiadań rozpisanych w tonacji grozy. Również się nie zawiodłam. Z zaangażowaniem mknęłam niesiona pragnieniem jak najszybszego poznania mini opowieści. Aktywowałam wyobraźnię i odczuwałam sympatyczny dreszczyk emocji podszyty nadnaturalnością. Zadziorne pomysły na fabułę, nieoczekiwane rozwiązania, nieszablonowe uwikłania. Wdzięczne dla imaginacji historie podgrzewały zmysł śledzenia pierwszego planu i obserwowania obrazów skrywających się za kotarą drugiego. Narracja całkowicie mi przypasowała. Zgrabnie niosła i sugestywnie budowała napięcie. Atmosferę opowiadań często owiewała luźna lub gęsta mgła wiktoriańskiego klimatu, zakurzonych wiekowych sekretów, groźnych przerażających sekretów. Niekiedy intryga delikatnie splatała się niepewnością, kiedy indziej z wyraźnym wzorem horroru. Postaci mierzyły się z czymś nienamacalnym i niewyjaśnionym, a przy tym posępnym, zwodniczym, wykradającym zdrowe zmysły i wystawiającym na szwank zdrowie psychiczne.

„Zagrabione życie” pamiętnikarskim tekstem wchodziło w niebywałą historię manipulowania sferami życia i śmierci, niefrasobliwego igrania z przeznaczeniem. Odwiedzało obszary czegoś odwiecznie niezrozumiałego, niepoznanego, budzącego trwogę. Zakończenie wymykało się przewidywaniom, bardzo mi przypasowało, pozostawiło z frapującym wspomnieniem. „Lalka” sugestywnie przeniosła w podmorskie pustkowie, odludne miejsce, ponurą okolicę, zamglone kontury kościelne, stary cmentarz i opuszczony dom. Narrację prowadziły przywołane z pamięci migawki z dzieciństwa i porcelanowa lalka. Intrygująca przeszłość, pozornie drobne zdarzenia a silnie determinowały przyszłość. Czystej postaci zło kryjące się w człowieku. Niepojęte mistyczne sztuczki, trudne do wyjaśnienia. „Mężczyzna z obrazu” efektownie przemówił. Połączył wenecki klimat z magicznym zaklinaniem rzeczywistości. Plastycznie oddał efekt zamknięcia, bezsilności wobec przeniesienia się w inny wymiar, osobliwych zjawisk i niewyobrażalnej tragedii łączącej losy wielu osób. Empatycznie odbierałam emocje postaci, obezwładniający strach i paraliżującą trwogę. Przewidywalny scenariusz, lecz wdzięczne odmalował nadciąganie nieuniknionego, ze stygmatem niszczenia mającym początek w osiemnastym wieku, z sidłami fantazji i zmór.

„Torba podróżna” kręciła się wokół źródeł rewanżu. Udowodniła, że zemsta zemście nierówna. Przewrotność krzywego uśmiechu losu, zamiana ról ofiary i oprawcy, niejednoznaczność w interpretacji incydentów, zachowań i motywów. Widzenie czegoś, czego nie doświadczyło się, a można było przywołać nocnymi motylami. „Dwudziesty pierwszy” rozpoczął się od relacji pożaru siedemnastowiecznego budynku, strawienia przez ogień zatrważającej tajemnicy. Chłopięca przyjaźń, znikanie i pojawianie się duszy. Realnej i uświadomionej lub złudnej i podświadomej. Rozpamiętywanie przeszłości nie zawsze okazywało się bezpieczne, zwłaszcza uwikłanej w stratę. „Alice Baker” umiejętnie oddziaływała na wyobraźnię. Odwoływała się do klasycznych chwytów budowania grozy. Jednocześnie czarująco prowadziła ścieg złożony z obrzydliwego zapachu butwienia, zgnilizny i rozpadu. Wymieszała go z widmowymi zjawami, ponurością starego budynku, straszliwym lękiem i koszmarnym przeczuciem wydarzenia się czegoś okropnego. Praca biurowa powoli zmieniała się w horror nawiedzenia miejsca i przywołania zapomnianych faktów. „Frontowy pokój”, żywiołowo odbierane opowiadanie, łączyło elementy diabelskiej odsłony ludzkiej duszy i kontrastowało z religijnym pojmowaniem dobra. Przebiegało w zgodzie z przesłaniem, że żaden dobry uczynek nie pozostaje bez kary. Fabuła schematyczna, ale niosła ładunek emocjonalny, zwłaszcza w finalnej odsłonie, dałam się zaskoczyć.

Dział: Książki

 

Finałowy tom przygód ulubionej bohaterki wszystkich dzieciaków, Enoli Holmes, siostry Sherlocka, która nie ustępuje mu inteligencją i odwagą!

Bardzo polubiłam serię przygód Enoli Holmes, młodszej siostry słynnego detektywa. Dlatego ucieszyłam się, gdy w nowościach pokazał się szósty tom serii, noszący tytuł „Sprawa tajemniczego zniknięcia księżnej”. Z czym tym razem przyjdzie zmierzyć się młodej Enoli? 

Zarys fabuły

Zrozpaczony szlachcic szuka zaginionej żony. O pomoc prosi każdego, kto tylko przyjdzie mu do głowy. Nic więc dziwnego, że trafia nie tylko do Scotland Yardu, ale również do biura doktora Ragostina, jak i do sławnego Sherlocka Holmesa. Tym razem zagadka dla Enoli nie okazuje się trudna. Dziewczyna od razu podejrzewa, że szlachcianka została porwana dla swojego bogatego ubioru i pięknych włosów. Tylko co stało się z nią dalej i dlaczego ograbiona nie wróciła do domu? Śledztwo prowadzi Enolę do niebezpiecznej dzielnicy miasta, na nabrzeża East Endu. Tym razem jednak nie jest sama. U boku ma braci, którzy ku jej radości, nareszcie zrozumieli swój błąd.

Moja opinia i przemyślenia

Niestety szósty tom przygód Enoli Holmes jest zarazem ostatnim, książka miała wyraźnie zarysowane zakończenie. Mimo wszystko mam jednak nadzieję, że przygód młodej pani detektyw będzie nieco więcej, bo przecież życie Enoli tak na dobrą sprawę dopiero się zaczyna. Chociaż oczywiście cieszy mnie, że bohaterka wreszcie sprecyzowała swoje plany i, co ważniejsze, dogadała się z braćmi. 

Szósty tom jest również najsmutniejszą z części, przynoszącą wiele przemyśleń i nostalgii. Otwiera jednak równie wiele możliwość i szansę dla nastoletniej Enoli na dalsze, pełne przygód szczęśliwe życie i nowe jutro. 

Razem na półce sześć tomów serii o przygodach Enoli Holmes prezentuje się wspaniale. Każda z książek ma narysowaną w tym samym stylu szatę graficzną okładki, ale zupełnie inny kolor.  

Podsumowanie

W serii o przygodach Enoli Holmes zakochałam się już po lekturze pierwszego tomu. Jestem nią szczerze oczarowana. Cechują ją świetna fabuła, ciekawe przygody, interesujące dodatki i całe morze refleksji. Niezależnie od tego, czy to już koniec, czy pojawi się kontynuacja, z pewnością pozostanę jej wierną fanką. Lekturę powieści serdecznie polecam, zarówno młodszym, jak i starszym czytelnikom! 

Dział: Książki