Rezultaty wyszukiwania dla: akcji
Wikingowie. Wilcze dziedzictwo
Wikingowie to bardzo popularny w ostatnich czasach temat. Pojawia się coraz więcej książek i filmów, dlatego gdy w moje ręce trafiła książka z Wydawnictwa Akurat i pióra Radosława Lewandowskiego "Wikingowie - wilcze dziedzictwo" zastanawiałem się, o czym ona będzie. Na szczęście już pierwsze stronice utwierdziły mnie w przekonaniu, że był to dobry wybór. Bardzo prosty, a zarazem barwny język sprawia, że czytelnik całkowicie wpada w wir wydarzeń.
Akcja rozgrywa się w X wieku n.e. kiedy to na Półwyspie skandynawskim cyklicznie dochodzi do konfliktów zbrojnych o supremacje pomiędzy Norwegami, Szwedami i Duńczykami. Główny bohater Asgot Czerwona Tarcza zostaje wysłany z poselstwem przez króla Szwecji Eryka Zwycięzcę o z prośbą wsparcie w wojnie z Danią. Celem misji jest siedziba największego Jarla Norwegów Hakona Benlosa. Po burzliwej wyprawie, którą opłacono wieloma stratami osiągnięto cel i Asgot wraz z synem Oddim rozpoczęli pertraktacje, które do pewnego momentu toczyły się pomyślnie. Jednak za murami grodu Hakona wydarzyło się coś, co na zawsze miało zmienić układ sił na półwyspie, jak również los Asgota.
Hakon przedstawia posłom kontrofertę, która ma ochronić ich od niechybnej śmierci. Przebiegły wódz Norwegów postanowił wesprzeć Asgota swoim wojskiem i ruszyć na Eryka, a po wygranej bitwie ustanowić Czerwoną Tarczę prawowitym wodzem Szwedów. Pierwszym celem miało być miasto portowe Birka, które stanowiło klucz i zarazem bramę w dalszej kampanii. To właśnie pod murami i na ulicach miasta rozgrywa się dramatyczna bratobójcza bitwa. Kilka dni oblężenia i najazdów zarówno lądem jak i od morza sprawia, że miasto upada. Jednak pozostający przy życiu obrońcy dzięki doświadczeniu i hartowi ducha zadali najeźdźcom spore straty, co pozwoliło odłożyć w czasie klęskę. Do tego wszystkiego fortel Eryka doprowadził do sytuacji, w której upadek Birki można było przekuć w zwycięstwo.
Co było w następnych dniach po bitwie, jak rozwinęła się kampania Asgota? Tego musicie dowiedzieć się sami, ale zaręczam - nie będziecie się nudzić. Cała książka napisana jest prostym językiem, ale tak magicznym, który czytelnikowi pozwala poczuć klimat tamtych czasów. Bardzo dokładnie i z krwawą precyzją opisana bitwa pokazuje temperament, wierzenia ludzi północy, jak również rozwój ich cywilizacji. Jeśli do tego wszystkiego dołożymy zwroty akcji i wątki miłosne, to otrzymujemy książkę, która usatysfakcjonuje każdego, zarówno miłośnika historii, fantastyki, jak i po prostu dobrej literatury.
Muszę przyznać, że duet, który wydał Wikingów, czyli Wydawnictwo Akurat i autor R. Lewandowski stworzyli książkę, którą odkłada się na półkę z żalem, że już została przeczytana. Z drugiej strony można się tylko cieszyć, że jest to pierwsza część serii, a to z pewnością gwarantuje emocje i dobre chwile z książką.
Wieczna
Znajdź i pocałuj kilka żab, żeby sprawdzić, czy któraś nie zamieni się w księcia. *
Przebywając z innymi osobami często może powstać więź sprawiająca, że są dla nas bardzo ważni. Potrafimy odczytać ich emocje, zauważyć kiedy coś się dzieje. A co gdyby połączyło nas związanie, siła, która potęguje wszystko i sprawia, że jeszcze mocniej odczuwamy emocje drugiego człowieka i boimy się, że coś się mu stanie? Jak odróżnić siłę tej mocy od własnych uczuć, w jaki sposób się przekonać czy to co czujemy jest prawdziwe?
Ostatnimi czasy na głowę Delli spadło naraz kilka spraw, których nie mogła odłożyć na później. [SPOILER] Musi poradzić sobie z odrodzeniem i tym jakie możliwości jej to dało, nie wie też co ma robić z więzią, która połączyła ją i Chase'a – wampira pomagającego jej w odrodzeniu. [KONIEC SPOILERA] Nie bardzo też wie co zrobić ze Stevem, do którego coś czuje, ale on wyjeżdża. Do tego JBF przydziela jej kolejną sprawę, nawiedza ją duch i musi rozwikłać zagadkę pewnego zabójstwa... Łatwo nie będzie...
Polubiłam Wodospady Cienia, zżyłam się z ich bohaterami, uwielbiam poczucie Humoru Hunter i to jaki nacisk kładzie na przyjaźń, zaufanie, miłość oraz jak ważna jest akceptacja i wiara w drugiego człowieka. Kiedy powstał ich spin off o losach Delli skakałam z radości i niecierpliwie czekałam na pierwszy tom a po przeczytaniu byłam bardzo zadowolona, czy teraz gdy mam za sobą drugą część, ten stan się utrzymał?
Nie kocham cię. Kropka. Nawet nie zawsze cię lubię. *
Hunter zaskoczyła mnie pozytywnie. Wszystkie jej książki mają dobry poziom, ale ma też pozycje, które są o wiele lepsze od pozostałych. I właśnie Wieczna jest jedną z nich. Autorka od pierwszych stron rzuca w wir wydarzeń dbając przy tym by nie brakowało im dynamiczności, odpowiedniej dawki emocji, humoru oraz tajemnic do rozwikłania. W drugim tomie Po zmroku odpowiada na pytania, a przynajmniej ich część, pojawiające się już w Odrodzonej, ale pojawiają się kolejne. To tylko powoduje wzrost ciekawości oraz domysły nad tym jakie mogą być odpowiedzi. Co jeszcze lepsze, zaskakuje fabuła, szczerzę przyznaje, że byłam kilkukrotnie zaskoczona rozwojem akcji, a fakt, że wątek miłosny nie stał się głównym cieszy mnie jeszcze bardziej. Jest odczuwalny i wielokrotnie poruszany, ale w dalszym ciągu stanowi tylko dopełnienie całości.
Rozumiem Dellę, jej potrzebę akceptacji, wiary w nią, zaufania, pokazania, że się liczy. Rozumiem jej obawy i lęki przed odrzuceniem i bólem. Lubiłę ją za to jaka jest, niby niedostępna, ale jednocześnie kochająca i dbająca o najbliższych. To tylko książka fantastyczna, ale emocje przeżywane przez bohaterów są jak najbardziej rzeczywiste i nam znane, dzięki temu postacie nabierają realności i wzbudzają przeróżne emocje. Jestem pod wrażeniem opisu bohaterów, bo każdy czymś się wyróżnia.
Kolejne spotkania z Hunter oraz Wodospadami Cienia, to jak ponowne spotkania z dawno niewidzianymi przyjaciółmi. Wiedziałam, że Wieczna mnie nie zawiedzie, od początku dałam się pochłonąć historii i wraz z bohaterami śmiałam się, wkurzałam i próbowałam rozwikłać tajemnice. Działo się dużo szybko i zawile, ale wszystko jest jasne na ile powinno, pełne emocji oraz niedomówień. Hunter nadal potrafi zdobyć całą moją uwagę, dostarczyć mi rozrywki, pozostawić z pytaniami i wzbudzić ciekawość tego co będzie dalej.
Wieczna jest jeszcze lepsza od pierwszego tomu. Więcej się w niej dzieje, jest też dużo więcej emocji, niepewności i humoru. Spin off jak i serię o Kylie polecam nie tylko młodzieży, ale i dorosłemu czytelnikowi, bo Hunter zapewnia mnóstwo wrażeń oraz rozrywki.
Płacz tylko podlewa ból i sprawia, że on rośnie. *
*C. C. Hunter, Wieczna
Łowca czarownic
„Łowca czarownic" to projekt ciekawy. Sam pomysł zainspirowany został klasyką RPG - grą Dungeons & Dragons, zaś główny bohater postacią stworzoną na potrzeby tejże gry. Niestety ostatecznie w filmie niewiele z tego zostało i stał się po prostu brawurową opowieścią fantasy - jedną z takich do których idealnie pasuje Vin Diesel jako odtwórca pierwszoplanowej roli.
Na świecie mieszkają ludzie obdarzeni umiejętnością używania magii, nie jest ona jednak ani dobra ani zła, to tylko narzędzie, którego można użyć w dowolny sposób. Pięćset lat wcześniej czarownice zesłały na ludzi zarazę. Zrozpaczeni ojcowie rodzin postanowili dokonać zemsty i powstrzymać sabat, zabijając królową czarownic. Udało się tego dokonać Kaulderowi, którego jednak spotkała za to surowa kara - stał się nieśmiertelny. Przez kolejne pięćset lat błąka się po świecie, jako stróż porządku magicznego świata, by ostatecznie ponownie zetknąć się z królową. Czy i tym razem uda mu się ją pokonać?
Trudno w wypadku tego typu filmu mówić o grze aktorskiej. Praktycznie w niemalże całym filmie zastąpiła ją akcja i efekty specjalne. Bez przerwy coś się dzieje. Myślę, że Van Diesel, gwiazda cyklu „Szybcy i wściekli", bardzo dobrze sprawdza się właśnie w tego typu rolach. Poza tym film sprawia sobą całkiem przyjemne wrażenie. Z pewnością nie jest to hit wielkich ekranów, ale nie jest to również pełen śmieszności szajs. Fabuła została stworzona w ciekawy sposób, akcja wartko płynie do przodu, pojawia się klika hollywoodzkich scen.
Raczej trudno tu mówić o zawodzie, chyba, że nastawiało się na kino niewiadomo jak wysokiej klasy. Wydaje mi się, że film w Polsce zbiera dość kiepskie opinie przede wszystkim dlatego, że widzowie zupełnie nie na to się nastawiali. Zapowiedzi obiecywały imponujące wręcz widowisko z intrygującymi bohaterami oraz rozbudowaną opowieścią podczas gdy „Łowca czarownic" to tak naprawdę sympatyczna bajka dla nieco starszych dzieci oraz dorosłych wielbicieli fantastycznych scenariuszy.
Podsumowując - „Łowca czarownic" to prosta historia, która zawiera sporo akcji i efektów specjalnych. Film ma przyzwoitą oprawę wizualną oraz dźwiękową, został też całkiem dobrze nakręcony. Raczej nie wnosi zbyt wiele w życie kina i z pewnością nie zostanie też nigdy superprodukcją, dostarcza jednak całkiem przyjemnej rozrywki i chyba właśnie z myślą o tym został w ogóle nakręcony. Obejrzenia go w żadnym razie nie uważam za stratę czasu. Nie sugerujcie się opiniami Internautów - warto dać mu szansę. Zasługuje na to.
Zdrada
- Czasem myślisz, że bardzo czegoś potrzebujesz, a tak naprawdę powinieneś pozwolić temu odejść. [s.312]
Czasem by kogoś ochronić potrzeba największych poświęceń, decyzji, których nie chce się podejmować bo zranią nie tylko nas, ale i tych przez nas kochanych. Jednak kiedy nie widzi się innego wyjścia trzeba grać tym co daje los i czekać z nadzieją na szczęście w tej rozgrywce.
Kestrel wynegocjowała wolność dla Herrańczyków za niewyobrażalnie wysoką cenę. Zdradziła swoje serce, oddała swoją wolność. Córka generała Trajana niedługo poślubi syna imperatora i będzie władać swoim krajem. Każda kobieta o tym marzy, o władzy, bogactwie oraz przywilejach. Każda tylko nie Kestrel, która jednak wie, że już nie może nic zmienić, musi grać według zasad imperatora, ale to nie znaczy, że nie może się buntować... Tylko czy to ma sens i nie skomplikuje wszystkiego jeszcze bardziej?
Po zakończeniu Pojedynku nie mogłam doczekać się kontynuacji trylogii. Mało która książka z gatunku fantastyki wciąga mnie tak mocno jak pierwszy tom Niezwyciężonej. A jaka była Zdrada? Czy autorka sprostała poprzeczce ustawionej przez siebie samą?
Obawiałam się, że po tak fenomenalnym początku w drugim tomie coś się nie uda. I niestety miałam racje, tylko... nie do końca wiem co poszło nie tak. Bo muszę być szczera, Marie Rutkoski zadbała o to aby się działo. Szantaże, zdrady, przekupstwa, kłamstwa, bale, polityczne gierki, było okrutnie, drastycznie, ale... nie czułam tego. Zabrakło mi emocji, nie mogłam się wczuć i strasznie się męczyłam czytaniem. Na szczęście jakoś w połowie coś przeskoczyło i wręcz nie dało się odłożyć Zdrady na bok. Jakby u Rutkoski coś się przełączyło, nadała akcji dynamiczności, ale przede wszystkim jakimś cudem udało jej się wzbudzić we mnie zainteresowanie i ciekawość finału, a ten... wbija w ziemie, pozostawia w szoku i konsternacji. Mówiąc krótko cholernie zaskakuje...
W bohaterach bardzo dobre było to, że nigdy nie wiedziałam jak postąpią w danej sytuacji, wydawało mi się, że niektóre postacie udało mi się rozszyfrować, ale koniec końców za każdym razem się myliłam. Najbardziej szokujące były ich słowa i wybory w końcowych scenach. Szczególnie jednej osoby... Co mnie irytowało, to relacje a raczej niedomówienia między Kerstel a Arinem, myślę, że można to było rozegrać jakoś inaczej. Niemniej Marie i w tym tomie zadbała o różnorodność i realne kreacje bohaterów.
Do dwusetnej strony nie wiedziałam co mam myśleć o tej książce, jak ocenić z pozoru coś dobrego, ale zarazem złego, nie wywołującego żadnych odczuć? Na szczęście autorka wybroniła się drugą połową książki, która mnie porwała i nie pozwoliła przerwać czytania chociażby na chwilę, po prostu musiałam jak najszybciej poznać zakończenie, co było miłą odmianą po nieudanym początku. Z zapartym tchem śledziłam poczynania bohaterów i mamrotałam do siebie wszystko komentując. Żaluję, że cała książka nie była tak mocna, ale dzięki szokującemu finałowi Rutkoski się wybroniła i na The Winner's Kiss czekam równie niecierpliwie, co na Zdradę.
Jestem chyba w mniejszości, bo jako jedna z nielicznych stwierdzam, że książka ma wady, ale muszę być szczera – warto się z nimi przemęczyć, warto przebrnąć pierwsze dwieście stron, by potem cieszyć się tym co urzekało w pierwszym tomie. Zdrada nie przebiła Pojedynku, w moim odczuciu nawet mu nie dorównuje, ale w ostatecznym rozrachunku daje radę i nie zawodzi.
Jesienna republika
Wielkie wojny bogów i równie widowiskowe starcia małych ludzi. Miłość, krew i proch - Trylogia Magów Prochowych nareszcie doczekała się zwieńczenia wydanego w polskim przekładzie przez Fabrykę Słów.
Akcja najnowszego tomu kontynuuje w zasadzie bezpośrednio wydarzenia, na których zakończyła się "Krwawa kampania". Ponownie przyjdzie nam spotkać doskonale znane z poprzednich odsłon serii postaci, mowa między innymi o Tamasie, Adamancie i Tanielu. To właśnie z perspektywy tych bohaterów będziemy najczęściej śledzić otaczający nas świat. Świat, który co warto dodać, nadal jest tak samo wciągający i nieprzewidywalny. Spodziewajcie się niespodziewanych zwrotów akcji i przedziwnego splatania się losów bohaterów. Wszystko to sprawia, że książkę czyta się szybko, kolejne strony uciekają nam spod palców, choć mamy smutną świadomość pustki, która pozostanie nam po tym, jak skończymy ją czytać.
"Jesienna republika", to chyba tom z największą ilością starć w historii trylogii, trudno nazwać je jednak nudnymi. Pomimo dość dokładnych opisów, zaprezentowane wydarzenia przedstawione zostały dynamiczne. Interakcje pomiędzy bohaterami pierwszo i drugoplanowymi są różnorodne, nie zabrakło romansów, kłótni i poświęcenia, dzięki czemu bohaterowie nabierają ludzkich rysów i daleko im do papierowych. Marszałek Polny Tamas raz jeszcze spróbuje poprowadzić wojska adriańskie ku zwycięstwu. Pomimo zdrady przyjaciół i kurczącej się przewagi. Taniel postara się dołączyć do ojca, choć w pierwszej kolejności będzie musiał uratować siebie i Ka-poel. Nie zabraknie również detektywa Adamata, który nieraz zaskoczy nas zdolnościami swojego umysłu. Jedno jest pewne, łatwo nie będzie. Świat, w którym przyszło żyć naszym bohaterom jest bowiem pełen intryg, magii i śmierci czającej się tuż za rogiem. Granice pomiędzy dobrem i złem trudno natomiast niekiedy skutecznie wyznaczyć. W takiej rzeczywistości nasi bohaterowie spróbują przetrwać i może dzięki temu stać się lepszymi.
Podobnie, jak w poprzednich tomach i tym razem wątki poszczególnych postaci będą się ze sobą splatały. Każdy z kolejnych rozdziałów przenosi nas zazwyczaj w inne miejsce, w którym akurat znajduje się dany bohater. Zabieg ten może denerwować, ponieważ bardzo często przeniesiemy się podczas kluczowego momentu. Niemniej pozwala to niejednokrotnie na śledzenie akcji z wielu punktów widzenia, zmusza nas także do jeszcze szybszego czytania. Istotny element tej książki stanowi oczywiście magia oraz potencjalność tego świata, w którym wiele może się zdarzyć. Brian McClellan miał nie tylko ciekawy pomysł, ale i udało mu się go przekuć w dobre wykonanie. Zaprezentowany świat i bohaterowie nie pozwalają nam się oderwać na dłużej od książki. Jeśli w jakikolwiek sposób odstraszyły Was gabaryty tego tytułu, to zapewniam, że obszerność tej książki jest jedną z jej zalet. Każdemu kto ceni sobie fantasy z wyrazistymi bohaterami i wartką akcję polecam "Trylogię Magów Prochowych" oraz wieńczącą ją we wspaniałym stylu "Jesienną republikę".
Termity
Afrykańska sawanna, porośnięta rzadkimi kępami traw spieczonych słońcem, najczęściej kojarzy się nam z majestatycznymi zwierzętami – lwami, żyrafami, słoniami. Jednak prawdziwymi królami „czarnego lądu" są niepozorne termity. To one, według najnowszych badań naukowych, kształtują ekosystem i wpływają na jego produktywność. Dominujące w krajobrazie termitiery decydują o kondycji roślin i żyjących w pobliżu zwierząt. Jednak aktywność tych owadów nie ogranicza się tylko do zakładania kolonii i budowania imponujących gniazd. Prowadzone instynktem, toczą nieustanne, wręcz krwawe boje o terytorium z sąsiednimi rodzinami. Wszystko w imię przetrwania i dominacji.
Dzięki grze planszowej „Termity", która w Polsce ukazała się nakładem wydawnictwa Rebel, mamy okazję poprowadzić armię tych owadów i zmierzyć się z sąsiednimi rojami, aby zdobyć jak najwięcej kopców do powiększenia swojej rodziny.
Strona wizualna
W solidnie wykonanym, kartonowym pudełku znajdziemy dwustronną planszę. Podzielona jest ona na heksagonalne pola, które tworzą arenę zmagań. Z jednej strony planszy obszary są z nadrukowanymi terenami typu kamienie, roślinność, woda. Służy ona do przeprowadzenia pierwszej partii dwuosobowej. Po tym, jak gracze zapoznają się z zasadami gry, można korzystać z drugiej strony planszy i samemu wedle uznania przygotowywać teren rozgrywki, wykorzystując do tego 18 dwustronnych kafli terenu. Kolejnymi komponentami gry są roje termitów podzielone na 4 typy. Każdy składa się z 18 żetonów owadów, 5 kopców oraz zasłonki ze ściągawką zasad. Wszystkie elementy wykonane są staranie i opatrzone ładnymi grafikami. Wyjątkiem są kopce, które należy własnoręcznie złożyć i skleić aby tworzyły trójwymiarową figurę. Lepszym rozwiązaniem okazały by się gotowe elementy, wykonane z drewna lub plastiku.
Oczywiście do gry załączona jest polskojęzyczna instrukcja, która wyczerpująco wyjaśnia wszelkie zasady. Przykłady rozgrywki przeplatane są w niej licznymi ciekawostkami z życia termitów.
Przygotowania do rozgrywki
Każdy z graczy wybiera jedną z dostępnych frakcji termitów. Różnią się one nie tylko kolorem, ale dominującą frakcją w roju. Przykładowo rój niebieski oparty jest na kaście robotnic, zaś rój czerwony na kaście żołnierzy. Wybór odpowiedniej frakcji ma istotny wpływ na stosowaną w rozgrywce taktykę. Wśród owadów znajdziemy jeszcze Alate, czyli uskrzydlone osobniki lub Nasute, które potrafią atakować z odległości. Każda kasta charakteryzuje się również tym, iż ma specjalne bonusy za walkę w odpowiednim terenie. Dla przykładu tylko Alate potrafi stacjonować na wodzie, zaś Robotnice zajmujące obszar z kamieniami mają więcej punktów obrony. Aby uniknąć niepotrzebne kłótnie na samym początku, proponuję przeprowadzić wybór frakcji poprzez losowanie.
Następnym krokiem przygotowania do rozrywki jest rozmieszczenie kafli terenu i kopców neutralnych zgodnie z wybranym scenariuszem (lub wykorzystanie gotowego rozmieszczenia z jednej ze stron planszy, lub zgodnie z samodzielnie wymyślonym scenariuszem).
Następnie każdy z graczy spośród żetonów swojej frakcji wybiera trzy i umieszcza je za swoją zasłonką. Na koniec wykłada się po jednym własnym kopcu na planszy trzymając się zasady, iż musi on sąsiadować przynajmniej z jednym polem wody i nie być przy krawędzi planszy oraz w bezpośrednim sąsiedztwie innego kopca. W przypadku gry dwuosobowej, na planszy wykłada się po dwa kopce.
Na tym zakończyliśmy przygotowania i możemy zacząć prawdziwy bój o dominację na afrykańskiej równinie.
Przebieg gry
Każda z tur rozgrywki składa się z dwóch faz. W pierwszej rozmnażamy swoje owady, w drugiej zaś poruszamy się po terenie planszy. Z poruszaniem związany ściśle jest również atak.
Faza rozmnażania polega na tym, iż spośród trzech wcześniej wybranych żetonów, wybieramy jeden i umieszczamy go polu planszy. W jego miejsce dobieramy ze stosu nowy żeton i chowamy za zasłonką. Należy pamiętać, iż niektóre rodzaje terenów nie są dostępne dla wybranych kast. Dla przykładu Alate nie może zostać umieszczone na polu z roślinnością.
W fazie ruchu, wybieramy jednego z termitów na planszy (może być wyłożony w tej lub poprzedniej turze) i przesuwamy go zgodnie z zasadami dla jego kasty. Możemy zrezygnować z tej fazy, ale jednocześnie nie będziemy mogli wtedy przeprowadzić ataku. Ruch nie może się kończyć na polu, na której już stoi jednostka z naszego roju. Z kolei zakończenie ruchu na polu z jednostką z innego roju skutkuje rozpoczęciem ataku. Siła bojowa ataku danej jednostki, to liczba termitów jaka widnieje na ilustracji żetonu. W przypadku żołnierzy jest to jednak dwukrotność tej liczby. Do sumy ataku należy również doliczyć jednostki wspierające, czyli takie termity gracza, które sąsiadują z atakowanym polem.
Zaatakowana jednostka, która przegrała natarcie musi się wycofać na sąsiednie, wolne pole (oczywiście zgodnie z zasadami odnośnie ograniczeń ruchu dla poszczególnych kast). Jeśli w bezpośredniej okolicy brakuje wolnego pola, termit ten zostaje wyeleminowany z planszy. Eliminacja termita występuje również wtedy, kiedy to przegra on atak zainicjonowany przez żołnierza.
W podobnym tonie przebiegają ataki na kopce. Kopiec zostaje zniszczony jeśli suma ataków termitów będzie większa niż jego obrona. Dodatkowo ginie wtedy owad, który zainicjował atak, zaś aktywny gracz umieszcza w wolnym miejscu na planszy, zgodnie z zasadami, swój kopiec.
Koniec gry następuje w momencie, kiedy to wszyscy gracze nie posiadają już żetonów z termitami do zagrania.
Zwycięzcą gry zostaje osoba, która zdobyła najwięcej punktów, będących sumą wartości punktowych wszystkich kopców w jego posiadaniu.
Wrażenia
Zacznę od strony wizualnej. Gra wygląda ładnie. Ilustracje na planszy oraz rozstawione na niej żetony terenu, wprowadzają bardzo fajny klimat. Żetony termitów są czytelne i wyróżniają się pomiędzy sobą, więc unikniemy pomyłki w rozpoznawaniu kast. Jak już wcześniej wspomniałem, zastrzeżenie mam tylko do kopców, które mogłyby być wykonane z innego materiału. Aktualnie trzeba trochę się namęczyć aby staranie je złożyć i skleić. Skutkuje to tym, iż 2-3 partie i kopce się rozpadają.
„Termity" to gra o charakterze strategicznym. Ma w sobie coś z szachów oraz bardzo kojarzy się z „Neuroshimą Hex" (wygląd planszy) czy „Rojem" (tematyka oraz motyw z otaczaniem przeciwnika).
Oczywiście w grze występuje element losowy w postaci dociągania żetonów. Jest on czasami dość irytujący, szczególnie jak cały czas pod rząd otrzymujemy robotnice i przez to gra nie posuwa się do przodu. Jednak im bliżej końca, tym łatwiej nam przewidzieć co możemy wylosować oraz ułożyć sobie pod to odpowiednią strategię.
Ciekawie również są zbilansowane cztery kasty termitów. Oczywiście kasta czerwona, ze względu na dużą ilość żołnierzy będzie bardzo pożądana przez początkujących graczy. Z czasem można odkryć również zalety grania pozostałymi, a plusem jest fakt, że nie da się zastosować tej samej taktyki. Szczególnie grając termitami Alate czy Nasute trzeba sporo się nagłowić, aby jak najlepiej wykorzystać ich specjalne zdolności mobilne i dystansowe.
Na dużą regrywalność gry wpływają również oferowane w instrukcji gotowe scenariusze. Oczywiście można również pokusić się o opracowanie swoich unikalnych układów terenu. Tutaj chciałbym zwrócić uwagę, iż w grze dwuosobowej warto spróbować rozgrywki na mniejszym obszarze. Wzmocni to interakcję. Polecam rozgrywki w gronie maksymalnie 3-osobowym. Przy większej licznie graczy, na planszy pojawia się ciężki do ogarnięcia chaos. Łatwo się pogubić w własnych jednostkach.
Ciekawostką jest również mini dodatek „Królowa Termitów" dołączony do gry przez polskiego wydawcę. Dzięki niemu, każdy gracz otrzymuje żeton królowej. Po tym jak zostanie ona wyłożona na planszy, jest nietykalna. Nie można jej zabić ani przemieszczać. W trakcie gry można jednak ją zastąpić dowolną, dostępną jednostką termitów. Niby nic, ale np. na koniec gry możemy mieć zarezerwowane bardzo dobre strategicznie miejsce, które wpłynie na przebieg rozgrywki.
Podsumowanie
Do gry „Termity" idealnie pasuje przysłowie „Nie oceniaj książki po okładce". Choć wygląda ona na prostą, familijną grę, drzemie w niej bogactwo strategii. To gra taktyczna pełną parą. Wymaga ona ciągłego planowania, logicznego myślenia i opracowywania skutecznej metody pokonania wroga. Porównanie jej z szachami nie jest na wyrost. Choć występuje w niej element losowości, nie mamy co liczyć na samo szczęście. Dodatkowo wysoka regrywalność sprawia, że na pewno każda rozgrywka będzie wygląda inaczej. Polecam z czystym sumieniem każdemu miłośnikowi gier ... wojennych. Tak, wojennych. Przecież to wojna, tylko w skali mikro.
Dziękujemy wydawnictwu Rebel za przekazanie gry do recenzji.
Zdjęcie w tekście pochodzi ze sklepu Rebel.pl.
Zgarnij Złotego Buggy w Dying Light: The Following
Techland zapowiedział pierwsze wyzwanie społecznościowe w Dying Light: The Following. W najbliższy weekend (19-20 marca 2016) gracze na całym świecie mogą wspólnie osiągnąć postawiony cel w wydanym ostatnio rozszerzeniu – przejechać 5 000 000 zombiaków przy pomocy buggy. Osiągnięcie celu w ciągu 48 godzin zostanie nagrodzone złotym malowaniem dla pojazdu terenowego buggy w grze. Za sam udział wszyscy uczestnicy otrzymają specjalne kwity na broń.
"Dodaliśmy jeszcze coś ekstra, aby przyjemność z unicestwiania zombie była jeszcze większa." – mówi producent, Tymon Smektała. „Na czas trwania akcji zwiększyliśmy siłę uderzenia buggy, więc rozjeżdżanie zombiaków będzie jeszcze fajniejsze. Musicie tego spróbować!"
Fani mogą śledzić na żywo postęp w wyzwaniu pod adresem dyinglightgame.com/bounties. Na stronie znajduje się zegar odliczający czas do rozpoczęcia wydarzenia oraz licznik pokazujący aktualny wynik. Po zakończeniu akcji na stronie zostanie opublikowany ostateczny wynik 'Buggy Frenzy'. Tylko uczestnicy będą mogli odebrać nagrody. Wydarzenie będzie trwać przez 48 godzin w dniach 19-20 marca (od soboty 8:01 czasu polskiego). W akcji mogą wziąć udział gracze na wszystkich platformach - PC, PlayStation 4 oraz Xbox One.
Atlantyda
Atlantyda to mityczna kraina, która miała być miejscem istnienia rozwiniętej cywilizacji zniszczonej przez serię trzęsień ziemi i zatopionej przez wody morskie. Dzisiaj to ty możesz stać się odpowiedzialny za jej upadek.
Wiek: 10+
Liczba graczy: 2-5 osób
Czas rozgrywki: 45 minut
Cel i fabuła
Gracze wcielają się w role zatapiających Atlantydę bogów. Każdy z nich jednak posiada swoich własnych wyznawców, których pragnie chronić. Na sam koniec, gdy sztormy ucichną, ocaleje zaledwie jedna dzielnica. Wygrywa gracz, który zdobędzie największą liczbę punktów. Otrzymać można je natomiast za ocalałą dzielnicę, nie zatopione domy w odpowiednim kolorze oraz domy, które udało się zatopić wywołując największe fale.
Strona wizualna
Gra została stworzona w formie puzzli, które układamy na planszy. Jej elementy są porządnie wykonane, a szata graficzna zachęca do gry. Również instrukcja została napisana w jasny i przejrzysty sposób, a znajdujące się w niej opisy poparte zostały przykładami zaprezentowanymi na zdjęciach. Jedynym elementem do którego mogłabym się tutaj przyczepić to słabe oznaczenie granic między dzielnicami miasta. Znajdują się one na złączeniach puzzli i czasami zwyczajnie ich nie widać. Zapewne po którejś partii z kolei problem znika, za pierwszym razem jest to jednak pewne utrudnienie.
Przygotowanie gry
Rozkładamy planszę. Umieszczamy na niej złożone z puzzli dzielnice w taki sposób, żeby odpowiadały kształtem zarysowi na podkładce. Gracze wybierają żetony bogów i kładą je przed sobą na stole. Gdy już znają swoje symbole wybierają odpowiadającą im talię kart. Karty należy potasować, dobrać po siedem i odłożyć przed sobą w zakrytym stosie. Następnie gracze losują swoje dzielnice spośród dziewięciu kafelków z ich oznaczeniami. To jej podczas rozgrywki będą musieli bronić. Zarówno kart jak i dzielnicy nie wolno pokazywać pozostałym graczom. Należy jeszcze rozlosować kolory domów, a same budynki ułożyć na stworzonej już mapie Atlantydy (ich ilość zależna jest od liczby graczy). Domki rozmieszczane są naprzemiennie (po jednym naraz) przez graczy, nie ma tu zasad, którymi powinni się kierować. Stawiają je tam, gdzie chcą. Rozpoczyna gracz, który ostatnio był na jakiejś wyspie lub najstarszy zawodnik i to on otrzymuje żeton pierwszego gracza.
Przebieg rozgrywki
Gra trwa osiem rund, a każda z nich składa się z trzech etapów. Po zakończeniu etapów zostaje zatopiona dzielnica przy której gracze rozpętali największy sztorm. Budować go można przy pomocy kart bogów, ale w ciągu jednej rundy wyłożyć można ich tylko trzy - po jednej na etap - więc trzeba wykonywać przemyślane ruchy. Istnieją dwa sposoby wykładania kart sztormu: do dzielnicy w której już szaleje lub do nowej, by go dopiero rozpętać. Gracz, który wywoła sztorm w danej dzielnicy kładzie w niej swój żeton boga i nie może w ciągu tej rundy wywołać kolejnego. Podczas etapów gracze zamieniają się kolejnością wykładania kart przekazując sobie części znacznika. Na koniec każdej z rund jedna z dzielnic zostaje zatopiona. Oczywiście jest to dzielnica, przy której rozszalał się największy sztorm. Na końcu instrukcji pojawiają się trzy kolejne warianty gry (w tym jeden przeznaczony dla dwóch graczy).
Wrażenia
Myślę, że gra przeznaczona jest przede wszystkim dla 3 do 5 graczy, a przy opcji dla dwóch osób, mimo że zupełnie zmieniają się zasady rozgrywki, mogłoby być nieco nudno. My graliśmy we trójkę dzięki czemu rozgrywka była naprawdę świetna. Dodatkowo można urozmaicić ją sobie odmiennymi wariantami gry.
Podsumowanie
Nigdy nie myślałeś o tym w jaki sposób zniszczona została Atlantyda? Naprawdę? Nie żartuj! W takim razie może lepiej idź pograć w karty. Atlantyda do gra, która skupia w sobie kilka ważnych elementów, a jest wśród nich między innymi interesujący zarys fabularny. Pozostałe to ciekawa mechanika gry, jednostajna, ale bardzo przyjemna szata graficzna i naprawdę niewielki brak losowości - wszystko zależy od współpracy pomiędzy graczami, zdolności do blefowania oraz oczywiście planowania, przewidywania akcji innych i odrobiny logicznego myślenia. Muszę przyznać, że rozgrywka naprawdę wciąga i z przyjemnością mogę ją polecić innym graczom.
Wywiad z Arturem Laisenem
Twoja debiutancka powieść „CK Monogatari" była książką raczej nietypową, jeśli chodzi o przynależność gatunkową – określasz ją „thrillerem metafizycznym" czy też „współczesną powieścią obyczajową z elementami fantastyki". Pierwsza część „Teraii" czyli „Studnia Zagubionych Aniołów" to fantasy nawiązująca bardziej do klasyki gatunku niż do najnowszych powieści Martina czy Eriksona. Skąd ten zwrot?
"Neuroshima Hex 3.0" powróci na sklepowe półki!
Paczki z grami zostały już wysłane do polskich sklepów, więc na dniach powinny pojawić się na sklepowych półkach!